niedziela, 26 lipca 2015

The Truth Is Painful Cz.11



Spędziłam z nim resztę dnia. Nawet nie słyszałam kiedy dzwonił do mnie Ryan. Siedzimy właśnie na oparciu ławki i jemy watę cukrową. Mój telefon zadzwonił wiec odebrałam. 

-Halo? - odezwałam się pierwsza.
-Hej, słuchaj potrzebuję twojej pomocy! - zabrzmiał poważnie.
-Co się stało, Ryan?! - nagle Luke spojrzał się na mnie. 
-Potrzebuję pomocy przy małym. Mam rozmowę o pracę i zaraz po tym o nowe mieszkanie. Proszę, pomóż! Odwdzięczę ci się jakoś!!
-No w sumie... A teraz mam lecieć? 
-Niestety? Proszę!  - randka z Lukiem musi poczekać. Zresztą i tak spędziłam z nim fajny dzień. 
-Dobra, zaraz będę. 
Rozłączyłam się i spojrzałam na Luka. Był zły, urażony i smutny. Zrobiło mi się głupio.
-Luke, muszę pomóc bratu - to dziwnie brzmi. 
-Spoko, rozumiem - mimo że to powiedział to wiedziałam, że jest zły.
-Dzięki Lukey - cmoknęłam go w policzek. Momentalnie się na mnie spojrzał. 
-Za co? 
-Fajnie się dzisiaj bawiłam. No i pobyliśmy troszkę sami. 
-To znaczy, że mnie kochasz? - stary Luke wrócił. Uderzyłam go w ramię i ruszyłam biegiem do domu. 

Wparowałam do domu i zobaczyłam jak Ryan kołysze Olivera. Rozebrałam się w przedpokoju i ruszyłam do nich. Gdy brat mnie zobaczył od razu się uśmiechnął.
-Dzięki, co ja bym bez ciebie zrobił! - pytanie retoryczne. Wzięłam od niego małego i ruszyliśmy do jego pokoiku. 

Po godzinie byłam wykończona. Chujowa byłaby ze mnie matka. Dzieciak mnie wykończył i dał jasno do zrozumienia, że się nie polubimy. Teraz mały bawi się klockami, a ja się rozkleiłam. Co prawda spłynęły pojedyncze łzy, ale jednak. Już nigdy więcej nie podejmę się opieki nad dziećmi. Gdy tak się rozczulałam, usłyszałam dźwięk sms'a. 

Luke: Czo robisz? 

Ja: Luke, ratujesz mnie
Luke: Coś nie tak? 
Luke: Palant cie obmacywał?! 
Luke: Ja mu kurwa pokaże gniew Luka! 
Ja: Nieeee
Ja: Miałam się opiekować Oliverem, ale zdałam sobie sprawę, że będzie ze mnie chujowa matka
Luke: Co ty pieprzysz?!  
Luke: Będziesz zajebistą matką w dodatku moich dzieci ;***
Ja: Lukey,  ja mówię poważnie :'(
Luke: Wiesz co... Podaj mi swój adres
Ja: A po co ci? 
Luke: Po prostu podaj :)))
Ja: *jakiś tam adres*
Luke: Oggg dzięki :***

Tak w sumie to nie wiem po co mu to. Po pięciu minutach rozległ się dzwonek do drzwi. Zbiegłam na dół i otworzyłam je. Do domu wszedł Luke. Stałam chwile przy otwartych drzwiach. 

-Kotku, to gdzie te dziecko? - jego głos wybił mnie z amoku. 
-Na górze. 
Zamknęłam drzwi a chłopak w tym czasie poleciał na górę. Oczywiście poszłam za nim. Wszedł do pokoju Olivera i ja już czekałam, aż mały się rozryczy. Ponoć nie lubi obcych. Luke spojrzał na mnie przez ramię.
-Aniołku? Zrób coś do jedzenia bo się przyda, ok? - posłał mi swój zniewalający uśmieszek, a ja zrobiłam o co prosił.
Po dziesięciu minutach wracam do nich. Uchylam cicho drzwi i widzę Luka bawiącego się z małym. Wygląda uroczo z małym dzieckiem. Nagle mnie zauważa.
-Patrz! Przyszła ciocia z jedzonkiem! - uśmiechnął się pokazując dołeczki.
-Jeeeej! - krzyknął maluch. To niesamowite jak szybko się zaprzyjaźnili. 
Chciałam zostawić miskę z chrupkami i wyjść, ale Luke złapał mnie za nadgarstek i szarpnął, tak że padłam na niego. Oliver zaczął się śmiać, a ja miałam chęć zabić tego idiotę! Posłałam mu gniewne spojrzenie i próbowałam wstać, ale ręka chłopaka mi to utrudniała. 
-Zostań. Mały cie lubi - szepnął mi do ucha. 
-Raczej nie.
-Ależ tak! Tylko ty jesteś zbyt ciemna, aniołku. Ale nie martw się jak urodzisz mi dzieci to zrozumiesz - zdenerwował mnie. Pierdolony zbok! 
Uderzyłam go w głowę przez co się schylił, a Oli zaczął się chichrać. Tak spędziliśmy dwie godziny, czyli do czasu aż nie napisał Ryan. On nie może wiedzieć, że Luke tu był. Powiedział, że za dziesięć minut będzie. Poleciałam szybko do Oliego i blondyna. Przestraszyli się mnie gdy tak wparowałam do pokoju.
-Co się stało, Aniołku?! - spytał z udaną troską.
-Ryan będzie za dziesięć minut więc ty się zmywasz!
-Niemiła. Wyrzuca jak niepotrzebnego śmiecia! - udawany płacz.
-Sisi zla! Wyziwa wujaśka! - mały przytulił się do Luka.
-No widzisz! I jak tu cie lubić? - powiedział do mnie blondyn.
-Nie proszę o to. Mam Asha i męża Caluma. W du... poważaniu mam ciebie! - wytknęłam mu język.
-O rzesz ty!
Pomijając fakt, że mnie gonił po domu, to ostatecznie pożegnał się z małym i kazał mu nikomu nie mówić, że tu był. Ja czekałam na dole coraz bardziej się niecierpliwiąc. Ojciec nie lubi Luka, więc gdyby się dowiedział, że tu był to on i ja mielibyśmy kłopoty. Po chwili Hemmings schodzi i ubiera swoją czarną skórzaną kurtkę. 
-Dzięki za pomoc - popatrzył na mnie w milczeniu, by po chwili mnie przytulić. Jego zapach był powalający. Czy ja się w nim zakochuje?
-Wmawiasz sobie, że nie umiesz się opiekować dziećmi. Oli serio cię lubi - odsunął się ode mnie i delikatnie musnął swoimi ustami moje. 
Wyszedł z wielkim uśmiechem. Zacisnęłam ręce w pięści. Luke, jesteś już martwy!!!



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Z Luka byłby dobry tatuś?



~LilaSam~


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz