piątek, 29 maja 2015

F.O.S.T. Cz.1


    Ten obraz nie schodził sprzed moich oczu. Ciągle widziałem na swoich dłoniach krew. Ciągle.

    – Dzieciaki! Poznajcie nowego braciszka! To jest Kaito. 

    Ta kobieta trzymała mnie za ramiona. Przede mną stało około dziesięciu dzieciaków. Nie chciało mi się liczyć. Jeden, nie, dwóch było wysokich, reszta to same karły. Przypuszczałem, że byli bardzo młodzi.

    – Ka...ito? – powiedziała dziewczyna z podobnym wzrostem do mojego.

    – Tak! Ma osiem lat, więc proszę, zajmijcie się nim! Niech poczuje się tu jak w dom... 

    Zacząłem się dusić.

    Nie chciałem domu... Nie potrzebowałem drugiego piekła! Pragnąłem umrzeć!



*Oczami Eriko*

    – Eriko, podaj! – krzyknął mój rozbawiony przyjaciel Hope.

    Bawiliśmy się z dzieciakami. Trzymałam w dłoni małego pluszaka i dziecko, które go pierwsze złapie, te go zatrzyma. Inaczej by się pozabijały o niego. Nagle ktoś przerywa naszą zabawę. W drzwiach staje nasza opiekunka, pani Lura. Przed nią stał chłopczyk w tym samym wzroście co ja i Ryu. Wszyscy spojrzeliśmy się w stronę tajemniczego dziecka.

    – Dzieciaki! Poznajcie nowego braciszka! To jest Kaito – przedstawiła nam zakapturzonego młodzieńca.

    Wyglądał przerażająco. Był co najmniej taki sam jak Ryu, który obecnie siedział pod ścianą. W ogóle nie widziałam twarzy tego Kaito.

    – Ka...ito? – odezwałam się, chcąc jakoś zagadać, ale nie spodziewałam się, że mój głos zadrży.

    – Tak! Ma osiem lat, więc proszę, zajmijcie się nim! Niech poczuje się tu jak w dom... 
    
    Nie zdążyła skończyć, a on zaczął się dusić. Złapał się za głowę i padł na kolana, krzycząc, jakby go ze skóry obdzierali. Przeraził wszystkich, a zwłaszcza dzieciaki! Nie spostrzegliśmy się kiedy zemdlał. Hope pobiegł szybko po panią dyrektor. Przybiegła najszybciej, jak tylko mogła i zaczęła zadawać pytania.

    – Co się na litość boską stało?! – spytała wściekła naszą opiekunkę.

    – Nic! Ja tylko przedstawiłam go innym! Przysięgam pani dyrektor! – tłumaczyła się przerażona.

    Obie wyszły, a Kaito trafił do pielęgniarki. My staliśmy jeszcze chwilę w osłupieniu. Spojrzałam na Ryu. Zaśmiał się i wstał.

    – Może nie będzie tu tak nudno. 

    Podrzucił jabłko do góry, po czym je ugryzł. Wyszedł z klasy i Bóg wiedział, gdzie znów polazł.

    Nie mieliśmy tutaj luksusów. Czasem czuliśmy się jak w więzieniu. Nakazywali nam wychodzenie na dwór, choć nie zawsze tego chcieliśmy... Tak jak teraz. Siedziałam sobie na schodkach i obserwowałam jak Hope bawi się z młodszymi. Hope miał siedem lat, a swoim umysłem dorównywał niejednemu trzynastolatkowi. Ja z kolei miałam osiem lat, a Ryu dziewięć. Prawdopodobnie był najstarszy. Ciekawiłam się, co z tym Kaito...

    Podparłam sobie podbródek i spojrzałam w okno pielęgniarki. Może miło by było go odwiedzić. To nie jest głupie! Postanowiłam zabrać ze sobą Hope'a. Nie wiedząc czemu, nasz kochany Ryu powędrował za nami. Jego zainteresowanie było niecodzienne, więc i przerażające zarazem.

    Zapukaliśmy i po chwili czekania usłyszeliśmy: wejść! Tak też zrobiliśmy. W środku jak zwykle śmierdziało szpitalem.

    – Oo! Dzieciaki, co tu robicie? – przywitała nas szczerym uśmiechem.

    – Przyszliśmy odwiedzić Kaito! – wyrwał się Hope. Zdziwiłam się.

    – Jak miło! Chodźcie. Ocknął się chwilę temu.

    Wstała zza biurka i poszła w stronę kotary. Odsłoniła ją, a za nią leżał Kaito.

    – Kaito? Masz gości – powiedziała cicho.

    Spojrzał się na nią i zaraz na nas. Dopiero sobie uświadomiłam, że nie miał kaptura. Jego twarz była taka... zmasakrowana! Słyszałam jak Ryu'k dławi się powietrzem ze zdziwienia. Kaito syknął i odwrócił się do nas placami.

    – T-To nie tak! W ogóle j-jestem Eriko!

    – A ja jestem Hope! – dołączył do mnie.

    – A ja się nie przedstawię. Najpierw musisz udowodnić, że nie jesteś zerem.

    Ryu oparł się o ścianę. Pielęgniarka go skarciła spojrzeniem.

    – Ten nadęty to Ryu – odezwałam się.

    Chłopaka westchnął ciężko. Chyba nie chciał nas widzieć.

    – Hmm, może przyjdziecie później? Musi odpocząć.

    – Ale... – Hope chciał protestować, ale wygoniła nas. 

    Staliśmy chwilę przed drzwiami i ślepo się w nie wpatrywaliśmy. Co mu się stało z twarzą? Blizna na lewym policzku, tak wielka, że niemal przecinała jego twarz na dwie nierówne części. Przerażające.



*Oczami Kaito*

    Gdybym tylko mógł zniknąć. Rozmyć się. Spłonąć. Cokolwiek. Dlaczego miałem pod górkę? Obiecałem sobie, że nigdy z mojego oka nie poleci ciecz. Dotrzymam tego słowa.

    Leżałem w tym "szpitalnym" łóżku i patrzyłem się ślepo w sufit. Dwa dni temu odwiedzili mnie ci... No jakieś dzieci.

    Zarzuciłem sobie na twarz rękę, przez co pomiędzy oczami znajdował się mój łokieć. Westchnąłem. Do pomieszczenia znów ktoś wszedł.

    – Kaito? Jak się dzisiaj czujesz? – Ach... to ta irytująca dyrektorka. Zerknąłem na nią spod ciężaru mojej ręki. Zachichotała. – Oj ty! Mieliśmy już tu wielu buntowników! Ale dzieciaki cię sprostują!

    Zmieniłem pozycje na siedzącą. Przestała się śmiać. Zdusiłem kołdrę.

    – Kaito... To nowy początek... Nowa i lepsza rodzina. – Wzdrygnąłem się. Znów to słowo... Dom, Rodzina... Położyła swoją rękę na moje zaciśniętej pięści. – Kaito... Zobaczysz, że to będzie lepsze życie, gdy tylko wpuścisz do swego serca tych ludzi... Te dzieciaki, które czekają, by cię poznać. – Spojrzałem na nią lekko zbity z tropu. Swoją prawą rękę przyłożyła do mojego lewego policzka. – Tutaj cię nikt nie skrzywdzi.

    Uśmiechnęła się do mnie, zamykając przy tym oczy.

    Po dwóch godzinach wyszedłem wreszcie z tej izolatki. Ubrała mnie w jakieś tanie szmaty i nie dała żadne bluzy do zakrycia twarzy. Tylko bluzeczka na krótki rękaw koloru czerwonego. Do tego spodenki koloru zielonego. Przewróciłem oczami. Na szczęście miałem na tyle długie włosy, że zakrywały to, co zakryte być powinno.

    Zaprowadziła mnie do innego pomieszczenia. W nim była grupka dzieci. Od razu rozpoznałem dwójkę, która mnie odwiedziła. Na mojej twarzy zagościł grymas i odwróciłem wzrok w drugą stronę.

    – Kaito! Ręce z kieszeni! – fuknęła na mnie dyrcia. Dla świętego spokoju jej posłuchałem. – A teraz idź i się zaprzyjaźnij!

    Ta... Chwila, co? Spojrzałem na nią.

    – No już! – poganiała mnie gestem ręki.

    Nagle z podłogi wstał chłopak i do mnie podszedł. Stanął naprzeciw mnie.

    – Pamiętasz mnie? Jestem Hope! – Wystawił w moim kierunku dłoń do uścisku. Nie miałem ochoty się z nikim kumplować. Chciałem go zignorować, ale...

    – Kaito! 

    Więc to ma być lepsza rodzina, co? Dyrektorka przeczyła własnym słowom swoim zachowaniem. Dorośli byli tacy idiotyczni.

    Podałem mu rękę, a on ją lekko uścisnął.

    – Zaprzyjaźnimy się. Zobaczysz, że... 

    Nagle ten trzeci objął go ramieniem.

    – Przestań... Jak się z tobą zaprzyjaźni, to będzie zerem. Ty! – mówi do mnie – Udowodnij mi, że nim nie jesteś.

    – Ryu! Nie obrażaj swoich braci i sióstr! – skarciła go.

    – Oj tam! Nie moja wina, że chciałbym stąd zwiać. Tobie też wciskali kit, że tu będziesz miał prawdziwy dom? 

    Zrobiło się dość drastycznie. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, iż dyrektorka każdemu tak mówiła. Ja... i tak już nie miałem nic do stracenia. Wszystko, co miałem... oddałem bez walki.

    Znów przed moimi oczami ukazała się krew mojego przyjaciela. Złapałem się prawą rękę za skroń. Dyrektorka chwyciła mnie za ramię.

    – Kaito? Już dobrze. Nie słuchaj Ryu, on... 

    Odepchnąłem jej rękę. Ruszyłem w kierunku ciemnego kąta, by w nim stanąć. Mrok zawsze był i będzie częścią mnie. Tylko w nim i z nim czułem się dobrze.

    – Kaito? – odezwał się Hope.

    Osiem lat, co? Ryu miał racje; trzeba stąd uciec. Odwróciłem się do nich przodem i uśmiechnąłem, robiąc gestem ręki, że jest okej.

    Czas najwyższy było zacząć zabawę.


    Ciąg dalszy nastąpi...










~awenaqueen~


wtorek, 5 maja 2015

Aktualka 05.05! Zmiany!


Hej! Jednak daje ją dziś, a nie jutro XD
No to zakończyliśmy "Ty, Ja i Łóżko" i wam się baaardzo podobało :D Zauważyłam, że lubicie te klimaty u mnie najbardziej, zresztą sama lubię pisać o nastolatkach i miłości. Zresztą (nadużywam tego słowa XD) ci co są u mnie od samego początku czy po prostu zapoznali się z moim starymi opkami to wiedzą, że ja tylko nastolatkowie i nic po za tym. No niestety (bądź stety) ja tylko w tych klimatach się odnajduje bo sama jestem nastolatką xD Jeżeli czekacie na coś dojrzalszego typu: Kobieta 25 lat z facetem 31 lat, to bardzo mi przykro, ale u mnie czegoś takiego nie znajdziecie ;)
Nie chcę po prostu pisać czegoś o czym nie mam zielonego pojęcia. No bo co ja wiem o dorosłym życiu? Żeby coś napisać (sensownego) trzeba mieć na ten temat jakąś wiedzę lub coś w ten des. Także to blog tylko o nastolatkach ;)
Odnajduje się najlepiej w historiach miłosnych inaczej mówiąc romansidłach. Oczywiście, czasem mogę być natchniona do jakiegoś fantasy tak jak to było w przypadku "PrinceBlood" czy "Odwieczny Lęk". Jeszcze krąży mi po głowie pomysł "Skoro były wampiry to teraz czas na wilki!" Ale póki co wstrzymuje się z tym bo nie mam pomysłu na fabułę ;) Może ktoś chętny na natchnienie mnie? xD

Ale dość o TYM! Już jesteście ciekawi pewnie co nowego się szykuje ;D Otóż tytuł to "Be careful who you trust..."
Rozdziały nie muszą pojawiać się często ponieważ mam końcówkę roku w liceum i muszę zakuwać do egzaminów semestralnych. Trzeba w końcu przysiąść bo w ciągu tych dwóch tygodni miałam czas tylko dla siebie, a i tak jeden tydzień to choroba ;-;
Co do streszczenia to pojawi się jutro. Zdradzę wam jedynie gatunek i tematykę :P
Postanowiłam, że będę dawała osobnego posta ze streszczeniem, bo ci co czytają na bieżąco wiedzą o aktualkach, a ci nowi nie. Więc dla tych osób zrobię osobny post ze streszczeniem dołączany do każdego opka ;)

I powracając jeszcze do moich egzaminów... No cóż... Mam zawalone weekendy więc sił na pisanie - zero. Ale przyznam się bez bicia, że mamy już wtorek, a ja zamiast kuć to siedzę na blogu xD A egzamin mam pierwszy w piątek, a w sobote kolejny i to nie koniec oczywiście. No ale cóż, taka już jestem xD Ciężko mnie do nauki nagonić... Bywa ^^
Od 11 do około 17 maja będę bardziej aktywna na blogu bo mam tydzień wolnego (sama sobie tak postanowiłam). Także nie bądźcie źli, że mało dodaje do tego czasu ;)

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Gatunek: Romans, Szkoła, 
Tematyka: Nastolatkowie, Przemoc, Bad boy, Niebezpieczeństwo, Tajemnice, 


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
To na tyle. Papa


~LilaSam~

You, Me and Bed! cz.10 Koniec




*Oczami Lisy*

     Ze szpitala wyszłam po dwóch dniach. Chyba Conorowi udało się przekonać Liama. Mam nadzieje, że to był tylko jakiś żart i on wcale nie chciał się zabić. W szpitalu odwiedzali mnie znajomi. Josh, Chris, Emma, Nicola i Mike. Przyleźli, gdy tylko dowiedzieli się, że już nie śpię. Dziś właśnie wychodzę z tego ponurego pokoju i wracam do domu. Nareszcie! 
Oczywiście moim szoferem jest Conor. Wysłałam go do domu by się przespał, bo gdy nadejdzie nowy dzień i będzie musiał mnie odwieźć do domu to zaśnie przed kółkiem! Wiedziałam, że przesiedział przy moim łóżku długie godziny. Chciałam mu za to jakoś podziękować, ale jak? 
Co do rodziców, to odwiedzili mnie w szpitalu. Dopiero wtedy do nich dotarło, że istnieje. Obiecali mi, że więcej będą spędzać czasu w domu. Zobaczymy.

Siedzę właśnie w porsche Conora. Panuje dziwna cisza. Dźgnęłam go palcem w ramię. Spojrzał się na mnie z uśmiechem.
-Co jest, skarbie? - na jego twarzy nadal panowało zmęczenie. Chyba nie do końca się wyspał.
-Mam nadzieje, że masz jakieś plany na dziś.
-Oczywiście. Przesiedzę z tobą cały dzień i będę ci usługiwał - zaśmiał się łobuzersko, a ja położyłam głowę na zagłówek. 
Westchnęłam ciężko.
-Co? - spytał trochę przestraszony.
-Nic. Muszę pokrzyżować ci plany.
-Co proszę? - chyba nie spodziewał się tego.
-No bo TY - podkreśliłam - musisz się wyspać, a JA - znów - chcę pogadać z Liamem.
Widziałam jak jego oczy na chwile robią się większe i przełknął ślinę. Czułam, że przez ten cały mój pobyt w szpitalu, ominęło mnie coś ważnego. Musze dowiedzieć się co to takiego!
-Mowy nie ma. Musisz odpoczywać, a nie kłócić się z Liamem - powiedział stanowczo. O nie, tak nie będzie! 
-Ty! - spojrzał się na mnie - Jesteś moim chłopakiem, a nie szefem! Będę robiła co będę chciała. A tak się składa, że CHCE porozmawiać z Liamem! - musiałam mu to wyjaśnić, bo chyba nie wiedział, że nie może mną rządzić. 
-Uparta jesteś...
-Wiem... Babcia twierdzi, że mam to po ojcu - zaśmiał się by po chwili zdziwić.
-Nigdy mi nie wspominałaś o babci czy ojcu. Co się zmieniło? 
-W sumie to nic. Wiem, że wiesz co mi się stało w gimnazjum. 
-Mike? Zabije go... - to on to wie od niego?! To ja się dołączam do listy morderców.
-Niee! Domyśliłam się - zszokowałam go tym. 

Przez resztę drogi siedzieliśmy dość cicho. Czułam, że jest zły na mnie. Zaparkował przy moim domu i wysiadłam. Nie spodziewałam się, że on też wysiada.
-A ty gdzie? - chyba mu się coś pomieszało. Podszedł do mnie bardzo blisko.
-Jakbyś chciała mojej bliskości, to znasz mój numer - czy on czuł się zraniony?!
-Conor, to nie tak, że nie chcę spędzić z tobą reszty dnia. Po prostu chcę coś wyjaśnić z Liamem. Wiem, że się o mnie martwiłeś i siedziałeś przy łóżku. Jestem ci za to dozgonnie wdzięczna i nie wiem jak ci się za to odwdzięczę, ale... - przyłożył mi palec do ust i westchnął.
-Zgłupiałaś do reszty? Nie chce nic w zamian. Albo w sumie chce... - spojrzałam mu w oczy.
-Słucham.
-Nie zostawiaj mnie i nie strasz tak więcej... - przytulił mnie do siebie. Zrobiło mi się go żal. Wiem, że cierpiał z powodu śmierci brata, ale aż tak przeżywa, że coś mi się może stać?
-Postaram się, "Kotku" - zaśmiał się. W końcu sam zapisał mi taką nazwę w telefonie.
-Kocham cię... - szepnął mi do ucha, a mnie przeszył miły dreszcz. Usłyszeć to od niego... Cudowne uczucie! 
Ja weszłam do domu i wybrałam numer do Liama. Mowy nie ma, że pogadam z nim w domu. Ale powiedz o tym Conorowi, to ci łeb urwie! Po dwóch sygnałach usłyszałam znajomy głos.
-Lisa?! - odezwał się ochrypnięty.
-He-hej - czemu się za jąkałam?! - Gdzie jesteś?
-A w parku... Mam wpaść?
-Nieee... Ja do ciebie przyjdę - skoro nie wiedział, że byłam w szpitalu to nie ma przeszkody. 
-Ok... Czekam.
No i koniec rozmowy. Czułam w jego głosie, ulgę. Po tym sms'ie co napisał do Conora, stwierdzam że się o mnie martwił. 

Po około 20 minutach, byłam na miejscu. Podszedł do mnie niepewnie i przytulił po chwili. 
-Czo tam? - spytałam nagle. Zdziwił się.
-Co ci? - zaśmiał się. Uderzyłam go w ramie.
-To ja się fatyguje i z domu wychodzę, choć pewnie Conor i Paul mnie do łóżka przywiążą za to, a ty nie chcesz gadać?! - i już miałam odchodzić kiedy złapał mnie za ramie i odwrócił.
-Oj no, sorry. Po prostu ostatnimi czasy nie jestem sobą.
-Słyszałam. Co się działo? - drążyłam.
-Eh... - westchnął - Nie wiem czy powinienem ci mówić. Masz już rodzinę i własne życie - trochę nie zaczaiłam. Chyba te leki, które dano mi przed wyjściem zaczęły działać. Zachwiałam się lekko, a Liam momentalnie mnie przytrzymał. 
-Co jest?! Coś się stało?! - panika, strach, przerażenie... To właśnie słyszałam w jego głosie. Spojrzałam na niego.
-Nic mi nie jest. Po prostu leki zaczęły działać - odsunęłam się od niego i schowałam ręce do kieszeni kurtki. 
-Leki? Jakie leki?! - no to się wkopałam! - To dlatego cię ukrywali?! Jesteś chora?! 
-W pewnym sensie... Ale już jest ok. 
-No chyba nie skoro się chwiejesz! - Conor przewidział, że będzie kłótnia. 
-Nie przyszłam gadać o mnie! Mów o sobie! 
-A mowy nie ma! Odwiozę cię do domu i pomogę im cie do łóżka przywiązać! - już chciał mnie pociągnąć, ale się wyszarpnęłam.
-Przeczytałam w szpitalu tego esa od ciebie! Napisałeś do Conora, ale nudziło mi się więc zaczęłam bawić się jego telefonem, gdy on spał! - teraz zdałam sobie sprawy, że wymieniłam słowo "szpital". Spojrzałam niepewnie na Liama.
-W "szpitalu"? Byłaś w... - chwycił moją twarz w obie dłonie - Co ci jest... Było? - uspokoił się.
-Nie wiem, a chłopaki nie chcą mi powiedzieć. W każdym bądź razie, zemdlałam w domu i dlatego zrobili aferę - pogrążam się. 
-A Conor mi mówił, że wyjechałaś do swojej babci... - wiedziałam, że poczuł się oszukany.
-On nie chciał cię martwić. 
-Gówno prawda! Nie chciał, żebym to ja siedział przy tobie zamiast niego! Zazdrosny jest... - usiadł na ławce.
-Liam... W sumie to dlaczego Conor nazwał cię "Lucas"? - to pytanie sprawiło, że oczy mu się powiększyły. Spojrzał na mnie zdezorientowany.
-Co...? Żartujesz?! Miał nic nie mówić! 
-TO TY MI POWIEDZ DO JASNEJ CHOLERY! - znów się źle poczułam. Wstał szybko i mnie chwycił.
-Zawiozę cię do domu... Z tobą nie jest dobrze...
-Spierdalaj! Nigdzie nie jadę dopóki nie powiesz mi prawdy! - wiedziałam, że to zdenerwowanie sprawia, iż mdleje. 
Popatrzył na mnie i chyba zastanawiał się nad "za" i "przeciw".
-Dobra...

Opowiedział mi wszystko. A ja... Byłam w ciężkim szoku. Liam to tak naprawdę Lucas, mój brat?! To wszystko wydawało się dziwne, ale z drugiej strony... Jego dotyk był mi znany... Teraz rozumiem dlaczego. Jak mogłam zapomnieć o własnym bracie?! Moje życie jest jednym wielkim znakiem zapytania... 
Odwiózł mnie od domu. Starałam się udawać, że jest ok. Ale tak nie było. Po pierwsze, czułam się potwornie zmęczona. Po drugie, nadal nie docierało do mnie co on mi wyznał. Nie wszedł ze mną do środka, ale powiedział, że gdyby mi się pogorszyło chce wiedzieć. W sumie to go rozumiem...
Powlokłam się do drzwi. Otworzyłam po cichu i nastawiłam uszu. Było cicho więc na moje szczęście nikogo nie ma. Weszłam więc i zdjęłam buty. Nagle przede mną zjawił się wściekły Paul. Przestraszyłam się go bo tak się zakradł!
-Gdzie ty do jasnej cholery, byłaś?! Lekarz kazał ci leżeć bo twój stan nadal nie jest stabilny! Myślisz, że Conor jest w stanie siedzieć cały czas w szpitalu i martwić się o to czy przeżyjesz?! - zaczął wylewać swoje żale. Czas na maskę! 
-Dobra, ogarnij - wyminęłam go i ruszyłam w stronę schodów.
-"Ogarnij"? Co się z tobą dzieje, sis? - odwróciłam się i spojrzałam na brata. 
-Nic. Po prostu jestem zmęczona - nagle telefon Paula zadzwonił.
Po przeczytaniu treści wiadomości zamarł. Spojrzał na mnie przerażony.
-Połóż się... Ja... Skoczę do sklepu po coś - tania wymówka. Powlokłam się do pokoju i położyłam do łóżka. Nie mogłam jednak zasnąć więc zaczęłam szperać w telefonie. O matko! On mnie zabije!

Kotek^^
Co robisz?  - 13:02
Śpisz?  - 13:16
No teraz na bank nie śpisz! Tylko mi nie mów, że gdzieś wyszłaś bo mnie coś strzeli!  -  15:32

Obecnie jest godzina 15:42. On mnie zabije. Zabije jak nic! Szybko wzięłam się za odpisywanie.

Ja:
Spałam ;3

Nie odpisał mi. Nagle ktoś wszedł do mojego pokoju, aż podskoczyłam.
-Spałaś, tak?! - zdyszany Conor.
-T-ta-tak! - czemu się jąkam?! Uśmiechnął się znaczącą i podbiegł do mnie. Zaczął łaskotać.
-Spałaś, powiadasz?! 
Gdy wreszcie przestał patrzył się na mnie. Leżeliśmy tak chwile na łóżku. Przegarnął włosy z mojej twarzy.
-Co robiłaś? - no nie da się go oszukać. Ale jak powiem, ze wyszłam to mnie przywiąże.
-A takie tam. Liam przyszedł na chwile i gadaliśmy. A ty co robiłeś? - trzeba grać.
-W domu z nim gadałaś? - czyżby mu wyjawił prawdę? Nie odpowiedziałam - Czemu mnie okłamujesz? Wiem, że byłaś z nim w parku. Zadzwoniłem do Paula a on twierdził, że cały czas jest w domu i "gdzie ja się z tobą szlajam"! 
-Ups! No wyszłam z domu. Ale przynajmniej z nim pogadałam... 
-Czyś ty zwariowała?! Jesteś słaba w każdej chwili może coś ci się stać! Obiecałaś mi, że mnie nie będziesz już tak straszyć! - on nie krzyczał, ale czułam że jest zawiedziony.
Przewróciłam go tak że teraz to ja byłam u góry. Okroczyłam go nogami, a on się zdziwił. 
-Przecież wiesz, że nie chciałam - pocałowałam go lekko. Spojrzałam w jego niebieskie oczka. 
-Wiem, że lubisz mnie wnerwiać... - zaczynał mówić cicho - Ale przysięgam ci, gdy tylko odzyskasz sprawność... Będzie cie czekała kara w moim łóżku, skarbie. 
Szatan! Uderzyłam go i oboje zaczęliśmy się śmiać. Po chwili do pokoju wchodzi zły Paul.
-Nie chcę państwu przeszkadzać, ale Liam mi coś powiedział. Od dziś zamykam dom na wszystkie zamki i wpuszczam dopiero jak mnie ktoś uprzedzi.
-Widzisz? Nie trzeba było się wymykać! - zaśmiał mi się do ucha.
-Bo jakbym to miał na myśli...
-Co?! - momentalnie się spojrzał na mojego brata.
-Nic, nic. Gruchajcie sobie... Powiedziałem GRUCHAJCIE a nie RUCHAJCIE. Tak na wszelki wypadek jakbyś źle usłyszał - posłał mu diaboliczny uśmiech i poszedł na dół. 
Zaśmiałam się.
-No w chuj śmieszne... - czy on coś planował?!

Po miesięcznym więzieniu, dostałam przepustkę. Byłam na badaniach i lekarz stwierdził, że wszystko wróciło do normy i mogę spokojnie prowadzić normalny tryb życia. Póki jest ciepło postanowiłam z tego skorzystać. Wyjechałam do mojej babci i zatrzymałam się u niej, aż dwa tygodnie. W szkole dałam zwolnienie lekarskie. No co? Potrzebowałam odpoczynku! Miałam dobre stopnie więc no. Udało mi się przekonać Conora, by ze mną nie jechał. Dzwonił do mnie kilka razy dziennie. 
U babci było dość nudno. Nicola i Matt już tu nie mieszkają. Trzeba znaleźć nowych przyjaciół! To miejsce trochę przypominało mi o złych rzeczach, ale minęło trochę czasu i muszę żyć dalej. 
Z racji tego, że w domu przesiadywałam 3/4 wolnego czasu, postanowiłam znaleźć pracę. Niedaleko szukali kogoś do mycia aut. Brzmi nieźle. Można pokazać to i owo, ekhem. Przyjęli mnie bez zbędnych pytań. Chyba im się spodobałam. Szefostwo to były kobiety, więc zero seksistowskich uwag. 

Dziś rano się obudziłam i napisałam esa do Conora, że już wstałam. Było po 10 więc pewnie też nie śpi, zwłaszcza że dziś wtorek. Ja natomiast miałam dziś pierwszy dzień w pracy! Łącze korzystne z pożytecznym. Dostane za to kasę i nie będę się nudzić, a i ludzie będą mieli czyste auta. Gdybym tylko wiedziała co z tej roboty wyniknie... Eh...
Jak co rano zjadłam śniadanie z babcią i ruszyłam do pracy. Było dziś słonecznie, a ja chciałam podrywać naiwniaków. Ubrałam krótkie dżinsowe spodenki i do tego bały podkoszulek z jakimś nadrukiem. Będzie beka. Ale spokojnie, mam coś na przebranie. Nie chcę by mnie ktoś obmacywał. 

Już po 10 minutach miałam pierwszego klienta. Zabrzmiało to źle. Po 10 minutach miałam już pierwsze auto do czyszczenia... Brzmi lepiej. Było to czarne cacko. No cóż, daje sobie rękę uciąć, że je skądś kojarzę. Zaczęłam czyścić. Na tym "parkingu" stało sporo aut i wszystkie były myte. W tej pracy łatwo się z kimś zaprzyjaźnić. Włożyłam słuchawki do uszu i praca szła od razu lepiej! Nie zwróciłam uwagi kiedy ktoś mnie wołał. Podszedł i poszturchał mnie po ramieniu. Przestraszyłam się i odwróciłam szybko. Przede mną stało ciacho. Gdyby nie Conor, pewnie by mi zaimponował. Wyjęłam słuchawkę z ucha.
-Tak? W czym mogę pomóc? - spytałam z uśmiechem na twarzy.
-Skądś cię znam... - no koleś, mam podobne wrażenie tyle, że z autem za mną.
-Niemożliwe, zapamiętałabym - uśmiałam się.
-Za ile będzie gotowe auto? Moja menadżerka jest ze mną umówiona za 15 minut - podrapał się nerwowo po karku.
-Menadżerka? 
-No taaa, jestem Kevin wschodząca gwiazda pop'u - zaśmiał się.
-Ooo sorry, ale nie skojarzyłam cię! - zrobiło mi się głupio.
-Spoko, jak mówiłem wschodząca. Mogłaś o mnie nie słyszeć. To za ile auto?
-To twoje? - wskazałam na czarne cacko.
-Nom, a problem jakiś? - no w sumie tak.
-Ciebie nie kojarzę, za to to auto jak najbardziej - zachichotałam.
-Serio? Kojarzysz auto a mnie nie? Natomiast ja kojarzę skądś ciebie, ale skąd? - to pytanie raczej zadał samemu sobie. 
-Dobra, będzie gotowe za pięć minutek. Ok? - nie miałam już za bardzo co do czyszczenia. 

Po tych pięciu minutach zobaczyłam jak stoi obok kasy z... matką CONORA?! To by wyjaśniało skąd mnie kojarzy! Podszedł do mnie śmiejąc się. Patrzyłam się na niego pytająco.
-Co jest? - co on taki szczęśliwy?
-Już wiem skąd mnie kojarzysz - popatrzył na mnie dziwnie. Zaraz za nim podeszła kobieta.
-Oo Lisa! Witaj skarbie! Pracujesz tutaj? Conor nie mówił, że wyjechałaś - Kevin ewidentnie był zaskoczony.
-To tylko na tydzień. Mam "urlop" - zrobiłam cudzysłów w powietrzu - od życia. 
-Am... A skąd znasz Conora? - wtrącił się chłopak.
-A to ty nie wiesz? To Larissa dziewczyna TWOJEGO przyjaciela - kobieta zaśmiała się lekko. 
-Serio?! Nie mówi pani poważnie?! On i związek na stałe?! Co zrobiłaś, że go usidliłaś? - teraz to zwrócił się do mnie. Prychnęłam i dałam mu kluczyki.
-Bo ja wiem? - nie no, ile on ma jeszcze kumpli? 

Skończyłam pracę po 14 i od tej pory mi się nudziło. Jutro jest wieczorem jakaś mini-impreza w jednym z klubów. Laski zaprosiły mnie, ale sama nie wiem...

Wstałam jak zwykle coś po 10. Uszykowałam się do pracy i ruszyłam na dół. Babcia już gotowała obiad. Bidulce też się nudzi. Ale ona to chociaż ma kogo odwiedzić! 
Zjadłam szybko śniadanie i prysnęłam na parking. Wchodząc do "biura" dostałam pierwsze zlecenie. Miałam umyć czarne porsche. Dziwne. Wyszłam z budynku i moim ukazało się to samo porsche, którym jeździ Conor. Jego samego, jednak nigdzie nie było. Wzięłam się do pracy, no bo w końcu nie jest tylko jedno takie auto na świecie. Gdy czyściłam maskę ktoś zaszedł mnie od tyłu i przytulił całując w ramię. Znałam te usta. Przygryzłam dolną wargę.
-Conor... Ja pracuję...
-Ja też... - mruczał mi do ucha. Czy on chce flirtować na środku placu?! 
-Ja mówię poważnie. Po za tym twoje auto nie wygląda na brudne - no bo nie było.
-Ale ja jestem... Może umyjesz mnie? - zbok!
Odwróciłam się do niego przodem. Nadal byłam w jego uścisku. 
-Nie dasz mi pracować? 
-Ty miałaś odpoczywać, a nie pracować. Skoro jesteś pełna sił to skoczmy do hotelu... - pocałował mnie w szyję. Napalony jakiś... Musiałam go przegonić bo zaczynało mi to sprawiać przyjemność. 
-Conor...! - szarpnęłam za jego włosy a on ukrył jęk przez ugryzienie mnie. No kurwa! Jak ja teraz będę chodziła?! 
-No to teraz ci napaleńcy będą wiedzieli, ze jesteś zajęta - odsunął się lekko, ale nadal przywierał do mojego ciała. Czy on zrobił mi malinkę?!
-Zabije ci... - nie zdążyłam dokończyć bo wpiął się w moje usta. Siedziałam tu już trzy dni i brakowało mi tego... Dlatego oddałam pocałunek wpuszczając jego język do środka - Skąd wiedziałeś, że tu pracuje? 
-Kevin mi powiedział... - no tak, faktycznie.
-Nie znam typa, a on twierdzi że mnie skądś... Ej! - przypomniało mi się.
-Co? 
-Jego auto! To wtedy na tym podjeździe nie było Josha tylko Kevina! - on zrobił duże oczy i zaśmiał się momentalnie.
-Możliwe. On też ma klucz do domu. Nie wiedziałem, że zjechał ze swojej podróży. Po za tym... Widzę, że pamiętasz tamten dzień... - zaczął pieścić mnie swoim nosem. AH! Przysięgam, że za te jego zboczone gatki to go kiedyś zabije! 
-O proszę! Para jak się patrzy! - ten głos należał do Kevina. Jednak Conor nie oderwał się ode mnie tylko spojrzał na chłopaka.
-A co, zazdrościsz?
-Haha! No jasne! Ciesze się że wreszcie wydoroślałeś! 
-Co żeś powiedział?! - teraz dopiero się ode mnie oderwał.
-Wyrzuciłeś zabawki? - zakpił.
-Ooo nie! Nie daruje ci, cwelu! - nagle Conor pocałował mnie na od chodnego i ruszył w pościg za przyjacielem. Normalnie dzieci.

Po skończonej pracy, Conor oznajmił mi że zostaje do jutra. Postanowiłam iść na imprezę właśnie z nim. Wiedział kiedy się zjawić! Bawiliśmy się świetnie, a po imprezie... poszliśmy do domku, który wynajmował. Chyba nie muszę tłumaczyć co się stało? Powiem wam tylko, że tym razem było inaczej. Może dlatego, że nie byłam napita i byłam świadoma tego co robię? Ale w sumie nie wiem czy byłam do końca świadoma bo traciłam kontrole przy jego bliskości. No cóż...
Te dwa tygodnie minęły mi dość szybko. Conor nie przyjechał już od tamtego czasu bo obiecałam mu, że nie będę się już tak wyzywająco ubierała do mycia aut. Gdy wróciłam do szkoły byłam w szoku. Zobaczyłam jak Nicola siedzi na kolanach Josha! Nie mówcie mi, ze oni ze sobą chodzą?! Czyżby Josh też wydoroślał? Ale co na to Em? Przecież, podobał się jej? Wchodząc do klasy zobaczyłam jak gada z jakimś chłopakiem. No chyba z nią nie jest tak źle jak mi się wydawało. 

Na stołówce wszyscy usiedliśmy przy jednym stoliku. No, prawie wszyscy. Emma usiadła obok swojego "chłopaka". Josh tłumaczył mi jak to ciężko było mu zdobyć Nicole. Dziewczyna puszczała mi oczka co oznaczało, że go LUBI! 
Nie poznawałam przyjaciół po tym długim wolnym! Jedyną osobą jaka się nie zmieniła był Conor. Gdy weszłam z nim do mojego domu przywitali nas rodzice. Szok! Faktycznie siedzieli w domu. Ojciec nawet oglądał tv i coś zajadał. Uśmiechnął się na mój widok. Matka z kolei, szyła coś w kuchni. 
-Co tu się wyrabia... - powiedziałam cicho pod nosem.
-A to jeszcze nic... - szepnął mi Conor.
-A właśnie, a gdzie Paul? - odezwałam się licząc, ze któreś mi odpowie. Ku mojemu zdziwieniu, odezwał się ojciec.
-Wyjechał z Liamem na jakieś tam studia. Ponoć ten kurs muzyczny to była porażka i postanowił, że znajdzie coś innego. 
No super... Czy jest coś jeszcze? 
Poszłam do swojego pokoju wraz z Conorem. Usiedliśmy na podłodze i zaczął mi opowiadać jak to wszystko się zaczęło. Nie mogłam uwierzyć w jego słowa! Ale w gruncie rzeczy chyba lepiej być już nie może! Mam dwóch braci. Idealnego chłopaka. Odzyskałam rodziców, fakt że dzięki wypadkowi, ale to tylko szczegół. Moje grono przyjaciół powiększyło się straszliwie. A to, że Josh i Nic są razem to już w ogóle szok! Mike świetnie dogadywał się z Chrisem i z resztą chłopaków też. Nawet Conor go polubił! Co musiał zrobić mój Mike, że Conorek go polubił? No w każdym bądź razie... Nie płaczę już po nocach, bo wiem że nie jestem sama. Mam zajebistych przyjaciół, rodzinę i chłopaka. Oby trwało to wieczność...

Koniec!



<---Poprzedni

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dziękuję wszystkim za komentarze i w ogóle za czytanie bo wiem, że jest sporo ludzi co czyta, a nie komentuje więc im również dziękuję! Za wszystkie błędy jakie się pojawiły bardzo przepraszam. Mam nadzieje, że się wam podobało ;D
Zaczynam pisać nową historię no i mam nadzieje, że ona również przypadnie wam do gustu o ile sama nie zrezygnuje z tego pomysłu. Wierzcie mi, że już trzeci pomysł piszę bo dwa poprzednie były do dupy i je kasowałam =/ Ale o tym w jutrzejszej aktualce :D
Pozdrawiam ^^


~LilaSam~


poniedziałek, 4 maja 2015

You, Me and Bed! cz.9




*Oczami Conora*

Jestem wkurwiony! Dlaczego mi nikt nie powiedział, że Liam się leczy na jakieś gówno?! Wbiegłem do domu jak poparzony. Rodzice siedzieli w salonie i przeglądali papiery.
-Nadal praca? - wkurwiłem się jeszcze bardziej. Tu pierdolą o trosce, a tu znów siadają do papierów! 
-Niee... Przeglądamy papiery Liama. Siadaj - matka płakała. Widziałem to po zaczerwienionych oczach. Ojciec pił kawę i patrzył się ślepo w jakiś punkt na podłodze. 
Usiadłem na fotelu. 
-Powiecie mi na co choruje Liam? - prosto z mostu. Nie lubię owijania w bawełnę.
Rodzice spojrzeli się na siebie jakby przeprowadzali jakąś niemą rozmowę.
-W sumie jesteś na tyle duży by znać prawdę. Ale mógłbyś nam najpierw dać numer do twojej dziewczyny? - a na co on im? Chcą mnie szpiegować?! 
-Po co?
-To ciężka rozmowa i... Możesz... Po prostu podaj - matce trudno było się wysłowić. No dobra podałem ten cholerny numer. Zapisałem na karce i nastawiłem uszy. Matka wstała i sięgnęła za telewizor. Wyciągnęła stamtąd pudełko. Dziwne, nie wiedziałem o jego istnieniu, a tyle przesiadywałem przed tv. Usiadła z powrotem na kanapie i otworzyła pudełko. Wyciągnęła z niego zdjęcie naszej szczęśliwej rodzinki. Byliśmy na nim uśmiechnięci, a to tylko dlatego, że żył Nataniel. Trzymałem je w ręku i nadal nie rozumiałem.
-No i co z tym zdjęciem? - spytałem póki co, opanowany.
-Na tym zdjęciu... Kogo widzisz? - spytała matka.
Jeszcze raz spojrzałem na fotografię. Czy ona robi ze mnie debila? Przecież jesteśmy tu my. Zmierzyłem wszystkich na nim. Ojciec obejmujący matkę, ona sama śmiejąca się i trzymająca Liama za ramie. No i ja z Natanielem w głupkowatych minach. Uśmiechnąłem się pod nosem. Nadal nie rozumiem. Spojrzałem na nią pytająco. Sięgnęła po kolejne zdjęcie i mi je podała.
-A tu jest prawdziwe zdjęcie... - zbiła mnie tym z pantałyku. Spojrzałem na drugie zdjęcie i... szok.
Na nim jesteśmy tak samo ustawieni, tyle że Liam ma minę obrażonego i znudzonego. Szczerze mówiąc nie pamiętam za dobrze tamtego momentu. 
-Fotomontaż? - spytałem choć i tak znałem odpowiedź. 
-Tak... Liam... Kochał was obu, ale nie mógł się z wami dogadać - co ona pierdoli?! Nataniel był najlepszym przyjacielem Liama! Chyba coś się jej pomyliło.
-Nami? Chyba ze mną - chciałem ją poprawić, ale ona pokręciła przecząco głową. Zmarszczyłem brwi.
-Nat poprosił Liama by od czasu do czasu bawił się razem z wami. Niechętnie zgodził się na to. A potem śmierć Nataniela i... - matka ciężko przeżywa to wspomnienie. Ojciec głaskał ją po plecach.
-Bo widzisz... - zaczął ojciec.
-I co Liam popadł w jakąś chorobę psychiczną i od tamtej pory bierze prochy? - to było najsensowniejsze wyjście. Nic innego nie wchodziło w grę.
-Nie zupełnie. Liam... on... - ojciec nie wiedział jak to powiedzieć, a matka rozryczała się na dobre - Oszukaliśmy cię, synu.
-Co? Niby z czym? - cholera! Zgubiłem się już.
-Bo Liam, którego znasz dziś nie jest Liamem z czasów kiedy to żył Nat - ta szczerość, już wiem po kim to odziedziczyłem. Ale chwila... Co on mówi?!
-Co to znaczy?! Mów jaśniej! - podniosłem głos. 
Nagle ojciec spojrzał się na drzwi od salonu. Zerknąłem za siebie, a w nich stał Liam. Patrzył się na mnie z miną nie wyrażającą żadnych uczuć.
-Nie jesteśmy braćmi, Con - drugi szczery... ŻE JAK?!
-Co?! O czym on mówi?! - zwróciłem się do starych. 
-Liam popełnił samobójstwo rok po śmierci Nata - wytrzeszczyłem oczy - Przez cały rok chodził do psychologa. Straszliwie obwiniał się za śmierć brata... Uznaliśmy z matką, że i ty nie przeżyjesz jeśli dowiesz się co stało się z Liamem. 
Co oni do mnie mówią?! Moi dwaj bracia... nie żyją? To nie ma sensu... Czy to jakaś ukryta kamera?! 
-Mam nadzieje, że rozumiesz dlaczego nie mogliśmy ci powiedzieć... - ojciec liczył na dojrzałą odpowiedź z mojej strony, ale...
-Jesteś jej bratem, prawda? - czułem że wszystkich zszokowałem tym pytaniem.
-Cono... - zaczynał ojciec.
-Jesteś?! - powtórzyłem, nie zwracając uwagi na starych.
-Tak. Skąd wiesz? - zdziwił się. 
-Heh, Mike mi opowiadał - wstałem i spojrzałem się na "brata".
-Szybko łączysz fakty - był biały jak ściana. To jest ta jego niby choroba?! 
-Jak to się stało? - znów spojrzałem na ojca.
-Jego ojciec to mój stary przyjaciel. Nie mógł przygarnąć...
-Nie chciał... - wtrącił się.
-Nie ważne... Byłem z nim raz w barze i mi się zwierzył. Postanowiłem pogadać z twoją matką o możliwym przygarnięciu chłopaka. Wymyśliliśmy wtedy tą okrutną intrygę. Tyle że Lucas chorował i musiał, zresztą nadal musi brać leki. 
-Lucas? To twoje imię?! - krzyknąłem do niego.
-Tak. Chodź, pogadamy - wiedziałem o czym chce gadać. Ruszyłem za nim.
-Błagam... - matka coś tam mówiła, ale ja już byłem w garażu. 
Stał przede mną z rękoma w kieszeniach kurtki. 
-To że poznałem... spotkałem Lisę to czysty zbieg okoliczności. Gdy poszedłem pierwszy raz do domu Paula i ją zobaczyłem, zamarłem. Chciałem z nią pogadać, ale mnie nie pamiętała. Po jakimś czasie uświadomiłem sobie, że może tak jest lepiej? W końcu ja miałem "nową rodzinkę" i ona również ją miała. W dodatku ona bujała się w "moim bracie" - ciągle robił cudzysłów w powietrzu - a ja mogłem to tylko utrudnić. Chciałem utrzymać cię od niej z dala. Już raz została zraniona dotykiem mężczyzny i nie chciałem by to się powtórzyło. 
-Myślisz, że ja GWAŁCĘ?! - krzyknąłem tak, że na pewno starzy usłyszeli, ale miałem to w poważaniu. 
-Nie. Chodziło mi raczej o to, że ją wykorzystasz a potem zostawisz. Tak samo jak inne laski - zakpił, a we mnie zapaliła się czerwona lampka oznaczająca agresję. 
Podszedłem bliżej niego.
-Chcesz powiedzieć, że grałeś mojego braciszka i jednocześnie grałeś skrytego braciszka Lisy?! Rzygać mi się chce jak na ciebie patrze! - już chciałem odchodzić, iść gdziekolwiek, ale zatrzymał mnie.
-Jak mnie rozpoznałeś? - stanąłem.
-Po tym jak się do niej kleiłeś. Mike powiedział mi, że traktowałeś ją jak swoją dziewczynę, a nie siostrę. Powiązałem fakty, ale na początku wydawało mi się to śmieszne i niedorzeczne. Dziś jednak rozumiem, że się nie myliłem - nic więcej nie mówił, a ja poszedłem.

Po dwóch godzinach biegania po różnych zakamarkach parku i lasu, postanowiłem sapnąć. Kucnąłem przy tym pamiętnym strumyku i spojrzałem na telefon. Trzy nieodebrane połączenia od Lisy. Olałem to. Schowałem telefon do kieszeni i zacząłem rozmyślać. Na pewno nie powiem o tym Lisie, mowy nie ma. 
Nie wiem ile tak siedziałem i myślałem, ale ktoś mnie zaszedł i pocałował w policzek. Od razu rozpoznałem te usta.
-Co tu robisz? - spytałem ją. Była dziwnie uśmiechnięta.
-Szukałam cię, a Liam stwierdził, że pewnie biegasz. Szukałam w różnych miejscach, aż w końcu przypomniałam sobie o tym - wskazała głową na strumy. Uśmiechnąłem się lekko.
Ta dziewczyna potrafi wywołać u mnie uśmiech choć jestem w chujowym nastroju. Złapałem ją w talli i zmusiłem, żeby usiadła na moich kolanach. Jej ręce od razu powędrowały na moją szyję. Patrzyłem się na nią i jedyne czego teraz potrzebowałem, to to żeby po prostu była. Bawiła się włosami na mojej głowie. Nie zdążyłem zorientować się kiedy się do mnie przytuliła. 
-Lisa? - może nie tylko ja mam taki humor. Może ona nałożyła maskę, a ja nie zauważyłem?
-Boje się ciemności...
-Co?! - osunąłem ją szybko od siebie, a z jej nosa poleciała krew, a z oczu popłynęły łzy - LISA?! Co się dzieje?! 

-LISA! - poderwałem się z twardej ziemi. Było już szarawo. Zorientowałem się, że zasnąłem przy tym strumyku. Czy ona tu była?! Ten sen był strasznie dziwny... Poczułem, że muszę do niej zadzwonić. Nie odbiera, cholera! Wstałem na równe nogi i ruszyłem do jej domu, przebierając się w porsche. Zapukałem, ale nikt nie otwierał. 
Wróciłem do domu. W jadalni usłyszałem śmiechy więc wszedłem. Zobaczyłem jak matka, ojciec i Liam, a właściwie Lucas, sobie gawędzą. Od razu zapanowała cisza, gdy tylko mnie zauważyli. 
-Coś nie tak? - spytał głupio Liam. Ale w sumie teraz potrzebowałem jego pomocy.
-Musisz mi pomóc - mało brakowało, a połknąłby widelec.
-Ja?! 
-Tak! Masz numer do Paula to mi go daj - podszedłem bliżej. 
-Po co ci jego numer? - czuł, że coś ukrywam. To nie moja wina, że mam tak złe przeczucia.
-No dasz?! - warknąłem. Po chwili zastanowienia wyciągnął telefon i zaczął mi dyktować ciąg liczb.
-A teraz powiesz do czego on ci jest potrzebny? - nagle chyba na coś wpadł bo wstał - Nie waż się mówić Lisie! 
-Bo jakbym kurwa zamierzał! - od razu zadzwoniłem do Paula. Długo nie odbierał. 
-Halo?! Kto mówi? - idioto, jeszcze nic nie powiedziałem.
-Gdzie jesteś?!
-Conor? 
-Tak! Gdzie jesteś?! 
-...- ta minuta ciszy zaczęła mnie przerażać.
-NO GDZIE?! - krzyknąłem i czułem, że rodzice mnie mierzą wzrokiem.
-W szpitalu...
-Co...? - zakręciło mi się w głowie. Mój sen miał jakieś złe przesłanie?! - Błagam powiedz, że to tobie coś się stało...
-Znalazłem ją nieprzytomną... Jak chcesz to przyjed...
Nawet nie słuchałem co jeszcze mówił. Od razu wyleciałem z domu i wsiadłem do auta. Zobaczyłem w progu drzwi frontowych, zdezorientowanego Liamo-Lucasa. Nie mam pojęcia, jak powinienem się do niego zwracać.



*Oczami Lisy*


Czuje się taka sztywna... Moje powieki są takie ciężkie... Słyszę jak coś pika... Czy jestem w szpitalu? Otworzyłam pomału oczy i ujrzałam niebieskie ściany i biały sufit. Przy moim łóżku stała maszyna, która wydawała ten charakterystyczny dźwięk. Ścisnęłam moją rękę, ale nie wiedziałam że ktoś ją trzyma. Zauważyłam, że Conor śpi. Głowę miał położoną na moim łóżku razem z prawą ręką, którą to trzymał mają prawą. Martwił się? Czułam, że znów odpływam... Nie miałam chyba jeszcze wystarczająco dużo sił.


Słysze czyjeś głosy. Ktoś przejeżdża kciukiem po mojej prawej ręce. Teraz ktoś zamknął drzwi. Otworzyłam pomału oczy i zobaczyłam, bladego Conora. To on bawi się moją ręką i wygląda jak trup. 
-Co... - próbowałam wypowiedzieć jego imię, ale byłam na to za słaba.
Chłopak momentalnie się na mnie spojrzał.
-Lisa?! - na jego twarzy malowało się tak wiele emocji. Wyłapałam z nich ulgę, radość i... smutek? 
Uśmiechnęłam się lekko. W sumie, czemu jestem taka słaba? Conor podniósł moją rękę i pocałował po czym przyłożył do swojego czoła. 
-Wiesz jak mnie przeraziłaś? Myślałem, że stracę kolejną, ważną osobę w moim życiu... - był na granicy załamania, widziałam to. 
Musiałam znaleźć w sobie resztki sił i coś powiedzieć.
-Przepraszam... - spojrzał się na mnie nadal trzymając w ten sposób moją rękę.
-Co ja mam zrobić? Nie zostawiaj mnie, Lisa... - o czym on mówi?
Przecież żyje... Postanowiłam, że udam zmęczoną. Zamknęłam oczy i udałam się "niby" do krainy snów. Usłyszałam tylko ciche cholera! z ust Conora. Do pomieszczenia ktoś wszedł.
-Może pójdziesz już? Musisz odpocząć. Siedzisz przy niej już od trzech dni. Takie drzemanie przy niej, nic dobrego nie przyniesie - ten głos należał do Paula. Próbował być silny, ale wyczuwałam w jego głosie strach. 
-Nigdzie nie idę. Mowy nie ma! - ścisnął mocniej moją rękę. Zaczynałam się trochę bać.
-Ok... Nie wiem jak długo będę w stanie oszukiwać Liama... Jak on dowie się, że Lisa jest w szpitalu to mnie i tobie się oberwie.
-Gówno obchodzi mnie Lucas! - Lucas? Dlaczego tak nazwał Liama?
-Posłuchaj, myślę że on powinien tu być. 
-Ta?? I co to da?! Sił jej nie zwróci?! Obudziła się parę minut temu, jakby cie to ciekawiło.
-Serio?! Mówiła coś?! - był podekscytowany lekko. 
-Nie miała sił nawet wymówić mojego imienia. Co jej do kurwy nędzy jest?! Czemu oni nam nic nie mówią?! 
-Jej wyniki są dziwne i ciągle robią jakieś dodatkowe badania. 
-Czyli coś poważnego?! 
-Nie wiem... Ale mamy jeszcze asa w rękawie w razie wu.
-Co?
-Liam... On będzie mógł być dawcą...
-Co?! Jakim kurwa dawcą?! Ty coś wiesz?
-Nie. Po prostu mówię, ze gdyby był potrzebny jakiś przeszczep czy bóg wie co innego, mamy Liama. Wtedy będziemy musieli mu powiedzieć.
Conor zamilkł. Co jest ze mną? Liam - dawcą? O co chodzi?!


Nie wiem kiedy odpłynęłam. Obudziłam się chyba w środku nocy bo ciemność panowała w moim pokoju. Przy moim łóżku czuwał, Conor. Trzymał mnie tak lekko, że mogłam wyjąc rękę. Pogłaskałam go po głowie. Czułam się znacznie silniejsza niż ostatnim razem. Miałam wrażenie, że przespałam wieki! Rozejrzałam się po pokoju. Różnił się od tego ostatniego. Może dowiedzieli się co mi jest i przenieśli mnie?
Ukradłam telefon Conorowi, który leżał na szafce obok mojego łóżka. Zaczęłam bawić się nim. Jak zwykle zabezpieczenia, nie zrobiły na mniej najmniejszego wrażenia. Odblokowałam ekran i zaczęłam szperać mu w telefonie. Wiem, że naruszam jego prywatność, ale cholernie mi się nudzi! Przejrzałam kontakty, muzykę i na koniec zdjęcia. No w tym ostatnim to sporo się naśmiałam. Widziałam zdjęcia na których był w głupkowatych pozach z chłopakami. Minęły mi tak trzy godziny w chichotaniu. Na zegarku wybiła 6. Zaczęło robić się coraz jaśniej w pomieszczeniu. Nagle Conor dostał sms'a. To od Liama. A przynajmniej domyślałam się że to on niego.

Lucas:
Mam dość... Gdzie jest Lisa?! Nie powiedziałeś jej, prawda? 
Ja już wariuje... Mam wrażenie, że razem z Paulem ukrywacie ją przede mną... A to ja powinienem ukrywać ją przed tobą! I nie obchodzi mnie, że ze sobą chodzicie! Nie zasługujesz na nią... 

Ta treść mnie zdziwiła. Po chwili przyszła kolejna wiadomość.

Lucas:
Widzisz?! Nie panuje już nada sobą. Nie biorę tabletek od 2 dni i mam jakieś pojebane myśli! Twoi starzy kontrolują mnie jak pięciolatka! To wkurwiające! Męczy mnie to życie... Mam go dość... Trzymaj się...

Co to znaczy?! On chyba nie... O boże! Muszę obudzić szybko Conora. Zaczęłam trząść chłopakiem. Po chwili obudził się.
-Paul mówiłem, ze nigdzie nie... - gdy mnie zobaczył w pełni sił uśmiechnął się - LISA! 
Przytulił mnie do siebie. Gdy osunął się stykał swoje czoło z moim.
-Najgorsze 12 dni czekania w moim życiu! - ile?! Tyle tu spałam?! Ale teraz to nie ważne! 
-Conor, Liam napisał ci dziwnego sms'a! - skrzywił się gdy mu o tym powiedziałam. Zabrał ode mnie telefon i sam przeczytał wiadomość. 
Spojrzał się na mnie.
-Mam z nim na pieńku... - czemu mi się tłumaczy?! 
-Nie! To znaczy, to wiem! Ja zrozumiałam, że chce sobie coś zrobić! - po chwili zastanowienia, zrobił duże oczy. Wyskoczył z sali by po chwili zjawić się w środku z Paulem.
-Sis! - ucieszył się na mój widok.
Do mojego łózka podszedł Conor i pocałował mnie w czoło.
-Wrócę, najszybciej jak się da, obiecuję. A tego debila zatrzymam! - nim się spostrzegłam, zniknął z mojego pola widzenia. 
-Co jest?! - spytał zdezorientowany Paul.


Ciąg dalszy nastąpi...



<---Poprzedni


~LilaSam~


niedziela, 3 maja 2015

You, Me and Bed! cz.8




*Oczami Lisy*

        Budzę się i... Gdzie ja jestem? Zerknęłam na swoją prawą stronę. Ściany są białe tak samo jak i sufit. Głównie dominują tu kolory czerni i bieli. Ściana na przeciwko łóżka jest czarna. Przy niej stoi regał na książki w postaci schodków. Na wolnej części ściany widniały jakieś plakaty i zdjęcia. Spojrzałam na lewą stronę, a tam... Conor? Spał wtulony w poduszkę i miał taki unormowany oddech. Słodziak! Podpierając się na łokciach zrozumiałam, że jestem naga! Z tej pozycji widzę moje ubrania porozrzucane na podłodze. Zgaduje, że on też jest nagi i że jego ciuchy również gdzieś leżą. Zachichotałam cicho i postanowiłam wstać, ale tak by go nie obudzić. Szczerze? Bałam się tej nocy. Ona decydowała o tym czy będę z nim czy nie. Jeżeli się obudzi i powie, że nic do mnie nie czuje i na seksie się skończy? Boje się tego jak diabli! Zwalając już nogi z łóżka na podłogę, spojrzałam czy chłopak nadal śpi. Na szczęście tak. Zaczęłam rozglądać się za swoją bielizną. W sumie to jak doszło do tego czego doszło?! Przypominam sobie coś... Po tym jak ugryzł mnie w szyję. Dotknęłam miejsca ugryzienia w tym momencie. Zaciągnął mnie do auta i przywiózł tutaj. Ale w sumie co to za miejsce? To na pewno nie jest jego dom! Pamiętam, że drzwi frontowe były dziwnie otwierane. Na początku użył kluczy, a potem musiał wpisać jakiś pin. Od progu zaczęliśmy się całować i... w sumie nie wiem kiedy dotarliśmy do łóżka. Wiem, że całował mnie namiętniej niż wtedy u mnie... 
Gdy zaczął sprawiać mi i sobie przyjemność, wymieniliśmy dwa zdania. O czym one... O NIE! Wiem, że seks z nim nie należał do wolnych wręcz przeciwnie! Po wypowiedzeniu jednego zdania posłał mi złowieszczy uśmieszek i...

Wspomnienie...

-Szkoda, że nie jestem twoim pierwszym... - szeptał mi do ucha dusząc. Jego głos był taki seksowny! 
-A co jeśli - westchnęłam - nim jesteś... - znów.
Spojrzał się na mnie i przestał się ruszać. Popatrzyłam w jego oczy i czułam, że nie potrzebnie to powiedziałam! 
-Żartujesz, prawda?! - jego ton mnie przeraził. Brzmiał "wściekle".
-Ni-nie... - i nagle na jego twarzy pojawił się chytry uśmieszek. Nachylił się i zaczął szeptać mi do ucha:
-Gdybyś powiedziała to na początku, byłbym milszy... Ale nie myśl, że teraz coś to zmienia. Sprawie, że rano nie ustaniesz na nogach...


******

Moje oczy stały się ogromne przez przypomnienie sobie jego słów. Ale w sumie o czym on mówił? To nie bolało... Było mi cholernie dobrze! Dotknęłam stopami tego białego, puszystego dywanu. Milusi...
Po chwili założyłam stanik, który leżał dość blisko łóżka i majtki. Wstałam ale usiadłam z powrotem... On nie kłamał! Nie mogę stanąć! Sięgnęłam bluzkę i już miałam ją zakładać kiedy poczułam wilgotne usta na mojej prawej łopatce. Do tego dołączyła ręka, która sunęła powoli w górę i w dół, po moim ramieniu. Zerknęłam za siebie.
-Gdzie się wybierasz nie budząc mnie? - jego głos był taki ochrypnięty i taki... seksowny. 
Mimo wszystko bałam się, bałam spojrzeć w jego oczy. "Trudno, Lisa! Musisz wiedzieć na czym stoisz!" to właśnie podpowiadał mi rozum i podświadomość. Przełknęłam ślinę i odwróciłam się do niego. Zdziwił się widząc moją minę.
-O co chodzi? - widać było, że boi się tego co chce powiedzieć.
Niezbyt wiedziałam jak zacząć rozmowę. On podpierał się na prawym łokciu. Widok jego klaty przywołał u mnie wspomnienia cudownej nocy. Reszta ciała była zakryta kołdrą.
-No mów! - niecierpliwił się. 
Poddałam się. Nie mam pojęcia jak zacząć. Schyliłam się i go pocałowałam. Chciałam by to był lekki pocałunek, ale on dotknął mojego lewego policzka, zmuszając mnie tym samym do pogłębienia go. Nie odmawiałam... Gdy się od siebie odkleiliśmy popatrzył mi w oczy.
-No powiedz, co zrobiłem? - był... smutny? - A może żałujesz i dlateg... - przyłożyłam mu do ust swoją rękę. Jak on mógł pomyśleć, że żałuje?! 
-Zwariowałeś chyba! - warknęłam. Od zdjął moją dłoń ze swoich ust i popatrzył na mnie pytająco.
-To o co chodzi? Nie może cię boleć bo aż tak "brutalny" to nie byłem - zaśmiałam się - Nie śmiej się głupia, tylko mów! 
Spojrzałam się na niego. Nie ma odwrotu! Skoro zaczęłam muszę skończyć. 
-Ja chce wiedzieć. 
-Niby co? Czy było mi dobrze? - zaśmiał się łobuzersko wystawiając rząd białych ząbków. Palnęłam go w ramie. 
-Nieee! Chce wiedzieć co dalej? - jak się teraz tak zastanowić... Może za szybko zadałam to pytanie? Spojrzał głęboko w moje oczy co sprawiło, że poczułam się niepewnie.
-A co ma być? - czy on gra debila?! 
-Wiesz o co mi chodzi! 
Westchnął ciężko i walnął się na poduszkę. Patrzył w sufit. 
-Ok... - dla mnie to oznaczało jedno. "Nie mam ochoty gadać. Wiesz, że związki mnie nie kręcą"
Poderwałam się z łóżka i zaczęłam ubierać nerwowo spodenki. W dupie miałam tyci ból, przez który nie mogłam porządnie ustać. Sam też zaczął się ubierać. Super! Czyli miałam racje... Musiałam ostro się powstrzymywać by łzy nie zaczęły spływać. Już chciałam wychodzić kiedy zablokował drzwi ręką nad moją głową.
-Co jest? - on nie wie?! Jeżeli się teraz na niego spojrzę, nie powstrzymam łez.
-Mógłbyś puścić drzwi? Chciałabym wyjść - dobrze, że głos mi nie zadrżał. Chyba maska mi się sama założyła.
-A co ze mną? Co się dzieje? - był zdezorientowany. Sama też zaczynałam być. 
-Skoro nic dla ciebie nie znaczę to mnie wypuść...
-Co...?! - zaczął się śmiać. Mi jakoś nie było do śmiechu - Skąd te wnioski, skarbie? 
Wzdrygnęłam się. On droczy się ze mną dla zabawy czy może jedna źle zrozumiałam jego reakcję?! Odwróciłam się do niego przodem. Gdy zobaczył moją minę przestał się śmiać i stał się poważny. Nie zdążył ubrać się całkowicie. Naciągnął jedynie spodnie, których nawet nie zapiął. Przy jego gołej klacie zaczęłam wariować. Przybliżył się do mnie przez co nasze twarze dzieliły centymetry. 
-Jeżeli pożądanie drugiej nocy z tobą i kolejnej, i kolejnej... Czy chęć całowania cię nazywa się miłością, to chyba cie kocham... - lewy kącik jego ust, poszybował do góry - więc nigdzie się beze mnie nie ruszasz, skarbie! - pocałował mnie lekko i wrócił do ubierania się. 
Jeszcze chwilę opierałam się o te drzwi i przygryzłam dolną wargę. Nie mogę uwierzyć, że Conor Wood zaczął ze mną chodzić! Czuje się jak w tych opowiadaniach o bad boyach zakochujących się w szarych myszach. 

Gdy był już ubrany, ruszyliśmy na dół. Dom był olbrzymi i taki nowoczesny! Pokoi to miał chyba z pięć jak nie więcej! Na dole olbrzymia kuchnia o salonie nie wspomnę! Odłączyłam się od niego i poszłam na tył domu. Basen! O mój bosz! Tu to już w ogóle jest bajecznie! Czuje się jak kopciuszek na zamku! 
Nagle podszedł do mnie od tyłu i przytulił. 
-Podoba się? - szepnął słodko.
-Noo, dziwne by się nie podobało! To twój drugi dom? - ciekawiło mnie to.
-Powiedzmy. Kupiłem ten dom na spółkę z Joshem. Każdy z nas ma klucz do swojego pokoju - pokazał mi mały złoty kluczyk.
-Nie ma prawa wbijać do MOJEJ - podkreślił to słowo, tak że czułam się dziwnie - NASZEJ sypialni. 
Poprawił się szybko przez co na mojej twarzy zagościł rumieniec. Zaśmiał się lekko i poszliśmy w kierunku drzwi frontowych. W nocy takich widoków to ja nie pamiętam! Podjazd na którym stoją dwa samochody do tego trawa ścięta tak równiutko, że nie znajdziesz jednego źdźbła większego. Jeden z samochodów był mi dobrze znany. A drugi?
-Czyje jest drugie auto?
-Zgaduje, że Josha - zamknął drzwi i ruszył do swojego auta. 
-To chyba niebezpieczne? - stwierdziłam idąc za nim.
-Niby tak, ale jak ma kieszonkowe wynoszące pięć tysięcy miesięcznie, to myślisz że robi mu to jakąś różnicę?
No chyba ma racje. Ja jak żyje takich pieniędzy na oczy nie widziałam, a on dostaje tyle co miesiąc!



Całą drogę śmialiśmy się i rozmawialiśmy. Czułam, że nie jesteśmy tylko parą, ale też przyjaciółmi. On wiedział kiedy nakładam maskę, a ja wiedziałam jaki jest na prawdę w środku. 
Dziś mamy poniedziałek i... dopiero zorientowałam się gdy mi o tym przypomniał! Byłam zła! On oczywiście nie chciał dziś iść do szkoły tylko rozwalić się na kanapie przed tv. Po moim trupie! Mimo, że jest 7:46 nie mam zamiaru rezygnować ze szkoły! Najpierw poszliśmy do niego wziąć rzeczy i się przebrać. Może jakimś cudem zdążymy na druga lekcję.
Poszłam razem z nim. Otworzył drzwi i stanął jak słup w wejściu do salonu.
-Co tu robicie? - chciałam sprawdzić do kogo mówi więc podeszłam bliżej. Na kanapie siedzieli jego rodzice.
-Martwimy się o Liama. Nie ma go w domu i telefonu też nie odbiera od dwóch dni - zaczęła jego matka. Co się stało z Liamem?! 
-I dla synalka zrezygnowaliście z dnia w pracy? - zabolało go to. Zainteresowali się Liamem a go samego mieli w dupie. 
Jego matka wstała podobnie jak i ojciec.
-Synu... - zaczął ojciec ciężko wzdychając.
-Liam może i jest dorosły, ale on jest...
-Tak, tak, waszym kochanym synkiem zaraz po Natanielu - jego matka miała łzy w oczach.
-Jak możesz...
-Spoko przywykłem, że jestem jedynie śmieciem tej rodziny. Nie martwcie się daje sobie radę - pocałował mnie w czoło i poszedł do swojego pokoju. 
Jego rodzice patrzyli na mnie.
-Jesteś jego dziewczyną? - spytała matka lekko się uśmiechając. No w sumie to jestem.
-Yhym.
-Od jak dawna jesteście ze sobą? - widać było, że chce się dowiedzieć czegoś więcej. 
-Od dwóch dni?  - kobieta się speszyła. Mężczyzna natomiast chrząknął. 
-To coś poważnego? - spytała mnie. Nie dziwie się że zadała to pytanie.
-Myślę, że tak. A co z Liamem? - no cóż, byłam ciekawa. Martwiłam się o niego. W końcu był dla mnie niczym brat.
-Ah, martwimy się o niego. Mógł zrobić coś głupiego - usiadła na kanapie. 
Ja wybrałam do niego numer i próbowałam się dodzwonić. Nic z tego. Ale wpadłam na świetny pomysł.
-Może zadzwonię do swojego brata! Oni są najlepszymi przyjaciółmi, możliwe że coś wie - widziałam jak im zapaliła się iskierka nadziei. 
Szybko zadzwoniłam do Paula. Jeden sygnał, drugi i w końcu odebrał.
-Yy, halo? - mruczał mi do słuchawki. Doskonale wiedziałam, że śpi! 
-Paul co ty robisz we wyrze o 8 rano?! - ochrzaniłam go na dzień dobry.
-Ooo siostrzyczka do mnie raczyła zadzwonić! Co się stanęło?
-Kiedy ostatni raz gadałeś z Liamem? - widziałam jak rodzice Conora mi się bacznie przyglądają i słuchają.
-Dziś rano... - ziewnął.
-Wiesz, że jest rano? - znudziłam się.
-Wiem... To znaczy... On dzwonił do mnie gdzieś po 6. Od dwóch tygodni dzwoni i mnie informuje co u ciebie. Postanowiłem, że skoro on cię pilnuje to na chuj mam wydzwaniać? Będziesz chciała sama zadzwonisz... - wiedziałam, ze go zraniłam. Wtedy, w lesie. 
-Paul... Wiesz, że nie chciałam.
-Wiem... Kocham cię - cmoknął mi do słuchawki - A czemu pytasz mnie o Liama? 
-Bo zniknął z domu. Nie ma z nim kontaktu od dwóch dni...
-Co?! Toś to gnój dzwonił do mnie dwie godziny temu i twierdził, że był u ciebie w domu i sprawdził czy śpisz! - wzdrygnęłam się. Ale skoro mój brat nie wydzwaniał z pretensjami "gdzie jestem" to znaczy, że Liam go okłamał.
-No cóż... - przygryzłam dolną wargę. Na dół zbiegł Conor i miał pytajniki w oczach - Muszę kończyć, oddzwoń jak dowiesz się czegoś ok?
-Ok... - czułam, że poczuł się oszukany, oszukany przez własnego przyjaciela. 
Schowałam telefon do kieszeni i zwróciłam się do rodziców Conora.
-Liam dzwonił dziś do Paula i udawał, że wszystko jest ok - widziałam jak pani domu odetchnęła z ulgą. 
Conor złapał mnie za rękę i wyprowadził z domu.
-Co robisz?! - oburzyłam się.
-Nie spoufalaj się tak z moimi starymi! Chwile mnie nie ma a ty martwisz się Liamem! - był zły, albo nawet i wściekły! 
-Liam jest moim przyjacielem, martwię się o niego! 
-Pfff... - wsiadł do auta. Nie otworzył mi drzwi, więc sama musiałam to zrobić. Chwyciłam jego twarz w obie dłonie.
-O ciebie też się martwię. Widziałam jak zabolało cię na widok rodziców - zrobił dziwną minę. Przełknął ślinę i odpalił silnik.
-Jedziemy do ciebie i potem do szkoły. Nic się nie zmieniło, prawda? - chyba trochę agresja mu uszła. 
-Tak...


**********

Gdy skończyły się moje lekcje, Conor czekał już na mnie przy aucie. Podeszłam do niego i pocałowałam go. Najlepsze jest to, że jak mnie rano pod klasę odprowadził to pocałował i poszedł do swojej. Emma od razu zaatakowała mnie milionem pytań. W klasie wszyscy się na mnie patrzyli zabójczo, ale wiedzieli że jak dojdzie to do Conora to padną trupem. 
Na stołówce usiadłam przy chłopakach. Emmy i tak nie było bo miała zwolnienie. Byłam szczęśliwa gdy dowiedziałam się, że Nicola również chodzi do mojego technikum! Niestety wybrała inny kierunek przez co nie jesteśmy w tej samej klasie. 

Conor odwiózł mnie do domu. Zaprosiłam go do środka i na jego twarzy pojawił się uśmiech łobuza. Weszliśmy do domu śmiejąc się od ucha do ucha i gdy zobaczyłam kto wychodzi z kuchni, zatkało mnie.
-Paul?! - tak, to mój braciszek. Oparł się o ścianę ramieniem i patrzył na nas.
-Witaj panie Scott - Conor nie byłby sobą gdyby tego nie powiedział.
-Witam panie Wood - na jego nieszczęście, mój brat również potrafi docinać. I wcale nie chodziło mi o to co teraz powiedział - Co wy tak razem?
Nagle Conor objął mnie ramieniem. Oni oboje są jak dzieci. 
-Co tu robisz? - musiałam się odezwać. W sumie to mnie nawet ciekawiło. Jego kurs trwał miesiąc, a on nawet nie minął jeszcze. 
-Pogadałem z Liamem - wrócił do kuchni.
-Iiiiii? - ciągnęłam specjalnie. Otwierał lodówkę i wyjął z niej butelkę wody.
-Nie jest z nim dobrze. Mam wrażenie, że przestał brać tabsy - zszokował tym nie tylko mnie. Do kuchni wszedł Conor.
-Jakie kurwa tabsy?
-Nie wiedziałeś, że się leczy? - Paul był zaskoczony. 
-To on był chory? To znaczy, jest? - ciągnął Conor - Starzy wiedzieli?
-Tak. Wiedzieli na co się piszą, więc... - nagle zdał sobie sprawę, że mówi za dużo bo dodał - Zapomnijcie o tym.
Na jego telefon przyszedł sms. Odczytał go i wyszedł zostawiając nas bez wyjaśnienia.
-Nie wiedziałeś, że twój brat jest chory?! - nie wiem czemu tak na niego krzyknęłam.
-Skąd miałem wiedzieć?! Nie jestem jasnowidzem! 
-Przepraszam... - przytuliłam się do niego. Wiem, że on też był w szoku. 
-Ja muszę wiedzieć o co chodzi. Pojadę do domu i wykorzystam fakt, że starzy siedzą na chacie. Mogę? - spytał się mnie o pozwolenie, kochany.
-Oczywiście. Nie jesteś przecież do mnie przywiązany - posłałam mu uśmiech, a on mnie pocałował i wyszedł. 
Nagle ogarnęła mnie panika. Coś jest nie tak... Poczułam jak nogi robią mi się jak z waty i po chwili... Ciemność...


Ciąg dalszy nastąpi...





<---Poprzedni

****************************************************
LUDZISKA! Części będzie jednak 10 bo ten rozdzialik byłby za długi więc go podzieliłam na pół ;)



~LilaSam~


sobota, 2 maja 2015

You, Me and Bed! cz.7




*Oczami Lisy*

Nie wierze, że on coś może do mnie czuć! Podparłam się o szafkę nocną bo bym chyba zemdlała. Do pokoju wszedł Liam. 
-O czym gadaliście? - był zły, czułam to na kilometr. 
-Mówiłam, że on taki nie jest...
-Jesteś głupia i naiwna, ale dobra. Co chciałaś ode mnie? - eh, nie lubię, gdy taki jest! W sumie to nie wiem od jak dawna, ale naprawdę go polubiłam. 
-Bo powiedział coś co nie daje mi spokoju...
-Pocieszałem cię. Nie słuchaj tego idioty, nie moja wina że sobie coś ubzdurał. Traktuje cię jak sis i nic nadto - uwierzyłam mu. Ale skąd wiedział, że o to chciałam spytać? Posłałam mu uśmiech i się do niego przytuliłam. Przy nim czułam się jakbym miała jednak prawdziwą rodzinę, nie tą co mnie adoptowała, ale tą prawdziwą. Gdy chciałam się od niego odkleić, on mnie przydusił. Nie mówcie mi, że on... płacze?
-Zostań tak przez chwilę... - gładził mnie po głowie jak małą dziewczynkę. Dziwnie się poczułam. Ten dotyk był mi znajomy - Jeżeli cię skrzywdzi, powiesz mi? - wypalił nagle.
-Co? Yy... tak.
-Nie kłam... Ja nie Paul. Ja jestem... - przerwał i uciekł. Zostawił mnie w ciężkim szoku. Pobiegłam za nim, ale zdążył odjechać z piskiem opon. O co mu chodziło? 

Wróciłam do pokoju i się przebrałam. Nie planowałam nigdzie wychodzić więc piżama powinna być ok. Nagle telefon rozbrzmiał. Sms? Podbiegłam do niego. 

Nicola ;*:
Kocie, co robisz dziś wieczorem?
Ja:
A co mam robić? Kisze się w domu XD
Nicola ;*:
Aham... A co z Conorem ;D
Ja:
Nie wiem...
Nicola ;*:
Ejjjjjjjjj!!!
Ja:
Pieprz się ;P
Nicola ;*:
Ty mi tu propozycji nie składaj tylko odpowiadaj XD
Ja:
Zboczeniec xD
Nicola ;*:
:*

Byłam taka szczęśliwa, że wreszcie wszystko idzie tak jakbym sobie tego życzyła. Położyłam się i zaczęłam odpływać. W końcu jest dość późno. 



Dwa dni później...

Mamy piękną niedzielę. A ja sobie spokojnie czytam gazetkę w salonie, gdy ktoś mi przerywa. Z Conorem mało się widziałam, bo gadał z Chrisem i rzekomo między nimi zgoda. Liam milczy. To chyba najgorsze. Drugi brat mnie olał...

Kotek^^
Co zrobiłaś Liamowi O.o
Ja:
Ha?!
Kotek^^
Co mojemu bratu zrobiłaś? Brzmi lepiej? -,-
Ja:
CONOR?!
Kotek^^
:* Co masz na sobie?????
Ja:
-,-
Kotek^^
No co?! Sama tego chciałaś, musisz mnie podniecić...
Ja:
Zapomnij, zboku.
Kotek^^
Kozak w necie pizda w świecie :P 
Oj zrobiłbym tym języczkiem *^*
Ja:
O_O 
Jesteś gorszy kiedy piszesz XD
Kotek^^
Podniecona? Rumieńce? Mam przyjechać?
Ja:
NIE! Won! Po za tym "Kotek", serio?!
Kotek^^
No a nie? Czyli mnie nie kochasz?

Nie odpisałam. Jakoś wolałam to mówić niż pisać. Jeszcze by mu coś odbiło i pokazywałby to na prawo i lewo.

Kotek^^
Żartuje XD Ale gdy piszesz, nie jesteś taka fajna *^*
Ja:
Nie moja wina, że ty jesteś napaleńcem xD 
Kotek^^
Ja?! Wiesz, obrażasz mnie ;-;
Ja:
I tak cię lubię :*
Kotek^^
Wolałbym "Kocham" ale ok. Przeżyje ;-;
Ja:
Pff XD
O co chodzi z Liamem? 
Kotek^^
Meh, liczyłem że zajmiesz się mną, a nie nim ;-;
Przyjechał od ciebie i zamknął się w pokoju trzaskając drzwiami. 
Od tamtej pory go nie widziałem, myślisz że umarł? ;D
Ja:
O_O
Nic mu nie zrobiłam, ale fakt że szybko wybiegł wtedy=/
Kotek^^
Ale, nie dotykał cię, nie?
Ja:
Zazdrosny? :P
Kotek^^
Jak diabli... Nic na to nie poradzę ;-;
Ja:
*cmok w policzek* 
Kotek^^
*pocałunek z języczkiem :P*
Ja:
*odwzajemnienie*
Kotek^^
*moja ręka odpina twoje spodnie*
Ja:
Jeśli myślisz, że będę grała w tą zboczoną grę, to jesteś w błędzie -,-
Kotek^^
Żałuj, potem jest najlepsze *^*
Ja:
Musze iść, paa :*
Kotek^^
Czekaj! 
Ja:
???
Kotek^^
Idziemy dziś do klubu ;D
Ja:
Gdzie znak zapytania?
Kotek^^
A po co? To nie było pytanie, tylko stwierdzenie, skarbie ;*
Przyjadę po ciebie o 22
Będą chłopaki i nie martw się, Chris nie będzie obrażony...

Przeraziłam się. Nie wiem czy to dobry pomysł. Ale w sumie, spędzenie czasu z Conorem sprawia, że mam motyle w brzuchu. W dodatku tu pisał jakbyśmy byli parą. Chyba wolę z nim pisać.
Godzina... COOOOO? 20:32? To kiepski żart, panie Kotek! Ruszyłam biegiem do szafy w swoim pokoju i wybrałam coś skromnego. Skoro zdobyłam Conora to nie muszę ubierać się wyzywająco. Wzięłam bluzkę ledwo zakrywającą mój tyłek. Ale się chłopak zdziwi, że pod spodem będę miała krótkie spodenki! Na nogi planowałam ubrać trampki za kostkę koloru takiego samego co bluzka - czerwonego. Poszłam do łazienki wziąć prysznic. Wysuszyłam włosy i upięłam je w koński ogon. Zrobiłam lekki makijaż po czym wróciłam do pokoju. Zaczęłam ubierać ciuchy. Spojrzałam na zegarek i dochodziła 22. Dziwne, że jeszcze go nie ma. Odwróciłam się i już chciałam zejść do salonu kiedy w drzwiach od pokoju zobaczyłam Conora. Szczerzył się jak głupi.
-Czego? - trochę oschłości nie zaszkodzi. 
-Twego... - nie musiał kończyć, wiedziałam co chce powiedzieć. Znów się zaśmiał i podszedł do mnie - Gotowa?
-Yep, nie widać?
-Powinnaś ubrać dłuższą kieckę - HA! nabrał się na to. Zajebiście! Pojeździłam palcem po jego torsie.
-A po co? Idziemy? - wyminęłam go i ruszyłam w kierunku schodów. Złapał mnie za nadgarstek i odwrócił. Po chwili popchnął na ścianę i przywarł do mnie swoim ciałem. 
-Chcesz, żebym nie wytrzymał z podniecenia w tym klubie i przeleciał cię na stole? - mruczał mi do ucha. Przeszedł mnie dreszcz podniecenia. 
-To nie mój problem, że nie panujesz nad swoim przyjacielem - o tak! Będę grała tak jak on. Spojrzał mi w oczy i pociągnął na dół. 
-Tylko potem nie sycz, że nie chcesz! - o mój drogi, na pewno nie będę! 

Wsiedliśmy do auta i jechaliśmy z 10 minut. Zdziwiłam się, że jest BMV, a nie porsche. Całą drogę gadaliśmy i śmialiśmy się. Przestaliśmy gadać zboczone rzeczy, a wręcz przeciwnie! Opowiadał mi trochę o sobie, a ja słuchałam z zaciekawieniem. Czasem się śmialiśmy bo opowiedział coś bekowego. Coraz bardziej go lubiłam. Można jeszcze bardziej?
Zatrzymał się pod nieznajomym mi klubem. Splótł nasze palce i weszliśmy do środka. Całkiem sporo ludzi jak przy niedzieli. 
-Nie oddalaj się ode mnie, ok? - szepnął mi do ucha i przygryzł płatek przez co westchnęłam, ale nie ze znudzenia, a z przyjemności jaką mi dawał. 
-Postaram się... - pocałowałam go w policzek, ale liczył na coś innego. O nie, nie dam się łatwo.
Poszliśmy w kierunku siedzących chłopaków. 
-Josh?! - krzyknął przerażonym tonem Conor.
-Co jest?! Co się stało?! Auto mi skasowali?! GDZIE?! - jesu, jak on się przejął. Przecież to tylko auto... A nie, czekaj... Dla chłopaka to druga połówka.
-Nie - zmienił ton na obojętny - Ty jeszcze nie na parkiecie? - wskazał palcem na osoby tańczące. Uśmiałam się pod nosem.
-Zakurwić ci, cwelu?!  - Chris przewrócił oczami i modlił się nad piwem. 
Razem z Conorem usiedliśmy na przeciwko chłopaków. Christian uśmiechnął się do mnie dzięki czemu rozluźniłam się. Nagle Josh rozłożył się na całym stoliku i podparł się łokciem o stolik a pięścią  o twarz. Patrzył się na mnie badawczo.
-Josh... - chyba zirytował tym Conora bo ścisnął moją rękę. 
-Powiedz, mała. Jak ty mi go uwiodłaś, hm? - Christian buchnął śmiechem, a Conor lekko zachichotał. 
-Za słabo go pilnowałeś - udawałam nie wzruszoną. W końcu kto jak kto, ale ja w zakładaniu masek jestem mistrzem! 
Po pięciu minutach gadania, Conor szepnął mi na ucho, że idzie mi coś wziąć i czego sobie życzę. 
-Piwo smakowe? - zrobiłam słodką minkę.
-Ty i piwo? - zdziwił się.
-Myślisz, że nie umiem się bawić? Pff - udałam obrażoną i splotłam ręce na piersiach. 
-Dobra, dobra, idę skarbie - przeszedł obok mnie i ruszył po moje zamówienie. 
-Jesus Mahrio! - nagle Josh się odezwał - Anioła ujrzołym! - próbował zaakcentować, nie wyszło mu - Państwo wybaczą, ale obowiązek - pokazał na krocze kiedy wstał - wzywa! 
Chris zaśmiał się. No i zostaliśmy sami. Taaa.
-Nie musisz się mną przejmować - zaczął przez co się na niego spojrzałam.
-Co?
-Nie mam ci za złe, że nie odwzajemniasz moich uczuć. Cieszę się, że zmieniasz Conora. Jeszcze tylko trzeba znaleźć kogoś dla Josha. Mam dość tego jego "obowiązku" - prychnęłam. 
-Musi dorosnąć - sama się zdziwiłam, że to powiedziałam.
-A Conor dorósł? - wiedziałam, że spyta.
-Może. Ja w każdym bądź razie jeszcze nie - zbiłam go tym z pantałyku. 
-Jak to?
-Ah, zła przeszłość i mam wrażenie, że robię pętlę. Ale nie martw się, nie bawię się uczuciami Conora - tego jestem pewna w stu procentach. Kocham tego gnojka. 
W oczach Chrisa nadal były pytajniki, ale ja nie chciałam gadać na temat swojej brutalnej przeszłość dlatego skończyłam temat. Po chwili podszedł do mnie Conor z piwem. Chris powiedział, że idzie do toalety. Conor objął mnie ramieniem i zaczął pieścić po lewym policzku. Po chwili zaczął mruczeć mi do ucha. Oczy same mi się zamykały i zaczęło się odzywać pożądanie tego gnojka.
Musiałam szybko coś wymyślić. Nie mogłam stracić panowania nad sobą przed Chrisem. Jest zdecydowanie za wcześnie na okazywanie czułości z Conorem przed nim. 
-Zatańczymy? - spytałam. To dobry pretekst. 
Moje ciacho chyba też odpływało bo miał małe oczka kiedy mu przerwałam. 
-Czemu nie...
I ruszyliśmy w stronę parkietu. Chwycił mnie w biodrach a ja zarzuciłam ręce na jego szyję. Piosenka była wolna więc ten taniec jak najbardziej mi odpowiadał. Patrzyliśmy sobie w oczy i on zaczynał coraz szerzej się śmiać. 
-No co? - spytałam.
-Oszukałaś mnie - zdziwiłam się. Jego rękę powędrowała na mój pośladek. Schylił się i szepnął mi do ucha - Masz pod spodem spodenki, a tak się napaliłem.
Haha! Wiedziałam! Czy on myśli, że ubiorę taką krótką sukienkę? Po moim trupie! Po za tym, to jest bluzka. Zaczęłam bawić się jego włosami. 
-Jeżeli za nie pociągniesz, przysięgam że zaciągnę cię do łazienki - wiedziałam, że buzuje w nim podniecenie. A skąd? Bo chociażby cały czas był schylony i mruczał mi do ucha. Ręką jeździł to w górę to w dół. Co ja z nim robię?
Po około 20 minutach, wróciliśmy do chłopaków. Tak "chłopaków" bo wrócił Josh.
-Co, podryw się nie udał? - zakpił Conor.
-Spierdalaj! - oho, czułam złość.
-Co jest? Nie chciała ci dać? - miałam chęć pizgnąć go w łeb. 
-Gorzej! Bawiła się mną! Ale ja jej jeszcze pokaże! - żalił się i zapowiadał "zemstę". Zachichotałam. 
Po chwili spojrzałam na bar, a za nim stał... Matt?! Niemożliwe! Co on by tu robił?! Przecież pracuje jako mechanik w LA?! Zaśmiał się do jakiegoś klienta. Teraz już wiedziałam, że to on. Poderwałam się z siedzenia i ruszyłam do baru z bananem na twarzy. Usłyszałam jak woła mnie Conor, ale olałam to. 
Podeszłam i...
-Elo Mateo! - klasnęłam mu przed twarzą. Chłopak zaśmiał się widząc mnie.
-Lisia?! Matko! Kopę lat! - oparł się o blat i w oczach zalśniły mu ogniki ekscytacji. 
-Co tu robisz? Powinieneś być w LA! 
-Wiem. Nicola - nie musiał więcej mówić. Pewnie ktoś przystawiał się do niej, a braciszek dawał kopniaka w dupę. 
-Rozumiem. A gdzie ona? - skoro jest tu Matt, to jego siostra też musi być. 
Nic nie mówił a ja poczułam na sobie olbrzymi ciężar uderzenia! Ktoś walnął we mnie całym cielskiem, obejmując mnie.
-LISIA!!! 
-Nicola?! - padłyśmy sobie w objęcia. W końcu tyle czasu się nie widziałyśmy! 
-Co tu robisz, kocie?! - była tak samo szczęśliwa jak ja. 
-Przyszłam na imprezę z...
-CONOREM?! - bosz, zamknij się! 
-Taaa... 
Zaczęła krzyczeć jak opętana jakaś.
-Mów jaki jest w łóżku! 
-Ej laski?! Ja tu jestem i słyszę! - odezwał się Matt, ale natychmiast został uderzony przez Nicole. 
-Zamknij się i nie wtrącaj się gdy poruszane są poważne tematy! - warknęła na niego. Zawsze się na niego darła. 



*Oczami Conora*


Nagle wstała i poszła sobie. Byłem w potężnym szoku. Zawołałem ją, ale mnie olała. Josh się uśmiał.
-Z czego rżysz, koniu?! - wkurwiłem się.
-Laska cię wystawiła. Nie poruchasz! - kopnąłem go z całych sił w piszczel. Zgiął się i zapomniał, że jest stolik. Przyjebał szczęką w stolik, a Chris popłakał się ze śmiechu. 
-Jak dzieci! - odezwał się spod napadu śmiechu. 
Spojrzałem na bar przy którym stała moja piękność. Gadała z barmanem co rozpaliło we mnie wściekłość. Moja noga sama chodziła, ale postanowiłem, że nie pójdę do niej. Sama niech wróci. Wziąłem duży łyk piwa i patrzyłem dalej. Nagle na nią skoczyła jakaś brązowo włosa. Nie powiem, ładna. Przymknąłem oczy i wziąłem kolejny łyk piwa z butelki. 
-Kurwa mać! Co ta bruneta robi przy naszej lali?! - oburzył się Josh.
-Nie "naszej" tylko mojej - upomniałem go - Chcesz mi powiedzieć, że ta laska gadająca z Lisą to ta którą chciałeś wyrwać? Wiesz, że Larissa ci jaja urwie? - od razu poprawił mi się humor. Za to mojemu przyjacielowi zagościł niepokój na twarzy. Nie zdążyłem się zorientować, a dziewczyny stały przy naszym stoliku. 
-Ekhem - nieznajoma szturchnęła Lisę.
-Taaa, to moja przyjaciółka z gimnazjum, Nicola. 
-Mrrr - zamruczał Josh kładąc się na stoliku. 
-To jest Conor - zaczęła pokazywać - Chris no i Josh.
-Jak mogłaś wymienić mnie ostatniego i powiedzieć "no i". Przestajesz mi się podobać - spochmurniał.
-Ja tam się ciesze - zadrwiłem z przyjaciela.
-Pewnie, dążysz do tego, nie? Kutas - myślał że mnie tym sprowokuje.
-Leszcz - wiedział o co mi chodzi. "Laski wyrwać nie umiesz"
-Cwel! - chciał się odgryźć.
-Ciota! - kolejny przytyk do tego, że mu odmówiła.
-DZIECI! - wtrącił się w nasz spór, Chris.
Obie dziewczyna zaczęły się śmiać. 
-Ci dwaj wyglądają na przystojnych, ale ten - popatrzyła na Josha z pogardą - niekoniecznie. 



*Oczami Lisy*


Gdy ich sobie przedstawiłam usiadłam obok Conora. 
-Kto ten za barem? - szepnął mi słodko do ucha. 
-Zazdrosny? - droczyłam się z nim. Nic nie poradzę, że uwielbiam to.
-Jak diabli - i liznął mi ucho. Czułam, że zaraz się zaczerwienie. A wiecie co jest najlepsze? Że on jest szczery i naprawdę zazdrosny! 
-To Matt, brat Nicoli - oznajmiłam.
-Ciągle poznaje jakiś facetów z czasów twojej gimbazy. Opowiesz mi coś o tamtych czasach? - wzdrygnęłam się. Nie chciałem wspominać, chciałam zapomnieć! Conor zauważył, że coś jest nie tak i wyciągnął mnie na parkiet pod pretekstem tańca.
Znów padło na wolny kawałek przez co nie miałam wyjścia i musiałam patrzyć na niego. Czułam jak skanuje mnie wzrokiem próbując wyłapać, czemu się wzdrygnęłam. Po chwili schylił się.
-Na dziś starczy, ok? Wracamy - osłupiałam. Nie wierze, że usłyszałam to od imprezowicza! 
-To żart?!
-Nie - jego twarz nie wykazywała żadnych uczuć. Miałam chęć mu przyłożyć! 
-Przestań, przecież jest fajnie. Spójrz... - zamurowało mnie. Gdy spojrzałam na nasz stolik zobaczyłam jak Chris z Mikiem śmieją się, a Josh zarywa do Nicoli. Zaśmiałam się. Ale co tu robi Mike?
-Nie, nie jest - znów na niego spojrzałam. Miał twarz mordercy. 
-O co ci chodzi? Nie lubisz Nic?
-Nie chodzi o twoją przyjaciółkę - już zrozumiałam. Chodzi mu o moją przeszłość. Jest cholernie dociekliwy! 
-Ja nigdzie nie idę. Skoro chcesz to sobie wracaj! - już chciałam wracać do stolika kiedy szarpnął mnie za nadgarstek niby chcąc mnie obrócić. Po chwili przycisnął do siebie.
-Moje plany były inne. Nie miałem zamiaru cię dziś odwozić do domu, tylko iść do mojego - poczułam dreszcze i uderzyła o mnie fala ciepła. Czy on... nie możliwe - Sam nie wracam... - znów zaczął mi mruczeć do ucha. Pieprzony uwodziciel! 
-Zabije cię ty... Eh! - zarzuciłam ręce na jego szyję mocno go przytulając. Znajdowałam się na wysokości z której mogłam szepnąć - Ale i ta cię kocham...
Poczułam jak przeszył go dreszcz. 

Posłuchał mnie i nie wyszliśmy jeszcze z godzinę. Chris z Mikiem się zaprzyjaźnili, Josh z Nic się nawet polubili, a ja i Conor... no cóż. Napięta atmosfera. Mimo, że mi uległ to był zły. Wyszliśmy z klubu całą paczką. Cieszyłam się, że moi starzy znajomi dobrze dogadują się z nowymi. Dzięki temu nie byłam w niezręcznej sytuacji "kogo wole". Nie zwróciłam uwagi jak całą czwórką szliśmy przodem, a z tyłu szedł Mike z Conorem. Może się polubią...



*Oczami Conora*


Wyszedłem jako pierwszy, ale ten cały Mike mnie zatrzymał. Chciał pogadać. Gdy znajdowaliśmy się na dość bezpiecznej odległości zadał mi dziwne pytanie. 
-Opowiedziała ci o swojej przeszłości? - to właśnie próbowałem z niej dziś wyciągnąć. 
-Niespecjalnie - zapaliłem papierosa. Byłem zły, a jedynym ukojeniem była dla mnie nikotyna. 
-Nie naciskaj na nią. Gdy uzna, że jest dobry moment to ci powie - uprzedził mnie. Chłopczyk dobra rada się kurwa znalazł! 
-Czemu zerwaliście? - prosto z mostu i tak mam wyjebane na typa.
Spojrzał się na mnie jakbym poruszył temat tabu. 
-To wiąże się z jej przeszłością. Nie mam zamiaru mówić ci czegoś co wyryło w jej sercu ogromną bliznę. 
-O czym ty pierdolisz?! Ona mi nie powie, jeżeli to jest AŻ - podkreśliłem - tak ważne. 
-W sumie...

Ta cała Nicola krzyknęła, że idą na basen. Nie wiem co ona zrobiła Lisie, ale ona również chciała tam pójść. Gdy wszyscy korzystali, nielegalnie z basenu, ja z Mikiem siedliśmy na jednej z ławek.
-Chris mi powiedział, że tobie na niej zależy - zaczął. Chris ma za długi język! 
-No i? - wkurwiłem się. Nikotyna mi nie pomogła. 
-Ciesze się. Wiesz, myślałem że już nigdy nie zobaczę starej dobrej Lisicy - spojrzałem na niego zdziwiony - spójrz na nią. Śmieje się od ucha do ucha. Nicola mi pisała, że Lisa często jej o tobie mówiła - wzdrygnąłem się. Czyli opowiadała o mnie swojej psiapsiułce? Mimowolnie prawy kącik moich ust poszybował do góry. 
-No coś mi się o uszy obiło - gówno prawda.
-Nie zrań jej - poklepał mnie po ramieniu - Wierz mi, że przeszła piekło. Dlatego musieliśmy zerwać...
Urwał w połowie. Kurwa mać, skoro zaczął niech skończy! 
-No mów! I tak już zacząłeś. Wole wiedzieć na czym stoję - na to ostatnie zdanie chyba przyznał mi racje. 
-Bała się mojego dotyku... - zrobiłem duże oczy i spojrzałem na niego - Bała się dotyku każdego mężczyzny. Została napadnięta przez jakiegoś pedofila. Na szczęście nie zrobił jej nic, ale jego dotyk przyprawiał ją o mdłości. Ile kroć próbowałem ją przytulić to się wzdrygała i bała. Nie chciałem sprawiać jej bólu dlatego postanowiłem odejść. Obiecaliśmy sobie, że i tak zostaniemy przyjaciółmi i zawsze może na mnie liczyć - uśmiechał się blado.
-Nadal coś do niej czujesz? W końcu nie zerwaliście...
-Niee. Wyluzuj! Jest cała twoja. Dla mnie jest tylko przyjaciółką, krejzolką z przeszłości! Ale wiesz... To nie wszystko... - czyli jest coś gorszego od napadu?!
-To znaczy? - musiałem wiedzieć. Ona nie powiedziałaby mi za szybko, a ja mogłem czasem zrobić coś nie tak. 
-... - po minutowej ciszy zdecydował się odezwać - Dobra, powiem ci.
-Chwała ci za to - prychnął. Patrzyłem na tych świrów bawiących się w basenie. Chris kucał nad basenem a pozostali bawili się na całego. 
-Została adoptowana, ale to chyba wiesz? - wypalił nagle. W sumie to nie wiedziałem, ale musiałem udawać, że choć trochę mi o sobie powiedziała.
-No, ale nie wspominała o tym za wiele - dobra moja! Grać tak dalej.
-W wieku 13 lat została oddzielona od brata - to ona ma jeszcze jednego brata?! - Zapomniała o jego istnieniu, totalnie.
Popatrzyłem się na niego zdziwiony. 
-Jak to zapomniała, o tym że ma brata?! - wydawało mi się to śmieszne i nie realne.
-Normalnie. Zgaduje, że dziadki zrobili jej pranie mózgu, a potem ten napad... To wszystko pewnie miało wpływ. Chciała zapomnieć o tym mężczyźnie i przy okazji zapomniała o własnym bracie. Właśnie mając 13 lat straciła rodziców. Zginęli w wypadku. Dziwnie, bardzo dziwnie to przyjęła. 
-To znaczy? - zakaszlałem. Chyba ma mi się na chorobę. 
-Bardzo spokojnie. Nie wiedzieliśmy co jest z nią. W dodatku jej brat był z innego ojca i dlatego dziadki go nie chcieli. Wiesz, to byli rodzice ojca Lisy - to wiele wyjaśnia, ale chwila...
-Jak to "byli"?
-Jej dziadek spadł z drabiny i... no cóż, śmierć na miejscu. Jej babcia nie była w stanie jej wychowywać. Zabrano jej prawa do opieki nad nią i samą Lisę umieszczono w domu dziecka. 
Co on mówi? To wszystko przeżyła jedna mała dziewczynka?! A myślałem, że to ja miałem ciężki los. 
-Nie była tam długo bo raptem miesiąc. Obecna rodzina ją przygarnęła. Wiedzieli o tym całym napadzie, dlatego Paul jest taki jaki jest. Błagała ich by pozwolili jej ukończyć gimnazjum, a potem mogą ją zabrać gdzie chcą. Paul ich ostatecznie do tego przekonał i zaopiekował się nią. Nie lubił mnie typ - zaśmiał się. 
-Nadal jest przewrażliwiony - znów zakaszlałem. Nosz kurwa! Co jest?! - A jaki był ten jej braciszek?
-No prawdziwy narcyz! - spojrzałem się na niego. Czy on chce mi powiedzieć, że balował?! - Żartuje! - szturchnął mnie.
-Zajebisty żart! Szacun... 
Śmiał się jak debil. Lisa się na nas spojrzała i uśmiechnęła szeroko. 
-A tak na serio to czasami miałem wrażenie, że traktuje ją jak dziewczynę a nie siostrę - wzdrygnąłem się co zauważył - No bo kleił się do niej. Pieścił dziwnie, dotykał... To dziwne z lekka. Sam mam młodszą siostrę, ale nie traktuje jej w ten sposób.
To mi coś przypominało. Pieścił, dziwnie dotykał... Zabrzmiało cholernie znajomo. Ale co ma z tym wspólnego Liam? To pewnie zbieg okoliczności. 

Zabraliśmy dziewczyny z basenu i tego debila Josha. Rozstaliśmy się przy swoich autach. Josh był najebany w trzy dupy więc Chris go odwiózł i przy okazji Nicole. Przyjechała ze swoim bratem, ale on jeszcze pracuje. Mike nie pił więc też mógł wrócić do domu swoim autem. Zostałem sam na sam z Lisą. Stała z rękami w kurtce przed moim autem. Podszedłem do niej i złapałem ją w biodrach. 
-Co mnie tak obmacujesz dziś, hm? - uśmiechała się, ale widziałem że jest zmęczona i mokra. 
-A tak jakoś.
-Polubiłeś Mika?
-Trochę, może - udawałem znudzonego i nieskorego do rozmowy. 
-Ej! - dźgnęła mnie palcem w brzuch. 
-No co? Nie moja wina, że wolałbym rozmawiać innym językiem - niezrozumiała o co mi chodzi. 
Popchnąłem ją lekko na maskę mojego samochodu. 
-Uważaj bo ci zarysuje twoją dziewczynę! - prychnąłem.
-Jesteś głupiutka... - pokręciłem głową.
-No Liama byś zabił za to... - przyłożyłem jej palec do ust.
-Po pierwsze, jeśli jeszcze usłyszę dziś coś o Liamie to się wkurwię. Po drugie, nie mogę mieć trzech dziewczyn - zrobiłem załamaną minę, a ona zaczęła liczyć w głowie. 
-Jak trzy? Myślałam, że masz tylko dwa auta? - ona serio jest głupiutka.
Pocałowałem ją, a ona odwzajemniła. Gdy się od niej odsunąłem, widać było że zrozumiała.
-Teraz wiesz kto jest trzecią? 
-Nie - droczy się? O nie na mojej zmianie! 
Osłoniłem jej kurtkę tak, że mogłem spokojnie dotrzeć ustami do prawej strony jej szyi. Schyliłem się zacząłem ją całować. Ona wplotła palce w moje włosy i znów szarpnęła. Żeby ukryć jęk, ugryzłem ją, na co ona westchnęła głośno. Rano będzie ślad jak nic, ale to nie moja wina. 

Ciąg dalszy nastąpi...




<---Poprzedni

~LilaSam~