piątek, 30 lipca 2021

Be my girl (2015) Cz.23 ONA

  


    Na lotnisku panuje grobowa cisza. Ja i Luke dzielimy się słuchawkami, z których napływa muzyka. Michael grzebie coś w telefonie podobnie, jak Newt, a Leo siedzi dwa krzesła obok mnie i wgapia się w coś zupełnie bez sensu. Ashton z Miley stoją przy kolumnie, z tym że on się o nią opiera plecami z rękoma splecionymi, a ona stara się jakoś zagadać. Można powiedzieć, że po wybuchu Ash'a zapanował istny terror. Newt się nie odzywa do nikogo, Leo stara się być przy mnie non stop, jakby bał się Ashton'a, że ten mi coś zrobi, Mike stara się nie wnikać w to jakoś głębiej po próbie pogodzenia przyjaciół. Luke w stosunku do mnie się nie zmienił, ale często się wyłącza i nie można nawiązać z nim kontaktu. Nawet moja rozmowa z Ash'em tamtego wieczora tak średnio pomogła.

    Weszłam do ich mieszkania dosyć niepewnie. Newt patrzył na mnie i strzelał piorunami, a Mike opierał się o ścianę i kręcił przecząco głową. Zauważyłam go, był na tarasie. Już chciałam tam iść, ale ręka Mike'a mi to uniemożliwiła.

    — On jest wściekły i zapewne chodzi o was, bo Miley nawet powiedział, że ma się nie wtrącać.

    Wiedziałam doskonale o powodzie jego złości. Westchnęłam i mimo wszystko poszłam do niego. To cholernie ryzykowne wnioskując po jego stopniu wściekłości, ale nie mogę tego tak zostawić. Stanęłam obok niego, a on zdawał się wiedzieć o mojej obecności.

    — Idź stąd, co? — powiedział w miarę opanowany.

    — Nie, dopóki nie wyjaśnię ci, jak to było naprawdę.

    — Co tu wyjaśniać? — prychnął i spojrzał na mnie.

    Pierwszy raz zobaczyłam w jego oczach coś innego niż dotychczas. Wyglądał na zranionego i smutnego, a starał się to zakryć warstwą gniewu.

    — Wiem, że jestem ostatnią osobą, jaką chcesz teraz oglądać, ale daj mi chociaż powiedzieć, jak to się zaczęło, proszę — nie odpowiedział. — Pewnego dnia długi mojej matki przekroczyły możliwość do spłaty, chyba że wygrałybyśmy w totka — zaśmiałam się. — Wtedy postanowiłam dać głupie ogłoszenie, że szukam pracy, a że nie byłam pełnoletnia, to o dobrze płatnej mogłam pomarzyć. Wtedy znalazł mnie Mike — Ashton gniewnie na mnie spojrzał.

    Cholera, wkopałam go niepotrzebnie.

    — Super — zwrócił się znów gdzieś w dal.

    — Powiedział, że Luke poszukuje kogoś do pomocy i dobrze zapłaci. Czułam, że to chore. On jest ode mnie dużo starszy i bałam się, że tak jak A-Adam — głos mi zadrżał — będzie chciał mnie siłą zmuszać do czegokolwiek albo w naszą umowę będzie wchodził seks.

    — Nikogo by nie zmusił do stosunku. — Stanął w jego obronie?

    — Ale mimo wszystko mu zaufałam, bo naprawdę potrzebowałam pieniędzy, a Luke z każdym dniem czuł się coraz bardziej zobowiązany wobec mnie. Chciał mi pomóc za wszelką cenę. Ze zwykłej umowy, staliśmy się sobie bliscy. Luke od dawna nie traktował mnie, jak dziewczynę, którą wynajął, która czuła się, jak nowa odmiana dziwki — oczy mi się zaszkliły. — Był... jest dla mnie przyjacielem i po części oboje się baliśmy, że jeśli on powie „koniec umowy" to będzie też koniec naszych dobrych relacji. Zbudowaliśmy coś, od końca. Zawsze jest najpierw znajomość, przyjaźń, miłość. A zdaje się, że my zaczęliśmy od tyłu, choć to było udawane, ale jednak. Teraz... sama się bałam, że jeśli nastąpi koniec, to co dalej? Przyjaźń? Obiecaliśmy sobie, wiele rzeczy po drodze i wiem, że jesteś Luke'a przyjacielem i wierz mi, nie chciał cię zranić. Nie wiem, jaki był wasz śmieszny zakład, ale macie po ponad dwadzieścia lat, a nadal macie rozumy nastolatków. I...

    — Założyliśmy się głównie o kasę — wszedł mi w słowo. — Jeśli wygrałby Luke, miałem przeznaczyć czterdzieści procent swoich dochodów na fundacje.

    Zatkało mnie.

    — Jeśli jednak wygrałbym ja, miał dać mi swoje auto i skończyć z wyścigami. No i jako dodatek te kilka tysi, ale tylko po to, by nie dowiedział się o podstępie — spojrzał na mnie smutno. — Oboje działaliśmy dla wyższych celów, dlatego tak zawzięcie walczyliśmy. Grałem czysto, rozumiesz? Pierwszy raz w historii naszych zakładów, grałem czysto, bo to był poważny zakład, a on oszukiwał. Wkurwiłem się. Jest moim przyjacielem i wiem jacy gangsterzy pojawili się na torze, dlatego chciałem, by z tym skończył. Nie wiem na cholerę mu ten dom, ale jak on się na coś uprze, to nic mu nie przemówi do dekla. Wbrew pozorom, wydoroślał po rozstaniu z Alice i myśli poważnie o swojej przyszłości. Cholera — zaśmiał się — naprawdę zaczynałem myśleć, że jesteś dla niego ważna pod względem drugiej połówki i to dla ciebie stara się o ten dom i w ogóle — pokręcił głową. — Nic bardziej mylnego — mruknął.

    Obaj chcieli dobrze i żaden nie chciał przegrać. Ash chciał dla niego jak najlepiej.

    — Kate, samolot. — Z transu wybił mnie głos Luke'a.

    Ruszyliśmy całą grupą. Każdy szedł od siebie w jakimś gigantycznym odstępie, co zaczęło mnie denerwować. Ja mam już pomysł, jak to wszystko odkręcić. Zatrzymując się, musiałam zacząć działać.

    — Luke, Ash? — Spojrzeli obaj na mnie, co zdziwiło tego pierwszego. — Pogadamy, jak tylko dolecimy do Ramsey, czy to jasne?

    — W głowę się uderzyłaś, niedorajdo? — zakpił Irwin.
    
    — Ale o czym? — Luke najwidoczniej nie chciał na głos komentować zachowania przyjaciela, więc tylko wywrócił oczami.

    — Dowiecie się w swoim czasie, a teraz jazda, bo nasza kolei — popchnęłam ich.

***

    Ledwo opuściliśmy lotnisko, a już stały trzy taksówki w tym Luke zdawał się na kogoś czekać. Kompletnie mnie olał, wkładając obie słuchawki do uszu. O nie, to ich nie ominie. Gdy zauważyłam, jak Ash zaczął na pieszo odchodzić, myślałam, że dostane ataku wściekłości.

    — Irwin, tępy kutasie wracaj! — krzyknęłam, aż chyba zagłuszyłam muzykę Luke'owi, bo spojrzał na mnie, jak na wariatkę.

    Podziałało w każdym bądź razie na Irwina, bo odwrócił się i również jego wzrok mówił „nie rób siary, na boga". Cofnął się do nas i uświadomiłam ich obu, że jedna taksi jest nasza. Spojrzeli po sobie, jakby obaj bali się moich planów. Wsiedliśmy we trójkę, oczywiście ja pomiędzy nimi. Taksówkarza uprzedziłam wcześniej gdzie mamy jechać, a raczej nie ja, a moja matka. Zatrzymaliśmy się po kilku minutach, a ja kazałam imbecylom wysiadać.

    — Co robimy pod knajpą? — Ash zsunął okulary z nosa.

    — Stoimy, póki co. Dobra, chodźcie — machnęłam ręką i poszłam przodem.

    Zajęłam miejsce przy moim ulubionym stoliku, a chłopacy usiedli naprzeciw siebie. Odchrząknęłam, by spojrzeli na mnie niż na swoje telefony, które od razu poszły w ruch.

    — No więc, czego chcesz, gębo niewyparzona — westchnął.

    — Tak, tak i tak wiem, że mnie uwielbiasz, bo nikt cię nie doprowadza do białej gorączki tak, jak ja — prychnął kpiąco.

    — Proszę, przejdźmy do rzeczy, bo muszę ogarnąć sprawy z przelaniem kasy na konto twojej matki i ustaleniem szybszego terminu egzaminu na prawko — skinęłam głową, że rozumiem, ale po chwili dotarło do mnie, co on powiedział.

    — Jakie prawko? Luke, ustaliliśmy coś — podniósł mi, jak zwykle ciśnienie.

    — Od dziś uczę cię jazdy, kochanie — podparł sobie policzek na pięści zupełnie tak samo, jak Ash.

    — Ugh, to jeszcze wyjaśnimy, ale do rzeczy — kelner podał nam po kubku kawy.

    — Nic nie zamawialiśmy — zdziwił się Ash.

    — Jestem częstym bywalcem tutaj. — Czy dadzą mi dość do słowa? — A więc ściągnęłam was tu, bo nie mogłam na to dłużej patrzeć. Na lotnisku każdy stał, jakbyście strzelali prądami i bali się podejść. Dlatego znalazłam rozwiązanie waszego zakładu — obaj ściągnęli brwi.

    — To znaczy? — spytał Hemmings.

    — Skoro na szali była kasa i samochód to wiem, co zrobimy — nagle Luke spojrzał na Irwina.

    — Powiedziałeś jej?

    — Stul pysk i słuchaj, co mówi, bo wiecznie tu siedzieć nie będę.

    — CISZA! — Krzyknęłam. — Luke, lubisz mnie?

    — Wiesz, że tak, więc co to za głupie pytanie? — oburzył się.

    — Lubisz Luke'a? — Spojrzałam na loczka, a ten zamrugał.

    — Dobrze się czujesz?

    — Odpowiadaj!

    — Powiedzmy — odpowiedział wymijająco.

    — No więc, skoro go lubisz, to wpłacisz pieniądze na tę fundację, ale nie czterdzieści procent, a dwadzieścia i tylko na okres, dopóki masz zamiar pracować tam, gdzie pracujesz — uniósł wysoko brwi. — A ty — wskazałam palcem na drugiego — skoro mnie lubisz, to oddajesz mu kluczyki dobrowolnie i mamy remis albo uznajemy, że żadnego zakładu nie było.

    Spojrzeli zdziwieni na siebie, jakbym powiedziała coś nadzwyczajnego.

    — I myślisz, że będzie ok? — prychnął. — To nie ja oszukiwałem, nie do mnie pretensje.

    — Czepiasz się mnie o jeden pieprzony przekręt, podczas gdy ty miałeś ich setki?!

    Ocho, zaczęło się, ale lepsze to niż milczenie.

    — Grałem na poważnie, myślałem, że dla nas obu stawka była cholernie poważna, ale najwidoczniej tylko dla mnie. — Nie gryźć się!

    — Myślisz, że utrata auta to dla mnie mała strata?!

    — Och, myślałem, że robiłeś to dla tej fundacji...

    — To też... kurwa, Ashton jak ty niczego nie rozumiesz!

    — Może dlatego, że w ostatnim czasie masz przed nami tyle sekretów, że ja nie wiem z kim się przyjaźnie!

    — Spokój! — wtrąciłam się. — Zamknijcie się, oboje! Ja wracam do domu, a wy to macie rozwiązać pokojowo. Dałam wam już zamysł, jak można to zrobić, reszta należy do was. Cześć.

    Wstałam i po prostu stamtąd wyszłam, nie biorąc łyka kawy. Z nimi gorzej niż z dziećmi, ale mam nadzieje, że mój pomysł wypali.







~awenaqueen~


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz