piątek, 31 lipca 2015

The Truth Is Painful Cz.15



Normalnie nie wiem czy się śmiać czy płakać. Luke się na mnie o coś obraził, a ja nie mam pojęcia o co! W dodatku nigdy nie nazwał mnie SUKĄ. Co ja mu zrobiłam?

Postanowiłam, że wygramolę się z łóżka i zejdę na dół. Tam czekał na mnie uśmiechnięty - bez koszulki - Ryan. Chyba zaczynam przyzwyczajać się do widoku jego gołej klaty. Podeszłam do lodówki i wzięłam sok wiśniowy. Nalałam do szklanki i czułam, że bada mnie wzrokiem. 
-Wszystko ok? - w końcu się odezwał!
-Tak. A czemu miałoby być inaczej? - udawałam opanowaną. W sumie to nie wiem czemu, ale zwisa mi to co pisał Luke. Nie rozumiem swojego serca.
-No wyglądasz jakoś, bo ja wiem... Na przygaszoną?
-A tam. Mów lepiej jak poszło na tych rozmowach! - usiadłam przy stole. Posłał mi uśmiech.
-No więc mam pracę za biurkiem i... na mieszkanie muszę poczekać - zwiesił głowę.
-Czemu?
-Bo mam pracę, ale kto zajmie się małym? Już lepiej rozumiem samotne matki. Mają serio przesrane - widać, że jest rozdarty. Trochę mi go żal. Ciekawe czemu nie jest z matką dziecka.
-Ryan?
-No?
-Masz kik'a? - wypaliłam nagle. Chce mieć więcej znajomych.
-Hah! Mam, a co? - wreszcie się rozchmurzył.
-To dodam cię do rozmów. Jak się nazywasz? - wyjęłam telefon ze spodni.
-Ryanxx.
Po chwili jego telefon zadzwonił co dało znać, że napisałam. Jej! Mam brata w znajomych! 
-W razie co na kik'u siedzę prawie 24 na dobę - zaczął się śmiać. Jego poczucie humoru jest zaraźliwe. Westchnęłam i wstałam od stołu.
Postanowiłam wyjść do ludzi z podniesionym czołem, mimo tego że znów jestem sama. Potworne uczucie. 


***

Ja: Ashi?

Ja: Ashtonku :(
Ja: Nie fochaj :(((
Ja: Ashi ;-;
Ashton: Jesu, Angel nie mam teraz czasu, sr
Ja: Fajnie -,-
Ashton: Minusy zadawania się z gwiazdami :)
Ja: To może powinnam przestać -,-
Ja: Dobra, idź!!!
Ashton: O co się obrażasz?!

Ale mnie wkurzył. Siedzę na ławce w parku. Na dodatek jest już 22. Wzdycham i opieram się o oparcie ławki. Zamykam oczy i...

-..y.. - czuję szarpanie za ramię - hey? - głos mężczyzny.
Otwieram gwałtownie oczy i widzę przystojnego chłopaka. 
-Wow - wymsknęło mi się. Zrobił zdziwioną minę, aby po chwili się uśmiechnąć. Uroczy! Zastanawiam się czemu nie mam sił i znów moje powieki robią się ciężkie?
-Hej?! Wszystko... - odpłynęłam, to pewne. 


***


Budzę się w miękkim łóżku. Za miękkim jak na moje. Rozglądam się po pokoju nie odrywając głowy od poduszki. To zdecydowanie nie mój pokój. Wygląda zbyt bogato. Kolory bieli tu dominują. W końcu postanawiam usiąść. Teraz dostrzegam siedzącego chłopaka na sofie, odwróconego do mnie plecami. Chyba nie...?! O BOŻE!!! Co ja tu robię?! Jak się znalazłam?! Kim on jest?! Nagle on się odwraca i robi duże oczy. Wyciąga słuchawki z uszu i wstaje ze sofy.

-Dobrze się czujesz? - spytał niepewnie. Mówi tak cicho, że muszę się wysilić by coś usłyszeć, zwłaszcza z rana!
-Taaa. Co ja tutaj robię? No i gdzie ja w ogóle jestem?! - tyle pytań.
-Znalazłem cię na ławce w parku no i nie mogłem cie tak zostawić. A telefon miałaś tak zablokowany, że nie mogłem do nikogo zadzwonić - no fakt, ostatnio blokadę ekranu zmieniłam na hasłową. 
-Rozumiem. Dzięki za pomoc, ale czy ja cie skądś nie znam? - teraz jak o tym pomyślę to jego twarz wydaje się być znajoma.
-Albo mi się wydaje albo Will dał wam bilety na nasz koncert.
-Aaaa! To ty! - olśniło mnie. To te gwiazdy ze szkoły - W sumie to dobrze, że się spotykamy.
-Hm? - wydawał się lekko zdenerwowany.
-Dzięki wam dowiedziałam się ile znaczę dla przyjaciół - łzy cisnęły mi się do oczy, ale nie będę płakać.
-Aha. To ta pusta lala, dzidzia i ten niby spoko wyglądający pajac? - wow, pojechał po całości. Prychnęłam.
-No!
-Odwiozę cię do domu - to nie propozycja tylko stwierdzenie - A tu masz mój numer.
Wydaje się być niedostępny bo rzadko widać u niego uśmiech. Chociaż... wczoraj wieczorem go widziałam. Powinien częściej się uśmiechać. Każda byłaby jego choć i tak już wszystkie wzdychają na jego widok. 
Wstałam z łóżka i zdziwiłam się, chociaż ciesze się że mnie nie dotykał. Moje ubrania w których wyszłam z domu były cały czas na mnie. Chłopak wrócił do pomieszczenia i zatrzymał się w połowie drogi. Znów wyszedł i wrócił po dwóch minutach. W ręku trzymał czarną bluzę i okulary przeciwsłoneczne.
-Załóż to. Nie chce by ktoś ciebie potem prześladował tylko i wyłącznie dlatego, że widziano nas razem - teraz ma to sens.
Ubrałam te rzeczy i poszłam za nim na dół. Dom był znacznie większy niż sos'ów. 
-Mieszkasz sam? - nie wiem czemu spytałam.
-Nie. Razem z chłopakami i siorką. A co? Szukasz lokum? - to było raczej pytanie dla beki.
-Nie! Dobrze mi w domu z rodzeństwem. 
-To dobrze, bo siostra nie lubi jak pojawiają się w tym domu jakieś dziewczyny. Całe szczęście, że jest na wyjeździe - posłałam mu uśmiech. Zaprowadził mnie do garażu i kazał wsiąść do jednego z aut. Padło na czarne. Nie wiem co to za marka bo się nie znam. 
Pod domem już chciałam zdejmować bluzę, ale...
-Co ty robisz? - zdziwił się. Ciszej się nie da?!
-No chce to oddać.
-Przestań. Kiedyś przy okazji - to było mu obojętne. Odczytałam z jego wyrazu twarzy. 



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Któż to? :D



~LilaSam~


czwartek, 30 lipca 2015

The Truth Is Painful Cz.14




*Ashton*

Luke wrócił niemalże od razu po skończonej rozmowie na kik'u z chłopakami. Może Angel go uspokoiła?


Michael: Eeee chyba coś mu nie pykło bo jebnął drzwiami =/

Ja: Zerwali?
Michael: A oni wgl byli razem? Moim zdaniem to Luke tylko tak mówi by trochę podenerwować Angel 
Ja: No w sumie...

Po chwili dostałem kolejną wiadomość, tym razem od Calum'a.


Calum: Ash, idź z nim pogadaj :)

Ja: Dzięki, chce jeszcze pożyć :)
Calum: -,-
CalumPrzyjaciel...
CalumPhi

W sumie to ciekawi mnie co się wydarzyło.




*Angel*

Dziś piątek i generalnie to ja powinnam być w szkole, ale... Cóż... Nie chce mi się. Powiedziałam tacie, że źle się czuję i dziś zostanę w domu. Nie sprzeciwiał się. W nocy zadzwoniłam do Luka by się nie martwił. No w sumie to się nic nie stało. Miałam po prostu ciężki dzień, a oni dramatyzowali. Weszłam na kik'a by ich uspokoić.



Angelix17 is online...
Angelix17: Hejo c:
Angelix17: Sorka za wczoraj, ale miałam ciężki dzień, tyle się działo, że to mnie wypompowało *^*
MyczLyncz: Kocham cie, ale... 
MyczLyncz: Czasem mam chęć ujebać ci łeb :)
Angelix17;**
Angelix17O MATKO!
Angelix17ZDJĘCIE?!
MyczLyncz: Brawo :)
MyczLyncz: Milcz jak do mnie mówisz bo jestem zły :)
Angelix17:(((((((((((((((((
Angelix17*załącznik*
MyczLyncz: Ta ile pierścionków *O*
Angelix17Jeden od Calum'a :]
MyczLyncz: Wiedziałem :^
MyczLyncz: Ale kolorek ładny ^^
MyczLyncz: Ale pamiętaj na przyszłość...
Angelix17???
MyczLyncz: Ja jestem najlepszym fryzjerem, ever <3
Angelix17Dopsze, Lyncz <3
MyczLyncz: :D
xCalxMex: Elo ^^
Angelix17Hej, Cal :)
xCalxMex: Widzę chwalisz się naszym pierścionkiem XD
Angelix17No a jak XD
xCalxMex: Śliczny ci wybrałem ^^
Angelix17No jasne <3
AshhBitch: Nie podlizuj się bo jestem zły :(
Angelix17Ashu mój <*O*>
AshhBitch: Niet!
Angelix17No prosie ;-;
AshhBitch: Nie :(
Angelix17To się pierdol -,-
AshhBitch: 0.0
AshhBitch: Jaka wulgarna *^*
HotLuke69: Ogłaszam wszem i wobec... Mam focha -_-
Angelix17Spierdalaj, Luke :)
HotLuke69: Spierdalaj, suko :)
xCalxMexO_O
AshhBitch0.0
MyczLyncz:O
Angelix17Ktoś ci coś ujebał zeszłej nocy :)
HotLuke69: Ty
HotLuke69: Mi
HotLuke69: Serce B)
HotLuke69: Od dziś cie nie cierpię :)))
Angelix17I vice versa, Luki :)
MyczLynczEj, wyluzujcie 
HotLuke69: Nie wtrącaj się, Michael!
MyczLynczJPD ON JEST POWAŻNY!!!
xCalxMexO CO WAM POSZŁO?!
AshhBitchPokłócił się z bogiem XD
HotLuke69: Zerwałem z tą francom
MyczLynczO_O
xCalxMexJa pasuje...
MyczLynczCal idę z tobą!
AshhBitchJA TEŻ! A wy to się pogódźcie ;*
HotLuke69: Wole zwalić konia w łazience niż się z nią godzić -,-
AshhBitchEj, to dobry pomysł by ich zostawiać samych?
MyczLynczNajwyżej się pozabijają, a wtedy droga do Angel jest prosta :D
AshhBitchRacja...
HotLuke69: Ja to wszystko czytam -,-
AshhBitchCzyli ci na niej zależy!!!
HotLuke69: Nie w tym sęk...
HotLuke69: Chcecie mojej śmierci -,-
HotLuke69: Zapamiętam to sobie...
AshhBitchJest źle :'(







~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

A CO TO SIĘ STANĘŁO?! O.o
O co im poszło? Dlaczego Luke jest tak bardzo niemiły?!
A tak btw, to jakby ktoś jeszcze nie czaił kto jest kim z nick'ów to już objaśniam xD

Michael - MyczLyncz
Ashton - AshhBitch
Luke - HotLuke69
Angel - Angelix17
Calum - xCalxMex



~LilaSam~


It's Only Joke - One-shot



Wracam ze szkoły zmęczona. Tak, tak, teraz pewnie myślicie: "typowa gadka typowego nastolatka". Może i tak, ale wierzcie mi, że bycie niezauważalnym jest trudne. Nawet nauczyciele mnie nie widzą. Czy ja jestem Harry Potter i mam pelerynę niewitkę na sobie?! Chyba. Chodzę do ostatniej klasy gimnazjum. Moja gimbaza jest połączona z liceum. Planuje do niego pójść i zdać maturę. Może nie jestem piątkowym dzieckiem, ale jak przysiądę do książek to potrafię wkuć wciągu godziny i zdać na pięć. Prawda jest taka, że jestem niesamowitym leniem. 
Jestem już na chodniku i dzieli mnie z dwadzieścia metrów od domu kiedy widzę samochód od przeprowadzek. Hm? Ktoś się wreszcie wprowadza do tego pustego domu naprzeciwko naszego? Możliwe. Przyspieszyłam kroku i wchodzę do domu. 
-Wróciłam! - krzyczę na cały dom zdejmując kurtkę i wieszając ją na wieszaku. 
Wchodzę do kuchni i widzę mamę w dobrym humorze. Skąd to wiem? Bo nuci pod nosem. Dobrze, że nie śpiewa bo bym ogłuchła. Postanowiłam jej nie przeszkadzać i poszłam do siebie.

Po osiemnastej zostałam przez nią zawołana. Wchodzę do kuchni, gdzie chyba ta kobieta spędza całe swoje życie, i dostaje polecenie.
-Idź z Tarą na spacer i przy okazji wstąp do księgarni i odbierz moje książki, dobrze? - spytała rozpromieniona.
-Okey.
Zawołałam psa i przypięłam smycz do obroży. Narzuciłam na siebie bluzę i wyszłam z domu. Szłam spacerkiem bo wiem, że księgarnia jest czynna do dwudziestej drugiej. Nagle zwróciłam uwagę, że przy niezamieszkałym domu ktoś się kręci. Po dłuższym przyglądaniu oniemiałam. To licealista! To... To... Jake Brianer!! Moje serce prawie stanęło. Chłopak do którego wzdycham już od roku, wprowadza się na moje osiedle! O M G! Nagle się otrząsam i idę szybciej do tej księgarni zanim nie umrę. 

***

Minął tydzień od kiedy Jake tu mieszka. Dwa razy w tygodniu kończymy o tej samej porze, ale jakoś nie wracamy razem. Razem w sensie, że... No wiecie o co mi chodzi! No bo przecież, nie o to, że ramię w ramię! Dziś jest właśnie jeden z takich dni. Idę spokojnie do domu ze słuchawkami w uszach. Nie byłabym sobą, gdybym się nie potknęła. Zawsze jednak odzyskiwałam równowagę, ale tym razem było inaczej. Runęłam na kostkę brukową. SUPER! I chyba starłam kolano. Podwójnie super! Próbuje wstać, ale ktoś wyciąga ku mnie dłoń. Patrze w górę i nie wierzę w to co widzę. Chłopak się zaśmiał co oznaczało, że moja mina jest komiczna i wyciągnął mi jedną słuchawkę z ucha. 
-Wszystko ok? - pyta. 
-T-Tak! - zająknęłam się i wstałam bez jego pomocy. Znów się zaśmiał. Idiotkę z siebie robię. Syknęłam z bólu, gdy próbowałam wyprostować nogę i zrobić pierwszy krok.
-Chyba jednak nie - spojrzał na moje kolano - Mocno krwawi.
Sama na nie zerknęłam, ale szybko z tego zrezygnowałam. Nienawidzę widoku krwi. Mdleje na jej widok.
-Jest ok. W domu przemyje - nie patrzyłam na niego nawet na chwilę. Boję się utraty powietrza, albo zawału. Wszystko możliwe.
-Może ci potowarzyszę w drodze do niego byś czasem znów nie miała spotkania z ziemią - znów się zaśmiał. Jestem pewna, że się ze mnie tak śmieje. Musiałam wyglądać jak idiotką, kiedy się potykałam.
-N-Nie musisz!
Szybko go wyminęłam i pewnym krokiem szłam do domu. Słyszałam jego śmiech i kroki. Boże, pierwszy raz idzie za mną. Nagle kroki ucichły, a ja weszłam na ścieżkę prowadzącą prosto do moich drzwi. Odwróciłam się i zobaczyłam, że ten stoi na chodniku i mnie obserwuje z uśmiechem na twarzy. Szybko cofnęłam głowę i weszłam do domu. Oparłam się o ich zewnętrzną stronę i zsunęłam się na podłogę. 

Dwie godziny później wyszłam z Tarą na spacer. Usiadłam na schodkach przed domem i obserwowałam jak pesio biega w te i z powrotem. Długo jednak nie trwały moje obserwacje. Mój wzrok przeniósł się na sportowe auto parkujące na podjeździe Jaka. Wysiada z niego chłopak i jakieś dwie lale. Jedna to pewnie dziewczyna Jaka. Westchnęłam zrezygnowana. Szkoda, ale takie ciacho nie może być singlem. 

***

Wstając zdziwiłam się. Zawsze rano budziła mnie Tara swoim językiem, a teraz jej nie ma. Zaczęłam jej szukać po całym domu. Nic. Dzwonie do mamy, ale ta nie ma pojęcia gdzie jest pies. Zaczęłam panikować. Ubrałam się i wybiegłam z domu w celu poszukania jej. Krzyczałam i nawoływałam, ale nic z tego. W końcu siadam po turecku na ławce, zrezygnowana i zapłakana. Chowam twarz w dłoniach i daje upust łzom. Po chwili słyszę jak ktoś krzyczy. Podnoszę wzrok i widzę, że na ulicy znajomy Jake kłóci się z nim samym. Mój wzrok jednak utknął pod samochodem... 
-T... Tara?! - kolejna łza spłynęła. Pobiegłam w tamtym kierunku, a Jake i jego znajomy się zdziwili. Kucnęłam by sprawdzić czy to mój pies... Mój. Zakryłam usta ręką.
-Ty...? Wiesz co to za pies? - spytał Jake lekko poddenerwowany.
-M...M...Mój - wyszeptałam i straciłam przytomność. Mówiłam, że mam problem z patrzeniem na krew... A jeszcze te nerwy...

Budzę się w szpitalu. Moja mama stoi przy moim łóżku, a gdy widzi, że już nie śpię, uśmiecha się.
-Jak się czujesz, kochanie? - pyta łapiąc mnie za rękę.
-Dobrze. Zemdlałam? - i teraz do mnie dotarło... Znów odpłynęłam.

Po raz kolejny się budzę, ale słyszę kłótnię mojego ojca z lekarzem. Przysłuchuje się jej.
-Co pan mówi?! Jak to tak będzie?! Co to za omdlenia?! Anemia?! A może to coś znacznie poważniejszego?! Proszę mówić do cholery!!
-Ja wiem, że pan się martwi o córkę, ale proszę mi wierzyć, że sam nie rozumiem jej stanu. Tak jakby miała blokadę w psychice i gdy tylko próbuje sobie coś przypomnieć od razu traci kontakt z rzeczywistością. Nie jestem jej w stanie pomóc... bo nawet nie wiem jak.
Przeraziłam się. Czyli mam nie myśleć?! Nie da się. No już! Kate, myśl o czymś przyjemnym! Oczywiście co mi przyszło na myśl?! Mój pies kiedy to się z nim bawiłam. Boże, oddychaj, oddychaj.
Znów czułam, że odpływam, ale nie mogę na to pozwolić. Do sali wchodzi mama. Musze jej powiedzieć o moim problemie, może wtedy znajdą sposób by mi pomóc.
-Mamo? - pytam by się upewnić czy to ona. Podchodzi bliżej zapłakana.
-Tak, kochanie. Jestem tutaj.
-Ja... Ja pamiętam, jak Tara leżała pod samochodem Jaka... Ona... - łzy cisnęły mi się do oczu.
-O...O czym ty mówisz, na litość boską?! - przestraszyła się.
-O Tarze, którą potrącił Jake.
-Ale Tarę nikt nie potrącił. Jake cie znalazł na chodniku i cie tu przywiózł...
Tyle do mnie dotarło bo nie wiedząc czemu znów odleciałam. Cholera!

Otwieram niechętnie oczy bo słyszę głos mamy i... Jaka? Spoglądam na nich stojących w drzwiach. Mama daje mu ochrzan.
-To było lekkomyślne! Wiesz przez co moja córka teraz przechodzi?! Lekarze nie wiedzą jak jej pomóc! - krzyczała i wymachiwała rękoma.
-Wiem, ja... ja przepraszam. Nie wiedziałem, że to takie przyniesie ze sobą skutki - zakrył sobie twarz dłonią.
-Jake? - odezwałam się ochrypniętym głosem. Chłopak od razu na mnie spojrzał i podszedł.
-Hej - powiedział niepewnie. Czułam się dziwnie.
-Co tutaj robisz? - usiadł na krzesełku obok mojego łóżka.
-Rany, Kate, ja przepraszam! Nie myślałem, że zemdlejesz, a co dopiero, że będziesz tu leżeć z nieznaną chorobą! - zaczął się tłumaczyć. Ale... co to za tłumaczenie?
-Nie rozumiem chyba... - chwycił moją rękę i patrzył mi w oczy. Kate, tylko nie mdlej z tego powodu!!
-Ja... To był tylko żart... To miał być tylko żart... Twojemu psu nic nie jest. Długo go szkoliłem by leżał plackiem i udawał zmarłego... Gdybym wiedział, że tak zareagujesz to w życiu bym tego nie zrobił. Przepraszam! - zatkało mnie.
-Czyli... Tarze nic nie jest?! - ucieszyłam się. Łza spłynęła po moim policzku, a za nią kolejna.
-Oczywiście, że nie - wytarł ją ręką, a na mojej twarzy na pewno zagościł różowy kolor.
Rozryczałam się na dobre, ale to łzy szczęścia. Przytulił mnie i pozwolił płakać. Co się dzieje?

***

Po dwóch dniach wypuszczono mnie ze szpitala. Teraz siedzę przed TV i oglądam jakąś tanią telenowelę. Przeszkadza mi w tym dzwonek do drzwi. Odkładam miskę z popcornem i idę otworzyć. Moim oczom ukazuje się Jake. Zamrugałam kilka razy i zadławiłam się przy okazji popcornem... Odchrząknęłam.
-Hej! Wiem, że tak nagle i jest już późno, ale... - umilkł na chwilę - Masz chęć na spacer?
Znów zamrugałam. Że co, że jak, że kto?! Pomachał mi ręką przed nosem.
-Ale... Że ja?!
-Tak? A kto? - zaśmiał się. 
-Ale dlaczego?
-Po prostu chodź, ok?

Zabrał mnie do parku, który nocą wygląda ślicznie. Spacerowaliśmy i mało przy tym rozmawialiśmy. Czułam się niezręcznie w jego towarzystwie. 
-Wiesz... - przerwał tą ciszę - Ciągle czuje się źle z tym idiotycznym żartem. Mogło ci się coś stać, a ja bym tego nie zniósł.
Moje serce zaczęło bić tak szybko, że zaraz wyskoczy!
-Aaaaale nic mi nie jest, więc przestań wspominać, dobra? - zaśmiałam się teatralnie. Złapał mnie za nadgarstek czym kazał się zatrzymać. 
-Ja już od jakiegoś czasu cie obserwuje... Wiem, że kończysz gimnazjum, wiem jak się nazywasz i jaki lubisz kolor. Wiem też, że jesteś wstydliwa i nieśmiała - skąd on...? - Ale o tym, że mdlejesz na widok krwi nie... Gdybym wiedział... A myślałem, że znam cie dobrze - spuścił wzrok.
-Ale skąd wiesz? - musiałam zadać to pytanie. W odpowiedzi mnie pocałował. Zesztywniałam... Co... Że... JAK?!
Odsunął się na dwa centymetry i patrzył mi w oczy.
-Bo... Mi się podobasz. Obiecuję, że już nigdy nie zażartuje w ten ani inny sposób. Daj mi szansę, proszę... - jego słowa odbijały się echem w mojej głowie - Hej?
-Jasne - zdziwiłam się moją odpowiedzią, ale musiałam udawać, że taka miała być... Chwila! Przecież taka MIAŁA BYĆ! Chodzenie z Jakiem, na którego leciałam od roku?! To chyba najlepsze co może być!
Uśmiechnął się i okręcił mnie powtarzając słowo "Dziękuję!".


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ 
Tum dum dum! One-shot leci do was :D Jak się podoba? Końcówka do dupy, wiem, ale mówi się trudno żyje się dalej XDD
Branoc wszystkim co czytają to nocą!
Ps. Nie robiłam korekty więc za błędy przepraszam!



~LilaSam~


środa, 29 lipca 2015

The Truth Is Painful Cz.13



HotLuke69: Dobra, wróciliśmy ze spotkania
HotLuke69: Tu będziem występować *^*
HotLuke69: *załącznik*
xCalxMex: Ang, zapisałem twój numer :3
HotLuke69: Nie miałeś pozwolenia!
MyczLyncz: Dobra po 1
MyczLyncz: Dawaj to obiecane zdjęcie :D
MyczLyncz: Po 2
MyczLyncz: Jakie były gwiazdy w budzie?!
AshhBitch: Dołączam się do pytania!
xCalxMex: Me too :3


***Dwie godziny później***


Angelix17 is online...


Angelix17: Jestem :3

Angelix17: Sorry, ale nie wiem czy dam radę na wasz koncert dotrzeć =/
Angelix17: Co do zdjęcia to nigdy nie widziałam tak dużej sali, pomieszczenia... No tego czegoś XD
Angelix17: A co do gwiazd to nazywają się... nie pamiętam już XD
Angelix17: Fakt kolejny, jestem na Luka obrażona do grobowej dechy :)
Angelix17: A teraz dobranoc i sorry jak któregoś z was obudziłam bo ta 01:38 nie wróży na to byście nie spali xD
HotLuke69: Na mnie nie można się długo gniewać :)))
HotLuke69: Ej nie idź spać! 
HotLuke69: Wytłumacz dlaczego nie dasz rady dotrzeć na nasz koncert?! O_O
AshhBitch: Dobrze, że się nie wylogowywałem XD
AshhBitch: No, ale podpinam się do pytania Luka
xCalxMex: Normalnie byłbym zły, ale to zbyt poważna sprawa, więc też się podpinam!
MyczLyncz: Dobra, ja też! A co z moim obiecanym zdj? :'(
Angelix17: Chłopacy pogadamy jutro ;)
AshhBitchO__O
MyczLynczOna na nas zlewa czy mi się wydaje?!
xCalxMexŻONO!!!
HotLuke69Co jest, Angel? 
HotLuke69Masz numer mój i Ash'a, wiesz że możesz nam się wygadać
HotLuke69Nie chce znów widzieć tego co widziałem w szpitalu
HotLuke69Angel, mów...
HotLuke69Bo jak nie to pojadę do ciebie -__-

Angelix17 is offline...


**10 min później**

xCalxMex: Napisała do któregoś z was?
xCalxMex: Ale kurwa napiszcie szczerze bo Luke zabrzmiał groźnie i trochę się o nią boje =/
AshhBitch: Do mnie nie :'(
xCalxMexLuke?
AshhBitch: Może z nią pisze? 
AshhBitch: Dajmy im chwile czy coś C:
MyczLyncz: Ale wy wiecie, że Luke wyszedł z domu dziesięć minut temu?
xCalxMexO__________O
AshhBitch0.0
MyczLyncz: -,-






~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Ojojoj, a czo to znowu się dzieje? :(
Czyżby Luke dobrze przeczuwał, że Angel chce sobie coś zrobić?



~LilaSam~


wtorek, 28 lipca 2015

Hated Cz.17 Koniec



Od piątku się do niego nie odzywałam. Dziś poniedziałek i idę do szkoły. Z racji tego, że to całkiem spory kawałek kazałam mu mnie zawieść. W samochodzie panowała zabójcza cisza bo wiedział, że jedno słowo, a on będzie martwy. Wjechaliśmy na parking i wysiadam z auta i on o dziwo też. Teraz wiem czemu. Claudia idzie w naszą stronę. Westchnęłam i mijając ją rzuciłam jej "cześć". Zatrzymała się zdziwiona, ale ja szłam dalej. Na lekcji Hemmings cały czas dawał o sobie znać. A to dźgał mnie długopisem w ramię, a to coś mi zabierał, tu gdzieś coś mamrotał... On też zostanie zabity! 
Na stołówce wreszcie spotykam się z Claudią. Siada na przeciwko.
-Hej? Zrobiłam coś? - spytała.
-Nie. Po prostu chodzisz z moim bratem - żułam wściekle sałatkę.
-A co w tym złego?
-To, że jak cie rzuci to mnie też się oberwie bo tak zawsze było.
-Po pierwsze: dlaczego ma mnie rzucać, po drugie: nawet jeśli to jesteśmy przyjaciółkami, a twój brat to odrębny temat.
-Ta.
-Oj no nie złość się - uśmiechnęła się, a ja poczułam wilgotne usta Luka na lewym policzku.
-Cały dzień czekałem by wreszcie cię pocałować. W prawdzie to nie to co twoje zajebiste usta, ale zawsze coś - dosiadł się.
-Nie śmieszne. 
-Ona ma dziś zły humor.
-O to jeden z tych dni? - Claudia się zaśmiała a ja uderzyłam blondyna w ramię - Ała! Żebyś w łóżku taka drapieżna też była - cmoknął w powietrze.
-Uważaj byś nie żałował tych słów.
-Pewnie, dziecinko.
-To wy już nie na stopie wojennej? - spytała rozbawiona.
-Nie - powiedział chłopak.
-Tak - powiedziałam równo z jego "nie". 
-Ej! Jak chciałaś... - włożyłam mu do ust widelec. 
-Kocie? - zaczęła.
-No? - wyluzowałam trochę.
-Bo wiesz... Ja dziś wychodzę z Riley'm.
Westchnęłam.
-Róbcie co chcecie byle tylko nie odbijało się to na mnie. 
-Kochana moja! - ucałowała mnie w policzek i gdzieś poleciała. Dobra, ja też mam chęć na całowanie. 
Odwróciłam się do Hemmongs'a i przyciągnęłam go do sobie łącząc usta w jedność. Podobało mu się. Gdy się od siebie odsunęliśmy na parę centymetrów wydyszał:
-A to co? - głaskał mnie po policzku.
-Dziękuję, że jednak mnie nie bzyknąłeś, gdy byłam pijana. Lubie cie - znów złączyłam nasze usta. Uśmiechał się i przyciągnął mnie sobie na kolana. Dobra Hemmo, masz jedną jedyną szanse u mnie. Nie spierdol!


       

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nie spierdol, Hemmings xD Ostatni rozdział do was leci *automatycznie* a ja szykuje się do wyjazdu :3



~LilaSam~


poniedziałek, 27 lipca 2015

Seven Nights - Night I

Moja mama wykombinowała, że w ramach mojej kary pojadę na tydzień do opuszczonego ośrodka psychiatrycznego. Mają mnie tam zamknąć bym nie uciekła. Pewnie teraz zachodzicie w głowę, co ja takiego zrobiłam, że tak srogą karę muszę ponieść. Już tłumaczę. Rodzicielka mnie nienawidzi. Twierdzi, że jestem zakałą rodziny. Moja starsza siostra jest cudowna i najwspanialsza. Ja jestem dzieckiem przypadku. Mnie nie powinno być. Ojca nie mam bo zmarł na raka, gdy miałam dwa latka. Nie znam lepszego życia od tego jakie mi zafundowano. Bicie, krzyczenie i zmuszanie do rzeczy, których nie chce robić. Wyrosłam na osobę bez uczuć i sumienia. Potrafię zabijać zwierzęta nawet się nie wahając. Za to właśnie mnie tu wysłano. Za brutalne zamordowanie kata mojej siostry. Miauczał na cały dom, a nikogo w nim nie było. Co miałam zrobić? Jak Kuba Bogu tak Bóg Kubie. Mnie też kiedyś odebrano zwierzę, które kochałam. Mały pies, którego znalazłam na przystanku autobusowym. Rzekomo mój pupil sam się niefortunnie powiesił na płocie. Nie uwierzyłam. Po stracie jedynej mej miłości, nie mam już nic. Teraz to ja decyduję.

Dziś mama mnie tu przywiozła. Przed starym zniszczonym budynkiem widzę grupkę osób. Niektórzy w moim wieku inni starsi. Wśród nich mój wujek, brat matki. On tak samo jak ona mnie nie znosi. Kobieta szepnęła mną bym szybciej szła. Będąc przy nich zauważam u niektórych pogardę, u innych obojętność, a jeszcze innych przerażenie. Czego schizują? To tylko opuszczony budynek. 
-Włazić do środka, pchły. 
Tak odezwał się do nas wuj. Cała nasza grupa składa się z trzech dziewczyn, łącznie ze mną i czwórki chłopaków. Weszliśmy posłusznie do środka. Stoimy w ogromnym pomieszczeniu. W pewnym sensie jest to hol, ale i tak coś mi tu nie gra. Jest tu strasznie brudno. Kartki na podłodze z pewnie drugiej wojny światowej. Krzesła, które pewnie służyły jako poczekalnia. Trochę zawiało zwykłym szpitalem. Przy ścianie były stoliki z krzesłami, oczywiście zniszczone jak wszystko dookoła. Po prawo pewnie niegdyś była recepcja. Wszyscy tak jak ja się rozglądali. 
-Wszystkie okna są zabite, a nawet zamurowane. Drzwi jak już pewnie zauważyliście, są mocarne. Zamkniemy was na wszystkie spusty tak byście stąd nie uciekli. Od teraz siedzicie tu przez tydzień z tym co udało wam się zabrać ze sobą. Miejmy nadzieję że wzięliście sporo jedzenia. Życzę udanego pobytu państwu. I nie pozabijajcie się, bo nie chcę tu sprzątać. 
Ostatnie zdanie wypowiedział zamykając nas od zewnątrz. Super. Tydzień ze świrami. Teraz jak tak się rozejrzeć to jest tu w chuj ciemno. Wyjęłam latarkę z kieszeni. Byłam przygotowana na to. 
-Pomyślałaś o tym! Cholera, ja nawet nie wiedziałam, gdzie mnie zabierają - pocierała sobie ramiona jakby było jej zimno. Popatrzyłam na nią z obojętnością. Nie przyjechałam tu się spoufalać. 
Szliśmy korytarzami, które były chyba coraz bardziej obskurne. W końcu zabrał ktoś głos by przerwać to głucha ciszę. 
-Może się poznamy? - zaproponował jakiś chłopak na tyle. 
-To chyba dobry pomysł - poparł go drugi. 
Mi to obojętne. To pomyślałam, ale i tak wiedziałam, że tego nie usłyszą. 
-Hej! Ten pokój wygląda spoko.
Odezwał się chłopak idący na przodzie. Otworzył jedne z wielu drzwi i machał na nas ręką. Poszliśmy za nim do tego pomieszczenia. Wygląda całkiem przytulnie jak na takie miejsce. 
-Nawet nie jest złe - odparła lala. Taa już wiem, że ona w luksusach się chowała. 
-Ale... - zaczął jeden.
-No co? - zbulwersował się ten co znalazł pokój. 
-Nic. Po prostu będziemy spali wszyscy razem? Dziewczyną to nie przeszkadza?
Spojrzałyśmy się po sobie. Ja wiem jedno. Nie śpię z nimi. Skoro tu ich zamknięto, musieli coś przeskrobać grubego. 
-W śród chłopaków będziemy się czuły bezpieczniej. Nie, dziewczyny? - powiedziała lala.
-Nom - odpowiedziała druga. 
-Ja przy nikim z was się tak nie czuję - mówiąc to od razu przyciągnęłam wzrok wszystkich na siebie. 
-Jak to? 
-Dobra, zamiast się spierać może poznajmy się? - a ten dalej swoje.
Wzruszyłam ramionami. Usiedliśmy na podłodze w kole i zaczęliśmy gawędzić. 
-Ja jestem Ariel. Mam szesnaście lat i nie mam pojęcia dlaczego mnie tu zamknięto - to jasne, że nam nie powiesz prawdy. Nikt nie jest na tyle głupi. A ty nie wyglądasz na taką lalę więc do głupich nie należysz. 
-Thomas, lat piętnaście i zamknięto mnie tu pewnie dlatego, że wbiłem kuzynce długopis w oko - uśmiechnął się blado. Póki na dworze święci słońce, mam zamiar oszczędzać latarkę. W tym pokoju tylko zabito deskami okno więc co nieco wpada światła. 
-Eva, dziewiętnaście lat i zamknięto mnie tu dlatego, bym nauczyła się jak przetrwać. Surowy ojciec - zaśmiała się teatralnie. Czyli oni nie mają takich ogromnych zawinień. 
-Harry, również dziewiętnaście lat. Zamknięty pewnie przez brutalne pobicie ojca i brata. 
Teraz kolej na mnie. Czekają w ciszy aż się odezwę.
-Issabell. Wiek nie istotny. Zamknięta za coś za co muszę odpokutować. 
Zdziwili się. Spojrzeli się po sobie, ale nie ciągnęli tematu. 
-Charlie. Znam się z Michael'em - wskazał kciukiem na kolegę ostatniego do przedstawienia się - mam piętnaście lat i zamknięto mnie tu z powodu dilowania. 
-Michael. Skoro ona wam nie podała wieku to ja też nie muszę, tak samo jak przyczyny zamknięcia mnie tutaj - teraz jak o tym pomyślę to on cały czas milczał. Zupełnie jak ja nie ma ochoty na gadanie z nimi. 
-Ej, siedzimy tu przez najbliższy tydzień. Chcemy wiedzieć czy nas w nocy nie zamordujecie! - warknął Harry. 
-Wyluzuj. Mój kumpel jest małomówny. 
-A co z Issi? - kiwnęła na mnie głową Eva. 
-Cóż... - chyba nie wiedział co odpowiedzieć. 
Wstałam i wyszłam z pokoju. Za mną od razu wyleciała cała zgraja. 
-Dokąd idziesz?! - to chyba Thom. 
-Poszukać pokoju dla siebie. 
-Zwariowałaś?! Nikt cię nie wyrzuca! 
Olałam ich i zeszłam na dół. Na parterze nie było ciekawych pomieszczeń z wyjątkiem jednego... Tego gdzie drzwi były zamknięte. Zdjęłam torbę z ramienia i wyjęłam z niej łom wcześniej zabrany. Po głośnym waleniu jakimś cudem udało mi się wedrzeć do środka. Ten dźwięk otwierania drzwi na pewno dotarł do moich kompanów. Zapaliłam latarkę i widzę przed sobą schody w dół. Czyli piwnica. Miejsce w jakim spędziłam większość swojego życia. Tak, tu będę czuła się bezpiecznie. Żadne z nich nie będzie chciało tu zejść. Będąc już na dole zauważyłam, że jestem w długim korytarzu. Sporo też drzwi, które czekają na otwarcie. Zajrzałam do pierwszych z brzega. Otwarte. Pokój dość zadbany jak na pozostałe. Postanowiłam, ze eksploracją zajmę się jutro. Teraz chcę poskładać myśli.

Leżąc spokojnie usłyszałam skrzypienie drzwi od piwnicy. Więc jednak któreś z nich się odważyła. Sięgnęłam po łom i czekałam aż nieproszony gość zajrzy do mojego pokoju. Nikogo jednak się nie doczekałam. Wsłuchiwałam się w najmniejsze dźwięki. Nic z tego. Nikogo nie ma. Co jest grane? Robią sobie ze mnie żarty? Bo w to, że szpital psychiatryczny jest nawiedzony to ja nie uwierzę. Zerkam na zegarek na nadgarstku. Po drugiej w nocy. Hm. Wstaje i postanawiam zabezpieczyć jakoś drzwi. Udało mi się zablokować klamkę. Nie mam zamiaru nie spać bo mogłam mieć jakieś haluny słuchowe. Położyłam się i szybko udało mi się zasnąć.

Wstałam i od razu zerkam na zegarek. Siódma rano. Ok. Wstaje i chowam łom do torby. Nagle zwracam uwagę, że ktoś mnie w nocy odwiedził. Klamka jest odblokowana... A pusta butelka, którą postawiłam przy drzwiach by w razie wu mnie obudziła, leży przywrócony przy ścianie. Tak jakby ktoś otworzył drzwi z hukiem... Jakim cudem się nie obudziłam?! Zabrałam swoje rzeczy i ruszyłam do moich towarzyszy. Wleciałam na górę i szłam spokojnie do nich. Otworzyłam pomału drzwi i ujrzałam śpiąca Evę, Harrego, Thoma i Ariel. Gdzie Michael i Charlie? Weszłam do pomieszczenia. 
-Jesu! Issi nie strasz!! - dobiegł do mnie z deską w ręce. Powariowali?! 
-Luz. To tylko ja. Gdzie twój kumpel? 
Spytałam po dokładnym rozejrzeniu się po pokoju. 
-Wyszedł do kibla. Zmieniamy warty. Wiesz, różnie to bywa - wzruszył ramionami - Zostajesz z nami? Zmiana planów? 
Zaśmiał się z dumą w głosie. 
-Nie. Kto pilnował pomiędzy drugą, a piątą w nocy? - popatrzył na mnie zastanawiając się. 
-W sumie.. Ariel i Harry, bo co? 
-Nic. Od razu poszliście spać? 
-Nie. Gadaliśmy ze sobą gdzieś do trzeciej. Poznaliśmy się lepiej. Żałuj, że ciebie nie było. Mamy do siebie teraz więcej zaufania. A do ciebie... - podrapał się nerwowo po karku. 
-Spoko. Nie musicie mi ufać. Ja nie mam zamiaru nigdy zaufać wam, więc jest ok - podkreśliłam słowo co go chyba lekko zirytowało. 
-Dlaczego? Zaufanie to... 
-Drugi stopień do zguby. 
-Co? 
-Nic. Gdzie ten kibel? 
-Niedaleko. On zaraz wróci. Poczekaj na niego jak tak bardzo ci zależy - widzę, że już nie pała do mnie sympatią. Dobrze.

Po chwili przyszedł Mike. Akurat obudzili się pozostali. 
-Issi za tobą czekała - powiedział Charlie do swojego przyjaciela. Ten popatrzył się na mnie badawczo. 
-Czego chcesz - powiedział z pogardą. 
-Niczego. 
-Oo, hej Issi! - przywitała mnie Ariel przecierając oczy. 
-Cześć - odpowiedziałam od niechcenia. 
-Stęskniłaś się za nami? - spytała z uśmiechem pogardy Eva. 
-Yhym. Nie zapominaj że nie wiesz za co mnie zamknięto - posłałam jej uśmiech, a jej sam już zniknął. Przestraszyłam tym wszystkich. 
-No właśnie. Nie wiadomo czy się cieszyć, że z nami nie śpisz czy się bać - odezwał się Harry siedząc na podłodze. 
-Przestańcie! Ona jest po prostu ostrożna. Ma podobny charakter do Mika. Oboje nikomu nie ufają. W sumie to oni mają więcej oleju w głowie niż my - słowa Thoma mnie zdziwiły. 
-Taaa?! - widać nie tylko mnie. Blond Eva uniosła się. 
-Tak. My sobie ufamy a równie dobrze każdy mógł zmyślić powód swojego pobytu tutaj. 
-Więc przyznajesz się, że nas okłamałeś?! - Eva idzie w zaparte. 
-Nie! Nie mówiłem o sobie tylko ogólnie. 
-Przestańcie!! - warknął Harry - Ta kłótnia do niczego nie prowadzi. Jeżeli będziemy tak dalej się do siebie odnosić, serio się pozabijamy. Myślicie, że ten palant tak sobie to powiedział?! To was zdziwię bo Nie!  Słyszałem wiele o tym budynku. Ponoć przeprowadzają tu delikwentów, którzy mają coś poważnego na sumieniu. Jednych co kogoś zamordowali a innych co... No nie wiem! Np. dilowali. Wiedzą, że ci co dilowali mają mniejsze szansę z mordercą. Ponoć tyle razy tu już był mord, że oni postanowili wykupić tę ziemię. Jakby to doszło tam gdzie dojść nie powinno... Służby specjalne by się tym zajęły. Więc jeżeli wśród nas jest morderca, to zamknąć ryje bo nie mam zamiaru tu zdechnąć jak pies!! - wszyscy umilkli. On ma rację, tyle że ja się nie boję. 
Każdy studiował każde słowo wypowiedziane przez bruneta. Po chwili Charlie usiadł na starym krześle, a Mike oparł się o ścianę. 
-Skąd tyle wiesz? - spytała cicho Ariel. 
-Musiałem się przygotować, gdzie mnie zabierają. Wiem jeszcze, że jeżeli zobaczą, że coś zniszczyliśmy bądź otworzyliśmy bez ich pozwolenia, to będzie manto. 
-Chwila! - odezwał się przerażony Thom - Co ty wczoraj robiłaś, że było słychać jakbyś drzwi z futryną wyrwała?! 
Nagle wszystkie pary oczu były skierowane na mnie. 
-Otwierałam piwnicę. 
-Super. Już czuję karę za to, bo jakby mało tego było, że świata nie ujrzę przez tydzień! - warknął Harry. 
-Po pierwsze; skąd mogłam wiedzieć o tych karach, po drugie; robię to co chce. 
-Ale naszym kosztem! - oburzyła się Eva. Wstała z podłogi. 
-Za chwilę mogę zrobić coś co cie ździro zaboli - powiedziałam po cichu, ale i tak usłyszeli. 
-Dobra, spokojnie. Eva daj spokój. My przed wyjściem stąd zatrzemy ślady - uspokoił ją Harry. 
-Za co tu siedzisz? Bądź szczera - spytał Mike. 
-Nie interesuj się. Wracam do siebie. Ostrzegam, jeżeli ktoś wejdzie do piwnicy może nie wyjść. 
Powiedziałam na odchodne. Zbiegłam po starych schodach przez co zaskrzypiały. Postanowiłam zwiedzić parter.

Nie znalazłam nic godnego uwagi. Wróciłam więc do siebie. Zabezpieczyłam klamkę. Ciekawe, które u mnie było tej nocy. Harry niby wygląda na ostrożnego i nie chce wszczynać kłótni, ale kto wie. Mogła też to być Ariel. Niby bezbronna, ale cicha woda brzegi rwie. 
Leżenie na plecach z zamkniętymi oczami przerywa mi cichy szloch. Otwieram je lekko. Dźwięki dobiegają ze sąsiedniego pokoju. Przejrzałam wszystkie drzwi. Każde były zamknięte. Nie mam zamiaru ich otwierać bo nie chce bicia. Miałam go już dość w dzieciństwie. Wstałam i wzięłam łom z torby. Płacz przypominał płacz dziecka. Dziwne. Dziecko? Tutaj? Może to ona było u mnie w pokoju? Złapał za klamkę od sąsiadujących drzwi. Zamknięte. Przygryzłam wargę. Otworzyć czy nie? W sumie... 
Ruszyłam biegiem do moich towarzyszy. Pomijam fakt, że prawie zabiłam się na schodach. Daje sobie rękę uciąć, że ktoś złapał mnie za nogę, ale to przecież niemożliwe. Gdy dotarłam na górę zobaczyłam, że Charlie i Harry wybiegli na korytarz. Pewnie moje runięcie na schody musiało być głośne. 
-Co jest?! - spytał przestraszony brunet. 
-Muszę rozwalić kolejne drzwi. Chciałam byście wiedzieli - wydyszałam. 
-Co?! - z pokoju wyleciała wkurzona Eva a za nią reszta - Chyba cie pogrzało! 
-Muszę. Tam..  Tam jest dziecko - ich oczy zrobiły się jak pięciozłotówki. 
-Zaprowadź nas tam. To znaczy... Thom i Charlie zostaną z dziewczynami. 
-Ale... - Eva chciała protestować, ale Thom złapał ją za ramię. 
We trójkę zeszliśmy na dół. Stanęliśmy przed tymi drzwiami, ale oczywiście dźwięk ucichł. Jak w horrorach normalnie. Pojebane! Co ja mam teraz zrobić?!  Wezmą mnie za wariatkę! 
-Nic nie słyszę - skomentował Mike. 
-To dziwne, ale ja też - no wiedziałam, że obaj tak powiedzą. 
-Co wy nie powiecie? - zaczęłam się śmiać. 
-Yy? Dobrze się czujesz? - spytał Harry. 
-Yeo. Sorry chłopacy, ale chciałam nastraszyć blond dziwkę - poklepałam ich po ramionach. Spojrzeli się na siebie zdziwieni. 
-Żarty ci się trzymają? - zaśmiał się brunet. 
-No pewnie! Mam płakać? 
-Nie. Dobrze widzieć inną wersję ciebie - wyczuwam zaryw. Mike zmierzył go od góry do dołu. Chyba też to wyczuł.

Wrócili na górę, a mi momentalnie zszedł uśmiech z twarzy. Spojrzałam się na te drzwi. Przejechałam po nich ręką. Jetem prawie na sto procent pewna, że słyszałam płacz. Ale kto wie? To pierwsza nic, a ja mam jakieś zwidy. Wzruszyłam ramionami i poszłam do siebie.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jeżeli przeczytałeś to zostaw komentarz :3
Chce wiedzieć czy podoba się HORROR w moim wykonaniu ^^


~LilaSam~


The Truth Is Painful Cz.12



Siedzę sobie właśnie na stołówce kiedy wszyscy zaczęli piszczeć. Nawet Alex otworzyła szeroko usta ze zdziwienia. Ona i Chrissi siedzą na przeciwko mnie i Emila. Odwracam się za siebie i widzę trójkę chłopaków. O co tyle szumu? 


AshhBitch: EEEEELOOOOO :D

MyczLyncz: Fajnie, że siedzę obok ciebie :)
AshhBitchO niee! Emotka nienawiści *^*
MyczLyncz: Masz zrytą banie :)
MyczLyncz: A gdzie Cal?
MyczLyncz: Aż dziw, że milczy :O
AshhBitchZ Lukiem na panienkach XD
HotLuke69Ja tu jestem, pizdy -,-
AshhBitchAniołku, a ty?
Angelix17JEZDEM :P
AshhBitchJEEEEJ <3
HotLuke69Mój Aniołek ;**
MyczLynczCo dziś robisz?
Angelix17: Idę do fryzjera ^^
Angelix17: A wy?
HotLuke69O_O
HotLuke69Ładnie wyglądasz po co do fryzjera?!
Angelix17: Farbowanie, Luki xx
MyczLyncz: OOOOO a na jaki? :D
HotLuke69: Ten się podniecił bo lubi farbować włosy -_-
Angelix17: Wyślę wam zdjęcie :P
MyczLynczDOBRA!
Angelix17No więc co z wami?
HotLuke69: A my idziemy uzgadniać szczegóły koncertu za dwa tygodnie
Angelix17Wow 
AshhBitchPIERWSZY!
HotLuke69: Co?! O.o
AshhBitchNo ja jej daje bilety na koncert :P
HotLuke69: PFFFFFFFFF
AshhBitchNie pluj, Luke =/
HotLuke69: Ja jej daje bo to moja dziewczyna, a nie wasza -_-
AshhBitchO______O
AshhBitchOkłamałaś mnie *^*
AshhBitchTeraz to ja się nie odzywam do ciebie ;-;
Angelix17Co?! Jaka dziewczyna?! Ja Luka zabije jak tylko na ulicy zobaczę ZA WCZORAJ!!!
HotLuke69: Podobało ci się :P
Angelix17Nie -.-
HotLuke69: Ależ tak... Wiedziałem, że na to czekałaś ^^
MyczLynczJesu, co wy wczoraj robiliście O_O
AshhBitchTen tego?!
Angelix17NIEEEEEEEEEEEEEE
Angelix17LUKE UMRZESZ!
HotLuke69: Wiem, każdy kiedyś umrze :(((
Angelix17-,-
Angelix17Od dziś się do ciebie nie odzywam
Angelix17Ash?
AshhBitchJa! :D
Angelix17Dasz mi bilety, nie? :(
AshhBitchNo pewnie! Pierwszy byłem :P
Angelix17Jej <3
Angelix17Aaaa! Ucałujcie ode mnie Caluma i powiedzcie żeby zapisał mój nr :))
HotLuke69A po co mu twój numer?!
Angelix17To ja lecę, bo jakieś gwiazdy na szkołę wbiły i Alex chce ich autograf *^* Bay!
HotLuke69: CO?!
MyczLynczJAKIE GWIAZDY?!
AshhBitchLOL!!!
xCalxMexLel
xCalxMexCzłowieka godzinę w domu nie ma xD

Angelix17 is offline...





~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~ 

A czo to za gwiazdy? Czyżby ktoś ważny w opku czy tylko postacie epizodyczne?
No i jeszcze raz pytam, bo tu lepiej jest to widoczne... Co sądzicie o kolorowych nick'ach?



~LilaSam~


Hated Cz.16



Budzę się, gdy promienie słońca na mnie świecą. Wkurzona chciałam się zakryć, ale przypomniał o sobie ogromny ból głowy. Kac. Super. Usłyszałam śmiech. Otwieram jedno oko i widzę Luka siedzącego w nogach.
-Dzień dobry, pani chętna - o pamiętam. Wiem, że go chciałam. Doskonale wiem. 
Usiadłam, ale szybko pożałowałam. Chwyciłam się za plecy. Przyszywający ból nadal ze mną jest. Luke szybko się znalazł przy mnie i patrzył przestraszony w oczy.
-Jest ok. Mówili, że mam poobijane więc będą jeszcze trochę boleć - posłałam mu blady uśmiech - Muszę wrócić do domu. Nie żeby Riley się martwił, ale kac morderca nie ma serca - zrobiłam minę zbitego pieska.
-Hah, mam dla ciebie coś - podał mi szklankę z szafki nocnej.
-Znów chcesz mnie odurzyć? - zaśmiałam się i wzięłam od niego szklankę.
-Pamiętasz? - zdziwił się.
-Tak idioto. Miałeś jedyną i niepowtarzalną szansę na przelecenie mnie, zjebałeś - pokiwałam głową i zaczęłam pić. W ustach mam pustynie. 
-Ah, gdybym wiedział... To i tak bym tego nie zrobił - zachłysnęłabym się.
-Czemu? - kaszlnęłam.
-No bo byłaś pijana. Wole to z tobą zrobić w pełni świadomą i trzeźwą - położył się na moich nogach.
-Aha. Lol, jakbyś wiedział że jeszcze kiedyś cie zechce - dokończyłam picie.
-Oczywiście. Mnie nie da się nie chcieć! - parsknął śmiechem. 

Wyszliśmy z tego pokoju i powiedział, że mnie odwiezie. Jak się okazało on wczoraj raptem dwa piwa wypił. Ale nudziarz.
Wchodząc do domu zobaczyłam, a właściwie usłyszałam chrapiącego Riley'a. Gdy Luke stał w drzwiach ja poszłam okryć brata kocem. Blondyn bacznie mnie obserwował. Brat gwałtownie się obudził.
-Ja nie tykałem jej...
-Kogo? - zdziwił mnie.
-No tak. Masz racje - znów zasypiał. 
-Jak poznasz jakąś kurwę to ja muszę ocenić czy jest ciebie warta CWELU! - ostatnie krzyknęłam mu do ucha, a on chciał mnie uderzyć jakby muchę odganiał.
-Zamknij się... suko - no i odpłynął.
-Eh... - poczochrałam go po włosach i wróciłam do Luka -A ty co tu jeszcze robisz?
-Patrzyłem i oceniałem grunt - przewróciłam oczami. 
Pocałowałam go w usta co on chciał pogłębić, ale tak jak mówiłam... drugiej takiej szansy nie ma. No przynajmniej w najbliższym czasie. No bo hej! Jestem Lily Collins! Nie każdy może mnie mieć! Wypchnęłam zdezorientowanego chłopaka za drzwi i poszłam do siebie. Przebrałam się i postanowiłam kimnąć.

Obudziłam się około osiemnastej. Wow, cały dzień w dupie. Do mojego pokoju wbił brat. Patrze na niego zaspana.
-No cześć! - powiedział i usiadł na łóżku rozwalając się.
-Wracając do twojego wyznania... Nie tykałeś kogo? - spojrzał na mnie przerażony.
-Yyy no ja nie wiem. Sen chyba miałem.
-Jasne! Kłamco jebany! - uderzyłam go poduszką.
-Swoją drogą z kim ty się migdaliłaś na tej kanapie?
-Lol?! Skąd to wiesz?
-Bo tam byłem? - zrobił minę w stylu "Bitch please to chyba oczywiste!".
-Aaa no patrz.
Wyszłam z łóżka i już chciałam coś zrobić do jedzenia kiedy mój braciszek wpadł na genialny pomysł.
-Ubieraj się jedziemy coś zjeść! - kocham go!
Szybko się przebrałam i ruszyliśmy do miasta. Kazał mi zaczekać na niego w parku. Czekałam. Czekałam pierdolone trzydzieści minut i żołądek przyrósł mi do krzyża! W końcu się pojawił z frytkami, hamburgerami i oznajmił, że zamówił pizze na dwudziestą pierwszą więc musimy się uwijać. Coś jest nie tak. On zawsze robił takie numery jak nawywijał.
-Mów co przeskrobałeś - wzięłam frytkę do ust.
-Ja? Nic!
-Przecież widzę, a znamy się nie od dziś.
-No bo widzisz... Nie bij mnie - zrobił smutaśną minkę. Nie zrobię mu krzywdy, gdy ją robi! Tak było od małego.
-No nawijaj.
-Ta Claudia jest całkiem fajna... - aha... CHWILA, ŻE CO?!
-Miałeś trzymać się od niej z daleka! - warknęłam.
-Oj no... Była pijana.
-A ty to wykorzystałeś?!
-To nie tak. Sam też byłem i nie miałem kontroli... - w tym momencie jednak dziękuję Lukowi, że mnie nie wykorzystał. Ale wracając...
-Pewnie! Najebaniem się wymiguj! O nie! Mam focha forevocha i nawet do mnie nie mów! - zerwałam się z ławki i szłam na pieszo do domu.
-No sisi, no! Ale ja będę dla niej dobry! - ja już wiem jaki on jest dobry. Zabawa max tydzień/dwa i ją zostawi. I to ja będę musiała ją pocieszać, albo w ogóle zerwie znajomość. Super! Jestem złaaaa!




~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No to się Riley nie popisał xD



~LilaSam~

niedziela, 26 lipca 2015

The Truth Is Painful Cz.11



Spędziłam z nim resztę dnia. Nawet nie słyszałam kiedy dzwonił do mnie Ryan. Siedzimy właśnie na oparciu ławki i jemy watę cukrową. Mój telefon zadzwonił wiec odebrałam. 

-Halo? - odezwałam się pierwsza.
-Hej, słuchaj potrzebuję twojej pomocy! - zabrzmiał poważnie.
-Co się stało, Ryan?! - nagle Luke spojrzał się na mnie. 
-Potrzebuję pomocy przy małym. Mam rozmowę o pracę i zaraz po tym o nowe mieszkanie. Proszę, pomóż! Odwdzięczę ci się jakoś!!
-No w sumie... A teraz mam lecieć? 
-Niestety? Proszę!  - randka z Lukiem musi poczekać. Zresztą i tak spędziłam z nim fajny dzień. 
-Dobra, zaraz będę. 
Rozłączyłam się i spojrzałam na Luka. Był zły, urażony i smutny. Zrobiło mi się głupio.
-Luke, muszę pomóc bratu - to dziwnie brzmi. 
-Spoko, rozumiem - mimo że to powiedział to wiedziałam, że jest zły.
-Dzięki Lukey - cmoknęłam go w policzek. Momentalnie się na mnie spojrzał. 
-Za co? 
-Fajnie się dzisiaj bawiłam. No i pobyliśmy troszkę sami. 
-To znaczy, że mnie kochasz? - stary Luke wrócił. Uderzyłam go w ramię i ruszyłam biegiem do domu. 

Wparowałam do domu i zobaczyłam jak Ryan kołysze Olivera. Rozebrałam się w przedpokoju i ruszyłam do nich. Gdy brat mnie zobaczył od razu się uśmiechnął.
-Dzięki, co ja bym bez ciebie zrobił! - pytanie retoryczne. Wzięłam od niego małego i ruszyliśmy do jego pokoiku. 

Po godzinie byłam wykończona. Chujowa byłaby ze mnie matka. Dzieciak mnie wykończył i dał jasno do zrozumienia, że się nie polubimy. Teraz mały bawi się klockami, a ja się rozkleiłam. Co prawda spłynęły pojedyncze łzy, ale jednak. Już nigdy więcej nie podejmę się opieki nad dziećmi. Gdy tak się rozczulałam, usłyszałam dźwięk sms'a. 

Luke: Czo robisz? 

Ja: Luke, ratujesz mnie
Luke: Coś nie tak? 
Luke: Palant cie obmacywał?! 
Luke: Ja mu kurwa pokaże gniew Luka! 
Ja: Nieeee
Ja: Miałam się opiekować Oliverem, ale zdałam sobie sprawę, że będzie ze mnie chujowa matka
Luke: Co ty pieprzysz?!  
Luke: Będziesz zajebistą matką w dodatku moich dzieci ;***
Ja: Lukey,  ja mówię poważnie :'(
Luke: Wiesz co... Podaj mi swój adres
Ja: A po co ci? 
Luke: Po prostu podaj :)))
Ja: *jakiś tam adres*
Luke: Oggg dzięki :***

Tak w sumie to nie wiem po co mu to. Po pięciu minutach rozległ się dzwonek do drzwi. Zbiegłam na dół i otworzyłam je. Do domu wszedł Luke. Stałam chwile przy otwartych drzwiach. 

-Kotku, to gdzie te dziecko? - jego głos wybił mnie z amoku. 
-Na górze. 
Zamknęłam drzwi a chłopak w tym czasie poleciał na górę. Oczywiście poszłam za nim. Wszedł do pokoju Olivera i ja już czekałam, aż mały się rozryczy. Ponoć nie lubi obcych. Luke spojrzał na mnie przez ramię.
-Aniołku? Zrób coś do jedzenia bo się przyda, ok? - posłał mi swój zniewalający uśmieszek, a ja zrobiłam o co prosił.
Po dziesięciu minutach wracam do nich. Uchylam cicho drzwi i widzę Luka bawiącego się z małym. Wygląda uroczo z małym dzieckiem. Nagle mnie zauważa.
-Patrz! Przyszła ciocia z jedzonkiem! - uśmiechnął się pokazując dołeczki.
-Jeeeej! - krzyknął maluch. To niesamowite jak szybko się zaprzyjaźnili. 
Chciałam zostawić miskę z chrupkami i wyjść, ale Luke złapał mnie za nadgarstek i szarpnął, tak że padłam na niego. Oliver zaczął się śmiać, a ja miałam chęć zabić tego idiotę! Posłałam mu gniewne spojrzenie i próbowałam wstać, ale ręka chłopaka mi to utrudniała. 
-Zostań. Mały cie lubi - szepnął mi do ucha. 
-Raczej nie.
-Ależ tak! Tylko ty jesteś zbyt ciemna, aniołku. Ale nie martw się jak urodzisz mi dzieci to zrozumiesz - zdenerwował mnie. Pierdolony zbok! 
Uderzyłam go w głowę przez co się schylił, a Oli zaczął się chichrać. Tak spędziliśmy dwie godziny, czyli do czasu aż nie napisał Ryan. On nie może wiedzieć, że Luke tu był. Powiedział, że za dziesięć minut będzie. Poleciałam szybko do Oliego i blondyna. Przestraszyli się mnie gdy tak wparowałam do pokoju.
-Co się stało, Aniołku?! - spytał z udaną troską.
-Ryan będzie za dziesięć minut więc ty się zmywasz!
-Niemiła. Wyrzuca jak niepotrzebnego śmiecia! - udawany płacz.
-Sisi zla! Wyziwa wujaśka! - mały przytulił się do Luka.
-No widzisz! I jak tu cie lubić? - powiedział do mnie blondyn.
-Nie proszę o to. Mam Asha i męża Caluma. W du... poważaniu mam ciebie! - wytknęłam mu język.
-O rzesz ty!
Pomijając fakt, że mnie gonił po domu, to ostatecznie pożegnał się z małym i kazał mu nikomu nie mówić, że tu był. Ja czekałam na dole coraz bardziej się niecierpliwiąc. Ojciec nie lubi Luka, więc gdyby się dowiedział, że tu był to on i ja mielibyśmy kłopoty. Po chwili Hemmings schodzi i ubiera swoją czarną skórzaną kurtkę. 
-Dzięki za pomoc - popatrzył na mnie w milczeniu, by po chwili mnie przytulić. Jego zapach był powalający. Czy ja się w nim zakochuje?
-Wmawiasz sobie, że nie umiesz się opiekować dziećmi. Oli serio cię lubi - odsunął się ode mnie i delikatnie musnął swoimi ustami moje. 
Wyszedł z wielkim uśmiechem. Zacisnęłam ręce w pięści. Luke, jesteś już martwy!!!



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Z Luka byłby dobry tatuś?



~LilaSam~


Hated Cz.15



-Ty serio się z kimś bzykałaś? - opadł na moje nowe łóżko.

-Pogrzało? Powiedziałam tak bo mnie wkurzyła - chowałam bieliznę do szafki. Podszedł do mnie.
-Uuuu a to dla kogo? - okręcał na palcu moją czerwoną koronkową bieliznę. Wyrwałam mu ją z ręki.
-Nie twój interes.
-Dobra, dobra! Tylko jak kogoś sprowadzisz to mnie najpierw o tym poinformuj. Idę na miasto, będę w nocy, paaa! - krzyczał już z korytarza.
Mój brat jest zajebisty. Dopełnienie mnie. Dogadujemy się, śmiejemy i wspieramy. Mamy do siebie stu procentowe zaufanie. Strasznie go kocham i nie zniosłabym myśli o tym, że Jack mu coś zrobił. Moje porządki przerwał sygnał sms'a. Nieznany.

Nieznany: Hej co robisz wieczorkiem?

Ja: Ty to?
Nieznany: Luke Hemmings, miło mi :3
Ja: Tak czułam, że te środkowe "69" skądś znam :3
Nieznany: No nie? xD
Nieznany: No wiec, co robisz?
Ja: Nudy, a co?
Nieznany: Idziesz z nami na imprezę do Ashtona?
Ja: Ooo a jaka to okazja?
Nieznany: Bez okazji. Tak po prostu C:
Ja: No ok... Czemu nie :)
Nieznany: Jej <3 
Nieznany: Ale gdzie ty mieszkasz?
Ja: *podała adres xD*
Nieznany: Wow, całkiem droga dzielnia. Skąd ty tam?
Ja: Mieszkam z Riley'm XD Swoją drogą, nie wnikam skąd ma kasę na taki dom.
Nieznany: Kto to Riley? Już ten kutas o nim wspominał...
Ja: To ten sprzed szkoły :3
Ja: Mam u niego darmowy nocleg za bzykanie, zajebisty jest w łóżku <3
Nieznany: Nie jestem zazdrosny, wcale
Ja: Upij mnie i zgwałć *^*
Nieznany: Skoro się zgadzasz nie ma gwałtu...
Ja: To zrób cokolwiek :3 Masz szanse, nie zmarnuj jej ;* Za coś w końcu dostał dziś w ryj
Nieznany: KTO?!
Ja: MATKA bo zobaczyła Riley'a
Kutas: Pewnie jakiś twój były lub coś
Ja: Nope :3 Obecny ^^
Kutas: I ty chcesz bym cię zgwałcił -,-
Kutas: Idź do niego!
Ja: Hellow?! On dziś poszedł na miasto zlewając na mnie!
Ja: Frajer ;-;
Kutas: Dobra, zajmę się tobą, dziecinko :D
Ja: Wiedziałam <3
Kutas: Będę po ciebie po 20
Ja: Spk.

***


Nie żebym się szykowała... Wcale. Ubrałam tylko koronkową - mega seksowną - bieliznę tak na wszelki wypadek... to znaczy, bo jest wygodna! Tak! Postanowiłam, że ciuch nie może być byle jaki. Wpadła mi w ręce rozpinana biała koszulka sięgająca do pępka, gdy ją zwiążesz. Dzięki temu odsłonie piękny kolczyk. Na dół spódniczkę w kratkę, baardzo krótką swoją drogą. Na nogi buty na wysokim obcasie. Przejrzałam się w lustrze i wow! Jakie ja mam długie nogi! Nagle mój wzrok przykuły uwagę włosy. Straszne. Umyłam je i wysuszyłam. Teraz są piękne fale opadające swobodnie na moje plecy. Kocham swoje włosy. Zrobiłam lekki makijaż, bo jakoś nie przepadam za tapetą, wolę farbę w postaci tuszu do rzęs. Moje ostatnie poprawki przerwał dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć. Moim oczom ukazał się Luke w - jak zwykle - podartych spodniach, czarnych vansach i w ogóle cały na czarno. Jedyne co nie byłe tego koloru to oczy, włosy i kolor skóry. Zdecydowanie tylko to. Gdy mnie zobaczył uniósł jedną brew podczas lustrowania mnie od stóp po sam czubek głowy.

-Wiem, wyglądam z a j e b i ś c i e! - wróciłam jeszcze do swojego pokoju po telefon zostawiając otwarte drzwi na oścież. 
-Ładny dom - oczywiście musiał wejść. Gdy do niego wróciłam trzymał ramkę ze zdjęciem. Podeszłam bliżej - To ty i on?
-No! Nie wierzę, że ma to zdjęcie! Ja go zabije! Wyglądałam jak tyranozaur!
-Może, ale za to seksowny tyranozaur! - posłał triumfalny uśmieszek. Pstryknęłam go w nos.
-Nie zapomnij mnie upić i zgwałcić - wyszłam z domu biorąc przy okazji kluczę. 
Wyszedł od razu za mną śmiejąc się z tego co powiedziałam. Zamknęłam drzwi i ruszyłam do jego auta, o którego istnieniu nie miałam pojęcia. Otworzył mi drzwi od strony pasażera.
-Raju! Ależ dżentelmen! - wsiadłam, a on znów się zaśmiał. Dobry humor ma. 

Na miejscu było całkiem sporo ludzi, ale co się dziwić skoro to impreza u gwiazdy? Szybko zgubiłam Luka i sama zaczęłam się świetnie bawić. Co chwile coś piłam i tańczyłam. Wiem jedno. Ludzie mnie pokochali bo każdy mi polewał i każdy chciał bym z nim zatańczyła. Nawet laski. W tłumie wyhaczyłam Claudię. Podbiegłam do niej i rzuciłam się jej na szyję.

-Jezu! - krzyknęła - Nie strasz mnie tak! No tak, jesteś nawalona - posłała mi uśmiech. 
Gdy ona się upiła to świrowała razem ze mną. Kilka razy przyłapałam kogoś ze sos'ów jak się na mnie patrzą. Co dziwne, po Luku ani śladu. Nie dotrzymał słowa. Nudziarz! Podczas świetnej zabawy z obcym mi chłopakiem ktoś mnie szarpnął i powiedział do obcego, ale muza tak głośna grała, że gówno co usłyszałam. 
Zostałam pociągnięta do jakiegoś salonu chyba. Facet popchnął mnie na sofę i po chwili podał mi szklankę. To na pewno nie alkohol i nos mi podpowiada, że to narkotyk jakiś. Zaraz obok mnie usiadł, gdy odebrałam od niego szklankę. Na jego nieszczęście wylałam całą ciecz do wazonika na stoliku. 
-Łups! - powiedziałam odkładając szkło na stolik. Spojrzałam na chłopaka i okazał się nim Luke. Nie miał humoru. Ba! Wyglądał jakby był zły na mnie! - Coś się tak spiął? - dźgnęłam go palcem w tors na co się wzdrygnął i chwycił moją rękę.
-Miałaś to wypić.
-Tak chciałeś mnie odurzyć? - na chwilę się uśmiechnął. Czyli gra poważnego. 
-A ty ciągle o tym... Oj co ja mam z tobą zrobić, dziecino? 
-Co chcesz, cioto.
-Zamiast kręcić dupą przed innymi kręć przede mną - zdziwiły mnie jego słowa, ale nie na długo. Wybuchnęłam śmiechem.
-Dobra, łogierze.
Usiadłam na jego nogach tworzą do niego. Ręce zarzuciłam za jego szyje. Patrzył na mnie zdziwiony. To jedyny sposób by się o tym przekonać... Zaczęłam całować go po szyi czasem gryząc przez co wypuszczał głośno powietrze. By mi ułatwić dostęp odchylił głowę do tyłu. Kolejny krok to poruszanie biodrami. Zadziałało. Chłopak cicho jęknął. 
-To źle wróży - wychrypiał.
Pozostawiłam to bez komentarza i zajęłam się krokiem numer trzy. Rękami zeszłam do jego spodni. Odpięłam pasek, potem guzik i ostatecznie rozporek. Przełknął ślinę i patrzył mi w oczy. Mam wrażenie, że walczy sam ze sobą by mnie powstrzymać. Gdy wsunęłam jedną rękę do jego bokserek od razu złączyłam nasze usta. Nie musiałam długo czekać na oddanie tego pocałunku. Szybko stał się namiętny i zarazem brutalny. Gdy poruszyłam ręką nieco szybciej, chłopak jęknął w moje usta. Oderwałam się od niego. Jego oddech był przyspieszony i płytki. 
-Jak w sms'ach, co? - wyszeptałam mu na ucho.
-Jest lepiej... - jeździł rękoma po moich plecach, ale po chwili przestał - To znaczy...
-Bez szans Robert. Wiem, że to ty - odsunęłam się od niego i wyjęłam rękę z bokserek. Uśmiechałam się do niego czekając na odpowiedź.
On odchylił głowę do tyłu i patrzył się na sufit.
-Przepraszam. Po prostu chciałem byś polubiła mnie za to jaki jestem naprawdę, a nie oceniała po pozorach, no i pisała ze mną na luzie. To ty zaczęłaś tą chorą grę. 
-Oj Lucas, nie tłumacz się! - wpiłam się w jego usta. Na początku nie wiedział co jest grane, ale szybko do niego dotarło. 

Nie wiem kiedy zaniósł mnie do jakiegoś pokoju. Położył, a właściwie rzucił, na łóżko i w między czasie zdjął koszulkę. Dołączył do mnie i teraz się nade mną pochylał. Zaczął mnie całować i wędrować rękoma pod moją bluzkę, gdy coś mu się odwidziało. 

-Nie no, nie mogę - wychrypiał wkurzony.
-Czemu? - spytałam kompletnie na niego napalona.
-Bo jesteś nawalona! Rano nie będzie pamiętać, a ja chciałbym byś pamiętała.
-Nie pierdol głupot! - chciałam go pocałować, ale się odsunął.
-Nie Lily.
-Pf! Idiota!
Chciałam wstać, ale mnie zatrzymał. Przycisnął do łóżka swoim cielskiem. Zmienił zdanie czy...
-Tobie już na dziś wystarczy.
-Ja wracam do domu.
-Nie ma mowy. Śpimy tu.
-MY?!
-No to chyba logiczne - uśmiechnął się zadziornie i pocałował przelotnie w usta. No ja go zabije! Ale rano, bo nie mam sił. 




~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Nie wyszło mi coś, bo jest tak gorąco na dworze, że pływam *^*
Muszę wziąć zimny prysznic, o tak!



~LilaSam~