piątek, 30 lipca 2021

Love deal Cz.1 Ashley

  


    Nadszedł ten dzień, kiedy w końcu musimy zawalczyć poważnie. Po raz pierwszy w życiu miałyśmy tyle samo wygranych, co przegranych. Licznik się wyzerował, a ja znów czułam się jak w podstawówce, kiedy pierwszy raz założyłam się z Rose.

    – Rose! – krzyknęłam do przyjaciółki, która siedziała na końcu sali. Wszystkie spojrzenia osób w klasie padły na mnie.

    – Co to ma znaczyć? Przerwała pani w lekcji, będę musiała ZNOWU odjąć pani punkty... Proszę usiąść! Gdzie ty się wybierasz?! – krzyknęła, kiedy zaczęłam się pakować. Co z tego, że lekcja trwała dopiero 15 minut, miałam tu siedzieć i dalej się nudzić? Uwielbiałam patrzeć na pulsującą żyłkę na czole tej starej baby, kiedy ją wkurwiałam.

    – Po pierwsze, nic mi pani nie odejmie, ostatnie pięćdziesiąt punktów zabrano mi za pobicie kujona z 1c. Po drugie... Idę do parku i zabieram ze sobą Rose, więc żegnam. Aha, niech pani pozdrowi ode mnie Greg'a – uśmiechnęłam się do niej.

    – Jak śmiesz! – wkurwiła się, łamiąc ołówek, który trzymała w ręce. – Nazywać dyrektora po imieniu! Nie pozwalaj sobie!

    – Proszę pani, ja się tylko dobrze dogaduję z Greg'iem, a pani? A pani niszczy miano szkoły... nieładnie – zacmokałam kpiąco.

    Z tymi słowami, wkurzona już do granic możliwości kobieta walnęła pięścią w biurko, prawdopodobnie wyobrażając sobie, że blat to ja. Rose zdążyła się w międzyczasie spakować, choć tak naprawdę nie miałyśmy książek, więc nie wiem, czemu zajęło to tak długo.

    – Nie ważcie się wracać na moje zajęcia! Zobaczycie, już niedługo w ogóle nie będziecie mogły postawić nogi w tej szkole! Kto by myślał, żeby splamić tak dobrą placówkę – paplała, drąc się na cały korytarz.

    – Też panią kocham, do widzenia! – rozbawiona, pomachałam nauczycielce na pożegnanie, na co ona tylko trzasnęła drzwiami.

    – Gdzie idziemy? – spytała Rose.

    – A nie wiem. Po prostu nie chciało mi się siedzieć w klasie. Chodźmy do... – zastanowiłam się chwilę, ale z odpowiedzią wyprzedziła mnie przyjaciółka.

    – Do parku? – zaproponowała.

    – Skończyła mi się benzyna, a nie mam kasy – mruknęłam niezadowolona.

    Na szczęście pojawiła się na horyzoncie moja nadzieja. Kiwnęłam głową w stronę dziewczyny idącej korytarzem w naszą stronę. Dobra nasza, że nas jeszcze nie zauważyła, bo pewnie by zwiała i tyle by było po mojej okazji.

    Rose odeszła kawałek doskonale wiedząc, co chcę zrobić. Kiedy dziewczyna przechodziła obok, szybko weszłam jej w drogę, przez co na mnie wpadła. Była ode mnie niższa, więc po zderzeniu musiała spojrzeć do góry, żeby zobaczyć kogo potrąciła. Najpierw spojrzała wkurzona, ale gdy tylko zobaczyła moją twarz, złość zamieniła się w strach.

    Przedstawienie czas zacząć...

    – Osz ty kurwo... Nie umiesz patrzyć gdzie idziesz?! – popchnęłam ją na szafki.

    Spojrzała na mnie, jakbym chciała ją co najmniej zabić. I dobrze. Choć ledwo powstrzymałam śmiech, widząc jak panikuje, dalej grałam wkurwioną.

    – J–ja n–nie chciałam... – jąkała się, zbłąkanym wzrokiem szukając drogi ucieczki.

    – Nie, jasne, że nie chciałaś! Ale, kurwa, na mnie wpadłaś! – wykrzyknęłam.

    Walnęłam po chwili pięścią w jedną z szafek, przez co podskoczyła, trzęsąc się jeszcze bardziej.

    – P–pozwól mi o–odejść...

    – Chciałabym. Ale wiesz, każdy musi czasem ponieść karę – zakpiłam, a kąciki ust same poszły mi do góry.

    Dziewczyna nie rozumiała, o co mi chodzi, póki nie wczepiłam się boleśnie w jej usta. Boleśnie dla niej. Kiedy ona wpatrywała się we mnie sparaliżowana, ja patrzyłam jak Rose powoli wyciąga portfel z kieszeni jej spodni. Dziewczyna coś poczuła, więc spróbowała spojrzeć na dół, na szczęście byłam przygotowana na taką możliwość.

    Przygryzłam jej wargę do krwi, przez co pisnęła w moje usta. Rose widząc, że coś nie tak, jednym ruchem zabrała portfel i telefon naszej ofiary, a ja w końcu mogłam się od niej odsunąć.

    – Następnym razem... – zaczęłam, szepcząc jej do ucha.

    Trwałam chwilę w milczeniu, chociaż dziewczyna zdawała się tego nie zauważyć, wciąż stojąc sparaliżowana.

    – ...z łaski swojej, uważaj – skończyłam, robiąc na szybko malinkę na jej szyi.

    Na szybko, bo zza rogu wyłaniał się nauczyciel. Cholera.

    – Ash, spieprzamy – szepnęła przyjaciółka.

    – Jakby co, masz tu mój telefon – podałam jej moją "wizytówkę" z numerem.

    Nie czekając na odpowiedź, zwiałyśmy ze szkoły.

    – Musiałaś przedłużać?! Po co dałaś jej numer?! – krzyknęła na mnie Rose, kiedy w końcu odeszłyśmy kawałek od budynku.

    – Smakowała truskawką... – zrobiłam smutną minkę, wspominając smak skóry tamtej dziewczyny.

    – Przez te twoje fetysze smakowania ludzi prawie nas złapali – warknęła.

    – Nieprawda... Wcale nie mam takich fetyszy... – mruknęłam, ale Rose w odpowiedzi tylko prychnęła.

    – Kto pierwszy? – zaproponowałam, kiedy byłyśmy już na motorach.

    – Do parku. Start! – krzyknęła, a już po chwili na parkingu zostały po nas tylko tumany kurzu, a z daleka było słychać pisk opon.

***

    W parku jednak nie udało nam się wymyślić wystarczającego wyzwania, więc postanowiłyśmy się tylko napić i wrócić do domu. Jak dobrze, że mieszkamy razem, przynajmniej mogłyśmy się pilnować nawzajem. Prowadzenie motoru po dwóch piwach może nie jest najmądrzejszym pomysłem, ale... Która z nas nie lubi wyzwań, a szczególnie tych ryzykownych?

    Dopiero w szkole, widząc jak ponad połowa osób siedzi z nosem w telefonach wpadłam na pewien pomysł.

    – Kik – pomyślałam na głos.

    – Jaki kik? – spytała zdziwiona Rose.

    – Co ty na to, żeby... – zaczęłam, a przyjaciółka od razu zaciekawiła się tym, co miałam zaraz powiedzieć. – ...poderwać kogoś przez kik'a?

    – Co? Tylko tyle wymyśliłaś? – rozczarowała się.

    – No tak, jeśli chodzi o facetów, to ty nawet przez neta nie dasz rady – zakpiłam, prowokując ją. Zadziałało.

    – Mam większe branie od ciebie!

    – No nie wiem, skoro tak sądzisz... – westchnęłam, zabierając komuś stojącemu obok mnie batonika, którego właśnie jadł. Wystraszony chłopak tylko odszedł, byleby już nie stać koło mnie.
    
    Akurat zadzwonił dzwonek na przerwę, więc sięgnęłam torbę i poszłam w kierunku klasy.

    – Czekaj... Twierdzisz, że nie poderwę żadnego chłopaka przez kik'a?! – zatrzymała mnie, chwytając za mój łokieć. Zmuszona byłam spojrzeć na nią.
    
    – Yep, to właśnie powiedziałam – ledwo powstrzymywałam śmiech, widząc jej reakcję.

    Po chwili dziewczyna wyciągnęła w moją stronę dłoń, uśmiechając się cwaniacko.

    – Zakład, że w ciągu miesiąca zdobędę chłopaka, który oszaleje na moim punkcie? – uniosła brew, nieświadomie połykając mój haczyk.

    – Ok, a o co? – byłam ciekawa, co wymyśli.

    – Bo ja wiem? Jeżeli ty przegrasz to przez rok nie pijesz alkoholu – no chyba ją, kurwa, pogięło! – A jeżeli ja przegram, to nie odzywam się do nikogo i w ogóle zamknę się w swoim pokoju.

    – Przez rok? – zapytałam, nie wierząc, że ona sama zaproponowała coś takiego. Nie wyobrażałam sobie, żeby Rose mogła nie wyjść przynajmniej raz w tygodniu na wyścig motorem, czy do skateparku.

    – Yy... Miesiąc. Ty miesiąc kary i ja miesiąc – rozmyśliła się.

    Czyli myśli, że może przegrać... Czułam już moją wygraną w powietrzu.

    – Pół roku – odparłam dumnie.

    – Ale dasz radę bez alko przez pół roku? – zaśmiała się.

    – Pf! Kto powiedział, że zamierzam przegrać? Poddajesz się? – mam ją.

    – Nie! – no i tego się spodziewałam.

    Wystawiła ponownie w moją stronę dłoń, którą szybko uchwyciłam. Teraz tylko musiałyśmy znaleźć kogoś, kto by nam to przeciął.

    – JA! BIEGNĘ!! – spojrzałyśmy na biegnącego w naszą stronę przyjaciela. Stanął przed nami i oficjalnie potwierdził nasz zakład.

    – Wiecie co? Jakoś straciłam ochotę na wnerwianie nauczycieli... Idziemy gdzieś? – spytałam, opierając się o szafki. Rose zabłysły ogniki w oczach na tę myśl.
    
    – Chodźmy na żywioł! Masz motor? – zwróciła się w stronę naszego przyjaciela.

    – Nie, ale jestem samochodem – odparł.

    – No to proponuję... wycieczkę – zaśmiała się z własnego stwierdzenia.

    – Dokąd? – zapytałam.

    – Za miasto. Wrócimy jutro, to wtedy znajdziemy sobie ofiary na zakład z kik'a – powiedziała.

    Zawsze kogoś, kogo wykorzystywałyśmy do własnych celów nazywałyśmy ofiarą, sama nie wiedziałam czemu

    – A przenocujemy w...

    – Dobra, kit z przenocowaniem, wątpię żebyśmy w ogóle chcieli spać – zaśmiałam się.

    – No to git – stwierdziła zadowolona Rose.

    – Oliś... – przytuliłam przyjaciela, na co ten spojrzał zdziwiony na dół. Nie byłam jakoś bardzo niska, ale on miał prawie dwa metry, więc tak czy inaczej zmuszony był spoglądać na nas z góry. – Kupisz coś do picia?

    Zatrzepotałam rzęsami, po chwili śmiejąc się z tego razem z nim.

    – Oczywiście. Ale daj kasę – musiał być w naprawdę dobrym humorze, skoro jeszcze chciał wyciągnąć ode mnie kasę.

    – Wszystko psujesz... – wydęłam niezadowolona wargę. – Dobra, został mi telefon tej laski z wczoraj, w takim razie musimy jeszcze podjechać do Harry'ego – stwierdziłam.

    Harry to miejscowy sprzedawca, można było u niego kupić i sprzedać wszystko, ale ogólnie to nikt ważny. Na co dzień był kujonem.

    – To ty kup alko – Rose spojrzała na Olivera, a po chwili zwróciła się do mnie. – A my idziemy do Harry'ego.

    – To widzimy się na granicy! – i tak rozeszliśmy się w różne strony.






~awenaqueen~


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz