Jestem pojebana. Doskonale to wiem. Siedzę właśnie w samolocie do NY. Nie wiem dlaczego do niego lecę. A! Już wiem! Chce mu wygarnąć wszystko prosto w twarz. Moja psychika jest jednym wielkim wrakiem, podobnie jak nadgarstki. Już zwykłe frotki tego nie zakrywają. Musze nosić 24 na dobę długi rękaw. Rzygać mi się chce...
Po kilku godzinach wysiadam na lotnisku. Wiem doskonale gdzie mieszkają. Nie odpisywałam na sms'y Ashton'owi, bo kilka ich już wysłał. Między innymi ich adres, ale prosił bym zadzwoniła gdy przyjadę. Yhym, już dzwonie. Wezwałam taxi i ruszyłam pod wskazany adres. Jak się okazało na miejscu jest to piękny domek jednorodzinny. Mieszka tu czterech facetów?
*Luke*
-Kurwa! Gorąco mi już w tym! Długo mam w tym siedzieć? - byłem wściekły na Caluma. Wymyślił ten cały chujowy pomysł!
-Do jutra. Jeżeli nie przyjedzie, zdejmujemy ci te bandaże - pocieszył mnie. Normalnie skaczę z radości.
-JESU PRZYJECHAŁA!!! - usłyszałem krzyk Ash'a z dołu. Moje serce zabiło dwa razy szybciej, gdy to usłyszałem... To co chciałem usłyszeć od kilku tygodni.
Leże w łóżku udając ciężko chorego, ale w rzeczywistości nic mi nie jest. To był pomysł Caluma. Nagle drzwi od mojego pokoju się otwierają i słyszę szept Ashtona.
-Dziękuję, że przyjechałaś.
-Daj mi spokój Ash - co to za ton? Aż tak nas nienawidzi? Co ja najlepszego zrobiłem?
Weszła pewnym krokiem do środka, a Ashton zamknął drzwi, zostawiając nas samych. Odwróciłem głowę w jej stronę. Boże... Ona jest piękniejsza niż w moich wyobrażeniach! Jak mogła mówić, że ma 49 lat nieszczęścia, jak ona jest śliczniejsza od niejednej gwiazdy!
-An...Aniołku - no tak, muszę udawać chorego, pamiętaj LUKE!
Stoi przy moim łóżku i bada mnie wzrokiem. Czuję, że mnie nienawidzi. Ja pierdzielę, co ja narobiłem?!
-Luke... Co się stało? - spytała cicho nie patrząc mi w oczy.
-Mały wypadek - kurna! Nie wiem co wymyślić. Błagam nie drąż tematu!
-Aha.
-Ciesze się, że przyjechałaś - posłałem jej "niby blady" uśmiech. Źle się czuję, że przejechała taki kawał specjalnie dla mnie.
-No to po co mnie tu ściągnąłeś? - jej głos... jest taki obojętny. Jakby nie czuła do mnie nic po za nienawiścią. Aż tak źle?
-Ja... Nie wiedziałem, że przyjedziesz...
-Yhy. Spoko - usiadła na moim łóżku - Sama nie wiem po co przyjechałam. Ostatnio nic nie wiem, prócz tego że urodziłam się i skończę jako śmieć - nie patrzyła na mnie nawet na sekundę.
-Co ty wygadujesz? Siedzi na moim łóżku laska co twierdziła, że ma 49 lat nieszczęścia! Zapomniałem ci lustereczko kupić! - próbowałem ją rozbawić, ale nic nie działało. Była smutna, zła i przygnębiona. Tak jakby jej już na niczym nie zależało.
Podparłem się na łokciu.
-Powiedz... Co się stało? - dotknąłem jej ramienia na co ona się wzdrygnęła i wreszcie spojrzała mi w oczu.
-Obchodzi cię to?
-Jak możesz twierdzić, że nie? Zależy mi na tobie!
-Spoko. Tylko problem tkwi w tym, że teraz to ja cię nienawidzę tak na poważnie. I nie, tego nie można uratować, Luke.
Słuchałem jej i moje serce pękało na milion kawałków. Wszystko spierdoliłem! Na własne życzenie!
-Angel, proszę... Ja... Nie wiem czemu wtedy tak zrobiłem. Nie wiem czemu nie pisałem ani nie dzwoniłem. Pochłonęły mnie imprezy i próby.
-No właśnie, Luke. To twój świat gwiazdora do którego taki śmieć z ulicy nie pasuje. Daj spokój - tak bardzo chce teraz wstać i ją przytulić... Ale wtedy się wyda.
*Ashton*
-Jest dobrze! Gadają!
-Skąd wiesz? Masz tak dobry słych? - zadrwił Calum.
-Ha, ha! Ale śmieszne!
-Ah, niech się pogodzą, bo ten Luke, który teraz jest, jest nie do zniesienia! - odparł Michael.
-No dokładnie! Przyleciała do niego do NY! Muszą się pogodzić... - nagle usłyszałem trzaskające drzwi i to, że ktoś biegnie po schodach - Angel! Co się stało?!
-Zostaw mnie! Pojebało was doszczętnie! - jaka ona była zła!!! Co on jej powiedział?!
Pobiegłem szybko na górę i wparowałem do pokoju Luka. Siedział załamany.
-Co jej powiedziałeś?!
-Prawdę. Nie mogłem jej okłamywać, Ash - w jego oczach zobaczyłem pustkę. Jest gorzej niż myślałem.
*Angel*
Jak oni mogli mnie tak oszukać?! Nienawidzę Luka! Biegłam zdenerwowana. Zatrzymałam się i usiadłam na jednej z wielu ławek. Nie znam całego NY więc nie powinnam się oddalać. To wszystko jest skomplikowane... Moje życie jest skomplikowane. Po co tu przyjechałam? Chcieli się tylko ponabijać... Ale... Gdy wzrok Luka był skierowany tylko na mnie to się bardzo dziwnie czułam. Bałam się patrzeć mu prosto w oczy.
Otwieram oczy i naglę widzę jak Luke przechodzi przez pasy i zapala papierosa. Nie wiedziałam, że on pali...
*Luke*
Za co?! No za co ja odziedziczyłem ojca?! Wszystko spierdoliłem i to pewne, że Angel mi nie wybaczy. Od dawna nie paliłem, ale muszę odreagować. Schowałem zapalniczkę do kieszeni i zaciągnąłem się. Po chwili czuje jak ktoś mnie popycha przez co ląduje na ziemi. Za sobą usłyszałem huk. Odwracam głowę i widzę... Nieprzytomną Angel. Szybko podrywam się z ziemi i do niej podbiegam.
-Angel?! Angel odezwij się! - to nic nie dawało bo ona mnie w ogóle nie słyszy. Jest nieprzytomna, a na ręku już miałem krew - Na co czekasz?! Dzwoń po karetkę!!
<---Poprzedni
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Uuuuuu :(
Czo to się stanęło?
~LilaSam~
Ona ma przeżyć!! Co on jej powiedział????Ona ma być z Lukiem ^^ czekam na następny rozdział :3 justa
OdpowiedzUsuńNiezła akcja nam się tu rozkręciła...
OdpowiedzUsuńOna ma żyć i powiedzieć Lukowi dlaczego się tnie i wg.
Ona ma z nim być i maja się kurde pocałować
Zajebiste opowiadanie no i oczywiście zajebista akcja.
Czekam na następny rozdzial ki jak zawsze💜