czwartek, 22 lipca 2021

Be my girl (2015) Cz.9 ONA

  


    — Mikuuuuuuuś? — przeciągnęłam, a po drugiej stronie słuchawki usłyszałam głośne westchnięcie.

    — Nie zrobię za ciebie biologi — przewróciłam oczami. Zawsze ten sam nieśmieszny żart.

    — Luke zrobi! - usłyszałam Miley.

    — Właśnie! On nawet zrobi praktykę, jak chcesz! — zaśmiałam się i pokręciłam głową z rozbawienia. Ostatnio dużo czasu spędzam z Michael'em na rozmowach. Myślę, że mogę go nazywać moim przyjacielem. Od imprezy minęły dwa tygodnie, a Luke'a widywałam rzadko, bo miał sporo pracy.

    — Mikuuuuuś? — ponowiłam swoje próby namówienia go na odwalenie za mnie pracy.

    — Myślisz, po co rzuciłem szkołę? By nie musieć się truć z zadaniami.

    — Już słyszałam to dwa razy — zaśmiałam się.

    — No to masz trzeci i ostatni.

    — No to ostatni raz zrób za mnie matmę! — westchnął zirytowany.

    — Będę u ciebie za dziesięć minut.

    — Kocham cię! — krzyknęłam.

    — No wiem, ja ciebie też — zacmokał i się rozłączył.

    Zaczęłam sprzątać w pokoju, by nie było tu jak w chlewie. Wyjęłam zeszyty i książki z torby i położyłam je na stoliku. Potarłam ręce z zadowolenia.

    — Kochanie! Jakiś dziwny młodzieniec do ciebie! — usłyszałam głos matki, na którą nadal się dąsam. Zbiegłam na dół i zobaczyłam Michael'a, na którego od razy wskoczyłam.

    — Mikuś! — przytuliłam go mocno, a on jedynie zaczął rechotać.

    — Tak, tak. Ciesz się, że cię kocham, bo nie dałby się tak nazywać nikomu innemu — cmoknął mnie w policzek.

    — Cieszę — wytknęłam język i pobiegłam z nim na górę. Moja mama była zszokowana zaistniałą sytuacją. — Już mam wymiociny w buzi na widok tych książek — udawał, że będzie rzygać. Wywróciłam oczami i usiadłam na fotelu obok niego. Zabrał się za odrabianie moich zadań, których się trochę nazbierało.

    Po mniej więcej piętnastu minutach usłyszałam znów krzyk mojej matki z dołu. Tym razem nie zdążyłam nawet wstać, bo do pokoju wbiegła Maya. Można powiedzieć, że ona i Leo za kumplowali się z Cliffordem.

    — Hej Mikey — ucałowała go w policzek. Wspominałam coś o tym, jak ona na niego leci? Nie? Ojć. Usiadła na podłokietniku i zerkała przez ramię Michael'a. — Znów cię wykorzystuje?

    — Bo ona nie ma serca — zaskamlał. — Wolę chemię.

    — Też mam zadane! — popatrzył na mnie ze strachem. — Żartowałam! — poklepałam go po ramieniu.

    — Hej wam — przywitał się Leo, rzucając od razu na łóżko.

    — Siemka — przywitał go, nie odrywając wzroku od zeszytu.

    — Wychodzisz gdzieś niedługo? — spytał Leo. Odwróciłam się na fotelu.

    — Nie, bo co?

    — Bo pomyślałem, że pojechałabyś ze mną na komunię do kuzynki — wzruszył ramionami.

    — Maya'ę weź — odpowiedziałam bez uczuć.

    — Hey! — żachnęła się.

    — Ale ja chcę z tobą! — zmrużyłam oczy, bo doszukałam się podstępu.

    — Okey. Dlaczego chcesz mnie wywieźć z miasta? — wstałam i podeszłam do niego. Przełknął nerwowo ślinę.

    — Dlaczego tak uważasz? — rozglądał się na boki.

    — Bo cię znam, bisiu — mordowałam go wzrokiem.

    — NIE JESTEM BI! — fuknął.

    — Chyba się zgubiłam — odezwała się Maya.

    — Ja też — dołączył się czerwonowłosy.

    — On przy facetach udaje, że jest w stu pro hetero — wytłumaczyłam.

    — Jestem HETERO nie tylko przy facetach! Idź się jebać z Hemmingsem! — obraził się i odwrócił do mnie plecami. O nie!

    — To żeś pocisnął, Biś — zauważyła. Podwinęłam rękawy i szykowałam się do torturowania gnojka.

    — Nie lubię jej. A właśnie — podparł głowę na ręce, a łokieć o materac — gdzie Luke?

    — Ostatnio nie widuje ani go, ani Asha. Najprawdopodobniej znów się o coś założyli — odpowiedział bez zerkania na nas.

    — Ej! — krzyknęła aż Mike'owi wyleciał długopis. — Chodźmy na imprezę! Ponoć Raffa robi dzisiaj! - wstała zadowolona z pomysłu.

    — Nie dobry pomysł — pokręciłam głową.

    — Oj przestań! Leoś nie będzie pił — wskazała ręką na chłopaka.

    — A to niby czemu?!

    — Boo będziesz pilnował Kate i będę miała pewność, że nie znajdę cię liżącego się z facetem — wzdrygnęła się na samą myśl.

    — Dzięki — mruknął.

    — I tak nie idę — wzruszyłam ramionami.

    — Michael wyciągnie Luke'a i pójdziesz!

    — Nie.

    — Zapłaci ci i szybciej uzbierasz kasę! — wciąż próbowała mnie przekonać. — Proszę!

    — Nie. Nie. I jeszcze raz NIE! — krzyknęłam.

    — Mikey pomóż! — tupnęła nogą.

    — Pomagam jej w zadaniu. Nie mam ochoty na więcej.

    — Pf! — obrażona usiadła na fotelu, milcząc.

    — A tak serio to ta impreza to chujowy pomysł — cisze przerwał Leo.

    — Bo? — ona serio się obraziła.

    — Bo tak mówię. I tak bym nie poszedł.

    — Jesteście zmuleni!

    — Nie zachowuj się jak piętnastolatka marząca o alkoholu z imprez — popatrzyła na mnie.

    — Ej, zluzujcie — Leo wstał i zaczął łagodzić atmosferę. Michael aż oderwał się od zadań.
    
    — Co ci nie pasuje?! — wstała wściekła. — Z Luke'm i Ashem jakoś poszłaś! Myślisz, że my to byśmy jacyś gorsi byli?! — wymachiwała rękoma. — Byłaś z Luke'm, który mógł cię wyruchać w kiblach, a z przyjaciółką nie pójdziesz?! — podeszłam do niej i zdzieliłam z liścia.

    — Wynoś się z mojego domu! — wskazałam ręką na drzwi. Zabrała swoją kurtkę i wyszła, trzaskając drzwiami.

    — Kate... Nie przesadziłaś? — spytał Leo.

    — Jeżeli też masz zamiar coś mówić na ten temat, to też wyjdź, zanim ty też oberwiesz — nie spojrzałam na niego.

    — Nie... Nie zamierzam. Jest ok — usłyszałam, jak znów położył się na łóżku. Westchnęłam i poszłam do łazienki.

    Oparłam się rękoma o umywalkę i spojrzałam w lustro. Nienawidzę, gdy ktoś mnie do czegoś zmusza czy nawet namawia. Nienawidzę, gdy ktoś mówi o przeruchaniu mnie. Nigdy nie będę taka jak ona. Nawet jeśli łączą nas więzy krwi, ja wiem jak dbać o swoje ciało, a nie sprzedawać je na prawo i lewo. Od ostatnich dni Maya nie robiła nic innego, tylko wypominała mi pracę u Luke'a. Jeżeli ona... Nie. Oddychaj Kate. Nie wiem co się ostatnio ze mną dzieje, ale jest źle. Zsunęłam się po ścianie i zaczęłam cicho szlochać. Nie poznaje samej siebie. To... to dziwne uczucie. Uczucie bycia dziwką, ale w inny sposób. Sprzedaje się w inny sposób niż one, ale jednak. Coraz więcej myślę o Adam'ie i porównuje go do Luke'a. To złe. Nawet bardzo.

    — Kate, nie płacz — nie zwróciłam uwagi, kiedy Michael kucnął obok mnie i objął ramieniem. — Nie powinna była tak mówić. Luke nie chcę cię skrzywdzić ani zrobić czegoś, co wykracza poza waszą umowę. Zna granicę, wierz mi — pocierał moje ramię, starając się dodać mi otuchy.

    — Wiem, ale... Nienawidzę, jak ktoś mówi do mnie w ten sposób. Tak jakby uważała, że dam mu dupy za kasę. To nie prawdą Michael — spojrzałam na niego, a on wytarł moje łzy.

    — Przecież wiem. Szanujesz się i tym zyskujesz bardzo w naszych oczach. W moich i Luke'a. Naprawdę. Nie płacz, bo nie warto — wtuliłam się w niego bardziej.

***

    Gdy Michael wyszedł, postanowiłam się przejść. Ubrałam bluzę i trampki. W salonie zauważyłam śpiącą mamę, którą chciałabym przeprosić, ale nie chcę jej też budzić. Wyszłam po cichu i skierowałam się do parku. Trochę groźnie jest iść do niego po dwudziestej, ale co mi tam. Niedługo wakacje, a o tej godzinie na ulicach pustki. Odetchnęłam świeżym powietrzem i wolnym spacerkiem szłam do parku. Nagle ktoś gwałtownie wyhamował po mojej lewej. Spojrzałam przerażona. Szyba od strony pasażera się otworzyła, a ja zauważyłam Luke'a, który był zdziwiony na mój widok. Machnął ręką, bym wsiadła, co zrobiłam po krótkim wahaniu.

    — Czemu szwendasz się o tej godzinie? — spytał, nadal stojąc na środku ulicy.

    — Chciałam pooddychać świeżym powietrzem i... pomyśleć — zaczęłam bawić się palcami. Nagle jego ręka zabrała moją i splotła nasze palce. Spojrzałam na niego zaskoczona.

    — Pogadaj ze mną — w jego oczach widziałam troskę. Prychnęłam.

    — Chcesz słuchać o problemach takiego dzieciaka?

    — Nie uważam, że jesteś dzieckiem, bo jest między nami kilka lat różnicy — wywrócił oczami.

    — A będziemy tak stać na środku jezdni? — spytałam, co go rozbawiło.

    — A widzisz tu jakiś ruch? Dobra, jedziemy do mnie — zdziwiłam się, a on wreszcie ruszył z miejsca.

    Przez całą drogę uważnie obserwowałam obiekty, by w razie co, wiedzieć jak wiać. Trasa nie trwała długo, bo już po dziesięciu minutach byliśmy na miejscu. Wysiadłam z auta pod dużym białym domem. Zamrugałam, nie wierząc własnym oczom.

    — Nic nie mów — zaśmiał się, łapiąc moją rękę w swoją. Nie wiem, dlaczego to robi. Czyżbyśmy przed jego rodziną też musieli udawać? Otworzył drzwi kluczem i wpuścił mnie pierwszą. Już ściągałam buty, ale mi zabronił.

    — W moim pokoju zdejmiesz — ruszył w kierunku schodów na górę.

    — Czy to jakiś podstęp — szłam za nim niepewnie. Ten tylko rechotał. — Cudownie, że znów cię rozbawiłam.

    — Księżniczko, ty robisz to najlepiej — podrapałam się po nosie, co zwiastuje coś złego.

    Nagle zatrzymał się pod białymi drzwiami i je też otworzył z klucza. Parzyłam na niego jak na idiotę. Gdy ten otworzył drzwi, czekał, aż wejdę pierwsza.

    — No co? — uniósł jedną brew.

    — Serio? Zamykasz swój pokój na klucz? — powstrzymywał wybuch śmiechu.

    — W tym domu mam jeszcze od czasu do czasu Ash'a. No i mieszkam z siostrą i rodzicami. Można powiedzieć, że pokój to tak naprawdę mój dom i mam do niego klucz — wzruszył ramionami, a ja dopiero odważyłam się wejść.

    Rozejrzałam się po wnętrzu, różniło się od reszty domu. Na dole było zdecydowanie jasno. Biel dominowała na całym parterze, a u niego w pokoju... Chaos. Plakaty, ciuchy, szafki, które nie były dopasowane... Za to ten dywan na jasnych panelach był cudny. Położyłam się na nim, a Luke zaczął znów się śmiać.

    — Wiesz... mam łóżko. Stoi w rogu jakbyś nie zauważyła — wskazał palcem za mnie.

    — No i? Dywan jest od dziś mój. I to jest moje łóżko, kanapa i krzesła. To życie — pogładziłam ten puchaty biały dywan. Jakim cudem przy takim syfie ten dywan jest tak biały? Luke zdjął tylko kurtkę i sam usadowił się na nim obok mnie.

    — Nigdy jeszcze na nim nie leżałem — stwierdził, wpatrując się w sufit.

    — Lol, musi być ten pierwszy raz — prychnął.

    — Przepraszam, że ostatnio milczałem — zmienił temat. Spojrzałam na niego, przechylając głowę na lewo. Zrobił to samo, przez co nasze twarze dzieliło kilka centymetrów.

    — Miałeś pracę. To przecież ważne.

    — No ale mogłem, chociaż napisać czasem — widziałam, że serio było mu przykro.

    — Jest ok. Michael dotrzymywał mi towarzystwa — zamknęłam oczy.

    — Michael? — zdziwienie było słyszalne.

    — Mhmn. Odrobił za mnie matmę! I to trzy razy! — zaśmiałam się krótko. Nie usłyszałam żadnej reakcji od blondyna, więc otworzyłam oczy, ale nie ujrzałam go leżącego, tylko podtrzymującego się na łokciu i wpatrującego się we mnie. — No co?

    — Cały ten czas byłaś z Michael'em? Kiedy ostatni raz? — Co go tak nagle wzięło?

    — Dzisiaj... przyszedł odrobić mi matmę — na wspomnienie zrobiło mi się znów źle.

    — Hej, co jest? — dotknął mojego policzka, gładząc go kciukiem.

    — Nic po prostu. Dobrze, że był dziś — ściągnął brwi.

    — Bo?

    — Bo nie poradziłabym sobie sama po tej kłótni z Mayą. Trochę mnie podbudował, a w sumie powiedział wszystko to, co słyszałam od ciebie — zaśmiałam się sztucznie.

    — Ja? A co on ci takiego powiedział? — zmieniłam pozycję na siedzącą. — Kate?

    — Maya była na mnie zła, bo nie chciałam iść z nią na dzisiejszą imprezę u Raffy i zaczynała mnie wyzywać. Krzyczała, że z tobą, obcym, poszłam i równie dobrze mogłeś mnie przelecieć w kiblach, a z własną przyjaciółką nie chcę iść — wytarłam łzę, która zaczęła zwilżać mój policzek. — Uderzyłam ją i poszłam do łazienki, a chwile później przyszedł do mnie Mike i zaczął mówić, że znasz granicę i byś nie zrobił czegoś, czego nie chcę — bawiłam się rękoma.

    — Ale ty wiesz, że to prawda? — nachylił się, aby spojrzeć w moje oczy.

    — Tak, ale... Ja też cię przepraszam Luke — podniosłam głowę i patrzyłam na niego ze łzami.

    — Za co? — prychnął.

    — Za to, że tak zareagowałam wtedy, a przecież nic mi takiego nie robiłeś. Gdyby widział to Ash to... — uchwycił moją twarz w dłonie.

    — Nie przejmuj się tym, ok? Zagalopowałem się wtedy i twoja reakcja... Po prostu się przestraszyłaś. Nie znasz mnie jeszcze więc to normalne, że się bałaś. Więc nie przepraszaj — pocałował mnie w czoło i przytulił. — Nie skrzywdziłbym cię.

    — Wiem — wzmocnił uścisk po tym, co powiedziałam.
    
    — Teraz, jeżeli będziesz potrzebowała pomocy w matmie, dzwoń do mnie — zaczęłam się śmiać, odsuwając się od niego.

    — To dobrze, bo Mikuś powiedział o wyczerpanym limicie mudżyna — wytarłam resztę łez.

    — To on w ogóle umie matmę? — zdziwił się.

    — Najwidoczniej.

    Nagle nasze śmiechy przerwało pukanie do drzwi. Luke wstał niechętnie i otworzył drzwi. Był zaskoczony na widok osoby za nimi.

    — Czyżby była u ciebie twoja mała? — Ash wszedł, nie pytając o pozwolenie. Na mój widok uśmiechnął się cwaniacko. — Dawno cię nie widziałem!

    — A już myślałam, że nie będziemy musieli się w ogóle widzieć — przewróciłam oczami. Luke prychnął i usiadł na nowo koło mnie.

    — Po co przylazłeś? — pyta przyjaciela.

    — Po moją koszulkę — zdziwiłam się.

    — Co jego koszulka robi u ciebie, Lucas? — przez to, że blondyn się położył, musiałam się schylić by pouderzać w jego tors palcem.

    — Nie to, co myślisz. Ja nie Leo — zaśmiał się.

    — Leo twierdzi, że jest hetero.

    — Kto? — Ashton jako jedyny nie wiedział, o kogo chodzi.

    — Nieważne. Ta koszulka jest moja.

    — Wygrałem zakład. Jest moja — uśmiechnął się zwycięsko.

    — Co? - zdziwił się, że aż usiadł.

    — No tak. To mój tekst przyjęli — poruszył brwiami.

    — Jutro pojadę i sam się przekonam.

    — Rób, jak uważasz, ale jutro koszulka leży u mnie w pokoju — przechyliłam głowę nie rozumiejąc co ma na myśli mówiąc "moim"? — A w ogóle to widzę, że chyba mieliście poważną rozmowę, skoro ryczałaś?

    — Idź, jak masz iść — ponaglił go.

    — Idę, idę. Narka niewyparzona gębo — pomachał, wychodząc.

    — Skopie mu... — chciał wstać i serio wyglądał na złego, ale uniemożliwiłam mu to, siadając na nim okrakiem. Uniósł wysoko brwi, nie rozumiejąc. — Wstawaj, ja muszę go... — wpiłam się w jego usta, przez co od razu zrezygnował ze wstawania. Uśmiechnął się. — No dobra. Niech ci będzie. Przekonałaś mnie do baraszkowania — sprawił, że teraz to ja byłam pod nim, a on z cwanym uśmieszkiem zaczął składać krótkie pocałunki na długości mojej szczęki. Ufam mu. Tak mówiłam w myślach.







~awenaqueen~


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz