piątek, 16 lipca 2021

Roshley on Tour Cz.11 Rose

   


    – Dzięki, Luke – spojrzał na mnie z miną "o czym ty mówisz?" Pewnie by spytał, ale do pokoju wlecieli wszyscy. Dosłownie.

    – A co tu się wyprawia, hm? – Calum uniósł jedną brew. Już mają jakieś myśli. Dobrze, że nadal nie znajdowaliśmy się w tej pozycji, w jakiej przyłapała nas Ash.

    – No ta plaża to niewypał – na łóżko rzucił się Michael. Zarobił kopniaka w piszczel.

    – Pomyśleliśmy, że może wieczorem poszlibyśmy się zabawić czy coś. Wiecie, ostatnia noc przed ciężką harówką – zaproponował Ashton. Spojrzałam tylko na Luke'a. Nie, że nie lubię imprezować. Po prostu alkohol źle na mnie wpływa i oprócz utraty pamięci, mam też problem w zachowywaniu się... racjonalnie. Ale skoro wszyscy pójdą, to nie będę gorsza.

    – Mnie pasuje! – Luke jakoś dziwnie się zadowolił. W jego oczach rozbłysły iskierki.

    – Tobie zawsze pasuje – Calum przewrócił oczami – A tobie Ro...se? – chciał powiedzieć zdrobniale, ale szybko dodał końcówkę.

    – Może być – wzruszam ramionami.

    – Świetnie! A... – w tym momencie Ashton dostał sms'a. Odczytał go i uśmiechnął się – A my to już musimy się zbierać! – wszyscy, łącznie ze mną, spojrzeli się na przyjaciela jak na wariata.

    – Gdzie? – spytał Michael, podnosząc się na łokciach.

    – Oj zapomnieliście, znowu!! – udał obrażonego i zmierzał w kierunku wyjścia.

    – Ale... Ale!!! – wybiegł za nim Calum i Mike. Luke patrzył się na wyjście z pokoju z uniesioną brwią.

    – To może ja też już pójdę – powiedział z uśmiechem i wyszedł. Ok. Zostałam sama. To może i lepiej.

    Nie wnikam, gdzie polazła Rachel, ale może jest już u siebie? Ja postanowiłam poszukać stroju na wieczór. Otworzyłam walizkę i zaczęłam poszukiwania. Nie wiedząc czemu, mam bardzo dobry humor mimo sprzeczki z Ashley. Może to jakieś przeczucie? W końcu i tak nie jestem na nią zła. Kocham ją jak siostrę, choć nie wiemy o sobie naprawdę wielu rzeczy. Nuciłam sobie jedną moją ulubioną piosenkę. Nagle usłyszałam spod drzwi dźwięki gitary. Po chwili też czyjś głos. Korekta. Nie czyjś, tylko Ashley. Co ona wyprawia? Podeszłam do drzwi, ale jakoś nie miałam odwagi ich otworzyć. A może po prostu nie chciałam przerywać?

    Po chwili przestała śpiewać i usłyszałam, jak odkłada gitarę pod drzwi. Jak je teraz otworzę, to z pewnością instrument upadnie na ziemię. Ugh!! Otworzyłam szybko drzwi i o dziwo zastałam tam jeszcze Ashley. Obie szybko chwyciłyśmy gitarę. Blondynka nie spojrzała na mnie. Aż tak to przeżyła?

    – Wchodź – rozkazałam, a blondynka weszła do środka – Ashley ja...

    – Wiem. Spieprzyłam jak zwykle – nawet nie dała dokończyć mi myśli.

    – Nie o tym chciałam – odwróciła się do mnie przodem i widziałam, że płakała. Czemu tego wcześniej nie zauważyłam? Podeszłam do niej szybko i przytuliłam – Przepraszam, Ash. Nie chciałam na ciebie nakrzyczeć. Po prostu się zirytowałam – nieśmiało mnie przytuliła mocniej.

    – To ja przepraszam. Naciskałam na ciebie, choć wiedziałam, jak bardzo nie lubisz wody – wzdrygnęłam się na samo słowo woda. A to dlatego, że przypomniał mi się incydent przed laty.

    – Nienawidzę się za to. I za wiele innych gównianych wad – odsunęłam się od niej i sama miałam łzy w oczach.

    – Jest ok. Sama siebie za to nienawidzę – uśmiechnęła się smutno i spojrzała mi w oczy.

    – Wybaczysz mi? – pytam. Jej uśmiech powiększył się.

    – Jasne, że tak. Pod warunkiem, że ty mi też – nic nie odpowiedziałam, tylko znów mocno ją do siebie przytuliłam. Jak ja mam z nią i Rachel przez rok wytrzymać? Nie mam pojęcia. Ale wiem, że będzie zabawnie.

    – Lonely girl, you lost the only thing you loved – zaśpiewałam cichutko pod nosem. Te słowa same przyszły mi do głowy – Nothing that you had was ever good enough – Ashley odsunęła się ode mnie marszcząc brwi.
    
    – Co ty śpiewasz? – pyta.

    – Nic – odpowiadam zgodnie z prawdą. Szybko podbiegłam do szafki i napisałam te słowa na kartce. Mam wenę.

    – Co piszesz? – podeszła bliżej – Nowy tekst?

    – Tak. Ta sytuacja jakoś wprawiła mnie w rytm. Co może być dalej?

    – Czekaj – rozkazała. Podeszła do futerału z moją gitarą. Wyjęła ją i mi podała – Weny nie można zaprzepaścić. Siadamy! – po łzach i smutku nie było śladu.

    Usiadłyśmy na swoich łóżkach. Ja jedną nogę podwinęłam pod tyłek, a drugą wybijałam rytm na podłodze. Ashley wzięła ten notes i długopis.

    – Może... You got a lot of nerve and, looks like the table's turning? – zaproponowała.

    – Myślę, że jest ok – nagle do głowy przyszedł mi kolejny wers – Forever and it's a long time to miss me! – Ashley zaśmiała się.

    – Lonely girl, it looks like you are out of luck – słowa same wpadały do naszych głów i układały się w sensowne zdania. Tak jeszcze nie miałyśmy.

    – Tell me how it feels to watch your friends give up? – jestem słabą osobą. Zbyt łatwo daje za wygraną. Gdybym była silna, już dawno bym przezwyciężyła lęk. Prawda?

    – I was on your side, I stood by you – Ash na chwilę się zamyśliła.

    – So go ahead and cry, it's just like you – w środku śmiałam się z tego co powiedziałam, Ashley mordowała mnie spojrzeniem.

    – Ja.Nie.Płaczę.Często! Jasne?

    – Okey, Okey. Niech ci będzie – wytknęłam jej język.
    
    – Ale to nie zmienia faktu, że ten tekst pasuje do piosenki – stwierdziła.

    Tak czas na płynął i płynął... Zacięłyśmy przy refrenie. Ups? Do naszego pokoju weszli chłopacy. To dziwny widok, gdy Ashton trzymał żurawia, Luke z Cal'em jedli banany, a Michael jak to on ze swoim misiem. Dziwny koleś, ale słodki. No.

    – Gracie? – niby się zdziwił, niby spytał nas ten blondasek.

    – Nie widać? Tracisz wzrok od tych bananów? – spytałam sarkastycznie. Spojrzał na mnie z miną "Serio? Przed chwilą się przytulaliśmy". Jeżeli myśli, że to coś zmieniło, to ups, jest w błędzie. Tryb: Cold Bitch – On!

    – Jestem zmęczona! Nie wierzę nie zdołałyśmy napisać zwrotki! – rozłożyła się na całym łóżku.

    – PISAŁYŚCIE?! – krzyknął Calum plując bananem. Fuu.

    – Ja pierdole, Hood! – zachowanie Azjaty obrzydziło Ashton'a.

    – No szo?! – seplenił.

    – Po prostu zniknij! – dobił go Luke.

    – Bo si pinfina sfauce!* – Luke jakoś dziwnie się przeraził na słowa Cal'a.

    – Nie ośmielisz się! – oczy miał jak pięciozłotówki.

    – Luke uwielbia pingwiny – wytłumaczył mi Michael.

    – No bo one są świetne! Bicz plis! Tak jak ja! – oburzył się i wskazał na swoją osobę.

    – No one tak, a czy ty to mógłbym się kłócić – zmierzył go Ash.

    – Zamilcz.

***

    Ostatecznie ubrałam się tak jak zawsze. Jeżeli myślicie, że mam na sobie kieckę to was rozczaruję. Mam na sobie krótkie spodenki dżinsowe. Do nich duży pasek. Na górze stanik w panterkę i do tego biała bokserka. Nie wiem czemu, ale przez nią nie prześwituje mi żaden stanik, ewentualnie czarny.

    Jak się okazało, Michael nie miał ochoty na imprezki, więc został w domu. Na szczęście reszta poszła. Szliśmy razem, rozmawiając i śmiejąc się. Jeszcze nic nie piłam, a już czuję się źle.

    Weszliśmy do klubu, w którym było nawet przytulnie. O dziwno nie poczułam fajek ani innych świństw. Czyżby jakiś lepszy klub? Przed nim oczywiście był bramkarz, który przepuścił nas bez problemu.

    Mam dziwne... przeczucie, że coś się wydarzy. Ale co?

***

    – WSTAJEMYYY ALKOHOOOOOLIIIICYYYYY! – na megafon z samego rana nie byłam przygotowana. Spadłam z łóżka, co już chyba stało się u mnie normą. Rozpoznałam głos Michael'a. Szybko uniosłam głowę i tak samo szybko tego pożałowałam. Rozsadzało mi ją. Złapałam się za nią ręką i patrzyłam w kierunku Mike'a.

    – Zwariowałeś? – spytałam cicho. Ten tylko wzruszył ramionami.

    – Mike, ja pierdole, no!!! – oo! A ten głos też poznaje! To Luke! Ale chwila... To przecież mój pokój. Rozpoznaje po walizce stojącej pod ścianą. Co jest grane?

    – Przypominam wam, że za dokładnie – spojrzał na telefon – Pół godziny mamy prom – uśmiechnął się sztucznie.

    – Co?! – z łóżka zerwał się Luke i dosłownie spadł z niego prosto na mnie!! Przygniótł mnie swoim cielskiem. Teraz wiem, jak się czuł, gdy ja go przygniotłam w busie. Ale hellow?! On nie jest piórkiem!

    – Ja pierdziele, Hemmings debilu! Złaź ze mnie! – próbowałam go z siebie zdjąć, nadaremnie. Serio, sporo waży. On się tylko uśmiechnął i chuchnął na moją szyję, powodując dziwny dreszcz.

    – Zemsta, Ro – uderzyłam go z pięści w ramię, na co jęknął z bólu i od razu ze mnie wstał.

    – Zwariowałaś?! – pocierał się.

    – Zrobiłeś dwie rzeczy, których miałeś nie robić – posłałam mu gniewne spojrzenie i wstałam. Kij z bólem głowy. Muszę spakować rzeczy, które wypakowałam i co najważniejsze wziąć szybki prysznic.

    Jak wstałam na równe nogi, dopiero zobaczyłam na sąsiednim łóżku – moim – leżącego Ashton'a z Calum'em. Dziwnie wyglądają i ta pozycja też nie jest normalna, ale udajmy moją ślepotę. Poszłam do łazienki, biorąc rzeczy z walizki.

    Skończywszy poranną toaletę, wróciłam do pokoju. W nim zastałam Rachel i Ash. Zaczęłam pakować swoje rzeczy, gdy blondynka podała mi szklankę wody i tabletki. Zmierzyłam ją wzrokiem.

    – Co to? – pytam.

    – Pigułka gwałtu – powiedziała z przekąsem. Zabrałam od niej "lekarstwo" i zażyłam.

    – A tobie nic nie jest? – pytam ją, widząc, jak jest rozpromieniona.

    – Nie no coś ty! Mnie ciężko schlać – zaśmiałyśmy się na jej słowa. Skoro tak twierdzi – Swoją drogą... – kontynuowała – Co robiłaś z Luke'm w łóżku? – uniosła jedną brew, a ja sobie przypomniałam sytuację. No dobra. Próbowałam, bo za chiny nic nie pamiętałam.

    – Um... – podrapałam się we włosach – Nie mam pojęcia.

    – Ahaaaa – już widzę, co się w jej głowie wyprawia. Może jeszcze wpadła na pomysł... Ah, nieważne.

    – Spakowane? – do pokoju wszedł Mike w wyśmienitym humorze. Cwaniaczek został w hotelu, podczas gdy my się schlaliśmy równo.

    – Yep – odpowiedziała Ash wstając z łóżka – To znaczy, Ro się jeszcze pakuje – przypomniało jej się.

    – Dobra, to my czekamy na dole. Jedziemy samochodami na prom.

    Ekstra. Przygodę czas zacząć! I tortury z... wodą...

***

    Dziś już inaczej się usadowiliśmy w autach. Ja, Luke, Calum i Michael w jednym, natomiast Ashx2 i Rachel w drugim. To dziwne, bo Ashton patrzył się błagalnie na przyjaciół. Czyżby chciał być "sam na sam" z Ashley? No cóż. Rachel i tak pewnie włoży słuchawki i tyle z jej obecności.
    
    Ja siedziałam w środku, ale mimo tego obserwowałam tłoczne ulice. Na prawo siedział Luke, po lewej Michael, a na przednim siedzeniu Calum. Dziwna cisza panowała w samochodzie przerywana jedynie piosenkami lecącymi w radiu. Ręce zaczynały mi się pocić ze strachu, gdzie za parę minut będę się znajdowała i ile będzie to trwało...?!

    – Em... Luke? – szepnęłam, patrząc na niego. Podpierał sobie głowę na ręce i patrzył na ludzi. W uszach miał słuchawki. No to powinien siedzieć z Ashx2. Zaśmiałam się cicho.

    – Co chcichrasz? – zaczepił mnie Michael. Spojrzałam na niego, a ten się uśmiechał jak zawsze.

    – A nic. Tak tylko – wzruszyłam ramionami.

    – Beka z Hemmings'a? – popatrzyłam na niego, śmiejąc się bardziej.

    – Bingo! – wystawił do mnie rękę, bym przybiła mu żółwika. Po chwili zabrałam mu full cap i założyłam sobie daszkiem do tyłu. Zrobił minkę zbitego psiaka. Poczochrałam go po włosach i przytuliłam.

    – Dobra. Jakoś wybaczę – objął mnie. Na promie to ja chyba za Mike'm będę chodziła.
    
    – Co wy robicie? – spytał niespodziewanie Hemmings. No proszę.

    – Przytulam miśka, nie widać – odgryzłam, ciągle będąc przytuloną.

    – Zazdrościsz mi? – spytał Mike.

    – Niby czego? Pf – udał, że go to nie ruszyło, ale nogą ze zdenerwowania to niby ja tupałam? Heh, łatwo go wytrącić z równowagi.

    – Oj nie bądź zły panie Hem – uderzyłam go lekko w tors. Tym samym musiałam się odsunąć od czerwonowłosego Michael'a. Luke popatrzył na mnie miną "serio?"

    – "Hem"? – powtórzył.

    – Coś ci nie pasuje? – skrzyżowałam ręce.

    – Tobie nie pasuje Ro to mi nie pasuje Hem – a to cwany lis!

    – Spadaj – udałam obrażoną. Oparłam się o jego ramię plecami, będąc teraz bardziej odwróconą przodem do mojego BFF, który śmiał się z nas. Nagle Luke przeniósł swoją lewą rękę i mnie objął. Sam się trochę przesunął i dzięki czemu leżałam teraz na jego torsie. Cwany lis razy dwa. Pewnie bym mu dogryzła, ale szepnął mi coś na ucho, co zmieniło postać rzeczy i kazało mi się zamknąć.

    – Pamiętam o obietnicy. Będę trzymał cię za rękę na promie – westchnęłam i już nic nie mówiłam. Niech to się skończy.







~awenaqueen~


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz