niedziela, 18 lipca 2021

Roshley on Tour Cz.37 Rose

  


    Wstałam na wpół żywa i doczołgałam się do kuchni po coś do picia. Nie, nie mam kaca. To przez ten cholerny ból, spać przez niego nie mogłam! Jeszcze był na tyle upierdliwy, że jakieś dziwne prądy wysyłał do mojego mózgu, który powoli się wyłączał. Nalałam do szklanki wody i już chciałam się napisać, gdy zdałam sobie z czegoś sprawę. A co jeśli tylko pogorszę sprawę, pijąc coś zimnego? Ok, postanowiłam nie ryzykować i zaczęłam przyrządzać herbatkę, do której doleję zimnej wody i takim sposobem będę mieć letnią. Westchnęłam, opierając się o blat.

    – Całkiem sexy wyglądasz, tylko wiesz, wolałbym, by nikt poza mną tego nie widział – wymruczał do mojego ucha, tuląc się do mnie od tyłu.

    – Spieprzaj Hemmings – warknęłam, strzepując jego ręce.

    – To TE dni? – Zaśmiał się, siadając przy stoliku.

    – W ryj chcesz? – Piorunowałam go spojrzeniem spod przymrużonych powiek.

    – Dobra, dobra, nic nie mówię – zrobił ręce w geście obronnym.

    Do kuchni tym razem weszła ziewająca Ashley.

    – Co wy tak wcześnie na nogach? – Spytała.

    – Zachciało mi się pić – odpowiedziałam.

    – Czekaj... – podeszła do mnie i przyglądała się uważnie. – Czy ty nie jesteś lekko opuchnięta?

    Kurwa...

    – Nie? Zdaje ci się – skierowałam głowę w inną stronę.

    – Jasne – prychnęła – lepiej się przyznaj, że ząb boli.

    – Nic mnie nie boli, pić mi się tylko chce – wywróciłam oczami.

    – A może Luke ci w nocy przywalił? – Wydawała się być bardzo rozbawiona z tej hipotezy.

    – Jakby tak było, to oddałabym mu ze zdwojoną siłą. Jak widać, Hemmings ma czystą twarz, więc zgaduj sobie dalej – posłałam jej sztuczny uśmiech.

    Zalałam sobie szklankę wrzącą wodą do połowy, a drugie pół zimnej. Od tego raczej nie powinnam piszczeć z bólu, co byłoby dla nich niezłym przedstawieniem.

    – Zjedzmy dziś jakąś pizze czy coś – zaproponowała.

    – Czy coś... – Luke spojrzał na nią i w tym momencie jakby porozumiewali się niemo.

    – Cokolwiek...

    Już po godzinie zaczęłam żałować, że im na to „coś" pozwoliłam. Kupili wszystko, co twarde, chrupiące i generalnie ciężkie do zjedzenia. Oni to zrobili specjalnie, ja to wiem. Usiedliśmy wszyscy w salonie na górze. Mike z Calem grali na konsoli i zajadali chipsy, Rachel mierzyła mnie wzrokiem, jakby była wtajemniczona w ich plan, Ashton rozmawiał o czymś zaciekle z Ashley, a Luke również się na mnie wgapiał. Podsunął mi paczkę z chrupkami, które lubię, ale jakoś nieprzesadnie.

    – Nie jestem głodna – zaplotłam ręce na piersi i wgapiałam się w ekran telewizora.

    To w tym momencie wydawało się takie ciekawe... Ashley nagle podniosła się i wyszła co spotkało się ze zdziwieniem Irwina. Nagle wraca z jakąś paczką, która był pełna. Kładzie ją na stoliku i wyjmuje ze środka ciastko... nie byle jakie... Zakryłam twarz ręką, modląc się o danie mi cierpliwości. Teraz to już mam pewność, że to intryga. Hemmings się wyszczerzył, podsuwając mi paczkę pod sam nos. Może jak wezmę jedno i będę gryźć na drugiej stronie, to nie będzie boleć? Wyjęłam jednego piernika ze środka. Ugryzłam kawałek, uważając, by przez przypadek nie dotknął bolącego zęba. Udawało mi się to, a im mina zrzedła. No cóż, wygrałam! Ale... przypomniałam sobie, że na słodkie ząb reaguje jeszcze gorzej. Kurwa mać! Trzeba było wziąć chipsa od chłopaków! Wstałam od stołu i poszłam do kuchni, by przepłukać usta. Wzięłam spory łyk letniawej wody i zaczęłam przepłukiwać. Wyplułam ją szybko, czując silny ból.

    – Kurwa... – syknęłam, pochylając się nad zlewem.

    – Dentysta, kochanie – Luke objął mnie ramieniem.

    – Zapierdolę cię prędzej!

    – Taka silna dziewczynka i boi się pana dentysty? – Zakpił.

    – Ty chcesz dziś zarobić... – powiedziałam pod nosem.

    – Pójdę z tobą, będę za rączkę trzymał i zobaczysz, że to wcale nie będzie tak straszne jak sobie wyobrażasz – podszedł do mnie i odgarnął kosmyk włosów z mojej twarzy.

    – Ale prędzej cię zabiję, niż tam dotrę – uśmiechnęłam się.

    – Uparta żmija – spojrzał w górę.
    
    – Żmija? – Spojrzał na mnie i otworzył szeroko oczy.

    – Nie bij!! – Krzyknął i tyle go w kuchni widziano.

    Zaczęłam się śmiać. Chyba nie ma wyjścia i muszę tam pójść...







~awenaqueen~


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz