wtorek, 12 kwietnia 2016

Back Prince Cz.3




She


    Dzisiejsza noc była jedną z tych nielicznych, których nie przespałam. Siedziałam na necie i próbowałam poznać nowych ludzi, ale to wcale nie było takie łatwe. Wy też tak macie, że jedna rozmowa wystarczy, byście wiedzieli, że z tą osobą się dogadacie, albo będziecie nudzić? No ja tak mam przynajmniej. Oprócz tego ciągle dołowałam się słowami chłopaka z bloga. Pewnie on pomyślał o mnie tak, jak ja o tych ludziach z sieci, z którymi piszę... Nudna, głupia i na pewno się nie dogadamy.

    Wstaje niechętnie z łóżka, bo ktoś wali do moich drzwi. Wierzcie lub nie, ale u nas nikt nie wchodzi do czyjegoś pokoju bez pozwolenia. Tak nauczyła nas mama i ani ja, ani Ash nie łamiemy tej "zasady". Otwieram drzwi i tak jak myślałam stoi za nimi mój brat. Przewróciłam oczami i odeszłam od drzwi, dając mu tym samym pozwolenie na wejście. Usiadłam na dywanie, opierając łokieć o stolik. Gapie się w laptopa, szukając jakieś fajnej piosenki na dziś. Brat siada na łóżkum bo jakżeby inaczej.

  – Od dziś mamy nowych współlokatorów – westchnął, a ja próbowałam ukryć radość, która rozsadza mnie od środka.

    – Ii? – udawanie, udawanie i jeszcze raz udawanie. To już weszło w moją codzienność, serio.

    – Ii to będzie trzech facetów, nie dziwi cię to ani nie przeraża? – wzruszyłam ramionami, na co ciężko westchnął. – Siostra, wiedz, że gdyby coś się działo, masz do mnie przyjść natychmiast, nawet jakbym obracał jakąś laskę – wybucham niekontrolowanym śmiechem. Wiem, co teraz myślicie... Mój brat taki playboy, ale to nie prawda. On tylko tak mówi, by mnie rozbroić*. W rzeczywistości jakoś nie przepada za bawieniem się kobietami. Do tej pory miał jeden "poważny" związek, który skończył się tym, że go zdradziła i ja mu poleciłam zerwanie i pocieszałam, chociaż jak on twierdzi, to było zbędne. Jasne.

    – Nie rozśmieszaj mnie, Ash – podszedł do mnie i usiadł za mną, przytulając mnie przez ramiona. Podbródek umieścił na moim lewym ramieniu.

    – Mówiłem poważnie. Przyjdź do mnie jakby co – wyczuwam w jego głosie powagę i nutkę zrozumienia. Ash jest jedynym moim przyjacielem, który i tak nie wie o moich problemach. On ma dość swoich na głowie.

    – Wiem przecież. Możesz być spokojny, przyjdę – pocałowałam go kącik oka, przez co od razu się ode mnie odsunął. Zawsze działa.

    – Jesteś obrzydliwa! – warknął ze śmiechem i wyszedł z pokoju, zamykając drzwi. Już miałam wracać do przerwanej czynności, ale on wrócił. – Dziś wieczorem jest impreza u Dyan'a i prosił mnie, bym cie zaprosił – nie ukrywałam mojego zdziwienia. Jakiś chłopak, którego imię za wiele mi nie mówi, zaprasza mnie do siebie na imprezę?! – Znacie się skądś?

    – Nie... Chyba.

   – To tak czy nie? – Mój brat jest dość wrażliwy na punkcie facetów zbliżających się do mnie, chociaż nie ma ich jakoś super dużo. Jest tak, od kiedy jego najlepszy przyjaciel mnie poniżał i szykanował. Nie ufa żadnemu facetowi, który udaje być dla mnie miły, a tak naprawdę marzy o tym, by mnie upokorzyć.

    – No może gdzieś go przez przypadek poznałam z... Anną. – Imię wymyślam na zawołanie. – O której idziemy? – Trzeba szybko zmieniać temat w takich chwilach.

    – Po dwudziestej – złapał się za kark, co oznacza, że myśli. – Na pewno chcesz iść? – Jasne! I tak bym się nudziła. Może zabierzemy nowych? – zaproponowałam, co chyba bardziej go wkurzyło, niż rozluźniło. Ups?

    – Idę powiedzieć matce by potem nie miała pretensji albo nie planowała czegoś – rzucił na odchodne. Wkurzyłam go, ale nie za bardzo umie na mnie nakrzyczeć. No cóż...

***

    – Anica! Przyjechali goście, zejdź! – krzyknęła moja rodzicielka, a mnie jakoś wmurowało w podłogę. Jakoś boje się wyjść z mojej małej kryjówki zwanej "własnym światem". Czy to dziwne, że boje się poznawać nowych ludzi? Powinnam przełamać strach i zejść, ale jakoś nie potrafię. Wlatuje do łazienki i spoglądam w lustro, by sprawdzić, czy się nie ośmieszę. (załącznik)

    Chyba nie. Ok. Wdech i wydech. Anica rusz swój tyłek i pokaż, że się nie boisz.
    Kiedy ja się boję. 
    Wyszłam z łazienki i zeszłam na dół. Już stąd w oczy rzuca mi się jakiś śliczny chłopak, który jak się uśmiecha, to chciałoby się też uśmiechnąć bez powodu. Słodki i uroczy, a pewnie ma węża w kieszeniach. Skarciłam się za takie myśli. Stojąc już na dole, mierzyłam tego słodziaka.



    – Oo to nasza córka Anica. Anica, to nasi nowi domownicy. – Ta trójka ze mną pod jednym dachem! O mamuniu!

    – Cześć! Jestem Alex. – On nawet głos ma słodki! Przypomina mi szczeniaka, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Podaje mi rękę.

    – Hej – odpowiadam i lekko ją ściskam.

    – A ja to jestem Paul – nagle drugi go popycha na bok, by samemu się ze mną przywitać.

    – Miło cię poznać – uśmiecham się, ale gdy słyszę prychnięcie, zwracam wzrok na trzeciego chłopaka. Nie wierzę. Czy... Czy to... LUCAS? Znów prycha, widząc moją minę. On się w ogóle nie zmienił. Nadal się ze mnie nabija. Spuściłam wzrok na swoje buty. Nie wierzę w to, co się dzieje. Czyli to jednak pociąg**.

    – Weeeeeeź, bo wy się znacie, nie? – odezwał się Alex, ale Paul go uderzył i udawał obrażonego. Z kuchni wyłonili się moi rodzice i rodzice Luke'a.

    – Anica jak ty wyrosłaś! – matka Luke'a zawsze była dla mnie bardzo miła. Przytuliła mnie, a zaraz po niej jej ojciec.

    – Kochanie pokażesz chłopcom ich pokoje? – poprosiła moja mama. Pokiwałam tylko głową, ale nagle zza ich pleców wyleciał Ashton, jak z procy, co mnie jakoś nie dziwi.

    – Ja to zrobię – powiedział z butelką wody w reku. Dla mnie to niezręczne, a co dopiero dla Ashton'a, przebywanie w tym samym domu ze swoim byłym najlepszym przyjacielem.

    – Nie ok, ja mogę to zrobić – nie mogę żyć przeszłością. Brat posłał mi zdziwione spojrzenie, ale nie kłóci się.

    Machnęłam ręka na chłopaków. Mama mi wczoraj mówiła, które pokoje przygotowała do nich. Gdyby tylko podała ich imiona... Ech. Będąc na górze, czułam podwójnie speszenie, bo chyba gapili się na mnie.

    – Każdy ma swój pokój. Jeden po lewej i dwa po prawej. Jakie chcec... – Nie zdążyłam dokończyć, bo Alex krzyknął podekscytowany.

    – Biorę po prawej! – Błagam Luke, weź też po prawej, bo...

   – Nie jesteśmy na wakacjach kretynie! – warknął na niego. Paul pokręcił zrezygnowany głową.

   – To ja też biorę po prawej. – Super. Zajebiście po prostu. To znaczy, że Luke'a pokój dzieli od mojego tylko ściana. Gdy oni poszli sprawdzać pokoje ja i Luke staliśmy w korytarzu. Ta cisza rosła i rosła, gdy chłopak chciał się odezwać, zrobił to za niego Alex. Zarzucił rękę na kark przyjaciela.

    – Too idziemy dziś na imprezkę? Orientujesz się czy jest jakąś na mieście? – Luke wybuchnął śmiechem. Złapałam się prawą ręką za ramie, pocierając w górę i w dół. – Powiedziałem coś nie tak? – był zakłopotany.

    – Haha, pytasz tą sztywniare o imprezę? Litości, stary – poklepał go po plecach.

    – Skąd wiesz? Może Anica baluje po klubach i jest – przerwał mu.

    – Jasne! A ja jestem prawiczkiem – prychnął.

   – Dziś jest impreza, na którą wy też jesteście zaproszeni – Luke spojrzał na mnie badawczo.

  – HA! – krzyknął, jakby wynalazł coś nowego. – Czyli jesteś prawiczkiem! – zachichotałam cicho. Blondynowi oberwało się w tył głowy za ten złośliwy komentarz.

    Poszłam do swojego pokoju. Jeszcze ci pokaże, na co mnie stać! Przez te trzy lata się zmieniłam. Usiadłam ba podłodze, włączając laptopa w celu dodania nowego posta.

    Porażka czy może jednak Początek Lepszego Jutra?
Tak... Na początku tego dnia myślałam, że to jednak pociąg, a nie zwykłe światełko... Myliłam się, a przynajmniej mam taką nadzieję. Mam zamiar się świetnie bawić i pokazać pewnej osobie, że nie jestem dzieckiem, już nie...



    Tak. To dobry post. Wstałam i postanowiłam poszukać czegoś wygodnego, ale też ładnego. Z racji tego, że moja szafa nie posiada takich rzeczy, to muszę wydać moje oszczędności na kupno sukienki. Biorę je więc i schodzę na dół. Wchodzę do kuchni, gdzie siedzą państwo Bronson z moimi rodzicami.

    – Pokazałaś im pokoje? – spytała mama.

    – Taa. Idę na miasto, bo umówiłam się z Kerry.

    – Dobrze.

    Wyszłam z kuchni i wkładam buty w korytarzu, kiedy podchodzi do mnie brat z założonymi rękami na torsie. Unoszę jedną brew, czekając, aż łaskawie się odezwie, bo nie mam całego dnia. Ten chyba jednak zrezygnował z rozmowy, bo poszedł w kierunku piwnicy, gdzie była siłownia. Okey?

    Pogoda dziś dopisuje, co mnie cieszy. Mam jeden plan. Muszę kupić taką sukienkę, przy której oko mu zbieleje i zobaczy moje atuty.
    
    Weszłam do dość drogiego sklepu z ciuchami i od razu poszłam na dział z kieckami. Jest tu masa ślicznych sukienek, ale jaką by tu wybrać?

  Ostatecznie kupiłam trzy różne, ale seksowne. Do tego kilka dodatków takich jak buty na obcasie, torebka czy kolczyki. Z moich oszczędności zostało niewiele, ale może na małą pizzę czy coś starczy. Wsiadłam do autobusu i oparłam głowę o szybę. Spoglądam w telefon i nowe powiadomienie...




* - powalić ze śmiechu, zagiąć przez co zaczyna się śmiać,
** - nawołuje do jej wpisu na blogu,











~LilaSam~