piątek, 30 lipca 2021

Be my girl (2015) Cz.27 ON

  


    Smacznie sobie spałem, gdy nagle poczułem, jak coś zaczyna mnie łaskotać pod nosem. Mimowolnie kichnąłem, co rozśmieszyło mojego sadystę. Otworzyłem oczy, ale nie odrywałem głowy od poduszki. Wygodnie mi się leży na brzuchu, nic na to nie poradzę.

    — Cześć, tatku! — Jen cmoknęła mnie w policzek.

    Przyznam, że mimo wszystko, kocham ją z rana.

    — Cześć, córuś — objąłem ją i przyciągnąłem do siebie.

    — Tato! Nie chcę lulu, ja chcę się bawić! Chodźmy na plac zabaw! — krzyczała zadowolona.

    Z rana jest zawsze taka. Rozbawiona, wesoła i pełna życia, zupełne przeciwieństwo mnie.

    — Ale ja chcę lulu, a starszy decyduje, więc śpimy — kąciki moich ust same poszybowały do góry.

    — Nie kocham cię już — kątem oka widziałem, jak wydęła dolną wargę.

    — Jaki pech — wzruszyłem ramionami.

    — Fuj, capi ci z buzi — odgoniła zapach od siebie, machając ręką.

    — Dobra, już wstaje! Mała wredota — wbiłem jej palec w bok.

    — Hihi — wytknęła język dumna z wygranej. — To idziemy na plac?

    — Jen, dziś nie możemy. Muszę coś załatwić — tłumacze jej to od wczoraj.

    — Ale nigdzie nie możemy wyjść. Wstydzisz się mnie? — spojrzałem na nią zszokowany.

    — Nigdy nawet tak nie myśl! Muszę porozmawiać z pewną dziewczyną, która jest dla mnie ważna. Obiecuję, że lada dzień wyjdziemy razem na plac zabaw, dobrze?

    — Hm, no dobra, ale w zamian robisz papu!

    Prychnąłem i zacząłem spełniać prośbę mojej małej księżniczki. Zeszliśmy na dół, gdzie matka oznajmiła, że wychodzi do pracy, a ojciec miał dziś na rano. No to byliśmy sami. Przygotowałem małej coś dobrego do jedzenia, a po zjedzonym śniadaniu, chciała się pobawić. Przyjechała, by spędzać ze mną czas, bo Alice oczywiście teraz woli się spotykać z fagasami. Często Jennica dzwoniła, skarżąc się, że matka ma ją gdzieś...

    — Jennica, chodź na chwilkę — kucnąłem w przedpokoju.

    — Tak? — Podbiegła z poduszką, którą tak kocha, gdy jest u mnie.

    — Powiedz... — złapałam jej małe rączki w swoje — jak mama cię traktuje?

    — Kocham mamę, ale ona mnie nie — podeszła bliżej — ciągle mówi, że mam nie wychodzić z pokoju, jak ma gości, a ona ma ich codziennie. Tato, czy ja mogłabym z tobą zamieszkać?

    Przymknąłem powieki, by nie powiedzieć czegoś złego na temat jej matki.

    — Robię wszystko byś ze mną zamieszkała, skarbie — przerzuciłem jej długie włosy do tyłu. — Już niedługo to się uda, zamieszkamy w dużym domku i kupimy psa, o którym zawsze marzyłaś — jej oczy rozbłysły.

    — Pongo? — Zamrugała podekscytowana.

    — Nazwiesz go, jak będziesz chciała, to będzie twój pies — przytuliła się do mnie tak mocno, że prawie zacząłem się dusić.

    Po dwóch godzinach mała postanowiła się zdrzemnąć. Zrobiła to na kanapie w salonie, trzymając kurczowo swoją poduszkę. Pocałowałem ją w skroń i przykryłem kocem. Powinienem ją przenieś do swojego pokoju, ale to nie najlepszy pomysł, ponieważ lekkie szturchnięcie może ją zbudzić. Przeczesałem włosy palcami, zaczynając rozmyślać, jak powiedzieć Kate o Jennice. Nagle do drzwi zaczął ktoś pukać. No to coś czuję, że mała długo pospała. Zatrzymałem się z lekkim wahaniem, będąc tuż przy klamce. A co jeśli to Ash? Mike? Oni też nie wiedzą... Wziąłem głęboki wdech i otworzyłem drzwi. Za nimi stała ona. Nie, to się nie dzieje.

    — Kate... — byłem przerażony tak bardzo, że nawet nie zwróciłem uwagi na jej wygląd.

    — Luke musisz... — zaczęła, ale musiałem jej przerwać.

    Wiedziałam, że Jen może pojawić obok mnie w każdej chwili, a to najgorszy sposób, w jaki mogłaby się dowiedzieć o mojej córce.

    — To nie jest dobry moment na wizyty. Spotkajmy się wieczorem u ciebie, ok? — poprosiłem błagalnie.

    — Nie rozumiesz, ja... — jej wzrok skierował się niżej, co oznaczać mogło tylko jedno...

    Spojrzałem w dół i zobaczyłem nikogo innego jak właśnie małą księżniczkę.

    — Jennica idź do pokoju, proszę. — Jeszcze nie jest źle, nie powiedziała do mnie...

    — Ale kto to jest, tatusiu? — To mój koniec. — Dlaczego ta pani płacze? Powiedziałeś jej coś przykrego? — Jej pytania działały na mnie jak lodowaty kubeł wody na głowę. — Tatusiu, przeproś ją, bo odchodzi. — Szarpnęła za moją rękę, a ja się ocknąłem.

    Wybiegłem za Kate, nie może teraz odejść.

    — Kate, czekaj. Daj mi to wyjaśnić — szarpnąłem ją za ramię i odwróciłem do siebie przodem.

    Chciałem być blisko niej, ale strzepnęła moją rękę.

    — Daj mi spokój, Luke — znów zaczęła się wycofywać.

    — Nie, nie mogę, bo jeśli dam to cię stracę!

    Wiedziałem to, a nawet byłem tego pewien. Oszukałem ją, a najgorsze jest to, że...

    — Idiota, największy, jakiego w życiu widziałam zaraz po moim ojcu — popchnęłam mnie. — Daj mi spokój do jasnej cholery! Wszyscy się zmówiliście!

    Pobiegła, a ja nie miałem sił biec za nią. To by nic nie dało, odeszła. Straciłem ją na własne życzenie. Gdybym zrobił to od razu, a nie czekał... Wróciłem do domu, gdzie zsunąłem się po drzwiach na podłogę.

    — Przepraszam — szepnęła smutno. — Nie chciałam. - Jen przytuliła się do mnie.

    — Jennica, mogę pobyć sam? Jak się ogarnę to przyjdę, dobrze? — poprosiłem.

    — Hm... Dobrze.

    Siedziałem pod drzwiami kilkanaście minut, dochodząc do wniosku, że nie mogę tak siedzieć i nic nie robić. Wstałem i pobiegłem do pokoju. Zacząłem przebierać się w czyste ciuchy. Los chciał, że do domu wróciła siostrą, więc na tę krótką chwilę mogę powierzyć jej Jennice.

    — Idziesz do niej? — spytała, siedząc na moim łóżku.

    — Tata musi coś naprawić, bo schrzanił sprawę — ubierałem buta, skacząc na drugiej nodze.

    — Dobrze, a jak wrócisz, to powiesz czy się udało?

    — Nie może się nie udać, nie przyjmuje takiej opcji, skarbie — pocałowałem ją w czubek głowy. — Bądź grzeczna, bo zostajesz pod czujnym okiem ciotki — mrugnąłem do niej.

    — Hy hy — zdecydowanie pod tym względem wdała się we mnie.

    Biegłem do jej domu, ale w końcu stwierdziłem, że i tak nigdzie mi się nie śpieszy. Nie mogłem się bardziej pomylić tego dnia. Będąc blisko jej domu, zauważyłem, jak niesie jakiś karton do samochodu, a zaraz za nią robi to jakiś mężczyzna. To, kurwa, żart?!

    — Kate, co się dzieje?! — zatrzymałem ją przy samochodzie.

    — Nieważne — chłód bijący od niej mógłby mnie zamrozić.

    — Ważne do cholery!

    — Wyprowadzam się — starała się mnie wyminąć.

    — Co robisz...? Ale... Dlaczego? — Nic z tego nie rozumiałem.

    — Dlatego, Luke — spojrzała na mnie wściekle, a po łzach sprzed kilkunastu minut, nie było ani śladu. — Mama leży w szpitalu, ja nie jestem pełnoletnia, ojciec postanowił mnie do siebie wziąć, a gdy chciałam poradzić się ciebie, okazało się, że masz ważniejsze sprawy na głowie, niż jakaś głupia była pracownica — prychnęła, a mnie samego zabolały jej słowa.

    — Jak to "była"? Jesteś dla mnie kimś cholernie ważny i śmiesz mówić, że mam ważniejsze sprawy?! Owszem, Jennica jest dla mnie całym światem, ale gdybyś tylko chciała mnie wysłuchać, to byś mnie zrozumiała, Kate.

    — Bo teraz to ty jesteś poszkodowany?! — Wkurzyłem ją.

    — Tego nie powiedziałem. Kate, słuchaj...

    Nie dane mi było dokończyć, bo jej ojciec wyszedł z domu.

    — To wszystkie pudła, czekam w aucie.

    Wsiadł do pojazdu, a ja coraz bardziej zaczynałem panikować. Co, jeśli mi się nie uda jej zatrzymać? Nie mogę jej stracić...

    — Kate, błagam, porozmawiajmy na spokojnie. Chodźmy gdzieś... gdziekolwiek nawet do mnie.

    — Teraz mogę do ciebie iść? — spytała, a w jej oczach znów pojawiły się łzy. — Jakieś kilka minut temu odsyłałeś mnie do domu. Dam sobie radę, Luke, wracaj do Jennici — szarpnęła za klamkę od strony pasażera, a ja traciłem grunt.

    — Nie, błagam nie. Kate nie zostawiaj mnie po tym wszystkim, co przeszliśmy przez moje głupie kłamstwo, nie rób tego, proszę.

    Serce waliło mi, jak oszalałe, a myśli zalewały całą świadomość.

    — Odpuść. Tu już nic mnie nie trzyma — powiedziała, a po jej policzku spłynęła kolejna łza dzisiejszego dnia.

    — Ja cię trzymam, do cholery!

    — Dziękuję za wszystko, Luke. Jak widać, nie było warto.

    Drzwi od auta się zatrzasnęły, a nas dzieliła głupia szyba, na dodatek zamknięta. Samochód odpalił, a ja dalej próbowałem...

    — Kate zostań, błagam, zostań! — Samochód ruszał. — Kate do cholery! Kocham cię!

    Jedyne co ujrzałem, nim auto na dobre wyruszyło, to to, że spojrzała się, gdy wypowiedziałem te dwa słowa, które tak ciężko było mi wypowiedzieć do tej pory. Słowa, których sensu się wypierałem. Gdybym tylko wcześniej się przyznał, co do niej czuje... zostałaby tu.

    — Kocham cię, Kate.







~awenaqueen~


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz