piątek, 16 lipca 2021

Roshley on Tour Cz.15 Ashley

  


    – No ile można się spóźniać na własną próbę?! – warknęłam już na maksa wkurwiona.

    Od pół godziny czekaliśmy na Calum'a i nie zapowiadało się, żeby to się zmieniło w najbliższym czasie. Naprawdę nienawidziłam czekać, a już zwłaszcza nie tak długo.

    – Zawsze się spóźnia, ale w końcu przychodzi – stwierdził Luke.

    – To długo będziemy jeszcze czekać?

    – I tak mamy tylko jedną salę w studiu. Zacznijcie pierwsze, jak ten idiota łaskawie się zjawi, to się zamienimy – zaproponował Ashton, na co wszystkie trzy przytaknęłyśmy i weszłyśmy do sali.

    Byliśmy w budynku, gdzie znajdowała się stacja radia. Miało tak długą, japońską nazwę, że nie zapamiętałam nawet jednego słowa. Mogliśmy wykorzystać jedną z sal radiowych do ćwiczeń, bo chłopaki i tak następnego dnia po koncercie mieli mieć tutaj wywiad.

    Rose wyciągnęła kartkę od Agaty z torby i razem zaczęłyśmy się zastanawiać, jaką piosenkę mamy najpierw przećwiczyć. Dość długo nie ćwiczyłyśmy wspólnie, więc trochę zastanawiałyśmy się. W końcu padło na Let In Land. Od razu przypomniały mi się okoliczności, w których to pisałyśmy. Zaśmiałam się, a dziewczyny spojrzały na mnie dziwnie.

***

    Kolejna kłótnia z bratem i kolejna ucieczka z domu. To już było monotonne, męczące. Czy to przeze mnie i moją obojętność? Nie wiedziałam, nie obchodziło mnie to w tej chwili.

    Szłam pustym chodnikiem i kopałam drobne kamyczki, które napotkałam na drodze. Było już ciemno, ulice rozświetlały latarnie, a ja, nie przejmując, wsłuchiwałam się w ciszę. Niby dziwne, ale jak mieszka się w dużym mieście, gdzie zawsze jest hałas, takie chwile są bezcenne.

    Przysiadłam na jednej z ławek, torbę kładąc obok siebie. Zawsze byłam spakowana; w środku były ciuchy na następny dzień, szczoteczka do zębów, woda i kilka batonów. Nie pierwszy raz uciekłam z domu, doskonale wiedziałam, że nie potrzebuję więcej rzeczy.

    Mój brat pewnie teraz zadzwonił do matki i opowiedział jej o kłótni. Jak zawsze. Miałam wrażenie, że to wpadło nam już w rutynę. Ciekawe czy mnie do niej odeśle, czy wywali mnie z domu dla swojego świętego spokoju. Czy wszyscy muszą być przeciwko mnie? Czy każdy ma mnie dość? Życie jest podobno cenne, ale jakbym znikła nikt by nie zauważył. "Wszystko, czego nienawidzimy, kupiliśmy właśnie życiem". "Co wszyscy próbują zrobić?". Nie wiedziałam, przynajmniej nie w tamtym momencie.

    "A co, jeśli mam to gdzieś?".

    Wyjęłam z torby butelkę. Szklaną. Zanim jednak ją otworzyłam, by odpłynąć, wyciągnęłam z plecaka zeszyt i zapisałam w nim skrótowo moje myśli. Ciekawe, że dalej używam sformułowania "odpłynąć", podczas gdy wiem, że chcę się po prostu nachlać jak zawsze i powoli umierać.

    W końcu to zrobiłam. Życiowe, jak i inne myśli zniknęły nagle, tak samo jak zdrowy rozsądek. Wstałam z ławki, chowając zeszyt do torby. Zawiesiłam ją przez ramię i poszłam przed siebie, opróżniając coraz bardziej butelkę. Płyn przelewał się przez moje gardło, niczym przez lejek, by trafić do i tak już pewnie zniszczonego przez alkohol żołądka. Niemal od razu zaszumiało mi w głowie.

    Po chwili byłam już w połowie drogi. Już wiedziałam, gdzie idę. Chwiejnym krokiem podeszłam do śmietnika, lecz nie trafiłam i szkło potłukło się na chodniku. Ups. Mój mózg zaczynał już pulsować, chyba wypiłam za dużo na raz. Ale tym także się nie przejęłam i ruszyłam dalej.

    A może bym tak znikła? "Wcale mi nie będzie przykro, jeśli to wszystko zostawię".

    W końcu dotarłam po drzwi jej domu. Zadzwoniłam i czekałam, aż mi otworzy. Chodź mogła tego nie zrobić. "Stoję tu, czekam". W trakcie czekania zaczęłam rozważać "nad tym co zniszczyłam", gdy w końcu drzwi otworzyły się, a w nich stała rozespana Rose. Uśmiechnęłam się głupkowato, ponieważ nie wiedzieć czemu, rozbawił mnie ten widok. Dziewczyna skrzywiła się tylko w odpowiedzi. Stałyśmy tak chwilę, aż w końcu zdecydowała się mnie wpuścić do środka.

    – Znowu jesteś pijana?

    Te słowa utkwiły mi długo w pamięci. Na bardzo długo. Dało mi to do zrozumienia, że ona także jest tym znudzona, mną.

    Weszłyśmy na górę, gdzie położyłam się w jej łóżku. Rose mruknęła coś pod nosem, zabierając ode mnie plecak i kładąc go na krześle komputerowym.

    – Śpij. I Ash... – spojrzała na mnie smutno, ale jedyna odpowiedź, na którą było mnie stać w tym stanie, to uśmiech. Blady i sztuczny uśmiech, który jej posłałam. – Nie pij już więcej. Ostatni raz wpuściłam cię do domu w takim stanie, rozumiesz?

    Nie dostając ode mnie odpowiedzi, wyszła z pokoju. "Więc gdzie mogę się teraz udać, bez zapuszczania się za daleko?" – pomyślałam, ale od razu po tym zasnęłam.

    Następnego dnia, jakimś cudem nie mając kaca, przelałam resztę wczorajszych myśli na papier. Była gdzieś 5 rano i mimo że przyszłam do Rose prawdopodobnie z dwie godziny temu, nie mogłam dłużej spać. Wciąż rozmyślałam o wczorajszej, a właściwie dzisiejszej nocy. Nie była to pierwsza noc, kiedy się upiłam i poszłam spać do Rose, ale ta dała mi trochę do myślenia. A najwięcej do myślenia dały mi słowa przyjaciółki, o ile mogłam ją jeszcze tak nazywać.

    Po cichu zeszłam na dół, żeby jej nie obudzić. Miałam szczęście, że jej rodziców nie było w domu. Zastałam dziewczynę śpiącą na kanapie. Prawie całą twarz zasłaniały jej włosy. Podeszłam do niej i je odgarnęłam.

    Wpadł mi do głowy pewien pomysł. Prawdopodobnie była to pierwsza i ostatnia okazja, żeby to zrobić. A tak długo się z tym kryłam.

    Pochyliłam się nad dziewczyną i musnęłam ustami delikatnie jej czoło. Mimo że wyglądała tak kusząco, odeszłam od niej i najszybciej, ale i najciszej, wyszłam z jej domu.

    Tydzień później pokazałam dziewczynom prawie skończony tekst. Rachel jak zwykle miała go gdzieś, ale Rose się nim zainteresowała. Napisała jeszcze jedną zwrotkę, bo jak stwierdziła, mój tekst był trochę za krótki i razem poprawiłyśmy refren. Przed nami czekało jeszcze wymyślenie melodii.

    Na szczęście Rose zachowywała się normalnie, czyli na pewno wtedy spała. Nie wybaczyłabym sobie, gdybym znowu miała zniszczyć coś, na czym jako jedynym mi zależało, przez głupią zachciankę.

***

    Ach, wspomnienia. To, co czułam do Rose... to na szczęście już przeszłość. Chyba.

    – O czym myślisz? Zabieraj się za próbę! – z rozmyśleń wyrwała mnie właśnie ona.

    Po chwili się skapnęłam, że tylko ja stoję na środku, a dziewczyny są już przy swoich gitarach. Podbiegłam do perkusji i już po chwili zaczęłyśmy grać.

    Po skończeniu piosenki zagrałyśmy ją jeszcze raz i znowu, mówiąc sobie nawzajem o swoich błędach. Zawsze tak robiłyśmy, dzięki czemu efekt końcowy wychodził idealnie, ale dziś Rachel była jakaś... dziwna.

    – Mówię ci, mylisz się ciągle przy trzeciej zwrotce, nie może to ciebie dotrzeć?! – po raz setny chyba mówiłam do Rachel, ale ta zbywała mnie machnięciem ręki, lub bardzo kulturalnym "odpierdol się".

    – No kuźwa, nie wytrzymam! – krzyknęła Rose. – Zróbmy sobie przerwę. Albo najlepiej skończmy, nie było tak źle. Koniec próby na dziś!

    – Świetnie, kurwa, świetnie. Dzięki, Rachel – warknęłam na dziewczynę, gdy Rose wyszła ze studia.

    – Do mnie masz pretensje?! Ty się mnie o wszystko czepiasz! – wrzasnęła, równie wkurwiona jak ja.

    Nie odpowiedziałam jej, tylko podniosłam się zza perkusji i wyszłam z pomieszczenia, trzaskając drzwiami.

    – Co się stało? – sos'y spojrzały na mnie.

    – Gdzie Ro? – spytałam, starając się uspokoić.

    – Wybiegła z budynku – powiedział Mike.

    Dopiero po chwili zauważyłam, że wśród chłopaków nie ma Luke'a. Ani Calum'a.

    – A Calum jeszcze nie przyszedł? – zdziwiłam się.

    – Przed chwilą tędy przebieg...

    Ashton'owi przerwał głośny... pisk? Wszyscy spojrzeliśmy w stronę, skąd pochodził dziwny dźwięk. Po chwili z korytarza wyleciał półnagi Cal, piszcząc coś niezrozumiałego.

    Zaśmiałam się na ten widok, a cała złość ze mnie uleciała.

    – Co mu jest? – spytałam rozbawiona.

    – Często ma takie odpały przed próbą. Gorzej jest przed koncertem.

    – A co wtedy...

    Tym razem mi przerwał pisk Cal'a. Założę się, że nawet gdybym chciała, nie umiałabym pisnąć tak głośno i dziewczęco jak on.

    W końcu podbiegł do nas, cały zdyszany, a lewą rękę trzymał za plecami.

    – Co się stało? – zapytałam niby poważnie, ale po chwili zaczęłam się śmiać.

    – Uratowałem... – przerwał i zaczął wyciągać zza pleców, coś, co trzymał w ręce – Banana.

    Tak, w ręce trzymał otwartego, ale nienadgryzionego, banana.

    – Po co ci?

    – Jak to po co? – wydawał się oburzony. – Wiesz jak ci Chińczycy...

    – Japończycy – poprawił go Ash.

    – ... Azjaci są szybcy?! Myślałem, że mnie zjedzą jak psa!

    – Co?

    Zaraz po moim pytaniu zaczął jeść swojego, wygranego w walce z Japończykami, banana.

    – Czemu psa?

    – Oni jedzą psy, co nie? Tyy... A co jeśli ten banan jest z psa? – spojrzał, nie dowierzając własnym słowom, na owoc. – Jakoś straciłem apetyt. Chcesz?

    – Ni... Albo daj. Zgłodniałam po próbie, mogę zjeść nawet banana z psa. Ponoć mają zdrowe mięso, czy coś.

    – O czym wy w ogóle mówicie? Przecież to banan, nie pies! – zaśmiał się Irwin.

    – Skąd wiesz? – zapytał Cal.

    – No właśnie, może Japończycy przerobili mięso psa na banana i zapakowali w skórkę? – mówiąc to, właśnie go jadłam.

    – Ciekawa wizja – przyznał.

    – A widzisz? A w ogóle, Cal, czemu powiedziałeś na Japończyków Chińczycy? Co jak co, ale myślałam, że ty wiesz więcej o Azjatach.

    – Nie. Jestem. Azjatą. – dokładnie wyartykułował swoje zdanie.

    – Serio?! Jesu, całe życie w niewiedzy. Serio nie jesteś? – zdziwiłam się. Ashton wraz z Michael'em zaczęli się głośno śmiać, a Cal poczerwieniał ze złości.

    Nagle podeszli do nas Luke z Rose, przerywając nam tym samym rozmowę.

    – Możemy zaczynać próbę – stwierdził Luke, po czym cała czwórka weszła do studia, a my z Rose usiadłyśmy na kanapie w holu.

***

    Nadszedł nasz czas. Coś, do czego przygotowywałyśmy się w każdej chwili, fizycznie jak i psychicznie, miało nadejść za kilka minut. Stałyśmy już uszykowane; w specjalnych ciuchach na występ i z pełnym makijażem.

    Stałyśmy tuż przy scenie, na którą miałyśmy zaraz wyjść.

    – Myślisz, że się zawiodą? – zapytała Rose dość spokojnie.

    – Czemu mieliby? I o kim mówisz? – zdziwiłam się.

    – Fani sos'ów. Nie znają nas, a jak tak nagle wejdziemy na scenę i powiemy "cześć, zagramy przed nimi jako support, przez co oni mają krótszy repertuar" to myślisz, że się ucieszą?

    – Jak tak to przedstawiasz, to nie. Ale może im się spodoba, nie wiesz. Może nas nawet polubią.

    – Może – mruknęła niepocieszona.

    – No nie bądź tak pesymistycznie nastawiona. Polubią nas, zobaczysz. Zdobędziemy własnych fanów! Przed nami wielki świat sławy, a ty się wahasz? Na razie musimy tylko wyjść i dobrze zagrać. Spodoba im się – pocieszałam ją, mówiąc rzeczy, w które sama nie wierzyłam.

    – No nie wiem, może masz rację...

    – Pamiętasz dzień, w którym się poznałyśmy? – zmieniłam temat.

    – Yhym, ale... Chcesz do tego wracać? Wiesz, to nie były najlepsze czasy, zwłaszcza że ty...

    – Ciii – zatkałam jej usta dłonią, bo niedaleko nas stała Rachel, a co chwila ktoś przechodził obok. Nikt nie miał o tym wiedzieć. – Chodziło mi o to, że tak jak ja niepotrzebnie martwiłam się, że mnie przez to znielubią, tak ty o to teraz się martwisz. A niepotrzebnie. Rozumiesz mnie teraz?

    – Ash, ja cię nigdy do końca nie zrozumiem, ale dobrze. Postaram się nie myśleć pesymistycznie, ok?
    
    – O to chodziło – uśmiechnęłam się.

    W tym momencie w naszych słuchawkach rozbrzmiał głos jakiegoś mężczyzny, prawdopodobnie organizatora.

    – Zespół Serious Not Serious na scenę.

    Zaśmiałam się, bo już dawno nie usłyszałyśmy od nikogo tej nazwy. Poważnie Niepoważne, co?

    – Idziemy? – spytała niepewnie Rose.

    Uśmiechnęłam się do niej, biorąc swoje pałeczki do rąk i odpowiedziałam.

    – Show Must Go On, co nie?

***

    Mimo tego, że chciałam do samego końca wspierać Rose i Rachel, żeby się zbytnio nie stresowały, po prostu nie mogłam, gdy stanęłyśmy już na scenie. Setki ludzi przed nami stało w ciszy i przyglądało się nam, a ja nie wiedziałam, czy to dobry znak, czy jednak nie. Ro trzymała mikrofon, bo ona jako główna wokalistka miała nas przedstawić, ale po jej oczach widziałam, że nie da rady. I po tym, że trzęsła się gorzej od galarety, jak każda z nas.

    Raz kozie śmierć, pomyślałam, oczywiście nie chcąc zabijać żadnych kóz i zabrałam z jej ręki mikrofon.

    – Cześć! – próbowałam uśmiechnąć się najszczerzej, jak w tamtym momencie potrafiłam. – Jesteśmy Serious Not Serious i przez najbliższy rok będziemy w supporcie 5 Second Of Summer! Mam nadzieję, że nas choć trochę polubicie.

    Wtedy dziewczyny podeszły do swoich gitar, a ja jeszcze stałam na środku.

    – To jest Rose, nasza główna wokalistka i gitara – Na moje słowa przyjaciółka pomachała przyjaźnie do widowni – To Rachel, bas. Ale także śpiewa. A ja jestem Ashley i będę grała na perkusji. Więc... zaczynamy!

    Z ostatnimi słowami do wciąż milczącej widowni oddałam Rose mikrofon, a sama przysiadłam do perkusji. Pierwszy utwór z trzech, które mieliśmy dziś zagrać to "Let In Land". Miałyśmy zacząć wolno, by rozkręcić się przy drugiej i trzeciej, a wtedy wejdą sos'y.

    Rose zaczęła śpiewać. Głos jej drżał, ale po chwili się uspokoiła. Z pierwszymi słowami i nutami, zagranymi przez przyjaciółkę weszłam ja, a następnie Rachel.


    Does anyone know at all where they're trying to go?
And what if I don't care at all? Cause I don't mind letting it go, no no
Cause everything we know is just something we're taught
And everything we hate is just something we bought along the line
And every time, I find myself asking why.


    Zaczęły się szepty, a po widowni było słychać głośny szum. Niestety nie widziałyśmy przez reflektory za wiele, więc też nie wiedziałyśmy, czy im się podoba. Kiedy Rose skończyła pierwszą zwrotkę, dołączyłam do niej ja i Rachel i razem śpiewałyśmy refren.


    I'm staying here, waiting up, why am I waiting?
Weighing up everything that I've been breaking
I never let it hold me back, now I can barely hold it back
And now I'm staying here, waiting up, why can't I shake it?
Weighing up everything that I've been chasing
Slipping right through my hands,
Now I'm just gonna let it, I'm just gonna let it land


    Drugą zwrotkę zaczęłam ja, co było zaskoczeniem dla widowni, która skomentowała to głośnym westchnięciem, kiedy śpiewałam. To dobrze?


    So where do I get off now, without getting too far?
And how do you come back down, when you don't even know where you are?


    W tym momencie skończyłam i musiałam się skupić na grze. Tyle by było z mojej solówki, to nie ja tu jestem od śpiewania. Z każdym dźwiękiem werbla, czy hajhetu, z każdą chwilą koncertu coraz bardziej się rozluźniałam, a granie przed tak dużą widownią w końcu zaczęło sprawiać radość.


    Cause everything we know is just something we're taught
And everything we hate is just something we bought along the line
And every time, I find myself asking why
I'm staying here, waiting up, why am I waiting?
Weighing up everything that I've been breaking
I never let it hold me back, now I can barely hold it back
And now I'm staying here, waiting up, why can't I shake it?
Weighing up everything that I've been chasing
Slipping right through my hands,
Now I'm just gonna let it, I'm just gonna let it land
So keep your mind open
But always keep your mouth shut
And hide it if you're broken
But always keep your chin up
It don't matter where I'm falling
Cause I can't get my mind right
I need to pull it together if there's no one to catch me


    Tym razem to śpiewała Rose, a refren śpiewały tylko dziewczyny. Ostatnią zwrotkę zaczęła Rachel, a z widowni dotarły do nas pierwsze szczęśliwe okrzyki i piski, więc musiało im się spodobać. Mam nadzieję, że reszta także im się spodoba.


    I'm staying here, waiting up, why am I waiting?
Weighing up everything that I've been breaking
I never let it hold me back, now I can barely hold it back
I'm staying here, waiting up, why can't I shake it?
Weighing up everything that I've been chasing
Slipping right through my hands,
Now I'm just gonna let it, I'm just gonna let it land
Now I'm just gonna let it, I'm just gonna let it land
Now I'm just gonna let it, I'm just gonna let it land


    Ostatnią część piosenki dziewczyny zaśpiewały na zmianę, ćwiczyłyśmy to bardzo długo, ale się udało. Gdy skończyłyśmy grać, nastąpiła chwila ciszy. Nie wiedziałyśmy co myśleć; grać dalej, czy przestać i czekać na reakcję fanów, podoba im się, czy chcą już koniecznie sos'ów, a my mamy zejść im z oczu.

    Nasze wątpienia rozwiały głośne krzyki widowni, która domagała się nas więcej lub wykrzykiwała, że jesteśmy godne grania jako support chłopaków, albo po prostu... że jesteśmy świetne.

    To był chyba najszczęśliwszy dzień w moim życiu i na pewno zapamiętam go już na zawsze.

    – To co? – nagle rozbrzmiał głos Rose.

    Dopiero po chwili zobaczyłam, że stoi na środku i trzyma mikrofon w dłoni.

    – Podobało się? Chcecie więcej? – wczuła się, widać to.

    Piski i krzyki odpowiadały same za siebie.

    – Chcecie?!

    Wszyscy zbiorowo wykrzyknęli "tak". Uśmiechnęłam się na ten widok.

    – To gramy! – wyprzedziłam Rose, na co się zaśmiała i wróciła tam, gdzie stała wcześniej, odkładając mikrofon na swoje miejsce. Zastukałam pałeczkami i zaczęłyśmy grać kolejną, szybszą już piosenkę.

    Tak, to zdecydowanie najlepszy dzień w moim życiu.







~awenaqueen~


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz