poniedziałek, 23 sierpnia 2021

Talks with Stranger Cz.11-20

  


[Rozdział 11]

    Tego dnia pogoda nie sprzyjała. Padało niesamowicie, ale to cały Londyn. Zeszłam niechętnie na dół i zrobiłam sobie kawy. Wciąż nie mogłam uwierzyć w to, co się wczoraj stało. Upiłam łyk ciepłego napoju, gdy do kuchni wszedł zaspany i skacowany Harry. Nie wiedziałam, czy mnie zauważył, chyba nie, bo wziął coś z lodówki i wyszedł z kuchni. Wow, już mnie nie widzą. Z moją kawą usiadłam przed TV. O czym tego dnia marzyłam? O obejrzeniu dramatów, romansideł, czegoś, co sprawiłoby, że zapomniałabym o poprzednim dniu. Całym. Począwszy na rozmowie z ojcem, skończywszy na kłótni z Leą. W sumie czy to można było nazwać kłótnią? To ona tylko była wściekła, a ja bałam się odezwać. Przecież byłam tylko obcą, nikim ważnym.

    – Powiedz, że zrobiłaś więcej? – usłyszałam zachrypnięty głos Louisa za sobą.

    – Jest w kuchni – mruknęłam, udając zaciekawioną filmem, chociaż nie miałam pojęcia, co się dzieje na ekranie.

    – Mogę liczyć od ciebie na szczerość? – spytał, siadając obok mnie.

    – Nie wiem, czy kiedykolwiek cię okłamałam, ale tak, jasne – odparłam.

    – Kręcisz z Harrym? – popatrzyłam na niego zaskoczona.

    – Ja? I Harry?

    – No...

    – Nie! My się tylko wygłupiamy! Przecież on jest dla mnie jak brat – zaśmiałam się.

    – A jesteś pewna, że ty dla niego jak siostra? – Zbił mnie tym pytaniem z pantałyku. Nigdy o tym nie pomyślałam. Owszem, Harry czasem się dziwnie zachowywał, ale zawsze traktowałam to jako żarty, by zdenerwować Lou. On serio mógłby coś do mnie czuć? Przecież to było bez sensu.

    – Dziś idę na imprezę. Idziecie ze mną? – spytałam z nadzieją i nie, wcale nie zmieniałam tematu.

    – Od kiedy imprezujesz?! – wypluł kawę do kubka. Fuj?

    – Stary, za długo cię nie było – wtrącił się Harry, który usiadł pomiędzy nami.

    – Aha, no fajnie.

    – To idziecie czy nie? – spytałam znudzona.

    – Idziemy – powiedział Harry, a równo z nim Lou powiedział:

    – Nie dam rady.

    – Co?! Czemu?! – udał smutnego.

    – Nocna zmiana – wzruszył ramiona z obojętności.

***

    Wybierałam sukienkę, która wyglądała dosyć wyzywająco. Miałam zamiar zaszaleć i co najważniejsze, dobrze się zabawić. Gdy byłam gotowa, zeszłam na dół. Harry stał w kuchni oparty o wyspę kuchenną biodrami. Musiałam przyznać, że wyglądał całkiem nieźle. Ledwo mnie zobaczył, a zagryzł dolną wargę. Od razu przypomniały mi się słowa Leo. Może jednak Harry... Nie. To jakieś szaleństwo. 

    Pojechaliśmy do jednego z wielu pubów. Harry obiecał, że nie będzie nic pił, by odwieźć mnie bezpiecznie do domu. Czułam, że to sprawka mojego brata, ale pominęłam tę uwagę i zostawiłam ją dla siebie. Ledwo weszliśmy, a od razu miałam ochotę się czegoś napić, więc cieszyłam się ze swojej pełnoletności. Przelałam przez gardło pierwszy kieliszek wódki. Harry był zdziwiony, że to ją wybrałam. Nie ucieka się od problemów, Madeline. Usłyszałam słowa babci gdzieś w mojej głowie. Tylko ona zawsze wiedziała, kiedy potrzebowałam normalnej rozmowy. Do niedawna. Potem pojawił się Luke i on również wiedział, kiedy jej potrzebuje i kiedy jemu samemu jest potrzebna. Luke... Przestań o nim myśleć Maddy! Nie po to przyszłaś się zabawić, by wspominać, jak było kiedyś! Kolejny kieliszek i zaczynałam słyszeć coraz więcej słów babci w głowie. Jeśli nie rozwiążesz problemu, a pojawi się kolejny, one się skumulują. Miała racje. Miała cholerną rację. Tyle problemów się skumulowało, że nie miałam pojęcia jak z nich wybrnąć.

    – Maddy, przystopuj – poprosił. Olałam go i znów się napiłam. Piekło mnie gardło, ale to w tym momencie było nieistotne.

    – Jak rozwiążemy problemy?

    – My? – spytałam babcie. Płakałam i tylko ona wiedziała dlaczego.

    – Tak. Prawdziwy przyjaciele wiedzą, że mimo przeszkód, muszą zrobić wszystko by ci pomóc. Jestem twoim przyjacielem prawda?

    Czy była? Myślę, że tak i dlatego była kolejną osobą, z którą nie zawsze chciałam rozmawiać o wszystkim. Potrzebowałam obcego. A ona nim nie była.

    – Maddy, przestań – powiedział trochę zły. Popatrzyłam na niego, ale obraz miałam zamazany. Nie wiedziałam, czy to wina łez, czy alkoholu.

    "– „Obcy potrafi nas czasem lepiej wesprzeć niż najbliższy przyjaciel" – wyczytałam z jednej z moich ulubionych książek. Siedziałam w salonie obok babci.

    – Masz racje. Tylko wtedy masz jednorazową szansę.

    – Nie rozumiem? – popatrzyłam na nią zagubiona.

    – Jeżeli wyżalisz się komuś obcemu z problemów, szybko staję dla ciebie kimś ważnym. Nie zawsze będzie tym samym obcym co na początku."

    Już przechylałam, któryś tam kieliszek z rzędu, gdy uświadomiłam sobie, co miała na myśli babcia tamtego popołudnia. Luke przestał być obcym. Od jak dawna? Odłożyłam kieliszek na blat zbyt impulsywnie, bo wódka się rozlała.

    – Maddy, wszystko ok? – spytał z troską.

    Dlatego tak bardzo brakowało mi rozmów z nim? Bo stał się kimś ważnym, a nie tylko obcym? Bo stał się moim pierwszym prawdziwym znajomym, przed którym nie musiałam udawać kogoś innego, niż jestem? Przecież ja dla niego też byłam obca, w dodatku Lea powiedziała, że robił to z litości. Po przeczytaniu mojego twittera to wcale mnie nie dziwiło, ale za to bolało jak cholera.

    – Słonko nie płacz – poczułam silne ramiona oplatające mnie. Wtuliłam się w jego klatkę piersiową i zaczęłam cicho szlochać.

    – Luke, przepraszam, że napisałam – wyszeptałam, a potem już odpłynęłam i nie pamiętam, co się działo.



[Rozdział 12]

    Obudziły mnie jakieś śmiechy dochodzące z parteru. Nie kojarzyłam pokoju, w jakim się znajdowałam. Przypomniał mi się miniony wieczór w klubie i słowa, jakie wypowiedziałam do Harrego. Czułam się jak skończona idiotka, więc zerwałam się z łóżka, ale szybko tego pożałowałam. Ból głowy mi ją dosłownie rozsadzał. Złapałam się za nią i zamknęłam jedno oko, jakby to miało mi pomóc. Zeszłam na dół i zdałam sobie sprawę, że jestem w jakimś domku letniskowym. Weszłam do pomieszczenia, gdzie słyszałam śmiech, które okazało się kuchnią i zobaczyłam w niej Ashley i Ashton'a siedzących przy stole. Spojrzeli na mnie zaskoczeni, a po chwili blondynka wstała i niemal rzuciła mi się na szyję.

    – Ała – syknęłam, gdy ból głowy przez to dał o sobie znać.

    – Sorka – zrobiła krzywą minę, gdy się ode mnie odsunęła. – Ashu, daj jej coś! – zwróciła się do chłopaka.

    – Już się robi – odparł i wstał od stołu.

    – Co ja tutaj robię... Co wy tutaj robicie? Jakimś cudem wywieziono mnie z Londynu? – zaczęli się śmiać.

    – Nie, głuptasie! Razem z Ashem przyjechaliśmy do Londynu po części, by cię zobaczyć, a po części, by pobyć trochę sam na sam, bo wierz mi, że jego przyjaciele to dupy wołowe – uśmiechnęłam się lekko.

    – Czemu nic nie mówiłaś? – spytałam urażona.

    – Pisałam na twitterze, ale dzień potem skasowałaś konto. Dlaczego? – ściągnęła brwi.

    – A wiele miałam powodów – zbyt wiele.

    – Proszę – powiedział Ash podchodząc do nas i wręczając mi szklankę z sokiem i jakieś dwie tabletki.

    – Dzięki – od razu zażyłam lek. – A gdzie Harry? – dopiero przypomniałam sobie o jego obecności.

    – Pojechał do pracy, ale ciężko mu to szło. Nawet jeśli wiedział, że się znamy z tobą to i tak nie był skory, by zostawić cię pod naszą opieką – wyjaśniła.

    – Cały Harry. – W dodatku po tym, co powiedziałam, pewnie spodziewał się jakiegoś wytłumaczenia.

    – Zróbmy sobie pamiątkowe selfie! – zaśmiała się i dała urządzenie Ash'owi, który przystał na bycie fotografem. Pomijam fakt, że wyglądałam jak gówno, ale jakoś mało mnie to wtedy interesowało. Czułam, że przed nimi również nie muszę udawać kogoś, kim nie jestem.

    – Powiecie mi, co ja mam na sobie? – spojrzałam na swoją koszulkę. Na imprezę wychodziłam w sukience, więc zdziwiłam się na jej brak.

    – Ach, bo przebrałam cię w swoją bluzkę i spodenki. Tamta sukienka wyglądała na ciasną, więc pomyślałam, że nie będzie ci się wygodnie w niej spało.

    – Dzięki – posłała mi tylko uśmiech.

    – Dobra lecę się przebrać, a ty idziesz ze mną. Dam ci jakieś ciuchy – chwyciła mnie za nadgarstek i pociągła w kierunku schodów. Ashton zdążył odebrać mi szklankę i zaczął się śmiać.

    Ashley miała całkiem fajny styl, trzeba było jej to przyznać. Nie taki jak te plastiki w mojej szkole, raczej taki bardzo podobny do mojego. Po tym, jak wszyscy się ogarnęliśmy, postanowili odwieźć mnie pod same drzwi domu. Będąc w samochodzie, coś do mnie dotarło.

    – Ale jak u was wylądowałam? Byłam w klubie z Harrym – próbowałam sobie coś przypomnieć, ale z marnym skutkiem.

    – Zemdlałaś Harremu, a ja go rozpoznałam z twittera i ze zdjęcia, na którym byliście razem. Podeszłam, zagadałam, Ashu zrobił się zazdrosny i przytargaliśmy cię do nas – wytłumaczyła, siedząc na tylnym siedzeniu.

    – Ashu nie był zazdrosny – żachnął się, a ja na to zachichotałam.

    – Byłeś, byłeś, tylko się teraz nie przyznasz – cmoknęła go w policzek.

    – Nie byłem zazdrosny. Poszłaś tylko... No dobra, może trochę. Podeszłaś do obcego faceta! Poczułem się zagrożony. To samczy instynkt! – obie zaczęłyśmy się śmiać na cały samochód.

    – Nie porzuciłabym cię, mój ty perkusisto – zaczęła bawić się jego włosami.

    – Po pierwsze, prowadzę. Po drugie, nie jesteśmy sami. A po trzecie, cholera jasna, Ashley! – zabrała swoją rękę, udając, że co złego to nie ona. Zakryłam sobie oczy ręką i zaczęłam się pod nosem śmiać. – Jesteśmy – uspokoiłam się, dopiero gdy Ashton oświadczył o dotarciu pod mój dom.

    – Dziękuję wam za pomoc.

    – Wpadniemy potem do ciebie, po ciebie, cokolwiek – zrobiła dziwny gest ręką.

    – Ok. To na razie – mówiąc to, już otwierałam drzwi.

    – Pa! – krzyknęła Ashley.

    – Na razie – odpowiedział.

    Ruszyłam w kierunku swoich drzwi, a oni nie odjechali, dopóki nie weszłam do domu. Odłożyłam klucze na wieszak i zdjęłam kurtkę. W salonie zauważyłam przysypiającego braciszka.

    – Wróciłaś? – próbowałam przemknąć do pokoju, ale jak widać, mi się nie udało.

    – Tak. Odwieźli mnie znajomi – popatrzył na mnie.

    – Ok.

    Postanowiłam wziąć odświeżającą kąpiel. Siedziałam w wannie ponad trzydzieści minut, rozmyślając nad minionym wieczorem i ogólnie o moim życiu. Niedługo wszystko miało się zmienić.

    Osuszyłam się ręcznikiem i w szlafroku wróciłam do pokoju. Poskoczyłam na widok Harrego rozwalonego na moim łóżku. Gdy jego wzrok utkwił na moim ciele, poczułam się nieswojo. Ciągle miałam w głowie słowa brata. Zaczęłam widzieć, że mógł mieć racje. Harry może wcale nie myślał o mnie, jak o siostrze.

    – Um... Hey? – przywitałam się niepewnie. Sięgnęłam szczotkę ze szafki i zaczęłam czesać włosy.

    – Wczoraj trochę przesadziłaś – zaczął tonem, który wskazywał na to, że jest zły.

    – Wiem, przepraszam. Potrzebowałam się nawalić.

    – Nawalić to jedno, zemdleć to drugie. Przeraziłaś mnie! – krzyknął, a ja po raz kolejny podskoczyłam.

    – Przepraszam. Ostatnimi czasy wiele się dzieje... A ta wymówka jest tak bardzo już nudna – zamknęłam powieki, zdając sobie sprawę, jak często jej używam.

    – Przepraszasz? Myślałem, że ze mną pogadasz, ale ty wolałaś się uchlać i zemdleć! – patrzyłam na niego w lustrze. Był wściekły i przerażał mnie, zbliżając się do mnie. – Kim jest Luke? To ten chłopak z twiettera? Nie jest ciebie wart, Maddy – odwróciłam się dynamicznie.

    – Nie wiesz tego. Nie znasz go, więc przestań tak mówić. – Tym razem to ja podniosłam głos.

    – Ach, tak? – uśmiechnął się kpiąco. – To gdzie on teraz jest? Z tego, co widziałem, to przyjechał ten cały Pony i jego dziewczyna, a gdzie twój penguinboy, hm? – zacisnęłam zęby i z całej siły uderzyłam go w twarz. Pod wpływem uderzenia, przechylił głowę na prawo.

    – Nic nie wiesz. Nie wypowiadaj się na tematy, o których nie masz zielonego pojęcia – wysyczałam i chciałam go wyminąć, ale on złapał mnie za ramię. – Puść mnie!

    – Zwariowałeś?! – pomiędzy nami pojawił się Louis. Harry wyszedł z pokoju. – Wszystko ok? – spytał, przytulając mnie.

    – Lou, jestem taka zmęczona – łzy po raz kolejny zaczęły zbierać się w moich oczach.

    – Ciii – głaskał mnie po plecach. – Ostrzegałem, że dla niego nie jesteś jak siostra.

    – Nie pomagasz – głos mi się załamał.

    – Przepraszam. Powiesz mi, co się dzieje? Ostatnio chodzisz rozkojarzona, smutna i... i przypominasz momentami ducha – zaśmiałam się.

    – Bo nawet się tak czuje, Lou – wyznałam.

    – Porozmawiamy? – spytał, nadal gładząc mnie po plecach.

    – Dobrze, ale się ubiorę, bo mi trochę zimno – odsunęłam się od niego i ruszyłam do szafy po jakieś ciuchy. Dobrze robię, że to jemu się wyżalam? Luke... tak bardzo bym chciała, byś to był ty.



[Rozdział 13]

    Rozmowa z bratem nie wypaliła. Dostał ważny telefon i musiał wrócić do pracy. Teraz siedziałam sama w domu i modliłam się, by nie przyszedł Harry, który ma klucze. Leżałam w łóżku i bawiłam się telefonem na brzuchu. Minęły już dwa dni od usunięcia konta na twitterze. Przewróciłam się na prawy bok, tak że teraz patrzyłam na moją ścianę. Telefon położyłam na poduszkę, a sama chciałam trochę się zdrzemnąć.

    Ze snu wybudził mnie dzwoniący telefon. Odbieram szybko, nie patrząc kto to.

    – Tak? – mówię zachrypnięta. To przecież mógł być tata mający wieści ze szpitala.

    – Siostra, ja dziś nie przyjdę na noc. Zamknij drzwi na ten drugi zamek, by Harry nie wszedł, ok? - słyszałam w jego głosie troskę i zawód.

    – Jasne. Dzięki, że dzwonisz – uśmiecham się, chociaż tego nie zobaczył. Rozłączyłam się i zeszłam na dół.

    W międzyczasie zerknęłam na zegarek, który przedstawiał osiemnastą. Przede mną był ostatni tydzień szkoły i wreszcie upragnione wakacje, których tak bardzo potrzebowałam. Nalałam sobie soku z kartonu do szklanki i w tym samym czasie ktoś zaczął pukać do drzwi. Przeraziłam się, bo mógł być to Harry. Podeszłam powoli do drzwi i zerknęłam do wizjera. Odetchnęłam z ulgą, widząc dwójkę dobrze znanych mi ludzi. Otworzyłam drzwi i uśmiechnęłam się szeroko.

    – Hey! – krzyknęła Ashley i tak jak rano, rzuciła mi się na szyję.

    – Cześć i czołem – przywitał się Ashton.

    – Hej wam. Co wy tutaj robicie? – pytam lekko zaskoczona.

    – No mówiłam, że wpadniemy. Zostajemy na noc to raz, a dwa, mamy pizze, chipsy, pepsi i generalnie kilka filmów! – zamrugałam, by ogarnąć wzrokowo, co się właśnie wydarzyło.

    – Alkoholu nie kazała kupować, a ona sama potrafi wypić jak trzech Luke'ów Hemmings'ów. – Pierwszy raz usłyszałam jego nazwisko.

    – Nie prawda! Luke mnie w tym przebija! Poza tym ktoś w rodzinie Clifford musi umieć wypić, lol? – usiadła obok Ash'a na kanapie.

    – Przyniosę szklanki. – Poszłam do kuchni po trzy i wróciłam z nimi do moich gości.

    – Jak tam? Kac? Cokolwiek? – pytała ciekawa, gdy Ash ogarniał odpalanie filmu.

    – Nie – myślami nadal błądziłam po ostatnich wydarzeniach. Moja psychika już nie wytrzymywała.

    – Wszystko ok? – spytała, wpatrując się we mnie. Ashton przerwał czynność i sam na mnie spojrzał.

    – Przeszkadzamy?

    – Nie! Po prostu dopiero wstałam, a brat zostawił mnie samą w domu z jakimś napalonym szaleńcem, który ma klucz do mojego domu i w każdej chwili może wejść – wystawiłam kciuka i zamknęłam oko, szczerząc się sztucznie. – Jest świetnie, więc cieszę się, że wpadliście.

    – O boże. Kto to ten szaleniec? – usiadła obok mnie i objęła ramieniem.

    – Ugh, możemy nie rozmawiać na ten temat. Ostatnio jest wiele takich, na które nie mam sił rozmawiać – schowałam twarz w dłoniach.

    – To cię rozerwiemy naszym świetnym podejściem do życia i filmów. Zobaczysz, godzina i będziesz miała nas dość – zaśmiał się, czym wywołał u mnie mały uśmieszek. 

***

    Po raz kolejny chamsko mnie obudzono dzwonieniem. Sięgnęłam po urządzenie leżące na szafce nocnej i odebrałam.

    – Brat, nic mi nie jest. Nie wszedł i zamknęłam drzwi – odpowiedziałam z automatu.

    – Posłuchaj mnie suko – rozszerzyłam oczy, rozpoznając głos Becci. – Jak śmiałaś robić sobie z nas żarty, co?!

    – Ale... O czym mówisz, Bec? – spytałam, śmiejąc się nerwowo.

    – O czym mówię?! Harry nam wszystko powiedział! Jak śmiałaś udawać fajną, by tylko stać z nami, chociaż nawet nas nie lubisz?! Jak mogłaś?! A my ci nasze sekrety powierzałyśmy! Ty dziwko! Jebałaś się z każdym, o lizaniu nie wspomnę! Tylko po to, by być fajną?!

    – Becca, proszę, daj mi wyjaśnić...

    – Nie! Mam dosyć twoich kłamstw! Zapłacisz nam za to! Pożałujesz, zobaczysz! Popamiętasz nas do końca życia! Jesteś skończona, ofiaro losu!

    Łzy spływały ciurkiem, a gdy tylko usłyszałam, jak mnie nazwała... Druga osoba nazwała mnie tak samo. Usłyszałam pikanie, ale nie mogłam się ruszyć. Miała racje, byłam skończona. Przyłożyłam rękę do ust i zaczęłam szlochać. Telefon upadł na dywan, a ja zwinęłam się w kulkę. Uświadamiałam sobie, że musiałam czymś zawinić, że los tak mnie nienawidzi i każe. Chwyciłam telefon i ruszyłam do łazienki. Miałam tam coś, czego już raz użyłam w dniu, kiedy dowiedziałam się, co moja matka wymyśliła. Teraz po raz kolejny tego planowałam użyć. Sięgnęłam do szafki nad umywalką i wyjęłam opakowanie żyletek.

    – Pomogę ci zabrać mnie z tego pierdolonego świata! – powiedziałam i zrobiłam pierwsze cięcie. Zsunęłam się po ścianie na kafelki. Płakałam i robiłam kolejne cięcie, gdy mój telefon znów zadzwonił. Odebrałam i przyłożyłam leniwie do ucha. Usłyszałam czyjś oddech, ale tylko to. Czyżby Harry próbował mnie nastraszyć?

    – Harry zostaw mnie, proszę – wyszeptałam. – Już mnie ukarałeś... Przepraszam. Nie powinnam była tak postąpić, ale ta impreza... Po wypiciu powiedziałam coś, czego nie powinnam powiedzieć. Wściekłeś się, bo nie traktujesz mnie jak siostrę, tylko jak dziwkę, którą jestem. Mówiąc do ciebie jak do Luke'a tylko pogorszyłam sytuację. Przysięgam, że jest mi przykro, naprawdę. – Krew zabrudziła moje spodenki i bluzkę, a nawet zaczęła się robić mała kałuża na kafelkach.

    – Maddy? O czym ty mówisz? – zdziwiłam się. To ktoś obcy, nie znałam tego głosu. Odsunęłam telefon od ucha i zauważyłam, że to jakiś numer. – Maddy, jesteś? – przełknęłam przerażona ślinę – To ten Harry ze zdjęcia na twitterze? Ten, do którego coś zaczęłaś czuć? On cię skrzywdził? Cholera Maddy, porozmawiaj ze mną! Jestem przecież twoim obcym! Dlaczego usunęłaś twittera?! Gdybym wcześniej nie wziął twojego numeru, to bym stracił z tobą jakikolwiek kontakt! Myślisz ty w ogóle?! – Nie wierzyłam. Przyłożyłam sobie rękę do ust, nie wierząc w to, co się dzieje. – Cholera, odezwij się! – krzyknął, że aż mnie bębenek zabolał. – Nie drzyj się kurwa! - w tle usłyszałam jeszcze czyjś głos. – Stul pysk, jak rozmawiam! – warknął. – Idź się jebać – usłyszałam trzaśnięcie drzwiami.

    – J... – Chciałam się odezwać, ale w tle usłyszałam jeszcze jeden głos... Kobiecy.

    – Luke, skarbie, z kim rozmawiasz? – Byłam pewna, do kogo mógł należeć. – Lea, pogadamy potem. To ważna rozmowa – odpowiedział jej bez namiętności. – Maddy? Powiedz coś, cokolwiek – łzy spływały coraz bardziej, a świat zaczynał wirować. – Rozmawiasz z tą suką? – usłyszałam krzyk. – Lea, uspokój się – znów ten sam ton, tak jakby nie liczyła się dla niego ona tylko rozmowa ze mną. – Nie kurwa! Nie po to jej kazałam się od ciebie odwalić, byście sobie teraz gruchali przez telefon! Dawaj mi go – usłyszałam szmery, a po chwili wyraźny głos Lei. – Posłuchaj, czy ja się nie wyraziłam jasno?! Masz się odjebać od Luke'a raz na zawsze! Jak chcesz się zabić to to zrób, a nie zawracasz mu głowę! – znów szmery. – Wypierdalaj stąd! – krzyknął bardzo zły. – Co proszę? – spytała go. – To, co kurwa słyszałaś! A ja się zastanawiałem, dlaczego usunęła twittera! To twoja sprawka! Nie będziesz mi mówiła z kim mam się zadawać, na pewno nie ty, która jedyne co potrafi to kręcić dupą! - usłyszałam jeszcze trzaśniecie drzwiami.

    – L-Luke nie d-dzwoń... – Nie dał mi dokończyć.

    – Wreszcie się odezwałaś – westchnął. – Posłuchaj, cokolwiek powiedziała, to kłamstwo. Jestem twoim obcym, a ty moją obcą i nic tego nie zmieni, rozumiesz? Wróciłem do niej, bo chciałem ci pokazać, że to nie twoja wina, chciałem cię odciążyć – westchnął po raz kolejny. – Chyba mi nie wyszło. Przepraszam. Cholera, w ciągu miesiąca powiedziałem więcej razy 'przepraszam' niż w przeciągu całego mojego życia – zaczął się śmiać, a jego śmiech był jak ukojenie na ból. – Powiedz, co się stało? Co zrobił ten Harry?

    – Luke, ja... Ja nie daje już rady.

    – Co to znaczy? – spytał przestraszony.

    – Nie było ciebie. P-Powiedziała, że robisz to z litości i to cały czas kręciło mi się po głowie... A potem było coraz więcej problemów, a ja sobie nie radziłam z nimi sama – szlochałam do słuchawki i zaczynałam odczuwać coraz większe zmęczenie. – Zrozumiałam, że nie jesteś obcym, już nie. Na imprezie dopiero to do mnie dotarło, gdy przypomniałam sobie słowa babci... Po co ja ci to mówię... To nie jest normalna rozmowa... – zaśmiałam się sztucznie.

    – Czasem trzeba porozmawiać nienormalnie. Chcę słuchać, pozwól mi słuchać.

    – Luke? – szepnęłam.

    – Tak?

    – Chyba nie dam rady wstać... – zapadła chwilowa cisza.

    – Jak to? Gdzie jesteś?

    – W łazience... Chciałam umrzeć... Chyba nadal chcę – zacisnęłam mocno powieki.

    – Co?! – krzyknął.

    – A-Ale jeżeli coś się stanie, t-to nie obwiniaj się, b-bo Lea mówiła, że to litość i obawa, że się przez ciebie zabije, więc... – przerwał mi.

    – Możesz przestać? Powtarzam ci, że to, co ona powiedziała, nie jest prawdą i masz zapomnieć! A teraz powiedz mi czy jest ktoś w domu, by mógł ci pomóc? – słyszałam, jak chodzi.

    – Ashley z Ashton'em... Chyb... zasypiam... – Ledwo wypowiedziałam to zdanie. Moje powieki robiły się coraz cięższe, aż w końcu się zamknęły.

    – Maddy? Maddy?! – To ostatnie co usłyszałam. Telefon upadł na kafelki, a ja straciłam przytomność.



[Rozdział 14]

    Obudziłam się w nieznanym mi pomieszczeniu. Słyszałam pikanie maszyn, co uświadomiło mi, w jakim miejscu się znajduję. Szpital. Podniosłam się lekko, ale zakręciło mi się w głowie, więc zrezygnowałam z tego. Podniosłam powoli rękę i zauważyłam, że na prawym nadgarstku miałam bandaże ciągnące się po sam łokieć, chociaż tak daleko nie sięgały moje rany. Odłożyłam ręką delikatnie na materac, bo czułam jak lekko rwą mnie rany. Syknęłam pod nosem, gdy zabolało mocniej. Niespodziewanie do pomieszczenia wchodzi znany mi chłopak.

    – Nie śpisz? – radość wymieszana z zaskoczeniem. Podszedł bliżej mojego łóżka i złapał mnie za rękę. – Jak się czujesz? – pyta, siadając przy łóżku.

    – Jest okey – odpowiedziałam zachrypniętym głosem.

    – Boli? – pogładził kciukiem bandaż.

    – Trochę. Jak tu trafiłam? – spytałam, przypominając sobie rozmowę z Luke'm. Louis westchnął.

    – Twoja przyjaciółka cię znalazła w kiblu, a jej chłopak zadzwonił po karetkę – wyjaśnił, nadal gładząc bandaż.

    – Przepraszam. Przysporzyłam kłopotów, bo jakbyśmy ich mało mieli – zbierało mi się na łzy. Byłam idiotką i zdawałam sobie z tego sprawę.

    – Hej, nic nie szkodzi. W tym całym bajzlu nikt nie widział, jak cierpisz – pogładził mnie po głowie – Żałuje, że cię wtedy nie wysłuchałem, tylko odebrałem ten przeklęty telefon – obwiniał się, a to nawet nie była jego wina.

    – Louis, jest dobrze. Już jest dobrze. – Sama w to nie wierzyłam, a próbowałam przekonać jego.

    – Nie jest – Odpowiedział twardo. – Psycholog... Umówiłem cię u niego. Jak tylko stąd wyjdziesz, to będziesz do niego chodziła, a ja będę ciebie osobiście zawoził i przywoził, rozumiesz?
    
    – Jasne – odpowiedziałam od niechcenia.

    – Maddy, to dla twojego dobra. Próba samobójcza to nie żarty. Przeraziłaś mnie, przyjaciół i tego... Luke'a całego. – Jego imię wypowiedział, jakby ciężko mu przechodziło przez gardło.

    – Nie lubisz go? – pytam.

    – Nie znam. Już raz się przejechałem i ty też, więc wolę uważać z kim się zadajesz. Będę jak twój ochroniarz, dosłownie – zaśmiałam się.

    – Już to widzę. Luke to też przyjaciel, od niedawna, ale przyjaciel – uśmiechnęłam się sama do siebie na to słowo. Już przestaliśmy być dla siebie obcymi, choć dla niego wcale nie musiało oznaczać to przyjaźni ze mną.

    – Dlaczego płaczesz?! – spytał przestraszony.

    – Co...? – przetarłam policzki. – Aa. Wybacz. Po prostu sobie coś uświadomiłam.
    
    – Widzisz? O tym mówię! – wstał. – Nie chcesz ze mną rozmawiać o problemach, więc potrzebujesz psychologa. Z nim będziesz musiała otwarcie rozmawiać. Obcej osobie może szybciej się wygadasz.

    – Nie! – krzyknęłam, będąc wściekłą. Ta wściekłość przyszła tak nagle i niespodziewanie. Poczułam się jak wariatka. Louis popatrzył na mnie właśnie, jakbym nią była. – Nie chcę nikogo innego. Moim jedynym obcym, któremu się żaliłam, był Luke! Nie chcę nikogo innego! – krzyczałam i płakałam jednocześnie. Nie chciałam więcej obcych, nie potrzebowałam ich. Nagle do pomieszczenia wbiegła zaalarmowana pielęgniarka.

    – Co tutaj się dzieje?

    – Zaczęła krzyczeć, gdy wspomniałem o psychologu – wyjaśnił jej.

    – To był bardzo zły pomysł. Porozmawiamy za drzwiami, a tymczasem podam pani coś na uspokojenie, dobrze? – spytała mnie, jakbym była nienormalna.

    – Nie wpuszczajcie go tu więcej – zażądałam.

    – Oczywiście, jak sobie pani życzy.

    Mój brat wyszedł wściekły z pomieszczenia, a ja zaczęłam płakać. Byłam naprawdę chora psychicznie i zaczynam zdawać sobie z tego sprawę.

    – To pani brat, na pewno nie chce pani go widzieć? – spytała, patrząc na mnie smutno.

    – On nie rozumie – przełknęłam ślinę. – Chciałabym porozmawiać z przyjaciółmi i moim własnym psychologiem. Moją własną obcą osobą – złapałam mocno koniec poduszki.
    
    – Rozumiem. Ma pani kogoś takiego, by mówić mu o swoich problemach? – Nigdy mu o nich nie mówiłam. Zawsze jedyne czego chciałam to normalnej rozmowy.

    – Mam kogoś z kim mogę normalne rozmawiać. Kogoś, kto nie wiedział, jak wyglądam, a ja nie wiedziałam jak on. Z czasem się to zmieniło, ale nas to nie obchodziło. Liczyły się tylko nasze normalne rozmowy. Chciałabym z nim porozmawiać – pogładziła mnie po ramieniu, by pomóc mi się uspokoić.

    – Na pewno pani z nim porozmawia. Zadzwonić po tę parę, która panią znalazła? – popatrzyłam na nią niepewnie.

    – Tak, ale... – zatrzymała się w połowie drogi. – Jestem Maddy. – Nie potrzebowałam nowych obcych. Kobieta się uśmiechnęła.

    – Jestem Luile – przedstawiła się i wyszła. Poczułam się senna, ale zapewne to za sprawką leków.



    Po przebudzeniu się poczułam ciepło na prawej ręce. Otworzyłam oczy, a przed nimi ukazała mi się sylwetka blondynki.

    – Ashley? – spytałam.

    – Hej, Maddy – przywitała się, ściskając mocniej moją dłoń. Na szczęście nie zabolało.

    – Przyjechałaś... – ułożyłam się wygodniej.

    – Wiesz, jaka byłam przerażona, gdy Michael, mój brat, zadzwonił do mnie w środku nocy i mówi bym pobiegła do łazienki w twoim pokoju, bo się pocięłaś? Myślałam, że umrę, jak zobaczyłam cię w kałuży krwi – opowiadała, a łzy zaczęły się zbierać w kącikach jej oczu. – Myślałaś, że tak po prostu sobie z Ashton'em wyjedziemy i zostawimy cię samą? Nie było takiej opcji! Przesuń się, grubasie – rozkazała. Przesunęłam się na lewo, a ona położyła się obok mnie. – Zaraz przyjdzie piguła i mnie wywali.

    – Przepraszam. Wasz wyjazd się przeze mnie zepsuł.

    – Oj przestań. Przeproś Luke'a – popatrzyłam na niązdziwiona. – No tak. On codziennie wydzwania do mnie, co wierz mi, graniczy zcudem, byśmy ze sobą rozmawiali dłużej niż minutę i to bez przymusu. Wypytuje ociebie. Ciągle. Martwi się i to bardzo. Michael mówi, że Luke od kilku dni niewychodzi z pokoju. Ciągle czeka na dobre wieści, że wiesz, obudziłaś się iżyjesz i w ogóle najlepiej jakbyś sama do niego napisała – sięgnęła mójtelefon, o którym zapomniałam. Podała mi go i uśmiechnęła się znacząco.Twitter... Nie mam go, bo usunęłam, ale mam numer Luke'a.    

Do: Luke
Luke, wybudziłam się.
Jesu jak to brzmi wgl ;-;

    – To bez sensu – położyłam telefon pomiędzy nami.

    – Zobaczy, że lada moment odpisze. No, chyba że zasnął. To też możliwe – zaczęłyśmy się śmiać. Nagle Ashley mnie przytuliła. – Dobrze znów cię taką widzieć, a nie bladą i śpiącą.

    – Ile spałam? – pytam ciekawa.

    – Tydzień? Chyba. Sporo straciłaś krwi i bałam się, że cię nie uratują. Louis nas zbytnio nie lubi – zrobiła krzywą minę.

    – Och, on teraz nikogo nie polubi przez Harrego – wzruszyłam ramionami.

    – No tak. Nie słyszałam o nim.

    – Chwila! – krzyknęłam.

    – Co?

    – Skoro spałam tydzień czy to oznacza, że przespałam zakończenie roku? – spytałam z nadzieją.

    – No tak... A co? – Ashley nie wiedziała, o co chodzi, a ja momentalnie ją przytuliłam. – Co jest? – uśmiechnęła się.

    – To najlepsza wiadomość ever – zmieniłam pozycje na siedzącą. – Teraz wreszcie odpocznę. – Nie potrafiłam obrać w słowa mojej radości. Zero kontaktu z dziewczynami, zero Harrego.

    – Wakacje... hej! – objęła mnie ramieniem. – Co robisz w wakacje, maleńka? – uniosłam jedną brew, będąc ciekawą jej propozycji.

    – Nic, wielka.

    – To ja wielka Ashley przyszła Pani Irwin i już nie Clifford, planuję małe wakacje! – pisnęła.

    – Wow. Ale znów wam je zepsuje. Lepiej nie – zaczęłam się wymigiwać.

    – Żartujesz? To będzie typowo babski wypad! Pojedzie z nami jeszcze Angelica i będziemy szaleć! Pojedziemy gdzieś, gdzie nas jeszcze nie było i się zabawimy! No proszę, chociaż dwa tygodnie! – potrząsnęła mną, a ja postanowiłam jej ulec.

    – Okey – przytuliła mnie chyba mocniej niż ja ją.

    – Tym razem, zaznasz umiaru alkoholu i nie zemdlejesz – powiedziała.

    – Zacznijmy od tego, że Ashi sama nie zna umiaru – do sali wszedł rozbawiony Ashton.

    – Uhg, milcz – przewróciła oczami, niby wkurzona.

    – Też cię kocham – cmoknął ją w policzek.

    – Wyjć mnje stont jak tu się narada babska odbywa – posłała mu ostrzegawcze spojrzenie. Uniósł tylko ręce w geście kapitulacji i wyszedł.

    – A co z nim w tym czasie? – spytałam ją.

    – A on w tym czasie będzie balował z kumplami. Żeby Lukey znów się nie czepiał, że odbieram mu przyjaciela, bla bla – zrobiła charakterystyczny gest ręką jak kaczka. Zaczęłam się śmiać, a ona mi zawtórowała.



[Rozdział 15]

    ~Tweet~
@awenaqueen Home, Home, sweet Home.



    Odłożyłam telefon na stolik i zabrałam się za konsumowanie pysznego jedzonka od Louisa. Nie, żebym się do niego odzywała czy on do mnie. Robiliśmy wiele rzeczy w milczeniu i każdy unosił się honorem. Nie minęło może dziesięć minut, a do domu wpada Ashley. Czasem się zastanawiałam, czy ona czasem już się nie zadomowiła u nas.

    – No jesteś wreszcie! – ucieszyła się, siadając obok i obejmując mnie ramieniem. – Dobrze, że jesteś w domu. Jak sprawy z Lou? – Była zbyt nakręcona, bym ogarnęła, co się dzieje.

    – Nadal milczy, ale zrobił mi to cudne śniadanko – wskazałam na talerz z kanapkami.

    – Aw – dotknęła rękoma swoich policzków. – A tak poważnie, to co chcesz dzisiaj robić? – mierze ją wzrokiem nie rozumiejąc.

    – Jak to?

    – No tak to. Zostajemy tutaj jeszcze z tydzień, bo wiesz, musisz odpocząć, a potem biorę cię na wakacje! – potarła dłonie zadowolona z planu.

    – Ok. Po pierwsze, jakie wakacje? Po drugie, kto powiedział, że się gdziekolwiek wybieram?

    – Ej! – wydęła dolną wargę. – Przecież w hoszpitalu się zgodziłaś!

    – Och, racja – przypomniałam sobie. – Ale gdzie chcesz mnie wywieźć?

    – Oj, daleko. I cicho, bo teoretycznie twój brat się nie zgodził – zaczęłam się śmiać na cały dom.

    – A gdzie Ashton? – zdziwiłam się jego nieobecnością.

    – Wrócił do Syd – ukradła mi kanapkę. – Nie mógł dłużej zostać, bo Luke dostawał kurwicy, gdy nie mogli odbywać prób – wzruszyła ramionami. – Ale jak leżałaś w szpitalu, to jakoś cieszył się z pobytu Ash'a tutaj – mruknęła pod nosem niczym nadąsane dziecko.

    – Wiesz... Nie odpisuje mi od tamtego czasu, czyli czterech dni. – Odechciało mi się jeść. Odłożyłam talerz na stolik, zgarniając telefon.

    – Serio? – zdziwiła się.

    – Napisałam do niego w szpitalu, ale nie odpisał – weszłam w wiadomość.

    – To może odblokuj twittera? – zasugerowała.

    – Mam odblokowanego, ale Lea i tak mnie zablokowała i nie dam rady napisać. – Podle się czułam na samą myśl, że rozwaliłam związek tej dwójki.

    – Nie no, zaraz się wkurwię – krzyknęła. – Dzwonie do tego debila. A jak nie odbierze, to opierniczę Mike'a, by dał mi Luke'a do telefonu w ostateczności zadzwonię do Ash'a. – Buzia jej się nie zamykała i wyglądała na wkurzoną... Wstała z kanapy, dzwoniąc do Luke'a najprawdopodobniej. – Nie odbiera – znów zaczęła gdzieś dzwonić.

    – Może mają próbę? – zasugerowałam. Spiorunowała mnie tylko wzrokiem.

    – Mikuś? – Prychnęłam na to zdrobnienie. – Tak, wiem, też cię kocham, ale teraz konkrety. Gdzie jest Luke do jasnej cholery? – pokręciłam głową. – Że co?! To sprawdź, czy żyje, nie wiem, włam się do pokoju. Co z ciebie za kumpel! – zaczęłam się martwić. Nagle się rozłączyła i usiadła obok.

    – Co się stało? – pytam, będąc przerażoną coraz bardziej.

    – Luke nie daje im znaków życia od kilku dni. Tak jak wcześniej schodził, by coś zjeść, tak teraz w ogóle tego nie robi. Cholera... - zaczęła coś snuć pod nosem.

    – O boże – zaczęłam mieć różne wizje w głowie.

    – Hej! – potrząsnęła mną. – Wierz mi, że Hemmo jest ostatnią osobą, która by sobie coś zrobiła. Raczej stracił... rachubę... czasu – zaczęła mówić z przerwami, jakby coś sobie uświadomiła. – Och, czemu na to nie wpadłam?

    Znów wstała i wybrała jakiś numer. Wyszła z salonu, więc nie wiedziałam z kim i o czym chciała rozmawiać, ale to raczej nie powinno mnie interesować. Przygryzłam wargę, postanawiając wstać i podsłuchać. Podreptałam za nią do kuchni z karceniem swojego zachowania w myślach.

    – Ashton proszę, sprawdź... Sam mi opowiadałeś. Co, jeśli on naprawdę nie wie, ile czasu minęło? – ściągnęłam brwi, nie rozumiejąc. – Wiem... Ale... – przerwał jej chyba. – Ok, ale na wszelki wypadek sprawdź. Z nim nigdy nic nie wiadomo. Nigdy nic nikomu nie mówi o swoich problemach. – Mi zaczynał, a przynajmniej tak mi się zdawało. – Też cię kocham. Za tydzień ją zabiorę. Pa! – krzyknęła, a ja czym prędzej wróciłam do salonu.

    Sama po chwili przyszła i włączyła TV. Nie odzywała się, a ja nie chciałam pytać. Uspokajałam samą siebie, że na pewno nie zrobiłby nic głupiego.

***

    Rozczesywałam mokre włosy przed lustrem, gdy nagle mój telefon zadzwonił. Podeszłam do niego zdziwiona. Serce mi przyspieszyło, gdy zauważyłam, że to wiadomość, od niego.

Pingwinek:
Rany, przepraszam Maddy! Żeby nie myśleć o tym co ci się stało, wziąłem się za jakąś robotę.
Maddy?
Proszę odpisz.
Naprawdę mi przykro.

    Spamił mi esemesami, że nie miałam jak odpisać.

Pingwinek:
Maddy!

Me:
DOBRZE JESTEM! Nie spam tak! Nie dałeś mi odpisać!

Pingwinek:
Och, przepraszam.
Jak się czujesz?

Me:
Lepiej. Ashley poruszyła niebo i ziemie byś odpisał. To nie moja wina jakby co xd

Pingwinek:
Haha, no tak właśnie myślałem, że Calum sam mi do pokoju z siebie nie wbił. Wbił to za mało powiedziane. Dosłownie wyważyli mi drzwi. Debile będą kupować nowe :")

Me:
Hahaha, oni się martwili, nooo!

Pingwinek:
To ja podziękuję. Jak tak za każdym razem będą robić to zbankrutujemy na kupnie drzwi.

Me:
Popiszemy potem, bo wypada się ubrać :')

Pingwinek:
Możesz pisać nago, jakoś niezbyt mi to przeszkadza ;)

Me:
Typowy Facet.



[Rozdział 16]

    ~Tweet~
@poniesforever Powiem ci, że Luke żyje! Xd @awenaqueen

    ~Komentarze~
@awenaqueen Cudownie, aż wysypałam chrupki ;-; @poniesforever
@rainbow.unicorn Fajnie, że żyje tylko czemu w moim pokoju siedzicie?! @poniesforever
@poniesforever Bo u Luke'a nie ma drzwi xd @rainbow.unicorn
@penguinboy Hm, ciekawe dlaczego ich nie ma :"D @poniesforever
@sexyboylol Ej! Szkoda tych chrupek! Podaj adres, mogę pobawić się w odkurzacz! @awenaqueen
@penguinboy To zapraszam do pokoju Ashley posprzątać -,- @sexyboylol
@sexyboylol Pacz jaki cwel zazdrosny -,- @awenaqueen
@ashleynotcliff Co ty chcesz przez to powiedzieć blond łodygo?! @penguinboy
@poniesforever Że cię kocha <3 Ale ja bardziej, oczywiście ^_^ @ashleynotcliff
@penguinboy W jej pokoju śmierdzi zgniłymi skarpetami, albo to jej bielizna... Idk. @poniesforever
@sexyboylol JHAHAJAJAJHAHAHA O FUCK! ALE DOSTANIESZ ŁOMOT XDDDDDD @penguinboy
@rainbow.unicorn Zapomnij, że ja ją będę trzymał byś mógł uciec, nie te czasy, ja jestem za stary. @penguinboy
@poniesforever Nienawidzę cię w tym momencie blond chuju -,- @penguinboy


    ~Wiadomości~

@ashleynotcliff created the chat room...

@rainbow.unicorn joined the chat room...
@penguinboy joined the chat room...
@sexyboylol joined the chat room...
@poniesforever joined the chat room...
@ awenaqueen joined the chat room...

sexyboylol:
To koniec, wszyscy umrzemy, nawet Awena *^*

penguinboy:
Ona nie ma na imię Awena, debilu...

poniesforever:
Nie odzywaj się jak cię nikt nie pyta!!

penguinboy:
Śmierdzisz wódką

ashleynotcliff:
CZYYYYYYYYYYYYYM?!

rainbow.unicorn:
No i kabel z niego jak stąd do Niemiec -,-

ashleynotcliff:
ASH! Piłeś?! NO WIESZ?!

poniesforever:
Tylko jedną ;-;

ashleynotcliff:
Butelkę :D

poniesforever:
Nie...

sexyboylol:
Niezbyt.

rainbow.unicorn:
Niet.

awenaqueen:
Zgrzewkę.

sexyboylol:
Hahahaha, tak XD
Nie wnikajmy skąd ona to wie XD

penguinboy:
Dokładnie tak :)

poniesforever:
Kurwa, przyjaciele -,-
Dzięki, Luke. Mogłeś umrzeć w tym pokoju!!!

penguinboy:
Nie trzeba było wyjebywać tych drzwi to bym siedział cicho!

poniesforever:
Przecież to nie ja!

rainbow.unicorn:
Przecież to Thomas, wtf?!

awenaqueen:
Kto?

poniesforever:
Calum xD

penguinboy:
Ale nie musisz się nimi interesować, wgl najlepiej oboje wyjdźmy z tej konfy.

poniesforever:
Niech zostanie! Ty se idź -,- Nikt cie nie chce, ziom.

penguinboy:
Ciebie nawet Ashley już nie chcę, wiec o kim my tu mówimy? :')

awenaqueen:
Nic nie mówiąc, ale ciebie też nikt nie chcę Lukey ^^

sexyboylol:
WYHDŹ ZA MNJE OBUIETO!!!

rainbow.unicorn:
Jpd nie wierzę.

poniesforever:
Hahaha

penguinboy:
Spierdalaj od niej!!!!!!!!!!!! Bo ci zakurwię, że się nie pozbierasz!!!

ashleynotcliff:
Już ci tłumaczę kochana. Calum jak nie trafia w klawiaturę to zazwyczaj się podnieca. A Luke aka zazdrośnik roku, za chwile go zabije – dosłownie.

poniesforever:
Kochanie, wypiłem tylko jedną flaszkę jakby tak policzyć to Luke wypił 3, Michael półtora, a Calum dwie i pół ;-; Jestem czysty!

rainbow.unicorn:
Bo wypiłeś czystą XDDD
Ej co to za huk? O_O

ashleynotcliff:
Jaki huk?

poniesforever:
Myślisz, że już się biją?

rainbow.unicorn:
Nie ma ich na konfie, to pewne.

awenaqueen:
Ash, oni żartują, nie?

ashleynotcliff:
Yyyy, nie ...
ROZDZIELIĆ ICH! JPD CZŁOWIEKA RAPTEM TYDZIEŃ NIE MA A ONI SOBIE NIE RADZĄ I CHLAJĄ BEZE MNIE, NO CZUJESZ TO?! JAK JA SIĘ WKURWIŁAM! NIE DOŚĆ, ŻE KREDKA MI SIĘ SKOŃCZYŁA TO ONI JESZCZE PILI JAK MNIE NIE MA, NO Z KIM JA CHODZĘ, KTO JEST MOIM BRATEM I KTO ICH PRZYJACIELAMI?!

rainbow.unicorn:
I tak mnie kochasz, przestań kociaku :*

poniesforever:
Ashi, no... Kupię ci coś... % :D

ashleynotcliff:
Czy ja wyglądam jak alkoholik? -,-
Zrywam!
Nie, dobra, nie
ALE SEPARACJA!

rainbow.unicorn:
Daj spokój, on i tak żyje w separacji od tygodnia.
Separacji łóżkowej. Na ręcznym jadzie xd

poniesforever:
Dzięki szwagier ^^

ashleynotcliff:
No to pojedzie na nim dłużej bo jak wracam to i tak nici z seksu -,-

poniesforever:
NO CHYBA SOBIE ŻARTUJESZ?! ASHLEY NIE ZROBISZ MI TEGO!

ashleynotcliff:
A teraz wybaczcie, ale idziemy z Maddy poszaleć :*

ashleynotcliff is offline...



[Rozdział 17]

    – Ale ci mówię – wysepleniła, gdy próbowałam przeprowadzić ją przez próg mojego domu.

    – Ashley, cicho, błagam – wyszeptałam. Nim zdążyłam się zorientować, Louis już pojawił się w korytarzu. Mam przesrane.

    – Co tu się dzieje? – pyta, mierząc najpierw mnie, a jak spogląda na Ash, to już nie musiałam odpowiadać. Podszedł do nas i pomógł mi ją dostarczyć do pokoju. Dziwnie milczał, więc albo miałam tak bardzo przechlapane, albo nic mi nie planował zrobić. Stawiałam na opcję pierwszą.

    – Jestem obrażona – uniosłam jedną brew.

    – Nie dogadasz się z pijaną – wyjaśnił mi.

    – Nie jestem pijana! – chciała zrobić obrażoną minę, ale niezbyt jej to wychodziło.

    – Dobra, nie jesteś, ale idź już spać – usiadłam na brzegu łóżka, modląc się o jej szybki odlot. Walnęła się na poduszkę, coś mrucząc. – Nie sądziłam, że ty tak na serio będziesz zła – powiedziałam pod nosem. Chyba już mnie nie słyszała, więc wstałam i poszłam do siebie.

    Przeczesałam włosy palcami, wzdychając ciężko. Usiadłam na łóżku, by po chwili położyć się na poprzek.



    Obudziłam się następnego dnia, a raczej tego samego tylko już było jasno. Z Ash chyba wróciłyśmy do domu po drugiej. Zasnęłam w tej samej pozycji, co się położyłam. Ból pleców murowany. Przeciągnęłam się. Zabrałam jakieś ciuchy i poszłam do łazienki się przebrać. Schodząc na dół, usłyszałam kogoś w kuchni.

    – Cześć – witam się, podchodząc do lodówki. Brat jednak zamyka ją, nie dając mi nic z niej wyciągnąć.

    – Zaraz będzie śniadanie – wytłumaczył. – Ashley wstała?

    – Am, chyba nie – usiadłam przy wyspie kuchennej. – Jakieś wieści ze szpitala? Albo od matki? – bawiłam się owocem, przerzucając go z ręki do ręki.

    – Ojciec mówi, że stan Olivi jest bez zmian. Natomiast matka... – westchnął. – Zadzwoniła do mnie ciotka.

    – I?

    – I matka znalazła sobie jakiegoś nowego przydupasa – przełknął ślinę. Coś ukrywał. – Ojciec dostał pismo rozwodowe. Matka żąda od niego pieniędzy i...

    – I?! – Już mnie nudziło to wyciąganie informacji z niego.

    – Nie krzyczcie tak – do kuchni weszła skacowana Ashley.

    – Tam masz środek przeciwbólowy i wodę – wskazał drewnianą szpachelką na blat po jego prawej.

    – Rany, dzięki – od razu podeszła do swego zbawienia. – A teraz idę spać dalej, dobranoc – pomachała zaspana, na com prychnęłam.



    Po śniadaniu zasiadłam z bratem przez TV. Nadal nasze relacje nie były zbyt dobre. Wypuściłam głośno powietrze, a brat wstał, podchodząc do półki z książkami. Wyjął nasz rodzinny album. Pomachał mi nim przed nosem i otworzył, siadając obok.
    
    – Na wspominki cię wzięło? – zażartowałam.

    – Powiedzmy. Dobrze, że masz osiemnastkę – powiedział pod nosem.

    – Co chcesz przez to powiedzieć? – spytałam ciekawa.

    – Nic – wzruszył ramionami. – Patrz – zaczął się śmiać. – Pamiętam to zdjęcie.

    – Niestety ja też – zakryłam sobie twarz rękoma.

    – Pojechaliśmy wtedy do babci, a ona przynudzała swoimi kazaniami, jak to mamy się u niej w domu zachowywać. Wyszliśmy po dwudziestej drugiej i złamaliśmy już pierwszą zasadę. A drugą, jak nie wróciliśmy trzeźwi – śmiał się na cały dom.

    – To nie było śmieszne! – uderzyłam go w ramię. – Dostałam wtedy szlaban! Nie wychodziłam z domu przez miesiąc, a ty i tak wyjechałeś do college'u i tyle cię było! To nie fair!

    – Wybacz. Nie sądziłem wtedy, że babka to tak na poważnie gadała – pokręciłam głową. – Wiesz... – Wiedziałam, że za tymi wspominkami kryje się jakiś haczyk.

    – No słucham? Czego chcesz? – zabrałam mu album i zamknęłam. Jeszcze znajdzie jakieś kompromitujące zdjęcia, a na to mu nie pozwolę.

    – Oj tam zaraz czegoś chcę – przewrócił oczami. – Jadę na tydzień do Liam'a i pomyślałem, że może chcesz pojechać ze mną? – spojrzałam na niego.

    – Że ja? Że znów do twojego kumpla? Nie, dzięki – wstałam, by odłożyć album.

    – Liam jest inny. Poza tym ma się żenić za miesiąc, nie sądzę, by chciał coś na boku. – No z pewnością.

    – To nie jest dobry pomysł. Ashley chce mnie gdzieś wywieźć, wolę skorzystać z jej oferty – uśmiechnęłam się przebiegle.
    
    – No wiesz? – złapał się za serce. – Ale powinnaś uważać. Ona wygląda na...

    – Shh! – przyłożyłam palec do ust. – Zamknij się! Ty jedziesz na jakiś wieczór kawalerski, to ja jadę na babski – wytknęłam język i pobiegłam na górę.


awenaqueen:
Elo coś tam zero :D

penguinboy:
Cześć. Co taki dobry humor?

awenaqueen:
Bo Ashley ma kaca, z bratem się chyba pogodziłam.
Póki co, wszystko znów jest poukładane :D

penguinboy:
Byłaś z nią na imprezie?

awenaqueen:
Nom.

penguinboy:
Jak ty ją do domu dostarczyłaś? Przecież ona umie się schlać. Tylko Ashton potrafi kontrolować u niej picie, więc ty raczej musiałaś nieść ją nietrzeźwą na plecach.

awenaqueen:
Wow. No fakt, faktem, dostarczyłam ją do domu w stanie nietrzeźwości.
Mogłeś ostrzec -,-

penguinboy:
A bo ja wiedziałeś, że ona serio idzie pić?

awenaqueen:
Ugh.

penguinboy:
Och, no daj spokój :p
Co robisz?

awenaqueen:
Piszę z tobą xd

penguinboy:
Aha.

awenaqueen:
:(

penguinboy:
:(

awenaqueen:
Nie, to nie.
Idę pograć w simsy.

penguinboy:
Żartujesz?

awenaqueen:
Tak XD

penguinboy:
Uf.

awenaqueen:
Uf uf?

penguinboy:
Co?

awenaqueen:
Ech, nic.



[Rozdział 18]

    – Nie mam problemu z alkoholem – zaśmiała się.

    – Tak, tak, Ash cię tylko zdenerwował. Biedna – zrobiłam smutną minkę.

    – Przestań, bo ludzie w tej kawiarni pomylą mnie z menelką – spojrzała na tyłek jakieś laski, co przechodziła obok.

    – Z takim wyglądem to ci naprawdę niewiele brakuje – wyczuła ten sarkazm, bo spojrzała na mnie z miną 'serio?'.

    – Pacz, tym to niedaleko do bycia puszczalskimi, o ile już nie są – upiła łyk swojej kawy, a ja w tym czasie zerknęłam za siebie. Żołądek związał mi się w supeł, gdy rozpoznałam w tej grupie moje niegdyś przyjaciółki. Powróciłam szybko wzrokiem na swoją filiżankę – Co jest?

    – One... – nie mogłam dokończyć, bo słyszałam, jak podchodzą do nas. Ashley spojrzała na nie, co oznaczało, że się nie pomyliłam. Nagle poczułam na lewym ramieniu zawartość kubka jednej z nich.

    – O jeju, jak mi przykro – zaczęły się śmiać. Jedynie Lara miała neutralny wyraz twarzy. Ashley się podniosła i chlusnęła swoją kawą w cycki Becci.

    – O jeju, jak mi NIE jest przykro – podkreśliła to słowo.

    – Jeszcze pożałujesz, Maddy – syknęła Thea i poszły całą grupą.

    – Dzięki Ash. Teraz to już w ogóle nie mam życia – schowałam twarz w dłoniach.

    – Jak będziesz im się dawała to też go, nie będziesz mieć. Daj spokój. Idziemy do domu – wzięła swoje rzeczy. Ja zrobiłam to powolnie.



    Do domu wróciłyśmy w lepszym humorze. Zapomniałam o tej kawie będącej teraz plamą na mojej białej bluzce.

    – Pakuj się, bo za dwa dni lecimy na wakacje! – pisnęła, przygryzając dolną wargę.

    – Co? – Ona mnie informuje o takich rzeczach, jak ja spod prysznica wychodzę?! Siedziała na moim łóżku z laptopem na udach.

    – Mam już bilet, mogłam kupić wcześniej, wyszłoby taniej – przeglądała coś w sieci.

    – A dokąd lecimy? – Nie, żeby coś, ale teraz to jej się serio bałam. Ona chce mnie gdzieś wywieźć.

    – Niespodzianka, która ci się spodoba. Słowo – pomachała małym palcem. Rzuciłam się na łóżko i zgarnęłam jej telefon.

    – Ty wiesz, że masz połączenia nieodebrane? – spytałam ją.

    – Olej. To Ashton, jak zwykle – weszła w twittera. Usunęłam więc te nieodebrane połączenia i zaczęłam szperać w jej galerii. Sporo zdjęć jej samej i razem z Ashem. Czasem jakieś zabytki, czy zdjęcia innych ludzi. Śmietnik, który po latach będzie niezłym wspomnieniem.

    – Hey – krzyknęłam, siadając po turecku – miałaś ciemniejsze włosy?

    – Gdzie? – spojrzała zdziwiona na telefon. – A to – zaczęła się śmiać, odbierając mi telefon. – To dokładnie półtora roku temu. Wtedy zaczęłam spotykać się z Ashtonem – zamyśliła się na chwilę. – Szczerze?

    – Hm? – uważnie badałam jej twarz.

    – Nie pamiętam, jak to się stało – zaśmiała się nerwowo.

    – Jak to?

    – Nie pamiętam. W tamtym okresie dużo imprezowałam i piłam, ja... Nie wiem, jak to się stało, że zaczęłam z nim chodzić – wyglądała na przejętą. – Po prostu mnie całował, a ja nie protestowałam. W sensie następnego dnia. Stało się to... tak dziwnie normalne – patrzyła tępo w punkt na dywanie.

    – Ashley... – pogładziłam ją po plecach, by dodać otuchy.

    – Myślisz... – przełknęła ślinę. – Myślisz, że my tak naprawdę nie możemy nazywać się parą? – popatrzyła na mnie wyczekująco.

    – Ja... – Co miałam odpowiedzieć?

    – A co jeśli mu zależy tylko na seksie? – wstała zdenerwowana. Widziałam jak strach, zdezorientowanie i zdenerwowanie mieszają się w jej oczach. Sama wstałam i chwyciłam ją za ramiona.

    – Co ty bredzisz? – potrząsnęłam nią. – Spędziłam z wami tyle czasu i mogę spokojnie cię zapewnić, że jesteście parą. Zależy mu na tobie.

    – To jest chore... – usiadła zrezygnowana na łóżku.

    – Skoro tak cię to gryzie, to może pogadaj z nim na ten temat. I tak jesteście skłóceni – świetna rada Maddy, świetna. – Nie słuchaj mnie – przymknęłam powieki.

    – Nie, masz rację – otworzyłam je zdziwiona. – Muszę to wyjaśnić. Tkwiłam w jakieś dziwnej relacji... Porąbanej relacji – zaśmiała się.

    – Masz mnie – objęłam ją ramieniem.

    – Jasne, pf – przytuliła się do mnie, a ja dopiero przypomniałam sobie wiadomość od Luke'a. „Przecież ona umie się schlać. Tylko Ashton potrafi kontrolować u niej picie". O boże. A co jeśli Ashton naprawdę nic do niej nie czuł i robił to, by nie piła? „W tamtym okresie dużo imprezowałam i piłam". No jasne. Obym się myliła, bo to wcale nie będzie miła prawda.

***

awenaqueen:
Luke?

penguinboy:
Hm?

awenaqueen:
Muszę z tobą o czymś porozmawiać. Chciałabym byś powiedział mi prawdę.
Proszę?

penguinboy:
Kurwa... Jak poważny temat?

awenaqueen:
Chodzi o Ashley.

penguinboy:
Tak czułem.
Poczekaj.



    Nagle mój telefon zaczął dzwonić. Podskoczyłam na kafelkach w łazience. Odebrałam trzęsącą się ręką.

    – Halo? – odezwałam się pierwsza.

    – Co to za chrypa? Jesteś chora? – W jego głosie usłyszałam... troskę?

    – Nie... – zaczęłam bawić się nogawką spodni dresowych. – D-Dlaczego dzwonisz?

    – Myślę, że tak będzie szybciej.

    – Um, może masz rację – wzięłam głęboki wdech – Powiedz prawdę, ok? Jakakolwiek ona nie jest.

    – Dobrze, obiecuję. Chodzi ci o to, jaka jest pomiędzy nimi relacja? – zamilkłam na chwilę. – Czyli tak – sam sobie odpowiedział. – Ja w porównaniu do Ashley, nie zmieniam się z dnia na dzień. Nadal jestem taki sam jak dwa lata temu. Wtedy dużo z nią piłem. Nic nas nie łączyło, od razu mówię – uśmiechnęłam się. Dlaczego się tłumaczył? – Jedyne co, to wspólne picie i imprezowanie. Jesteś? – spytał nagle.

    – Tak, słucham cię – odpowiedziałam.

    – Am, jasne – usłyszałam zakłopotanie? – Potem do miasta wrócił Michael, brat Ashley. Nie podobał mu się jej styl życia. Siłą czasem ją zatrzymywał w domu, ale ona jak go zdzieliła, to mu się odechciało – zaczął się śmiać. – Potem... – urwał.

    – Mów. Nie powiem jej tego, to ich sprawa, ale sama chcę wiedzieć. Może nie powinnam, ale chcę. – W sumie, po co go o to prosiłam?

    – No ok. Potem pojawił się Ashton. Przyszedł na imprezę, na której byłem z Ashley, i zaczął ją ewidentnie podrywać. Pamiętam to, bo nie schlałem się jeszcze tak dobrze, jak ona. Następnego dnia, widziałem, jak się całują, więc nie wnikałem, co między nimi jest. Myślę, że nic poważnego. Przez to „chodzenie", przestała pić. No może nie całkowicie, ale znacznie ograniczyła. Ona dla Ashton'a może być tylko zabawką do łóżka. Taka jest moja opinia. Mogę się mylić, Madds. Słyszysz? To może nie być tak...

    – Też... myślę, że tak jest, dlatego chciałam usłyszeć od ciebie, jak to się działo – jeździłam palcem po kafelkach.

    – Rozmawiałaś z nią?

    – Sama chyba zaczęła sobie to uświadamiać i stąd sama zaczęłam wysnuwać wnioski. Luke, dziękuję – szepnęłam.

    – Fajnie znów usłyszeć twój głos. – Czy on się uśmiecha?

    – AAAAAAAAAAAAAAAAA! – usłyszałam krzyk po drugiej stronie.

    – CALUM DO KURWY ZAMKNIJ RYJA! – zaczęłam się śmiać.

    – Co się tam dzieje? – spytałam rozbawiona.

    – Calum najwidoczniej obejrzał jakiś horror albo pornola, z tym że na tym drugim się podniecił, a pierwszym przeraził – znów wybuchłam śmiechem. – Fajnie, że cię to bawi, gdy ja przez pół nocy będę słyszał jak wali konia! Śpi za ścianą! – próbowałam zamaskować śmiech. – Maddy, i tak wiem, że się śmiejesz.

    – Możesz ze mną rozmawiać przez całą noc – zaproponowałam. – Włóż słuchawki do uszu czy coś. Skype na przykład. Yyy, to znaczy... Pozdrów Caluma.

    – Przyjmuje propozycję, ale i tak wymiękniesz koło drugiej – zakpił. Mina mi zrzedła. Ja? Nie wytrzymam?

    – Pf! Jeszcze się przekonamy! Dodaj mnie na skypie, mam taki sam nick jak na twitterze – rozłączyłam się i wstałam z podłogi. Poszłam do łóżka z szerokim uśmiechem. Co ja narobiłam?



[Rozdział 19]

    Leżeliśmy w ciszy od kilku minut. Raczej to nie wina braku tematu, tylko sprawdzenia siebie nawzajem, czy zaśniemy. Nie planowałam tego, a jak się uprę, potrafię nie spać. Miałam zapalone lampki, które były powieszone na ścianie przy moim łóżku. Oświetlały pomieszczenie, dodając klimatu senności. Przymknęłam powieki, poprawiając się na poduszce.

    – Śpisz? – szepnęłam. Oboje mieliśmy słuchawki w uszach, by dobrze siebie słyszeć.

    – Nie – odpowiedział z chrypką w głosie. – A ty? Zasypiałaś?

    – Nie – stwierdziłam, wzdychając.

    – Oddychałaś tak spokojnie, że myślałem... Twarda jesteś – zaśmiał się.

    – Przepraszam, wstrzymam powietrze albo wyciszę mikrofon – fuknęłam.

    – Nie waż się nawet. Polubiłem ten spokojny oddech – poczułam dziwny ucisk w żołądku. – Wiem przynajmniej, że jesteś bezpieczna i taka... – nie wiedział, jakie dobrać słowa. – Po prostu mógłbym tego słuchać ciągle – streścił. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć, więc milczałam. – Jesteś?

    – Am, tak – robiłam ślaczki na mojej pościeli.

    – Ok.

    – Luke? – nagle zapragnęłam mu o czymś powiedzieć.

    – Hm? – mruknął. Nie, to głupie... Co ja mu chcę powiedzieć? „Hej Luke, cieszę się, że jesteś ze mną, chociaż tak naprawdę przestałeś być już dla mnie obcym"? – Maddy?

    – Już nic, zapomnij – przetarłam twarz ręką. Po co się w ogóle odzywałam? Westchnął.

    – Maddy, chcę, byś coś wiedziała – otworzyłam szerzej oczy. – To, że zeszliśmy z drogi bycia obcymi, wcale nie oznacza, że masz przestać mi mówić o swoich problemach, czy rozmawiać, rozumiesz? Ja, jak i ty, nadal tego potrzebuje. Nadal potrzebuje rozmów z tobą, Maddy – zdusiłam pościel w ręce. – Nie chcę, by bycie przyjaciółmi zniszczyło to, co było wcześniej – zapadła cisza. Znów nie wiedziałam, jak to skomentować. – Cokolwiek mi powiesz, nie odejdę, rozumiesz? – zakryłam usta ręką, a łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Byłam szczęśliwa, a zarazem przestraszona. Co, jeśli jednak coś powiem i odejdzie? – Maddy, nie interesuje mnie twoja przeszłość. Nawet to, co robisz teraz. Polubiłem cię za to, jaka jesteś naprawdę, a nie jaką udajesz – cisza. – Odezwij się, proszę.

    – Przepraszam, zamyśliłam się – siliłam się, by zabrzmieć normalnie i nie zdradzić płaczu.

    – Płakałaś? – prychnęłam.

    – Nie... To miłe, co powiedziałeś, ale...

    – Nie ma ale. Ja nie odejdę, dopóki ty tego nie będziesz chciała. Jestem już tak blisko... – szepnął ledwo słyszalnie tak, jakby... do siebie?

    – Jak masz na drugie imię? – podparłam sobie głowę na dłoni, a łokieć o materac. Usłyszałam jego piękny śmiech.

    – Nie powiem, zapomnij – wciąż był rozbawiony.

    – Ej! Mnie nie powiesz? Jak możesz?

    – Nie ma szans. Matka mnie chyba nie kochała, bo to ona mi je nadała – przewróciłam oczami.

    – Dawaj – muszę go namówić.

    – Ugh, nie, proszę, Maddy. Zadaj inne pytanie – udał zrozpaczonego.

    – Luke. Masz. Mi. Odpowiedzieć. Bo. Się. Rozłączam. – robiłam pauzy po każdym słowie.

    – Dobra! Już! Robert – powiedział to tak cicho, że dopiero po przemyśleniu sensu, zrozumiałam, co powiedział.

    – Przecież nie jest złe. – Bywały gorsze.

    – Jasne. Nie dałbym synowi na imię Robert – zaczęłam się cicho śmiać. – Nie śmiej się! To poważna sprawa! – sam był rozbawiony. – A ty, jak masz na imię?

    – Rose – odpowiedziałam krótko.

    – No i twoje jest normalne! – wybuchłam śmiechem. – Masz ładny śmiech – od razu zamilkłam.

    – Dam synowi na imię Robert – postanowiłam szybko zmienić temat, który zaczynał.

    – Po moim trupie. Nie dam ci dzieciaka skrzywdzić!
    
    Rozmowa trwała i trwała, a godziny leciały. Nie zwracaliśmy na to uwagi, będąc zbyt pochłoniętymi rozmową.

***

    – JESU, MADDY NIE UWIERZYSZ, CO CI DEBILE ZROBILI! – wparowała do pokoju, a ja ledwo na nią patrzyłam. Zerwałam się i dopiero skapnęłam się, że mam słuchawkę w uchu. – Czemu ty wyglądasz tak, jakbyś w ogóle nie spała? – zmierzyła mnie zdziwionym wzrokiem.

    – Ups, zasnęliśmy – zaśmiał się Luke, z poranną chrypką w głosie.

    – Am, nawet się nie rozłączyliśmy – odpowiedziałam, ziewając.

    – Z kim gadasz? Co za głupie pytanie... Cześć Luke – krzyknęła, a ja wyjęłam słuchawki.

    – Cześć, Ash – przywitał ją, śmiejąc się.

    – No i wy tak gołąbeczki całą noc? Uhuhu – poruszyła brwiami.

    – Idź lepiej sprawdź, czy Ashton nie czeka na obciągnięcie – spojrzałam się na telefon zdziwiona.

    – Stul pysk, bo zazdrościsz. – Oni się droczą czy coś?

    – Czego? Nie mam dziwnych fetyszy seksualnych – prychnęłam.

    – Świetnie! – wyrzuciła ręce w góry. – Może powiesz mi, co Michael robi w mieście? – spojrzałam na nią jak na idiotkę.

    – A skąd ja mam to wiedzieć?

    – No bo mieszkasz z nimi? – Ich rozmowa była dziwna. A właściwie ich styl rozmowy.

    – No i co z tego? Przecież nie śpimy w jednym łóżku i nie zasypiamy, trzymając się za rączki.

    – Ugh! Nienawidzę cię Hemmings! – wrzasnęła, kierując się do drzwi.

    – A jak ze mną chlałaś, to jakoś inaczej mówiłaś – zaśmiał się.

    – Byłam pijana!

    – Ty zawsze jesteś pijana albo na kacu. Zależy od pory dnia. – Ashley mordowała mój telefon wzrokiem.

    – Zapierdolę cię, jak wrócę.

    – Maddy uważaj, by ci na meblach się nie pieprzyli. Ostatnio musieliśmy wymienić meble kuchenne. Bankrutujemy przez tych dwóch seksocholików, a warto zaznaczyć, że Hood też ma swoje problemy – zakryłam sobie twarz poduszką, by stłumić śmiech.

    – Ty kurwa nie masz żadnych problemów! Ruchaczu jebaczu! – wytknęła język, bo jakby miał to zobaczyć.

    – WYJDŹ I ZAMKNIJ DRZWI OD ZEWNĘTRZNEJ STRONY! – krzyknął.

    – SPIERDALAJ! – Jak dzieci. – Czekam na ciebie w kuchni. A tak właściwie, co robią te walizki na dole? Myślałam, że są twoje, ale Lou wyszedł z nimi.

    – Ach, tak. Wyjechał do kumpli. Na tydzień – uniosła jedną brew. Po co to mówiłam?

    – Świetnie! Złazisz na dół, potem się pakujemy, a potem idziemy na miasto – podała cały plan dnia i wyszła.

    – Gdzie ona cię zabiera? – spytał.

    – Nie mam bladego pojęcia. Dobra, kończę, Luke. Pomińmy fakt, że muszę wychlać dziś trzy litry kawy – wstałam z łóżka, po raz kolejny ziewając.

    – Przepraszam? – Tak bardzo szczere, że aż wcale. – Sama chciałaś mi pomóc.

    – Dobrze, polecam się na przyszłość.

    – Do potem – rozłączyłam się i położyłam telefon na szafkę. Chwila... Czy ona powiedziała, że Michael, jej brat, jest w Londynie?



[Rozdział 20]

    – Dobra, pakuj tylko lekkie ciuchy – przechyliłam głowę na bok zdziwiona. Weszłam za nią do mojego pokoju.

    – 'Tylko'? – zacytowałam.

    – No tak. Tam, gdzie jedziemy, o tej porze roku nie będzie zimno – otworzyła moją szafę i zaczęła przeglądać rzeczy. Wyjęła sukienkę, popatrzyła na nią, a potem na mnie i tak kilka razy.

    – No co? – wyrzuciłam ręce w bok.

    – Ty w takich kieckach chodzisz? *załącznik* – przymierzyła ją sobie, przykładając do klatki piersiowej.

    – Chodziłam – poprawiłam ją. – Teraz już nie muszę udawać, że to mój styl. Miniówki, wyzywający makijaż. To nie dla mnie – podeszłam do niej i popatrzyłam na sukienkę.

    – Miałaś ją kiedyś na sobie? – spytała.

    – Raz. Pojechałam w niej na imprezę do Lary. Mieszka za miastem – wyjaśniłam.

    – A bawiłaś się chociaż? – zaczęła przeglądać dalej.

    – W sumie to tak... – Na samo wspomnienie poczułam się strasznie. – Wtedy byłam dziewczyną z wyłączonym sumieniem – usiadłam na fotelu, lekko przybita.

    – Wszystko ok? – zaprzestała grzebania w moich rzeczach.

    – Tak – posłałam jej smutny uśmiech. – To okres mojego życia, o którym chciałabym zapomnieć lub chociaż wymazać, bo wiesz, co jest straszne? – pokiwała przecząco głową. – Że nie żałuje tamtego okresu. Świetnie się bawiłam... – przerwałam na chwilę. – Po prostu, gdy włączyłam sobie znów sumienie, cierpiałam. Bo robiłam rzeczy, których normalnie bym nie zrobiła. To, że się świetnie bawiłam, nie oznacza, że było to zgodne z jakimiś zasadami.

    – Ale już żyjesz bez używania maski – kucnęła przy mnie. – Przed Luke'm... Przed nami wszystkimi nikogo nie musisz udawać – uśmiechnęła się ciepło.

    – Wiem – pokiwałam głową. – Dziękuję – przytuliłam się do niej, wzdychając. – Pakujmy się, bo miałyśmy iść do miasta.

    – Ale ubierzesz ją jeszcze kiedyś? – spytała, na co ja zmarszczyłam brwi.

    – Nie, raczej nie. Dlaczego pytasz?

    – Bo z chęcią ja ją założę – obie zaczęłyśmy się śmiać.

    – Bierz ją. Świetnie, że mogę się pozbyć ciuchów!

***

    – Jaki jest twój brat? W sumie nigdy o nim nie słyszałam, za to o Calum'ie sporo – zaśmiałyśmy się. Usiadłyśmy wyczerpane na łóżku. Wbrew pozorom moja szafa czy szuflady nie mają dna. Przeszukiwanie odpowiednich strojów, jak to nazwała Ashley, zajęło nam ponad trzy godziny.

    – No więc... Ma dwadzieścia lat, uczy się zaocznie, obsesyjnie kocha farbować włosy, co miesiąc zmienia kolor – wytrzeszczyłam oczy. – Myślę, że jest najbliżej Luke'a, jeśli chodzi o przyjaźń, potem chyba Cal. O dziwo Ashton z Luke'm mają dosyć chłodne relacje. Nie, żeby się nie lubili, bo rozmawiają i piją razem, ale nie są ze sobą zbyt blisko – zamyśliłam się.

    – Nie zastanawiało cię nigdy, dlaczego tak jest? – spytałam zdziwiona.

    – Niezbyt. Przecież nie każdy musi każdego lubić – wzruszyła ramionami.

    – W sumie, racja.

    – Wiem tylko tyle, że Ashton zna Luke'a od dziecka. Ich rodziny są ze są blisko – oparła głowę o moje ramię. – Może kiedyś coś się pomiędzy tą dwójką wydarzyło i dlatego teraz tak średnio się lubią.

    – Kto wie? – spytałam retorycznie.

    – Dobra! – klasnęła w dłonie. – Idziemy poszukać Michael'a i skopać mu dupsko.

    Zeszłyśmy na dół i ubrałyśmy bluzy. Mimo ładnego poranka, teraz było pochmurnie i wietrznie. Zapięłam zamek bluzy, a Ashley w tym czasie otworzyła drzwi.

    – Ashton?! – krzyknęła, a ja szybko podniosłam wzrok na drzwi. Chłopak stał z ręką gotową, by zapukać.

    – No cześć, kochanie. – Zapowiadała się ciężka przeprawa.

    – Nie migdalić się tylko w progu, Michael sam sex Clifford chcę do kurwy przejść! – czerwona czupryna przepchnęła się do środka domu. – Cześć! – przywitał mnie żelaznym uściskiem.

    – Am, cześć?







~awenaqueen~


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz