piątek, 17 grudnia 2021

Angel On Four Paws cz.1-6 [Porzucone]

   

[Prolog]

    Biegłem ile sił w łapach, by uciec przed ostatnimi wiązkami światła, które bez problemu mogły mnie wyłapać w ciemnościach. Moje oczy, a nawet moje futro przykuwało wzrok każdego. Szansa, że schowam się nocą w lesie, była znikoma. Raziłem swoim własnym światłem bez konieczności źródła elektrycznego.

    Wskoczyłem na olbrzymi głaz, by chwilę potem wylądować na ziemi po jego drugiej stronie. Zmieniłem kierunek bardziej na zachód, aż wybiegłem na drogę – na szczęście pustą i cichą. Wbiegłem do lasu po drugiej stronie, aż przystanąłem zdziwiony. Odwróciłem łeb, by sprawdzić, czy słuch mnie nie mylił. Pustka i cisza. Nikt za mną nie biegł, nikt nie szedł, nikt nie wołał i nie rozmawiał. Absolutna cisza. Otworzyłem pysk, by zaczerpnąć kilka głębszych wdechów. Taki dystans niespecjalnie mnie męczył, ale warto było zregenerować siły na wypadek dalszego biegu.

    Wróciłem wzrokiem przed siebie i ruszyłem dalej, tym razem wolnym krokiem. Kilka metrów dalej dostrzegłem dobrą norę do skrycia się na kilka godzin, ale nos podpowiadał mi, że za niecałe trzysta metrów stał opuszczony domek. Mogłem spokojnie się tam przemienić i w razie konieczności mogłem wytłumaczyć się zwykłym spacerem po lesie. Ta opcja podobała mi się najbardziej.

    Gdy już zacząłem cieszyć się w duchu ze swojego planu, usłyszałem coś, co zmieniło go diametralnie. Skowyt bólu, a chwilę potem okrzyki i trzaski. Ludzie wiwatowali pojmanie wilka, a gałęzie, na które nadepnęli, pękały pod ich stopami. Zazgrzytałem zębiskami i sam nie wiedząc dlaczego, po prostu pobiegłem w kierunku źródła dźwięków jednego z nas. Nigdy nie pomagałem i już wiedziałem czemu. To zawsze sprowadza na mnie kłopoty.



[Rozdział 1]

    – Coś jeszcze podać? – spytała kelnerka z przesadną słodkością w głosie.

    – Nie, dzięki – mruknąłem i podparłem sobie podbródek na wnętrzu dłoni.

    Młoda dziewczyna odeszła najwidoczniej rozczarowana, a ja dalej zerkałem tylko na śnieżną powłokę za oknem. Taka pora roku była dla mnie najbezpieczniejsza, prawdopodobnie tylko dla mnie. Inne wilki miały wtedy problemy ze znajdowaniem pokarmu czy skryciem się. Ja... no cóż, takich problemów nie miałem. Bardziej przerażały mnie trzy pozostałe pory roku. Tylko w tej mogłem chwilę poczuć się bezpieczniej.

    – Tu jesteś! – krzyknął na całą restaurację, a raczej knajpkę.

    Westchnąłem, zamykając oczy. Czułem jego swąd na kilometr, więc wiedziałem, że i on czuje mój. To do mnie zmierzał, to mi zatruć chciał ten dzień.

    – Hej, zróbmy coś szalonego! – Specjalnie przedłużył samogłoskę. – No słuchasz mnie?

    – Idź, za bardzo zwracasz na nas uwagę – warknąłem, spoglądając na niego spode łba.

    – Co ci ma się stać w takim miejscu? – zaśmiał się.

    Oczywiście, ten gówniarz totalnie zlewał na moje agresywne odzywki w stosunku do jego osoby, czy też to, że miałem kompletnie powyżej uszu jego towarzystwa.

    – Po prostu stul dziób, bo cię zostawię – przymknąłem powieki na nowo.

    Wiedziałem, że to jedno oskarżenie na niego podziała, zawsze działa. Myśl o opuszczeniu go, była dla niego przerażająca. Wielokrotnie myślałem o podrzuceniu go do jakiegoś pobliskiego stada, ale i tak czułem, że skończy się to źle. Albo by go rozszarpali i miałbym spokój, albo by go oszczędzili, więc i tak by mnie tropił...

    – To, co dziś robimy? – spytał trochę ciszej.

    – Nie wiem.

    – Mówisz to codziennie – wypomniał.

    – Bo codziennie pytasz, a ja nigdy nie planuje – odpowiedziałem znów zirytowany.

    Nikt jeszcze mnie tak nie irytował, jak ten gówniarz. Każdego dnia pluje sobie w brodę, że uratowałem go dwa miesiące temu. Od tamtego czasu łazi za mną non stop. Przez pierwszy miesiąc był wyjątkowo milczący, wtedy jeszcze go lubiłem. Od drugiego zaczął być gadatliwy, aż w końcu okazał się totalnym gadułą i strasznie głośny do tego. Po dziś dzień nie wiem, co mnie skłoniło do ratowania skóry temu dzieciakowi, ale to był dziwny instynkt. Jeszcze nigdy nikogo nie ratowałem, a gdy słyszałem, że coś się dzieje – wiałem jak najdalej, by chronić samego siebie. Taki byłem.

    – Możliwe, że powłóczymy się po okolicy – powiedziałem cicho, co go uradowało niezmiernie.

    Zastanawiałem się, jak niewiele trzeba mu do szczęścia. Naiwność jeszcze w nim tkwiła, ale czułem, że wcześniej czy później zobaczy, jaki jestem naprawdę i da mi spokój.

    – Ech, może wyjątkowo...

    – Jutro pełnia, nie świruj – popatrzyłem na niego ostrzegawczo.

    Ten tylko odwrócił wzrok z miną nadąsanego dziecka. Już przeżyłem z nim dwie pełnie, które dały mi się we znaki. Podczas każdej zachowywał się jak nowopowstały wilki. Po pierwszej pomyślałem, że właśnie nim jest, ale potem okazało się, że nie. Ten chłopak żyje już od pięciu lat w świecie wilków. Ciągle chodziło mi po głowie, dlaczego jest podczas każdej pełni taki, jakby dopiero co się narodził w tym świecie. Agresywny, nieprzewidywalny i niebywale silny. To uroki pełni dla nowonarodzony. Na mnie nie robiły one nigdy wrażenia, tylko podczas pierwszej tak się zachowywałem. Od tamtej pory, w niewyjaśnionych okolicznościach, doznałem możliwości przemiany, kiedy zechcę. Inne wilki są zmuszone paradować podczas pełni w swoje zwierzęcej naturze, gdy ja mogę spokojnie przechadzać się w tym czasie jako człowiek. Jeszcze nie spotkałem kogoś takiego jak ja. Zresztą kogoś takiego jak Tommy również. Chłopiec, który pomimo długoletniego stażu, nadal nie potrafi się kontrolować.

    Każda pełnia w jego towarzystwie groziła mi śmiercią albo chociaż poważnymi ranami. I w ciągu tych dwóch nocy miałem go po dziurki w nosie. Złamał mi cztery razy rękę, utoczył z pięć litrów krwi i ogłuszył z dwa razy. Niebezpiecznie było w zasięgu jego wzroku. Rzucał się na wszystko, co się ruszało, a że jedyną wtedy istotą, która się ruszała, byłem ja, rzucał się na mnie.

    Dla tej pełni długo szukałem miejsca, w którym mógłbym go zamknąć, albo chociaż zatrzymać na dość długo. Planowałem nie wchodzić mu w tym czasie w drogę i zobaczyć jak się sprawy potoczą. Trochę ryzykowałem, ale z drugiej strony nie zależało mi na nim. Gdyby zrobił wokół swojej osoby zbyt duży szum, zostawiłbym go dla swojego świętego spokoju. Taki miałem plan na jutrzejszą noc.

    – Wstawaj, muszę pokazać ci pewne miejsce – podniosłem się z krzesła, a mój towarzysz zrobił to dwa razy szybciej, niż powinien.

    Chwyciłem go za łokieć, na co syknął z bólu. Zapomniałem też wspomnieć, że Tommy miał również tendencje do nadludzkich odruchów. Zacznie szybsze od ludzkich. Oczywiście ja również je posiadałem, ale z racji na moje życie wśród ludzi, dość szybko się przyzwyczaiłem do ich tempa. Nasze zmysły były dla nich niewidoczne, dlatego powonienie, słuch czy inne z nich, mogły być spokojnie wykorzystywane.

    Wyprowadziłem delikwenta z ciepłego lokalu na zewnątrz, gdzie temperatura była minusowa. Wzdrygnął się, a ja szybko go puściłem. Narzuciłem sobie kaptur na głowę i schowałem dłonie do kieszeni kurtki. Ruszyłem w kierunku lasu, a chłopak czym prędzej zjawił się przy mnie, idąc ramię w ramię. Przewróciłem na to oczami. Ilekroć bym go wyzywał, zranił – on i tak zawsze szedł ze mną. Byłem ciekaw, czy kiedykolwiek ulegnie to zmianie.



[Rozdział 2]

    Idąc w kierunku cmentarza, do moich nozdrzy dotarł zapach świerku i palących się świec. Momentami miałem naprawdę dość wyczulonych zmysłów. Zatrzymując się przy nowym pochówku, westchnąłem, patrząc na wygrawerowanie w tabliczce. Poczułem, jak za mną zjawia się Tommy, ignorując wszelkie przepisy obowiązujące postaci ludzkiej. Jednak tym razem, nie miałem mu nic do powiedzenia.

    – Czy my... Trafimy do piekła? – spytał nagle.

    Zerknąłem na niego, gdy pojawił się przy mnie, ale jednak w odstępie pół metra. Nowość w jego zachowaniu.

    – Nie wiem, czy coś takiego w ogóle istnieje – westchnąłem, patrząc w niebo.

    – A gdyby istniało... trafimy tam? – dociekał.

    – To nie nasza wina, że tacy jesteśmy – odparłem.

    W tym momencie cisnęło mi się na usta coś zupełnie innego. Coś, czym bym go zranił, ale jakoś nie potrafiły te słowa przejść mi przez gardło.

    – Ale moja, że ta osoba nie żyje! – krzyknął na cały cmentarz.

    Zdzieliłem go w tył głowy, po czym on błyskawicznie chwycił mnie za nadgarstek. Na szczęście jego pokłady siły się wyczerpały dwie noce temu i teraz jego uścisk był raczej taki jak u zwykłego człowieka.

    – Owszem, twoja – przyznałem mu racje. Spojrzał na mnie ze łzami w oczach.

    – Cz-czyli... To będzie...

    – Gdybyś się mnie posłuchał... To bez znaczenia. Nie gdybaj, martw się o następną pełnię.

    Wyrwawszy rękę, wyminąłem go, ale ten znów mnie zatrzymał.

    – Proszę, zrób coś... Ja nie chcę być mordercą – łzy coraz bardziej spływały po jego policzkach, a ja czułem coś na pograniczu odrazy i współczucia.

    – Nie wiem, czy kiedykolwiek zapanujesz nad pełnią. Póki co, ona panuje nad tobą.

    Tym razem pozwolił mi odejść, co też zrobiłem. On potrzebował pomyśleć, zupełnie jak ja. Jego nagła prośba o pomoc wywołała u mnie lawinę myśli na minutę. Rozważałem wiele metod powstrzymania go przy następnej pełni księżyca, ale każda mogła skończyć się tak samo. Pomóc... w jaki sposób miałem to zrobić? Zamknięcie go nic nie dało.

    Gdy tylko się przemienił, czułem ostry zapach jego sierści. Stałem dobre kilkaset metrów od miejsca, w którym go zamknąłem, a zapach dotarł do mnie niemal po sekundzie od przemiany. Już wtedy wiedziałem, jak silnie oddziaływał na niego księżyc tej nocy. Przemieniłem się szybko w wilka, by móc „bawić się" z nim w ganianego. Dopóki ganiał mnie, nie zwracał na nic innego uwagi.

    Usłyszawszy głośne kłapanie pyskiem, ruszyłem przed siebie. Wyczuł mnie, chciał mnie ścigać i to też robił. Wydostał się chwilę po tym, jak ruszyłem. Był znacznie szybszy po przemianie przez kilkanaście pierwszych minut. Potem jego tępo wyrównywało się z moim, całe szczęście. Dlatego też musiałem być kawał przed nim, jeśli w ogóle chciałem ujść z życiem tej nocy. Nim się zorientowałem, ten dorównał ze mną biegu. Odskoczył, by zatopić swoje kły w moim ciele, ale i ja odskoczyłem. Uderzył o pobliskie drzewo, co lekko go ogłuszyło i dało mi możliwość bycia przed nim. Biegłem tak, aż znów się zszokowałem.

    Zatrzymawszy się gwałtownie, wryłem pazury w ziemie. Nasłuchiwałem, ale odpowiedzią była głucha cisza. Znowu to samo, pomyślałem. Lecz tym razem było inaczej. Wyczułem nowy zapach, a chwile potem głośny warkot. Ofiara.

    Zawróciłem czym prędzej, ale gdy dotarłem na miejsce, było już za późno. Pysk Tommy'ego umazany był krwią starszego człowieka. Siedziałem cierpliwie, aż ten zwrócił na mnie swą uwagę. Zdziwiłem się, widząc w oczach wilka, spojrzenie człowieka. Myśli okazały się trzeźwe, a ja przestałem widywać dziwne obrazy, które nie sklejały się w żadną sensowną całość. Obrazy, które były częścią przeszłości tego chłopaka. Podczas pełni, podczas swych agresywnych przemian – pokazywał mi swoje dawne życie w urywkach, których nigdy nie potrafiłem ulepić w całość.

    Nagle jednak nastał spokój. Jego myśli były zwykłymi myślami, nie obrazami. Jedyne co mi pokazał to to, jak zagryzł tego starszego mężczyznę. Poczucie winy, panika, zdezorientowanie, skołowanie, przerażenie... Tak wiele uczuć wyczytałem z jego myśli.

    Westchnąłem i podszedłem do niego pewnie, a ten cofnął się kilka kroków.

    Już jesteś niegroźny.

    Przekazałem w jego stronę. Pochylił swój łeb ku ziemi. Nadal nie potrafił ze mną rozmawiać w ten sposób, ale wiedziałem, co oznaczał ten gest.

    Już jest w porządku. Wróć do tego bunkra.

    Spojrzał na tego mężczyznę, ale w porę zasłoniłem jego ciało swoim. Nie chciałem, by na to patrzył, by znów się rozjuszył. Tak łatwo można było tego dokonać przy tym księżycu.

    Po chwilowym zawahaniu pobiegł w kierunku bunkra. Odwróciłem się w stronę tego mężczyzny i czułem, jak mnie samego oblewa fala chęci mordu. Mimo częstego głodu nie odważyłem się rzucić bezpośrednio na człowieka. Zwierzęta, owszem. Ludzie, nie.

    Nagle jednak dotarło do mnie coś bardzo intrygującego. Wróciłem wzrokiem w dal, w którą pobiegł Tommy. Czy on właśnie ujarzmił samego siebie poprzez pożywienie? Czy wystarczyło dać mu krwi innej niż wilcza, by się uspokoił?

    Nie zrozumiałem, ale postanowiłem sprawdzić to przy następnej okazji. Wiedziałem za to jedno, z każdą pełnią byłem coraz bardziej przygotowany i więcej z niej wynosiłem. Przestawał być dla mnie tak bardzo przerażający. Zaczynał być skomplikowany i zagubiony.



[Rozdział 3]

    – Gdzie jest twoja rodzina? – spytał nagle.

    Razem z chłopcem siedzieliśmy w przytulnej kawiarence. Potrzebowaliśmy się ogrzać, gdyż na zewnątrz panowała niezła śnieżyca, a ja nie miałem ochoty paradować po lesie.

    – Skąd masz kasę? – dociekał, gdy nie odpowiedziałem na pierwsze pytanie.

    – Nie mam wiele – odpowiedziałem, wzdychając.

    Zerknąłem znów za okno i obserwowałem wszystko, co się tam działo. Śnieg mnie koił, a raczej jego widok prószącego. Od dziecka lubiłem zimno, ale nie w jakimś wielkim stopniu. Często zastanawiałem się, jakby wyglądało moje życie, gdyby nie przemiana? Gdybym tamtego wieczora nie został przemieniony...

    – Nie myślisz o osiedleniu się gdzieś? – zadał kolejne pytanie.

    – Posłuchaj, ja nie chcę mieć gniazdka – spojrzałem na niego poirytowany. – Przemieszczam się, można to nazwać podróżowaniem. Nie chcę mieć domu.

    – Rozumiem – powiedział cicho. – Albo i nie – odwrócił wzrok, dopowiadając.

    – Nie ingeruj w moje życie, młody – poleciłem. – To moje życie, w które ty wlazłeś swoimi łapskami – oparłem się o stolik.

    – Domyślam się, ale jest weselej – uśmiechnął się szeroko, jakby moje słowa totalnie nie miały dla niego znaczenia.

    Nie potrafiłem pozbyć się tego osobnika. Nie zrażał się do mnie, a ja sam nie potrafiłem go porzucić, bo przecież i tak by wrócił. Błędne koło.

    – Masz jakiś pomysł na nocleg? – spytał.

    Spojrzałem na niego w milczeniu. Nasze noclegi ograniczały się do opuszczonych miejsc, które miały jakiś dach. Czasem nocowaliśmy pod gołym niebem, ale za to w bezpiecznej odległości od ludzi. Nie stać nas było na hotele, a osiedlać się nigdzie nie chciałem.

    – Po prostu rób to, co wychodzi ci najlepiej – westchnąłem i wziąłem łyk ciepłego napoju.

    – To znaczy? – przechylił lekko głowę na bok.

    – Łaź za mną – wywróciłem oczami. – Gdzieś znajdziemy schronienie.

    – Nie jesteś zabawny, wiesz? – pokręcił głową. – Kiedy jest... najbliższa pełnia?

    Odwróciłem głowę i podparłem sobie podbródek na wnętrzu dłoni. Może i było to dziecinne z mojej strony, ale postanowiłem nie mówić mu o nocy, w której miała ukazać się na niebie pełna tarcza księżyca. Miałem wrażenie, że dzięki temu mniej będzie się przejmował. Nie wiedział przez to, że najbliższa pełnia jest za kilka dni. Pół roku. Tyle już z nim jestem i przemierzam świat. Byliśmy w wielu miejscach, nigdzie nie zatrzymując się na dłużej niż miesiąc. To był maksimum, ile byliśmy w stanie wytrzymać w jednym miejscu.

    – Dlaczego nie chcesz mieć domu? – spojrzałem na niego z rozszerzonymi oczami. Miałem nawet wrażenie, że moje usta się rozchyliły, ale byłem zbyt pochłonięty jego słowami by to dostrzec.

    – Czemu pytasz?

    – Bo kiedyś wspominałeś, że nie chcesz się nigdzie osiedlać. Nie chciałem wcześniej pytać, ale ciekawość wzięła górę – wzruszył ramionami.

    – To... – zawahałem się – po prostu taki kaprys – odpowiedziałem wymijająco.

    – Może i jestem młodszy, ale nie głupi, wiesz? Mam spytać kelnerkę? – wskazał palcem na kobietę obsługującą jakiś stolik.

    Uderzyłem go w tę rękę, gdyż pokazywanie na kogoś raczej nie było grzeczne. Miałem dość zwracania na siebie uwagi, a jak już wspominałem kiedyś, ten dzieciak miał tendencje do wpakowywania nas w centrum uwagi.

    – Posiedzisz tu? – spytałem go, wzdychając.

    – Co? Czemu? – zamrugał zdziwiony.

    – Muszę coś załatwić, a ty... Ty po prostu tutaj zostań i postaraj się nie wpadać w kłopoty, jasne? – wstałem od stolika.

    – J-Jasne. Um, wróć przed zmrokiem – spuścił głowę.

    Wiedziałem, że najprawdopodobniej i tak by mnie szukał, a nie wiedząc, kiedy jest najbliższa pełnia, po prostu bał się zostać sam. Ciągle widziałem wśród jego myśli obrazy z tamtej pełni. Liczył, że gdy będzie blisko mnie, to nie pozwolę mu już nikogo zranić. Sam nie rozumiałem, czy był takim idiotom i nie umiał czytać w moich myślach, czy po prostu wierzył w posiadanie przeze mnie dobrej strony. 



[Rozdział 4]

    Otworzyłem jedno oko, a drugie zacisnąłem, gdyż czułem niewyobrażalny ból głowy. Dodatkowo raziło mnie światło lampy na suficie. Chwyciłem się ręką za głowę i podniosłem na łokciu. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, doznając pierwszych przebłysków z poprzedniego dnia. Nie rozpoznawałem miejsca, w którym się znajdowałem, ale czułem rosnącą we mnie panikę.
Znaleźli mnie?
Zerwałem się na równe nogi, po czym się zachwiałem.

    – Hej, spokojnie – usłyszałem.

    Spojrzałem szybko w kierunku, z którego dochodził głos mężczyzny. Był to szatyn w średnim wieku – przynajmniej na oko – wzrostem dorównujący mi.

    – Gdzie jestem? – spytałem ze złością.

    – Znaleźliśmy cię w lesie, miałeś ranę postrzałową – wskazał wzrokiem w miejsce, o którym mówił.

    Spojrzałem na swoje prawe ramię, na którym nie było już ani zadrapania, ale potrafiłem mu uwierzyć. Czułem pulsujący ból w tamtych okolicach, co oznaczało, że mięśnie skutecznie wracały do swojego poprzedniego stanu, a to zawsze bolało.

    – Postrzałową... – szepnąłem.

    – Nie pamiętasz? – zakpił. Posłałem mu złowrogie spojrzenie. – Miałeś też dość groźnie wyglądającą ranę na głowie. Znaleźliśmy cię przy drzewie, najprawdopodobniej zostałeś postrzelony, gdy wyskoczyłeś z górki. Odrzut był tak duży, że uderzyłeś w drzewo, tak mi się wydaje.

    – Nie wiedziałem, że są tutaj myśliwi – spojrzałem na komodę, na której stały zdjęcia. Rodzina.

    – Jest i to wielu – westchnął, siadając na fotel. – Staramy się z nimi mijać, znamy ich okres polowań. Pech chciał, że on przypadł na ten weekend. Radzę ci uważać.

    – Czemu mnie tu zabraliście? Wyleczyłbym się i...

    – Nie wątpię. – W jego głosie i wzroku nie dostrzegłem kłamstwa, wręcz przeciwnie. Był absolutnie poważny, jakbym był okazem wartym miliony.

    – Masz żonę – bardziej stwierdziłem, niż spytałem.

    – I dwójkę dzieci, tak – uśmiechnął się. – Młodszą córkę Elizabeth i starszego syna Stefana. A ty? Gdzie twoje stado? – dopytywał.

    – Nie mam stada – odparłem od razu. Postanowiłem usiąść, choć nie z powodu ochoty na pogawędkę. W mojej głowie nadal wirowało, a ja nie miałem siły ustać w pionie.

    – Jak to? – zdziwił się. – Niemożliwe byś był omegą.

    – Dlaczego od razu omega? – wywróciłem znudzony oczami. – Jestem alfą sam dla siebie – uśmiechnąłem się przekpiwczo.

    – Jesteś krzyżowcem – powiedział, jakby moje wcześniejsze słowa nie miały znaczenia. – Jeszcze nigdy nie widziałem wilka o takich możliwościach. Słyszałem, owszem. Potężne wilki żyjące w stadach, które są im bezwarunkowo podporządkowane. Niższe...

    – Nie mam ochoty wysłuchiwać starych historyjek i legend o wilkołakach – wstałem zmęczony.

    Nagle do mych nozdrzy dotarł dziwny zapach. Byłem pewien, że skądś go znam, ale jednocześnie był dla mnie nowy. Chwilę potem doszedł nas głos warkotu.

    – Tato!! – pisnęła dziewczynka, jak się domyślałem, mała Eliz.

    – Co się dzieje? – spytał zaniepokojony.

    – Na zewnątrz jest jakiś wilk i rzucił się na Stefana!

    Wtedy zrozumiałem już, skąd znam ten zapach. To był Tommy. Przepchnąłem się i czym prędzej wybiegłem z domu. Było to trudne, gdyż nadal nie widziałem zbyt dobrze. Na zewnątrz musiałem chwycić się za głowę i przymknąć lewę oko. Dostrzegłem przed sobą dobrze znanego mi wilka.

    – Tommy, starczy – powiedziałem, co przykuło jego uwagę. Od razu schował kły i przyglądał mi się badawczo.

    – Nie masz stada, co? – spytał ironicznie starszy mężczyzna, z którym kilka chwil temu rozmawiałem.

    W tej chwili stał obok mnie i obejmował córkę, która uczepiła się jego tułowia.

    – Nie mam, on się do mnie przyczepił – warknąłem, na co Tommy również zareagował głośnym charkotem.

    – Ok – uniósł rękę w stronę Tomme'go w geście kapitulacji.

    – Co ty tu robisz? – spytałem go.

    Usiadł i pokazał mi obrazy z kilku ostatnich godzin. Wyczytałem z tego, jak bardzo był przestraszony moim zaginięciem. Jak szukał moich śladów po lesie, co było trudne, gdyż jedyne co wyczuwał to swąd tej watahy. Wtedy do niego dotarło, że to oni mogli mnie zabrać, dlatego przyszedł ich tropem.

    – Trafiłem na myśliwych, a oni mi tylko pomogli – wyjaśniłem, wzdychając.

    – To twój znajomy? – zapytał chłopak, na oko w moim wieku. Przypuszczałem, że był to Stefan, z którym miał okazję się zapoznać Tommy.

    – W pewnym sensie.

    – Zostańcie dziś na noc – bardziej oznajmił, niż zaproponował.

    – Obejdzie się – oznajmiłem, ale wesołe merdanie ogonem Tomme'go, sprawiło, że miałem dość tego dnia.

    – Twój kompan chyba jest za – zaśmiał się. – Zapraszam.

    Niechętnie wszedłem do środka, wiedząc, że młody dostanie solidne kazanie za atakowanie, a potem spoufalanie się. Albo jedno, albo drugie. Młody zdecydowanie był zbyt rozstrojony i zdawało się, że to miało ogromny związek z moją osobą. Z jednej strony chciał mi pomagać – dlatego stał się agresywny. Chwile potem chciał zaznać ciepła domowego ogniska – dlatego zaczął się cieszyć. Ja i jego pragnienia, byliśmy zbyt różni, by młody mógł to pogodzić.



[Rozdział 5]

    – Od jak dawna jesteś wilkiem? – spytał Stefan mojego towarzysza.

    Siedziałem znudzony w fotelu i gapiłem się za okno. Żona Bena – głowy rodziny – zaproponowała mi ciepłą herbatę. Nie mogłem odmówić zwarzywszy na swój tryb życia. Bardzo brakowało mi możliwości osiedlenia się, imprezowania czy nawet założenia rodziny. Wiedziałem jednak, że to nigdy nie będzie możliwe.

    Podświadomie zdusiłem mocniej kubek w dłoni, co uświadomił mi Tommy, gdy przywrócił mnie do rzeczywistości swoim szturchnięciem w ramie.

    – Wszystko gra? Za dużo mówię? Jesteś zły? – Zaczął zasypywać mnie pytaniami, a ja miałem ochotę pacnąć go porządnie w łeb.

    – Widzę, że jesteś alfą – spojrzałem zmęczonym wzrokiem na Bena.

    Wszyscy siedzieli w salonie i gościli naszą dwójkę najlepiej jak potrafili. Chciałem uciec z tej bajki, ale z drugiej strony chwila spokoju była mi potrzebna. Od samego rana musieliśmy się przemieścić w szybkim tempie do innego miasta. Jeśli swąd mojej krwi dotarłby do…

    Zacisnąłem szczękę i po raz kolejny zdusiłem palce na kubku.

    – Mógłbyś przestać go denerwować?! – warknął Tommy, a ja spojrzałem na niego szczerze zdziwiony.

    Jego wyraz twarzy wskazywał złość, nieokreślone pokłady agresji. Czy to możliwe, by ten młody aż tak się do mnie przywiązał, że byłby gotowy go zabić za zirytowanie mnie? To przecież bez sensu. Nie jestem jego panem, nie tworzymy stada, więc dlaczego?

    – Daj spokój Tommy, nie wściekłem się na niego tylko na siebie – wstałem i dołożyłem kubek na stolik. – Idę się przejść, muszę ochłonąć.

    Powiedziałem tak, ale miałem inny zamiar. Chciałem sprawdzić czy już nikt nie zaczął mnie tropić. Było duże prawdopodobieństwo, że młody maskował mój zapach, swoim.

    Wyszedłem z domu i narzuciłem sobie kaptur na głowę. Im mniej bywałem w postaci wilka, tym lepiej na daną chwilę. Już przekroczyliśmy limit czasowy pobytu w jednym miejscu, więc obawiałem się konsekwencji.

    Przeszedłem się spory kawałek za dom i okrążyłem go. Na oko mogło to wyglądać jak zwykły spacer i nie oddalenie się od domu, czyli tak, jak powinno. Zatrzymawszy się w miejscu, westchnąłem. Śnieg pokrył powierzchnie ziemi na kilka centymetrów, idealna pora roku.

    Wróciwszy do domu, zastałem głośne rozmowy i śmiechu. Wkroczyłem do salonu i oparłem się o framugę. Tommy wygłupiał się z Eliz, a małżeństwo o czymś zawzięcie dyskutowało. Ich syna nie było w pomieszczeniu, a może i nawet w całym domu. Nie znałem jego zapachu zbyt dokładnie, by móc to stwierdzić.

    – O, wróciłeś! – ucieszył się Tommy. – Wszystko gra?

    – Ta, z samego rana się zmywamy – spojrzałem na niego stanowczo.

    – Możecie tutaj zostać – wtrącił Ben. – Jestem pewien, że zatrzymanie się na jakiś czas dobrze wam zrobi.

    – Żaliłeś się – wycedziłem.

    – J-Ja… – zająknął się. – Pytał, więc odpowiadałem! Ale ja nie chcę zostawać!

    – Tsk – syknąłem, odwracając głowę w stronę okna.

    – Przepraszam… – powiedział ledwo słyszalnie.

    – Nie masz za co mój drogi – po raz kolejny się wtrącił. – Dlaczego nie chcesz tego zrobić? On ma dopiero szesnaście lat.

    – No i? – odezwałem się z nerwami. – Nie proszę go by za mną łaził, jeśli chce zostać to proszę bardzo. Jestem typem samotnika i nigdy nie prosiłem o towarzystwo, więc jak tak bardzo chcecie mu załatwić życie rodzinne to go zabierzcie! – Zapadła długa i głucha cisza.

    Gdyby nie oddechy i rytmiczne bicia serc, mógłbym stwierdzić, że wszyscy poumierali od mojej wypowiedzi.

    – To się ciebie tyczy – westchnąwszy, posłałem Tommy’emu współczujące spojrzenie. – Jeśli chcesz zostać i starać się żyć, jak człowiek, to zostań z nimi.

    – Już mu to proponowałem – odezwał się Ben. – Powinieneś być bardziej delikatny dla niego, chłopcze.

    – To nie tak, że jego słowa były czymś nowym! – obronił. – Ja od początku wiem, jakie ma zdanie o moim towarzystwie, ale podążam za nim, bo chcę mu się pewnego dnia przydać! Gdyby nie on to teraz bym nie żył, więc moje życie należy do niego! Nieważne czy mam szesnaście lat, czy sto… Moje życie zakończyło się tamtego dnia i jednocześnie rozpoczęło nowe!

    Jego nagły wybuch był jeszcze większym zaskoczeniem niż mój. Uciszył wszystkich, a rozczulający wzrok kobiety spoczywał właśnie na nim. Wiedziałem, że jest im go żal, nawet i mnie trochę. Nie poczuwałem się winny, co to, to nie.

    – Widzę, że łączy was silna więź – szepnął Ben. – To naprawdę rzadkie w tych czasach.

    – Jeśli powiesz, że powinienem o niego dbać, to ci rozerwę krtań – przymknąłem powieki, a mężczyzna się zaśmiał.

    – W takim razie lepiej będzie, jeśli nie dokończę wypowiedzi.

    – Słusznie – uśmiechnąłem się.

~*~

    Noc minęła mi koszmarnie. Nie mogłem zmrużyć oka, czując, że coś niebezpiecznego się zbliża. Wiedziałem, co to takiego i bałem się każdej nadchodzącej minuty. Jeśli nie zdążylibyśmy uciec nim to by tu dotarło, byłby to koniec i mój, i tej rodziny.

    Wyszedłem z domu i zauważyłam, jak Tommy rozmawia z Stefanem. Zdążyli się zaprzyjaźnić pomimo wcześniejszej szarpaniny.

    – Przed czym uciekasz? – wzdrygnąłem się, słysząc za sobą głos Bena. Odwróciłem się w jego stronę i nastroszyłem, dosłownie.

    – Skąd taki pomysł? – przełknąłem ślinę.

    – Twoja źrenica się rozszerzyła po zadanym pytaniu, a twoja odpowiedź zawierała w sobie strach, który musiałeś przełknąć – zaplótł ręce. – Powiedz prawdę, chcemy wam pomóc.

    – Nawet nas nie znacie – prychnąłem.

    – To bez znaczenia – pokręcił głową pewny swego. – Stefan polubił Tommy’ego podobnie jak Eliz i moja żona. Ja polubiłem ciebie…

    – Raczej moją wyjątkowość – poprawiłem.

    – Nie zaprzeczę. Posiadanie tak silnego wilka w stadzie byłoby eureką, ale to nie ma nic do rzeczy. Naprawdę chcemy pomóc. Tak mało teraz normalnych wilkołaków. – Najwidoczniej przywołał przykre wspomnienia, bo spuścił wzrok.

    – To czy uciekam, to moja sprawa – sprostowałem. – Jeśli umiecie przekabacić go na swoją stronę – wskazałem na młodego – to to zróbcie. Teraz.

    – To aż tak niebezpieczne? – dopytywał.

    – Nie pomożesz w inny sposób, więc jeśli tak bardzo chcesz pomóc, to go zabierz ode mnie.

    – Nie ma nic innego, co pomogłoby ci żyć w jednym miejscu? – drążył, a ja coraz bardziej się irytowałem.

    – To… – do moich nozdrzy dotarł cholernie znajomy zapach. – Tommy, zmywamy się. Natychmiast! – warknąłem i czym prędzej ruszyłem w las.

    Czułem za sobą mojego towarzysza, jakby czekał już od dłuższej chwili na moje polecenie. To koniec, jestem pewien, że nie zdołamy uciec.



[Rozdział 6]

Ben POV

    – Co on tak nagle? – Stefan zamrugał zdziwiony.

    Mój z natury był dosyć niekumatym dzieckiem, więc przez te wszystkie lata zdążyłem się już przyzwyczaić. Tym razem jednak mogłem się z nim zgodzić. Nie rozumiałem nagłej chęci ucieczki. Mogło to być spowodowane moim wścibstwem albo czymś, przed czym uciekał. Nawet nie poznałem jego imienia. Tommy milczał lub zmieniał temat, jeśli któreś z nas zadało to pytanie. Ten chłopak musiał liczyć na wiele bólu i cierpienia przy tym chłopaku, ale to już raczej nie było moim zmartwieniem.

    Ciężko wzdychając wróciłem do domu wraz ze Stefanem. Wieczorem mieliśmy razem zrobić obchód, jak to mieliśmy w zwyczaju po polowaniach myśliwych.


    Kilka godzin później.

    Siedziałem przed telewizorem i piłem kawę, gdy usłyszałem dzwonek do drzwi. Po znajomej woni mogłem rozpoznać moją małżonkę i córkę. Zdziwił mnie jednak fakt, że nie weszły. Spoglądając niepewnie na syna, wstałem i otworzyłem im drzwi. Za nimi sta wysoki mężczyzna a w oddali kilka wilków.

    – Coś się stało? – spytałem, gdy moja żona i Eliz znalazły się już wewnątrz.

    – Jesteśmy tylko na obchodzie – odpowiedział służbowo.

    – Rozumiem – posłałem serdeczny, aczkolwiek wymuszony, uśmiech. – Czy to wszystko?

    – Mój przyjaciel ma kilka pytań – dotknął drzwi ręką, jakby chcąc powstrzymać mnie przed ich zamknięciem. – Nie planujemy zrobić nikomu krzywdy, o ile będziecie współpracować.

    Czy to możliwe, że to właśnie ich się bał? Przed nimi ucieka?

    Wyszedłem z domu i stanąłem w butach na śniegu. Przede mną naliczyłem pięć ogromnych basiorów, jak gdyby czekały na rozkaz rozszarpania mnie na strzępy. Nagle szereg się rozstąpił, a na przodzie pojawił się rudawy wilk ze znajomymi oczami bieli, choć może trochę ciemniejszej, niż tej, którą znam. Usiadł i patrzył mi w oczy, jakby chciał wykryć, kiedy skłamię.

    – Wybacz, że wkroczyliśmy na wasze ziemie – odezwał się służbowo ich człowiek. Spojrzałem na niego kątem oka, domyślając się, że robi za tłumacza.

    – Co was sprowadza? – spytałem pewnie. Słyszałem jak na ganku pojawiła się reszta mej rodziny i już wiedziałem, że za kłamstwo przyjdzie zapłacić nam wszystkim.

    – Szukamy jednego wilka, który był na tych terenach jeszcze kilka godzin temu – przetłumaczył.

    – Czy jest aż tak niebezpieczny? – spytałem wymijająco.

    – Nie, ale jego żywot jest przesądzony. – Przeniosłem wzrok z ich alfy na tłumacza.

    Dopiero dotarło do mnie, jak dużą wagę miały słowa tego chłopaka. „Nie pomożesz w inny sposób.” Więc podpadł tak silnemu i licznemu stadu. Od jak dawna już ucieka?

    – Twój wzrok mówi, że go poznałeś – spojrzałem na alfę.

    – Owszem, znalazłem go w lesie. Był ranny. Potem zniknął – zamknąłem oczy. – Tylko tyle wiem. Nie był gadatliwy, więc gdy się obudził to odszedł.

    Usłyszałem warkot, ale nie otworzyłem oczu. To, czy mi uwierzą, czy też nie, zależało od mojej gry aktorskiej.

    – Rozumiem – otworzyłem powieki. – Czyli nie wiesz, dokąd się udał?

    – Przykro mi, że nie jestem w stanie pomóc – skłoniłem się lekko. Byli na moich ziemiach, ale znacznie przeważali swoją liczebnością. Wyczuwałem jeszcze kilka wilków za domem. Nie mielibyśmy z nimi szans w otwartym starciu.

    – Nie szkodzi. Gdybyś jednak go kiedyś spotkał, zatrzymaj go na kilka dni. Tropię go już naprawdę kawał czasu. – Byłem przekonany, że alfa uśmiechnął się złowrogo.

    – Postaram się – zgodziłem się, choć to tylko puste słowa. – Mogę znać twą godność?

    – Oliver.

    Po tej odpowiedzi wilki zaczęły wycofywać się w głąb lasu, aż został sam alfa, który już nie siedział, oraz jego tłumacz.

    – Dziękuję za rozmowę i życzę spokojnej nocy.

    Zawrócił i poszedł spokojnym krokiem za swoim stadem. Jego tłumacz szybko znalazł się przy jego boku w postaci wilka. Odetchnąłem głęboko, gdy przestałem wyczuwać ich zapach. Pochyliłem się i dotknąłem dłońmi swoich kolan, jakbym przebiegł maraton. To był cud albo po prostu mi odpuścili. Wiedziałem jedno, na pewno mi nie uwierzyli. 






~awenaqueen~


Boys Manager Cz.21-30 Koniec

  

[Rozdział 21]

Od: Alan
Awena, nie wyjeżdżaj ;;
Ja naprawdę chcę pomóc, ale nigdy nikt mi nie pisał, że mam to robić. Czekałem, ale każdego dnia dostawałem głuchą ciszę. Gdybym wiedział, że to ich wina, to sam bym się odezwał >.<
Zostań, ja chcę ten klub postawić na nogi, a sam nie dam sobie rady, więc wiem i rozumiem twój ból. Ten klub jest dla mnie wszystkim, oprócz siostry.
Błagam, zostań i pomóż mi...

Do: Alan
Myślisz, że uda nam się ich zmotywować?

Od: Alan
Jeśli klub zacząłby działać, to Ren dostałby stalą posadę projektanta, Colin znów mógłby być naszym technikiem, Hana nauczycielem hostów, ja byłbym znów odpowiedzialny za udźwiękowienie, a Nic za bar.

Do: Alan
Widzę każdy miał coś do roboty.

Od: Alan
Oczywiście, w końcu jesteśmy ekipą!

Do: Alan
Czyli uda się nam?
Namówić ich.

Od: Alan
Jasne :D

Do: Alan
Ugh, dobra. Popracuje dziś do nocy i zobaczę co wymyślę.

Od: Alan
Mogę ci jakoś pomóc?

Do: Alan
To ja jestem managerem, więc pozwól, że ja ustalę jak to będzie wyglądać dalej^^

Od: Alan
Oke, wierze w ciebie, Awcia xx

Do: Alan
Dziękuję, Alan xx



[Rozdział 22]

Osoby online:
Awena, Nicolas, Ren, Alan, Colin, Mr.Hanaka

Me:
Słuchajcie gnojki, zapraszam was do klubu.
Teraz.
Natychmiast.

Colin:
Nie dasz odespać nocki.

Nicolas:
Co ważniejsze...

Mr.Hanaka:
ZOSTAŁAŚ?!

Ren:
Jaki smutek...

Alan:
Oni żartują. Wczoraj ich już wtajemniczyłem, że dałaś nam ostatnią szansę c:

Me:
Do klubu, teraz!

Awena jest offline...

Nicolas:
Czuje kłopoty.
Zwłaszcza, że mieszkam nad klubem...

Colin:
Jestem zaspany.
Jak ona może być pełna energii po ciężkiej nocy pełnej pracy?

Ren:
Po prostu jesteś za blisko trzydziestki.

Mr.Hanaka:
Noo, ma racje, dude.

Colin:
...


[Rozdział 23]

    – Od dziś, to ja tu żądzę – odparła pewnie blondwłosa.

    – Że ty co? – zdziwił się Ren.

    – Nie interesuję mnie wasza praca, wasze treningi i wasze samolubne zachowanie. Musicie zacząć mi w końcu pomagać tak na serio! Jedyne co od was usłyszałam to wasze wspomnienia, pomogły, ale potrzebuje prawdy. Zatajacie coś przede mną, a tak nie dotrzemy na szczyt!

    – Awcia... – Alan skulił się na krześle.

    – Nie! Albo zaczniecie współpracować, albo jako manager zamknę ten klub!

    – Nie masz prawa bez zgody drugiego – wtrącił Colin.

    – Tak się składa, że znam lepiej swoje prawa zwłaszcza z umową, którą podpisałam.

    – Uspokój się – odezwał się Nicolas.

    – Samolubne gnojki!

    – Starsze od ciebie – warknął Hana.

    – Tak czy owak – zlekceważyła uwagę blondyna. – Mam dla was nowe oferty pracy, które są lepiej płatne.

    – Co? – zdziwił się Ren.

    – A to – podeszła do czarnowłosego. – Ty nadal jesteś odpowiedzialny za przygotowanie strojów, w końcu lubiłeś to robić. Teraz jednak będziesz robił pokazy mody, ale to w momencie jak dostaniemy więcej hostów. Na razie zajmiesz się projektowaniem ciuszków dla kobiet, na zamówienie.

    – Nicolas – stanęła naprzeciwko chłopaka. – Postanowiłam rozszerzyć zakres możliwości klubu. Skoro mieszkasz tuż nad nim, nie powinno być problemu. Od dziś jesteś trenerem w fitnesie, czyli dziale sportowym dla kobiet, rzecz jasna – wręczyła mu umowę.

    – Alan, ty odpowiadać będziesz za portrety. Będziesz rysował piękne damy z ich ulubionym hostem tudzież je same. No i oczywiście za muzykę podczas imprez – uśmiechnęła się promiennie.

    – Colin, z racji twojej nocnej pracy – wywróciła oczami – będziesz odpowiedzialny za bar i techniczną stronę klubu.

    – Hana – stanęła na wprost blondyna, wręczając mu nową umowę. – Ty jesteś od dziś odpowiedzialny za naukę hostów, czyli to co do tej pory i bycie hostem – chłopak rozszerzył oczy zdziwiony.
    
    – Ja co będę?!

    – Tak naprawdę to każdy z was nim będzie dopóki nie zdobędziemy nowych rak do pracy – wyjaśniła stając tak, by wszyscy ją widzieli i ona ich. – Wiem, będzie trudno, ale zaczęłam od zera. Nic tu nie było, więc uważam, że tak powinno się zacząć. Zrozumiałe też będzie, że imprezy będą rzadko jak i samo otwieranie klubu. Myślę, że jeśli informacja o świeżym personelu i nowych atrakcjach się rozniesie, będziemy mieli powiew świeżości, zresztą już mamy.

    – Ale... – zaczął Nicolas.

    – A! – krzyknęła. – Colin, zajmiesz się proszę ulotkami? Ogólnie stroną reklamowy?
    
    – J-Jasne – zająknął się.

    – Super!

    Dziewczyna odwróciła się na pięcie i wyszła z klubu. Chłopacy spoglądali po sobie, nie wiedząc, co o tym myśleć.



[Rozdział 24]

Osoby online:
Nicolas, Ren, Alan, Colin, Mr.Hanaka

Chat jest prywatny.

Alan:
Chłopacy, co sądzicie?

Colin:
Cóz...

Nicolas:
Hardcorowy plan.

Mr.Hanaka:
A mi się tam podoba.

Ren:
Hana, jesteś za młody na bycie hostem.

Mr.Hanaka:
Idealny wiekowo się odzywa.

Ren:
Akurat moja posada mi się bardzo podoba. Fakt, na początku będę też musiał być tym idiotycznym hostem, ale jako pierwszy z tego zrezygnuje jeśli tylko zjawi się ktoś nowy.

Nicolas:
Myślę, że ja też nie mogę narzekać. Praca z kobietami połączona ze sportem. Idealnie.

Alan:
A tobie Hana?

Mr.Hanaka:
Hanaka*
Jest spk. Nadal będę was uczył i dodatkowo zostanę swego rodzaju aktorem. Żyć nie umierać.

Colin:
Ta, myślę, że jest spoko. Odpowiada mi moja pozycja i fajnie, że pomyślała o moich nockach~~
Jak tam z tobą, Alan?

Alan:
A co z waszymi pracami właśnie? Colin – bar to nie jest chwilowe zajęcie, a nocki masz często.
Hana – dostałeś rolę w epizodzie.
Ren – na pewno masz masę zamówień.
Nicolas... Ty to jesteś ty.

Nicolas:
...
Nie komentuj, Hana.

Mr.Hanaka:
Hehehehe
^-^

Colin:
Jestem w stanie odpuścić sobie harówkę skoro będę miał drugą pracę.

Ren:
Od zawsze byłem gotów wrócić do klubu, więc dla mnie to nie problem.

Mr.Hanaka:
Dla mnie też. Nie mam jakiejś wielkiej roli, więc tekst już umiem. Powtarzać go mogę podczas hostowania.

Colin:
No a jak z tobą, Al?

Alan:
Cóż, chciałem poznać najpierw wasze zdania^^
Jestem na tak.

Mr.Hanaka:
Zostawisz swoją siostrunię samą?

Ren:
Zaczyna się...

Nicolas:
Hana =.=

Mr.Hanaka:
No co? To tylko fakt...

Alan:
Siostra... gadałem z nią. Da sobie radę, ponadto będzie przychodzić do klubu od czasu do czasu.

Colin:
Super, wreszcie coś się ruszy w sprawie klubu!

Ren:
Musze was pomierzyć.

Alan:
Och, masz już pomysł na stroje?

Ren:
Śmiesz kpić ze mnie? Oczywiście. Jestem profesjonalistą. Mam już sporo pomysłów i dobrze, będzie różnorodność.

Colin:
Może zaprojektujesz coś dla naszej pani Manager?

Ren:
Serio sobie teraz kpicie!

Nicolas:
Korona ci nie spadnie, jak dla niej też zaprojektujesz.

Mr.Hanaka:
Co za paciaki...
Renn, oddychaj.

Ren:
Spieprzaj z tym nn!!
Już mam dla niej kreacje, idioci! To chyba oczywiste! Ona należy do zespołu, więc już myślałem nad tym dziś. Co prawda to tylko jeden strój, ale mam w planach więcej, by dobrze się prezentowała, jako nasz Manager.
To, w czym chodzi jest koszmarne. Ona przyniosłaby wstyd. ZAJĄŁEM SIĘ TYM, WIĘC ZACZNIJCIE MNIE SZANOWAĆ!

Alan:
Ktoś tu polubił, Awcię~~

Ren:
Nie, to nie ma z tym nic wspólnego. To troska o jej wizerunek w klubie.

Alan:
Chyba ją narysuje...
Ciao~~

Alan jest offline...

Colin:
Idę się przejść.

Colin jest offline...

Mr.Hanaka:
Ta, ja też spadam do firmy.
Zostań sam, Nicolasie bez pracy :^

Ren:
Ja wracam do projektowania.

Mr.Hanaka jest offline...
Ren jest offline...

Nicolas:
Smaż się w piekle, Hana...



[Rozdział 25]

Osoby online:
Awena, Nicolas, Ren, Colin

Me:
Czemu daliście mi do podpisania wasze umowy?
Nie powinien zrobić tego Eron?

Colin:
Widzisz go gdzieś?
Musimy pracować oficjalnie.

Nicolas:
Dokładnie ^^

Me:
Hm... No ok.
Co tam u was dzisiaj?

Ren:
Dostałem zdjęcie od Hany.
Colin, da faq?
*załącznik*

Colin:
...
Odpoczywałem po nocce. Ostatniej w tym miesiącu zresztą.

Me:
Jak to?

Colin:
A świeże powietrze pomaga najlepiej.
Tak to. Przecież zaczynam pracę w klubie. Ograniczyłem swoje godziny pracy do minimum i teraz mogę skupić się na tej ważniejszej posadzie.

Nicolas:
Szczodry ty ^^

Ren:
A co to ma do bycia szczodrym?

Colin:
Nicolas ostatnio zwariował. Tego nie dasz rady ogarnąć.

Ren:
Nawet nie chcę.
Ej, płaska decho.

Me:
Ty do mnie mówisz, pedancie?

Nicolas:
Czemu się smieje, oemgie >.<

Ren:
Mam dla ciebie gotowy strój na pierwsze otwarcie klubu, ale stanik to ty będziesz musiała czymś wypchać. Takich płaskich kiecek dla 19-latek jeszcze nie tworzyłem...

Me:
=.=
Kto ma cycki ten ma władzę, RENN!

Ren:
Aha, ale ty ich nie masz więc ?¿?¿

Nicolas:
Dusze się!!

Colin:
Ta, też się zaśmiałem xd

Nicolas:
Nie martw się, my Lady.
Ja lubię twój biust c;

Me:
SKOŃCZMY O MOICH CYCKACH, CO?!



[Rozdział 26]

Osoby online:
Awena, Nicolas, Ren, Colin, Alan

Alan:
Spójrzcie na to dzieło~~
*załącznik*

Colin:
<3

Nicolas:
MY LADY!
PIĘKNA <3

Ren:
Lepsza na rysunku niż w realu, lmfao

Me:
Wow, to jest śliczne, Alan!
Dziękuję <3

Alan:
Machnąłem jeszcze szkic Hany
*załącznik*

Me:
Masz tak wielki talent, Alan!

Colin:
Dycha w dychę nasz Hana.

Nicolas:
Hah, dokładnie xd

Mr.Hanaka jest online...

Mr.Hanaka:
Patrzcie kto wraca
*załącznik*

Ren:
Skąd wiesz, że wraca?

Alan:
Ren, skoro jesteś, to czm nie skomentowałeś moich prac? ;;;;

Me:
Kto to jest?

Colin:
To Eron. Nie widziałaś się z nim jeszcze?

Me:
Niezbyt.

Mr.Hanaka:
Podpis zdjęcia: „Już niedługo wracam do moich chłopców".

Nicolas:
Meh, brakowało mi go.

Ren:
Ta, trochę.

Me:
Trochę się stresuję, czy wypali z tym klubem >.<

Alan:
Jasne, że tak!
Twój plan jest genialny~~

Me:
Nazywa was „swoimi chłopcami"
Trochę pedofilsko.

Mr.Hanaka:
On ciągle mnie przytula!!
Nienawidzę go.

Ren:
To wina twojej dziecięcej urody, Hann.

Colin:
Wiele mu zawdzięczamy, w gruncie rzeczy.

Alan:
Yup, Eron to spoko koleś~~



[Rozdział 27]

Osoby online:
Awena

Me:
Wiem, że nikogo nie ma, ale...
Jestem z was taka dumna ;;
To, jak dziś odgrywaliście role hostów, byłoooo niesamowite!
To pewnie zasługa lekcji Hanaki, więc szczególnie powinnam jemu podziękować.
Te stroje Rena również zapierały dech w piersi... Moja sukienka również była idealna wraz z marynarką <3
Nicolas pokazujący i zapraszający na fitness! Jestem pewna, że wrócą po tym jak zdjąłeś koszulkę >.<
Uśmiech Colina i jego niezaprzeczalnie idealna gracja w poruszaniu się z tacą...
Alan! Twoje portrety były zniewalające!
Może jestem idiotką, ale jestem przekonana, że tej nocy wasze uśmiechy były takie szczere i ciepłe...
Jednak cieszę się, że mogłam być tego świadkiem, ze się nie poddałam i postawiłam razem z wami ten klub na nogi!
Dla tego widoku, było warto!

Mr.Hanaka jest online...

Mr.Hanaka:
Lolz...
Ja tylko robiłem co w mojej mocy by tych głąbów tego nauczyć... Nie musisz mi dziękować...

Ren jest online...
Colin jest online...
Nicolas jest online...

Colin:
Hana ma racje. To my ci powinniśmy dziękować.

Nicolas:
Ale co do jednego się nie pomyliłaś;
Nasze uśmiechy nie były sztuczne.
To dzięki tobie.

Ren:
No i ... Cieszę się, że sukienka była w porządku.

Me:
Chłopacy ;-;

Colin:
Jutro urządzimy sobie małe przyjęcie na twoją cześć w klubie!
Co wy na to?

Nicolas:
Tak! Zasłużyła :D

Ren:
Ymm... Ta, myślę, że tak.

Mr.Hanaka:
Wyjątkowo, ten jeden raz...

Me:
Bu, wyje przez was >.<
Przestańcie!
Oddajcie mi chamskiego Renna i pyskatego Hanne!

Ren:
Jednak powinnaś była wypchać stanik.

Mr.Hanaka:
Jesteś idiotką i powinnaś była go wypchać.

Me:
I takich was kocham <3



[Rozdział 28]

    Wszyscy się doskonale bawili podczas przyjęcia na cześć otwarcia klubu. W między postanowili otworzyć klub, a gdy to już się stało, pojawiły się pierwsze klientki na fitness i portrety.

    Nastolatka dumnie notowała dzisiejszy utarg w swoim dzienniku. Siedziała na krzesełku barowym, gdy za ladą stał Colin.

    – Ostatecznie dzień zabawy skończył się pracą – zaśmiał się pogodnie.

    – Ale chyba ci to nie przeszkadza – odwzajemniła uśmiech.

    – Nope. Brakowało mi tego ruchu – rozejrzał się po lokalu.

    – A ja mam wolne – miejsce obok Aweny zajął Hana.

    – Brak chętnych na ciebie – zakpił Colin.

    – Dziś taa, przyszły na nowe atrakcje, choć miałem kilka chętnych na wspólny portret. Co ja? Rodzina z nimi? – żachnął się.

    – Mrukliwy Hana, to nasz Hana – szepnęła notując w dzienniku.

    – Słyszałem – spojrzał na nią kątem oka.

    – Stells? – Awena podniosła wzrok na mężczyznę za barem, a zaraz po tym poszybowała za jego spojrzeniem.

    Na środku sali stała średniego wzrostu brunetka o lekko falowanych włosach z okularami na nosie i torebką na ramieniu. Dostrzegając znajome twarze, szybko podeszła do baru.

    – To żyje! – pisnęła. – Kochana, to cud! – przytuliła Awenę, która szybko ją odepchnęła.

    – Jestem zła, Stello.

    – Oj no, dałaś radę! Wierzyłam w ciebie! – Była bardzo radosna, ale ten entuzjazm nie udzielał się blondynce.

    – Dlaczego to zrobiłaś?! To było podłe!

    – Przestań się ciskać, Awa – wywróciła oczami.

    – Jej imię to Awena – wtrącił się Hana, czym zdziwił blondynkę.

    – No przecież wiem!

    – Stella, wróciłaś – Alan westchnął.

    – Aluś! Czyż to nie cudowne? Wszystko znów żyje! – podeszła do niego.

    – Ta, wszyscy się cieszymy.

    – A wyglądacie jakbyście byli struci – zmierzyła wszystkich wzrokiem. – No nic, widzimy się wieczorkiem, Eron akurat wróci. Paa!

    Wybiegła w pośpiechu z budynku, a humor nikomu się nie polepszył. Każdy z chłopców wiedział, że ten wieczór może być ostatnim...



[Rozdział 29]

Eron dodaje Stella do chatroom'u...

Stella:
Wow! Nigdy mnie tu nie było!

Alan:
Przeproś Awenę.

Stella:
Słucham?

Colin:
To co słyszałaś, Stello.

Nicolas:
Meh, nie powinienem się wtrącać, ale tu chodzi o my lady więc nie mogę zostać obojętny.
Podziękuj i przeproś.

Me:
Chłopacy...

Mr.Hanaka:
Zamknij paszcze, Awena, gdy my tu załatwiamy ci posadę.

Ren:
Prawda, raz mogłabyś się zamknąć i dać działać nam.

Stella:
O co wam chodzi?
Eron?

Eron:
Nie wtrącam się w to. To Alan tu rządzi.

Alan:
Czułem, że to zrobisz. Awena natrudziła się z nami, wylewała siódme poty, a ty jej zabierasz. Nawet nie dziękujesz.

Colin:
Owszem. Ogarniecie naszej piątki graniczyło z cudem, ale przy pomocy Alana jej się udało.

Nicolas:
Wiele jej zawdzięczamy. Zwłaszcza ja, który przez przypadek utrudniał jej zadanie...

Ren:
Mimo młodego wieku, jest zdolnym managerem.

Mr.Hanaka:
Chciałaś ją zwyczajnie wykorzystać, wiedząc

Ren:
Że jej się uda uratować klub.

Nicolas:
Chciałaś przyjechać na gotowe i odesłać ją z kwitkiem, ale nie z nami te numery, Stello.

Stella:
Co chcecie przez to powiedzieć?

Alan:
Że jeśli ona odejdzie z tego klubu, to my wraz z nią.

Stella:
ŚMIESZ ŻARTOWAĆ?

Eron:
Są poważni.

Ren:
Wszystko co zbudowaliśmy to właśnie z nią.

Mr.Hanaka:
Więc nie pozwolimy ci jej po prostu oszukać.

Alan:
Podpisaliśmy umowę, na mocy której mamy prawo do odejścia z klubu wraz z managerem Aweną Stovas, gdyby ta została zwolniona lub odeszła z pracy pod przymusem.

Stella:
Żadnej umowy nie było!!

Eron:
Ja ją z nią podpisałem, gdy przyleciała.
Właściwie, zostawiłem papiery, a ona złożyła tylko podpis.
Dodatkowo Alan z Colinem stworzyli nowe wersje umów, na których mają również mój podpis.

Stella:
Że co?!

Mr.Hanaka:
Umiesz liczyć?
2 managerów podpisało +właściciel klubu +4 pracowników.
Tylko ty jesteś przeciwko, a z pierwszą trójką raczej nie masz szans.

Alan:
Ponadto jako właściciel mam prawo cię zwolnić, gdyż nie informowałaś mnie o swoich wakacjach. To po 1.
Po 2
Nie zrobiłaś nic dobrego dla klubu.

Stella:
Zatrudniłam twoich przyjaciół!!

Alan:
Może i się do tego przyczyniłaś, za co ci dziękuję, ale to Eron większość z nas tu przygarnął.
Jestem realistą, a spoglądając na realia, nie zrobiłaś nic dobrego dla klubu. Przez ciebie upadł.

Stella:
JAK MOŻESZ?! Po śmierci twojej matki zajmowałam się tym klubem, gdy ty siedziałeś całymi dniami w szpitalu przy siostrze! To ja tyrałam ciężar tego miejsca na swoich barkach!

Mr.Hanaka:
Już to pisałem, ale... wymówki o jego siostrze są żałosne.

Ren:
Wytykanie śmierci maki Alana nic ci nie da.
Ponieważ to on odziedziczył klub na własność. Ty jesteś tylko pracownicą.

Colin:
Dlatego jednogłośnie stwierdziliśmy

Nicolas:
Że najlepiej będzie

Eron:
Jeśli odejdziesz z klubu.
Awena jest zdecydowanie lepszą managerką niż ty.

Alan:
Bez niej ten klub, by teraz nie istniał, dlatego albo pracujemy z nią, albo nie pracujemy w ogóle.
A by ona mogła pracować, ty musisz odejść.
Rano chcę widzieć w mojej skrzynce twoje wypowiedzenie.
Tyle miałem do powiedzenia.
Żegnam.

Alan usunął Stella z chatroom'u...

Mr.Hanaka:
Czuję jakbym zabił muchę, która srała i tylko wkurzała swoją egzystencją.

Ren:
Same.

Colin:
No

Nicolas:
Świeże powietrze i cisza.

Eron:
Aweno?

Me:
Ja...
Nie wiem, co powinnam teraz napisać.

Mr.Hanaka:
Jesteś idiotką.

Ren:
To chyba oczywiste.

Colin:
Przepraszamy, że podpisałaś umowy, choć nawet nie wiedziałaś o drobnym druczku.

Nicolas:
Takim trochę związaniu się z nami~~

Alan:
Proszę, zostań dla mnie, mojej mamy i tego klubu. Tylko ty możesz to z nami pociągnąć.

Me:
Boże...
Ja nie wierzę, że to się dzieje i ...
Muszę iść.

Awena jest offline...

Eron:
Myślę, że się wzruszyła waszym gestem i teraz musi dość do siebie.
Jestem pewien, że was nie zostawi, chlopcy~~
Alan?
Myślę, że twoja matka byłaby dumna z twojego dojrzenia. Wreszcie jesteś gotów na to by rządzić. Nie zostawię cie, nie martw się. Zbyt wiele dla mnie znaczycie. Ale... Teraz nie musze się martwić o klub, bo wiem, że jest w sześciu parach dobrych rąk^^



[Epilog]

Osoby online:
Awena, Alan, Colin, Nicolas, Mr.Hanaka, Ren

Alan:
Nigdy nie sądziłem, że zatrudnimy aż pięciu hostów >.<

Me:
Przesadziłam?

Alan:
Boże, Awcia;;
Dopóki nie wiedziałaś, żem właściciel, to byłaś bardziej władcza ;;

Me:
Sorka ;;

Mr.Hanaka:
Dobrze się zachowują?
*chrupie chipsy*

Ren:
Nie zniszczyli ubrań?

Nicolas:
Mam 10 min przerwy i poświęcam ją na was. Dziękujcie mi!

Colin:
Aw, zgubiłem rozpiskę. Jaki mamy plan na tydzień?

Me:
Pon: Zdrowy styl życia
Wt: Kącik artystyczny
Śr: Dzień Hostów
Czw: Pokaz Mody
Pt: Wolne
Sob: Noc Hostów
Niedziela jest wolna.

Colin:
Gdzie niedziela ;-;

Nicolas:
Stoisz za barem.
Czym ty się męczysz?

Colin:
STANIEM I CHODZENIEM DO STOLIKÓW!!
Potrzebuje zmiany, Aw. Zatrudnij kelnera.

Me:
Hm... Oke, pomyślę nad tym :D
I Hana, Ren... Dziś nie ma hostów...
Dziś dzień zdrowego stylu życia...

Mr.Hanaka:
Racja...

Ren:
Tak tylko pytałem...

Alan:
Haha, nasza ekipa jak zwykle zorganizowana na tip-top

Me:
Stracę do was kiedyś cierpliwość...








~awenaqueen~


Boys Manager Cz.11-20

  

[Rozdział 11]

Osoby online:
Hana, Ren, Alan, Awena

Ren:
Hana, co to za koszulka?
*załącznik*

Hana:
Normalna?¿ ¿ ?¿

Alan:
Dla mnie też normalaaa

Ren:
MIAŁA TO BYĆ TYLKO KOSZULKA Z LWEM!! TO NIE LEW~!

Alan:
Się zestla

Hana:
Jezz, to tylko koszulka, Ren.

Ren:
Zraniłeś...

Alan:
Przeproscei

Ren:
Odłóż pada, Al

Hana:
Nie pisz, gdy grasz.

Alan:
Awcia? Czemu milcys ;;

Hana:
Fochła się.

Ren:
Fochnęła jak już, Hana.

Me:
Tej firmy nie da się postawić na nogi zwłaszcza bez pomocy Erona.

Alan:
:(
A tak liczyłem, że będę mógł znów zajmować się muzyką ;;

Ren:
Taa, szkoda. Już miałem pomysł na nową kolekcję dla hostów.

Hana:
Ostatnio poznałem kilka nowych i ciekawych technik dla hostów. Meh.

Me:
To też wasza wina.

Hana:
Co?

Ren:
Aha?

Alan:
Raaaaju >.<
Co mógłbym zrobić, Awcia?

Me:
Idę dalej kontaktować się z tym mózgojebem, a wam życzę miłego wieczora.
Adios.

Awena jest offline...



[Rozdział 12]

Osoby online:
Hana, Awena

Me:
Yo~

Hana:
Cze.

Me:
Hana, wróciłeś już?

Hana:
Zależy. A co?

Me:
Nic ma intensywne treningi, Colin nocne zmiany, Alan zajmuje się siostrą, Ren wymiguje się kolekcją. Hana, prooooszę!

Hana:
Co??
Serio przychodzisz do mnie?

Me:
A do kogo mam?
Eron jest w Paryżu–chyba.
A reszta to reszta. Proszę, Hana.

Hana:
Niby co miałbym robić?

Me:
Powiedziałbyś mi swoją perspektywę. Ja serio nigdy nie byłam w host club, ani nie widziałam. Colin opowiedział trochę, ale on mało co bywał, więc pomyślałam, że może ty mi podsuniesz pomysły na ożywienie tego miejsca.

Hana:
Ty serio traktujesz to poważnie, co?

Me:
Jeśli to utonie, to ja wraz z tym.
Podpisałam umowę ;;

Hana:
Jesteś idiotką.
Jak mogłaś podpisać umowę, nie widząc miejsca...

Me:
Wiem, że jestem, ale chcę jednak to ożywić, bo wy lubiliście tam pracować, prawda?
Colin mi opowiadał, jak się poznaliście i jak zżyliście się ze sobą, dzięki temu klubowi.

Hana:
Ty...
martwisz się też o nas?
Czemu?

Me:
Bo skoro już tu jestem, skoro wy się dzięki temu poznaliście, to chcę, by to miejsce nadal istniało.
Wy nie chcecie?

Hana:
Już pisaliśmy, że tak.
Ale serio, to jest chyba już niemożliwe. Hości odeszli i tylko Stella zna powód. Żaden nowy nie chciał tam pracować mimo atrakcyjnych ulotek – w końcu to Colin je robił.

Me:
Więc ona jest winna?

Hana:
Nigdy jej nie lubiłem, nie wiem, nie potrafię spojrzeć obiektywnie.

Me:
Dziękuje, Hana xx

Hana:
Cze...
CO?!
Za co?!

Me:
Trochę teraz zrozumiałam. Kilka luk w tej historii się zapełniło.

Hana:
Ale czy to coś zmieniło? No w sprawie odbudowy...?

Me:
Na pewno się nie poddam~~

Hana:
Ok...


[Rozdział 13]

Osoby online:
Alan, Ren, Colin, Nicolas, Hana, Awena

Alan:
Kto mi ugotuje obiad~?

Nicolas:
Mogę wpaść^^

Ren:
Wiecie, że z Hany to idealny manekin?

Hana:
Zamknij się.

Alan:
Widziałem zdjęcie z jego ostatniej sesji
Jest takie cute~~!
*złącznik*

Hana:
Co w tym jest CUTE?!
PRZECIĘ
JESTĘ
BADD!!

Nicolas:
Hahahaha, w którym miejscu? lolz

Ren:
Te ciuchy nie są z mojej kolekcji.
Żadne.

Alan:
I tak wygląda cute~~

Colin:
Wesoło widzę^^

Nicolas:
Moje ciuchy są cool, dzięki Ren!
*załącznik*

Ren:
Chociaż jeden docenia moją pracę xoxo

Hana:
Ja też to robię... śpię w twoich dresach.

Ren:
*-*

Colin:
Gaaaiii

Nicolas:
Hahaha

Awena jest online...

Ren:
Przyszła królowa burz.

Hana:
Yo, Awena.

Alan:
Omfg! On wreszcie jest miły! Hejka, Awcia^^

Nicolas:
Hey, My Lady :)

Colin:
Cześć, Aw.

Me:
CHŁOPACY!!!
Cześć.
MAM SUPER POMYSŁ!!

Alan:
URATUJESZ KLUB?! *o*

Me:
Z tym trzeba poczekać, ale mam genialny pomysł związany z klubem!
To będzie wymagało ode mnie dużo wysiłku, ale w końcu studiowałam-przez pól roku- prawo, więc powinnam ogarnąć.

Colin:
Poważne studia. Czemu zrezygnowałaś?

Me:
Bo pewna laska poprosiła mnie o zostanie managerem...

Nicolas:
Ou...

Hana:
Powtórzę: jesteś idiotką.

Me:
Odezwał się 21 latek o wyglądzie 16, który pracuje jako model...

Hana:
CZEMU WYSYŁACIE NA CHACIE MOJE ZDJĘCIA?!

Ren:
Te studia były trudne, więc mogła z nich zrezygnować.

Alan:
Niom ;;

Me:
Ok, może jutro ktoś wpaść koło północy do klubu?

Colin:
Czemu akurat o tej?

Nicolas:
My Lady, to niebezpieczne!

Ren:
...

Hana:
To niebezpieczne, ma racje.

Me:
Dlatego gdyby ktoś przyszedł wtedy... byłabym max wdzięczna >.>

Nicolas:
Ja przyjdę^^

Alan:
No to ja wracam do grania, ciao.



[Rozdział 14]

Osoby online:
Awena, Ren

Me:
Renn?

Ren:
Czemu dwa n?

Me:
Tak w zasadzie, to jak ty oceniasz osobę Stelli?

Ren:
Ach, widziałem jak rozmawiałaś o tym z Haną.
Cóż, jestem bratem jej przyjaciółki z liceum, więc tak wyszło, że zaciągnęła mnie do klubu.
To brzmi erotycznie.

Me:
Wcale nie, lol

Ren:
Wybacz, ostatnio dostałem zlecenie na zrobienie kolekcji do sesji erotycznej i tak trochę moje trybiki są przestawione.

Me:
Dziękuję, że jesteś miły dla mnie.

Ren:
To tylko teraz, bo grzecznie spytałaś o moje początki znajomości ze Stellą.

Me:
No więc opowiedz więcej, chcę móc sobie wszystko poukładać.

Ren:
Cóż, wciągnęła mnie do klubu, jak już pisałem. Moja siostra mnie namawiała, bo sama rozumiesz, stałe zlecenia. Ubrania dla hostów musiały się zmieniać co miesiąc z początku, a potem musiałem tworzyć na każdą imprezę inne. Harówka, ale lubię to robić. Projektować.
Zatrudniła mnie jako drugiego.

Me:
Kto był pierwszy?

Ren:
Alan oczywiście.

Me:
Serio? Wow.

Ren:
Czemu?
Nieważne.
Potem zatrudniła Colina, Hanę i na końcu Nicolasa.

Me:
A jak oceniasz jej osobę?

Ren:
Co to ma do ratowania klubu?

Me:
Po prostu chcę wiedzieć >.<

Ren:
Stella to Stella. Zatrudniła mnie, więc ją szanowałem jako managera. Ponadto, Eron bywał częściej w klubie niż ona sama. Nie mam o niej zdania, bo to przyjaciółka mojej siostry, a nie moja. Znam ją tak średnio.

Me:
Hm, Eron.

Ren:
Nie pytaj o Erona, o nikogo. Nie mam ochoty opowiadać ci jakie mam relacje z innymi. To moja sprawa.

Me:
Chamski Ren – mode on.

Ren:
Zabawne. Po prostu uszanuj to i nie drąż.

Me:
Jasne. I tak dziękuję, że mi to wszystko napisałeś^^

Ren:
Jeśli ci to w jakiś sposób pomogło, to się cieszę. Nie będzie, że każdy pomaga, a ja to nie. Prawda?

Me:
Oczywiście! Takimi rozmowami również mi pomagacie.
Mogę wszystko lepiej zrozumieć.

Ren:
Spoko. To pytaj reszty.

Me:
Taki mam zamiar.
Jeszcze raz dzięki

Ren:
Taa.



[Rozdział 15]

Osoby online:
Awena, Alan

Alan:
Zjadłbym pizze.

Me:
To zamów

Alan:
Musiałbym odejść od ekranu, a wtedy siostra zacznie oszukiwać ;;

Me:
Grasz i piszesz ze mną?

Alan:
Bo to jej runda ^-^

Me:
No chyba że tak :3

Hana jest online...

Alan:
Hej, Hana!

Me:
Yo~

Hana:
NIE WUIEZYCIE

Me:
Co?

Alan:
DOSTAŁEŚ PRACĘ?!

Hana:
TAAAAAAAAAK!
NA PLANIE FILMOWYM!!
ZAGRAM EPIZOD, ALE ZAGRAM, O PANIE

Alan:
Gratuluje!!

Me:
Gratulacje, Hana~~

Hana:
Dziękuję wam;;
Jestem zestresowany. Dostałem scenariusz!!

Alan:
Eliz będzie chciała twój film na dvd i znów będę stratny.

Hana:
...
Trochę ona mnie przeraża.

Me:
Eliz to twoja siostra, Alan?

Alan:
Tak, ma szesnaście lat i buja się w Hanie ... disgusting

Hana:
...



[Rozdział 16]

Osoby online:
Awena, Nicolas

Me:
Nicolas! Jesteś!

Nicolas:
Jestem, my lady :>

Me:
Dobrze, bo w sumie to zastanawiam się, jakim cudem dotarłam wtedy do pokoju nad klubem...?

Nicolas:
Mam kluczę^^
A tak serio to wziąłem zapasowy od Alana, czułem, że się przyda.
Mieszkam w jednym z tych pokoi c:

Me:
Serio?!

Nicolas:
Taa, właściciel mnie tam przygarnął. To dość długa i nudna historia.

Me:
Wiesz co? Opowiedz mi o twoich początkach i co myślisz o Eronie i Stelli.

Nicolas:
Hm. Ja dołączyłem na samym końcu i byłem tylko członkiem ekipy. Tylko, bo nic nie robiłem.

Me:
Jak to?

Nicolas:
Ja i Alan byliśmy tylko takimi dodatkami, wiesz... Nawet Hana miał udział, bo uczył hostów prawidłowego zachowania, itp.

Me:
Rozumiem...

Nicolas:
Stella... Ona to dziwna kobieta. Atrakcyjna, ale zdecydowanie dziwna. Colin ją jako jedyny z nas lubi, będąc szczerym. Ja jestem raczej neutralny. Ona ani mi nie przeszkadza, ani nie interesuje.
Eron to spoko koleś. To przez niego znalazłem się w ekipie, a raczej dzięki niemu. Jestem pewien, że nie chciał cię utopić z tym klubem i pewnie teraz ma wyrzuty sumienia, dlatego milczy. Znam go i jestem tego pewien.

Me:
Hm.

Nicolas:
?

Me:
Tylko mi się kliknęło. Jeszcze chcę pogadać z dwójką chłopaków.

Nicolas:
Alan... odpuść mu, dobra?

Me:
Dlaczego?

Nicolas:
Myślę, że on nie będzie chciał się z tobą dzielić swoją historią.

Me:
Ale...

Nicolas:
Proszę, Aweno.

Me:
No dobrze, ale w ramach tego, oddajesz mi klucz do pokoju!

Nicolas:
Będę miał sąsiadkę! Słodko!



[Rozdział 17]

Osoby online:
Awena, Ren, Hana

Ren:
Dobrze, że jesteś Aweno.

Hana:
Ale poważnie, lol.

Me:
Tak, Renn?

Ren:
Skończ z tym nn...
Nie żebym nie miał innej opcji, ale tak się składa, że każdy wziął sobie wolne i wyjechał, więc...
Czy
Zostaniesz

Hana:
Jego żoną, lmfao

Ren:
...
Moją modelką.

Hana:
COOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOO

Me:
Zgodzę się z Haną;
COOOOOOOOOOOOOO

Ren:
To nie tak, że jesteś ładna.
Potrzebuje modelki na już, a ty jesteś w miarę szczupła.

Hana:
Hahahahaha

Me:
...
Jak ty pomożesz mi z klubem

Ren:
A co ja mam tam zrobić? Sprzątać?

Hana:
Dość, bo nie wyrobię!!

Me:
Co w tym zabawnego?

Ren:
Co cię tak bawi, Hana?

Hana:
Lolz, jacy zgodni

Hana zmienia nick na „Mr.Hanaka"

Me:
Czy to jego pełne imię?

Ren:
Oczywiście, że nie.

Mr.Hanaka:
To brzmi dorośle.

Ren:
Raczej żałośnie*
Podobna tonacja słów, musiałeś się pomylić~~

Me:
Teraz to ja się śmieje xd

Ren:
To pomożesz mi czy nie?

Me:
Dobra, wyślij mi adres.

Mr.Hanaka:
Tylko grzecznie tam, dzieci 8|

Ren:
...



[Rozdział 18]

Osoby online:
Awena, Nicolas, Colin

Nicolas:
Cześć, my lady^^

Colin:
Dzień Dobry, Aw :x

Me:
Boli mnie głowa

Nicolas:
Bo znowu siedziałaś w klubie do bitej trzeciej nad ranem. Co ty właściwie robisz?

Me:
Biznesplan.

Colin:
o.o

Nicolas:
Yy?

Me:
Nieważne.
Ktoś coś? Pomoc jakaś?

Colin:
Praca [*]

Nicolas:
Wyjazd [*]

Awena jest offline...



[Rozdział 19]

Osoby online:
Awena, Nicolas, Ren, Alan

Me:
Kto mi pomoże dziś w klubie?

Ren:
Pracuję.

Alan:
Akurat dziś nie mogę zostawić siostry.

Awena jest offline...

Nicolas:
Mam złe przeczucia, co do tych reakcji...

Ren:
Doceniam jej starania, ale nie wiem jakbym mógł pomóc, więc zwyczajnie wole pracować niż robić nic.

Alan:
To trochę niemiłe, Ren...

Mr.Hanaka jest online...

Mr.Hanaka:
I kto tu mówi o byciu miłym :")

Nicolas:
Byłeś na niewidoku...

Mr.Hanaka:
Oczywiście. Po tej rozmowie z Tb i Colinem, czułem kłopoty. Wole przy niej nie pokazywać się online.

Alan:
Co miało znaczyć „kto to mówi"?

Mr.Hanaka:
Bo wiesz, my mamy jeszcze swoje powody, swoje do roboty. A ty? Ty tylko wymigujesz się siostrą, to jest dziecinne.

Ren:
Hana, co cię strzeliło ostatnio na bycie dorosłym?

Alan:
Wymiguje się..?
Co ty możesz o mnie wiedzieć?

Nicolas:
Chłopacy, spokój, plz ;;

Mr.Hanaka:
Twoje wymówki z siostrą w roli głównej stają się nudne, dude.
Wymyśl nowe.

Nicolas:
Hana, starczy.

Mr.Hanaka:
Bo? Bo pisze prawdę? Sami macie tego dosyć! Albo Nic albo Col pomagali blondynie, a Alana nigdy nie wolno prosić, bo on ma siostrunię na głowie. Co za żenada.

Ren:
Nie mam ochoty w tym uczestniczyć. Napisz ktoś sms jak będzie spokój.

Ren jest offline...
Colin jest online...

Colin:
Nic dzwonił, kazał wbić. Hana, co ci odwala?

Alan:
Bo gra w filmie to myśli, że jest nie wiadomo kim.

Mr.Hanaka:
Hah, ja w odróżnieniu od ciebie coś robię. Ty siedzisz w domu, grasz z siostrą i nic po za tym.

Colin:
Blondyn, stop.

Awena jest online...

Me:
Co tu się dzieje?

Nicolas:
Małe zamieszanie, lepiej się nie wtrącaj.

Alan:
NIC PO ZA TYM NIE ROBIĘ?!
NIC?! Musze pilnować ją cały czas, cały pieprzony czas!!
Jak śmiesz mówić, że nic nie robię?! Owszem, nikt mi za to nie płaci, więc tu już widać, jak nisko jesteś w stosunku do mnie!

Mr.Hanaka:
Jesteś pierdolnięty... Bo każdy ma ochotę skakać z okna z powodu choroby.

Colin zablokował użytkownika Mr.Hanaka

Colin:
Dość.

Nicolas:
Aż wstrzymałem powietrze >.<

Alan jest offline...

Me:
Nie powinnam pytać, prawda?

Colin:
Nie.

Nicolas:
Lepiej będzie, jak zapomnisz...



[Rozdział 20]

Osoby online:
Awena, Nicolas, Ren, Alan, Colin, Mr.Hanaka

Nicolas:
Oni nadal się nie pogodzili, więc zaraz uciekną, albo zaczną się wyzywać...

Colin:
Wszystkim przywale.

Me:
Dość tego.

Mr.Hanaka:
?

Me:
Żadne z was nie chcę by ten klub znów prosperował.

Alan:
Jasne, że chcemy, Awcia ;;

Ren:
Znowu to samo.

Me:
Jesteście beznadziejni.
Chcę wam pomóc z głębi serca, nie robię tego tylko dla siebie.
Ale nie jesteście ze mną szczerzy. Jest jakiś delikatny temat, którego mamy nie poruszać, a ja nawet nie rozumiem dlaczego!
Hana wścieka się na Alana, ten czuje się niezrozumiany, Colin ciągle pracuje, Nicolas ma ciągłe treningi – sam ze sobą warto zaznaczyć, Ren udaje, że nie potrafi pomóc.
Mam tego serdecznie dosyć!
Jestem jedyną, która się stara i to co dostaje w zamian to „zapomnij" i „nie rozmawiaj z Alanem"!

Alan:
Co?
Kto zabronił jej rozmawiać ze mną?

Nicolas:
...

Mr.Hanaka:
Pozostawię to bez komentarza.

Alan:
Awcia, czm ich słuchasz ;;
Przecież mówiłem, że jeśli będziesz potrzebować pomocy z klubem, to wal do mnie!
Nie rozumiem, czemu jej tego zabroniliście, skoro to ja mam najwięcej tu do powiedzenia?
Jesteście wkurwiający.

Colin:
:O

Mr.Hanaka:
Mam wrażenie, że konfrontacja ze mną mniej go wzburzyła niż ta wasza pieprzona troska ^^

Ren:
Wyjątkowo zgadzam się z Haną.
Alan, nie miałem nic wspólnego z tym zabranianiem jej.

Nicolas:
No przecież to ja...

Colin:
Ok. Wszyscy powinniśmy ochłonąć.

Alan:
Awcia, przyjdź do mnie.
Pomogę ci.

Mr.Hanaka:
Hehe

Me:
Dzięki, Al.
Teraz już za późno. Idę się pakować i wracam do domu.

Alan:
Awcia...

Awena jest offline...








~awenaqueen~