Ja n–nie, ja ci wyjaśn–nie...
Każde jej słowo z tamtego wieczora odbijało się echem w mojej głowie. Ciągle wracały i potrafiły obudzić mnie nawet w nocy.
N–nie jestem p–potworem, Rose...
Sposób w jaki wymówiła wtedy moje imię… Przysparza na moim ciele dziś ciarek. Wtedy poczułam, że Ashley którą znałam, nie istnieje.
Znasz m–mnie przecież…
Znam? Nie, nigdy nie znałam. Zamieszkałam z psychopatką nawet o tym nie wiedząc. Ale… Ale to nie jest najgorsze. Nawet nie wiem co jest?! To że ona jest psychopatką czy to, że na tym krześle siedział związany…
– ROSE! – krzyk Henrego ściągnął mnie na ziemię. Padłam na kolana próbując unormować oddech – Nie przeginasz? Długo cię tutaj nie było i taki nagły przypływ adrenaliny… Może powinienem powiedzieć ‘agresji’? – kucnął obok mnie podając mi butelkę wody. Spojrzałam w jego czekoladowe oczy, które kiedyś mi pomogły w walce z agresją – Czy coś się stało?
– Nie… – zawahałam się.
– Na pewno? Rose, jesteś cała roztrzęsiona i uderzasz w ten worek od ponad godziny, a z każdą kolejną minutą robisz to coraz mocniej. Ktoś próbował cię skrzywdzić? – cholera… On mnie zna. Kiedyś przeszłam przez to samo. Henry mi wtedy pomógł wyładować swoją frustracje, złość… Pomógł stać się silniejszą i niezależną. Wiele mu zawdzięczam i w sumie bratu także. To w końcu on mnie tutaj przyprowadził.
– Po prostu… Moje ‘nowe życie’ okazało się kolejnym bagnem – wstałam na równe nogi już będąc trochę bardziej spokojną.
– To znaczy?
– Nie ważne. Poradzę sobie. Mogę tutaj przychodzić, prawda? – treningi mi tylko pomogą z tym uczuciem słabości.
– Oczywiście – uśmiechnął się szeroko – Kiedy zechcesz, ale może pohamuj trochę te ciosy bo się wykończysz – polecił.
– Wiem. Dzięki Henry – przytulił mnie choć wali ode mnie potem.
– Rose! – usłyszałam nawoływanie swojego imienia za plecami. Odwróciłam się a tam kto?
– Thomas?! Co ty tutaj… – wróciłam wzrokiem na Henrego, który zaczął znikać z pola widzenia – Dzięki stary dupku! – krzyknęłam, gdy ten już zamykał drzwi od auli.
– Co się dzieje, do cholery?! – mój brat stanął naprzeciwko mnie i złapał za ramiona. Był zdenerwowany i zdyszany co znaczy, że spieszył się.
– Wszystko gra.
– Kłamiesz! Henry cię nie przyciśnie, ale ja i owszem, więc… – przerwałam mu.
– Opowiem ci, ale pod warunkiem, że mogę z tobą zamieszkać – uniósł brwi wysoko niedowierzając – Proszę?
– A…Y… Jasne? – zdecydowanie nie wiedział co odpowiedzieć – A co z tą twoją przyja…
– Nie jest moją przyjaciółką, ok? Koniec tematu. Jestem zmęczona i potrzebuje wziąć prysznic, więc zaczekaj za mną – poszłam w kierunku mojej szafki by wziąć z niej ręcznik i móc się odświeżyć.
***
Weszłam do mieszkania Thoma, które nie było większe od mojego poprzedniego. Zdjęłam kurtkę i odwiesiłam na wieszak po czym poszłam do kuchni, gdzie stal mój brat odkładając zakupy.
– Pomóc?– pytam.
– Nie. Odpocznij – popatrzył na mnie niepewnie. Poszłam do salonu i usiadłam na kanapie.
– Dorobiłeś się plazmy?! – wyłupiłam oczy nie wierząc w to co widzę. Usłyszałam śmiech mojego brata.
– Nie klepie biedy mimo małego mieszkania, jeśli o to ci chodzi. Na co mi większe? – spytał siadając obok mnie.
– No nie wiem… Dla rodziny? W sensie dziewczyny, dzieci – znów zaczął się śmiać.
– Ok, aż tyle się u mnie nie zmieniło. Wieczny singiel siostro – ziewnął – Twój pokój jest po prawo od drzwi wejściowych – wskazał palcem za nas.
– Ok.
– A gdzie twoje rzeczy? – cholera, liczyłam, że nie spyta. Milczałam co mu chyba przeszkadzało – Co ci ta dziewczyna zrobiła, że nawet rzeczy nie zabrałaś? – spytał zaintrygowany.
–Nic. Mogę iść spać? – pyta wstając z kanapy.
–Jasne – machnął ręką, więc poszłam do ‘siebie’.
Padłam na łóżko modląc się o szybki sen. Ostatnio nie śpię za dobrze. Od mojego ostatniego spotkania z Ash minął ponad tydzień. Muszę zabrać swoje rzeczy, ale nie wiem jak to zrobić. Nie chcę jej widzieć, ale czuję, że tak łatwo mi to nie pójdzie.
***
– Kochanie zostaniesz na chwilę z Joel’em, dobrze? – spytała moja mama. Popatrzyłam na nieprzyjemnego mężczyznę, który siedział w naszym salonie.
– Musie? – spojrzałam na nią smutno.
– Tak. Ja z tatą zaraz wrócimy. To potrwa tylko kilka minut – ucałowała mnie w czoło i wyszła. Czułam się bardzo źle, bo ten mężczyzna zawsze dziwnie na mnie spoglądał. Teraz wpatrywał się na mnie jeszcze straszniej niż zwykle. Przełknęłam ślinę i pobiegłam do siebie. Zamknęłam drzwi i odetchnęłam z ulgą, że nie muszę już na niego patrzeć. Mój brat jak na złość wyszedł z domu ze swoimi koleżkami. Zawsze gdy jest potrzebny to go nie ma.
Zaczęłam odchodzić od drzwi by położyć się na łóżku, gdy nagle za sobą usłyszałam skrzypienie drzwi. Rozszerzyłam oczy będąc przerażona. Odwróciłam się powoli i nie myliłam się myśląc, że to ten Joel. Uśmiechał się bardzo dziwnie, a po chwili zwilżył swoje usta językiem. Zrobiło mi się nie dobrze. Ja… Mam przed oczami tylko jedno. Domyślam się o co mu chodzi, ale… ale co mam zrobić?! Uciec?! Mamo, tato, wróćcie już, proszę!
[…]
Czułam go na sobie… Jego dotyk na każdym centymetrze mojego ciała. Gdy tylko jego ręka znalazła się pod moją spódniczką zrobiło mi się niedobrze. Zaczęłam płakać, ale nikt nie usłyszał mojego wzywania o pomoc… Krzyczałam, aż zdarłam gardło… Pomóż mi… Ktokolwiek. Proszę!
Zerwałam się z łóżka oblana zimnym potem. Po moich policzkach spływały strużki łez. Przetarłam je ręką, a po chwili usłyszałam dźwięk wiadomości. To pewnie Ash… Ale przecież ją zablokowałam… Sięgnęłam po telefon i odblokowałam. Kik. Tam jej nie zablokowałam. Weszłam w rozmowę, ale o dziwo to nie ona.
6rainbow.unicorn9:
ROSIX PACZ!
*załącznik*
Hehe, i to ja niby gejem jestem w naszym zespole :3
Mimowolnie uśmiechnęłam się na widok zdjęcia Luke’a i w ogóle wiadomości od Mike’a. Nie dawałam im znaku życia od tygodnia. Weszłam w spis kontaktów, a tam co? Ponad sto nie przeczytanych wiadomości od Luke’a.
6rainbow.unicorn9:
A i nie myśl, że on taki szczęśliwy jest. Upiliśmy go dziś bo w takim stanie łatwiej go rozśmieszyć XD
O! Właśnie coś zaczyna bredzić.
Czemu mu nie odpisujesz?
Wiesz, on cię trochę polubił, a myśleliśmy, że po Annie się nie pozbiera.
Rose?
Widzę, że odczytujesz –,–
Wyświetlono 02:31
Me:
Ja po prostu… Nie chcę psuć innym humoru moim paskudnym
6rainbow.unicorn9:
Coś się stało?
Me:
Jest ok :)
6rainbow.unicorn9:
:(
Luke właśnie zaczął o tobie mówić.
Zaczyna wylewać swe żale!
Dobrze jest!
A wiesz co najlepsze?
Me:
Nope
6rainbow.unicorn9:
Wylewa je przed Ashem!
Me:
O_O
6rainbow.unicorn9:
NO!
Jutro pewnie będzie rzekomo ‘żałować’, ale coś czuję, że Ash tak naprawdę dalej jest dla niego przyjacielem :D
Me:
To chyba dobrze.
6rainbow.unicorn9:
Bardzo dobrze!
No dobra… Jest źle bo Ash też się nawalił i właśnie też zaczął się żalić –,–
Dwóch ‘wrogów’ z powodu miłości żali się sobie z problemów z kobietami.
Co z nimi?! WTT?!
XDDDD
Me:
To alkohol. Jutro będą się bić xD
6rainbow.unicorn9:
Hahaha, jak zwykle się Calum’owi oberwie X”D
***
Eat_everything_19:
Arose
Lose
KULDWA!
R O S E
Nop
–,o
Me:
Dobrze się czujesz?
Eat_everything_19:
ODFASŚ MJI!
Odpisalas*
Me:
Jest 6
Nie wytrzeźwiałeś?
Eat_everything_19:
Skont wiescź se puem O.p
Me:
Michael mi napisał.
Idź spać lepiej.
Eat_everything_19:
A jemi odousalaś
Me:
Tobie przecież dziś odpisuje.
Zluzuj Lucek :)
Eat_everything_19:
Móe tah do mnje :D
Pzynajmniej eiem ze masx donry hunor!
Me:
Idiota XD
Eat_everything_19:
Cześć tu Calum (:)
Me:
–,–
Połóż go spać czy coś.
Eat_everything_19:
Staram się, ale on w ogóle nie jest zmęczony.
Ashton śpi jak zabity, a ten nie chce dupy ruszyć –,–
Próbuje mi Tel zabrać. Czekaj!
Me:
…
Eat_everything_19:
*załącznik*
Najebany Luke XD
Me:
XD
Powiedz mu, że jest słodki i ma iść spać xD
Eat_everything_19:
WOAH!
Co za wyznania!
Dobra, położymy go spać xD
***
Myślałam, że chodzenie na treningi mi pomoże, ale… Myliłam się. Po raz kolejny się pomyliłam. Może w małym stopniu mi to pomaga, ale dosłownie w małym. Ni potrafię sobie znaleźć miejsca, a minął już chyba miesiąc. Dosłownie oczywiście. Znow zaniedbałam Luke’a, ale dlaczego w sumie mam z nim rozmawiać? Robiłam to dla zakładu. A teraz… Teraz, na co mi to? Nie ma zakładu. Mimo wszystko Luke zaczynał być dla mnie codziennością. Pisanie z nim zaczynało być codziennością. To takie dziwne. Ciekawe czy Ona pisze z Ashton’em? Nie, nie mogę o niej myśleć! Dlatego też nie mogę pisać z Luke’m. On przypomina mi o Niej, a ja tego nie chcę. Chcę zapomnieć, choć koszmary mi nie pozwalają. Widzę w nich tego Joel’a z przeszłości i tego z teraźniejszości. Ona… Ona miała go… Nie Rose, nie myśl o tym!
Szłam ulicami bez celu. Błąkałam się tak całymi dniami, a Thomasa ledwo co widywałam. Miał pracę, a gdy wracał to ja już spałam albo mnie nawet w domu nie było. Szkołę kompletnie olałam. Tam mogła mnie spotkać. Cholera Rose musisz wreszcie zacząć żyć! To podpowiadał mi rozsądek. I ma rację. Muszę zabrać swoje rzeczy od Ashley i uwolnić od tego raz na zawsze. W tym mieście nie mam już życia. Muszę stąd uciec. Nie… Nie uciec. Musze stąd się po prostu wyprowadzić. Ale jak mam to zrobić? Na motorze nie uda mi się zabrać wszystkich swoich rzeczy. Potrzebne mi auto… Hm. Akurat rzuciło mi się jedno całkiem niezłe, stojące na poboczu. Zerknęłam ukradkiem czy nikogo nie ma w środku. Ciekawe, do kogo ono należy? No nie ważne. Potrzebuje je pożyczyć, a potem oddam. Jak podpierdolę auto to raczej każdy zauważy. Pożyczę i odstawię. Tak.
Podeszłam do drzwi od strony kierowcy i zaczęłam majstrować przy zamku. Nie takie rzeczy już się robiło. Potrafię otworzyć nawet skomplikowane zamki, a ten nawet na średniaka nie wygląda. Chociaż… Alarm. Może ma alarm. Zerknęłam czy posiada światełka po boku, ale niczego takiego nie zauważyłam. Auto całkiem nowe i nie ma alarmu? Czy tylko ja widzę tu jakieś dziwne niedorzeczności?
Wzruszyłam tylko ramionami i wsiadłam do otwartego już auta. Na szczęście żadnego alarmu nie ma, nie chcę wiedzieć dlaczego. Zaczęłam kombinować z kablami pod kierownicą. Raz prawie udało mi się go odpalić, ale skubany zgasł.
– No dawaj!
Jeżeli będę za długo się bawić, to mnie w końcu nakryją. Za drugim podejściem auto odpaliło, a ja mogłam ruszyć na małą przejażdżkę po mieście. Autem nie umiem jeździć, od razu mówię. Raz w życiu jechałam i to na dodatek po alkoholu, gdy z Ash… No w każdym bądź razie muszę zrobić okrążenie by sprawdzić czy ktoś mnie nie namierzy.
Po dwóch godzinach zaparkowałam pod naszym blokiem, Ala apartamentem z brakiem windy. Tsa. Nie wiem gdzie tu apartament, ale ten stary dziadyga uparł się, że to APARTAMWENT. Weszłam do środka i czym prędzej udałam się do mieszkania. Otworzyłam drzwi z klucza i weszłam niepewnie do korytarzyka. Niezły syf. Co ona tu robi? Nie, to kolejna rzecz, której nie chcę wiedzieć. Przemieściłam się do swojego pokoju i wyjęłam torbę by szybko spakować swoje rzeczy. Nagle usłyszałam skrzypienie drzwi co nie wróży niczego dobrego. Zacisnęłam powieki, modląc się w duchy, by mi się to tylko przesłyszało. Zaczęłam szybko wrzucać ubrania do torby i zapięłam ją szybko. Zamek wydał przy tym swój charakterystyczny odgłos, co rozniosło się pewnie po całym mieszkaniu.
Wzięłam szybko dwie torby i ruszyłam do wyjścia. W drzwiach od mojego pokoju zderzyłam się z blondynka, która miała nieokreślony wyraz twarzy. Smutek, zaskoczenie i… radość wymieszane razem.
– R–Rose! – nagle w jej oczach stanęły łzy – Powiedz, że to naprawdę ty – tak jakbym była jakąś halucynacją. Nie odezwałam się tylko pragnęłam czym prędzej się stąd wydostać. Trzeba auto odstawić.
Niestety w korytarzyku zagrodziła mi drogę.
– Rose proszę porozmawiajmy! J–Ja nie mogłam ci o tym p–powiedzieć! – łzy spływały po jej policzkach, ale ja nie mogę się teraz ugiąć – Miałam ci powiedzieć, że przetrzymuje jakiegoś dupka w starej opuszczonej fabryce?! Zostawiłabyś mnie! Rose, byłaś… jesteś moją przyjaciółką, no! Nie mogłam… Nie potrafiłam ci powiedzieć… – uspokoiła się, ale łzy wcale nie przestały płynąć.
– Jesteś psychopatką… – szepnęłam. Nie powiem, że jej się nie boję, bo boję, ale…
– Rose, proszę… – wytarła policzki wierzchem dłoni i spojrzała mi w oczy. Widziałam dopiero teraz jak bardzo jest zmęczona i jakie ma worki pod oczami.
– Skąd wiedziałaś o nim? – spytałam. Nie wiem czemu, ale mówię bardzo cicho.
– O kim? – ściągnęła brwi nie rozumiejąc.
– O Joel’u – przełknęłam ślinę przypominając sobie widok z fabryki.
– Tym z fabryki? Znałaś go?! O boże, Rose! Nie mów, że to ktoś z twojej rodziny! – widziałam, że jest przerażona tą myślą.
– Co?! Nie! To świnia! Gdyby był z mojej rodziny to bym chyba się zabiła!
– No to skąd Ty go znasz? – ścisnęłam ręce – Rose?
Naszą rozmowę przerwało pukanie do drzwi. Ashley zaklęła pod nosem i otworzyła je z impetem.
– Czeg… – widząc policję lekko się zdziwiła – Tak?
– Zostaliśmy zawiadomieni o dokonaniu przestępstwa – powiedział jeden z dwóch policjantów. Cholera! To na bank auto.
– Słucham? – zakpiła. Nagle jej humor zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni.
– Został skradziony samochód spad centrum handlowego – kurwa wiedziałam! Ashley spojrzała na mnie przez ramie rozumiejąc. Jeżeli chodzi o KRADZIEŻ to wiadomo, że chodzi o mnie – Samochód znajduje się pod tym domem i przyszliśmy. Jeden z przechodniów powiedział nam, że to była kobieta i miała na sobie bordową bluzę z kapturem na głowie – policjanci od razu zmierzyli mnie wzrokiem. Kaptur nadal spoczywał na mojej głowie, więc już po mnie – Pójdzie pani z nami – powiedział do mnie i chciał wejść, ale Ash zatokowała mu drogę.
– To nie ona – rozszerzyłam oczy ze zdziwienia.
– Słucham? – spytał jeden myśląc, że źle usłyszał.
– To ja – stwierdziła zaplatając ręce pod piersiami – Zdjęłam tą bluzę, gdy wróciłam, a Rose chciała znieść moje bagaże na dół, wiec ubrała ją – mówiła tak przekonywująco, że sama bym jej uwierzyła, gdybym nie znała prawdy.
Policjanci spojrzeli po sobie nie wiedząc czy jej wierzyć.
– No dobrze. Proszę w takim razie z nami – zrobił jej przejście. Chwyciła tylko kurtkę i wyszła nie patrząc na mnie.
Co… się właśnie stało?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz