poniedziałek, 23 sierpnia 2021

Talks with Stranger Cz.21-30




[Rozdział 21]

    – Co ty tu do cholery robisz, jeden z drugim? – wrzasnęła poirytowana, a ja odsunęłam się od Michael'a.

    – Ashton poczuł, że mówiłaś serio z tym szlabanem, więc przyjechał. A ja, jako kochający braciszek – posłał jej uśmiech, ale nagle odwrócił się do mnie – przyjechałem poznać dziewczynę, z którą Rob tyle pisze. 

    – Świnia – syknęła.

    – Też cię kocham! – krzyknął. Co z tego, że stoi od niej dwa kroki? No co? Lepiej powrzeszczeć.

    – Ashley, chyba nie jesteś zła? – podszedł do niej z zadziornym uśmieszkiem. Coraz bardziej miałam złe przeczucia. Nie chciałam mieć racji co do ich relacji.

    – Nie, Ashton, najpierw musimy poważnie porozmawiać – odparła i zrzuciła jego ręce, które trzymał na jej talii.

    – Mike, chodźmy się przejeść – nie czekając na jego odpowiedź, chwyciłam go za rękę i wyszłam z domu. Czułam napiętą atmosferę, więc lepiej było się ulotnić. To ich prywatne sprawy, niech załatwiają je pomiędzy sobą. Odeszłam kilka kroków od domu, dopiero zdając sobie sprawę o moim towarzyszu. – Przepraszam – puściłam szybko jego rękę. Był rozbawiony.

    – Luzik. Dobrze zrobiłaś. Niech załatwią to sami – mrugnął do mnie. – Czemu jest już taka szarówa? – spytał, spoglądając na niebo.

    – Byłeś ty kiedyś w Londynie? – spytałam wprost.

    – Niezbyt. Przywlokłem się z Ash'em, bo on już był i przynajmniej się nie zgubię. – Świetna okazja, by przyjechać. Zaśmiałam się cicho.

    – Czyli mam cię oprowadzić? – zrobiłam dzióbek.

    – Cieszyłbym cię – znów mnie mocno przytulił.


***


    – Możesz mi wyjaśnić, dlaczego mój telefon pokazuje osiemnastą, a jest ciemno jak w dupie? – był poirytowany. Przeżywał tę ciemnicę, jakby był koniec świata. A może właśnie się tego boi?

    – Bo jest pochmurnie. Normalnie ściemniłoby się po dwudziestej – zmierzamy spacerkiem donikąd, tak naprawdę.

    – Żeby w Sydney było pochmurnie, to musi być naprawdę dzień. Nie, że u nas nie ma opadów czy coś, ale...

    – Dominuje u was słońce, a u nas deszcz – powiedziałam w skrócie.

    – No tak. Ej, chodźmy gdzieś – zaczęłam się zastanawiać, gdzie mogę go wyciągnąć.

    – Hm, może zakradnijmy się do mojego domu, ale zostańmy za nim, by im nie przeszkadzać. To już jakiś plan – rozłożyłam ręce, by się mnie nie czepiał.

    – Dobra – uśmiechnął się szeroko. – Ale prowadź, bo ja za chuja nie wiem, gdzie jesteśmy – rozejrzał się po otoczeniu.

    – Słaba orientacja w terenie? – Spytałam.

    – Żeby nie było, że jestem cymbał, to na swoją obronę powiem, iż Ashley ma jeszcze gorszą. – Zaczęłam się głośno śmiać.

    – Byłam z nią tyle razy na mieście, a jakoś sama trafiała do domu – średnio mu uwierzyłam.

    – Nie kłamię. Ona jak była mała, zgubiła się w domu. A najlepsze jest to, że zeszła tylko do piwnicy, fakt, jest rozbudowana, ale to i tak wyczyn. – Pokręciłam głową rozbawiona.

    – Ja kiedyś się zgubiłam, ale tak na poważnie – zaśmiałam się w duchu na to wspomnienie. – Przeprowadziliśmy się wtedy, a ja zamiast wejść do swojego domu, weszłam do domu obcej baby.

    – Co? – zdziwił się. – Ale jak?

    – Normalnie. Był taki sam tylko po drugiej stronie. Wtedy jeszcze nie rozróżniałam prawej od lewej. Dostałam niezły ochrzan od matki, nie, żebym go i tak nie dostawała.

    – Surowa?

    – Raczej wiecznie niezadowolona. – To określenie bardziej mi pasowało do tej starej krowy. – Ale nie gadajmy o niej, bo to jest obszerny i bolesny temat – poprosiłam. Wyczytał chyba w moich oczach, jak poważna jest sprawa, bo zamilkł.



    Dotarliśmy na tył domu. Usiadłam na trawie i zaczęłam patrzeć w niebo, które nie było już tak bardzo zachmurzone. Michael zrobił to samo, z tym że on tylko usiadł.

    – Coś cicho, nie? – patrzył na dom. – I ciemno.

    – Może to rozmowa po cichu? To raczej poważna sprawa – stwierdziłam.

    – Dlaczego? – Spojrzał na mnie zdziwiony.

    – Chodzi o ich relację. Później się dowiesz – westchnął i wyjął swój telefon z kieszeni. Zaczął się śmiać.

    – Luke mnie bombarduje sms'ami – uniosłam się do pozycji siedzącej, by zerkać na ekran telefonu.

    – Co to za esy? – zaśmiałam się.

    – Luke się dowiedział o moim pobycie tutaj. Najczęściej wypytuje o ciebie – przygryzłam wargę. – Zróbmy sobie zdjęcie, niech go trafi szlag! Proszę! – Złożył ręce do modlitwy, a ja nie wiedziałam, jak mu odmówić.

    – Dobra. Robię to, bo cię lubię – wytknęłam język.

    – Bardziej niż Luke'a? – udał głupka.

    – Pf... Oboje jesteście na równi.

    – Tak sobie wmawiaj, a teraz buzi. – Ach, wyczuwałam kłopoty.

    Michael ledwo dodał tweeta, a jego telefon rozbrzmiał. Na ekranie wyświetliło się 'Ashton'. Mówiłam... Kłopoty.

    – Czo tam? – spytał słodko. – Ale... Ash... Jes... – nie dał chyba dość mu do słowa. – Kied... DOBRA! – wrzasnął i się rozłączył. – Chyba miałaś rację, z tym, że oni się pokłócili. Chodźmy do środka – machnął ręką i ruszył w kierunku drzwi. Wstałam, otrzepując tyłek, ruszyłam za nim. Weszliśmy w głąb domu. W salonie paliło się światło, a gdy tam się znaleźliśmy, ujrzałam wściekłą Ashley. Chyba nie powinnam tutaj być, to ich sprawa.

    – Jak mogłeś mi to zrobić! – Podskoczyłam i odwróciłam się do nich.

    – Ale co? – Spytał zdziwiony Michael.

    – Jak mogłeś... UGH! Wynoście się stąd! Obaj! – Wskazała ręką na drzwi, a widząc brak efektu, popchnęła Michael'a. – WYNCHA!

    Gdy drzwi się zamknęły, a chłopaków nie było, Ash zamknęła powieki.

    – Co jest? – Podeszłam do niej.

    – Jaka ja byłam głupia – niespodziewanie się do mnie przytuliła, zaczynając płakać. Oddałam uścisk mocno, by wiedziała, że może na mnie liczyć.

    – Idziemy do mojego pokoju – odsunęłyśmy się od siebie, ruszając na górę. Usiadłyśmy na łóżku. – A teraz mów na spokojnie.

    – Bo... – patrzyła w dłonie. – Wtedy jak piłam z Luke'm, to znikąd pojawił się Ash i rano następnego dnia zachowywaliśmy się jak para. Nie przeszkadzało mi to, nie wiedząc czemu, ale to już wiesz – otarła łzę. – Michael kilka dni wcześniej wrócił do miasta i nie podobało mu się moje balowanie. Postanowił znaleźć mi nowe zajęcie jakim... był Ash – zaczęła coraz bardziej płakać. – Myślał, że jak znajdzie mi chłopaka to ogarnę się z piciem i cholera, miał racje. Przez Asha nie piłam już tyle, co dawniej. Trzymał mnie w ryzach, ale to nie jest najgorsze – uniosłam wysoko brwi.

    – A co jest?

    – Ashton się zgodził, bo chciał pomóc Michael'owi. Miał mnie zostawić po jakimś czasie, ale spodobało mu się... W sensie nasze erotyczne przygody mu się podobały – wzięła głębszy wdech. – Stałam się jego prywatną dziwką. On nic do mnie nie czuje, rozumiesz? – Było mi jej tak szkoda. Nie zauważyła, co się wokół niej dzieje, a teraz ponosiła tego konsekwencje. Może Michael nie chciał źle, ale zdecydowanie za długo dał Ashton'owi zabawiać się uczuciami Ashley. Widać, że zaczęło jej zależeć. – Dlatego tutaj przyjechał... Przyjechał, bo się bał.

    – Zero seksu... – szepnęłam.

    – Boże! Jaka ja głupia! – Schowała twarz w poduszce.

    – Co teraz? – Spytałam.

    – Nie wiem.

    – Jesteś pewna? – Spojrzała na mnie nie rozumiejąc.

    – Co?

    – A co jeśli on jednak coś czuje, ale boi się wyznać swoje uczucia? – Przecież tak też mogło być, prawda? Faceci to skomplikowane maszyny. Nagle wstała z miną, jakby miała jakiś pomysł. – Halo? – Pomachałam jej przed twarzą.

    – Jeżeli jest tak, jak mówisz, to postaram się go zmusić do wyznania prawdziwych uczuć – uśmiechnęła się. I pomyśleć, że chwilę temu płakała.


***


penguinboy:
Co to za zdjęcie?

awenaqueen:
Jakie?

penguinboy:
To z pomidorem.

awenaqueen:
Masz na myśli Michael'a?

penguinboy:
Tak.

awenaqueen:
Siedzieliśmy na dworze, bo Ashowie rozmawiali. Chyba nadszedł kryzys w ich 'związku'. Ashley na coś wpadła, a ja się zaczynam bać.

penguinboy:
To znaczy?

awenaqueen:
Zerwali.

penguinboy:
Och.
Czekaj.



    Nie wiedziałam, o co chodzi, ale po chwili na ekranie zauważyłam nadchodzące połączenie od Luke'a. Odebrałam jak zwykle ze ściśniętym żołądkiem.

    – Nie szkoda ci kasy? – Pytam.

    – Na ciebie? Niezbyt – lekkoduch z niego. – A czemu zerwali?

    – Bo mieliśmy rację. Ashton był z nią dla seksu, a nie z miłości. Smutne – zaczęłam kreślić kształty na pościeli. Kiedy weszło mi to w nawyk?

    – Jakoś mnie to nie dziwi – po jego głosie wnioskuje, że właśnie takiego obrotu spraw się spodziewał.

    – Jak to?

    – Znam go. Jest uzależniony od seksu. Z Ashley robili to częściej niż siedem razy w tygodniu – zaśmiał się. – Poza tym, pamiętam rozmowę z Michael'em.

    – Jaką rozmowę?

    – Pytał się mnie o nią. Prosił, bym przestał z nią imprezować. Problem tkwił w tym, że to ona zawsze dosiadała się do mojego stolika.

    – Ach, no tak. Zmieńmy temat. – Mam dość tego dnia.

    – Na jaki? – Spytał, śmiejąc się.

    – Co robiłeś dzisiaj?

    – Hm... Jadłem, coś wypiłem, ale nie procentowego, pograłem na konsoli, och i jadłem. Dużo dziś jadłem. Chyba chce mi się jeść – prychnęłam.

    – Uwielbiasz jeść?

    – Kocham! – Krzyknął, jakby to było oczywiste. – Moje trzy/czwarte życia to jedzenie!

    – Woah! – Zachichotałam. – Luke, pogadamy jutro, ok? Jestem zmęczona dzisiejszym dniem i tą nocką z tobą.

    – Zabrzmiało, jakbyś się bzykali całą noc – zapadła cisza, którą przerwaliśmy głośnym śmiechem.

    – Nie jestem pewna, co zmęczyłoby mnie bardziej – zaczęłam rozmyślać.

    – Co ty sugerujesz w ogóle? – Krzyknął. – Myślisz, że jestem kiepski w łóżku czy co?

    – Co? Nie! To znaczy... Och! Dlaczego w ogóle o tym gadamy? – Poczułam, jak moje policzki zaczynają piec.

    – Nie mów, że się zarumieniłaś? Zrób zdjęcie. Chcę to zobaczyć.

    – Nie rumienię się! 

    – Jasne – prychnął. Znów cisza. – Fajnie było się obudzić razem... – powiedział cicho.

    – Też tak myślę – odparłam jeszcze ciszej, a moje policzki płonęły żywym ogniem. 

    – Dobranoc, Madds.

    – Dobranoc, Lukey.



[Rozdział 22]

    Rano obudził mnie rumot w kuchni. Podniosłam się na łokciu i sprawdziłam na telefonie, która godzina.

    – Szósta dwadzieścia?! – zdziwiłam się, ale i zdenerwowałam zarazem. Wstałam z łóżka, kierując się do kuchni – Co tu... – wmurowało mnie, jak zobaczyłam całujących się Ashów. Śnię? A może pomyliłam domy tak jak w dzieciństwie?

    – O, cześć! Chodź zjeść szybko śniadanie, bo potem mamy samolot – oblizała palce od lukru.

    – O czymś nie wiem? – przechyliłam na bok głowę.

    – Że jesteś w krótkich spodenkach i zdecydowanie za małej bluzce – zaśmiał się Ashton. Blondynka syknęła coś pod nosem i zakryła mu oczy ręką.

    – Natychmiast idź się ubrać – rozkazała, a ja czym prędzej zwiałam z kuchni.

    Przebrana w dżinsowe spodnie i sweterek, wróciłam do nich. Usiadłam przy stole i wzięłam swoją drożdżówkę.

    – Byłaś sklepie? – spytałam zdziwiona.

    – Nom.

    – Kłamie. Ja byłem – zmrużył oczy, obrażony kłamstwem.

    – Cokolwiek – przewróciła oczami, siadając obok mnie.

    – A Michael? Co z nim? – Ashley udała, że pytania nie było.

    – Jest wściekła na niego – szepnął. – Spotkamy się z nim dopiero na lotnisku – pokiwałam głową. Wyjęłam telefon z kieszeni spodni i weszłam na twittera.

    ~Tweet~
@awenaqueen Dawno nie dawałam wpisów do mojego pamiętnika <3 Więc, dzisiaj moja przyjaciółka chce mnie gdzieś wywieźć. Powinnam się bać tych dziwaków? @ashleynotcliff @poniesforever



    Zaśmiałam się pod nosem, ale szybko zniknął mi z twarzy, gdy przypomniałam sobie o Viv. Cholera, mam wyjechać jak ona jest w szpitalu? Wstałam od stołu i wybrałam numer do ojca. Nie odebrał jak zwykle.

    – Coś się stało? – spytała blondynka.

    – Tsa. Nie wiem, czy wyjazd to dobry pomysł – przygryzłam wargę.

    – Tam, gdzie lecisz, bardzo ci się spodoba – uśmiechnął się szeroko.

    – Dokładnie – poparła go – Poza tym musisz odpocząć. Ostatnie miesiące były dla ciebie bardzo męczące, Maddy.

    – Sama nie wiem – usiadłam zrezygnowana.

    – Ale ja wiem – stwierdziła, biorąc gryza drożdżówki. – Lecisz z nami i koniec. Louis się zgodził, tak?

    – No niby tak.

    – No to zakończmy temat. – Ash zrobił ręce w geście obronnym, opierając się wygodnie.

    – A zdradzicie, gdzie lecimy? – spytałam z nadzieją.

    – Dopiero w samolocie albo nawet dopiero jak dolecimy – nienawidzę jej.


***


penguinboy:
Hey księżniczko :D

awenaqueen:
Yyy, co ty tak?
Nigdy mnie tak nie nazywałeś.

penguinboy:
A bo mam dobry humor, nie licząc tego, że wieczorem planuję iść z Cal'em się czegoś napić.

awenaqueen:
Och, a co cię wprawia w taki nastrój?

penguinboy:
Myślę, że fajny dzień.

awenaqueen:
Aha.

penguinboy:
Świetna odpowiedź :")

awenaqueen:
Wybacz. Martwię się i mój dzień chyba nie jest taki super.

penguinboy:
Czym się martwisz?

awenaqueen:
Bo Ashley chce mnie gdzieś wywieźć SAMOLOTEM. Poza tym nie wiem, czy powinnam lecieć.

penguinboy:
Bo?

awenaqueen:
Bo mam siostrę w szpitalu, Luke.
Lou wyjechał, ojciec w pracy, matka wyjechała. Chyba nie powinnam.

penguinboy:
Przestań. Są wakacje i zasługujesz na to, by się dobrze bawić.

awenaqueen:
Dzięki, że tak mówisz, ale to niczego nie zmienia :(

penguinboy:
Co mam napisać byś przestała się zamartwiać? Może Ashley to pijaczka, ale przecież cię nie wywiezie na Syberie. Daj spokój. Poza tym nie szalej za bardzo.

awenaqueen:
Przed chwilą kazałeś mi się dobrze bawić.

penguinboy:
No ale nie za dobrze! W sensie... Ech.
Po prostu byś nie upiła się i wiesz, potem... Baw się, ale z graniami rozsądku, Madds.

awenaqueen:
Okey, tato :)

penguinboy:
Mówisz do mnie tato? Nie czuje podniecenia.

awenaqueen:
To cię na pewno podnieci
Uwaga...

penguinboy:
?

awenaqueen:
Robercie mój :D

penguinboy:
=.=
Jesteś złą kobietą, wiesz?

awenaqueen:
Kochasz mnie <3

Penguinboy is typing...

awenaqueen:
To znaczy
Lubisz mnie <3
Muszę iść, paa!

penguinboy:
Żebyś wiedziała, że tak

Dostarczono - 06:53
Nie wyświetlono

Wiadomość została usunięta.

penguinboy:
Przypadkowo usunąłem, napisałem, że masz rację.
Lubię cię :)

Dostarczono - 06:57
Nie wyświetlono



[Rozdział 23]

    ~Tweet~
@ashleynotcliff Ma się ten dar przekonywania ludzi 8) I nie, wcale na tym zdjęciu nie jest na mnie zła ^^ Prawda? @awenaqueen

    ~Komentarze~
@awenaqueen @ashleynotcliff Myślę, że cię zabije.
@ashleynotcliff @awenaqueen Kochasz mnie <3
@sexyboylol @ashleynotcliff Czemu ona jest taka śliczna i czemu ją sobie Hemmings zaklepał?
@penguinboy @sexyboylol NA-klepać to ci mogę za chwilę, ale po mordzie jak chcesz :"D
@sexyboylol @ashleynotcliff Pacz jaki zadziorny skurwysyn xD
@awenaqueen @ashleynotcliff Mam ochroniarza <3 @penguinboy
@penguinboy @awenaqueen Będę cię przed nim chronił ^^
@sexyboylol @awenaqueen gdybyś ze mną popisała to byś wiedziała jaki jestem zajebisty! Lepszy od niego!
@penguinboy @sexyboylol Po moim trupie!
@sexyboylol @awenaqueen Widzisz? Mówiłem, że się boi bo czuje się zagrożony ^_^ Zupełnie jak z WDŻ
@penguinboy @sexyboylol Grabisz sobie -,-


    ~Wiadomości~

poniesforever:
Posprzątałeś w pokoju?

penguinboy:
Co?

rainbow.unicorn:
Gówno ulicą szło!

penguinboy:
Jesteś taki dowcipny, Mike. Ha, Ha, umarłem
[*]

rainbow.unicorn:
[*]

poniesforever:
Wieczni gówniarze.

sexyboylol:
Staruch się odezwał -,-

awenaqueen:
Dlaczego ja nadal jestem w tej konfie? :')

penguinboy:
Wyjdźmy stąd oboje.

sexyboylol:
Sam stąd wyjdź.
Posprzątaj lepiej w pokoju Ash bo cię zapierodli.

ashleynotcliff:
Że co?!

poniesforever:
Kochanie, ja posprzątałem... Z grubsza.

sexyboylol:
Nadal przez drzwi czuje ten wybielacz XDDD

ashleynotcliff:
COOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOO?!
CO WYŚCIE ROBILI W MOIM POKOJU?!

sexyboylol:
No już ci kiedyś pisaliśmy. Śmierdziało tam, bo nie mieliśmy gdzie imprezki urządzić. Ale... W sumie nie było imprezki, a weszliśmy do twojego pokoju po kieliszki. Zawsze je masz. Takie ładne.
Ale przy okazji narobiliśmy szkód XD

ashleynotcliff:
Ash, oddychaj, to tylko nic nie warty robak Hood.

sexyboylol:
Ałć?

awenaqueen:
Poczerwieniała ze złości. To chyba zły znak.

rainbow.unicorn:
Ona was zapierdoli. A Luke'a w szczególności.

ashleynotcliff:
CO TA ŁODYGA ZROBIŁA?!

penguinboy:
Przyjaciele... Na chuj mi oni -,-

awenaqueen:
AŁ?

penguinboy:
JESU!
Przecież nie chodziło mi o ciebie! Ty jesteś mi potrzebna, ich nie chcę.

sexyboylol:
Haha, przegiął pałę XD

penguinboy:
Żebyś ty za chwilę swojej pały nie stracił -,-

awenaqueen:
Ashley mówi, że was zabije jak wróci.

poniesforever:
Luke sprzątaj to! Pozbądź się zapachu! LUKE BŁAGAM CIĘ, WYCZYŚĆ TO!!!!!!!!!



[Rozdział 24]

    – Ale gorąco – zaczęłam poruszać sweterkiem, by trochę się ochłodzić.

    – Ostrzegałam cię, lel – zachichotała, odbierając swoją walizkę.

    – Super. Co ja mam teraz zrobić? Mam wyjść tak – wskazałam na swoją osobą – na to słońce? – A teraz na wielką szybę, za którą słońce świeciło.

    – Hm... Dobra. Przebierzesz się w łazience, chodź – chwyciła mnie za nadgarstek i zaczęła prowadzić.

    – Gdzie idziecie? – krzyknął za nami Ashton.

    – Zaraz wrócimy! – odkrzyknęła mu.

    Wygrzebałam ze swojej torby czarną bokserkę i niebieską koszulę. To lepsze wyjście od tego sweterka, aczkolwiek czarny kolor niespecjalnie mnie zadowala. No cóż, nie miałam czasu przeszukiwać całej torby.


***


    – Jestem głodny – mruknął Michael. Ashley jak zwykle go zignorowała. – Ała! – krzyknął. Odwróciłam się, by sprawdzić, co się dzieje. Ja z Ash szłyśmy z przodu, a chłopacy za nami.

    – To idź coś zjeść.

    – O... No tak. To do potem, Maddy! – krzyknął i przeszedł na drugą stronę ulicy. Coś mi tu nie pasowało.
    
    – Poczekasz tu za nami? My musimy coś załatwić. Ale nie ruszaj się nigdzie, bo cię nie znajdziemy! – zaśmiała się.

    – Dobra. Poczekam i popatrzę do pobliskich sklepów – poszli prosto, a ja weszłam do pierwszego sklepu.

    To był chyba jakiś z duperalimi, bo była tu masa małych rzeczy. Wzięłam w rękę bransoletkę z muliny. Podeszłam do sprzedawczyni.

    – Przepraszam? – spojrzała na mnie z uśmiechem. – Ile ona kosztuje?

    – Dwa dolary – uśmiechnęła się.

    – Am, ok. – Dlatego kazali mi wymienić na tę walutę. Wyjmując pieniądze, chodziło mi po głowie jedno pytanie. – Przepraszam, ale znajomi zabrali mnie tutaj na wakacje i niezbyt wiem dokąd? – spojrzała na mnie jak na marsjanina.

    – Australia. Dokładniej mówiąc Sydney – odebrała ode mnie należną sumę, a mi kopara opadła do ziemi.

    – Dziękuję... – szepnęłam speszona. – Do widzenia – wyszłam szybko ze sklepu i na kogoś wpadłam. Telefon mojej ofiary upadł na ziemię, a ja już poczułam, że muszę za niego zapłacić. – Rany boskie, przepraszam! Zamyśliłam się – podniosłam urządzenie, o dziwo w dobrym stanie. Nim zdążyłam podnieść wzrok, zostałam zamknięta w żelaznym uścisku. To jakaś kultura, czy co? Staliśmy tak chwilę, a przechodnie zaczęli dziwnie na mnie patrzeć. Czyli to chyba jednak nie kultura.

    – Am? – odezwałam się, chcąc uciec od tego dziwnego chłopaka. Odsunął się ode mnie, a gdy zobaczyłam jego twarz, zaniemówiłam.

    – Hey, Maddy – uśmiechnął się, ukazując dołeczki.

    – L... Luke?! – zamrugałam.

    – Ja – zaśmiał się. – Co tu robiłaś? – wskazał na sklep.

    – Kupiłam... coś dla... siostry – wydukałam, będąc w dalszym ciągu w szoku.

    – Długo jesteś tu sama? Gdzie Ashley? – jego uśmiech zniknął, a pojawiło się lekkie zdenerwowanie.

    – Poszli coś kupić. Miałam rozejrzeć się po sklepach i... To twoje – oddaje mu telefon. Znów się uśmiecha, tym razem lekko.

    – Wykiwali nas.

    – Co? – nie zrozumiałam.

    – Michael do mnie dzwonił i kazał pilnie przyjść na tę ulicę. Powiedział, że mam mu pomóc, bo ktoś mu grozi. Ashley najwidoczniej wystawiła ciebie, mówiąc, że wróci, ale nie wróci. Zaaranżowali nasze spotkanie – pokazał na nas palcem.

    – Uwierzysz, że kilka minut temu dopiero się dowiedziałam, gdzie jestem? – wskazałam na sklep. – A ta baba patrzyła na mnie jakbym była nie z tej ziemi – zaczął się śmiać. – Fajnie, że cię to bawi – mruknęłam. Zaczęłam szukać po torebce okularów przeciwsłonecznych. – Co robimy? – pytam, zakładając je.

    – Mogę cię oprowadzić, jeśli chcesz. Wrócimy potem do domu – jego błękit oczu mnie hipnotyzował.

    – Ok.


***


    – Nie jest ci ciepło w tych czarnych ciuchach? – pytam go, gdy drugą godzinę chodzimy ulicami, a on ma na sobie tylko czarne ubrania.

    – Nie. Przywykłem – odparł. Miał na głowie full cap z daszkiem z tyłu. Na nosie okulary przeciwsłoneczne, a w buzi gumę.

    – A może bolą cię nogi? Bo... – zaczął się coraz szerzej uśmiechać.

    – Nie, nie bolą.

    – A może masz dosyć słuchania mnie? Jeszcze tak długo... – wybuchł śmiechem i stanął naprzeciwko mnie, zmuszając do zatrzymania się.

    – Gadaliśmy całą noc, przypominam – uśmiechał się. – Poza tym cieszę się, że mogę ci towarzyszyć w poznawaniu Sydney. No i... mogę poznać cię na żywo – przytuliłam się do niego nieśmiało. Poczułam, jak odwzajemnia uścisk. – No i fajnie cię przytulić – odgarnął moje włosy, nie wypuszczając z objęć.

    – Ciebie też fajnie poznać na żywo. Bałam się, że będziesz zły – odsunął się.

    – O co niby?

    – No wiesz... Internet, a rzeczywistość to dwa różne światy – patrzyłam gdzieś w bok.

    – No to tym bardziej chcę cię poznać w tym drugim. Chodź, pójdziemy okrężną drogą do domu – złapał mnie za rękę, a mnie przeszła fala gorąca.

    – Luke! – krzyknęłam, mając przed sobą świetny widok. Podeszłam do barierki i zaczęłam napawać się nim. Chłopak stanął za mną, czułam to.

    – To faktycznie może zaprzeć dech w piersi – skomentował.

    – Zrobisz mi zdjęcie? Plis – odwróciłam się do niego. podając swój telefon. Pokazał szereg białych zębów, zabierać ode mnie urządzenie. Odsunął się kawałek, by móc mieć dobre ujęcie.

    – Gotowe – oddał mi telefon, a ja od razu zamieściłam zdjęcie na twitterze.

    ~Tweet~
@awenaqueen Sydney! Piękne miejsce <3 @penguinboy



[Rozdział 25]

    W drodze do domu Luke'a rozmawialiśmy na różne tematy. Wydawał się inny niż w internecie, niby ta sama osoba, ale na żywo jest... po prostu inny. Nie, żeby gorszy.

    – Przygotuj się. Calum'a będę trzymał z dala, ale jednak uważaj – ostrzegł, na co ja się zaśmiałam. Otworzył drzwi i przepuścił mnie pierwszą. Wnętrze było... Ładne. Jak na chłopaków białe ściany, to naprawdę coś. Zdjęłam torbę z ramienia i położyłam na ziemie. Schowałam okulary przeciw słoneczne i poczułam się trochę niezręcznie. Luke w tym czasie pozbył się swojej czarnej narzuty, która teoretycznie byłą kurtką, ale praktycznie to jej w ogóle nie przypominało.

    – Za cicho – szepnął przy moich uchu, na co się spięłam.

    – Nie ma nikogo? – pytam, robiąc kilka kroków w głąb domu.

    – Możliwe. Mike pewnie jest w pizzerii, Cal na siłowni, a Ashów wywiało na bzykanie – szedł tyłem.

    – Och, czyli jesteśmy sami – posumowałam.

    – To właśnie powiedziałem – zaśmiał się. – Chyba się mnie nie boisz? – uniósł wysoko brwi. Co z tego, że nic o nim nie wiedziałam. W ogóle się nie bałam, w ogóle. – Serio?

    – 'Serio', co? – pytam, nie rozumiejąc. Podchodzi do mnie.

    – Serio się mnie boisz? – wydawał się... smutny? – Chcesz coś zjeść? 

    – Nie.

    – Nie ma takiego słowa w moim słowniku – uśmiechnął się sztucznie i ruszył, jak mniemam, do kuchni. Poszłam za nim.

    – Luke, serio nie jestem głodna – zaczęłam się wymigiwać. Mało jadałam, a przez pobyt tutaj nie miałam zamiaru tego zmieniać.
    
    – Proponuję kanapki... – podeszłam do niego. – Co? – unosi jedną brew.

    – A ty jesteś głodny? – zdziwił się na moje pytanie.
    
    – Trochę...

    – No tak, żarłok trzy/czwarte życia – westchnęłam i otworzyłam lodówkę. Wybrałam potrzebujące składniki, kładąc je na blat.

    – Co robisz?

    – Coś do jedzenia. Nakarmić trzeba biednego Luke'a – wydęłam dolną wargę, na co prychnął.

    – Och, tak. Biedny Luke nie jadł nic od kilku godzin – poklepał się po brzuchu. Wywróciłam oczami, biorąc się do pracy.


***


    Siedzieliśmy, zajadając moją dziwną jajecznicę. Luke wziął pierwszego gryza i znieruchomiał.

    – Boże, skorupa?!Nie wiem, wypluj! – wstałam przerażona, a chłopak zaczął przeżuwać – EJ!

    – Maddy, to jest świetne. Zazwyczaj stołuję się na mieście, więc takie dobroci w domu to nowość – wskazał na talerz. Opadłam na krzesło bez sił. – Przestraszyłem cię? – spytał z troską. – Przepraszam. Odezwij się. Opieprz mnie, uderz, cokolwiek? – spojrzałam w jego... smutne oczy.

    – Nic ci nie zrobię, ale naprawdę się przestraszyłam, że to jakaś trucizna – chwyciłam swój widelec do ręki.

    – Ok – próbował ukryć rozbawienie. – Na jak długo przyjechałaś?

    – Nie wiem – wzruszyłam ramionami. – Ashley mówiła coś o dwóch tygodniach.

    – Będziesz u nas dwa tygodnie... – powiedział pod nosem.

    – A co? Przeszkadzać będę? – spojrzałam na niego przestraszona.

    – Co? Nie. – odparł natychmiastowo. – Cieszę się i planuje, co byśmy mogli robić.

    – 'My'?

    – No chyba nie myślałaś, że oni cię przywieźli, by spędzać z tobą czas cały dzień? – prychnął. – Przywieźli cię, byśmy się poznali. Znam ich – zaczął dalej jeść.

    – Świetnie. Zwalili ci mnie na głowę – westchnęłam poirytowana.

    – Hej – złapał moją rękę. – Nie narzekam. Fajnie będzie porobić coś innego niż dotychczas – uśmiechnął się lekko.

    – W ogóle, co z moją torbą? – teraz dopiero sobie o niej przypomniałam.

    – Przywiozą ją pewnie.

    Nagle usłyszałam otwierające się drzwi wejściowe. 

    – LUCAS! – nieznany mi głos. Czyżby Calum?

    – Nie zwracaj na niego uwagi – wziął łyk herbaty.

    – Słyszysz co do cie... – zaniemówił, jak mnie zobaczył. – Ty! – krzyknął. – Maddy! – ucieszył się i podbiegł do mnie, przytulając się do pleców.

    – Cześć – przywitałam go. Luke nagle przyjął groźny wyraz twarzy, a jego oczy pociemniały.

    – Możesz się od niej odsunąć? – syknął z jadem. Ashley mówiła, że są w dobrych stosunkach, więc czemu...?

    – Zazdrosny, mówiłem – uśmiechnął się do mnie. – Co wy jecie?

    – Co cię to obchodzi? Idź sprawdzić, czy nie ma cię w Azji.

    – Luke... – popatrzyłam na niego z politowaniem. – Ja to zrobiłam.

    – Spoko, przywykłem – Calum machnął na niego ręką. – Gdzie reszta? – spojrzenie blondyna zelżało, zupełnie tak samo jak atmosfera w kuchni.
    
    – Michael na mieście, a co z naszą parką, to nie wiem – odpowiedział, kończąc jedzenie.

    – Pogodzili się? – wyjął z lodówki wodę.

    – Wygląda na to, że już jest ok – odpowiadam.

    – Całe szczęście. Nie zniósłbym tych ich kłótni. Już wolę jak się pieprzą – zakrztusiłabym się.

    – Pieprzyć możesz zupę! – warknął Luke. – Poza tym, jeżeli lubisz wydawać kasę na nowe meble, to twoja sprawa. Ja już bym wolał, by się kłócili.

    – Wtedy rzucaliby przedmiotami. – Co to za dziwna konwersacja?

    – Cokolwiek – znudził się.

    – Ej – Cal usiadł obok mnie. – Opowiedz coś o sobie, bo Luke nic nam nie mówi. Cham i prostak – popatrzył na niego z pogardą.

    – Nie mów mu – poradził mi.

    – Stul się i jedz! – uciszył go.

    – Za chwilę będziesz miał coś złamanego – uśmiechnął się sztucznie.

    – Szyyy! – przyłożył palec do ust i wrócił wzrokiem na mnie. – Więc dajesz.

    – Hm. Ja tak nie umiem – wstałam i odniosłam swój talerz do zmywarki. – Wolę jak ktoś zadaje mi pytania.

    – No i świetnie – ucieszył się Luke. – Idziemy na górę.

    – Co wy chcecie razem robić? – otworzył usta w literkę 'o'.

    – Nie myl nas z Ashami, dobra? – poprosił go. – Chodź – ponaglił mnie, idąc przodem.

    – Zostawili mnie! – krzyknął za nami. Zaśmiałam się cicho, idąc po schodach za Luke'm.

    Pokazał mi „mój" pokój, więc postanowiłam chwilę odpocząć. Położyłam się na łóżku i nawet nie wiem, kiedy znużył mnie sen.



[Rozdział 26]

    Poczułam lekkie szturchnięcie, przez co się przebudziłam. Spojrzałam zaspana na osobę stojącą przy moim łóżku.

    – Ashley? – chrypię.

    – Bardzo zmęczona? – pyta cicho.

    – Trochę. Coś się stało? – podpieram się na łokciu i przecieram oczy.

    – Nie. Wróciliśmy i wszyscy chcielibyśmy spędzić trochę czasu z tobą. Ale jeśli jesteś zmęczona, to śpij – uśmiechnęła się.

    – Jest ok. Zaraz zejdę – ziewnęłam.

    – Jakby co, to nie ja cię budziłam – spojrzałam na nią.

    – A czemu?

    – Bo Luke zabronił nam cię budzić. Normalnie strażnik Teksasu się znalazł – zrobiła naburmuszoną minę. – To czekamy – cmoknęła w powietrze i wyszła, zamykając za sobą drzwi.
    
    Wzięłam swój telefon, by sprawdzić która godzina. Po dziesiątej wieczorem; trochę mi się przysnęło. Wstałam z łóżka, zabierając sweter z torby, którą zauważyłam przy drzwiach. Zeszłam na dół, gdzie było słychać głośne rozmowy. Niepewnie przekroczyłam próg salonu.

    – Maddy! – krzyknął Michael na mój widok. Machnęłam ręką na powitanie. Luke spojrzał gniewnie na Ashley, chyba się domyślił.

    – Siadaj! – poklepała miejsce obok siebie na sofie. Na drugiej siedzieli po kolei: Luke, Ashton, Calum. Naprzeciwko nas na fotelu rozwalony siedział Michael. Czy tylko mi się wydaje, czy on jest podpity?

    – Gramy w pytania, grasz z nami? – spytała, mrugając do mnie.

    – Jasne – odparłam, uśmiechając się lekko. Spojrzałam na Luke'a, który to siedział z kostką opartą na kolanie drugiej nogi. Blondynka podała mi butelkę piwa.

    – Pijesz? – zdziwił się Calum.

    – Czemu nie? – wzięłam od niej butelkę i przeleciałam po wszystkich wzrokiem.

    – Dobra! To ja mam pytanie i każdy odpowiada – powiedział to tak, jakby kierował słowa do Luke'a.

    – Co teraz czujecie? – prychnęłam. Świetne pytanie. – Dajesz, Cal.

    – Wiadomo, co czuje Cal. On zawsze czuje to samo – odparł rozbawiony Ash.

    – Nie prawda – żachnął się. – Teraz czuję, że chcę mi się siku.

    – Świetnie – przewrócił oczami czerwono włosy. – ASHTON!

    – Pragnienie – zamyślił się na chwilę.

    – Lucyna? Dawaj, lel – Michael wziął spory łyk piwa.

    – Kłopoty – wszyscy spojrzeli się na niego zdziwieni.

    – Świetne uczucia – skomentował kciukiem w górę.

    – Siostro? – Byłam ciekawa, co odpowie.

    – Też pragnienie – wydęła wargi. – Chcę mi się piciu – uniosła do góry pustą butelkę.

    – Zapomnij – skarcił ją jednym spojrzeniem. Czyli on nadal nie pozwalał jej pić, a ona dalej była... Musiałam z nią o tym pogadać.

    – Maddy!

    – Podniecenie, ale od razu mówię, nie takie jak wy myślicie – zaczęli się śmiać.



    Zabawa trwała w najlepsze, a z każdym kolejnym łykiem alkoholu, każdy stawał się coraz bardziej rozgadany. Oprócz mnie; wypiłam jedno piwo i mi wystarczyło. Ktoś musiał tu mieć zdrowy rozsądek. Ashley ostatecznie udało się przekonać Irwin'a do dania jej alkoholu. Teraz jak tak patrzyłam na wszystkich, to Luke w sumie nic nie wypił, od kiedy tutaj siedziałam. Zawsze, gdy na niego spoglądałam, to on chamsko się we mnie wpatrywał. Jego wzrok przeszywał mnie na wylot, co było krępujące.

    – Uwaga! Michael zadaje pytanie! – wyprostował się na fotelu, o ile tak to można nazwać. – Przyznawać się jak na spowiedzi, kto jest jeszcze prawiczko-dziewicą! I ile mieliście drugich połówek! Calumn!

    – Za to 'n' masz po pysku – te jego groźby wychodziły jak żarty, gdy był pijany. – Ale nie jestem pawiczkiem! Byłem z Anną... tylko.

    – Woow – wszyscy w pokoju się zdziwili.

    – No co? Myślicie, że ja nie mam przygód seksualnych, czy co? – żachnął się.

    – Azjata też człowiek – zaśmiał się Ashton. – Ale ty z Anną byłeś ze trzy lata temu.

    – Oj, cicho – uciszył go.

    – Ty nawet nie odpowiadaj – machnął ręką na Ashton'a. – Luke!

    – Dzięki, szwagier – uśmiechnął się sztucznie.

    – No żartowałem – zaczął się bronić. – Mów.

    – Na osiedlu, gdzie mieszkałem, przespałem się z zawodową dziewczyną – Ashley zacisnęła rękę na butelce. – Może była dziwką, nie wiem, ale wiem, że była zajebista. I nie byłem jeszcze w poważnym związku.

    – Ty to masz przygody, seksocholiku – dogryzł. – Lucyna!

    – Nie, nie jestem – burknął.

    – No ziom, no – Michael wyglądał jakby, miał się zaraz rozpłakać.

    – Przespał się z dziewczyną na balu. Potem z nią chodził. Miał dwa poważne związki – wytłumaczył Ashton.

    – Dzięki – Luke poklepał go po plecach.

    – Nie ma sprawy, zawsze do usług – Ashton był zalany i dopiero to zauważyłam.

    – Ashley, kochana siostrzyczko! Ja wiem, że ty spałaś z Ashem i miałaś z nim swój pierwszy raz! – zakomunikował wszystkim, a każdy spojrzał się na nią.

    – S-Serio? – wyjąkał Ashton.

    – Pff! Nie... J-Jasne, że nie! – jąkała się, a jej zaczerwienione policzki tylko pokazywały, że kłamię. – Michael, nienawidzę cię, kurwo! – położyła butelkę z hukiem na stoliku. W pierwszej chwili myślałam, że szyba pękła, ale na szczęście nie. – Byłam w jednym poważnym związku – dodała zła.

    – Maddy? – Olał ją, ale jego wzrok stał się obojętny. Chyba zdenerwowała go tym wybuchem złości.

    – Am... Nie jestem – odpowiedziałam.

    – W ilu byłaś związkach? – spytał.

    – Zero – nawet nie musiałam się nad tym zastanawiać. Michael wypluł piwo, którym opluł Luke'a, ale jakoś się nie przejął.

    – To kiedy... no... – Calum nie mógł się wysłowić.

    – Na imprezie – odparłam wyluzowana. – Jakieś trzy lata temu.

    – Nigdy nie byłaś w związku? Nawet takim dla seksu? – Ashley posłała mu miażdżące spojrzenie, a Ashton miał chyba chęć go uderzyć, ale się zatoczył.

    – Nie. Moje jedyne związki były jednorazowe. Co imprezę miałam kogoś innego – Ashley popatrzyła na mnie smutno.

    – Dawałaś dupy, by wpasować się do towarzystwa? – zakpił Michael.

    – Mike – Calum podrapał się po karku.

    – Tak – odpowiedziałam natychmiastowo. – Nie jestem dumna z mojego dawnego życia, ale jeżeli jesteś ciekaw czy żałuję każdego stosunku, to odpowiedź brzmi 'nie' – patrzyłam w butelkę. – Dobrze się bawiłam. Wtedy nie obchodziło mnie to, co robię ze swoim ciałem – spojrzałam na niego bez uczuć. – Możesz mnie nazwać jak chcesz, nie obchodzi mnie niczyje zdanie – odłożyłam butelkę na stolik, wstając. – Idę się położyć – oświadczyłam i otuliłam się moim swetrem. Nie płacz, nie przy nich.



[Rozdział 27]

    Okryłam się kocem i zaczęłam cicho płakać w poduszkę. Nie wiem, ile to trwało, aż usnęłam, raczej nie długo. Obudziłam się w środku nocy, a próba przewrócenia się na drugi bok skończyła tylko na pomyśle. Czułam, jak ktoś się do mnie przytula. Na moją twarz wpełzną rumieniec, gdy się zorientowałam, iż to jakiś chłopak.

    – Maddy, nie spinaj się tak – usłyszałam zachrypnięty głos Luke'a. Teraz to już w ogóle palę cegłę. – Ech – westchnął ciężko, zabierając rękę. Poczułam się głupio, ale tylko na chwilę, gdyż postanowił mnie przewrócić tak, bym leżała na lewym ramieniu, a on sam na prawym. Nasze twarze dzieliło kilka centymetrów, a oddechy się mieszały.

    – Myślisz o tym jeszcze? – Spojrzałam w jego oczy, choć to nie było łatwe w tych ciemnościach.

    – O czym? – Ściągnęłam brwi.

    – O tym, co zaszło na dole – spuściłam wzrok. – Myślisz. – Sam sobie odpowiedział. Jego ręka znalazła się na moim biodrze, na co znów się spięłam i oblałam rumieńcem. – Spróbuj zasnąć, ok? – Poczułam jego usta na swoim czole, a chwile potem przysunął się do mnie.

    – Am, Luke? – Bawiłam się palcami.

    – Co jest?

    – Dlaczego tu leżysz? – Uniosłam głowę, by móc spojrzeć w jego oczy. Nie odpowiadał przez dłuższą chwilę. Nagle postanowił wstać, czym mnie zaskoczył. – Gdzie idziesz? – Podniosłam się na długość ręki.

    – Skoro ci przeszkadzam, to idę do siebie – spojrzał na mnie przez ramię, nadal siedząc na skraju łóżka.

    – Nie o to mi chodziło – zrobiło mi się głupio. – Chodziło mi o to, czemu ze mną tutaj leżysz po tym, co usłyszałeś – przygryzłam ze zdenerwowania wargę. Znów zapadła cisze, ale Luke chyba się nad czymś zastanawiał, bo wgapiał się we mnie jak w obraz. Poruszył się tak, by siedzieć na wprost mnie.

    – Pamiętasz, co ci obiecałem? – ściągnęłam brwi. – Ja wtedy nie kłamałem. Nie zmyśliłem sobie tak o – pstryknął palcami – byś tylko sobie nic nie zrobiła. – Spuściłam wzrok. – Powiedziałem wtedy, że cokolwiek mi powiesz, nie odejdę – złapał moją rękę w swoją. – Dopóki sama mi nie każesz, nigdzie się nie wybieram. Nie interesuje mnie twoja przeszłość, tylko jaka jesteś teraz.

    Zapadła chwilowa cisza, którą przerwał głośny huk z pokoju naprzeciwko mojego. Zachichotałam, słysząc przekleństwo. Wracając wzrokiem na twarz Luke'a oniemiałam. Uśmiechał się szeroko, patrząc wprost na mnie.

    – Co? – spytałam, nie mogąc wytrzymać tej siły jego spojrzenia.

    – Nic – wzruszył ramionami, spuszczając głowę. – Fajnie widzieć, jak się uśmiechasz.

    – Am... Idziemy spać? – Spytałam nieśmiało.

    – Czyli mnie nie wyganiasz? – Uniósł jedną brew. Pokiwałam przecząco głową i tylko zmieniłam pozycje na leżącą. Luke też usadowił się na swoim poprzednim miejscu i objął mnie ramieniem. – I pomyśleć, że ten spokojny oddech będę teraz słyszał na żywo – zaśmiał się cicho.

    – Nie podsłuchuj mojego oddechu!

    – Wybacz, za bardzo go pokochałem – ściśnięcie w żołądku to na pewno była wina tego piwa, na pewno.


***


    Rano nie chcąc budzić słodko śpiącego blondyna, postanowiłam cicho wygrzebać się spod jego objęć. Stojąc nad łóżkiem, zaczekałam, by się upewnić, czy aby na pewno śpi. Odetchnęłam z ulgą, widząc, że tak jest. Ruszyłam do łazienki, a potem zeszłam do kuchni, by się czegoś napić.

    – Hey – przywitał się Ashton. Nie spodziewałam się go tak wcześnie na nogach, było przecież po szóstej.

    – Am, cześć – odpowiedziałam niepewnie. Otworzyłam lodówkę i wyjęłam z niej sok pomarańczowy. Poszukałam jeszcze w szafce jakieś szklanki i napełniłam ją napojem.

    – Czemu jesteś taka... – chyba nie wiedział, jak to dobrze ująć – zmieszana?

    – Myślałam, że się do mnie nie odezwiecie po moim wczorajszym wyznaniu – upiłam łyk, opierając się biodrami o blat podobnie jak chłopak, tyle że on robił to po mojej prawej.

    – Żartujesz? – Prychnął. – Moja przeszłość jest taka sama, jak twoja może i gorsza – wywrócił znudzony oczami. – Nigdy nie byłem w poważnym związku, więc dlaczego mam oceniać ciebie, kiedy sam jestem tym, kim jestem? – Spojrzał na butelkę z sokiem, którą trzymał w ręce.

    – Nie jesteś – poprawiam go. Spojrzał na mnie ze ściągniętymi brwiami. – Mówimy o naszych przeszłościach – uśmiechnęłam się lekko.

    – No niby tak, ale ja nadal jestem taki... w sumie – szepnął. Widziałam, jak na jego twarzy mieszają się teraz różne uczucia. Czyli jednak nadal jest z Ash dla seksu?

    – Nie wnikajmy w to – poleciłam, na co się uśmiechnął. – A Mike? Bardzo mnie nienawidzi? I Cal? – Wciągnęłam głośno powietrze, bojąc się odpowiedzi.

    – Calum zapomniał na pewno o tym – zaczął się śmiać pod nosem – Cal ma dziwnego... kaca? Nie wiem, czy tak powinienem to nazywać. W każdym bądź razie on niczego nie pamięta po melanżu. Budzi się jak nowo narodzony i nie pamięta całego poprzedniego dnia, a dokładniej mówiąc to od momentu, kiedy wypił pierwszego łyka procentu, aż do zaśnięcia – pokiwał głową, jakby Hood był dziwnym człowiekiem.

    – A Mike? – Westchnął, biorąc łyk z butelki. – Rozumiem, że z nim gorzej – uśmiechnęłam się smutno.

    – Nie – odparł szybko. – Mike cię przeprosi, jestem tego pewien – spojrzałam na niego zdziwiona. – Posłuchaj mnie teraz, ok? – Pokiwałam głową. – Nikt z nas cię nie ocenia, wierz mi. Mike... dostał wczoraj dobitnie do zrozumienia, że przegiął i jestem przekonany jego głębokich rozmyśleń całonocnych. On jest bardzo... bardzo uczuciowym człowiekiem, może tego wczoraj nie pokazał, ale był zły na Ash, ona nadal mu nie wybaczyła.

    – Chwila – zatrzymałam jego wypowiedź. – Co masz na myśli, mówiąc, że 'dostał dobitnie do zrozumienia'? – Nie wiem, czemu poczułam dziwny niepokój. Irwin zapatrzył się na mnie, jakby rozważał, czy powinien odpowiadać. Odstawił butelkę na blat za sobą i podszedł do mnie.

    – Uważaj na Luke'a. – W jego oczach doszukałam się obawy. – Nie znasz go, Maddy. Jest bardzo... specyficzny. Bądź ostrożna, ok? – Zamrugałam, by dotarły do mnie jego słowa.

    – Al... – Nim zdążyłam coś wtrącić, do kuchni wszedł zaspany Mike. Wyglądał, jakby zarwał noc... Zerknęłam na Asha, który to odsunął się ode mnie, gdy usłyszał przyjaciela. Mike naprawdę zarwał noc na rozmyślaniu? Czerwonowłosy stanął jak wryty, gdy tylko mnie dostrzegł.

    – Co ci się stało? – Spytałam, widząc limo i rozciętą wargę. To działanie instynktowne, bo zapomniałam nawet o tym, czy chłopak w ogóle życzy sobie rozmowy ze mną.

    – Nic... – odparł lekko zakłopotany. – Należało mi się – zaśmiał się sztucznie. – Przepraszam za wczoraj. Zachowałem się jak dupek, nie powinienem w ogóle drążyć tematu – spojrzałam kątem oka na Ashton'a, który znów pił z butelki. Kiwnął do mnie, co miało dać mi do zrozumienia: ' A nie mówiłem?'

    – Jest ok – pokiwałam głową, uśmiechając się szczerze.

    – Na pewno? – Spytał, będąc w szoku. – Bo wiesz, ja...

    – Na pewno – przytuliłam się do niego, ale gdzieś tam czaiła się obawa, że jednak mnie odepchnie, brzydząc się. Poczułam ulgę, gdy jego ramiona oplotły mnie.

    – Przytulas? Beze mnie? – Do kuchni wparował Calum i od razu dołączył do uścisku. Zaczęłam się śmiać razem z Cliffordem.

    – Co tu się dzieje? – Chłód bijący z głosu Luke'a, niemal zamienił mnie w lodowaty posąg. Michael od razu się ode mnie odsunął, ale Calum dalej twardo się tulił.

    – Calum – zawołał go Ashton. Co się dzieje?

    – No co? – Spytał oburzony. – Ja lubię się przytulać.

    Czułam, jak wymieniają się spojrzeniami, bo zapadła cisza, która była krępująca. Calum powoli się ode mnie odsunął, ale słowem nie pisnął. Uniosłam głowę, by spojrzeć na jego wyraz twarzy, który wyraźnie wskazywał na smutek. Posłał mi lekki uśmiech i wyszedł z kuchni. Luke odprowadził go wzrokiem, tak samo, jak Michael'a.

    – Ja też się zmywam – Ash wyrzucił butelkę do śmieci i zniknął. Uniosłam wysoko brwi na Luke'a.

    – Co? – Oparł się o blat z uśmieszkiem.

    – Działasz na nich jak postrach – starałam się być poważna. Uśmiech zniknął tak szybko, jak się pojawił na jego twarzy.

    – Zdaje ci się – odparł cicho.

    – Nie sądzę – burknęłam i zaplotłam ręce pod piersiami.

    – Nie moja wina, że wszyscy wyszli, jak ja wszedłem do kuchni! – Warknął, a ja lekko podskoczyłam. – Miej problem do nich! – Wyglądał na nieźle wytrąconego z równowagi.

    – Nie musisz się drzeć – powiedziałam pod nosem i czym prędzej wyszłam z kuchni.

    Pobiegłam schodami na górę, przez co wpadłam na kogoś.

    – Chryste! – Krzyknęła Ashley. – Aleś mnie wystraszyła! – Złapała się za serce.

    – Przepraszam, nie chciałam – przygryzłam wargę. Przez chwilę blondynka milczała, a ja sobie przypomniałam, że muszę z nią pogadać. – Możemy pogadać?

    – Am... – zawahała się – zdaje się, że nie mam wyjścia, co? – Zaśmiała się nerwowo. Weszła do swojego pokoju, a ja od razu za nią. – Sorry za ten zapach, ale nadal nie wiem, co oni zrobili, bo tak capi wybielaczem czy innym gównem, że nie idzie rozpoznać – wyrzuciła ręce w powietrze i usiadła na krześle od biurka okrakiem. Sama usiadłam na skrawku łóżka.

    – Co jest pomiędzy wami? – Pytam prosto z mostu. Przez chwilę odwróciła wzrok w stronę okna, która wydawało się w tym momencie naprawdę interesujące.

    – To, co dawniej – wzruszyła ramionami.

    – Pasuje ci to? – Nie chciałam jej oceniać, zważywszy, że sama prowadziłam taki tryb życia, ale ona przecież miała wybór, ja go wtedy nie miałam.

    – Tak – odpowiedziała z szerokim uśmiechem. – Świadomość utraty go, jest dla mnie gorsza niż myśl, że jestem jego prywatną dziwką. Przynajmniej pieprzy tylko mnie, to chyba plus – jeżeli patrzeć na to w ten sposób. to faktycznie jest plus.

    – Liczysz, że się zakocha, mam racje? – Zacisnęła wargi. – Mam.

    – W każdym bądź razie! – Wstała uradowana. – Proponuje, byśmy poszły dziś na imprezkę, same no i z małą ilością alko – zrobiła dzióbek.

    – Jesteś niemożliwa – prychnęłam. Jej nagłe zmiany nastroju mnie powalały.

    – Oj tam – machnęła ręką – trochę ich powkurzamy. – Nagle zdałam sobie sprawę, że to wcale nie było głupie.

    – Ok – wstałam z uśmiechem.



[Rozdział 28]

    – Myślałam, że idziemy do klubu czy coś – zdziwiłam się, stojąc pod drzwiami jakiegoś domu. Domówka? Nie, wtedy chłopacy by nas z łatwością znaleźli. Ashley wystawiła rękę i zaczęła pukać, ignorując mnie. Nagle drzwi otwiera nam blondynka o prostych włosach. Czy Sydney słynie z takich ładnych blondynek?

    – Hey Ash! – Przytuliły się, a mi od razu zrobiło się dziwnie. – Kto to? – Kiwnęła na mnie głową.

    – Maddy, poznaj Vanessę. Van, poznaj Maddy – podałyśmy sobie ręce.

    – Spoko. Wchodźcie – zaprosiła nas gestem ręki. Gdy tylko znalazłyśmy się w przedpokoju, Van zamknęła za nami drzwi i gdzieśposzła.

    – Wyluzuj – Ashley uderzyła mnie z otwartej dłoni w plecy. – Widać, jak się spinasz.

    – Sorry. Jestem kiepska w relacjach międzyludzkich – potarłam się po ramieniu.

    – Od tego jestem tu ja! Poza tym Van jest naprawdę miła, a nie jak te plastiki z twojej szkoły – na samą myśl, aż się w niej zagotowało.

    – Idźcie do salonu! – Usłyszałyśmy krzyk dziewczyny. Ash złapała mnie za rękę i zaczęła prowadzić. Od razu rzuciła się na kanapę.

    – Am... Ash? – Spojrzała na mnie. – Jesteś w sukience – przypomniałam jej.

    – A, racja – wstała z kanapy. – Van! Masz jakieś dresy? – Zrobiłam duże oczy ze zdziwienia.

    – Znów oszukałaś Ash'a? – Zaśmiała się Vanessa, przynosząc nam coś do picia. – Zaraz przyniosę, ale... – spojrzała na mnie – tobie też trzeba?

    – Tak, jej też – odpowiedziała za mnie.

    – Ok – uśmiechnęła się i pobiegła zapewne do swojego pokoju.

    – Serio? Często tak robisz? – Siadam obok przyjaciółki na kanapie.

    – Że w sensie okłamuję ich, że idę na imprezę, a tak naprawdę przychodzę do Van? – Pyta, by się upewnić. Kiwam głową na 'tak'. – Mniej więcej raz na miesiąc – odpowiada.

    – Mogłaś mi powiedzieć – położyłam głowę na oparciu.

    – Ale wtedy nie ubrałabyś się jak na imprezę i zepsułabyś zabawę – wytknęła mi język. – Van?

    – Nie możesz beze mnie już żyć? – Zakpiła i pojawiła się w salonie z rzeczami. – Macie bluzę, bluzkę i spodnie. Ubierzcie, co tam chcecie – wzruszyła ramionami, zasiadając na fotelu. – Czego chciałaś, Cliff? – Wzięła łyk napoju.

    – Masz alko? – Zdjęła swoją czarną sukienkę i ubrała bluzę, a na spód spodnie od dresu.

    – Kochanie – zaczęła – nigdy nie wiesz, kiedy Ashley Clifford odwiedzi twoje progi z prośbą o ukrycie. Zawsze mam alko – zaczęłam się śmiać, przez co oberwało mi się w ramię od Ash.

    – To co ty nam do picia dajesz! Idź, przynieś coś, co mnie orzeźwi – klapnęła znów obok mnie na kanapę – a ty się przebierz – rozkazała mi.
    
    Van poszła do kuchni po specjalne zamówienie dla Ashley, a ja w tym czasie zaczęłam zdejmować moją zwiewną pomarańczową sukienkę. Ubrałam krótkie spodenki i białą bluzkę trzy czwarte.


***


    Siedziałyśmy u Vanessy już kilka godzin i z czystym sumieniem mogłam stwierdzić, iż Ash miała rację. Ona nie była taka jak moje dawne przyjaciółki. Nie wypiłam tyle, co one, a po Van widać było, że jej już starczy. Ashley świetnie trzymała się na nogach, nawet nie widać było oznak upicia się. Nie mogłam skupić się zbyt na tym, o czym dyskutowały, bo ciągle myślałam o słowach Ashton'a i reakcji Luke'a rano.

    – Czemu tak mało wypiłaś? – Spytała Van.

    – Jej dużo nie wolno – wybroniła mnie.

    – Bo?

    – Bo nie chcemy się schlać, Vanessa – przewróciła oczami. Wypiła tyle samo, co jej przyjaciółka, a mam wrażenie jakby wypiła tyle, co ja, czyli jeden kubek mocnego drinka. Należy zaznaczyć też, że ja wcale jeszcze nie skończyłam tego jednego kubka.

    – Oj tam – machnęła ręką. – Pij! – Zwróciła się do mnie. 

    To będzie ciężkie, zdecydowanie.



[Rozdział 29]

    ~Tweet~
@dreamerka A tak słodko się zrobiło <333 Upiłam Maddy, haha @ashleynotcliff @awenaqueen

    ~Komentarze~
@ashleynotcliff Nie! Czemu to dodałaś! @dreamerka
@dreamerka O, zapomniałam xd @ashleynotcliff
@sexyboylol O boże! Ash upiła Maddy! Teraz ty będziesz mieć limo, lmao xd @ashleynotcliff
@poniesforever Serio? Tam się ukryłyście? Miałyście iść na imprezę... @ashleynotcliff


***


    Przebudziłam się, a w pomieszczeniu panował mrok. Nie wiem, jakim cudem, ale leżałam na podłodze, a mój telefon metr ode mnie. Doczołgałam się do niego i sprawdziłam, która godzina; dwudziesta druga. Poświeciłam nim, by sprawdzić, co z dziewczynami. Van leżała po jednej stronie kanapy, a Ashley po drugiej. Och, możliwe, że spadłam z kanapy.

    Wstałam na równe nogi i lekko się zachwiałam, więc podparłam się o fotel. Telefon schowałam do kieszeni spodenek, ale była tak płytka, że zapewne mógł z niej wylecieć. Zrezygnowana usiadłam na tym fotelu i zaczęłam grzebać w telefonie. Miałam od groma wiadomości. W pomieszczeniu rozległ się dźwięk mojego telefonu, który zaczął dzwonić. Szybko odebrałam, by nie obudzić dziewczyn.

    – Halo? – szepnęłam z lekko chrypką.

    – Hey Maddy – przywitał się Mike. – Otwórz drzwi, bo stoję pod nimi – przez chwilę nie wiedziałam, co on do mnie mówi, ale gdy rozległ się dzwonek do drzwi, to zrozumiałam.

    Pobiegłam szybko, ale oczywiście musiałam się wywrócić przy samych drzwiach. Nienawidzę być pijaną, zabije je obie rano! Wstałam i otworzyłam drzwi.

    – Co się stało? – spytał rozbawiony.

    – Obudziłbyś je – syknęłam – musiałam pobiec i straciłam równowagę. – Czułam, jak świat wiruję, ale silne ramiona Michael'a mnie podtrzymały.

    – Co one z tobą zrobiły? – Spytał z troską. – Moja siostra cię schlała – mruknął cicho.

    – Och, ale to Van – starałam się jakoś wybronić moją przyjaciółkę.

    – Dobra – nie uwierzył. – Wracamy do domu. Pomogę ci.

    – Nie, no co ty – próbowałam się wyswobodzić, ale niestety to, że byłam pijana jakoś niespecjalnie mi pomagało.

    Koniec końców i tak Michael zaciągnął mnie do domu. Zastanawia mnie tylko fakt, dlaczego zostawił własną siostrę? Teraz to on był na nią zły? Pomógł mi dość do mojego łóżka i delikatnie mnie na nim usadowił. Nie byłam pewna, ale gdzieś, w którymś momencie mignął mi Luke. Może to omamy?

    – Mi... chael? – zaczynałam odpływać, a ledwo co przyłożyłam głowę do poduszki.

    – No? – Zatrzymał się przy drzwiach.

    – Dzięki – usłyszałam cichy śmiech, a potem zamykane drzwi.



    Cała noc minęła mi spokojnie, ale czułam dziwny ciężar na sobie. Może to przez ten alkohol? Nie wiem, nigdy nie byłam podpita. Obudziłam się dosyć wcześnie, a raczej tak mi się wydawało po lekkich ciemnościach w pokoju. Przewróciłam się na drugi bok, czując wreszcie swobodę. Poczułam jednak coś dziwnego. Mięta? Mocna mięta, zdecydowanie. Uchyliłam jedną powiekę i zauważyłam Luke'a wpatrującego się we mnie. Rękę miał splecione na brzuchu, a leżał na swoim prawym ramieniu. Oddychał przez nos, ale i tak czułam mięte. Zamknęłam powiekę i starałam się zasnąć, na próżno.

    – Bardzo jesteś zła? – spytał z wyczuwalnym żalem. Otworzyłam oczy, patrząc w jego. – Mogę to jakoś naprawić?

    – Am, Luke... – chciałam coś powiedzieć, ale on chyba jeszcze nie skończył.

    – Jestem dupkiem, wiem – zaczął patrzeć gdzieś na ścianę za mną. – Masz całkowitą rację, Madds – widziałam, jak cierpi.

    – Z czym mam rację? – Nagle do pokoju wbił Calum.

    – Siemka! – Przywitał się. – Jak tam kac? – Stanął w nogach łóżka.

    – Chyba brak – uśmiechnęłam się. Luke szybko poderwał się z łóżka i wyszedł z mojego pokoju, trzaskając głośno drzwiami.

    – Oho, chyba znów go zdenerwowałem – zaśmiał się. Patrzyła na niego złym wzrokiem. – No co?

    – Denerwujesz go specjalnie, mam racje? – Podniosłam się na łokciach.

    – Tylko troszk... – nie zdążył dokończyć, bo znów dostałam kolejnego odwiedzającego.

    – Calum do kurwy! – Ashton wyglądał na wściekłego. – Coś ty znów zrobił?!

    – No tylko wszedłem spytać jak czuje się Maddy – tłumaczył. Na chwilę wzrok Irwin'a spoczął na mnie.

    – Musiałeś coś zrobić, że wyszedł z domu!

    – C-Co? – Przestraszyłam się.

    – Gdzie Ash w ogóle? – spytał się mnie.

    – Michael przyczołgał tylko mnie.

    – Dobra, nieważne – spojrzał wściekle na przyjaciela. – Tyle razy cię proszę, byś przestał się z nim droczyć – powiedział już bardziej opanowany. – Pewnego dnia się doigrasz, ale pamiętaj, że ja i Mike cię ostrzegaliśmy.

    Wyszedł, a Calum chwilę uśmiechał się zwycięsko. Nic nie zrozumiałam z tej rozmowy.



[Rozdział 30]

    – Ashu – razem z Mike'm i Cal'em śmialiśmy się, jak Ashley biegała za Irwin'em, by ten się wreszcie do niej odezwał. Właśnie zabrał gazetkę ze stolika w salonie i zasiadł wygodnie na kanapie. Ta szybko znalazła się na jego nogach i starała się zwrócić na siebie jego uwagę. Na próżno. Chłopak i tak czytał gazetę. – Kochanie, no! – jęknęła.

    – Michael idziemy dzisiaj, nie? – Spojrzał na przyjaciela.

    – No jasne. Zabralibyśmy Luke'a, ale skoro Hood w domu zostaje to Hemmings tym bardziej – pokręcił zrezygnowany głową. Ciągle uśmiech gdzieś błąkał się na jego twarzy.

    – Gdzie? – Zaciekawiła się Ashley. Widząc, że Ash i tak nie odpowie, zwróciła się do brata. – Mike, dokąd idziecie? – Chłopak smarował właśnie chleb dżemem, a gdy usłyszał pytanie od Ashley, słoik wyleciał mu z rąk. No tak, przecież oni teoretycznie się jeszcze nie pogodzili.

    – J-Ja... – zaczął się jąkać, patrząc na siostrę.

    – A spróbuj pisnąć słówko – ostrzegł go.

    – Idą do klubu – Calum wyręczył przyjaciela, wywracając oczami.

    – CO?! – Krzyknęła, od razu schodząc z nóg Irwin'a. – Mowy nie ma! – Oburzyła się.

    – Ty się jakoś nie przejmowałaś moim zdaniem, och, ty mnie nawet okłamałaś – widać było, że jest za to zły.

    – To była inna sytuacja! – Zaczęła się bronić. – Poza tym Maddy chciała odpocząć od Luke'a! – Wyplułam sok na powrót do szklanki, słysząc kłamstwo. Gdy podniosłam wzrok, zauważyłam nikogo innego jak blondyna, który właśnie wrócił. Patrzył na mnie smutno i znów wyszedł.

    – L-Luke! – Krzyknęłam za nim, ale drzwi zamknęły się tuż przy moim nosie. Zapadła cisza, a ja stałam jak słup soli. Co teraz? Wezbrała we mnie złość. Odwróciłam się na piecie i weszłam do salonu. Ashley miała duże oczy, które były zdezorientowane, a Ashton podbierał sobie czoło na ręce.

    – Nienawidzę cię – syknęłam i pobiegłam do swojego pokoju. Trzasnęłam drzwiami i padłam na łóżko. To koniec, on mnie znienawidzi, jestem tego pewna.

    Jak mogła tak powiedzieć? Dlaczego użyła mnie, by się bronić, wcześniej tego nie ustalając? To ona mnie zaciągnęła do Vanessy, upiła, a teraz przez nią Luke mi nie wybaczy. Wzięłam swój telefon z szafki nocnej i szybko wybrałam numer Louis'a. Łzy spływały po moich policzkach.

    – Maddy? Jak w Sydney? – Z jego głosu biła radość. Nagle usłyszałam w tle głos chłopaka. – Stul dziób, Liam! – Krzyknął, chociaż się śmiał. – Maddy?

    – Już nic – starałam się zatuszować płacz.

    – Maddy znam ten ton. Co się stało? – Rozpłakałam się. – Boże, Maddy... Co ci zrobili? Przylecę po ciebie z Liam'em.

    – Przyjedź po mnie za kilka dni – poprosiłam.

    – Wcześniej nie uda mi się zdobyć biletu – westchnął. – Postaram się przylecieć najszybciej jak to tylko możliwe, ok? – Zaczął rozmawiać z Liam'em. – Liam mówi, że najbliższy lot będę miał za cztery dni, kurwa to długo – wkurzył się.
    
    – Dam radę – przecież był jeszcze Mike i Cal, nie? 

    – Na pewno?

    – Tak – otarłam łzy.

    – Jak tylko zabiorę cię z Syd, to wracamy do Liam'a, wierz mi, nie będziesz się nudzić – zaśmiał się.

    – Pozdrów go. Muszę kończyć, miłej zabawy – pożegnałam się.

    – Trzymaj się siostra.

    Rozłączyłam się. Przekręciłam się na brzuch i zaczęłam się uspokajać. Cztery dni to wcale nie tak długo, dam radę, na pewno.


***


    – Maddy! – Usłyszałam krzyk Calum'a z dołu. Wygrzebałam się z łóżka i zeszłam po schodach do salonu. O dziwo strasznie cicho było w tym domu.

    – Co jest? – pytam, widząc Cal'a stojącego przy szafce. O dziwo stał nieruchomo.

    – Jeżeli mi nie pomożesz, to to się potłucze, a Mike mi urwie jaja – podeszłam do niego i zauważyłam, że pomiędzy szafką, a jego plecami była szklanka. Zaczęłam się śmiać. – Nie śmiej się, tylko mi pomóż!

    Zabrałam tę szklankę i odstawiłam bezpiecznie na blat kuchenny. Pokręciłam głową, nie wierząc w możliwości Hood'a.

    – Uff – odetchnął z ulgą. – Jesteśmy sami na chacie – zakomunikował szczerząc się

    – Och, a gdzie Ashowie? – Rozejrzałam się, jakby byli schowani za ścianą.

    – Wyszli na tę imprezę z Mike'm – wzruszył ramionami i poszedł do salonu, a ja za nim.

    – A czemu zostałeś? – oparłam się o framugę.

    – Bo ty też zostałaś – odparł, jakby to było oczywiste. – Poza tym i tak byś nigdzie nie poszła, nawet jakby ci zaproponowali, przez Ashley – stanęłam z nogi na nogę. – Ash wie, że kłamała i jeszcze bardziej był na nią wściekły. Nie martw się, Luke jak wróci, to z nim pogadasz i się wszystko ułoży – mrugnął do mnie i posłał szeroki uśmiech. – A tymczasem, siadaj – poklepał miejsce obok siebie na kanapie.







~awenaqueen~


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz