Luke codziennie przyłazi do szpitala. Dziś na bank też przyjdzie. Na dodatek ciągle wysyła do mnie sms'y, a ja... No cóż udaje, że nie mam kasy. W rzeczywistości mam do niego darmowe już od dłuższego czasu. Lekarz powiedział, że mam tu jeszcze zostać na parę dni na obserwacji, a potem wracam do domu. Tu jest mi dobrze, ale... Nieważne.
-Aniołku, mam coś dla ciebie - wiedziałam, że przyjdzie. Westchnęłam i czekałam aż podejdzie.
-Co znowu?
-Ranisz... - zrobił minę zbitego szczeniaka.
-No mów!
-Mam dla ciebie shaka! - zrobiłam duże oczy. Podał mi kubek i czekał, aż się napiję. W piciu miałam słomkę i czułam się jak pięcioletnie dziecko.
-Truskawkowy? - zaskoczył mnie tym.
-Yep - usiadł na skrawku łóżka. Nadal malowało się na jego twarzy zmęczenie.
-Luke, słuchaj...
-Nie zaczynaj tak bo się boję - nie kłamie.
-Masz swoje obowiązki więc się nimi zajmij, a o mnie się nie martw. Mama codziennie mnie odwiedza więc ty odpocznij i zajmij się zespołem.
Popatrzył na mnie wzrokiem skruchy.
-Czy ty mnie w ogóle słuchałaś?
Chodzi mu o dzień w którym się przebudziłam. O słowa, że rzuci wszystko dla mnie.
-Luke, słuchałam, ale nie chce byś to zrobił. Kocham Asha i nie zniosłabym myśli, że mnie znienawidzi za odebranie głównego wokalisty - zaśmiałam się. Na jego twarzy malowało się rozbawienie.
-Fajnie, że kochasz Ashton'a, a mnie nie - chyba trochę posmutniał.
-Pfff Asha nie da się nie kochać, no wybacz.
-Humor widzę dopisuje - posłał mi swój zniewalający uśmiech. Boże! Ja chyba naprawdę się w nim zakochuje!
-Poprawił się jak przyszedłeś.
-Ooo dobrze wiedzieć! - po co ja to mówiłam?! - Dlatego nie odpisujesz! Chcesz bym przychodził! Osz ty!
Posiedział u mnie jeszcze godzinę i rozmawialiśmy bez żadnych spin. Nie wiem czy powinnam go wpuszczać do mojego serca... Boje się, że przyjdzie dzień kiedy będę musiała go wypuścić. Boje się tego dnia.
Cztery dni później...
-Nie wierze, że to zrobiłeś, Luke!!! - byłam na niego wściekła.
-Musiałem. Chciałem cię mieć przy sobie...
-My chcieliśmy!!! - poprawił go Ash, który targał moją walizkę do ich domu.
Tak... Wprowadzam się do nich. Nie mam pojęcia jak to zrobił, ale Luke, przekonał moją mamę. Zamieszkam u nich na dwa tygodnie. Poznałam Caluma i Michael'a, którzy pewnego dnia zawitali do mojej szpitalnej sali. Są tak samo spoko jak Ash i Luke. Myślę, że te dwa tygodnie tutaj upłyną mi w przyjemnej atmosferze. Z racji tego, że oni są szaleni... Mogą też upłynąć w szpitalu. Ale wtedy zabiję Luka gołymi rękami.
Luke chwycił moją rękę bardzo delikatnie i tak samo delikatnie pociągnął w stronę domu. Weszliśmy do środka, a tam na stole czekała sterta jedzenia.
-To przyjęcie powitalne nowego członka paczki! - odezwał się Calum.
-Co poradzić? - wzruszył ramionami Michael.
Uśmiałam się pod nosem i razem z Lukiem usiedliśmy do stołu. Jak się dowiedziałam, Luke i Ashtin to straszne żarłoki, więc stąd ten pomysł.
Po wszystkim poszłam trochę odpocząć. Luke myślał, że śpię więc zeszedł na dół. Zrobiłam to zaraz po nim. Ustałam w holu i słuchałam o czym rozmawiają. Nie podsłuchiwałabym gdyby nie fakt, że rozmawiają na ciekawy temat.
-Ale szczerz Luke... - mówił Michael.
-Nom? - Luke leży na kanapie, a na nim Aston. Na przeciwnej sofie siedzi Michael, a Calum brzdąka na gitarze.
-Skąd miałeś jej numer? - musiałam skryć się bo Luke i Ash natychmiast otworzyli oczy słysząc pytanie.
-Znalazłem przez przypadek.
-Bo to nie jest mój numer, nie? - odezwał się Cal.
-Jak twój? - zdziwił się Ash.
-No ten... No co chciałem zerwać z Jen i przez przypadek napisałem do kogoś innego. Mówiłem by Luke, nie brał tego numery i w ogóle nie dotykał mojej komórki... I powiedz, że nie dotknąłeś?
-Nieee... - kłamie, jak nic.
-Luke! OBIECAŁEŚ, ŻE NIE TKNIESZ MOJEGO TELEFONU!!! - widać, nie tylko ja wyczułam kłamstwo.
-To ja idę się przejść, Mikey idziesz? - Ash wyczuł nadciągającą burzę, ale czemu zostawiają ich samych?! Pozabijają się!
-Idę - wstał i poszli.
Ja szybko poleciałam na górę, bo nie chce słuchać kłótni.
Po paru minutach słyszę trzaskające drzwi od pokoju Luka. Postanawiam iść do niego. Uchylam jego drzwi i podchodzę do łóżka. Przygryzam dolną wargę i kładę się obok niego i podpieram się na łokciu.
-Słyszałaś? - Leżał na boku i plecami do mnie. Boi się tego co zrobię.
-Nom
-I? - drążył.
-I nic. A co ma być? To było wieki temu.
Nagle odwrócił się i patrzył na mnie ze zdziwieniem.
-No co? - spytałam śmiejąc się pod nosem.
-Nie obrażasz się, ani nie wyprowadzasz... Tak... Nic zupełnie?
-Aaaa! Mam się wynieść? Trza było tak od razu! - już chciałam wstawać, ale przyciągnął mnie i przytulał do siebie na łóżku.
-Nie ma mowy bym cię wypuścił. Codziennie mnie zaskakujesz. Boje się pomyśleć, co będzie jutro - zaśmiał się.
Dołączyłam do niego. Może wreszcie szczęście się do mnie uśmiechnęło.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Koniec? Koniec.
:D
A nie chciałam jakiegoś kiczowatego zakończenia więc kończę tak jak kończę i tyle w temacie XD
Dziękuję za komentarze ^^
~LilaSam~
Dostałaś nominację do Liebster Blog Award :> Mehmeh, wiem, że pewnie ci się nie chce, ale mam cichą nadzieję, że to zrobisz XD
OdpowiedzUsuńWięcej informacji: http://opowiadania-setsu.blogspot.com/2015/07/liebster-blog-award-info.html
Wow O.o
UsuńNigdy nie zostałam nominowana wtf xD Taki szok mówię, o co chodzi xD Nie no ok, mogę spróbować choć pewnie mi to wgl nie wyjdzie xD
Dzięki za nominację xD
Joooooooo cie... Ale koniec!
OdpowiedzUsuńNo no!No to lecę czytać drugą część xD
I znów muszę się zgodzić z Angel...
Asha nie da się nie kochać <3
Hehehe, no i oczywiście chęci życzę, bo wenę masz...
Muszę wszystko sobie nadrobić (nigdy więcej na wakacje :') )