czwartek, 15 lipca 2021

Roshley on Tour Cz.9 Rose

  


    Luke chwycił butelkę i zakręcił nią. Butelka go chyba nie lubiła, bo uciekała, gdzie tylko mogła.

    – No nie, no! – warknął, gdy butelka zatrzymała się na nim.

    – Luke, ile można?! – zaśmiała się Ashley. Weź się człowieku nie śmiej z jego nieszczęścia, pomyślałam.

    – Do czterech razy sztuka... – westchnął i zakręcił rzekomo po raz ostatni.

    A jednak ostatni! Butelka idealnie zatrzymała się na mnie. Cudnie. Wszyscy się na mnie spojrzeli wyczekująco.

    – No już! Niech pomyślę... – udawał ciężko myślącego blondyna – Opowiedz nam o... Najdziwniejszej akcji z rodzeństwem. Błagam, powiedz, że masz rodzeństwo? – spytał błagalnie. Ashley się roześmiała, a ja jej zawtórowałam.

    – Mam trójkę braci – odetchnął z ulgą – Najdziwniejsza... – zastanowiłam się chwilę. Boże nie wierzę, że to opowiem – No więc tak... To było z trzy lata temu, kiedy to jeszcze najmłodszy brat ze mną mieszkał. Należy wspomnieć, że miał on wtedy dwadzieścia sześć lat – wszyscy zrobili zdziwione miny. Przywykłam – Przyszedł po mnie do szkoły, bo moja matka go wysłała. Miałam małe problemy i potrzebowałam transportu do domu. Stał pod szkołą i kiedy wyszłam z budynku, zaczepił mnie pewien chłopak – dlaczego to mówię? – Żeby utrzeć mu nosa... – zacięłam się, a reszta patrzy na mnie jak na obrazek.

    – No mów! – poganiała mnie Ash. A ta jaka ciekawa!

    – To ty nie wiedziałaś? – zdziwił się Calum.

    – Niee – odpowiedziała przeciągliwie. Po alko jest bardziej rozgadana.

    – Cisza! – krzyknął Luke na cały autokar – A ty mów! – rozkazał mi.

    – Dobra! Ugh, boże... – zamknęłam oczy i ścisnęłam ręce w pięści – Całowałam się z bratem! – zakryłam sobie twarz rękoma. Ta cisza. Zero śmiechu. Zero jakiejkolwiek reakcji. Spojrzałam przez palce i zobaczyłam, jak wszyscy mają rozchylone usta ze zdziwienia.

    – Nie pieprz! – pierwsza odezwała się Ashley, sprowadzając przy tym wszystkich na ziemię.

    – E! Ściemniasz – stwierdził pewnie Mike.

    – Niestety nie. Chciałeś najdziwniejszą, to masz! – przeszedł mnie dreszcz obrzydzenia. To nie było miłe.

    – Dobra, dobra! – Luke zrobił ręce w geście obronnym.

***

    Zasnęliśmy szybciej, niż się zorientowaliśmy. Ja, Ashley i Calum na tej sofie, a reszta chyba potreptała do łóżek. Wykiwali nas, bo nie było głosowania, kto gdzie śpi!

    Ja jak zwykle obudziłam się w nocy. Konkretnie gdzieś koło drugiej. Zdjęłam głowę Ashley z mojego ramienia najdelikatniej, jak potrafiłam i wstałam. Poszłam do łazienki, a następnie się czegoś napić. Cisza. Usiadłam na małej – serio małej, maksymalnie zmieszczą się dwie osoby na jednej – kanapie naprzeciwko lodówki. Dwie kanapy były naprzeciwko siebie, a pomiędzy nimi stolik. Patrzyłam się w świat za oknem. Więc teraz tak będzie wyglądać nasze życie? Życie w autokarze, samolotach, samochodach...? Ale w sumie czemu ja się dziwie? Takie życie na pewno ma swoje plusy i minusy. Szkoda, że ja, póki co nie widzę dużo plusów.

    – Nie śpisz? – spytała Rachel, czym mnie wystraszyła. Poskoczyłam i od razu odwróciłam się w jej kierunku.

    – Nie. A ty czemu nie śpisz? – wzruszyła ramionami i usiadła naprzeciwko mnie, ziewając szeroko.

    – Nudno, co? – spytała, podpierając głowę ręką na stole.

    – Trochę – wyjątkowo się z nią zgadzam.

    – Serio myślisz, że mamy jakieś szanse na rynku? – spojrzałam na nią, marszcząc czoło.

    – Dobre pytanie – uśmiechnęłam się blado – Myślę, że tak – znów zerkałam za okno.

    – Skoro tak twierdzisz, to jestem spokojniejsza – wstała – Dobranoc, Ro – powiedziała i poszła spać. Ta rozmowa była dziwna. Jak nie z Rachel.

    – Dobranoc – powiedziałam cicho, choć jej i tak już nie było. Czy to wina tego, że była zaspana?

    Wyjęłam z torby mojego laptopa i wróciłam na miejsce. Podłączyłam słuchawki i puściłam sobie playlistę. Zawierała ona kawałki All Time Low, Green Day czy jakieś przypadkowe nuty, jakie znalazłam na YT i wpadły w ucho. Następnie zaczęłam patrzeć co tam w wielkim świecie internetów słychać.

***

    – ...se? – słyszę jak ktoś mnie woła, a nawet czuje czyjś dotyk. Powoli wybudzam się i otwieram powieki – Rose? – nade mną pochyla się Luke. Mrugam, by mgiełka sprzed oczu zniknęła. Lekko się poruszyłam i bardzo tego pożałowałam. Ścierpłam niemiłosiernie. Chłopak zaśmiał się, widząc mój ból.

    – Nie śmieszne, cymbale – skarciłam go.

    – To po co tu spałaś? – spytał, siadając naprzeciwko mnie.

    – Musiałam zasnąć przed kompem – przetarłam twarz ręką i ziewnęłam.

    – Tsa. Lapek ci się wyłączył, więc nie wiem, co takiego nudnego robiłaś – chciał szpiegować?! Osz ty w życiu!

    – Pf! – zamknęłam z hukiem pokrywę laptopa i skrzyżowałam ręce na piersi. Zerkałam w świat za oknem. Autostrada?

    – Nie złość się, bo złość piękności szkodzi – dogryzł. Po chwili przyszedł do nas Ashton. Usiadł obok mnie z uśmiechem.

    – Czego się śmiejesz? – spytał Luke, któremu dziwnie mina zrzedła. Pytanie, czemu?

    – A bo mamy mały postój w Mackay. Mamy cały dzień wolnego, a jutro lecimy dalej! – cały czas się śmieje. Czy on coś wymyślił?! – No i spokojnie – spojrzał na mnie – Hotel mamy już zarezerwowany na cztery pokoje.

    – Cztery? – zdziwił się Luke.

    – No tak. My dzielimy się na dwóch no i jedna dziewczyna śpi osobno – ciekawe, która. Od dzisiejszej nocy jest mi wszystko jedno, z którą z nich będę spała o ile z którąś w ogóle.

    – To dobrze, bo ja chce już pod prysznic – powiedziała Ash przeciągając się. Pomijam fakt, że weszła do kuchni w za dużej białej koszulce, którą z pewnością ma po bracie. Ashton zmierzył ją wzrokiem, na co zaśmiał się Luke. Nie śmieszne, ziom. Zakryłam sobie oczy ręką. Przez to, że to zrobiłam, patrzyłam pod stolik i nie wiem dlaczego, ale mój wzrok zatrzymał się na kroczu Irwin'a. Czy... Czy on ma właśnie... No way! Sama zaczęłam się śmiać i jednak postanowiłam gapić się za okno. Ashton odchrząknął, co chyba miało mu przywrócić zdrowy rozsądek.

    – Możesz przestać?! – warknął, czym zwrócił moją uwagę. On jedynie wgapiał się ze wściekłością w oczach na Luke'a.

    – Ale ja nic nie robię! – zaczął bronić się blondyn, ale jego przyjaciel średnio mu uwierzył.

    – Co tu taka napięta atmosfera? – spytała Ash sięgając wodę z lodówki. To, że była tyłem bardziej wkurwiło Irwin'a, a Hemmings'a rozbawiło.

    – Oj masz problem Ashton. Radzę iść ci go rozwiązać do toalety – polecił mu Luke, a w perkusiście się bardziej zagotowało. Ciekawe czy to w ogóle możliwe?

    – Zamknij się! Ashley? – Luke szybko włożył słuchawki do uszu i wgapiał się w telefon, a ja postanowiłam obserwować moją przyjaciółkę.

    – Nom? – pyta już odwrócona do nas przodem.

    – Czy ty mogłabyś się ubrać, bo Luke – jego imię powiedział jakby z całą ilością jadu, jaką w sobie trzymał – nie może się opanować – Blondyn spojrzał na niego, nie dowierzając.

    – JA?! – spytał oburzony.

    – Ubr... – zaczęła Ashley, ale gdy spojrzała w dół chyba zorientowała się, o co mu chodzi – Fuck! – wybiegła z kuchni.

    – Ja?! – powtórzył Hemmings.

    – Oj stul dziób – na twarzy Ash'a znów zagościł uśmiech – Za około godzinę będziemy na parkingu dla busów, z którego pojedziemy samochodami pod hotel – dokończył plan dnia. A właściwie jego początku.

***

    W saloniku postanowiłam pobrzdąkać na gitarze. Po kilku minutach z łóżka wylazła wreszcie Rachel i do mnie dołączyła. Aż się dziwię, że Ashley nie przyszła. No cóż.

    – Laski! Jesteśmy! – nawet nie zorientowałam się kiedy bus się zatrzymał. Schowałyśmy swoje gitary i wszyłyśmy na zewnątrz. Ojojoj słońce. Nie lubię słońca. Narzuciwszy na głowę kaptur, spotkałam się z pytającym spojrzeniem chłopaków.

    Po chwili wyszła Ashley w białej bokserce i szortach. Ashton westchnął i założył przeciwsłoneczne okulary jak reszta. Widziałam, że moja przyjaciółka czuje się niekomfortowo przez tę sytuację rano, ale mam nadzieje, że to minie.

    – Co wy tacy spięci jak gacie na dupie Calum'a? – spytał Mike i od razu oberwał od wspomnianego chłopaka.

    – A nic – odezwał się obojętnie Luke z rękami w kieszeniach jego czarnych rurek.

    – Ja źle spałam – podniosłam rękę do góry.

    – Ja tak samo – dołączyła Ashley.

    – A rozumiem. Nie wnikam – Calum zaśmiał się głupkowato. Czy oni są aż takimi zbokami?

    – Oto nasz kolejny transport – Calum wskazał na dwa czarne merce. Wow. Czy oni jeżdżą czymś innym? – To jak siedzi... – nie dokończył, bo Ashley się wtrąciła.

    – Wystarczy, że busa dzielimy! My z dziewczynami jedziemy osobno! – taa... To chyba jednak szybko nie minie.

    – Jestem za – wsparłam przyjaciółkę, choć szok malował się na twarzy chłopakach.

***

    Jechaliśmy gdzieś koło trzydziestu minut. Rachel wraz ze mną podziwiała widoki, a Ashley jakby odpłynęła przy muzyce z telefonu. Muszę z nią pogadać czy coś. Zatrzymaliśmy się i zauważyłam, że grupka dziewczyn czeka przed hotelem na swoich idoli. Szybkie są. Wysiadłyśmy i ruszyłyśmy do hotelu, ignorując te laski. Jedna z nich tylko się spojrzała na nas zdziwiona. Tak bicz, jechałyśmy drugim autem.

    Czekając przy recepcji, zaczęłam swój monolog.

    – Wszystko ok? – spytałam Ash.

    – Nom. Widziałaś te dziewczyny? Ciekawe czy my zdobędziemy takich fanów – sprytna zmiana tematu moja droga.

    – Ale czym się krępujesz? Bo to pierwszy raz będzie, jak nas widzieli...

    – Ciebie widzieli! Nie mnie! – zauważyła. Wiedziałam, że jednak ją to gryzie – Noo, bo ja nie chciałam, by Ashton się na mnie zdenerwował, a widocznie to zrobił – była smutna.

    – Zgłupiałaś? On nie był zły na ciebie... Tylko na Luke'a – no był na nią zły, ale mam wrażenie, że chyba bardziej na siebie jednak.

    – Jasne. Luke w ogóle tak na mnie nie patrzył.

    – No dobra! Mam wrażenie, że zadziałałaś na jego przyjaciela i dlatego się zdenerwował – zmarszczyła czoło, myśląc, co mam na myśli.

    – Jakiego? W kuchni był tylko Luke... – i chyba ją olśniło, ale i tak postanowiłam dokończyć.

    – Chodziło mi o przyjaciela w ... – zatkała mi usta ręką.

    – N–NIEMOŻLIWE! WEŹ TAK NIE MÓW! – wydarła się, przez co mi się śmiać chciało. A ten rumieniec na twarzy to istne szaleństwo. Rachel tylko patrzyła się na nas tak jakby z zazdrością w oczach?

    – Czego ma nie mówić? – spytał Ashton. Blondynka podskoczyła i jeszcze bardziej się zaczerwieniła.

    – O–O niczym!

    – Cegłę spaliłaś? – zaśmiał się Azjata.

    – Nie! – no tak to ty z opresji nie wyjdziesz.

    – Ja jej coś krępującego sprzed roku przypomniałam – postanowiłam jej pomóc, bo serio życzę jej i Ashton'owi szczęścia.

    – Aa – wszyscy chwycili tę bajeczkę. Serio umiem je opowiadać?

    – Fajnie! Może jeszcze im opowiesz?! – zgrywała aktorkę. Wow. Szybko odnalazła się w nowej sytuacji. No, no. Codziennie się czegoś nowego o tobie dowiaduje.

    – Dobra! Nie kłóćcie się! – uspokajał nas Michael – Pokażemy wam pokoje!

    Z recepcji wzięli karty i poszliśmy pod nasze pokoje. Jak się okazało, daleko do siebie nie mamy. Pokoje dziewczyn są po lewej, a chłopaków po prawej, dosłownie naprzeciwko. Nieźle. Ustaliłyśmy, że Rachel jak zwykle sama śpi, bo ona potrzebuje duuużo przestrzeni osobistej.

    Weszłyśmy do naszego pokoju i położyłyśmy bagaże pod ścianą. Ashley od razu rzuciła się na łóżko, a ja podeszłam do okna. Słyszałam na dole... krzyki? No może to za duże słowo. Zerknęłam przez okno i się przestraszyłam. Jeszcze chwilę temu było raptem z pięć dziewczyn, a teraz?! Teraz jest tłum i nie ogarnę tego. Schowałam się i zamknęłam okno. Cwaniaki specjalnie wzięli pokoje po prawej, bo tam okna są na inną stronę. Fajnie. Cwele.

    Usiadłam na łóżku, a po chwili rozwaliłam się.

    – JEZU! – krzyknęła Ashley, a ja aż podskoczyłam.

    – Co? – spytałam.

    – Prysznic! Boże idę go wziąć! – wstała i pobiegła do łazienki. No tak. Sama będę musiała go wziąć. Dzień wolnego... Hm. Do pokoju momentalnie wpadła Rachel.

    – Co robimy? – spytała siadając na łóżku Ash.

    – Nie wiem. Trzeba by było chłopaków spytać.

    Po około dwóch godzinach wszystkie byłyśmy odświeżone i znudzone. Siedziałyśmy przy jednym laptopie i szperałyśmy po sieci. Nagle do pokoju kolejno wlecieli: Luke, Ashton, Calum i Michael z misiem. Czekaj, wróć! Misiem?!

    – Mamy dzień wolnego! – ucieszył się szczerze Michael.

    – Idziemy... Na plaże? – spytał Luke jakby od niechcenia.

    – Tak! – pierwsza odpowiedziała Rachel.

    – Nie lubię słońca – wróciłam do pisania na laptopie.

    – Oj no! – Rachel zaczęła mnie szturchać w ramię – Wiem, że chcesz iść – udawałam niewzruszoną – A ty Ash?

    – Ja?! – przestraszyła się.

    – No nie, Ashton'a pytałam – prychnęła.

    – Czemu nie? Skoro to ostatni dzień przed zasuwem to ok – zdrajczyni! A ja ją broniłam! Nawet do auta wspólnego wsiadłam.

    – WIDZISZ! Przegłosowane! – Rachel wstała z łóżka – Ale wy musicie wyjść panowie.

    – A to czemu? – spytał oburzony Luke. Czy mi się zdaje, czy on jej nie lubi i nawet się z tym nie kryje? A może coś innego go zdenerwowało?

    – No bo musimy się przygotować! – dla niej to było oczywiste.

    – Dobra, dobra. Byle nie długo – puścił nam oczko Ashton.

***

    Nie wierzę, że dałam się namówić na plaże! Ostatecznie zostałam przekonana faktem, że będą gołe klaty chłopaków. Hej! Calum na zdjęciu wyglądał nieźle. To znaczy! Ja wcale nie patrzyłam na ich zdjęcia w sieci! Nie, nie!

    – Nie przyznaje się do ciebie – wyznałam Ashley, widząc ją w kapeluszu. No nie moja wina, no! Po prostu mam uraz do nich od małego. Zbyt długa historia.

    – Co?! Przecież... – zrobiła minkę słodkiego zbitego psiaka.

    – Wyglądasz biście, nie przejmuj się Ro! – pocieszyła ją Rachel, co dziwnie ucieszyło Ashley. Może Rachel nie jest zła, gdy się ją bliżej pozna?

***

    Na plaże szliśmy pogrupowani. Ja jakoś wepchnęłam Ashley w parę z Ashton'em. Sama szłam z Rachel, a reszta chłopaków razem. Nie muszę chyba mówić, że jako jedyna z dziewczyn mam spodnie? Cóż, nie lubię swoich nóg.

    Zatrzymałyśmy się i rozłożyłyśmy ręczniki. Siedząc już na nich ze słuchawkami w uszach, skoczyła na mnie Ashley.

    – Boże! Wypluje flaki! – krzyknęłam, spychając ją z siebie.

    – Gadałam z Ash'em – była cała w skowronkach. Oho, czyżby już się ogarnęła?

    – I?

    – Iiiii Ashton powiedział, że nie jest na mnie zły. Bo w ogóle to go przeprosiłam za rano i pogadaliśmy chwilę – bawiła się palcami.

    – No to dobrze. Idź już – machnęłam na nią ręką.

    – O nie! Nie po to jesteś na plaży, by być w ciuchach jak na zimę! – krzyknęła oburzona.

    – Co najwyżej jesień! Te spodnie nie są grube! No i ta bluza też! – stwierdziłam tylko fakt.

    – Kochanie, ja wiem, że pod tą bluzą to ty nie masz bluzki – poruszyła zabawnie brwiami.

    – No i?

    – No i wyskakujesz z niej jak i spodni! Nie po to ubrałaś bikini! – wymachiwała rękoma, jakby to miało przywołać mi zdrowy rozsądek.

    – Boże jak ty zrzędzisz! – zdjęłam tę piekielną bluzę, a chwilę potem spodnie. Oczywiście, gdyby Luke i Calum do nas nie podeszli, to by sobą nie byli.

    – Uuu! Niezłe nogi – skomplementował mnie Azjata. Mówiłam już, że go lubię?

    – Ja sobie strzelę sweet foć i pochwalę się, że wyjechałam ze Syd! – powiedziała dumnie Ashley i wzięła swój telefon. Chwilę później strzeliła zdjęcie i pewnie wstawiła na fb.

    – Swoją drogą ty też nieźle wyglądasz Ash – teraz powiedział komplement Ashley.

    – O! Dziękuję!

***

    Jak ja bogu dziękuję, że oni wszyscy poszli do wody, a ja mogę poleżeć i nic nie robić. Słucham muzyki i myślę, jak to będzie dalej. Muszę spróbować bardziej polubić Rachel jeżeli mamy wspólnie grać poważniejsze występy. Myślę, że jestem na dobrej drodze, o ile coś się po drodze nie wydarzy.

    Nagle podbiegła do mnie Ashley.

    – Chodź pływać, a nie tylko leżysz! – śmiała się i ociekała wodą.

    – Nie – powiedziałam dosyć oschle, ale chyba nie zauważyła.

    – Proszęęę! Bo zawołam Lukey'a – tak pogrywasz?

    – I tak nie – co jak co, ale do wody nie wejdę. Nagle wyrwała mi słuchawki z uszu, a ja wściekła zmieniłam pozycję na siedzącą.

    – No chodź! – już nie uśmiechała się, tylko twardo upierała, że mam iść. Bo jakby moje wejście do wody coś zmieniło!!! Wstałam wściekła i zaczęłam ubierać spodnie – Co ty robisz?

    – Ubieram się i wracam do hotelu. Mówiłam, że nie chce iść na plaże. Ok, przyszłam, bo poprosiłaś. Nie chciałam się rozbierać. Ok, rozebrałam, bo chciałaś. Ale kurwa nie wejdę do tej jebanej wody! – ryknęłam na nią, patrząc w oczy. Była zdezorientowana. Podszedł do nas Ashton.

    – Wszystko ok? – pyta.

    – Ale... – zaczęła, ale wyrwałam jej mój telefon i poszłam w kierunku, z którego przyszliśmy.

***

    Odebrałam swoją kartę od recepcjonistki i poszłam do pokoju. Nie wspomnę o tym, że przed hotelem znów stała grupka ludzi. Trzasnęłam drzwiami i rzuciłam się na łóżku. Złe wspomnienia wróciły do mnie i zalały cały mój umysł. Zakryłam sobie twarz ręką i pragnęłam jedynie zapomnieć. Nie chodzi o to, że Ashley zrobiła coś złego, choć zrobiła. Ona po prostu nie wie o moim lęku. Nienawidzę wody. Oczywiście branie prysznica czy zwykłej kąpieli nie ma z tym nic wspólnego. To zupełnie inna bajka. Mam wstręt przed otwartą przestrzenią, którą jest woda. Przeraża mnie głębia.

    Usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Krzyknęłam "Proszę!" nawet nie ruszając się z miejsca. Drzwi się otworzyły, a ja nadal nie wiem kto to. Postanowiłam szybko się jednak dowiedzieć. Zdjęłam rękę z twarzy i zobaczyłam przed sobą...

    – Luke? Co tu robisz? – pytam zaskoczona. Przecież bawił się w najlepsze. Podrapał się po karku.

    – Nie wiem. Po prostu nie chciałem, byś sama siedziała w hotelu – usiadł na skraju łóżka.

    – Aha – tylko na taki komentarz było mnie stać.

    – Nie tylko ty lubisz chodzić w spodniach – zaśmiał się.

    – Jasne – oczywiście, że mu nie uwierzyłam – A to ja się śmiałam i pluskałam w wodzie?

    – Poszedłem, bo... Bo wszyscy poszli – spojrzał na mnie. Ładne ma te oczy, a kolczyk w wardze dodaje mu tylko większego uroku.

    – Trzeba było zostać.

    – Chciałem. Liczyłem, że ty też zostaniesz i wtedy... Bo ja wiem? – zamyślił się – Spędzilibyśmy czas sami – poczułam dziwne uczucie w żołądku. To głód? Niee. Przecież jadłam rano. Dobra... Wiem, co to oznacza, ale nie chcę o tym myśleć.

    – Poszłam, bo mi kazano. Ale do wody nie wejdę, nawet jakbym miała komuś przywalić! – usiadłam po turecku, a mój towarzysz zrobił to samo tylko naprzeciwko mnie i twarzą do mnie.

    – Czemu? Nie lubisz? – powiedzieć? Westchnęłam i zamyśliłam się chwilę. Dobra, raz kozi śmierć. W końcu mamy być ze sobą przez rok, nie? Lepiej by taka sytuacja się nie powtórzyła.

    – Nie, że nie lubię. Ja po prostu panicznie boję się otwartych przestrzeni wodnych. Boje się przebywać w wodzie. Po prostu plaża dla mnie jest koszmarem – spojrzałam na niego, a on się przeraził – Co?

    – Yyy... Wiesz... Jest problem... – widzę, że się denerwuje, bo przeczesał swoje włosy. Robi to tylko wtedy kiedy szuka pomysłu, albo się denerwuje.

    – Jaki? Gramy koncert na wodzie? – zaśmiałam się.

    – Niee, ale...

    – No, ale co?! – już mnie wkurza to jego owijanie w bawełnę.

    – No bo my będziemy płynąć promem! – zacisnął powieki, jakby bał się, że zaraz zarobi z prawego sierpow... ŻE CO?!

    – P–Promem? – zająkałam się nie wiedząc czemu.

    – Tak, ale... Na pewno da się coś zrobić, byś o tym nie myślała – próbował pocieszyć, ale ja tylko myślałam o tym, że będę na... OTWARTEJ PRZESTRZENI WODNEJ!!!

    – Niedobrze mi – poleciałam do łazienki i haftowałam przez dziesięć minut. Samoloty, samochody, busy, metro. WSZYSTKO BYLE NIE PROM! Wyszłam z łazienki i usiadłam na łóżku podkulając się. Luke usiadł koło mnie i objął ramieniem. Nawet nie wiedziałam, że jeszcze tutaj jest.

    – Nie martw się. Będę... cię trzymał za rękę. Jeżeli to poprawi twoje samopoczucie, oczywiście – to, że mnie teraz obejmujesz poprawia je stukrotnie. To dziwne uczucie, gdy tak gładzi mi ramię ręką.
    
    Trwaliśmy tak w tym uścisku, dopóki do pokoju nie weszła Ashley. Zastygła widząc nas. Luke'a w ogóle nie ruszała jej obecność. Może zasnął? Spojrzałam na przyjaciółkę, która robiła niby "tajniackie" kroki w tył. Słyszałam, jak zamknęła drzwi, co rozbawiło Luke'a.

    – Udawałeś, że śpisz. Prawda?

    – Może – cały czas się śmiał. Wydostałam się z tego uścisku i uderzyłam go lekko w brzuch.

    – Ał! – udawał poważne obrażenie, czym spowodował na mojej twarzy uśmiech.

    – Dzięki, Luke – spojrzał na mnie z miną "o czym ty mówisz?" Pewnie by spytał, ale do pokoju wlecieli wszyscy. Dosłownie.







~awenaqueen~


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz