piątek, 31 lipca 2015

The Truth Is Painful Cz.15



Normalnie nie wiem czy się śmiać czy płakać. Luke się na mnie o coś obraził, a ja nie mam pojęcia o co! W dodatku nigdy nie nazwał mnie SUKĄ. Co ja mu zrobiłam?

Postanowiłam, że wygramolę się z łóżka i zejdę na dół. Tam czekał na mnie uśmiechnięty - bez koszulki - Ryan. Chyba zaczynam przyzwyczajać się do widoku jego gołej klaty. Podeszłam do lodówki i wzięłam sok wiśniowy. Nalałam do szklanki i czułam, że bada mnie wzrokiem. 
-Wszystko ok? - w końcu się odezwał!
-Tak. A czemu miałoby być inaczej? - udawałam opanowaną. W sumie to nie wiem czemu, ale zwisa mi to co pisał Luke. Nie rozumiem swojego serca.
-No wyglądasz jakoś, bo ja wiem... Na przygaszoną?
-A tam. Mów lepiej jak poszło na tych rozmowach! - usiadłam przy stole. Posłał mi uśmiech.
-No więc mam pracę za biurkiem i... na mieszkanie muszę poczekać - zwiesił głowę.
-Czemu?
-Bo mam pracę, ale kto zajmie się małym? Już lepiej rozumiem samotne matki. Mają serio przesrane - widać, że jest rozdarty. Trochę mi go żal. Ciekawe czemu nie jest z matką dziecka.
-Ryan?
-No?
-Masz kik'a? - wypaliłam nagle. Chce mieć więcej znajomych.
-Hah! Mam, a co? - wreszcie się rozchmurzył.
-To dodam cię do rozmów. Jak się nazywasz? - wyjęłam telefon ze spodni.
-Ryanxx.
Po chwili jego telefon zadzwonił co dało znać, że napisałam. Jej! Mam brata w znajomych! 
-W razie co na kik'u siedzę prawie 24 na dobę - zaczął się śmiać. Jego poczucie humoru jest zaraźliwe. Westchnęłam i wstałam od stołu.
Postanowiłam wyjść do ludzi z podniesionym czołem, mimo tego że znów jestem sama. Potworne uczucie. 


***

Ja: Ashi?

Ja: Ashtonku :(
Ja: Nie fochaj :(((
Ja: Ashi ;-;
Ashton: Jesu, Angel nie mam teraz czasu, sr
Ja: Fajnie -,-
Ashton: Minusy zadawania się z gwiazdami :)
Ja: To może powinnam przestać -,-
Ja: Dobra, idź!!!
Ashton: O co się obrażasz?!

Ale mnie wkurzył. Siedzę na ławce w parku. Na dodatek jest już 22. Wzdycham i opieram się o oparcie ławki. Zamykam oczy i...

-..y.. - czuję szarpanie za ramię - hey? - głos mężczyzny.
Otwieram gwałtownie oczy i widzę przystojnego chłopaka. 
-Wow - wymsknęło mi się. Zrobił zdziwioną minę, aby po chwili się uśmiechnąć. Uroczy! Zastanawiam się czemu nie mam sił i znów moje powieki robią się ciężkie?
-Hej?! Wszystko... - odpłynęłam, to pewne. 


***


Budzę się w miękkim łóżku. Za miękkim jak na moje. Rozglądam się po pokoju nie odrywając głowy od poduszki. To zdecydowanie nie mój pokój. Wygląda zbyt bogato. Kolory bieli tu dominują. W końcu postanawiam usiąść. Teraz dostrzegam siedzącego chłopaka na sofie, odwróconego do mnie plecami. Chyba nie...?! O BOŻE!!! Co ja tu robię?! Jak się znalazłam?! Kim on jest?! Nagle on się odwraca i robi duże oczy. Wyciąga słuchawki z uszu i wstaje ze sofy.

-Dobrze się czujesz? - spytał niepewnie. Mówi tak cicho, że muszę się wysilić by coś usłyszeć, zwłaszcza z rana!
-Taaa. Co ja tutaj robię? No i gdzie ja w ogóle jestem?! - tyle pytań.
-Znalazłem cię na ławce w parku no i nie mogłem cie tak zostawić. A telefon miałaś tak zablokowany, że nie mogłem do nikogo zadzwonić - no fakt, ostatnio blokadę ekranu zmieniłam na hasłową. 
-Rozumiem. Dzięki za pomoc, ale czy ja cie skądś nie znam? - teraz jak o tym pomyślę to jego twarz wydaje się być znajoma.
-Albo mi się wydaje albo Will dał wam bilety na nasz koncert.
-Aaaa! To ty! - olśniło mnie. To te gwiazdy ze szkoły - W sumie to dobrze, że się spotykamy.
-Hm? - wydawał się lekko zdenerwowany.
-Dzięki wam dowiedziałam się ile znaczę dla przyjaciół - łzy cisnęły mi się do oczy, ale nie będę płakać.
-Aha. To ta pusta lala, dzidzia i ten niby spoko wyglądający pajac? - wow, pojechał po całości. Prychnęłam.
-No!
-Odwiozę cię do domu - to nie propozycja tylko stwierdzenie - A tu masz mój numer.
Wydaje się być niedostępny bo rzadko widać u niego uśmiech. Chociaż... wczoraj wieczorem go widziałam. Powinien częściej się uśmiechać. Każda byłaby jego choć i tak już wszystkie wzdychają na jego widok. 
Wstałam z łóżka i zdziwiłam się, chociaż ciesze się że mnie nie dotykał. Moje ubrania w których wyszłam z domu były cały czas na mnie. Chłopak wrócił do pomieszczenia i zatrzymał się w połowie drogi. Znów wyszedł i wrócił po dwóch minutach. W ręku trzymał czarną bluzę i okulary przeciwsłoneczne.
-Załóż to. Nie chce by ktoś ciebie potem prześladował tylko i wyłącznie dlatego, że widziano nas razem - teraz ma to sens.
Ubrałam te rzeczy i poszłam za nim na dół. Dom był znacznie większy niż sos'ów. 
-Mieszkasz sam? - nie wiem czemu spytałam.
-Nie. Razem z chłopakami i siorką. A co? Szukasz lokum? - to było raczej pytanie dla beki.
-Nie! Dobrze mi w domu z rodzeństwem. 
-To dobrze, bo siostra nie lubi jak pojawiają się w tym domu jakieś dziewczyny. Całe szczęście, że jest na wyjeździe - posłałam mu uśmiech. Zaprowadził mnie do garażu i kazał wsiąść do jednego z aut. Padło na czarne. Nie wiem co to za marka bo się nie znam. 
Pod domem już chciałam zdejmować bluzę, ale...
-Co ty robisz? - zdziwił się. Ciszej się nie da?!
-No chce to oddać.
-Przestań. Kiedyś przy okazji - to było mu obojętne. Odczytałam z jego wyrazu twarzy. 



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Któż to? :D



~LilaSam~


1 komentarz:

  1. Fajny ^^ Nie mam pomysłu kto to jest :) czekam na następne rozdziały ;) justa

    OdpowiedzUsuń