niedziela, 18 lipca 2021

Roshley on Tour Cz.23 Luke

  


    21 Grudnia...

    Od rana szukałem z Ash'em odpowiednich prezentów dla dziewczyn. Nie obyło się bez zaczepienia nas przez fanów, mimo naszych kamuflaży. Weszliśmy razem do sklepu z biżuterią i szczerze? Nie wiem, czy to dobry pomysł.

    – Ja mam do Ashley dwa prezenty. To znaczy, będę miał, jak kupię tutaj drugi – przemówił, idąc przodem. Co ja mam właściwie kupić Ro?

    – Ech – westchnąłem, przeglądając wisiorki, rzemyki, bransoletki, pierścionki i wszystko, co nie zasługiwało na minutę uwagi.

    – Nie wiesz co kupić, mam rację? – zatrzymał się, by na mnie popatrzeć.

    – No a co ja mam jej kupić? Wiesz, jaka ona jest. Na dodatek tracę nadzieję – kto by nie tracił?

    – No może kupisz jakiś rzemyk?

    – Tandeta – oparłem się o blat.

    – No to... Coś zboczonego – zaśmiał się, a ja mu zawtórowałem.

    – I od razu zamów dla mnie trumnę – nawet nie chcę sobie wyobrażać, co ona by mi zrobiła.

    – Kup jej perfumy – boże co za chujowe pomysły!

    – Pomyśli, że śmierdzi... Ash, puknij się czasem w łeb... – zastukałem się w czoło.

    – No to ja nie wiem.

    – Szkoda, że wiesz co Ashley kupić – świetny kumpel, nie ma co.

    Rozejrzałem się po tym sklepie i nagle natrafiłem na coś interesującego. Uśmiechnąłem się na samą myśl, że mam jedną drugą prezentu. Jeszcze coś by się przydało. O MAM! Zapłaciłem i wyleciałem ze sklepu słysząc za sobą nawoływanie Ash'a. Muszę wpaść do zabawkowego. No bo tam to kupię, nie? A gdzie mi mama to kupiła? No chyba w zabawkowym. Miałem z dziesięć lat, nie oceniajcie!

***

    – Stary, ty masz pomysły – zaśmiał się, gdy mu opowiedziałem o moim drugim prezencie.

    – Czepiasz się – wywróciłem oczami.

    – A kiedy ci ją dostarczą? – pyta zaciekawiony.

    – Ma przyjść za dwa dni. Mam nadzieję, że ona jej nie odbierze, bo będzie problem.

    – No przecież nie otworzy twojej paczki, zgłupiałeś? – znów zaczął się śmiać. Już, nic, nie, mówię...

    Weszliśmy do domu i od razu doszedł nas głos Rose, która się chichrała i... Calum'a?! Co się dzieje?! Wszedłem do kuchni i mnie wmurowało. Wszędzie była mąka i co najważniejsze, na środku kuchni stali oboje... A Calum ją obejmował od tyłu. Wkurzyłem się, nawet bardzo.

    – Co... Wy robicie? – spytałem wkurzony jak i szokowany zarazem. Nie wierzę, że temu idiocie się udało do niej zbliżyć, a mi nie!

    – Ale imprezka! – zaśmiał się mój drogi przyjaciel Ashton, który nie wiem kiedy zjawił się obok mnie. Wspierasz mnie niemiłosiernie, stary.

    – Calum, bo prezentu nie będzie, jak mnie nie puścisz! – natychmiast ją puścił po tych słowach. Kupiła mu prezent?

    – Pomógłbym ci, ale umowa to umowa – zakpił, a Rose przegoniła go ścierką. Wyleciał z kuchni cały w mące. Mieszkanie dekl zasyfi!

    – Ja pierdolę, Hood! – krzyknął Michael. O. A nie mówiłem? – Jak mnie ubrudzisz tą pieprzoną mąką, to ci chyba przywalę!

    – Gdzie Ashley? – pyta nadal stojący obok mnie Irwin.

    – Chyba w pokoju ukrywa prezenty. A teraz won, bo chcę posprzątać – go też przegoniła tą ścierką i już szykowałem się, że i mnie to czeka – A ty się nigdzie nie wybierasz? – zwróciłam się do mnie.

    – Jak widać – nie chciałem, by zabrzmiało to tak oschle, ale niestety tak wyszło.

    – Jak tam sobie chcesz – wzrusza ramionami i zaczęła sprzątać. Chwila... Nie przegoniła mnie?! Co jest?!

    Wyszedłem na chwilę z kuchni, by schować pudełeczko z prezentem pod poduszkę. Wróciłem do kuchni z zamiarem pomocy, bo wiedziałem, że Hood się nie ruszy. Tak było, jest i będzie. Oniemiałem, jak wszedłem do pomieszczenia i zobaczyłem dziewczynę stojącą na palcach na stołku.

    – Zwariowałaś?! – fuknąłem i szybko do niej podszedłem.

    – O co ci cho... – nie zdążyła dokończyć, bo wziąłem ją na ręce. Przecież mogła spaść, a wtedy bym chyba zabił Cala – Co ty kurwa odwalasz?! – krzyknęła na mnie. Dlaczego tylko mnie tak traktuje? Przecież nie chcę się zabawić. Ja chce ją poznać, od tej lepszej strony. Na pewno ją ma – Postawisz mnie już? – pyta zadziwiająco łagodnie. Przed chwilą byłem pewien nowego siniaka, a tu proszę.

    Postawiłem ją na ziemi i zabrałem z jej ręki tę miotełkę. Jestem od niej wyższy, więc ja mogę się tym zająć.

    Po skończonej robocie Rose wyjęła z piekarnika ciasto. Podszedłem do niej i zerknąłem przez ramię.

    – Czyli koniec końców udało wam się coś zrobić – poczułem się zawiedziony. Dlaczego z nim upiekła ciasto, dała się przytulić, obrzucić mąką, a ze mną nawet nie chce normalnie porozmawiać?

    – Nom – odpowiada – Można jeść. Jestem z siebie dumna – uśmiechnęła się do mnie. Pierwszy raz się do mnie tak szczerze uśmiechnęła. Poczułem ciepłą falę oblewającą moje serce. Czyli mam jeszcze szanse?!

    – No to... y... – podrapałem się z tyłu głowy – Pójdę im powiedzieć, że się udało.

    Musiałem wyjść, zanim bym zepsuł coś i znów by mnie pobiła. Boże, czuje się jak ciota.

    Przez resztę dnia nie odzywałem się do bruneta. Siedziałem w swoim pokoju i grałem w idiotyczne gry na telefonie, próbując przyswoić sobie wiadomość o pięknym uśmiechu Rose, którym mnie obdarzyła. Mnie. Rozumiecie to? Nagle moje granie przerywa pukanie do drzwi.

    – I tak wejdziecie – krzyknąłem, doskonale zdając sobie sprawę, że to któryś imbecyl. Nie myliłem się. Drzwi się otwierają, a do pomieszczenia wchodzi Calum. To ostatnia osoba, jaką miałem ochotę dziś oglądać.

    – Mam wrażenie, że masz do mnie jakiś problem dziś – powiedział z rękoma w kieszeniach spodni.

    – Coś ty. Zdaje ci się – nie spojrzałem na niego.

    – Sarkazm bije od ciebie na kilometr – jutro samo by mi przeszło i nie musiało w ogóle dochodzić do tej rozmowy.

    – Jest ok. Miałem trudny wybór prezentu dla Ro i... trochę nie wiem, czy jej się spodoba – położyłem telefon wyświetlaczem do mojej klatki piersiowej.

    – Aa. Ja też nie wiem, czy jej się spodoba – kur... Więc też jej coś kupił. Oj jak cudownie.

    – Co jej kupiłeś? – pytam ciekaw.

    – A to niespodzianka – no dzięki! Nie pocieszył, a dobił. Mam świetnych przyjaciół. Komu ich oddać?

    – No ok. Aż się boję.

    – No ja też. Nie wiem, czy jej się spodoba, bo pierwszy raz taki prezent na poważnie, a nie dla beki – wbił gwóźdź do trumny. Zapal mi ktoś świeczkę, plis?

    – Czyli między nami wszystko ok? – pyta.

    – No tak – w sumie... Przecież i tak mnie już dziś uśmierciłeś. Jasne Hood. Wszystko jest w jak najlepszym porządku.1

***

    Wigilia...

    Bałem się tego dnia i jednocześnie nie mogłem doczekać. Chce zobaczyć jej reakcję na mój dziwny prezent. Przyszedł wczoraj, swoją droga. Mnie się bardzo podoba i chyba zamówię drugą taką samą dla siebie. Próbowałem podpatrzeć, co on jej kupił, ale skubany nieźle schował prezenty w tym roku. Mam dziś całkiem niezły humor, ale wszystko pryska jak bańka mydlana, gdy widzę prezent od Rose. Nerwy mi puszczają, a serce pęka na milion kawałków. Nie spodziewałem się czegoś TAKIEGO po niej. Poszedłem do swojego pokoju i trzasnąłem drzwiami od niego. Rzuciłem "prezent" na biurko i kopnąłem w nie. Pochyliłem się nad nim i podparłem rękoma. Jak ona mogła?! Bawi ją to?! Bo jakoś nikogo oprócz niej nie bawi. Mam dosyć. Rezygnuje z niej. Niech Calum sobie ją bierze. Poddaje się.

    Położyłem się na łóżku i zarzuciłem rękę na oczy. Niech się już ten dzień skończy. Niestety, nie poleżałem długo, bo znów ktoś zaczął do mnie pukać. Nie odezwałem się. Ktoś wszedł do środka. No czyli chłopacy.

    – Luke, wszystko ok? – Ashton... Postanowiłem zignorować jego obecność w pomieszczeniu – Co ona ci dała? – prawą ręką, która leżała wzdłuż ciała, wskazałem na paczkę leżącą na biurku. Chyba do niej podszedł, bo usłyszałem szelest i... prychniecie – Serio? Stary my robiliśmy sobie gorsze prezenty – pocieszył.

    – Tu nie o to chodzi! Ja... – zmieniłem pozycję na siedzącą – Ja chciałem dać jej normalny prezent, a nie to coś. Poza tym... Serio? – popatrzyłem na niego – Ucieszyłbyś się gdyby Ashley, która ci się podoba, dała ci obroże i smycz?! – krzyknąłem i chłopak chyba zrozumiał, o co mi chodzi. Westchnął ciężko i odwrócił krzesło tyłem, by usiąść na nim okrakiem.

    – No nie – odpowiada szczerze.

    – Mam dosyć. Niech robi, co chce – kładę się z powrotem.

    – Ja bym walczył – stwierdził.

    – Ja już jestem zmęczony.

    – Wiesz co Calum jej dał? – nagła zmiana tematu. Popatrzyłem na niego. Nie chcę wiedzieć, ale z drugiej strony ciekawi mnie to od kilku dni – Album.

    – Co? – zaśmiałem się. Na co jej album?!

    – No to. Był oryginalny. Ona też się zdziwiła, ale i ucieszyła z prezentu. Niby gówno, ale jednak coś. Powiedział, że ma tam wkładać zdjęcia z całej trasy, by potem mieć co wspominać. Powiem ci, że to ciekawy pomysł na prezent – zabolało trzykroć bardziej, niż się spodziewałem. No trudno.

    – Przecież wiesz, że nie kupiłem jej tej pierdolonej bielizny – czuję, że głos mi się zaraz złamię, więc muszę się zamknąć. Jak dobrze, że jest ciemno w pokoju.

    – Wiem i... Pomogę ci z Rose – och, dzięki, ale już za późno – Bo wiesz... Gdybym wiedział, że to wywoła taką lawinę, to nie podmieniłbym prezentu – wkurzyłem się. Wstałem momentalnie, nie wierząc własnym uszom.

    – To ty?! Jak mogłeś?! Wiedziałeś, jak mi zależało na tym prezencie! – krzyczę wściekły.

    – Luke, przepraszam...

    – Gówno mi po twoich przeprosinach! Nie spodziewałem się tego po tobie! Wiedziałeś, wiedziałeś jak ciężko mi dotrzeć do Rose i jeszcze dojebałeś mi kłodę pod nogi. Dzięki, przyjacielu – prychnąłem i wyszedłem z pokoju. Chwyciłem kurtkę i wyszedłem z domu. Jestem zmęczony.

    Wróciłem do domu po dwudziestej drugiej i pokierowałem się od razu do swojego pokoju. Dostałem wiadomości od chłopaków, ale każdą ignorowałem i usuwałem, zanim przeczytałem. Mam jakąś dziwną wenę na tworzenie piosenki. Chwyciłem swoją gitarę i zacząłem brzdąkać coś, co potem mogłoby się składać w sensowną całość.

***

    – My girlfriend's bitchin... – szepnąłem. Gram już z dobrą godzinę i zaczynam odczuwać zmęczenie, więc pewnie zaraz pójdę spać.

    Odłożyłem gitarę i zdjąłem kurtkę. Dopiero zauważyłem jakąś posturę opierającą się o ścianę przy drzwiach. Nie wiem kto to, ale skoro nie pukał... i wszedł jak do siebie. To musi być któryś z chłopaków. Nagle odrywa się od ściany i już wiem, jak bardzo się pomyliłem.

    – R–Rose?! – moje zdziwienie sięgnęło zenitu. Co ona tutaj robi i jak długo tu jest?!

    – A no – stanęła przede mną.

    – Czego chcesz? – skoro miałem ją sobie odpuścić, to muszę mieć na nią wylane.

    – Przeprosić chciałam – wow, wow! Chyba źle usłyszałem.

    – Że co? – prycham.

    – Nie zachowuj się teraz jak dupek... – odpowiada natychmiastowo.

    – To nie ja ci dałem smycz z obrożą – zauważam.

    – Wiem... Ale przewidziałam, że te święta wcale nie muszą być jakieś super sztywne, tylko będą żarty. Przeczuwałam to wszystko po dziwnym zachowaniu Calum'a.

    – I co w związku z tym? To powód, by mi coś takiego dać?

    – Ja pierdzielę, Luke! – poirytowała się już – Myślałam, że ty też zrobisz jakiś dowcip, dlatego dałam ci ten niebieski prezent.

    – A co to za różnica? Chyba nie rozumiem – o co chodzi z niebieskim?!

    – Kupiłam dwa prezenty. Jeden zapakowałam w niebieski papier, a drugi w granatowy – jakby się tak zastanowić to pod choinką stały obie te paczki, o których teraz mówi.

    – Co było w drugiej? – ciekawi mnie to. Chwyciła moją rękę, a mnie przeszedł cudowny dreszcz. Mogłaby już ją zawsze trzymać. Nagle kładzie na wewnętrznej stronie jakiś... Sznureczek? Puszcza moją rękę i zaczyna odchodzić.

    – Dobranoc Luke... – szepcze i już chwyta za klamkę, kiedy uniemożliwiam jej to ręką nad głową.

    – I tylko ta mała rzecz była w takim dużym opakowaniu? – no sorry, ale ta granatowa paczka do małych nie należała.

    – T–Tak, no jasne – zająknęła się! Dobra moja.

    – Nie okłamiesz mnie, Ro...se – lepiej dokończyć. Po co psuć skoro jest szansa coś odbudować?

    – Puszczaj te drzwi, bo zrobię ci limo – no i wróciła stara Ro. Westchnąłem i puściłem drzwi.

    – Dobranoc – szepnąłem lekko przybity.

    – A... Dzięki za poduszkę... – uśmiechnąłem się na widok jej uśmiechu. Mówiłem już, jaki to jest wspaniały widok? I to jeszcze przed snem. Teraz gdy w moim pokoju pojawiło się trochę światła, sprawdziłem, co mi dała... Sznureczek, a na nim jakiś kluczyk. Ciekawe co to miało oznaczać? Czyżby druga część, ta większa, nadal była u Rose?







~awenaqueen~


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz