piątek, 16 lipca 2021

Roshley on Tour Cz.14 Rose

  


    Ledwo wysiedliśmy z aut na promie, a ja poczułam, jak mój żołądek robi wywrotkę. Pewnie, gdyby nie fakt, że jestem twarda z wierzchu, już dawno bym leżała plackiem. Nagle poczułam czyjąś rękę na ramieniu, na co się wzdrygnęłam.

    – To tylko ja – zaśmiał się Luke. Odetchnęłam z ulgą. Może jednak mnie nie zostawi na pastwę losu?

    – Będziemy tu tak stać czy idziemy? – spytał Michael.

    Po tych słowach każdy poszedł w swoją stronę. Na szczęście pan blondynka mnie nie zostawił. Złapał mnie za nadgarstek i dobrze, bo za rękę to by w łeb dostał. Prowadził mnie, bóg wie gdzie. Nagle się zatrzymuje, przez co ja mam bliskie spotkanie z jego plecami. Całkiem sporo ludzi.

    – Ostrzegłbyś! – warczę, na co on przewraca oczami.

    – Bądź miła, bo cię zostawię samą – czy on mnie właśnie szantażuje?! Grzyb jeden! – Usiądź tu, ja zaraz przyjdę – dobra, przestraszyłam się. Chłopak się odwrócił, by pójść, ale ja szybko złapałam go za przedramię. Odwrócił się zdziwiony.

    – Idę z tobą – mówię ze spuszczoną głową. Do czego to doszło, bym ja się przed kimś płaszczyła?!

    – A–Ale ja żartowałem! – powiedział zakłopotany. Spojrzałam mu w oczy, marszcząc brwi. Z czym żartował? Z tym że gdzieś idzie?

    – No to gdzie idziesz? – teraz poczułam się dziwnie. A co jak chciał iść do toalety, a ja tu odwalam cyrk?! Puściłam go szybko i udałam, że teraz to ja żartowałam – No idź – zaśmiałam się. Odwróciłam się do niego plecami i zauważyłam ławkę. Usiadłam na niej.

    Starałam się nie myśleć, gdzie się właśnie znajduje i jak długo potrwa podróż. Zauważyłam przy stołówce Mike'a. Rozmawiał z kimś. Dobre pocieszenie. Potarłam ramiona, choć nie było mi zimno. Dziwny odruch. Czekałam na Luke'a dobre piętnaście minut i stwierdziłam, że to nie ma sensu. Wstałam z ławki i poszłam w stronę tej stołówki. Postanowiłam kupić sobie jakieś chrupki. Odwracając się przez przypadek wpadłam na Calum'a.

    – Sorry – mówię szybko. Chłopak uśmiechnął się szeroko.

    – Nic nie szkodzi. Gdzie Luke? – spytał rozglądając się.

    – Bo ja wiem – wzruszyłam ramionami rozczarowana jego zachowaniem.

    – Myślałem, że miał cię pilnować – spojrzałam na niego zszokowana.

    – A co ja?! Przyzwoitka, by mnie pilnować?! – fuknęłam. Calum widząc moje zdenerwowanie, szybko zaczął mnie uspokajać.

    – Nie to miałem na myśli! Luke nam mówił, że musi być blisko ciebie, bo masz wstręt do wody czy coś.

    – Od dziś mam wstręt do Hemmings'a! – odparłam, otwierając paczkę. Wzięłam pierwszego chrupka. Przysunęłam paczkę bliżej Hood'a by mógł wziąć parę. Chłopak nie skorzystał z propozycji, na co wzruszyłam ramionami.

    Jakoś nie jest źle na tym promie. W ogóle nie czuję, że jestem na wodzie, a wokół mnie nie ma lądu. Usiadłam na jakiejś wygodnej kanapie. Ze spokojem stwierdzam, że się zgubiłam. Mam nadzieję, że znajdę Ash, albo kogokolwiek.

    Zaczęłam bawić się palcami, bransoletkami, by na koniec zerknąć na telefon. Stwierdziłam, że muszę w Japonii zrobić sobie selfie albo chociaż w aucie. Tak, to dobry pomysł. Jak będziemy mieli wyjeżdżać, to strzelę focie.

    – Ro... se! – usłyszałam zdyszanego Luke'a i tak jakby zdenerwowanego? Stał przede mną i po jego minie wnioskuję, że mu ulżyło na mój widok.

    – To ja – odpowiadam. Chłopak usiadł obok mnie.

    – Znalazłem wszystkich. Nawet Ash'ów. Co wierz mi, jest wyczynem, bo oni się nieźle skitrali – opowiadał, nadal lekko dysząc i uśmiechając się dziwnie, wspominając. Czyżby zobaczył coś, czego nie powinien? – A ciebie znaleźć nie mogłem! – dziwnie się poczułam na to wyznanie – Miałaś na mnie poczekać!

    – Myślałam, że serio mnie zostawiłeś, blondasku – wyznałam szczerze.

    – Nie mógłbym – Ścisnęłam z nerwów mocniej telefon.

    – Ok – tylko na tyle było mnie stać.

    Zapadła między nami cisza, która była jedną z tych krępujących i niezręcznych. Jednak blondi po chwili postanowił ją przerwać.

    – Jak się czujesz? – pyta.

    – Jest ok. Pogadałam z Cal'em i chyba mi to w jakimś stopniu pomogło – taka prawda. Od rozmowy z nim uświadomiłam sobie, że nie jest źle. Luke dziwnie zareagował na moją wypowiedź. Bardzo dziwnie, zważywszy, że po chwili na jego twarzy pojawił się wredny uśmieszek. Poczułam jego ciepłą dłoń na swojej. Mówiłam już wam chyba, jak na to zareaguje, prawda? Strzeliłam chłopaka w głowę.

    – Ała! – krzyknął – Za co?! – wkurzył się.

    – Za jajco! – odparłam – Kto ci pozwolił mnie za rękę łapać idioto niewyżyty?!

    – No chyba ci mówiłem, nie?! – krzyknął oburzony – Nie protestowałaś wtedy!

    – Niby kiedy?!

    – Jak ci mówiłem w hotelu, że będę cię trzymał za rękę byś się pewniej czuła! – zapomniałam o tym. Jakby tu wyjść z twarzą...

    – Trzymanie za nadgarstek by wystarczyło – odpowiedziałam spokojnie, spuszczając wzrok na dłonie.

    – Przepraszam. Wcześniej faktycznie cię za niego złapałem... Ech. Sorry – słyszałam w jego głosie nutkę smutku i... Załamania?

    – Spoko.

    I znów ta cisza, która o dziwo nie trwała długo.

    – To mogę? – pyta, a ja na niego zerkam. Nie za bardzo wiem, o co pyta.

    – Niby co?

    – No... Y... – waha się z powiedzeniem tego na głos.

    – Wykrztuś to z siebie Hemmings! – mówię poirytowana...

    – No złapać cię za ten pieprzony nadgarstek! – jak łatwo go wytrącić z równowagi. Wzdycham.

    – Jak tam sobie chcesz – mówię obojętnie. Dopóki to nie rękę, to nie mam nic przeciwko. Luke niepewnie złapał mnie za nadgarstek. Przeszedł mnie dziwny dreszcz, znowu.

    – Powiesz mi coś – zapytał.

    – Co takiego? – spoglądam na niego.

    – Czemu chcesz akurat czarną różę? – zdziwił mnie tym. Nie sądziłam, że go to dręczy i chce wiedzieć. Znów moje wspomnienia zaczęły krążyć wokół tego właśnie kwiatu.

    – Kiedyś ci może powiem – uśmiecham się. To chyba pierwszy raz od bardzo dawna kiedy robię to szczerze, a nie na przymus.

    – Rozumiem.

    Nie drążył tematu. Pogadaliśmy chwilę i poznaliśmy się lepiej, choć to on więcej mówił o sobie. Ja nie byłam wylewna. Nawet Ash nie wie o mnie zbyt wiele, więc Luke nie jest wyjątkiem.

    Naszą rozmowę przerwał Michael. Usiadł obok mnie i wyglądał, jakby prosił o godzinę snu.

    – Co jest? – pytamy go równocześnie. Popatrzył na nas zdziwiony.

    – Zjadłem za dużo tych chipsów – zrobił minę w stylu "było pyszne, ale boli mnie brzuszek". Prychnęłam.

    – Nie trzeba było tyle jeść! – zaśmiałam się, na co jeszcze bardziej posmutniał – Oj, przepraszam, misiek – mówię i przytulam się do Mike'a, kładąc głowę na jego torsie.

    – Wybaczę, jak zagrasz ze mną w grę. W busie – zaśmiałam się krótko.

    – Dobrze, dobrze. Zagram, w co zechcesz – nagle zaczął się cieszyć i tak mocno mnie przytulił, że prawie wyrzygałam te chrupki!

    – Mike ogarnij dupę! – fuknął Luke. Znów się dziwnie zachowuje tak samo jak rano w aucie. Może się mylę, ale... Czy to może być zazdrość? Niee, na pewno nie.

***

    Ta menadżerka niby wydawała się być w porządku, ale jednak niespecjalnie przypadła mi do gustu. Za to widzę, chłopaki ją lubią. No cóż, faceci. Wywal cycki i pokaż tyłek, a lecą do ciebie jak ćmy do światła.

    – Jest jeszcze jedna sprawa... – powiedziała, wrzucając w ton sto procent powagi. Wszyscy patrzymy na nią przerażeni – Bawcie się dobrze!! – krzyknęła i zaczęła się śmiać. Boże co za baba – Ja muszę już iść. Wy jedziecie obejrzeć wasz nowy bus – uśmiechnęła się i wyszła.

    – Czyli jedziemy! – jako pierwszy wstał Calum i klasnął w dłonie. Po chwili wszyscy wyszliśmy z gabinetu.

    Wróciliśmy do naszych aut. Michael, ja, Rachel i Ashley, jechaliśmy jednym autem, a reszta drugim. Nie wiem, co my mamy, że siadamy do przypadkowych aut, ale kij z tym. By nie słuchać, o czym gadają, włożyłam sobie słuchawki do uszu. Podczas drogi zrobiłam sobie zdjęcie i dodałam na twittera, fb i instagrama (załącznik). Zerknęłam na moich towarzyszy i... to, co mnie zdziwiło to to, że nikt nic nie mówił. Ash spoglądała na telefon, Rachel gdzieś za szybę, a Mike chyba zasnął. Ok?

***

    – Jest ogromny! – krzyknęła Ash widząc nasz nowy bus. No rozmiarów to on małych nie był.

    Weszliśmy do środka i zakochałam się we wnętrzu. Na dole tak jak nam mówiła menadżerka, były łóżka. Na samym końcu był salon z tv. Calum i Mike dosłownie rzucili się na sofę. Pokiwałam głową z dezaprobatą i ruszyłam zwiedzać dalej. Poszłam na górę, gdzie dostałam się od razu do kuchni, która miała oświetlenie lepsze niż ja w domu. Drugi salon też był takich samych rozmiarów co ten niżej, ale ten jakoś wydawał mi się przyjemniejszy. I jeżeli dobrze zauważyłam, to ta sofa się rozkłada. Spojrzałam na Luke'a i loczka. Ci byli chyba przestraszeni moją miną, bo zbledli.

    – Ta sofa w starym busie się nie rozkładała, prawda? – mordowałam ich wzrokiem, więc nie umknie mi, jak skłamią.

    – Yyy – zaczął Ash – Luke! – wymieniony chłopak się wzdrygnął – Nie rozkładała się, nie? – spytał, śmiejąc się nerwowo.

    – Co?! – jakby został zapytany o coś nienormalnego – Tak! No przecież! – prychnął.

    Kłamią. Wyminęłam ich i zeszłam na dół, by się położyć. Wybrałam łóżko najbliżej wejścia na górę. Położyłam się wygodnie i włożyłam słuchawki w uszy. Jestem obrażona, dziękuję, do widzenia.

***

    Poleżałam tak może z pół godziny, gdy nagle na swoim brzuchu zobaczyłam miśka Michael'a. Ściągnęłam brwi i spojrzałam na lewo. Uśmiech Mike'a był nie do podrobienia.

    – Co chcesz? – pytam w miarę grzecznie.

    – Obiecałaś mi coś – popatrzył na mnie z wyrzutem. Strzeliłam sobie piątkę w czoło.

    – Ale, że tak teraz?

    – No choooooodź! – specjalnie przeciągnął, bym się zgodziła.

    – No już dobra! – poddałam się i zeszłam z łóżka. W sumie zeskoczyłam, ale co za różnica, gdy pode mną nie było nikogo, by połamać komuś kości.

    Poszliśmy z Mike'm na górę do salonu, bo tam właśnie była konsola, o której ja w domu mogę tylko pomarzyć. To z kolei nie oznacza, że nie umiem grać na padzie. Zawsze podłączałam pada do kompa i tak grałam, choć to nie to samo.

    – W co gramy? – pytam, siadając (czyt. rozwalając się) na sofie.

    – Powiedz liczbę od jeden do dwadzieścia trzy – zdziwiłam się.

    – Trzynaście. To dziwna liczba – dodałam.

    – No to pogramy w GTA V. Może być? – to on miał wybrać grę w ramach przeprosin, ale wcale mi to nie przeszkadza, że jest odwrotnie.

    – Jest git – pokazuje kciuk w górę, a szczęśliwy Mike–nie mam pojęcia, z czego się cieszy–włącza grę.

    Tak minęła nam godzina, dopóki na horyzoncie nie pojawia się Ashley. Jadła jakąś kanapkę i patrzyła na nas jak na idiotów drących się na tv.

    – Co wy robicie? – pyta, siadając pomiędzy nami.

    – Przepraszam Clifford'a – odpowiadam, nie spuszczając wzroku z ekranu.

    – Ok? – chyba nie rozumie, dlaczego akurat w ten sposób – Poza tym pamiętasz jego nazwisko! – zignorował to.

    – Zabiłam dwudziestu! – krzyknęłam uradowana, gdy misja się skończyła i to ja wygrałam.

    – Dobra jesteś. Grałaś kiedyś? – nadal siedzimy i jakoś nie mamy ochoty się ruszyć, by wyłączyć tv.

    – W domu, ale na moim lapku tak się rżnęło, że to było nie do opisania – ach, wspomnienia kiedy wkurzona odinstalowałam grę, by za dwa dni zainstalować ponownie. Tak o.

    – Zbieramy się panienki! – krzyknął zadowolony Luke. Nadal jestem na niego obrażona.

    – Jakbyś nie zauważył, też tutaj jestem – oburzył się Mike.

    – No wiem. To dotyczyło też ciebie – posłał mu uśmiech – Zbierać się.

    – Gdzie idziemy? – pytam.

    – Na próbę – spojrzałam na Ash, a ona na mnie.

    – To już dzisiaj? – odzywa się blondynka.

    – Tak. Więc... – ponagla nas gestami ręki.

    Wszyscy wstaliśmy i zeszliśmy na dół. Przypomniało mi się coś bardzo ważnego... My mamy ich nauczyć pisać bardziej rock'owe piosenki?! Czyli, że co?! Czemu ja wcześniej nad tym nie myślałam?!







~awenaqueen~


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz