sobota, 10 lipca 2021

Roshley on Tour Cz.5 Rose

   


    – Zapytam Rose... i Rachel.

    Wchodzę do pomieszczenia, a Ashley patrzy na mnie i rozszerza oczy. No tak, jestem w piżamie. Ekstra. Ashley nagle spuszcza głowę i się rumieni. Wow. Pierwszy raz widzę. Czyżby jej skryty mąż tak na nią działał? Yhym. Zapewne. Uśmiałam się w duchu na ten widok.

    – Wiedziałem! – krzyknął nagle Luke. – W końcu się skapnęłaś, prawda?

    Zaśmiał się, a ja myślałam, że... Kogo ja oszukuję. Faceci to erotomany. Przewracam oczami i stawiam tacę na stoliku. Czuję na sobie ich wzrok, gdy się pochylam nad tym stolikiem. Oczywiście, na moich cyckach!

    – To podpisujcie i jedziemy – krzyczy podekscytowany... Azjata? Co mamy niby podpisać? Co mnie ominęło, jak byłam w tej kuchni?

    – Ale, że niby co?

    Zaplatam ręce na piersi i patrzę na nich.

    – No kontrakt na support. W zamian wy nas nauczycie pisać i grać mocniejsze kawałki – wytłumaczył.

    – W sumie to tylko pisać, bo grać umiemy – zaśmiał się głupkowato Luke.

    – Nie wątpię – odchrząkam.

    – Ro, podpisujemy? – pyta się mnie Ash – A nie... Jeszcze Rachel, ale ona się zgodzi, więc?

    Każesz mi tak teraz zdecydować? Patrzę się na nią ze zdziwieniem i zdezorientowaniem. Podpisać?

    – Na ile? – Podchodzę do Ashley, by zobaczyć ten kontrakt.

    – Na rok. Cały rok z nami. – Na te słowa wszyscy się uśmiechnęli. – Będziecie miały własny bus.

    Przeczytać wszystkie małe druczki – to mój cel. Przeglądam całą kartkę i żadnych nie znajduję, co aż mnie dziwi. Patrzę na nich i dopiero zdaję sobie sprawę, że wszyscy siedzą i ze sobą gadają, a tylko ja stoję i gapię się w kartkę. Patrzę jeszcze raz i zauważam datę trasy. Pierwszy października... Chwila, że co?

    – Od wtorku jedziemy? Już? Czemu tak nagle? – rzucam przerażona.

    – Mamy trasę... Nie wiedziałyście? – dziwi się Luke. Ten Azjata szturcha go. Kur... Czemu nie znam ich imion?

    – Może nas nie znają.

    Brawo. Nawet was nie słuchamy. Jedynie Ashley jest żoną Ashton'a, którego imię pamiętam doskonale.

    – Nie znacie? – spytał Ashton.

    – Nie.

    – Ja trochę – dodaje Ashley. Popatrzyli się po sobie.

    – To poznacie! – Uśmiecha się szeroko Azjata.

    – To nawet lepiej – odzywa się Luke, przeczesując włosy ręką. – Nie wiecie o nas jakichś bzdur, które wypisują ludzie w sieci. Czasem idzie się ciekawych rzeczy o sobie dowiedzieć.

    Blondyn patrzył po swoich kumplach i zaczęli się śmiać. Ciekawe. Doprawdy, ciekawe.

    – Dobra! To podpisujemy czy nie? – znów się do mnie zwraca.

    – A czemu...? – Kolorowowłosy ściąga brwi.

    – Rose – przedstawia mnie.

    – Właśnie. Dlaczego to Rose decyduje? Liderka zespołu?

    – Nie? – komentuję. – Podpisz – zwracam się do Ashley.

    – Super! – ucieszyła się lekko.

    Bierze kartkę i kładzie na stoliku. Chwyta pierwszy długopis leżący na nim i podpisuje. Ona to ma ładne pismo.

    – A ty jak masz na imię? – nagle Ashton pyta się moją przyjaciółkę, aż mruga zaskoczona.

    – A–Ashley – odpowiada niepewnie.

    – A to ci niespodzianka – śmieje się dziwnowłosy.

    Chłopacy dali mi dosłownie dziesięć minut na spakowanie najpotrzebniejszych rzeczy. Wlatuję do łazienki i szybko się przebieram w niebieskie podarte spodnie, czarną luźną koszulkę na ramiączkach i na to niebieską koszulę w kratę. Dodatkowo zakładam moje zerówkowe okulary kujonki. Wychodzę z łazienki i zaczynam pakować to, co wpada mi w ręce. Pierwsze co – laptop – to chyba oczywiste. O gitarze nie wspomnę, bo ona to nie coś, co mogę spakować do torby podróżnej. Gdy torba jest wypchana po brzegi, chwytam jeszcze telefon z szafki nocnej i wkładam do kieszeni dżinsów. Z szuflady w biurku wyjmuję słuchawki i zakładam je sobie na szyje. Zbiegam tak na dół, gdzie czeka na mnie tylko Azjato... podobny... ktoś. Wziął moją torbę i futerał z gitarą i wychodzi z domu w okularach przeciwsłonecznych i kapturze na głowie. No tak, gwiazda.

    Każe mi wsiąść do czarnego mercedesa z przyciemnianymi szybami. Ledwo znajduję się w środku, a czuję zapach nowości. Czy to auto świeżo co kupili? Na tylnym siedzeniu razem ze mną siedzi Luke, za kółkiem Azjata, a zaraz obok niego tej kolorowowłosy. Kur... Dość!

    – Możecie mi powiedzieć jak wam na imię?

    – Jestem Calum – odzywa się kierowca, który już odpalił auto.

    – Ja jestem Michael, ale możesz mówić na mnie Mike.

    O, a teraz jego sąsiad. No to znam już wszystkich... Teraz byle nie zapomnieć co jest bardzo prawdopodobne.

    – Ja jestem... – zaczął blondyn.

    – Wiem. Luke – dokończyłam za niego.

    – Skąd wiesz?

    Jego kącik ust poszybował do góry, a ja sobie zdaję sprawę, że palnęłam coś strasznego. Wymówka... Szybko dajcie wymówkę!

    – Ashley... – Wkopać ją, że opowiadała o ich koledze? – Właśnie! Gdzie ona jest?

    – Pojechała z Ashton'em do jej domu, by się spakowała. Po drodze mieli wpaść po tą... trzecią

    Calum, masz u mnie punkt! Zaczęłam się śmiać. Wiem, że nie zrobił tego celowo, ale i tak to świetne uczucie.

    – Co cię rozbawiło? – spytał Michael.

    – Oj nic. "Ta trzecia" – robię cudzysłów z palców – ma na imię Rachel.

    – Dobrze wiedzieć.

    – Fajny kolczyk – odzywa się Luke po dłuższej chwili ciszy. Spoglądam na niego zaskoczona.

    – Dzięki.

    Cały czas wiszę na telefonie i przeglądam internety.

    – Od jak dawna go masz?

    Znów zerknęłam na niego znad telefonu.

    – Z dwa lata. Myślę jeszcze o tatuażu.

    Nie wiem czemu, to powiedziałam, ale skoro mamy spędzi rok ze sobą to lepiej się chociaż trochę znać. Nie?

    – Ja też – z dupy odzywa się pasażer z przodu.

    – O jakim? – ciekawi mnie. O tatuażach i kolczykach mogę gadać z każdym.

    – A nie wiem. Wiem gdzie, ale jeszcze się nie zastanawiałem co to będzie. – Wzrusza ramionami. – A ty?

    – A ja... Chciałabym czarną różę – odpowiedziałam i zaczęłam rozmyślać.

    – Cool.

    Widzę, jak Luke czasami robi dziwne miny. Czyżby był zły? Ale czemu? No nieważne. Po około godzinnej podróży zatrzymujemy się na jakimś parkingu. Przypomina ten od tirów, ale na tym stoją same duże busy. Czyżby jeden z nich był naszym? O rany, własny bus! To chyba dopiero teraz do mnie dociera. Wszyscy wysiadamy z auta i idziemy w kierunku jednego z busów.

    – Wejdźmy na razie do naszego. Poczekamy, aż twoje przyjaciółki przyjadą i pokażemy wam wasz. Ok? – pyta Calum.

    – Jasne.

    Prawdziwa akcja miała się dopiero zacząć w busie...







~awenaqueen~


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz