piątek, 30 lipca 2021

Love deal Cz.9 Ashley

  


Me:
Zmień ten nick ;–;

SadBoyAsh:
Co? Czm?
A poza tym to cześć, wcale mnie nie obudziłaś, jest tylko...
2 w nocy?! Kobito, idź spać!

Me:
Niee...
Ale wracając, smutno mi się robi, gdy patrzę na twój nick *^*

SadBoyAsh:
Ciekawe czemu x'D

Me:
No zmień!

SadBoyAsh:
Nie chce mi się, to takie męczące... Musiałbym wejść w opcje, a mi się nie chce

Me:
–,–

SadBoyAsh:
Nie masz przypadkiem jutro szkoły... czy coś?

Me:
Nie dam ci spać ^–^

SadBoyAsh:
No dzięki :')

Me:
No feśś... Kofasz mnje pśecieś!

SadBoyAsh:
Muszę cię niestety rozczarować

Me:
Nie koffasz? :(
No teraz to mi podwójnie smutno :((

SadBoyAsh:
Idę spać :*

Me:
Ej...
Nie sośtafiaj mnje...

SadBoyAsh:
See you xD

Me:
...
No co za chuj

    – Mmm...? – mruknęła pytająco Rose.

    Dopiero po chwili się skapnęłam, że to co napisałam, powiedziałam też na głos. Zaśmiałam się cicho z własnej głupoty.

    – Nic, nic, śpij – pogłaskałam ją chwilę po włosach, po czym ułożyłam się z powrotem obok.

    Śpimy razem, bo tak cieplej i nie trzeba płacić za ogrzewanie. To nie tak, że miałam koszmar z przeszłości...

    Codziennie coraz bardziej utwierdzam się w fakcie, że uzależniłam się od przyjaciółki i nie wiem, co by się stało, gdyby mnie zostawiła. Miałam nadzieję, że tego nie zrobi, ale wszyscy kiedyś nas opuszczają, prawda?  

***

    Właśnie skończyła się lekcja, a my z Rose wyszłyśmy na przerwę do parku. Taką godzinną przerwę, tak tak. Matematyka wcale nie zaczęła się z dziesięć minut temu.

    Ro ciągle coś gadała i mimo moich dobry chęci, nie zapamiętałam nic. Pisałam z Ash'em, nuuu... Zaczęłam mnie szturchać w ramię, kiedy Ashu odpisał, więc zamiast odganiać jej rękę, zaczęłam pisać wiadomość na telefonie.

    – Ignord mołd on – smęciła przyjaciółka, na co się zaśmiałam.

    – Daj odpisać – skwitowałam, dalej siedząc nosem w ekranie telefonu.

    Minęło z dobre pięć minut, kiedy Rose znów zaczęła mnie dźgać. Kijem. Nie kijkiem, taką małą gałązką, tylko wielką gałęzią z drzewa obok.

    – To boli – powiedziałam beznamiętnie.

    – Ma boleć – zaśmiała się.

    Prychnęłam tylko i wróciłam do Kik'a.

    – Sama byś się zajęła zakładem, nie będzie dla ciebie forów – stwierdziłam, podśmiewając się z niej.

    – Mi idzie doskonale – mówiąc to, usiadła z powrotem przy mnie, na murku.

    Sięgnęła do torebki i wyjęła z niej okulary przeciwsłoneczne, a po chwili je założyła, co wydawało się trochę komiczne. To były moje okulary i jakby to ująć... były za duże dla niej, ale chyba się tym nie przejmowała.

    – Wracamy na lekcje...? – spytała, jak nie ona, z nadzieją w głosie.

    – Tak.

    – No to faj... Co? Czy ty powiedziałaś tak?! – zdziwiła się, patrząc na mnie zza szkieł.

    – Wracamy – skwitowałam tylko.

    Rose przez chwilę siedziała cicho, patrząc na mnie jak na ducha, albo i jeszcze coś dziwniejszego.

    – Ale możemy się trochę spóźnić – dodałam, po namyśle. – I wypić piwko.

    – Na spółę?

    – No chyba cię coś! Po jednej dla każdej, oczywiście – tym razem to ja spojrzałam na nią, jak na idiotkę. Zaśmiała się tylko, po czym wstała.

    – Sprawdzałam cię. Myślałam, że porwali cię kosmici, czy coś.

***

    – Czuć od ciebie alkohol, Watson – zwróciła mi uwagę nauczycielka, zaraz po wejściu do klasy.

    – Czuć od pani dyrektora, czyżby przyjemny weekend? – uśmiechnęłam się kpiąco w jej stronę, siadając pod oknem,

    Kobieta zaczerwieniła się, po czym rozpoznałam, że trafiłam w sedno. Nie powiedziała do mnie nic więcej, wracając do tematu lekcji, który niedawno rozpoczęli.

    – To twoje – prychnęła szprycha, kładąc przede mną mój niedawny sprawdzian.

    – A dziękuję – zaśmiałam się, widząc na teście wielkie A w kółku.

    Nauczycielka prychnęła jeszcze raz, o mało się przy tym nie opluwając i poszła dalej.

    – Jakim cudem...? – szepnęła Rose, wyjątkowo dzisiaj siedząc obok mnie.

    – Co? – zdziwiłam się, nie wiedząc o co jej chodzi.

    – Przecież się nie uczyłaś, na lekcje też nie przychodzi... łaś.

    – Jakoś tak wyszło – wzruszyłam ramionami, wracając do lekcji.

    W tym samym momencie usłyszałam dźwięk Kik'a, więc wyjęłam z kieszeni telefon i odblokowałam ekran.


SadBoyAsh:
Co rb? Nudzi mi się ;–;

Me:
W szkole jestem i wkurwiam nauczycielki swoim istnieniem

SadBoyAsh:
Hahah xD

Me:
Daj mi swoje zdj

SadBoyAsh:
Po co?

Me:
Nie mam do czego fapać...
Daj, plosem *^*

SadBoyAsh:
COOOO?!
Dobra, ale coś za coś

Me:
Mam ci dać swoje zdj? Nagie? ( ͡° ͜ʖ ͡°)

SadBoyAsh:
Chciałbym, ale wyjdę na zboczeńca

Me:
Już wyszedłeś
PervertBoyAsh

SadBoyAsh:
Taki mam ustawić nick? No wiesz?

Me:
No to czego chcesz w zamian za zdj?

SadBoyAsh:
Właściwie to nie wiem :')

Me:
No to... jak dasz mi zdj, to do końca miesiąca mogę spełnić twoją jedną prośbę
Wiem o czym myślisz, PervertBoyAsh

SadBoyAsh:
Nie myślałem o tym...
Przystaję na propozycję

***

SadBoyAsh:
Nie myślałem o tym...
Przystaję na propozycję

Me:
I git B|
To dawaj zdj

SadBoyAsh:
Późnieeeej...
Muszę iść
Help me ;–;

Me:
Where?

SadBoyAsh:
Na próbę

Me:
To chyba fajnie, że masz zespół i wgl nie? Nie kumam x'D

SadBoyAsh:
Luke robi wszystko, byleby mnie omijać jak najdalej, przez co próby nie wychodzą i pewnie odszedłby z zespołu, gdyby nie Cal, ten Azjata, nieprzyznający się, że jest Azjatą
Wiem, że o moja wina, ale nie rozumiem, czemu aż tak bardzo mnie nienawidzi

Me:
Piszesz to tak, jakby laska z tobą zerwała, bo nigdy cię nie kochała i chodziła z tobą dla beki

SadBoyAsh:
Zabawne :)

Me:
Co mu zrobikjh

    W momencie pisania wiadomości, ktoś na mnie wpadł, przez co przypadkowo wysłałam przypadkowe litery. Wkurwiłam się, że akurat w takim momencie, kiedy Ashton chciał się choć trochę przede mną otworzyć, ktoś musiał mi przerwać.

    Oderwałam wzrok od telefonu i spojrzałam na prawdopodobnie rok młodszego chłopaka, który wzrostem dorównywał mi, a może nawet i był wyższy. Przyglądał mi się niezrozumiale, jakby szczęśliwy, więc wywnioskowałam, że jest albo nowy, albo głupi.

    – Nowy? – spytałam oschle, na co spoważniał.

    – Taa, przepraszam – podrapał się po karku.

    – Uważaj jak łazisz i radzę do mnie nie pod chodzić – odparłam tylko.

    – Czem...? – nie dokończył, bo popchnęłam go lekko, by móc przejść. Ykhym... Miało być lekko, ale jakby wleciał na ścianę, widocznie nie rozumiejąc co się stało.

    – To było ostrzeżenie, nie dobra rada.

    Podbiegła do niego jakaś barbie i spojrzała przerażona w moją stronę. Napotykając moje spojrzenie szybko odwróciła wzrok, patrząc na chłopaka.

    Prychnęłam i poszłam w swoją stronę. Odchodząc, usłyszałam za sobą jeszcze:

    – Nawet nie wiesz, jakie masz szczęście, Eth! Widocznie ma dobry dzień, skoro jeszcze nie trafiłeś do szpitala! – wykrzyknęła, ale zdając sobie sprawę, jak głośno to powiedziała, zdrętwiała.

    Popatrzyła na mnie zza grzywki i z satysfakcją odkryłam, że była przerażona. Uśmiechnęłam się do niej, na co zesztywniała jeszcze bardziej, po czym dłonią przejechałam po szyi i tym gestem pokazując jej, że ma przechlapane. Prawdopodobnie do jutra zapomnę jej twarz, ale zawsze moim celem może być ktoś inny. Nie ważne kto, ważne, że ucierpi.

    – Nie wydaje się zła... – mruknął chłopak, kiedy już odchodziłam.

    Spowolniłam krok, żeby słyszeć, co odpowie blondynka, jednak nie doczekałam się jej reakcji. Słysząc dzwonek, pokierowałam się do sali, myśląc nad tym, co powiedziała dziewczyna. "Skoro jeszcze nie trafiłeś do szpitala"... Plastik, czy nie, miała rację, to było zdecydowanie dziwne, że ktoś uszedł z życiem po spotkaniu ze mną. Może zbyt bardzo zajęłam się Ash'em?

    Co do niego, chciałam napisać już właściwą wiadomość z pytaniem, ale był offline. Uśmiechnęłam się smutno do ekranu, co musiało być co najmniej idiotyczne. Zamiast pisać, to co chciałam wcześniej, wystukałam w klawiaturze tylko kilka słów.

Me:
See you 








~awenaqueen~


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz