niedziela, 25 lipca 2021

Be my girl (2015) Cz.18 ONA

  


    Dziś pogoda nie sprzyja w ogóle, ale Luke uparł się, że mam być spakowana i czekać na niego. Z tego pośpiechu -bo oznajmił mi to o siódmej rano, a mamy dziewiątą- zapomniałam poinformować o tym mamę. Zeszłam szybko na dół, gdzie w salonie mama robiła ostatnie porządki. Wróciła dziś z nocki i sprząta...
    
    — Mamo? — zagaduje. Przerwy swoją czynność i spogląda na mnie pytająco. — Luke chcę mnie gdzieś zabrać na kilka dni. To nie problem? — uśmiecha się szeroko.

    — Żaden. Jedź i baw się dobrze — podeszła do mnie i uściskała.

    — Na pewno? Bo wiesz, mogę zostać dla ciebie — odsunęłam się, a mama popatrzyła gniewnie.

    — Ani się waż. Są wakacje i zasługujesz na odpoczynek — założyła mi kosmyk za ucho. — Widziałam twoje świadectwo i... — uśmiechnęła się i widziałam, że w kącikach jej oczu czają się łzy. — Jestem z ciebie dumna. Wprawdzie z matematyką i chemią kiepsko, ale reszta przedmiotów... Nie mam słów.

    — Mamo... Przecież wiesz, że chcę iść na dobre studia, z matmą pomaga mi Luke, a z chemią Michael. — Niekoniecznie, ale nie musi o tym wiedzieć.

    — Ach, ten z dziwną fryzurą.

    — Mamo, on naprawdę jest miły — zaśmiałam się.

    — Wiem, wiem. Tylu się przy tobie chłopców kręci, że troszkę się niepokoję.

    — Jestem wierna Hemmo, Michael to jego przyjaciel, więc i mój, a reszta? — Dwóch to aż „tyle" chłopaków?

    — Dzień dobry pięknym paniom — Luke ukłonił się w wejściu do salonu. Debil.

    — Witaj Luke — przywitała go. Widać, że bardzo go polubiła, co jest złe, o ile nie będziemy mieli potem kontaktu, bo jeśli tak, to nie widzę problemu.

    — Dama gotowa? — posłał mi zniewalający uśmiech.

    — Gotowa. Idę po torbę, poczekaj — pobiegłam szybko na górę i wróciłam z torbą podróżną.

    — Kobieto, tylko tyle? — zakpił.

    — Masz coś do mnie? — stanęłam naprzeciwko niego.

    — Myślałem, że kobiety mają sześć walizek, chociaż jadą na weekend — zabrał z mojego ramienia ów torbę i przewiesił sobie.

    — Ale nie ma weekendu. — Zaczęłam obliczać w głowie dzisiejszy dzień tygodnia i jestem pewna, że mamy wtorek.

    — Tak tylko dałem przykład — wywrócił oczami. — Dobrze wiedzieć, że moja dziewczyna zabiera tylko najpotrzebniejsze rzeczy na długi wyjazd — podszedł i delikatnie mnie pocałował.

    — Jesteście uroczy — pisnęła moja mama, a ja oblałam się rumieńcem.

    — Czyli mogę ją porwać na dwa tygodnie? — Ile?!

    — Naturalnie, nawet zalecam — zaśmiała się.

    — Ubóstwiam twoją mamę — wyszczerzył się. — Mogę cię zabierać na ile chcę, a ona mi jeszcze chcę w tym pomagać.

    — Mamo! — jęknęłam.

    — Idźcie już gołąbeczki — ponaglała nas ścierką.

    Wsiedliśmy do jego auta, a ja znów otworzyłam usta.

    — Co? — spytał, ściągając brwi i odpalając auto.

    — Co to za auto? Dużo ty ich jeszcze masz? — zaczął się śmiać, nakładając na nos okulary.

    — Teoretycznie nie — podał mi drugą parę.

    — A praktycznie? — odebrałam je od niego i założyłam, a on w tym czasie włączył się do ruchu.

    — Tylko trzy — wystawił zęby.

    — Dokąd jedziemy? — spytałam ciekawa.

    — Na lotnisko, a gdzie dalej to już niespodzianka. W każdym razie będziemy tam całą paczką i nie uwierzysz — zsunęłam okulary — Michael zaprosił twojego przyjaciela.

    — Leo?

    — No. Chyba się polubili — zaśmiał się. — Twój niby hetero zabiera mojego hetero.

    — Pf.

    Resztę drogi przegadaliśmy na różne lekkie tematy. Ciągle się śmialiśmy, ale nie mogłam się doczekać tej niespodzianki. No i mój pierwszy lot samolotem.

    Na lotnisku podążałam za nim i nie spuszczałam z oka. Bałam się, za duże tutaj tłumy, jeszcze się zgubimy. Chłopak chyba zauważył, że idę kawałek za nim, bo się ośmiał i splótł nasze dłonie ze sobą. Teraz wreszcie odetchnęłam z ulgą. Swój bagaż miałam na ramieniu, jak i on swój. Nagle się zatrzymaliśmy, a on spojrzał w telefon.

    — Musimy usiąść i poczekać za resztą — zajął wolne krzesło a ja zaraz obok niego.

    — Leciałeś już samolotem, że jesteś taki ogarnięty? — zamyślił się na chwilę, a przez jego usta przemknął pół uśmiech.

    — Tak, kilka razy. Odwiedzałem starą znajomą — zaczął się bawić telefonem, a ja wyczułam, że to zbyt delikatny temat, by go drążyć. — Nie bój się — szepnął mi na ucho.

    — Niby czego? — ściągnęłam brwi. — Lot nie jest straszny, bardziej boje się miejsca docelowego.

    — Spodoba ci się, obiecuje — złożył na moich ustach szybkiego całusa.

    — Siema — podszedł do nas Michael z Leo.

    — Mówiłem, że mój kumpel robi się na geja — burknął.

    — Nie jestem gejem — oburzył się Leo. — Dawno cię nie widziałem księżniczko — wystawił ręce, a ja wstałam i się do niego przytuliłam.

    — I ja też nie jestem gejem. — Michael dopiero przyswoił słowa Luke'a.

    — Co ty taki ledwo żywy? Seks w nocy? — uderzyłam chłopaka w ramię.

    — Zapierdolę cię kiedyś — przymrużył powieki. — Byłem z Cal'em i Leo w tym nowym klubie. Zresztą Ash też był ze swoją Miley.

    — Och, to coś na poważnie? — Luke tak jakby zaczął rozmyślać.

    — Diabli go wiedzą. — Clifford wzruszył ramionami. Ręce miał w kieszeniach spodni.

    — Ty nie byłeś na imprezie? Kim jesteś i co zrobiłeś z Luke'm Hemmings'em?! — złapałam się teatralnie za serce.

    — Śmieszne, kotku — pociągnął mnie za rękę, przez co wylądowałam na jego nogach. Oplótł mnie rękoma w pasie i pocałował w prawe ramie.

    — Hemmings wczoraj niańczył siostrę — zakpił Michael.

    — Spierdalaj — ten w odpowiedzi posłał mu tylko groźne spojrzenie.

    — O, już się migdalicie — z daleka słuchać było Irwin'a. Podszedł do nas razem ze swoją dziewczyną i Newt'em. Przybili sobie po piątce. — Jak tam, niewyparzona gębo? — To było raczej pytanie retoryczne.

    — Świetnie, kutafonie — uśmiechnęłam się sztucznie.

    — Czuje się samotny — mruknął Newt, a po chwili wszyscy zaczęli się śmiać.

    Luke zatroszczył się o to, bym nie słyszała, dokąd leci samolot. Gdy siedzieliśmy już na swoich miejscach, dopiero teraz ogarnęła mnie lekka panika. Chłopak znów splótł nasze palce ze sobą. Przyłożył swoje czoło do mojego, by po chwili delikatnie i leniwie mnie pocałować. Takie pocałunki kochałam najbardziej. Czasem wyrażały tak wiele, ale w tym przypadku sama nie wiem, co mogły wyrażać.

    — Na miejscu będzie jeszcze kilka moich znajomych. Mam nadzieję, że ich polubisz, ale nie bardziej niż mnie — uśmiechnął się lekko.

    — Powiedz, że jest jakaś dziewczyna — poprosiłam. Nie, żeby Miley była zła, ale nie mamy wspólnych tematów, już się kilka razy o tym przekonałam.

    — Nie wiem. Możliwe — znów złączył nasze usta w jedność.

***

    — Powiedz, że żartujesz — patrzyłam za wielkie okno i nie wierzyłam własnym oczom. — Nie zabrałeś mnie tutaj...

    — Zabrałem — objął mnie od tyłu. — Podoba się?

    — Ale mam nadzieje, że to był przypadek, tak? Nie spełniłeś mojego „marzenia", prawda? — Obawiałam się, że Luke zbyt poważnie bierze czasem moje słowa.

    — Hm, ucieszysz się z wersji a czy b? — spytał.

    — Rany, Luke! Jesteś takim idiotą — pokręciłam głową.

    — Ale twoim — szepnął cicho na moje ucho, a mnie przeszedł przyjemny dreszcz. Miał racje, póki co jest tylko mój.

    Odwróciłam się i pocałowałam go. Szybko umiejscowił swoje dłonie na moich biodrach i mnie podniósł. Oplotłam się nogami wokół jego pasa, nie zaprzestając całowania.

    — Chyba muszę częściej spełniać twoje marzenia — wyszeptał w przerwie na wzięcie oddechu. — Tak mnie jeszcze nie całowałaś — wyszczerzył się.

    — Ej, możecie przestać? — spytał Leo, a reszta tylko zaśmiała się na jego słowa.

    Zeskoczyłam z blondyna i poprawiłam bluzkę.

    — Zabije cię, Leo — oznajmił blondyn.

    Myślę, że te dwa tygodnie, w tym gronie, będą udane. Mam przyjaciela, z którym się znamy jak łyse konie. Nowego przyjaciela, który jest tym prawdziwym zupełnie jak Leo. No i „chłopaka", który nie traktuje mnie przedmiotowo i liczy się z moim zdaniem. Czy może coś to zepsuć?

...Dobrze być kochanym, nawet jeśli ta miłość nie będzie trwała wiecznie...







~awenaqueen~


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz