piątek, 23 lipca 2021

Be my girl (2015) Cz.16 ONA

  


    — Puszczaj mnie! — zaczęłam wierzgać nogami, szarpiąc się. Uderzyłam napastnika z łokcia w nos. Usłyszałam głośne syknięcie.

    — Kurwa mać, Kate! — puścił mnie, przez co upadłam na chodnik. Poczułam, jak piecze mnie ręka, więc z pewnością zdarłam skórę. — Posrało cię?! — spojrzałam na napastnika, którego głos był dziwnie znajomy...

    — Chryste! — zakryłam usta ręką. — Ethan, co ty tutaj robisz?! — Wstałam na równe nogi, otrzepując się z brudu. — To chyba ciebie posrało!

    — Na chuj, żeś tak się rzucała, jak wsza na kołnierzu?! — wyrzucił ręce w powietrze.

    — Nie trzeba było mnie straszyć, debilu! — uderzyłam go w ramię.

    — Kurwa, zaraz ci oddam ze zdwojoną siłą!! — ucichłam. Ethan jest wybuchowy, więc narażenie się na niebezpieczeństwo, kiedy ostrzega to, jak proszenie się o wpierdol. — Dobra, a tak na poważnie to może przeprosisz? — popatrzył na mnie wyczekująco.

    — Sam sobie jesteś winien — wywróciłam oczami. Żyłka na jego czole stała się widoczna.

    — A ja cię chciałem zabrać na doping — pokręcił głową. Machnął ręką i ruszył do swojego auta. Doping?

    — Poczekaj — chwyciłam go za ramię. Odwrócił się z tym cwanym wyrazem twarzy. — Jaki doping?

    — Dziś odbywają się ważne zawody za miastem i pomyślałem, że przyda się doping — schował ręce do kieszeni spodni. Ta zaschnięta krew na jego wardze mnie przerażała.

    — Wiesz, że się nie nadaję — mruknęła bez przekonania. — Ale co to za zawody?

    — Pojedziesz ze mną? Zaraz się zaczynają, o ile już się nie zaczęły — spojrzał na zegarek. — Chodź — złapał mnie za rękę i zaczął prowadzić do auta. Nie odpowiedziałam 'tak', ale chyba miał to gdzieś. Wsiadłam do jego auta, a on z piskiem opon ruszył. Boże... Wspomnienia wróciły... Czuję, jak moje płuca się kurczą, a oddychanie staje się coraz to trudniejsze. Przymknęłam powieki i zaczęłam oddychać przez usta. Spokojnie Kate. Ethan świetnie jeździ.

    — Kate? — wyrwał mnie z transu. — Kate wszystko gra? — poczułam na sobie jego palące spojrzenie.

    — Tak... — odpowiedziałam z lekko chrypką. — Po prostu niezbyt przepadam za szybką jazdą. — Ethan nie wie o mojej traumie.

    — Och... Przepraszam — mruknął. — Zaraz będziemy na miejscu — pośpiesznie dodał, by jakoś mnie pocieszyć.

    — Ok. Po prostu nie śpiesz się tak, proszę — czułam, jak moje oczy zaczynają piec. Super, jeszcze się rozrycz.

    Kilka minut później dotarliśmy na miejsce. Ethan zwolnił jazdę, przez co mogłam się zrelaksować i odetchnąć pełną piersią. Wysiadłam z auta i rozejrzałam się dookoła. Zadupie, pomyślałam.

    — Ethan? — zaczęłam. Spojrzał na mnie, odpalając papierosa. — Gdzie my jesteśmy?

    — Za miastem — uśmiechnął się nonszalancko.

    W prawdzie Ethana nie widziałam już od dobrych czterech lat jak nie więcej. Co, jeśli od tamtego czasu zmienił się? Dlaczego z nim w ogóle tu przyjechałam?

    — Wyluzuj — ciągnął. — Nie jestem seryjnym mordercą — prychnął.

    — Polemizowałabym — szepnęłam pod nosem.

    — Chodźmy, już trwa wyścig — zrobiłam na niego wielkie oczy. — Co?

    — Jaki wyścig? — zamrugałam.

    — Zobaczysz — znów złapał mnie za rękę i zaczął prowadzić w pole. On mnie chce zabić, to pewne.

    Zaczęliśmy wchodzić na jakąś górkę. Będąc na szczycie, nie wierzyłam własnym oczom, jestem prawie pewna, że moje usta się rozchyliły ze zdziwienia.

    — Och, a jednak jeszcze nie — odparł, widząc ponad dziesięć aut stojących w miejscu.

    Nie mogłam odezwać się słowem, będąc zafascynowana widokiem drogich pojazdów. To, że nie lubię szybkiej jazdy, wcale nie oznacza, że nie kocham sportowych aut. Wszyscy ci ludzie tutaj są albo tak bardzo odważni, albo głupi.

    — Robi wrażenie, co? — uśmiechnął się szeroko. Pokiwałam tylko twierdząco głową. — Widzisz tego typa przy fioletowym Lamborghini? — wskazał palcem.

    — Tak — odparłam.

    — To Cameron — zdziwiłam się jeszcze bardziej.

    — Jaja sobie robisz?! — powiedziałam ciut za głośno, ale warkot silników i tak mnie zagłuszył.

    — Nie — pokręcił rozbawiony głową. Wróciłam wzrokiem na linie startu. Po chwili pojawiły się na niej dwa nowe auta, oba koloru czarnego. — O, przyjechali tutejsi mistrzowie — kiwnął głową.

    — Mistrzowie? — powtórzyłam.

    — Ten w GTA Spano — popatrzyłam na niego jak na idiotę — dobra, ten po naszej stronie, to mistrz. Wygrywa z każdym, dosłownie — uniosłam wysoko brwi. — A ten drugi, czyli w Chevrolet Camaro SS, nie jest zły, ale przeważnie ląduje na trzecim miejscu. Zawsze z tego jakaś kasa — wzruszył ramionami.

    — To ważny wyścig, że przyjechaliście aż z Portland? — Nie oszukujmy się, to kawałek drogi do Phoenix.

    — Nawet nie wiesz jak bardzo. Kasa jest taka do zgarnięcia, że możesz ustawić się do końca życia. — Wyścigi dla kasy. Może powinnam to przemyśleć, na wszelki wypadek. Nigdy nie wiadomo czy Luke'owi nie znudzi się ta nasza umowa.

    Nagle z obu czarnych aut wysiadają chłopacy, wszyscy zakapturzeni. Z każdego auta po dwóch. Dlaczego?

    — Podejdźmy bliżej — zaproponował i poszedł o kilka kroków w przód. Poszłam w jego ślady, czując na sobie palący wzrok. To nie wróży niczego dobrego. — Czemu Cameron podszedł do tego mistrza?! — szczerze się zdziwił. Spojrzałam w kierunku, w którym stały czarne auta, których marek już nie pamiętam. Cameron przybić sobie piątkę z dwoma z nich. — Osz ja cię pierniczę! — złapał się za głowę.

    — Co? — Siarę mi robi, a przy okazji zwraca na nas niepotrzebną uwagę.

    — To przecież Luke, Luke Hemmings! — spojrzałam zszokowana na zakapturzonych. Ciężko mi z tak daleka ocenić czy to naprawdę on, ale jak zauważam Newt'a, wszystko staję się jasne. To jest jego pracą? Zarabia przez wyścigi?

    — A ty skąd wiesz, kto to jest? — odzywam się.

    — Cameron ponoć jest jego starym znajomym — pokiwałam na znak zrozumienia. — Czyli wyścig czysto przyjacielski, nice — wyszczerzył się.

    Nagle wszyscy wsiedli do aut, więc się zaczyna.

    — Ile to będzie trwało? — spytałam. Nie chcę wracać w nocy do domu. Dobrze by też było, gdyby Luke nie dowiedział się o moim przyjściu tutaj.

    — Z pół godzinki. Zależy — wzruszył nonszalancko ramionami.

    — Od?

    — Od komplikacji — przeraziłam się. Zauważył to, więc pospieszył z wyjaśnieniem. — Na trasie mogą być zawodnicy agresywni. Mogą chcieć zepchnąć rywali z trasy. Towarzystwo robi się coraz bardziej aroganckie i te wyścigi, stają się wręcz brutalne. — Nie, nie, nie. Ja się musiałam przesłyszeć. To bardzo mi przypomniało powód mojej traumy. Nie chcę tutaj być, ale on mnie nie odwiezie, a ja nie mam zamiaru wracać taki kawał z buta.

    Zmuszona byłam obserwować to, co się dzieje na trasie. Gdy ktoś zaczynał niebezpiecznie zbliżać się w tył auta Luke'a, moje serce na chwilę stawało. Raz prawie wywaliliby go z trasy, a wtedy to już w ogóle bym zeszła na zawał. Na szczęście to cholerstwo skończyło się dosyć szybko. Pierwszy przez linię mety przejechał jakiś żółty samochód, potem Luke, a trzecie miejsce należało do Camerona. Dobre i to, pomyślałam.

    Niespodziewanie Ethan ruszył z miejsca i szedł w kierunku przyjaciela, a ja niezbyt wiedziałam, co robić. Stałam lekko przestraszona. Luke ze swoją ekipą zniknęli mi z oczy, więc z jednej strony się cieszyłam, nie widział mnie.

    — Proszę, proszę — wzdrygnęłam się. Usłyszałam za sobą jakiś głos, a po chwili jakiś mężczyzna pojawił się po mojej lewej. Zrobiłam instynktownie krok w tył. — Co taka lalka, jak ty, robi w takim miejscu, jak to? — Wydawał się być obleśny. Za jego plecami dostrzegłam znaną mi czuprynę.

    — Michael — szepnęłam pod nosem. Nieznajomy odwrócił się, by sprawdzić, o kim mówię. Nagle wrócił wzrokiem na mnie. Przybliżył się do mnie, a gdy próbowałam się cofnąć, on chwycił mnie za łokieć. — Puść mnie! — warknęłam, próbując się wyszarpnąć. Jego uścisk się wzmocnił, a ja stanęłam z bólu.

    — Clark, wypierdalaj od niej! — mężczyzna został ode mnie odepchnięty i upadł na ziemię. Spojrzałam na mojego wybawiciela z nadzieją, że to Ethan. Myliłam się.

    — L-Luke? — wyjąkałam. Spojrzał na mnie przelotnie, ale jego spojrzenie wyrażało tylko gniew.

    — To wy się znacie? — otarł krew lecącą z nosa. Luke niebezpiecznie się do niego zbliżył. Na szczęście w porę pomiędzy nimi zjawił się...

    — Cameron. — Super.

    — Nie wnikam, co ty słońce robisz w tym miejscu — Hemmings spojrzał na niego z mordem w oczach. Jeszcze temu zaraz się dostanie.

    — Już, spokój. — Ashton. — Za dotykanie Niewyparzonej Gęby powinieneś dostać solidne manto — zaśmiał się ironicznie.

    — T-Ty też ją znasz?! — wyglądał na nieźle przerażonego.

    — Och, to dziewczyna Luke'a. Nie wolno tykać cudzych dziewczyny — zatykał, niczym zegarek kręcąc przy tym głową. Clark spojrzał na mnie totalnie przerażony. — Idź lepiej — poradził mu. Clark zniknął w okamgnieniu. Cameron niespodziewanie mnie przytulił.

    — Zabije Ethan'a, słowo daję, że ujebie mu jaja — prychnęłam. Odsunęłam się od niego i zauważyłam zdezorientowanie na twarzy blondyna.

    — Hemmo, laska cię chyba zdradza — zakpił Ash.

    — Kim dla siebie jesteście? — spytał niby opanowany.

    — Przyjaciółmi z dzieciństwa — wyjaśnił. — Nie mówiłeś, że chodzisz z moją przyjaciółką — zaśmiał się.

    — Co ty tutaj robisz?! — spytał przez zaciśnięte zęby. Wiedziałam, że będą kłopoty.

    — Ja ją przywiozłem. — Zza chłopaków wyłonił się Ethan. Jego zimny ton nie wróżył niczego dobrego. — Nie mówiłaś, że chodzisz z Hemmings'em — powiedział z wyrzutem. Więc to dla mnie ten ton.

    — Nie trzeba było mnie porywać — odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w kierunku, z którego przyszliśmy. Dupek.

    Będąc przy drodze, poczułam, szarpniecie za ramię. Odwróciwszy się, zauważyłam Luke'a. Teraz wydawał się być smutny, rozgoryczony i zawiedziony.

    — Odwiozę cię — zakomunikował.

    — Wrócę z...

    — Powiedziałem mu, co o tym myślę i wracasz ze mną — odpowiedział stanowczo.
    
    — Przestań... — wyszeptałam, spuszczając głowę. — Wszyscy dookoła są źli, a ja nic nie zrobiłam. — Czułam, jak rozpadam się od środka. Każdy ma wyrzuty, ale dlaczego? Moje rozmyślenia przerwało niespodziewane przytulenie mnie przez Hemmo.

    — Przepraszam — zaczął. — Nie chciałem, byś się dowiedziała, a już na pewno nie w ten sposób. To nie jest praca marzeń, a teraz pewnie myślisz o mnie, jak o jakimś przestępcy — odsunęłam się od niego.

    — Wcale tak nie myślę — spojrzałam w jego oczy. — Ale... nie męczy cię to?

    — Ciągłe wyścigi? — pyta, by się upewnić.

    — Nie. Ciągła obawa czy na pewno dotrzeć do mety, a jeśli tak to czy zrobisz to w jednym kawałku — przygryzł wargę, spoglądając w dół.

    — Czemu myślisz, że to...

    — Niebezpieczne? — prychnęłam. Spojrzał na mnie z jeszcze większym zaskoczeniem. — Ethan opowiadał... coraz brutalniej się robi. Luke... Skoro nie masz kasy, to mi nie płać, ja... — przerwał mi, dotykając mojego policzka.

    — Nie, to co ci płacę jest niczym, w porównaniu z tym ile potrzebuje — nachylił się, by patrzeć w moje oczy. — Nie ma mowy, byś pracowała, a raczej harowała w jakieś robocie za wszawe grosze! Nie pozwolę na to, rozumiesz? — wtuliłam się w niego. Nawet mnie nie zna, a pomaga. Dlaczego? Dlaczego mu tak zależy? — Nie przejmuj się tym, okey? — pogłaskał mnie po głowie.

    — Nie chcę cię odwiedzać w szpitalu, a już na pewno nie na...

    — Csiii — uciszył mnie. — Nic mi się nie stało. Spójrz na mnie — uniosłam głowę do góry. — Nie mam zamiaru pojawiać się w szpitalu, a już tym bardziej w grobie. Nie zaprzątaj tym swojej ślicznej główki, ok? — uśmiechnął się lekko.

    — Ok — stanęłam na palcach i musnęłam jego usta. Postanowił jednak przedłużyć pieszczotę i ją pogłębić.

    — Zaraz rzygnę! — krzyknął z oddali Michael. Odsunęłam się od Luke'a i oboje zerknęliśmy na górkę. Michael wrócił do reszty, najwidoczniej chciał sprawdzić, czy pomiędzy nami wszystko jest w porządku.

    — Jedziemy? — spytał blondyn. Pokiwałam głową zgadzając się. — Poczekaj tu na mnie. Idę po auto — cmoknął mnie w usta i poszedł w stronę trasy. Westchnęłam. Kilka chwil później, podjechał swoim czarnym autem. Otworzył szybę automatycznie od swojej strony, kiwając głową, bym wsiadła. Szybko okrążyłam auto i usadowiłam się na miejscu pasażera.

    — Jak się podoba? — spytał, uśmiechając się szeroko.

    — Nie byłam jeszcze wewnątrz takiego auta — stwierdziłam, sama się uśmiechając.

    — Hm, to chyba trzeba ci pokazać, jak to jest jechać takim autem — przygryzł wargę i ruszył z miejsca. Wyjechaliśmy ze zjazdu na główną drogę, na której zaczął się śmiać pod nosem. Spojrzałam na niego zdziwiona.

    — Co? — pytam, gdy ten nie może się opanować. Pokręcił tylko głową, a ja poczułam, jak dodał gazu. Nie, powiedzcie, że on żartuje! Tylko nie to... Złapałam się fotela, próbując unormować oddech. Gdy na liczniku zobaczyłam ponad sto dwadzieścia na godzinę, przeraziłam się jeszcze bardziej. — Luke, zwolnij. — Jesteśmy na normalnej drodze, a nie na arenie do cholery! Ten tylko odpowiedział mi znów śmiechem i jak na złość dodał gazu.

    — Wyluzuj, Kate — polecił. Już to kurwa widzę, jak się luzuje!

    — Luke, zwolnij! Spowodujesz wypadek! — zaczęłam panikować.

    — Wiem, co robię — wywrócił oczami, w ogóle mnie nie słuchając. Czułam, jak moje serce bije, jak oszalałe, a w oczach zaczynają zbierać się łzy. Zamknęłam powieki, starając się pomyśleć, o czymś przyjemnym. Nagle auto tak jakby... zwolniło? Otworzyłam powoli oczy i rozejrzałam się. Światła. Odetchnęłam z ulgą. Poczułam na swojej nodze jego dłoń. Nie spojrzał na mnie, tylko trzymał rękę. Syknęłam pod nosem i strząsnęłam jego rękę. Wysiadłam szybko z auta i poszłam na najbliższy przystanek. Usiadłam na nim i przyciągnęłam nogi pod brodę. Nie płacz, Kate.

    — Kate, nie wygłupiaj się i wsiadaj! — Stanął naprzeciwko mnie swoim autkiem, przez które nie dostałam o mało zawału! Mówił do mnie przez otwartą szybę od strony pasażera.

    — Nie wsiądę z tobą do jednego auta! — odkrzyknęłam.

    — Co ci odwaliło?! — wyglądał na złego. — Wsiadaj! — Nie ma mowy! To jak proszenie się o śmierć. Raz to był przypadek, dwa to już byłaby głupota. Nie ma mowy, nie wejdę drugi raz do tej samej rzeki! — KATE! — warknął.

    — Jedź sobie! DAJ MI SPOKÓJ! — słyszałam, jak przeklął, ale odjechał z piskiem opon. Pokazałam mu środkowy palec, choć i tak nie zauważył.

    Schowałam głowę w kolanach i zaczęłam cicho płakać. Niby jesteśmy już w mieście i pewnie nie jechałby już z taką prędkością, ale jednak się boję. To też nie jego wina, to wina traumy... Ale go prosiłam, by zwolnił! To, że lubię sportowe auta, wcale nie oznacza, że lubię też prędkość!

    Moje rozmyślania przerwało trąbienie. Luke wrócił? Uniosłam głowę, by sprawdzić, czy to on.

    — Michael? — szepnęłam. Pokiwał na mnie palcem, bym wsiadła. Ok, on ma normalne auto i wydaje się nie być szaleńcem na drogach. Wsiadłam do pojazdu, ale on stał w miejscu, chyba czekał na wyjaśnienia? Po chwili jednak auto ruszyło, ale cisza nadal trwała.

    Przyłożyłam głowę do szyby po prawej i patrzyłam na wszystko za nią. Gdy Mike zatrzymał się pod moim domem, wysiadłam czym prędzej. Niestety, Clifford zrobił to samo i zatrzymał mnie przy samych drzwiach od domu.

    — Co ten baran znów zrobił? — spytał chyba lekko znudzony i zmęczony.

    — Nic. — Złapałam za klamkę, na szczęście otwarte. Jakież, by było moje zdziwienie, gdyby mój towarzysz za mną nie wszedł.

    — Witaj ko... — mama znów zaniemówiła widząc Michael'a.

    — Witam panią — przywitał się z moją mamą i pobiegł za mną do mojego pokoju.

    — Ugh! Dasz mi spokój! — warknęłam, zdejmując bluzę.

    — No to powiedz mi, co się stało, że Luke w tym momencie ciska rzeczami w pokoju, a ty wysiadłaś z jego auta! Przecież jeszcze nie tak dawno się całowaliście! — Tak, zdecydowanie jest znudzony naszym zachowaniem. Popatrzyłam na Mike'a zastanawiając się, czy mu nie powiedzieć. — Hej, hej... — Podszedł do mnie, szybko zamykając w silnym uścisku. — Czemu ryczysz, na boga?!







~awenaqueen~


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz