wtorek, 22 sierpnia 2023

Beyond Dimension cz.1-8 [Porzucone]

    

[Prolog]

    – Coś ostatnio szybko chodzisz spać – zauważyła moja mama, gdy oznajmiłam jej o moich zamiarach pójścia spać po dwudziestej.

    – Po prostu ostatnio nie miewam koszmarów – wzruszyłam ramionami.
    
    – Czyli nie ma już potworów pod twoim łóżkiem? – zaśmiała się i kucnęła naprzeciwko mnie.

    – Mamo, to nie są potwory – poprawiłam ją, na co tylko ściągnęła brwi. – Mogę iść już spać?

    – Tak, naturalnie – potrząsnęła głową, jakby wyrwała się z transu.

    – Dobranoc, mamusiu – pomachałam i pobiegłam po schodach.

    – Nie biegaj! – krzyknęła.

    Weszłam do swojego pokoju i zamknęłam drzwi. Mała lampka nocna zostawiała swoje ślady na ścianie przez różne kształty w jej kloszu. Pobiegłam do łóżka i wskoczyłam na nie.

    – Mama zabroniła ci biegać – usłyszałam znajomy głos z najciemniejszego kąta w pokoju.

    – Cześć, Demon – pomachałam uradowana na jego widok, choć wcale go nie widziałam.

    – Twoja mama zaczyna podejrzewać, że zwariowałaś, wiesz? – powiedział równie cicho, co poprzednie zdanie. Tak samo odległym głosem, tak samo chłodnym.

    – Skąd wiesz? – przechyliłam lekko głowę na bok.

    – Bo słyszę, zapomniałaś? – usłyszałam w jego głosie nutkę zdziwienia. – Ludzie mają taką ulotną pamięć – westchnął lekko.

    – Wybacz, że mam dopiero trzynaście lat – żachnęłam się.

    – To, czy masz trzynaście, czy pięćdziesiąt, nie zmieni faktu, z jakiego pochodzisz gatunku. Gatunku ludzi.




[Rozdział 1]

    – Dobranoc, skarbie – powiedziała z uśmiechem i zamknęła drzwi, gasząc uprzednio światło.

    Leżałam w swoim łóżku przykryta po sam czubek nosa. Gdy w pokoju zapanowała ciemność, przełknęłam nerwowo ślinę. Moja dziecięca wyobraźnia zaprowadziła mnie poza granice normalności. Znów zaczęłam sobie wmawiać, że coś jest pod moim łóżkiem, w szafie, czy gapi się na mnie z kątów pokoju. Pisnęłam cicho i schowałam się cała pod kołdrą, modląc się w duchu o szybkie zaśnięcie.

    Odkąd pamiętam, panicznie bałam się różnorakich potworów z bajek i tych, którymi straszy się dzieci, by szybko szły spać. Intuicja podpowiadała mi, że takie stwory nie istnieją, ale byłam tylko dzieckiem, a wtedy wyobraźnia jest najbardziej nieokiełznana.

    Nawet w wieku trzynastu lat nie potrafiłam przestać się bać, gdy w pokoju zaczynały panować ciemności. Nienawidziłam ich. Każdy z członków rodziny wiedział o moich lękach nocnych, ale nie zwracali na to zbytnio uwagi. Niejednokrotnie budziłam się z krzykiem w środku nocy. Koszmary. Mama zabraniała mi oglądać horrory, ale ciekawość i namowy brata były zbyt kuszące. Tego wieczora również takowy film obejrzałam, za co srogo oberwało się starszemu bratu, Eronowi. Rodzice mieli wrócić dopiero nad ranem, dlatego razem mieliśmy mieć seans. Niestety bądź stety, wrócili przed północą i przyłapali nas na naszych cotygodniowych horrorach.

    Leżąc samemu w ciemnym i cichym pokoju zaraz po obejrzeniu filmu o duchach... Moja wyobraźnia działała na najwyższych obrotach. Byłam przerażona i nie wiedząc kiedy, zaczęłam płakać. Dopiero pociągnięcie nosem uświadomiło mi, co właściwie się ze mną dzieje.

    Chwyciłam rant pierzyny i zrzuciłam ją z siebie, siadając. Wzięłam duży oddech, by dać płucom świeżą dostawę tlenu. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się po pokoju. Przywykły już do ciemności, więc łatwiej mi było wyróżnić meble i to, co się na nich znajduje. Pełnia dodatkowo wrzucała trochę światła do pokoju. Uderzyłam się lekko w oba policzki, by otrzeźwieć.

    – Nic tutaj nie ma, Lana. Potwory nie istnieją – szeptałam pod nosem z zamkniętymi oczami.

    „Monsters don't sleep under your bed. They sleep inside your head".

    Usłyszałam cichy, bardzo odległy i chłodny głos. Nie, nie był chłodny w sensie wrogiego. Raczej poczułam gęsią skórkę, jakby w pokoju znalazł się otwarty zamrażalnik, a wypowiedziane słowa spowijane były tym właśnie zimnem. Wtedy jednak moje oczy gwałtownie się otwarły, a serce podeszło do gardła. Ktoś był w moim pokoju i nie krył się z tym. Byłam przerażona do tego stopnia, że nie mogłam krzyczeć. Przerażenie potęgował fakt, że mężczyzny nigdzie nie widziałam. Siedziałam w bezruchu, czekając na ból, ale on wcale nie nadszedł. Po kilku minutach odważyłam się cichutko odezwać.
    
    – K-Kim jesteś? – Głos mi się załamał, a moje słowa były tak ciche, że nawet nie miałam pewności, czy ten ktoś je usłyszał.

    Nie dostałam na nie odpowiedzi w każdym razie. Były dwie opcje. Pierwsza; nie usłyszał mnie, a druga; to moja wyobraźnia płata mi figle. Mijały kolejne minuty, a cisza i tykający zegarek na szafce, sprawiały, że powoli się uspokajałam. Westchnęłam i położyłam na poduszce.

    – Powinnam przestać oglądać horrory, ze mną jest coraz gorzej – szeptałam.

    Przykryłam się szczelnie kołdrą i zasnęłam. Wiedziałam, że to musiała być wyobraźnia. Bo kto byłby w moim pokoju?




[Rozdział 2]

    Wybiegłam ze szkoły z uśmiechem na ustach. Ostatnie dwa dni były naprawdę udane. Nie miałam problemów ze snem, znalazłam świetną przyjaciółkę, a lekcje przestały być tak nudne.

    Podbiegłam do samochodu taty i wsiadłam na tylne siedzenie.

    – Cześć, tatku! – przywitałam się, podczas zapinania pasów.
    
    – Cześć, słonko – odpowiedział zmęczonym głosem. – Jak w szkole?

    – Normalnie – wzruszyłam ramionami, a tata zaczął wyjeżdżać z parkingu szkoły. – A jak w pracy?

    – Ciężko – przyznał szczerze. – Ostatnio mam nawał zgłoszeń i sam nie wiem, za co się zabrać.

    – Nie chcę być policjantką – westchnęłam, a tata zaczął się śmiać.

    – Miło mi to słyszeć, wiesz? – O dziwo w jego słowach nie doszukałam się żadnego sarkazmu. – To niebezpieczny zawód, a ty jesteś zbyt delikatna do tej roboty – wyjaśnił.

    – Rozumiem – chociaż w głębi dygotałam z nerwów.

    Gdy ktoś mówił mi, jaka to jestem słaba, od razu dostawałam białej gorączki. Nikt nie traktował mnie poważnie, ale co się im dziwić? Miałam tylko trzynaście lat.

    – Ostatnio dobrze sypiasz – stwierdził, spoglądając w tylne lusterko. – Cieszy mnie to, skarbie.

    – Mnie też – uśmiechnęłam się. – Chciałabym tak spać już zawsze – zaczęłam oglądać świat za szybą. Nawet nie zdałam sobie sprawy, jak moje słowa brzmiały źle.

    – Nigdy tak nie mów! – wrzasnął, przez co podskoczyłam i szybko na niego spojrzałam. Akurat zatrzymał się na czerwonym świetle, więc nie było zagrożenia wypadku. Byłam zdezorientowana. Nie wiedziałam, dlaczego tak gwałtownie zareagował na moje głupie słowa.

    – Przepraszam – powiedziałam to, choć nie miałam pojęcia, co zrobiłam źle.

    Resztę drogi pokonaliśmy w absolutnej ciszy. Nawet radio, które wcześniej grało w tle, nagle zdawało się ciche. Nie lubiłam denerwować ojca, zawsze reagował nerwowo, a przez stres w pracy i ciągłe zmęczenie – również z winy moich koszmarów – nie był sobą. Krótko mówiąc; bałam się go.

    – Bądź grzeczna – poprosił, gdy wysiadałam z auta.

    – Jak zawsze – uśmiechnęłam się blado i zamknęłam drzwi.

    Pomachałam mu jeszcze i poszłam w kierunku domu. Ojciec jak zwykle miał popołudniową zmianę, więc tylko podwiózł mnie do domu i od razu jechał do pracy. Dość sporadycznie spędzał w domu cały dzień, więc przywykłam do takiej kolei rzeczy.

    – Cześć, młoda – przywitał się brat, ubierając buty. Zamknęłam za sobą drzwi i popatrzyłam na niego w bezruchu.

    – Dokąd idziesz? – spytałam ciekawa.

    – Z kolegami na kosza i nie, nie możesz iść – wywrócił oczami, jak gdyby znał moje kolejne pytanie.

    W sumie zawsze prosiłam go o możliwość wyjścia z nim, ale odpowiedź zawsze była taka sama. Szybko ulotnił się z domu, a ja z naburmuszoną miną poszłam do kuchni. Chciałam spędzić ten dzień w rodzinnym gronie, bardzo mi tego brakowało, ale jak zwykle siedziałam z mamą u jej przyjaciółki, której swoją drogą nie znosiłam. Po powrocie do domu było grubo po dwudziestej i moja pora spania została zachwiana. Zazwyczaj o tej godzinie już się kąpałam i szłam potem spać, ale moja mama najwidoczniej stwierdziła, że gdy raz pójdę spać później to nic się nie stanie.

    Kolacje zjadłyśmy u Eleonor, więc tylko szybko się umyłam i od razu wskoczyłam pod kołderkę. Niespodziewanie usłyszałam pukanie do drzwi, więc czekałam, aż ten ktoś wejdzie. Mama powoli przemieściła się do mojego łóżka, po czym zasiadła na jego skraju. Popatrzyła na mnie smutnym wzrokiem i zaczęła:

    – Cieszę się, że chodzisz spać przed dwudziestą drugą, jednak... to w twoim wieku dziwne – dotknęła mojej dłoni. – Zazwyczaj trzynastolatki proszą rodziców lub ukrywają swoje siedzenie do późna.

    – Mamo, ja lubię chodzić spać po dwudziestej – oznajmiłam. – Jestem wyspana do szkoły, a i tak nie mam niczego do roboty w późnych godzinach – uśmiechnęłam się pokrzepiająco.

    – Rozumiem – pogłaskała kciukiem wierzch mojej dłoni. – Ale gdybyś chciała posiedzieć dłużej, to powiedz mi o tym, posiedzę z tobą, dobrze?

    Kiwnęłam głową, a mama życzyła mi dobrej nocy. Wyszła i zgasiła lampkę nocną. Nie wiem, dlaczego to zrobiła, bo lubiłam z nią zasypiać, ale w sumie to dobry krok naprzód, prawda? Zamknęłam oczy i pragnęłam zasnąć, gdy nagle usłyszałam silny podmuch wiatru, który sprawił, że gałęzie za oknem zastukały w nie. Pisnęłam głośniej, niż myślałam, ale na szczęście mama była już na dole.

    – Ludzie są tacy głośni – otworzyłam gwałtownie oczy, gdy tajemniczy głos sprzed kilku dni znów dotarł do moich uszu.

    Usiadłam i rozejrzałam się spanikowana po pokoju. Miałam już pewien plan w głowie. W razie czego zawsze mogłam zacząć przeraźliwie krzyczeć, przecież mama jeszcze nie spała. Moje rozglądanie się niczego nie przyniosło, bo ciemności panujące w pokoju były tymi egipskimi.

    – Dlaczego... – zaczęłam, ale postanowiłam zmienić pytanie. – Jak tutaj wszedłeś? – starałam się zabrzmieć pewnie.

    – Trochę mi to zajęło – znów się odezwał, choć nie odpowiedział na moje pytanie, a ja dopiero zdałam sobie sprawę, że ktoś był ze mną w pokoju.

    W moich oczach stanęły łzy, a płuca z trudem czerpały powietrze, aż w końcu straciłam świadomość. To mogło oznaczać tylko jedno; atak paniki.



[Rozdział 3]

    Gapiłam się tępo w ruch uliczny, siedząc na parapecie okna. Do piersi przytuloną miałam moją ulubioną poduszkę. Powróciłam ze szpitala po trzech dniach, a przebywanie w moim pokoju po zachodzie słońca stanowiło dla mnie problem.

    – Zjedz coś – usłyszałam głos mojej mamy, na co podskoczyłam. Spojrzałam na wejście do pokoju z rozszerzonymi oczami. Bałam się takiego niespodziewanego odzywania się.
    
    – P-Potem – wyjąkałam.

    – Martwimy się o ciebie, Lana – oznajmiła ze smutkiem.

    – Nic mi nie jest – zapewniałam. – To był tylko jeden z gorszych koszmarów, już mówiłam.

    – Wiem, ale to nie sprawi, że się uspokoimy, wiesz? – potarła sobie ramiona, jakby było jej zimno. – Co jeśli taki sen się powtórzy? Jak mamy temu zapobiegać?

    – Mamo, obiecuję być silniejsza – posłałam jej uśmiech.

    To nie było kłamstwo. Podczas tego krótkiego pobytu w szpitalu, zostałam zaczepiona przez znajomego psychologa. Opowiedziałam mu o swoich dziwnych przesłyszeniach, co wzięła na poważnie. Doradziła mi by, zamiast uciekać, po prostu być silnym. Takie koszmary i lęki mnie wykończa, więc albo to, albo śmierć przez „to coś". Stwierdziłam, że ma rację. Mogę zdecydować, czy umrę z dumą, czy niczym mysz chowająca się pod miotła.

    – Krzycz w razie potrzeby – wyszła z pokoju, ale zostawiając drzwi otwarte.

    To był jeden z nowych postanowień. Dopóki sytuacja się nie unormuje, muszę być pod jakimś nadzorem. Zaproponowali, bym poszła spać do nich na jakiś czas, ale to byłoby zbyt dziecinne. Miałam już trzynaście lat, chciałam pokazać, że nie jestem już dzieckiem.

    Gdy słońce zniknęło za horyzontem, a miasto oblała ciemność, zaczęłam lekko panikować. Wiedziałam jednak, że muszę zachować spokój, by nie powtórzyła się sytuacja sprzed czterech dni.

    Wzięłam głębszy wdech i poszłam do łazienki, przygotować się do snu. Po trzydziestu minutach wróciłam, nadal przecierając włosy ręcznikiem. Zaprzestałam na chwilę tej czynności, by wsłuchać się w ciszę. Spoglądając na zegarek, dostrzegłam grubo po dwudziestej drugiej. Bez dłuższego przejmowania się wszystkim, postanowiłam położyć się spać. Nie spodziewałam się, że tak szybko się mi to uda.

    Obudziło mnie zimne, wręcz mroźne powietrze, które zakradło się na moją twarz. Otworzyłam niechętnie oczy i spojrzałam na okno, które było zamknięte. Poderwałam się z poduszki i zaciskając piąstki na brzegu kołdry, zaczęłam rozglądać się po pokoju. Ciemność i cisza, tylko to mi odpowiadało. Znałam ten chłód i nie było mowy o pomyłce. Przecież nie przyśniłoby mi się to, prawda?

    – Nie boję się – oznajmiłam pewnie. Jeśli pokazałabym strach, co by wtedy się stało?

    – Przeżyłaś – odpowiedział mi znajomy męski i chłodny głos.
    
    Przełknęłam rosnącą gulę w moim gardle i ciągnęłam rozmowę.

    – Dlaczego miałabym nie? – prychnęłam niby urażona.

    – Nie lubię, gdy wy, ludzie, zachowujecie się tak głośno – mroźniejsze powietrze muskało moje odsłonięte ramiona i twarz. Wzdrygnęłam się. Czy to miało oznaczać, że to coś jest złe?

    – Przecież jest cicho – zauważyłam.

    – Wasze serca, struny głosowe, czy nawet krew płynąca w żyłach wydaje niesamowicie głośne dźwięki. Nie przeszkadzają wam one? – przeraziłam się.

    To coś miało znaczenie lepszy słuch niż człowiek. Przez dłuższą chwilę zastanawiałam się, co odpowiedzieć.

    – Wiesz, nie zwracamy na to uwagi, bo żyjemy z tym od urodzenia.

    Poczułam stoicki spokój wewnątrz siebie, jakbym już nie bała się tego, co czai się w ciemnościach mojego pokoju. Jakby to coś, wcale nie było niebezpieczne.

    – Nie, wy po prostu tego nie słyszycie – zacisnęłam mocniej palce, gdy odkrył mój blef.

    – Skoro wiesz, to dlaczego pytasz o taki nonsens? – odchrząknęłam, gdy zaczynałam odczuwać chrypkę.

    – „Dlaczego"? – powtórzył. – A dlaczego ty żyjesz?

    – Mówisz, jakbym miała być martwa – żachnęłam się, ale od razu poczułam stres. Co, jeśli on wtedy utrudnił mi oddychanie?

    – Masz rację – chłód zaczął zanikać albo to ja zaczęłam się do niego przyzwyczajać. – Przepraszam w takim razie. Wy ludzie, jesteście znacznie bardziej wytrzymalsi, mój błąd.

    – Co... O czym mówisz? – zamrugałam zdziwiona.

    Patrzyłam się w kąt pokoju, bo to stamtąd dochodził jego głos. Ciągle byłam na granicy strachu, a spokoju. W jednej chwili byłam przerażona, by zaraz emanować spokojem. Jednak odpowiedzi na swoje pytanie nie dostałam.

    Wtedy zrozumiałam, że znikający chłód był oznaką jego odejścia. Z niewiadomych mi przyczyn poczułam lekkie ukłucie samotności. Obraziłam go, poczuł się dotknięty, przeprosił i odszedł. Czyli jak każdy w moim życiu.



[Rozdział 4]

    – Lana skarbie, jak ci się dziś spało? – spytał tata, gdy siedzieliśmy przy śniadaniu.

    Niechętnie przeżuwałam każdy kęs kanapki, by potem iść z do cioci Evy wraz z mamą. Czy wspominałam już kiedyś, jak bardzo nie lubię przyjaciółek mamy, bo te są moimi „ciociami"?

    – Siora, ojciec do ciebie mówi – brat uszczypnął mnie mocno, przez co pisnęłam i niechcący kopnęłam go pod stołem. Ten pod wpływem bólu uderzył kolanem o blat i skuliła się na krześle. Byłam pewna, że przeklął pod nosem, ale było to na tyle ciche, że nie miałam pewności.

    – Luka, co ty wyprawiasz, na miłość boską?! – wrzasnęła mama, gdy zapanował zbyt głośny harmider przy stole. Ojciec cicho się śmiał, gdy ja masowałam obolałą rękę, a brat kolano.

    – Przeproś siostrę – nakazała.

    – A za co? – prychnął. – Było nie zasypiać.

    – Nie spałam! – zaprotestowałam szybko. – Po prostu myślałam!

    – Ty nie myślisz, bo niby czym – uśmiechnął się szyderczo.

    – Mam więcej w głowie niż ty...

    – Dość! – mama znów podniosłą głos. – Jesteś starszy i powinieneś dawać lepszy przykład.

    – Tak – odpowiedział bez zainteresowania.

    Po skończonym posiłku każdy poszedł w swoją stronę, a ja wraz z mamą do jej znajomej. Gdy ona szła żwawym krokiem, ja leniwie czołgałam się za nią w dość sporym odstępie. Była tak zafascynowana myślą o spotkaniu z przyjaciółką, że nawet nie zwróciła na to uwagi. Odległość zwiększyła się, gdy podbiegł do mnie mały pies i rzucił pod nogi patyk. Kucnęłam, by się z nim przywitać, a po chwili podeszła do nas jego właścicielka. Starsza pani Riven, która chyba jako jedyna niedogadywana się z moją mamą za to ze mną już tak. Porozmawiałam z nią chwilę, a gdy nie dostrzegłam mamy w zasięgu wzroku, szybko się pożegnałam i pobiegłam za nią.

    Wróciwszy do domu, byłam padnięta. Ojciec siedział w pracy do późnych godzin nocnych, a brat poinformował mamę smsem, że zostaje na noc u kumpla. Nie, żeby to było dla mnie czymś strasznym, ale im dom był bardziej pusty, tym bardziej się bałam. Bo to tak, jakbym była w nim sam na sam z tym... czymś.

    – Kochanie, zostawię drzwi otwarte, dobrze? – posłała mi smutny uśmiech, gdy usadowiłam się pod kołdrą.

    – Jasne – westchnęłam i położyłam głowę na poduszce.

    – Dobranoc, śpij dobrze.

    Zniknęła z pola widzenia, a cichy dźwięk schodzenia po schodach doszedł do moich uszu. Położyłam sobie rękę pod głowę, bojąc się, co przyniesie noc. Tego dnia nie czułam się dobrze, więc i koszmary mogły powrócić. Nikt nie wiedział, jak mi pomóc; kończyły się pomysły. Przewróciwszy się na drugi bok, modliłam się o sen bez zakłóceń.

    Niestety, moje modły spoczęły w piekle, bo Bóg chyba mnie nienawidził. Nie wiem jak, ale obudziłam się na trawniku w ramionach siedemnastoletniego syna sąsiadów i mojej matki, tuż obok niego. Czułam wilgoć na moich policzkach, a powieki były takie ciężkie... Nie byłam nawet w stanie, usłyszeć ich słów, które ginęły gdzieś w tle. Znów ogarnęła mnie ciemność i ot co. Jedyne co poczułam to ten znajomy mroźny chłód na moich policzkach i bosych łydkach. On był nawet na zewnątrz. 



[Rozdział 5]

    – Jak się czujesz, Lano? – spytała po raz enty moja psycholożka. Złamałam linijkę, którą się bawiłam z nudów.

    Wizyty u tej kobiety nic nowego nie wnosiły w mojej sprawie i szczerze powiedziawszy, miałam jej serdecznie dość. Zawsze te same pytania: jak się czujesz? Co ci się śniło? Czy masz dziwne myśli?

    Do tej pory nie wiem, co rozumie przez „dziwne".
    
    – Lano? – pochyliła się nad biurkiem, czym wybiła mnie z rozmyśleń.

    – Czuje się dobrze, bo nic nie pamiętam – podparłam sobie policzek na wnętrzu dłoni, gdy oddałam jej dwa kawałki linijki.

    – Ani jednego detalu? – drążyła.

    – Nic, a nic – zrobiłam dzióbek. – Kiedy mogę iść do domu?

    – Twoja mama bardzo się o ciebie martwi, podobnie twój ojciec – westchnęła bezradnie. – Podobno wziął tydzień wolnego, by być przy tobie.

    – Czuje się, jakbym była chora psychicznie i ktoś musiał mnie nadzorować – wyznałam. – A ja mam tylko koszmary senne.
    
    – To nie są „tylko" koszmary, słonko – pokiwała głową. – Ty znów lunatykowałaś. Twoja mama mówiła, że ostatni raz był, gdy miałaś sześć lat, nie pamiętasz?

    – Podobnie jak wtedy, tak i teraz nie wiem, o czym śniłam – skupiłam swoją uwagę na akwarium, w którym pływały trzy rybki o różnych kształtach i wielkościach.

    – Rozumiem – odpowiedziała z nutką smutku. – Gdybyś coś sobie przypomniała, proszę, powiedz o tym komuś.

    – Dobrze.

    – To wszystko na dziś, rodzice czekają za drzwiami – wyjaśniła, gdy wstałam. – Ale... Muszę z nimi zamienić słówko, mogłabyś teraz ty zaczekać na nich? – poprosiła.

    – Naturalnie – uśmiechnęłam się zmęczona, po czym wyszłam.

    Przekazałam informację rodzicom, by chwilę potem usiąść na krzesełku i czekać, aż wyjdą. Troszkę bałam się tego, co się ze mną dzieje. To chyba naturalne bać się nieznanego. Nikt nie wiedział, jak mi pomóc, ja sama nie umiałam tego wyjaśnić. Czy to oznaczało, że groziło mi coś złego? Czy to mogła być sprawka tego czegoś z mojego pokoju? To jest ta jedna sprawa, o której nie mówiłam już nikomu. Potwór z mojego pokoju. Duch, demon, potwór, jak to nazywać? To wyszło z pokoju, może nawet sprawiło, że lunatykowałam. Nie potrafiłam przypomnieć sobie, o czym śniłam i to najbardziej mnie frustrowało. Zaczęłam trochę bardziej bać się tej istoty z mojego pokoju i każda kolejna noc w nim spędzona, wydawała mi się straszniejsza od poprzedniej.

    – Jedziemy, Lano – powiedział chłodno ojciec.

    Spojrzałam na niego zdziwiona, bo co jak co, ale mój ojciec był jeszcze bardziej czuły względem mnie niż matka.

    – O-Ok, coś się stało? – pytałam, gdy szliśmy do wyjścia.

    – Nie, tylko ta psycholożka jest niekompetentna – warknął.

    – Przestań, dobrze wiesz, że ma racje – matka dotknęła jego ramienia, a ja czułam się jak piąte koło u wozu.

    – Jak może w ogóle mówić, że nasza córka może „widzieć" wyimaginowanych przyjaciół! – strzepnął jej rękę, a moje oczy stały się piłeczkami do pin ponga. – Toś to szaleństwo, Caren!

    – Owszem, też w to nie wierzę, ale cała reszta to prawda! – oboje krzyczeli na całą placówkę, robiąc mi siarę, bo przecież chodziło o mnie. Wariatkę, co serio widzi potwory.

    – Mamo, tato, wracajmy – poprosiłam, łapiąc mamę za rękę.

    Spojrzeli na mnie w milczeniu, jakby zdając sobie sprawę, co przy mnie mówili. W napiętej atmosferze wsiedliśmy do auta i w jeszcze gorszej spędziliśmy resztę dnia. Nawet mój brat był w innym świecie, jakby wstydził się mojej osoby. Bolało, ale nie trudno im się dziwić.

    Tej nocy mama na zmianę z tatą pilnowali mnie w pokoju. Nie potrafiłam się przez to dobrze wyspać, ale w pewnym sensie gwarantowali mi bezpieczeństwo. To coś się nie pojawiło, a ja zaczynałam wierzyć, że skoro samo przyszło, samo odejdzie. Jak bardzo mogłam się mylić? Tego nie wiedziałam.

    – Tato, myślisz, że mogę zostać psychologiem? – spytałam, gapiąc się w sufit, gdy to już trzecia noc przy mnie siedział. Dla rozrywki zabrał laptopa, by robić luźniejsze zlecenia.

    – Dlaczego nie, słońce? – wiedziałam, że teraz się uśmiecha, nie musiałam na niego spoglądać.

    – Bo w mojej kartotece będzie widnieć, że widzę niewidzialnych przybyszy z kosmosu – prychnęłam rozbawiona własnymi słowami, ale mój tato najwidoczniej wziął to na poważnie.

    – Nie widzisz ich, prawda? Jeśli nie, możemy pozwać tę babę za szarganie twojego imienia.

    Poczułam małe ukłucie w sercu. Przecież widziałam coś dziwnego, nawet czułam! Mój ojciec był tak kochany, że chciał bronić mojego dobrego imienia, jak tylko mógł, a ja nie mówiłam im prawdy. Całej prawdy.

    Przewróciwszy się na drugi bok, powiedziałam, siląc się na normalny ton.

    – Mogę spróbować spać sama? – poprosiłam, choć głos zaczynał mi się łamać.

    – Ale...

    – Proszę, tato, na próbę – zakryłam usta ręką, by stłumić płacz.

    – Dobrze, w razie co, jestem w sypialni obok – poinformował i wyszedł.

    Rozbeczałam się z własnej głupoty i przypadłości. Dlaczego nie mogłam być jak reszta dzieci, dlaczego nie mogłam spać i nic dziwnego nie widywać? Siedziałam tak, a raczej leżałam, wgapiając się w okno, przy okazji rozmyślając. Nie wiedziałam nawet, która godzina i ile już jestem w takim stanie.

    – Więc żyjesz – usłyszałam znajomy, chłodny głos. Przełknęłam ślinę, nie chciałam się odzywać, przecież nie istniał. – Dlaczego mnie ignorujesz? To już drugi raz, gdy ty, człowiek, uciekłaś śmierci spod kosy. A może to zdarza się ciągle?

    – Czego ty chcesz?! – podniosłam się do pozycji siedzącej i warknęłam. Zaczęłam panikować, że usłyszał mnie mój ojciec.

    – „Czego" pytasz – jego ton zwiastował kłopoty. – Twój krzyk słyszymy na drugim końcu granicy, więc jest wielu zaintrygowanych twoją osobą. Niecodziennie ktoś ze świata ludzi jest w stanie przedrzeć się do samej granicy.

    – Co... – ściągnęłam brwi i starałam się doszukać go w ciemności. – Jakie granicy, o czym ty mówisz?

    – Jakby tu dobrać słowa, by przetłumaczyć na ludzki – zrobił „hm", jak gdyby naprawdę nad tym głowił.

    – Okey, przecież ty nie istniejesz, więc czemu ja w ogóle z tobą gadam – uderzyłam się w głowę i zaczęłam histerycznie śmiać.

    – „Nie istnieje", mówisz.

    W moim pokoju pojawił się ojciec z latarką w ręce.

    – Czemu ty nie śpisz, Lana? – spytał zirytowany. Najbardziej jednak martwił mnie nie jego ton, a nadal obecny chłód w pokoju. – I czemu tu tak zimno?

    Rozszerzyłam oczy. Ojciec również był w stanie to wyczuć, a więc...

    Jego latarka zaczęła mrugać, jakby baterię zaczęły się wyładowywać. Ojciec uderzał latarką o wnętrze dłoni, by zaczęła działać. Bezskutecznie. Wpadałam w panikę. To było w stanie dorwać moich bliskich, bo ja zwątpiłam w jego istnienie.

    – Masz zamknięte okno? – dopytywał.

    – T-Tak, niedawno zamknęłam – przełknęłam ślinę.

    – Kładź się spać, bo zaraz będę przy tobie siedział – oznajmił surowo.

    – Tak, przepraszam.

    Położyłam się posłusznie, więc tata opuścił pomieszczenie. Odetchnęłam z ulgą, bo nic już mu nie groziło. Tak przynajmniej sądziłam.

    – Masz rację, dla dorosłych nie istnieję – odezwał się z rogu pokoju. Uniosłam się na łokciu i patrzyłam w tamtym kierunku.

    – Tylko zwierzęta i dzieci – wyszeptałam jakby sama do siebie.

    – Tylko ty, Lano – przeszedł mnie dreszcz wzdłuż kręgosłupa. Moje imię wypowiedziane przez niego... To zdecydowanie budziło strach.

    – Przyjdź jutro, dobrze? Chcę spać – poprosiłam i przyłożyłam głowę do poduszki.

    – To tylko zależy od ciebie. Spokojnej nocy, dziecię człowiecze.

    – Poczekaj – znów poderwałam się z poduszki. – Dlaczego... przecież mój ojciec czuł chłód i latarka... Nie rozumiem.

    – Mówiłem do niego, nawet dotknąłem jego nogi... to chyba była kostka. Tak chyba nazywacie tę część ciała – wydawał się zainteresowany.

    Pierwszy raz w naszej znajomości odpowiadał na moje pytania niewymijająco. Co to wszystko miało znaczyć? Ojciec czuł chłód i latarka reagowała na to coś, ale nie był w stanie usłyszeć i dostrzec dotyku tej istoty? Nim się zorientowałam, upadłam na poduszkę i zasnęłam. Chyba.



[Rozdział 6]

    – Ciekawe, co to za granica – szepnęłam z wystawioną ręką ku suficie.

    W uszach miałam słuchawki, z których płynęły melodie mojej ulubionej playlisty z telefonu. Ciągle w głowie huczały mi słowa tego czegoś. Postanowiłam jednak, że tej nocy muszę poznać jego imię, to byłoby bardziej wygodne.

    Miałam do niego sporo pytań odnośnie tych wszystkich tematów, które rozpoczął. Na przykład, skąd wie, że tylko ja mogę go usłyszeć? Albo czy wie coś na temat mojego lunatykowania.

    Nagle poczułam ostry ból brzucha, a obok mnie pojawiła się piłka do kosza. Spojrzałam wściekła na wejście do mojego pokoju, gdzie to stał mój kochany braciszek.

    – Chodź, pogramy – kiwnął głową, a ja zrobiłam minę w stylu „masz gorączkę?". – Rodzice kazali mi cię nańczyć, więc z łaski swojej, mogłabyś się cieszyć.

    – O tak, taka perfekcja znalazła dla mnie pięć minut – zrobił udawany entuzjazm i wstałam, biorąc piłkę ze sobą.

    Spędziłam z bratem kilka godzin na pobliskim boisku do kosza. Dołączyli do nas jego znajomi, a by było sprawiedliwie, ja byłam w drużynie brata. Nie narzekał na taki obrót spraw, bo całkiem nieźle grałam. Był zdziwiony, ale gdy daliśmy wycisk jego kumplom, był ze mnie dumny. Na koniec kupił mi paczkę żelek i coca colę, bo jak to stwierdził: zasłużyłam. Poczułam rozlewające się ciepło na sercu. W końcu mógł zacząć mnie dostrzegać i częściej gdzieś zabierać, a to już było dużym sukcesem w moim życiu.

    Wróciliśmy do domu w wyśmienitych humorach, co nie umknęło uwadze mamie. Uśmiechnęła się szeroko, gdy tylko nas zobaczyła.

    – Jecie obiad? – spytała.

    – Tak, jestem głodny, jak wilk! – zakomunikował na cały dom.

    – Ja w sumie też – wzruszyłam ramionami i poszłam w ślady Luki, który szedł na górę do swojego pokoju.

    Odłożyłam swoje zdobycze na biurko i przeciągnęłam się. Pierwszy raz tyle biegałam poza szkołą, więc byłam zmęczona. Czułam, że tej nocy będę spała jak zabita.

    – Młoda – do mojego pokoju wszedł Luka. Odwróciłam się do niego zaciekawiona powodem tej wizyty. – Moi znajomi chcieli... – podrapał się z tyłu głowy – to znaczy zmusili mnie, bym zaprosił cię na noc do Aliosa.

    – Że kogo? – przechyliłam głowę na bok.

    – Ten z rudym kosmykiem z dzisiaj – wyjaśniał.

    – Jestem pewna, że miał na imię Lucas – zrobiłam minę myśliciela.

    – Boże święty, po prostu kazał spytać, czy idziesz! – warknął.

    – Sami faceci, więc i wasz dziwny szowinistyczny świat. Nie – pokiwałam stanowczo głową.

    – Skąd ty znasz takie słowa? – prychnął. – Tak czy owak, w domu będzie jego siostra, rok młodsza od ciebie i Ki... znaczy się, Thomas mówił, że zaprosi też swoją. Więc jak?

    – No w sumie, chcę – kiwnęłam uradowana.

    Brat uśmiechnął się delikatnie i wyszedł, informując mnie, że obiad już jest na stole. Podskoczyłam, gdy tylko zniknął z pomieszczenia. Byłam szczęśliwa, wreszcie miałam okazje poznać kogoś w swoim wieku, a może i się zaprzyjaźnić! Oczywiście nie wybiegałam, aż tak daleko w przyszłość, bo ze mną wszystko było możliwe, ale skoro istniała iskierka nadziei, to dlaczego nie miałam w nią wierzyć?

    – Jak było? – spytał ojciec przy stole.

    – Jest całkiem niezła – odpowiedział niby od niechcenia. Posłałam mu mordujące spojrzenie.

    – Zostałam zaproszona przez siostrę jego znajomego na noc – pochwaliłam się.

    – Och – mama spojrzała niepewnie na ojca.

    – Skarbie, to chyba kiepski pomysł – odpowiedział za nią.

    – Właściwie to czemu? – wtrącił Luka. – Przecież może właśnie będzie spoko.

    – Twoja siostra miewa koszmary senne i lunatykuje! – wrzasnęła, aż mój brat postanowił dokończyć posiłek w milczeniu. To nie tak, że zabrakło mu argumentów, po prostu nasza matka w takim stanie bywała nieobliczalna.

    – Kochanie, uspokój się – ojciec pogładził mamę po wierzchu dłoni. – Może oni mają jednak racje? – zmienił front. – Warto spróbować, a może przyniesie to jakiś oczekiwany rezultat?

    Przez kilka minut wymieniali się spojrzeniami, jakby trwała pomiędzy nimi niema rozmowa. Razem z bratem spojrzeliśmy po sobie, po czym wstaliśmy od stołu i poszliśmy do swoich pokoi. Ta rozmowa musiała zostać przeprowadzona na osobności przez naszych rodziców, więc nie było sensu dłużej siedzieć, skoro skończyliśmy posiłek.

    Można by rzec, że ostatecznie decyzji rodziców nie poznaliśmy już do końca dnia. Luka poinformował mnie, że nocowanie i tak jest dopiero w sobotę, więc zostały nam dwa dni.

    Gdy szykowałam się do snu, ojciec po raz kolejny postanowił mnie odwiedzić. Z ręcznikiem na włosach, popatrzyłam na niego jak na dziwaka.

    – Chcesz spać sama, mam rozumieć? – uśmiechnął się.

    – Zgadłeś – zaśmiałam się. – A co z moim nocowaniem? – spytałam, gdy chciał już wyjść.

    – Cóż... – oparł się o drzwi. – Pogadam z nią o tym jutro, dobrze? Może przez noc to przemyśli. Dobranoc.
    
    Poczułam nagły smutek. Prawdopodobieństwo, że moja mama by się zgodziła, było bliskie zeru. Miałam wrażenie, że przez moją niezidentyfikowaną chorobę popada w obłęd i zaczyna wariować. Czasem też odnosiłam wrażenie, jakby się mnie wstydziła i chciała schować do czasu, aż nie wyzdrowieję. Tylko, jak miałam wyzdrowieć, skoro niewiadome było, co mi jest?

    Ułożyłam się wygodnie na łóżku i zaczęłam rozmyślać nad nadchodzącymi dniami. Nie, żebym miała jakieś duże plany oprócz tego noclegu, ale zawsze mogłam coś zaplanować. Po kilku minutach zaczęłam odczuwać zmęczenie po meczu, więc i powieki zaczęły same opadać. Koniec końców zasnęłam szybciej, niż planowałam.

    Obudziłam się w środku nocy cała oblana zimnym potem. Mój oddech był przyspieszony i nierówny. Byłam zdziwiona, bo przecież nic mi się nie śniło, a raczej niczego takiego nie pamiętałam. Byłam jednak zadowolona, że nie obudziłam się z krzykiem, bo znów wszyscy byliby zaniepokojeni.

    – Co za ciekawa odmiana – usłyszałam znajomy głos.

    Nawet nie zorientowałam się, jak w pokoju było lodowato. Musiał siedzieć ze mną od dłuższego czasu, pomyślałam.

    – To znaczy? – westchnęłam i spuściłam nogi z łóżka na podłogę.

    – Nie krzyczałaś – odpowiedział. – Ale czułem, jak rośnie niepokój.

    – Jak to czułeś? – zdziwiłam się.

    – Hm – zamyślił się na moment. – Można powiedzieć, że wyczuwam, co się dzieje w atmosferze wokół mnie. Na przykład wyczuwam też, że za czterdzieści trzy minuty i dwadzieścia dwie sekundy zacznie padać deszcz.

    – Wow – tylko tyle mogłam z siebie wydusić. – Jak to robisz?

    – A jak ty potrafisz wyczuć ciepło i zimno? – odpowiedział pytaniem na pytanie.

    – No... tak normalnie – zawahałam się.

    – To tak jak ja. Ty masz to bardziej ograniczone, u mnie jest to bardziej nieokiełznane.

    – Brzmi koszmarnie – wyznałam szczerze.

    – Bo tak jest – przyznał. – Ludzki mózg jest używany tylko w kilku procentach. Możliwe, że taki stan osiągnąć można dopiero po śmierci, choć jest to mi obce. Nie spotkałem nigdy nikogo, kto by mi to potwierdził.

    – Czekaj, jaki stan? – zgubiłam się.

    – Bardziej nieograniczony – odpowiedział, jakby było to oczywiste.

    – Rozumiem – nagle jednak poczułam olśnienie. – Racja! Jak masz na imię tak właściwie?

    – Imię? – teraz to on był zagubiony.

    – No tak... Na przykład ja jestem Lana – pokazałam na siebie, jakby to miało coś zmienić. – A ty?

    – Imię... – powtórzył. – Nie sądzę, by było mi potrzebne.

    – Jak to? To jak wy się rozróżniacie?

    – My? – znów to zdziwienie. – Jacy „my"?

    – No ty i reszta z twojego gatunku... – czułam się, jakbym rozmawiała sama ze sobą.

    – Jestem sam – mimowolnie rozchyliłam usta.

    – To, czym jesteś?

    – Czym? Najbardziej zbliżone określenie z waszego ludzkiego języka to... bo ja wiem? Może demon? Albo zjawa? Duch jest zbyt zbliżony do człowieka, a nim nie jestem.

    Nagle poczułam, jak atmosfera w pokoju się zmieniła na bardziej mroźna i... mroczną? Zrozumiałam wtedy, co miał na myśli, przez wyczuwanie napięcia w otoczeniu.

    – R-Rozumiem – zająknęłam się. Nie, nie mogę się go bać! – W takim razie będę nazywała cię Demon!

    – Imię?

    – Tak, to będzie twoje imię, zgoda? – klasnęłam w ręce.

    – To przecież nazwa gatunku – zauważył.

    – Oj tam – machnęłam ręką. – Jakoś muszę cię nazywać, bo wołanie To Coś jest zbyt irytujące.

    – Skoro tak – poczułam, jak wielki kłęb mrozu odsunęła się od moich stóp.

    – Idziesz już? Mam wiele pytań! – starałam się go zatrzymać.

    – Och, ale ja nigdy nie odchodzę – zamrugałam zdziwiona.

    – Jak to? Przecież zawsze znikasz i się pojawiasz.

    – Och – znów coś zrozumiał. – Nie, to nie prawda. Nie mogę wychodzić poza granice tego pomieszczenia. Jestem tutaj jak ptak uwięziony w klatce. To, że przestajesz mnie wyczuwać, świadczy o tym, że odsuwasz się od granicy.

    – C-Co? O co chodzi z tą granicą?

    Nagle zapadła cisza. Nie było powiewu zimna, żadnego dźwięku. Miałam wrażenie, jakby zegarki w pokoju stanęły w miejscu, a wiatr i wszystko, co było za oknem, przestało istnieć. Przełknęłam przerażona ślinę i zdałam sobie sprawę, że to nie Demona się bałam. To pustka była przerażająca.



[Rozdział 7]

    Gdy budzisz się z koszmaru, to wiesz, że coś ci się śniło. Może nawet wiesz co. Zazdrościłam takim osobom, bo ja nigdy nie pamiętałam, co takiego strasznego miałam w swojej głowie, że tak potwornie się bałam. Bać się nieznanego, nie ma gorszego strachu. Tak, pod słowem „gorsze" kryje się wiele. Żałosny, beznadziejny, przerażający.

    – Pamiętasz tamtą noc, w której znalazłam się na trawniku przed domem? – spytałam z ręką przyklejoną do szyby.

    Gapiłam się smutnym wzrokiem w miejsce, o którym mówiłam.

    – Tą, gdy każdy się o ciebie tak martwił? – dopytał.

    – Tak – zerknęłam w róg pokoju, jakbym mogła go dostrzec. – Co wtedy robiłam?

    – Sądzę, że chciałaś przejść poza granicę ludzkiego wymiaru – ściągnęłam brwi i spuściłam wzrok na dywan.

    – Co to znaczy? Co znaczy granica? – dociekałam.

    Byłam ciekawa tego sekretu. Mijały dni i tygodnie w niepewności, a ja po prostu czułam narastającą chęć poznania prawdy. Już wtedy wiedziałam, że za tę wiedzę przyjdzie mi zapłacić srogą cenę.

    – Dla was – ludzi – oznacza śmierć. Wielu z was chce umrzeć, by spotkać się z bogiem, zobaczyć drugą stronę. Tak wielu z was nie zdaje sobie sprawy, że po śmierci nie ma nic.

    – Och – tylko tak mogłam skomentować jego wypowiedź. Po chwili jednak na myśl przyszło mi kolejne pytanie. – W takim razie, jak dotrzeć do granicy, o której mówisz?

    – Poprzez śmierć ciała – znów nie zrozumiałam jego słów, więc pospieszył z wyjaśnieniem. – Gdy ludzie się wieszają, umiera ich ciało wraz z duszą. Według niektórych wierzeń, osoby, które gardzą darem bożym, są spychane do otchłani. Jeśli im wierzyć, to wyjaśniałoby, dlaczego tak mało jest tych z mojej rasy.

    – Więc twoja dusza żyje? – nie dostałam odpowiedzi. – Jak chciałam dostać się do ciebie? – znów spojrzałam za okno.

    – Nie wiem, prawdopodobnie złe siły chciały wymusić na tobie śmierć. Jeśli nie zapragniesz jej sama, masz duże szanse na przetrwanie – miałam wrażenie, jakby zaśmiał się ironicznie. Było to na tyle ciche, że nie mogłam mieć pewności. – Jak głupim trzeba być, by chcieć do mnie dołączyć?

    – Gubię się – usiadłam na łóżku i znów wlepiłam spojrzenie w kąt. – Najpierw mówisz, że jesteś sam jedyny, dziś, że jest was więcej, a teraz znów, że jesteś sam – westchnęłam.

    – Bo ja – zatrzymał się na chwilę – nie znam nikogo z mojej rasy. Twoje słowa zapaliły we mnie wątpliwości. Chciałem poszukać swoich, ale jak miałbym tego dokonać? Nie mogę stąd wyjść, nie mogę ich zawołać. Do tej pory sądziłem, że jestem jedyny, ale teraz nie mogę być tego taki pewien.

    – Rozumiem – zrobiło mi się smutno.

    Przeze mnie zaczął szukać kogoś, z kim mógłby porozmawiać. Z kim miałby wspólne cechy i tematy. Ja? Ja byłam tylko dzieciakiem, w którego pokoju został zamknięty.

    – Tak właściwie – zaczęłam – dlaczego jesteś u mnie?

    – Nie wiem – zrobił ciche „hm". – Obudziłem się pewnej nocy w tym miejscu i tak od wtedy cię obserwuje.

    – Myślisz, że kiedyś wyzdrowieje? – spytałam, choć czułam, jak zbiera mi się na płacz.

    Już jutro miałam spać u znajomych mojego brata i tak potwornie się bałam, że przestawałam racjonalnie myśleć. W mojej głowie pojawiły się zwątpienia, masa pytań i strach. Zwykły strach.

    – Jesteś rozgoryczona i zobojętniała – zauważył. – Masz dość swojego dotychczasowego życia. Pragniesz spokoju i normalności, ale czy będzie ona ci dana?

    Wszystkie moje pytania... jakby je znał. Każde jedno, a przecież powiedział niewiele.

    – Nie znam odpowiedzi na to pytanie, ale – znów zrobił pauzę – powinnaś przestać ze mną rozmawiać.

    – Co?! – wstałam na równe nogi. – Dlaczego?!

    – Pochodzę z drugiej strony lustra. Im bardziej się do niego zbliżasz, tym bardziej się zatracasz. To tak, jakbyś płynęła coraz głębiej, aż w końcu nikt nie zdoła cię wydobyć na powierzchnie. Staniesz się zbłąkaną duszą.

    – Nie mogę nic poradzić na to, że cię słyszę i czuję – szepnęłam, siadając na krawędzi łóżka.

    – Mylisz się. Możesz zmienić pokój. Przypominam ci, że jestem uwięziony tylko w tym jednym pomieszczeniu – otworzyłam usta, jednak żaden dźwięk się z nich nie wydobył.

    Mogłam to zrobić, miał racje, ale... czy chciałam? Jedyna istota, która ze mną rozmawiała, która znała prawdę o mnie. Nie zauważyłam momentu, w którym zaczęłam się przywiązywać, a potwory przestawały być straszne.







~awenaqueen~


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz