piątek, 30 lipca 2021

Love deal Cz.11 Ashley

  


bright_black:
Ej
Ludzie
*^*

6rainbow.unicorn9:
Ci ludzie próbują spać, ale biorąc pod uwagę, że tylko ty mnie lubisz, to słucham?

bright_black:
Smuteg ;–; Na pewno chłopaki cię lubią, to twoi przyjaciele, nie?

Eat_everything_19:
Wypraszam to sobie, nie przyznaje się do tego homosia

black_rose:
Przyjaźni się z gejem i jest nietolerancyjny, no popacz popacz

bright_black:
Luuul, ty nie śpisz? Kiedy wgl zdążyłaś wyciągnąć telefon, że ja nie zauważyłam?

6rainbow.unicorn9:
A co, śpicie obok siebie? ( ͡° ͜ʖ ͡°)

black_rose:
Nom :333

Eat_everything_19:
SERIO?!

bright_black:
Czo taki szok? To chyba normalne, po gorącej nocy, co nie?

6rainbow.unicorn9:
*O*

Eat_everything_19:
Morda! Jaka gorąca noc? Żadnych zdj dla nas? :'(

black_rose:
Chciałbyś *^*
I noc faktycznie była gorąca, bo komuś zachciało się spróbować gotować
PRZY OKAZJI PODPALAJĄC KUCHNIĘ

bright_black:
Oj tam oj tam
Wróćmy do Luke'a, który chciałby zdj nas razem w łóżku, myślę że to lepszy temat do rozmów

Eat_everything_19:
Pfff, każdy by chciał
No oprócz miśka, on się nie liczy

bright_black:
Miśka? A myślałam, że tylko jeden z was jest homo ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Eat_everything_19:
Misiek, bo śpi z misiem –,–

6rainbow.unicorn9:
Nie rozgaduj tego wszystkim!

bright_black:
Jesu, jak słodko *^*

black_rose:
Omg, Mikuś, chodź do nas *^*

Eat_everything_19:
Serio? Lecicie na pedała z misiem?

6rainbow.unicorn9:
Mam większe powodzenie u kobiet niż ty, Luke

Eat_everything_19:
Wjebał ci już ktoś kiedyś?

SadBoyAsh:
A WAM WSZYSTKIM PRZYPADKIEM NIE POWINIEN KTOŚ JEBNĄĆ?!
Z PATELNI?!
W ŁEB NA PRZYKŁAD?!
PS. Cześć, Ash

bright_black:
No cześć :*

6rainbow.unicorn9:
Nie bulwersuj się tak, słonko, to tylko...
Już 4 rano, a ty w łóżku?! No wiesz ty co *^*

SadBoyAsh:
Serio mam ochotę ci wjebać, a śpisz z metr ode mnie, więc to możliwe

6rainbow.unicorn9:
Metr od cb jest Calum

Eat_everything_19:
To ja, idioci –,–

SadBoyAsh:
To kto śpi na mnie...?

6rainbow.unicorn9:
Ja :D

SadBoyAsh:
Oh god
Wyjdź i nie wracaj

6rainbow.unicorn9:
:CCCCC

SadBoyAsh:
I teraz mi zimno ;–;

Eat_Everything_19:
NIE KŁADŹ SIĘ NA MNIE, CIOTO

SadBoyAsh:
Wracaj już tu no, niech ci będzie...

6rainbow.unicorn9:
I weź tu takiemu dogódź, normalnie jak baba z fontanną miłości
Bez urazy, dziewczyny

bright_black:
I tak cie kocham, misiek :*****

SadBoyAsh:
Nie podrywaj pedała –,–

bright_black:
Zazdrosny? :>

SadBoyAsh:
Chciałabyś, pff

black_rose:
Chciałaby xD

bright_black:
I tak wiem, że jesteś

Eat_everything_19:
Aż się podniecił, pacz

SadBoyAsh:
Ja nie powiem, co ty robisz, podczas rozmów z Rose

Eat_everything_19:
To może lepiej nie mów, taki pomysł

black_rose:
Powiedz!

Eat_everything_19:
Tylko spróbuj! >:–(

SadBoyAsh:
I musiał zjebać tym noskiem

black_rose:
I musiał wstawić ten nos –,–

6rainbow.unicorn9:
Jpd, i ten nos, płaczę x"D

bright_black:
Luke, może lepiej nie pisz minek

Eat_everything_19:
Wszyscy żeście się na mnie uwzięli!

black_rose:
Sam się pogrążasz

Eat_everything_19:
Żegnam.

Eat_everything_19 is offline...

bright_black:
Obraził się?

SadBoyAsh:
Nie

6rainbow.unicorn9:
Chichra się jak pojeb do ekranu

black_rose:
x"D
Ash!

SadBoyAsh:
Co?

bright_black:
Co?

black_rose:
Ta moja Ash xDD
Płaczę z tej waszej wspólnej reakcji xDD

bright_black:
Co jest tak ważne, że musisz mi to napisać, a nie możesz powiedzieć?

black_rose:
Jak wolisz...


    – Mamy szkołę na siódmą i zaczynamy sprawdzianem – szepnęła, chuchając mi ciepłym powietrzem na ramię, obok którego leżała.


bright_black:
O FUCK!
ŻEGNAMY!

black_rose:
Hahahahahah

black_rose is offline...
bright_black is offline...

6rainbow.unicorn9:
I poszły ;–; 

***

    Rose gdzieś poszła, a ja nie miałam pojęcia gdzie. Mówiła, że niedługo wróci. Od jej zniknięcia minęły aż 39 godzin i 28 minut. Nie żebym patrzyła na zegar przez ten cały czas, ale musiałam się czymś zająć, by znowu ich nie słyszeć. W myślach kołatała mi się tylko jedna myśl – Gdzie jest Rose?

    Bałam się, tak cholernie się bałam. Oni mówili mi ciągle, że ona nie wróci. Że mnie zostawiła. Powtarzali, że mogłam ją związać i zostawić w fabryce, kiedy miałam okazję, ale czy to dziwne, że nie chciałam jej skrzywdzić?

    Tylko przy niej ich nie czułam. Ale to działało w dwie strony i kiedy Rose nie było blisko mnie, oni wracali ze zdwojoną siłą, jak teraz. Praktycznie nie słyszałam nic, prócz nich.

    Nawet nie wiedziałam, kiedy znalazłam się przy fabryce. Nie pamiętałam, czy chciałam zapomnieć o nich, czy oni mi kazali, po prostu w jednym momencie byłam w domu, a w drugim wchodziłam do rozpadającego się w oczach budynku.

    W środku przywitał mnie chłód jeszcze większy niż na zewnątrz. Na szczęście w piwnicy, gdzie właśnie zmierzałam, zawsze było cieplej.

    – Tęskniłeś? – spytałam, patrząc na mężczyznę siedzącego na krześle.

    Niestety, spał. Nie na długo jednak, bo słysząc moje słowa, szybko się rozbudził, a na jego twarz od razu wypłynął strach.

    Głosy przycichły. Już wiedziałam, czego chcą. Sama zaczęłam tego chcieć.

    – Nie odezwiesz się? – uśmiechnęłam się do siebie.

    Nie zrobił tego.

    Sięgnęłam po druty, których było pełno pod próchniejąca ścianą i paralizator. Pamiętam, jak Rose mi go dała po jednym z koncertów, na który się wkradłyśmy. Ukradła go ochroniarzowi.

    Podeszłam z powrotem do mężczyzny. Przybliżyłam do niego jeden z drutów, po chwili wbijając go w prawe kolano. Patrzyłam jak skóra wygina się pod naciskiem, który zadawałam, by po chwili pęknąć. Z nowo powstałej dziury zaczęła się sączyć krew, brudząc metal. Wbijałam to jednak dalej. Głębiej, mocniej, coraz wolniej i dokładniej, póki drut nie zaskrzypiał, stykając się z kością.

    Mężczyzna syknął coś pod nosem, biorąc wielki wdech, ale... nie odezwał się.

    – Powiedz coś – nakazałam, jednak w pokoju, oprócz mojego i ich głosów, dalej panowała cisza.
    
    W sekundę wbiłam drugi drut w lewe kolano, co spotkało się z głośnym sykiem mojej ofiary. Jednak dalej nic nie powiedział, co zaczęło mnie coraz bardziej irytować.

    – Odezwij się, do cholery! – wrzasnęłam, włączając paralizator i przykładając go do drutów.

    Po pokoju rozniósł się przeraźliwy krzyk, na co przerwałam na chwilę swoją czynność. Po chwili jednak kontynuowałam, by znowu przerwać i tak w kółko, dopóki mężczyzna nie zaczął trząść ciałem, nawet w czasie, kiedy nie używałam prądu. Z jego ust zaczęła powoli bezsilnie wypływać ślina, a głowa opadła mu na ramię. Wyglądało to, jakby już był martwy, ale on już dawno umierał.

    Sięgnęłam po nożyk. Zwykły, zaostrzony scyzoryk, którego używałam już nie raz, przez w niektórych miejscach miał ślady rdzy lub zaschniętej krwi. Jednak ostrzyłam go po każdym użyciu, więc zawsze miałam wrażenie, że był ostrzejszy niż wcześniej.

    – Powiedz coś! Cokolwiek! – krzyknęłam, tracąc poprzedni, pewny siebie i rozkazujący ton głosu. Teraz był niemalże proszący, aby to zrobił, jednak on dalej siedział cicho.

    Czemu mi to robił...

    Czemu nie mógł powiedzieć choć słowa...?

    – Czemu?! – wrzasnęłam, zamachując się.

    Po chwili ostrze noża wylądowało w jego ramieniu. Czułam jak przechodziło płynnie przez skórę, mięśnie by zgrzytnąć o kość, zatrzymując się na niej. Wyjęłam nóż, przez co natychmiast z rany wyleciała krew, mnóstwo. Zamachnęłam się raz jeszcze, ale i tym razem usłyszałam głośny zgrzyt, zakłócony przez krzyk tego dewianta.

    Dźgałam go tak długo... Za każdym razem coraz mocniej, starając się trafić tam, gdzie jeszcze nie byłam. Dźgałam go, póki nie zostało skrawka niepoharatanej skóry na ramieniu, aż do obojczyka. Ile by nie wrzeszczał z bólu, to nie było to czego chciałam.

    – Odezwij się... – szepnęłam, tracąc siły. Traciłam już siły na cokolwiek. – Odezwij się... To takie trudne...?

    I tym razem nie uzyskałam odpowiedzi.

    Wpatrując się w wystającą, zakrwawioną kość, na której leżały poprzecinane w różne strony mięśnie, prawdopodobnie nie zdatne już do użytku, zastanawiałam się, czy te głosy mogą być jeszcze głośniejsze i dlaczego nękają akurat mnie.

    – Kurwa! Czy ja tyle wymagam?! Masz po prostu powiedzieć cokolwiek! Jakiekolwiek słowo, żebym przestała je słyszeć! Przerwij to, błagam, przerwij, nie wytrzymam... – przez te wrzaski zakręciło mi się w głowie.

    Chwiejnym krokiem odeszłam od niego. Od niego, który siedział przywiązany tam do krzesła już nieprzytomny z zaschniętymi łzami, śliną i krwią na twarzy, z kawałeczkami skóry, które odpadły przy szaleńczym ciskaniu w niego nożem. Chwyciłam się za głowę, która pulsowała z bólu mocniej, niż kiedykolwiek i oparłam się o ścianę, widząc przed sobą przerażoną postać.

    – Błagam, powiedzcie, że to tylko zwidy...

    Jednak głosy ucichły.

    A przede mną stała ta prawdziwa Rose.

***

    Chwiejnym krokiem odeszłam od niego. Od niego, który siedział przywiązany tam do krzesła już nieprzytomny z zaschniętymi łzami, śliną i krwią na twarzy, z kawałeczkami skóry, które odpadły przy szaleńczym ciskaniu w niego nożem. Chwyciłam się za głowę, która pulsowała z bólu mocniej, niż kiedykolwiek i oparłam się o ścianę, widząc przed sobą przerażoną postać.

    – Błagam, powiedzcie, że to tylko zwidy...

    Jednak głosy ucichły.

    A prawdziwa Rose, stała przede mną zapłakana i trzęsąca się ze strachu.
    
    – R–Rose...? – powiedziałam słabo, widząc przed sobą zamazaną posturę dziewczyny.

    Dopiero po chwili zrozumiałam, że to nie są zwidy. Stała tam.

    – Rose... – w moich oczach pojawiły się niechciane łzy.

    Zapomniałam już, co to znaczy płakać. Dlaczego musiałam to sobie przypominać?

    – Ja n–nie, ja ci wyjaśn–nie... Czekaj! – ostatkami sił krzyknęłam, kiedy dziewczyna zaczęła się cofać po schodach.

    – Nie masz czego – powiedziała tak oschle, jak jeszcze nigdy, ze słyszalną gulą w gardle. – Widziałam to... wszystko – mówiąc to, przełknęła ślinę.

    Z każdym słowem wydawała się coraz bardziej przerażona. Źrenice zmniejszyły jej się tak, że były prawie niewidoczne.

    Dlaczego to ona boi się mnie, kiedy to ja boje się żyć bez niej?

    – T–to nie t–tak... – próbowałam to jakoś wyjaśnić, jednak wyrywający się z mojej piersi szloch mi w tym przeszkodził.

    – Jesteś potworem! – wrzasnęła na mnie. Ona nigdy na mnie nie wrzeszczała. Nigdy nie była tak wystraszona... – Nie wierzę, że mieszkałam z tobą połowę życia! Jeśli ty b–byś m–mi... Nigdy nie wiedziałam, gdzie znikasz... O mój Boże, to trwa tak długo...

    – N–nie jestem p–potworem, Rose... – tylko tyle zdołałam wydukać. – N–nigdy bym c–ci nic nie z–zrobiła... Znasz m–mnie przecież i w–wiesz, że zawsze c–cię ch–chroniłam...

    – Nie znam cię – powiedziała, łamiąc mi tym serce na miliony kawałków. Mimo, że była ode mnie mniejsza, czułam się teraz jak śmieć wywalany przez nią do pudła. – Nie wiem kim jesteś. I nie chcę ciebie znać!

    Zaczęła biec ku wyjściu do góry. Wyrywając się nagle z letargu, pobiegłam za nią, przez co przyspieszyła. Byłam jednak szybsza i przy wyjściu złapałam ją za ramię. Od razu mnie odepchnęła odwracając się tylko na chwilę, patrząc na mnie z pogardą i obrzydzeniem, ale jednocześnie z przerażeniem.

    – Nie dotykaj mnie! Nie zbliżaj się do mnie! Nie chcę cię znać, rozumiesz?! Nie chcę znać takiego potwora jak ty!

    Odbiegła szybko i wsiadła na motor. Wraz z piskiem opon ruszyła przed siebie i po chwili zniknęła z mojego pola widzenia, które zaszło mgiełką od łez. Ze szlochem upadłam na ziemię, chwytając się za głowę niczym obłąkana.

    Niczym potwór, którym byłam.

    Nienawidziłam siebie.

    Tak bardzo się nienawidziłam.

    Jak Rose mnie.

    Marzyłam tylko o tym by zniknąć. Z tego miejsca, miasta, ziemi, by rozpłynąć się w powietrzu, zapomniana.







~awenaqueen~


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz