czwartek, 15 lipca 2021

Roshley on Tour Cz.10 Ashley

  


    Ro narzekała jeszcze jakiś czas na mój kapelusz (którego za Chiny nie zdejmę, bo mi się podoba i kropka), dopóki nie wyszliśmy z hotelu. Od razu całą grupką skręciliśmy w jakąś uliczkę, by napalone na swoich idoli fanki nie wyrwały mi i dziewczynom flaków gołymi rękami. A raczej tipsami. I mogłyby nas jeszcze zgnieść kilkutonowym makijażem. Albo...

    – Ash! – z myśli o śmierci, które mógłby nam zadać szalony tłum panienek pod hotelem, wyrwał mnie głos Ashton'a. Odwróciłam się lekko zawstydzona. Jesu, jak mogłam pokazać się w samej koszuli brata... Wyglądałam, jakbym nie mogła znaleźć swoich ciuchów po "upojnej" nocy... Jesu, o czym ja myślę...

    – Co? – zapytałam cicho.

    – Idziemy? – zapytał najwyraźniej rozbawiony.

    – A gdzie reszta? – spytałam. Mimo że weszliśmy tu całą paczką, teraz byłam tu tylko ja i Ash.

    – Poszli z jakieś pięć minut temu. Nie zauważyłaś?

    – Yyy... – pozostawiłam to bez większego komentarza.

    Ruszyliśmy w stronę plaży w ciszy. Ja wciąż rozmyślałam o poranku i załamywałam się nad własnym istnieniem, a Ash też wydawał się zamyślony. Dalej był pewnie zły... Fuck!

    – Przepraszam – wypaliłam, nie zastanawiając się właściwie co powiedzieć dalej.

    – Za? – był zdziwiony?

    – Za rano – odwróciłam wzrok.

    Ashton co dziwne zaczął coś mruczeć pod nosem, ale kompletnie nie rozumiałam, co mówił. Spojrzałam na niego, ale ten patrzył w drugą stronę.

    – Co? – zapytałam.
    
    – Nie jestem zły – say whaaaat?! A mogłam z nim jechać jednym autem, no! Myślałam, że jest na mnie zły, dlatego nie wsiadłam do nich... Fuck my life!

    – Jak to, nie jesteś?

    – Nope – potwierdził. Zaśmiał się, widząc moją minę. – Myślałaś, że jestem?

    Skinęłam głową. Od razu przypomniałam sobie, co powiedziała mi wcześniej Rose. Nieee... Irwin'owi na pewno nie stan... niee... na mój widok? Po prostu nie!

    – A swoją drogą, gdzie Rose? – zmieniłam temat.

    – Poszła z Rachel. A chłopaki osobno. Dlaczego ona łazi w długich spodniach na taką pogodę?

    – Kto to mówi – zaśmiałam się – Na prawie wszystkich zdjęciach w necie jesteście w czarnych rurkach.

    – Ale na plażę? – zignorował fakt, że przeglądałam ich zdjęcia w internecie.

    – Ona tak ma. Po prostu – stwierdziłam.

    Rozmawialiśmy jeszcze jakiś czas, gdy w końcu dotarliśmy na miejsce. Zastaliśmy bardzo... ykhym... ciekawy widok. Michael z Calum'em szarpali długą kiełbasę z grilla, a Luke próbował odciągnąć jednego od drugiego, z marnym skutkiem, niestety. Rozbawił mnie ten widok, zwłaszcza że Ash pobiegł do nich i zamiast pomóc Luke'owi, zabrał kiełbasę chłopakom i sam zaczął ją jeść. Zaśmiałam się, dzięki czemu zobaczyłam niedaleko dwa ręczniki, na których leżały dziewczyny. Pobiegłam do Ro i rzuciłam się na nią. Dosłownie.

    – Boże, wypluję flaki! – krzyknęła i zepchnęła mnie na bok.

    – Gadałam z Ash'em – prawie pisnęłam ze szczęścia.

    – I? – wydawała się autentycznie zaciekawiona.

    – Iiiii Ashton powiedział, że nie jest na mnie zły. Bo w ogóle to go przeprosiłam za rano i pogadaliśmy chwilę – zaczęłam się bawić palcami.

    – No to dobrze. Idź już – machnęła ręką. Czy ona chciała mnie zbyć?!

    – O nie! Nie po to jesteś na plaży, by być w ciuchach jak na zimę! – krzyknęłam, widząc, że Ro jest w całości ubrana.

    – Co najwyżej jesień! Te spodnie nie są grube! No i bluza też! – ale kto chodzi w bluzie na plażę!? No tak, bluza... Hy hy hy...

    – Kochanie, ja wiem, że pod tą bluzą to ty nie masz bluzki – zaczęłam poruszać zabawnie brwiami. Po coś ta nauka brata się przydała, fuck yeah!

    – No i? – kpi czy o drogę pyta?

    – No i wyskakujesz z niej jak i spodni! Nie po to ubrałaś bikini! – zaczęłam wymachiwać rękoma niczym prawdziwy i stuprocentowy pojeb.

    – Boże, jak ty zrzędzisz! – zaczęła się rozbierać, pod moim czujnym okiem. W tej samej chwili Calum i Luke do nas podeszli i tak jak ja zaczęli się przyglądać Ro.

    – Uuu! Niezłe nogi – Cal powiedział to co wszyscy mieliśmy na myśli.

    – Ja sobie strzelę sweet foć i pochwalę się, że wyjechałam ze Syd! – wykrzyczałam. Jak już szaleć to na całego, co nie? Wyjęłam telefon i pstryknęłam kilka zdjęć, po czym wybrałam najlepsze i wysłałam na fb.

    – Swoją drogą ty też nieźle wyglądasz, Ash – Cal skomplementował także i mnie. Jak miło...

    – O! Dziękuję! – zawołałam, będąc w jeszcze lepszym humorze niż wcześniej.

***

    Zjebałam po całości. Jak zawsze zresztą. Wszystko muszę zawsze psuć, kiedy jest idealnie. Bo przecież nie byłabym sobą, prawda? Gdybym czegoś nie zniszczyła.

    Patrzyłam, jak wkurwiona na mnie Rose odchodzi i zastanawiałam się nad tym, jak mogłam być taką idiotką, żeby zapomnieć, że ona nie lubi wody.

    – Co jest? – zapytał Luke, który właśnie wyszedł z wody, jak cała reszta.

    – Ash i Rose się pokłóciły – powiedział Ashton, który stał za mną cały czas.

    Nie wkurwiajcie mnie... Nie odzywajcie się do mn...

    – To prawda? – blondyn spojrzał na mnie.

    Nie odpowiedziałam.

    – Ash? W porządku?

    – Tak, w jak najlepszym, kurwa, porządku! – wykrzyknęłam. Nakrzyczałam na kogoś, nawet nie wiem na kogo, ważne, że w niczym nie zawinił.

    – Spokojnie – Cal podszedł do mnie, ale go odepchnęłam.

    – Sorry... Macie może gitarę? – spytałam, wpadając na pewien pomysł. I przy okazji lekko się opanowując.

    – Jasne, ale w busie, a on jest kawałek stąd – stwierdził Mike – Po co ci?

    – Zaprowadzisz mnie? – zignorowałam jego pytanie.

    – O–okej... To cześć – pożegnał się z resztą i poszliśmy. W ciszy. Mike nic nie mówił, a ja jeszcze długo czułam na sobie wzrok Ashton'a.

***

    – Dzięki! – dałam Mikey'owi buziaka w policzek, na co się słodko zarumienił. Brakowało mu tylko tego misia, co trzymał go wcześniej, przed pójściem na plażę. Wyglądał jak dziecko, mimo stylu "punk rock'owca".

    – Nie ma z–za co – jeszcze to zająknięcie, awww...

    Pomachałam mu tylko i poleciałam z gitarą do hotelu. Jako że jestem rasowym przygłupem, weszłam do środka i spotkałam się z Rose. Wtuloną w Luke'a. Leżących na łóżku. Hy hy hy... Zaraz! Wyszłam szybko z pokoju. Nie zastanawiając się dłużej, poszłam do pani w recepcji.

    – Przepraszam, ale mam pytanie – zaczęłam.

    – Tak? W czym mogę pomóc? – zapytała miło kobieta za ladą.

    – Czy jest tu może jakiś komputer, z którego mogłabym skorzystać? – mówiąc to, widziałam jak chłopaki i Rachel wpadli do hotelu, uciekając przed fanami i od razu polecieli na górę, prawdopodobnie do Rose i Luke'a.

    – Ach, tak. Na drugim piętrze jest mała biblioteka i kilka komputerów – odpowiedziała mi recepcjonistka. Podziękowałam i pobiegłam schodami (winda była zajęta przez tych przygłupów), kierując się w stronę biblioteki.

    Był to niewielki pokój z mnóstwem regałów z książkami i kilkoma biurkami na środku, gdzie leżały komputery. Usiadłam przed jednym, stawiając gitarę obok biurka i wstukałam w wyszukiwarkę ">Evanescence – Forgive Me chwyty<". O ile piosenkę pamiętam na pamięć, to przecież nie uczyłam się jej na gitarę, skoro jestem perkusistką, prawda? Korzystając z tego, że nikogo nie było w bibliotece, zaczęłam ćwiczyć. Kiedyś ją ćwiczyłam, tak na wszelki wypadek, więc wystarczyło sobie ją tylko powtórzyć. Najgorsze i tak miało być przede mną.

***

    – ...meant to hurt you... – czułam, jak drży mi głos, lecz musiałam się postarać, by się nie popłakać, a już zwłaszcza kiedy zrealizuję swój plan. Zabrzmiało, jakbym chciała kogoś co najmniej zabić...

    Skończyłam ćwiczyć piosenkę, znając ją już całkowicie na pamięć i wyszłam, zabierając ze sobą gitarę. W międzyczasie wysłałam Ashton'owi sms'a z prośbą, by wszyscy wyszli z naszego pokoju i Rose została sama. Potem dodałam, że najlepiej by było, gdyby w ogóle gdzieś poszli i wyszli z hotelu. Bałam się, że podejdzie do tego sceptycznie, ale Ash stwierdził, że potrzebujemy czasu tylko dla siebie, więc wyciągnie chłopaków do fanek na zewnątrz, żeby podpisać parę autografów. Nawet nie wiedział, jaka byłam mu wdzięczna za to, ale niech tak zostanie.

    Zeszłam na dół, gdzie spotkałam się z pustym korytarzem. Nie słyszałam już żadnych głosów, więc stwierdziłam, że spełnili moją prośbę. I dobrze. Nie byłam pewna, czy Rose jest w pokoju, lecz przekonałam się o tym, gdy usłyszałam, jak podśpiewuje. Nie słuchała muzyki, wtedy śpiewałaby głośniej, więc mnie na pewno usłyszy.

    Ale...

    Kurde, boję się... Ale jak to mówią, raz kozie śmierć, prawda?

    Nie, nie prawda. Nie chcę umierać. Chcę ją tylko przeprosić i móc z nią spokojnie gadać, tak?! Usiadłam pod drzwiami, z gitarą opartą na kolanach. Odchrząknęłam, przez co w naszym pokoju ucichło. Dobra, teraz! Ale ja się tak boję...


    – Can you forgive me again
I don't know what I said
But I didn't mean to hurt you


    Byłam tak zestresowana jak nigdy, bałam się, że cokolwiek nie powiedziałam, ona mi nie wybaczy. Jestem idiotką.

    Dopiero z dalszymi słowami się rozluźniłam.


    – I heard the words come out
I felt that I would die
It hurts so much to hurt you
Then you look at me
You're not shouting anymore
You're silently broken
I'd give anything now
To kill those words for you
Each time I say something I regret
I cry I don't want to lose you
But somehow I know that you will never leave me, yeah!


    Poczułam, jak pojedyncza łza spływa mi po policzku. Dlaczego musiałam to zrobić? Nie mogłam się zamknąć w odpowiedniej chwili? Wszystko zawsze muszę niszczyć. Tak jak wtedy...


    – 'Cause you were made for me
Somehow I'll make you see
How happy you make me, Oh!
I can't live this life
Without you by my side
I need you to survive
So stay with me
You look in my eyes
And I'm screaming inside that I'm sorrySorry...


    Dopiero przed ostatnimi wersami zrozumiałam, że płaczę. 
Ciekawe kiedy zaczęłam...


    – And you forgive me again
You're my one true friend
And I never meant to hurt you.


    I nic. Ryczę jak przedszkolak, a ta nawet nie wyszła. Zraniłam ją.

    – To był zły pomysł – szepnęłam do siebie drżącym głosem, hamując dalsze łzy.

    Podniosłam się, zostawiając gitarę pod drzwiami. Nie chcę jej widzieć. Może lepiej, żebym wróciła do Sydney?







~awenaqueen~


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz