poniedziałek, 4 maja 2015

You, Me and Bed! cz.9




*Oczami Conora*

Jestem wkurwiony! Dlaczego mi nikt nie powiedział, że Liam się leczy na jakieś gówno?! Wbiegłem do domu jak poparzony. Rodzice siedzieli w salonie i przeglądali papiery.
-Nadal praca? - wkurwiłem się jeszcze bardziej. Tu pierdolą o trosce, a tu znów siadają do papierów! 
-Niee... Przeglądamy papiery Liama. Siadaj - matka płakała. Widziałem to po zaczerwienionych oczach. Ojciec pił kawę i patrzył się ślepo w jakiś punkt na podłodze. 
Usiadłem na fotelu. 
-Powiecie mi na co choruje Liam? - prosto z mostu. Nie lubię owijania w bawełnę.
Rodzice spojrzeli się na siebie jakby przeprowadzali jakąś niemą rozmowę.
-W sumie jesteś na tyle duży by znać prawdę. Ale mógłbyś nam najpierw dać numer do twojej dziewczyny? - a na co on im? Chcą mnie szpiegować?! 
-Po co?
-To ciężka rozmowa i... Możesz... Po prostu podaj - matce trudno było się wysłowić. No dobra podałem ten cholerny numer. Zapisałem na karce i nastawiłem uszy. Matka wstała i sięgnęła za telewizor. Wyciągnęła stamtąd pudełko. Dziwne, nie wiedziałem o jego istnieniu, a tyle przesiadywałem przed tv. Usiadła z powrotem na kanapie i otworzyła pudełko. Wyciągnęła z niego zdjęcie naszej szczęśliwej rodzinki. Byliśmy na nim uśmiechnięci, a to tylko dlatego, że żył Nataniel. Trzymałem je w ręku i nadal nie rozumiałem.
-No i co z tym zdjęciem? - spytałem póki co, opanowany.
-Na tym zdjęciu... Kogo widzisz? - spytała matka.
Jeszcze raz spojrzałem na fotografię. Czy ona robi ze mnie debila? Przecież jesteśmy tu my. Zmierzyłem wszystkich na nim. Ojciec obejmujący matkę, ona sama śmiejąca się i trzymająca Liama za ramie. No i ja z Natanielem w głupkowatych minach. Uśmiechnąłem się pod nosem. Nadal nie rozumiem. Spojrzałem na nią pytająco. Sięgnęła po kolejne zdjęcie i mi je podała.
-A tu jest prawdziwe zdjęcie... - zbiła mnie tym z pantałyku. Spojrzałem na drugie zdjęcie i... szok.
Na nim jesteśmy tak samo ustawieni, tyle że Liam ma minę obrażonego i znudzonego. Szczerze mówiąc nie pamiętam za dobrze tamtego momentu. 
-Fotomontaż? - spytałem choć i tak znałem odpowiedź. 
-Tak... Liam... Kochał was obu, ale nie mógł się z wami dogadać - co ona pierdoli?! Nataniel był najlepszym przyjacielem Liama! Chyba coś się jej pomyliło.
-Nami? Chyba ze mną - chciałem ją poprawić, ale ona pokręciła przecząco głową. Zmarszczyłem brwi.
-Nat poprosił Liama by od czasu do czasu bawił się razem z wami. Niechętnie zgodził się na to. A potem śmierć Nataniela i... - matka ciężko przeżywa to wspomnienie. Ojciec głaskał ją po plecach.
-Bo widzisz... - zaczął ojciec.
-I co Liam popadł w jakąś chorobę psychiczną i od tamtej pory bierze prochy? - to było najsensowniejsze wyjście. Nic innego nie wchodziło w grę.
-Nie zupełnie. Liam... on... - ojciec nie wiedział jak to powiedzieć, a matka rozryczała się na dobre - Oszukaliśmy cię, synu.
-Co? Niby z czym? - cholera! Zgubiłem się już.
-Bo Liam, którego znasz dziś nie jest Liamem z czasów kiedy to żył Nat - ta szczerość, już wiem po kim to odziedziczyłem. Ale chwila... Co on mówi?!
-Co to znaczy?! Mów jaśniej! - podniosłem głos. 
Nagle ojciec spojrzał się na drzwi od salonu. Zerknąłem za siebie, a w nich stał Liam. Patrzył się na mnie z miną nie wyrażającą żadnych uczuć.
-Nie jesteśmy braćmi, Con - drugi szczery... ŻE JAK?!
-Co?! O czym on mówi?! - zwróciłem się do starych. 
-Liam popełnił samobójstwo rok po śmierci Nata - wytrzeszczyłem oczy - Przez cały rok chodził do psychologa. Straszliwie obwiniał się za śmierć brata... Uznaliśmy z matką, że i ty nie przeżyjesz jeśli dowiesz się co stało się z Liamem. 
Co oni do mnie mówią?! Moi dwaj bracia... nie żyją? To nie ma sensu... Czy to jakaś ukryta kamera?! 
-Mam nadzieje, że rozumiesz dlaczego nie mogliśmy ci powiedzieć... - ojciec liczył na dojrzałą odpowiedź z mojej strony, ale...
-Jesteś jej bratem, prawda? - czułem że wszystkich zszokowałem tym pytaniem.
-Cono... - zaczynał ojciec.
-Jesteś?! - powtórzyłem, nie zwracając uwagi na starych.
-Tak. Skąd wiesz? - zdziwił się. 
-Heh, Mike mi opowiadał - wstałem i spojrzałem się na "brata".
-Szybko łączysz fakty - był biały jak ściana. To jest ta jego niby choroba?! 
-Jak to się stało? - znów spojrzałem na ojca.
-Jego ojciec to mój stary przyjaciel. Nie mógł przygarnąć...
-Nie chciał... - wtrącił się.
-Nie ważne... Byłem z nim raz w barze i mi się zwierzył. Postanowiłem pogadać z twoją matką o możliwym przygarnięciu chłopaka. Wymyśliliśmy wtedy tą okrutną intrygę. Tyle że Lucas chorował i musiał, zresztą nadal musi brać leki. 
-Lucas? To twoje imię?! - krzyknąłem do niego.
-Tak. Chodź, pogadamy - wiedziałem o czym chce gadać. Ruszyłem za nim.
-Błagam... - matka coś tam mówiła, ale ja już byłem w garażu. 
Stał przede mną z rękoma w kieszeniach kurtki. 
-To że poznałem... spotkałem Lisę to czysty zbieg okoliczności. Gdy poszedłem pierwszy raz do domu Paula i ją zobaczyłem, zamarłem. Chciałem z nią pogadać, ale mnie nie pamiętała. Po jakimś czasie uświadomiłem sobie, że może tak jest lepiej? W końcu ja miałem "nową rodzinkę" i ona również ją miała. W dodatku ona bujała się w "moim bracie" - ciągle robił cudzysłów w powietrzu - a ja mogłem to tylko utrudnić. Chciałem utrzymać cię od niej z dala. Już raz została zraniona dotykiem mężczyzny i nie chciałem by to się powtórzyło. 
-Myślisz, że ja GWAŁCĘ?! - krzyknąłem tak, że na pewno starzy usłyszeli, ale miałem to w poważaniu. 
-Nie. Chodziło mi raczej o to, że ją wykorzystasz a potem zostawisz. Tak samo jak inne laski - zakpił, a we mnie zapaliła się czerwona lampka oznaczająca agresję. 
Podszedłem bliżej niego.
-Chcesz powiedzieć, że grałeś mojego braciszka i jednocześnie grałeś skrytego braciszka Lisy?! Rzygać mi się chce jak na ciebie patrze! - już chciałem odchodzić, iść gdziekolwiek, ale zatrzymał mnie.
-Jak mnie rozpoznałeś? - stanąłem.
-Po tym jak się do niej kleiłeś. Mike powiedział mi, że traktowałeś ją jak swoją dziewczynę, a nie siostrę. Powiązałem fakty, ale na początku wydawało mi się to śmieszne i niedorzeczne. Dziś jednak rozumiem, że się nie myliłem - nic więcej nie mówił, a ja poszedłem.

Po dwóch godzinach biegania po różnych zakamarkach parku i lasu, postanowiłem sapnąć. Kucnąłem przy tym pamiętnym strumyku i spojrzałem na telefon. Trzy nieodebrane połączenia od Lisy. Olałem to. Schowałem telefon do kieszeni i zacząłem rozmyślać. Na pewno nie powiem o tym Lisie, mowy nie ma. 
Nie wiem ile tak siedziałem i myślałem, ale ktoś mnie zaszedł i pocałował w policzek. Od razu rozpoznałem te usta.
-Co tu robisz? - spytałem ją. Była dziwnie uśmiechnięta.
-Szukałam cię, a Liam stwierdził, że pewnie biegasz. Szukałam w różnych miejscach, aż w końcu przypomniałam sobie o tym - wskazała głową na strumy. Uśmiechnąłem się lekko.
Ta dziewczyna potrafi wywołać u mnie uśmiech choć jestem w chujowym nastroju. Złapałem ją w talli i zmusiłem, żeby usiadła na moich kolanach. Jej ręce od razu powędrowały na moją szyję. Patrzyłem się na nią i jedyne czego teraz potrzebowałem, to to żeby po prostu była. Bawiła się włosami na mojej głowie. Nie zdążyłem zorientować się kiedy się do mnie przytuliła. 
-Lisa? - może nie tylko ja mam taki humor. Może ona nałożyła maskę, a ja nie zauważyłem?
-Boje się ciemności...
-Co?! - osunąłem ją szybko od siebie, a z jej nosa poleciała krew, a z oczu popłynęły łzy - LISA?! Co się dzieje?! 

-LISA! - poderwałem się z twardej ziemi. Było już szarawo. Zorientowałem się, że zasnąłem przy tym strumyku. Czy ona tu była?! Ten sen był strasznie dziwny... Poczułem, że muszę do niej zadzwonić. Nie odbiera, cholera! Wstałem na równe nogi i ruszyłem do jej domu, przebierając się w porsche. Zapukałem, ale nikt nie otwierał. 
Wróciłem do domu. W jadalni usłyszałem śmiechy więc wszedłem. Zobaczyłem jak matka, ojciec i Liam, a właściwie Lucas, sobie gawędzą. Od razu zapanowała cisza, gdy tylko mnie zauważyli. 
-Coś nie tak? - spytał głupio Liam. Ale w sumie teraz potrzebowałem jego pomocy.
-Musisz mi pomóc - mało brakowało, a połknąłby widelec.
-Ja?! 
-Tak! Masz numer do Paula to mi go daj - podszedłem bliżej. 
-Po co ci jego numer? - czuł, że coś ukrywam. To nie moja wina, że mam tak złe przeczucia.
-No dasz?! - warknąłem. Po chwili zastanowienia wyciągnął telefon i zaczął mi dyktować ciąg liczb.
-A teraz powiesz do czego on ci jest potrzebny? - nagle chyba na coś wpadł bo wstał - Nie waż się mówić Lisie! 
-Bo jakbym kurwa zamierzał! - od razu zadzwoniłem do Paula. Długo nie odbierał. 
-Halo?! Kto mówi? - idioto, jeszcze nic nie powiedziałem.
-Gdzie jesteś?!
-Conor? 
-Tak! Gdzie jesteś?! 
-...- ta minuta ciszy zaczęła mnie przerażać.
-NO GDZIE?! - krzyknąłem i czułem, że rodzice mnie mierzą wzrokiem.
-W szpitalu...
-Co...? - zakręciło mi się w głowie. Mój sen miał jakieś złe przesłanie?! - Błagam powiedz, że to tobie coś się stało...
-Znalazłem ją nieprzytomną... Jak chcesz to przyjed...
Nawet nie słuchałem co jeszcze mówił. Od razu wyleciałem z domu i wsiadłem do auta. Zobaczyłem w progu drzwi frontowych, zdezorientowanego Liamo-Lucasa. Nie mam pojęcia, jak powinienem się do niego zwracać.



*Oczami Lisy*


Czuje się taka sztywna... Moje powieki są takie ciężkie... Słyszę jak coś pika... Czy jestem w szpitalu? Otworzyłam pomału oczy i ujrzałam niebieskie ściany i biały sufit. Przy moim łóżku stała maszyna, która wydawała ten charakterystyczny dźwięk. Ścisnęłam moją rękę, ale nie wiedziałam że ktoś ją trzyma. Zauważyłam, że Conor śpi. Głowę miał położoną na moim łóżku razem z prawą ręką, którą to trzymał mają prawą. Martwił się? Czułam, że znów odpływam... Nie miałam chyba jeszcze wystarczająco dużo sił.


Słysze czyjeś głosy. Ktoś przejeżdża kciukiem po mojej prawej ręce. Teraz ktoś zamknął drzwi. Otworzyłam pomału oczy i zobaczyłam, bladego Conora. To on bawi się moją ręką i wygląda jak trup. 
-Co... - próbowałam wypowiedzieć jego imię, ale byłam na to za słaba.
Chłopak momentalnie się na mnie spojrzał.
-Lisa?! - na jego twarzy malowało się tak wiele emocji. Wyłapałam z nich ulgę, radość i... smutek? 
Uśmiechnęłam się lekko. W sumie, czemu jestem taka słaba? Conor podniósł moją rękę i pocałował po czym przyłożył do swojego czoła. 
-Wiesz jak mnie przeraziłaś? Myślałem, że stracę kolejną, ważną osobę w moim życiu... - był na granicy załamania, widziałam to. 
Musiałam znaleźć w sobie resztki sił i coś powiedzieć.
-Przepraszam... - spojrzał się na mnie nadal trzymając w ten sposób moją rękę.
-Co ja mam zrobić? Nie zostawiaj mnie, Lisa... - o czym on mówi?
Przecież żyje... Postanowiłam, że udam zmęczoną. Zamknęłam oczy i udałam się "niby" do krainy snów. Usłyszałam tylko ciche cholera! z ust Conora. Do pomieszczenia ktoś wszedł.
-Może pójdziesz już? Musisz odpocząć. Siedzisz przy niej już od trzech dni. Takie drzemanie przy niej, nic dobrego nie przyniesie - ten głos należał do Paula. Próbował być silny, ale wyczuwałam w jego głosie strach. 
-Nigdzie nie idę. Mowy nie ma! - ścisnął mocniej moją rękę. Zaczynałam się trochę bać.
-Ok... Nie wiem jak długo będę w stanie oszukiwać Liama... Jak on dowie się, że Lisa jest w szpitalu to mnie i tobie się oberwie.
-Gówno obchodzi mnie Lucas! - Lucas? Dlaczego tak nazwał Liama?
-Posłuchaj, myślę że on powinien tu być. 
-Ta?? I co to da?! Sił jej nie zwróci?! Obudziła się parę minut temu, jakby cie to ciekawiło.
-Serio?! Mówiła coś?! - był podekscytowany lekko. 
-Nie miała sił nawet wymówić mojego imienia. Co jej do kurwy nędzy jest?! Czemu oni nam nic nie mówią?! 
-Jej wyniki są dziwne i ciągle robią jakieś dodatkowe badania. 
-Czyli coś poważnego?! 
-Nie wiem... Ale mamy jeszcze asa w rękawie w razie wu.
-Co?
-Liam... On będzie mógł być dawcą...
-Co?! Jakim kurwa dawcą?! Ty coś wiesz?
-Nie. Po prostu mówię, ze gdyby był potrzebny jakiś przeszczep czy bóg wie co innego, mamy Liama. Wtedy będziemy musieli mu powiedzieć.
Conor zamilkł. Co jest ze mną? Liam - dawcą? O co chodzi?!


Nie wiem kiedy odpłynęłam. Obudziłam się chyba w środku nocy bo ciemność panowała w moim pokoju. Przy moim łóżku czuwał, Conor. Trzymał mnie tak lekko, że mogłam wyjąc rękę. Pogłaskałam go po głowie. Czułam się znacznie silniejsza niż ostatnim razem. Miałam wrażenie, że przespałam wieki! Rozejrzałam się po pokoju. Różnił się od tego ostatniego. Może dowiedzieli się co mi jest i przenieśli mnie?
Ukradłam telefon Conorowi, który leżał na szafce obok mojego łóżka. Zaczęłam bawić się nim. Jak zwykle zabezpieczenia, nie zrobiły na mniej najmniejszego wrażenia. Odblokowałam ekran i zaczęłam szperać mu w telefonie. Wiem, że naruszam jego prywatność, ale cholernie mi się nudzi! Przejrzałam kontakty, muzykę i na koniec zdjęcia. No w tym ostatnim to sporo się naśmiałam. Widziałam zdjęcia na których był w głupkowatych pozach z chłopakami. Minęły mi tak trzy godziny w chichotaniu. Na zegarku wybiła 6. Zaczęło robić się coraz jaśniej w pomieszczeniu. Nagle Conor dostał sms'a. To od Liama. A przynajmniej domyślałam się że to on niego.

Lucas:
Mam dość... Gdzie jest Lisa?! Nie powiedziałeś jej, prawda? 
Ja już wariuje... Mam wrażenie, że razem z Paulem ukrywacie ją przede mną... A to ja powinienem ukrywać ją przed tobą! I nie obchodzi mnie, że ze sobą chodzicie! Nie zasługujesz na nią... 

Ta treść mnie zdziwiła. Po chwili przyszła kolejna wiadomość.

Lucas:
Widzisz?! Nie panuje już nada sobą. Nie biorę tabletek od 2 dni i mam jakieś pojebane myśli! Twoi starzy kontrolują mnie jak pięciolatka! To wkurwiające! Męczy mnie to życie... Mam go dość... Trzymaj się...

Co to znaczy?! On chyba nie... O boże! Muszę obudzić szybko Conora. Zaczęłam trząść chłopakiem. Po chwili obudził się.
-Paul mówiłem, ze nigdzie nie... - gdy mnie zobaczył w pełni sił uśmiechnął się - LISA! 
Przytulił mnie do siebie. Gdy osunął się stykał swoje czoło z moim.
-Najgorsze 12 dni czekania w moim życiu! - ile?! Tyle tu spałam?! Ale teraz to nie ważne! 
-Conor, Liam napisał ci dziwnego sms'a! - skrzywił się gdy mu o tym powiedziałam. Zabrał ode mnie telefon i sam przeczytał wiadomość. 
Spojrzał się na mnie.
-Mam z nim na pieńku... - czemu mi się tłumaczy?! 
-Nie! To znaczy, to wiem! Ja zrozumiałam, że chce sobie coś zrobić! - po chwili zastanowienia, zrobił duże oczy. Wyskoczył z sali by po chwili zjawić się w środku z Paulem.
-Sis! - ucieszył się na mój widok.
Do mojego łózka podszedł Conor i pocałował mnie w czoło.
-Wrócę, najszybciej jak się da, obiecuję. A tego debila zatrzymam! - nim się spostrzegłam, zniknął z mojego pola widzenia. 
-Co jest?! - spytał zdezorientowany Paul.


Ciąg dalszy nastąpi...



<---Poprzedni


~LilaSam~


4 komentarze:

  1. Ja wiedzialam ze oni są rodzeństwem. Rozdział po prostu cudo. Teraz tylko czekać na ostatnią część która wszystko wyjaśni.

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda że się to kończy :( ale bardzo ciekawe ^^ justa

    OdpowiedzUsuń
  3. Twój blog został dodany :)
    http://blogujmy-wspolnie.blogspot.com/2015/05/lilasam.html#comment-form

    OdpowiedzUsuń