piątek, 16 lipca 2021

Roshley on Tour Cz.17 Luke

  


    Przewracam się z boku na bok, usilnie próbując zasnąć. Nic z tego. Jest już tak od ponad godziny. Wkurzony wzdycham głośno i biorę telefon, by sprawdzić, która godzina. Szlag mnie trafia widząc drugą w nocy. Serio?! Schodzę z łóżka, bo i tak nie dam rady zasnąć. Może coś zjem? Głodny jestem. Zaśmiałem się w duchu. Przecież ja zawsze jestem głodny.

    Wchodzę na górę i zauważam Ashton'a przy lodówce. Czyli nie tylko ja mam kłopoty ze snem. Podchodzę do niego i klepie w ramię, przez co się trochę przestraszył, ale widząc mnie, od razu się rozluźnił.

    – Nie możesz spać? – pytam go, biorąc batonika ze szafki.

    – Nie. Ty też?

    – Jak widać. Zgłodniałem – ugryzłem kawałek jakiegoś wafelka. Nim usiadłem na dwuosobowej sofie naprzeciwko lodówki, nalałem sobie jeszcze soku pomarańczowego do szklanki. Ashton wygląda, jakby coś go trapiło.

    – Cholera, Luke... – aż znieruchomiałem. Nie często słyszę w jego głosie taką bezsilność? – Chyba się pospieszyłem z Ashley – prychnąłem. Mówił, że ją pocałował, ale żeby tak to przeżywać?

    – Stary, nie potrafisz się wziąć w garść i jej wyrwać – skomentowałem to, śmiejąc się z niego. Nie śmieję się z jego ciapowości, ale chcę mu trochę poprawić humor. Za bardzo poważnie do tego podchodzi i dlatego nie ma z tego korzyści.

    – Powiedział ten, co robi podchody do Rose – prychnął, denerwując mnie przy tym. Tu nie chodzi o zabawę. Intryguje mnie i chciałbym się do niej zbliżyć. Co w tym dziwnego? Cholernie się staram, by mnie polubiła, a i tak czuję, że spierdoliłem po koncercie. Nie mówiłem o tym nikomu, bo sam nie wiem co o tym sądzić.

    – Nie wiem, czy zauważyłeś, ale trzeba się wysilić, by w ogóle zaczęła z tobą rozmawiać – odpowiadam oburzony. Powiedzenie czasem jednego słowa wywołuje lawinę, a co dopiero potok słów? Tak, w tym momencie zdałem sobie z tego sprawę. Dokładnie teraz gdy zobaczyłem ją stojącą obok mnie. Brałem akurat łyk soku pomarańczowego i wyplułem go z powrotem do szklanki. Przestraszyła mnie bardziej jej mina niż sama obecność.

    – Rose? – w jej oczach dostrzegam wściekłość, ale dlaczego?

    – Chyba pójdę już spa... – nie dokończył, widząc, jak zostaje spoliczkowany. Wow! Ok. To nie był mój pierwszy raz, ale pierwszy kiedy nie wiem, za co i na dodatek tak cholernie mocny! Aż twarz mi przekrzywiła się na prawo. Wróciłem wzrokiem na dziewczynę, lekko nie rozumiejąc.

    – Spróbuj się do mnie odezwać, albo nie daj boże mnie dotknąć, to ci jaja urwę i dam kotom, choć nie wiem, czy tkną – przełknąłem ślinę i spojrzałem na nią z przerażeniem.

    – Ale co ja zrobiłem? – odzywam się, ale dziewczyna dostaje chyba kolejnego zastrzyku wściekłości i już się szykuję do obrony.

    – Ugh! – robi dziwny gest rękoma i schodzi na dół. Te szare spodenki pokazują jej świetne nogi. Hemmings! Nie teraz!

    – Co... się właśnie stało? – spytał zszokowany Ashton. Stał, jakby nie wiedział, czy mu się to przypadkiem nie śni.

    – Ał – złapałem się za lewy policzek. Coś czuję, że jutro będę miał problem ze szczęką, a właściwie dziś rano. Irwin'a najwidoczniej rozbawiła zaistniała sytuacja – To nieśmieszne! Za co ja dostałem?! – pytam poirytowany.

    – Hm. Nie mam pojęcia, ale może ty też coś wczoraj nabroiłeś – uniósł jedną brew i zaśmiał się. On nie umie długo udawać poważnego.

    – Chyba się kimnę tu w salonie. Wolę uniknąć kontaktu z Ro – pokręciłem głową ze znudzenia. Już wstałem i kierowałem się do owego salonu, ale ręka Ash'a mnie zatrzymała – Co? – pytam, gdy on nie postanawia się odezwać. Mierzył mnie tylko wzrokiem, jakby chciał wybadać czy faktycznie coś wczoraj się wydarzyło między mną a nią.

    – Luke, musisz to jakoś załatwić – westchnąłem.

    – Mhmn, to będzie w ciul łatwe – uśmiecham się sztucznie. Chłopak tylko przewraca oczami.

    – Mówię poważnie.

    – Przecież wiem. Wymyślę coś – po tych słowach mogę wreszcie iść spać. Czeka mnie dziś długi i trudny dzień. Oby trochę snu przyniosło mi pomysł na "przeprosiny za... nie wiem za co". Sensowne, prawda? Też tak myślę.

***

    – Luke wstawaj, to ważne – usłyszałem nie wyraźnie czyjś głos. Nie wiem, obstawiam, że to zjeb Calum. Trudno, śpię dalej. Dzisiaj mieliśmy mieć wolne i dopiero po południu wstąpić coś zjeść. Nie możliwe by było już południe – LUKE! MICHAEL SWOIM MIŚKIEM GWAŁCI TWOJEGO PINGWINA! – poderwałem się z łóżka zderzając się czołowo z Hood'e. Pod wpływem uderzenia, wylądował na ziemi, a ja znów na miękkiej poduszce. Zabije go! Obu!

    Wstałem z łóżka i zacząłem wciągać swoje spodnie, by nakopać Michael'owi nie zapominając o obecności płci pięknej w busie. Matko, Hemmings, ty z rana myślisz?! Co jest?!

    – Gdzie on jest? – pytam wstającego Calum'a. Trzymał się za głowę. Mimowolnie moje kąciki ust poszybowały do góry – To kara za budzenie mnie krzykiem – narzuciłem na siebie koszulkę i ruszyłem w kierunku dolnego pokładu.

    Jakież było moje zdziwienie, gdy Clifford siedział w kuchni na sofie. Odwróciłem się przodem do Hood'a, który szedł za mną z głupkowatym uśmieszkiem. Wkręcił mnie!

    – Wybacz – poklepał mnie po ramieniu i oparł się o blat.

    W kuchni są obecni wszyscy oprócz Ashley i Rose. No nie wiem, czy z rana chcę mieć potyczkę z tą drugą, ale właśnie... Rano. Wyjąłem telefon z kieszeni spodni i zerknąłem na godzinę.

    – Hood! Czy cię powaliło?! – krzyknąłem na niego, widzą duże cyfry na wyświetlaczu, wskazujące na siódmą trzydzieści! No szlag by go trafił!

    – Wszyscy wstali, a ty jesteś jak obibok – prychnął, a resztą cicho się zaśmiała.

    – Dzięki – odpowiedziałem sarkastycznie, siadając naprzeciwko Rachel, czyli dokładnie tam, gdzie siedziałem w nocy. Dziwię się, widząc Ashton'a z telefonem w rękach, siedzącego obok dziewczyny. Ciekawe co robi? – Calum powiedział, że dotykałeś mojego pingwina. Kłamał, nie? – spojrzałem na Mike'a, który siedział przy oknie, czyli tak samo jak Irwin.

    – Nie? Na co mi twój pingwin? – wzruszył ramionami, a mi chciało się skakać z radości. Już trzy razy go prałem, bo oni jednym dotknięciem go uświnili!

    – Hey wam – wita się z nami zaspana Ashley. Czemu ja martwię się i ubieram, by im głupio nie było, a one łażą roznegliżowane?! Dobra, to złe słowo, ale ta obcisła bokserka i krótkie spodenki źle na nas wpływają! No ludzie! Jesteśmy tylko facetami, no!

    Nawet Ashton oderwał wzrok od telefonu i zapatrzył się na nią. I zaś się dziewczyny dziwią, że my się na nich rzucamy, choć dla nas to zwykłe pocałunki, ale tak, rzucamy się. Dziewczyna nalała sobie wody do szklanki i odwróciła do nas przodem, przez co wzrok Irwin'a wrócił na wyświetlacz urządzenia. No tak, oni też mają napiętą relację.

    – O! Ro! – spiąłem się na te słowa. Kątem oka sprawdziłem, co robi brunetka i na szczęście nie przyszła mnie bić. Podeszła do szafki ze słodyczami i wzięła z niej coś. Potem bez słowa wróciła na dół. Okey? – Co tu się dzieje? Czemu taka cisza? – spytała blondynka, nie rozumiejąc, co się dzieje.

    – To ty nie wiesz? – zaczął rozanielony Calum. A temu co znowu? – Rose w nocy przyłożyła Lukey'owi – przyłożyłem czoło do stolika. Czemu on o tym gada? Czemu w ogóle on o tym wie?

    – Och... – chyba zaniemówiła. A ja nadal nie wiem, co powinienem zrobić. Za mało snu. Dajcie mi łóżko.

    – No właśnie – poderwałem głowę, że aż Rachel podskoczyła. – Sorry – zaśmiałem się cicho.

    – Luz – odpowiedziała.

    – Czemu mnie obudziłeś? – pytam się go.

    – No nie wiem. Tak sobie – wzruszył ramionami.

    – To ja idę spać dalej – wstaje z miejsca i kieruję się do salonu. Rzucam się na sofę, którą rozłożyłem, bo nie miałem zamiaru mieć bólu pleców.

***

    Poleżałem może z godzinę, aż znów mnie nie nawiedzono. Tym razem Clifford. Umrą. Wszyscy. Umrą. Zachciało mu się grać akurat teraz kiedy ja miałem taki fajny sen.

    Zszedłem na dół i przebrałem się w nowe ciuchy. Wszyscy są na górze oprócz Rose. Może to mój moment? Niepewnie wszedłem do salonu i zobaczyłem, jak brunetka patrzy na świat za oknem. Nogi miała objęte rękoma. Usiadłem obok niej, tak że ona spokojnie mogłaby oprzeć się plecami o moje prawe ramię. Jak by tu zacząć? Może najlepiej być debilem? Wyciągnąłem spod stolika notes i wydarłem z niego kartkę. Zacząłem drzeć ją na mniejsze kawałeczki, z których potem zrobiłem kuleczki. Odsunąłem się od niej, by uchronić się przed jakimś nieprzewidzianym ciosem. Pierwsza kuleczka miała trafić w ucho, ale nie trafiła i przeleciała obok. Kolejne były już bardziej celne i aż dziwne, że jeszcze się nie odwróciła z pretensjami. Śpi czy co? Wziąłem świeżą kartkę i teraz z całej zrobiłem większą kulkę. Idealnie trafiła w tył głowy. No serio nic?! Już kombinowałem co jeszcze, by tu zrobić, by zwrócić na siebie uwagę, kiedy przemówiła.

    – Serio? Nudzi ci się? – aż zaschło mi w gardle, tak nagle.

    – Trochę. Obudzili mnie. Pogadaj ze mną – zacząłem wbijać jej palec w łopatkę.

    – Co mówiłam o dotykaniu? – jakoś nagle odechciało mi się. Postanowiłem posiedzieć w ciszy i się zastanowić – Pamiętasz, pytałeś, dlaczego czarna róża – odezwała się tak niespodziewanie.

    – Mhmn – mruczę senny. To chyba ta pogoda.

    – Płatki są moją duszą – otwieram powieki, analizując jej słowa. – A łodyga z kolcami jest skorupą.

    – Chyba nie czaje – to na pewno wina senności, z pewnością.

    – Gdy źle dotkniesz, możesz się skaleczyć przez kolec. Ja mam tak samo.

    – Czyli jak cię niechcący dotknę... – przerwała mi.

    – Wtedy byłbyś martwy, a to ma się nijak do kolców – zaśmiałem się.

    – Dlaczego akurat czarna? – to chyba najbardziej mnie ciekawi.

    – Ponieważ... – urwała na chwilę – Ponieważ taki mam charakter. Nie jestem słodka, ani miła, ani ciepła. Jestem gorzka i zimna.

    – Polemizowałbym – dziewczyna zerka na mnie przez ramię – No co?

    – Faceci – wywróciła oczami i powróciła do patrzenia za okno.

    – Baby. Ale wracając. Może i w tej róży coś jest, ale co do czarnej to serio bym dyskutował – zapadła chwila ciszy, która była przerażająca.

    – Jak tam sobie chcesz – odpowiada z obojętnością. No ale co się nie dowiedziałem czy mi wybaczyła, to się nie dowiedziałem.

    Postanowiłem nie drążyć tematu, więc chciałem posiedzieć w ciszy. Bawiłem się telefonem, obracając go w dłoni. Zachciało mi się posprawdzać fora. Wszedłem na twittera i zacząłem się śmiać, widząc nowe zdjęcie Ashton'a. Wygląda na to, że zrobił je dziś rano. Przesunąłem palcem w górę, by sprawdzić inne nowości.
        
    – To był zakład? – odzywa się Rose, siadając przy mnie ramię w ramię.

    – Co? – pytam, nie rozumiejąc jej dziwnego pytania.

    – No czy założyłeś się o coś z Ashton'em.

    – A konkretnie? Niby o co miałbym? – serio, pierwsze słyszę o jakimś zakładzie.

    – O to, kto pierwszy nas wyrwie – wytrzeszczyłem oczy.

    – Kto ci tak powiedział?! – spytałem wkurzony i jednocześnie zaskoczony. Nie wiem który imbecyl tak nagadał, ale ma ode mnie piątkę w łeb z patelni.

    – Nikt – wzruszyła ramionami – Więc?

    – Nie, nie ma żadnego zakładu. Dlaczego tak pomyślałaś?

    Nie odpowiedziała tylko znów zapadła cisza. Już mnie to denerwuje.

***

    O piętnastej wreszcie poszliśmy na obiad tak długo wyczekiwany. Zamówiłem sobie pizze, zresztą nie tylko ja. To było dziwne, gdy dziewczyny usiadły same. To wina Ash'ów i ich kłótni? Tak czy siak, nie podoba mi się ta postać rzeczy. Wstałem, by do nich podejść i chwilę pogadać.

    – Może jednak usiądziemy razem? – pytam, będąc przy ich stoliku. Rachel spojrzała na mnie, by po chwili zmierzyć wzrokiem swoje towarzyszki, bo nie wiem, czy mogę je nazwać przyjaciółkami. To mi na przyjaźń nie wygląda.

    – Nie, dzięki – odpowiada Ash z uśmiechem na twarzy. Ok?

    – Ale coś nie tak? – bycie natrętnym to moje trzecie imię.

    – Nie, wszystko jest w porządku. Chciałyśmy chwilę pogadać same – zamrugała do mnie porozumiewawczo.

    Wróciłem do reszty. Zjedliśmy nasz posiłek, ale okazało się, że nigdzie nie idziemy, bo dopiero o szesnastej mamy być w hotelu. Cudownie.

    Usadowiłem się wygodnie na fotelu, ze słuchawkami na uszach. Jednak ta pozycja mi nie pasowała, więc zmieniłem ją na bardziej leżącą. Chyba nie muszę powtarzać, jak to jestem śpiący?







~awenaqueen~


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz