[Rozdział 81]
– Czasem przesadza! – Oburzyłam się, idąc w kierunku taksi. Szczęśliwie dolecieliśmy do Australii. – Wcześniej nas traktowała jak ścierwa, a teraz udaje kochającą matkę. To irytuje.
– Chyba lepiej mieć taką matkę niżeli żadną, nie sądzisz? – Nałożył na nos okulary przeciwsłoneczne.
– Jeszcze nie tak dawno nie chciałeś, bym z nią zamieszkała – przypomniałam.
– Ale ją poznałem i wydaje się szczera w swych intencjach. Poza tym troszczy się o ciebie, a lepiej późno niż wcale – co on dziś te mądrości wygłasza?!
– Ugh, zamknij się już – zirytowana wsiadłam do taksówki, ale Luke tylko zaśmiał się z mojej reakcji.
Gdy znalazł się obok mnie, musiałam go spytać...
– Oni nie wiedzą, że ja też przylatuje?
– Nie. Ponoć ostatnio pomiędzy Ashami się coś popierniczyło – Westchnął. – Pobawimy się w ratowników?
– Ależ oczywiście – wytknęłam język.
Dotarliśmy w końcu pod dobrze znany mi dom. Oby tym razem nic się nie zepsuło i bym wytrwała ostatni tydzień wakacji razem z nimi. Luke przyłożył palec do ust, dając mi znać, bym zachowywała się cicho. Otworzył drzwi i wszedł do środka. Zatrzymał się w wejściu do salonu, patrząc na kogoś. Gdy stanęłam obok blondyna, zauważyłam jedynie Michaela, gapiącego się w ekran komórki. Czyżby rozmowa z Roni? Po chwili usłyszałam głośny pisk i łomot.
– Kurwa, co wy odpierdalacie?! – Krzyknęła Ash.
– Nic, ja tylko wziąłem z łazienki gacie twojego brata w KACZKI! – Wykrzyczał, jakby to było kluczowe słowo.
– Pojebańcy...
Po schodach zbiegła blondynka, a zauważając mnie, od razu mnie przytuliła i uśmiechnęła się szeroko.
– Szujo! – Uderzyła Luke'a w ramie. – Nie mówiłeś, że przylatujesz razem z Maddy.
– To miała być niespodzianka... – wywrócił oczami rozbawiony. – Widzę, nic się u was nie zmieniło.
– Luke! – Ucieszył się Hood i przytulił przyjaciela.
– Fu, gejoza – obrzydził się Michael, który wreszcie zaszczycił nas swoim spojrzeniem. – Siostrunia!
Wstał i podbiegł do mnie. Okręcił mną w miejscu.
– O, cześć – No i ostatni się zjawił. – Michael, myślałem, że ty tam do kogoś innego startujesz.
– Waruj od mojej siostry – udawał warczenie psa.
– I ty się dziwisz, że laska na ciebie 'pies' mówi... – lonczek pokręcił głową.
– Jestę jej kotusię – poprawił swoją bluzkę.
– Ta? I co jeszcze? Może kutafongię?
Nagle Clifford ruszył z miejsca i zaczął ganiać Ashtona. Tak, stara dobra ekipa. Dobrze było tu wrócić.
[Rozdział 82]
– Wstawaj, śpiochu – dźgnęłam blondyna w ramię, ale ten tylko coś mruknął i przewrócił się na brzuch. – Lukey?
Nie odzywał się. Jak by tu go skutecznie obudzić?
– Idę z Calem na miasto skoro masz mnie gdzieś.
Prychnęłam kpiąco i zaczęłam wychodzić z łóżka, kiedy to lewa ręka chłopaka oplotła się wokół mojego brzucha, przyciągając na nowo na materac.
– Puszczaj!
Próbowałam zabrać jego rękę, ale był zdecydowanie zbyt silny.
– Lucyna, no! – Jęknęłam przeciągliwie.
– Pośpij jeszcze, na boga, jest za wcześnie by wstawać – w końcu przemówił.
– Ale Cal mi zaproponował wyjście, więc puszczaj mnie, bo wychodzę.
Otworzył zaspane oczy i popatrzył na mnie w ciszy.
– Se idź – puścił mnie i położył się na swoim lewym boku, czyli plecami do mnie.
– Obrażalska dupa.
Powiedziałam pod nosem i wstałam. Skierowałam się do łazienki. Jak dobrze, że w tym domu dzielą na damskie i męskie. Mimo tego, w domu były trzy łazienki. Dwie na górze i jedna na dole. Na parterze korzystali wszyscy, a na piętrze był ten podział. Przebrałam się i zeszłam do kuchni. Nie zdziwiłam się, gdy zobaczyłam Cal'a, buszującego w lodówce.
– Hey – przywitałam się, biorąc jabłko.
– No cześć – odpowiedział, uśmiechając się. – Idziemy?
– Yup, jestem gotowa, więc czemu nie?
– Nasz plan dnia wygląda bardzo dobrze – zaśmiał się dziwnie.
– Ej mogę iść z wami? – Do kuchni wparował Michael, zarzucając czerwoną kurtkę na czarną bluzę. Muszę przyznać, że wyglądał świetnie i te pasujące czerwone włosy.
– Może? – Zwróciłam się do Hood'a z nadzieją.
– No powiedzmy – spojrzał w górę, jakby prosił o cierpliwość.
***
~Tweet~
@rainbow.unicorn Bo grunt to zabawa, Yolo 8) @awenaqueen @sexyboylol *załącznik*
~Komentarze~
@ilovesleepx @rainbow.unicorn @awenaqueen @sexyboylol Imprezują beze mnie ;-;
@penguinboy @ilovesleepx Beze mnie też, a ja jestem na miejscu -,-
@rainbow.unicorn @ilovesleepx @penguinboy Zluzujcie gacie, bo my tylko upewniamy się, że Maddy o nas już nigdy nie zapomni 8)
@penguinboy @rainbow.unicorn Bo jakby się dało o was zapomnieć... Próbowałem.
***
– Zabije cię Hood! – Warknęłam, przechodząc przez próg domu.
Michael śmiał się na całego, a Cal próbował mnie przepraszać. Tak naprawdę to nie byłam na niego zła, ale chciałam się podroczyć.
– Przecież nie chciałem! – Tłumaczył. – To Mike mnie szturchnął, no!
– Ale dostaniesz łomot od Hemmo – czerwonowłosy otarł łezkę.
– Zamknij japę!
Dobra, bo to za daleko zajdzie i zaczną się kłócić przez moje droczenie się. Już miałam się odzywać, gdy pojawił się Luke i mnie ubiegł.
– Co zrobiliście? – Spytał podejrzliwie.
– Calum oblał Maddy shakem czekoladowym – znów wybuchł śmiechem.
– Jesu, nie bij! – Cal pisnął i uciekł gdzieś, co rozbawiło całą naszą trójkę.
– Idę to uprać, a ty – wskazałam na blondyna – ani się waż skrzywdzić moją czekoladkę.
Zmarszczył brwi, dziwiąc się.
– Czekoladkę?
– Od dziś nią jest – nie miałam ochoty tłumaczyć, więc poszłam na górę do łazienki.
Weszłam do pomieszczenia, wzdychając. Zdjęłam pospiesznie swoją kurtkę, rzucając ją na pralkę, a zaraz po niej zdjęłam bluzkę. Zaczęłam cicho nucić jakąś piosenkę, sięgając po proszek. Chwyciłam go i zwróciłam uwagę na coś leżącego w śmietniku. Wyjęłam pudełko, a moje serce zabiło szybciej. To niemożliwe... Ashley?
Już chciałam wyjść z łazienki, ale przypomniałam sobie, że jestem w samym białym koronkowym staniku.
– Luuuuukey? – Jęknęłam zrozpaczona.
Możliwe, że mnie nie usłyszał, skoro był na dole...
– Co jest? – Spytał zza drzwi.
Czy on tutaj czekał na mnie, czy co?
– Przynieś mi szybko jakąkolwiek bluzkę, proszę – usłyszałam oddalające się kroki, więc poszedł.
Każda sekunda mi się dłużyła, bo jak najszybciej chciałam znaleźć się w pokoju blondynki i wyjaśnić sprawę z pustym kartonikiem po...
– Mogę wejść? – Spytał.
– Am... – zawahałam się, ale od razu sobie przypomniałam, że i tak mnie niedawno przebierał, więc w sumie... – Jasne.
Otworzył drzwi i wszedł niepewnie. Podał mi moją niebieską bluzkę, a gdy ją ubierałam, czułam na sobie jego palący wzrok. Krępujące, nie powiem. Będąc już ubraną, spojrzałam na chłopaka, który wgapiał się w moje piersi... Poczułam, jak moje policzki zaczynają piec, więc czym prędzej wyminęłam chłopaka i udałam się do pokoju dziewczyny, ale w połowie drogi zatrzymał mnie Luke. Chwycił za mój nadgarstek i podniósł nasze dłonie.
– Ty jesteś... – spojrzał na pudełko w mojej dłoni – w ciąży?
[Rozdział 83]
Zamrugałam, by się upewnić, czy dobrze usłyszałam. Ja? W ciąży? Niby z kim? Powietrzem?
– Zwariowałeś? – Wyszarpnęłam rękę. – To nie mój test.
– No to... O co chodzi? – Był zagubiony.
– Musimy pogadać z Ashley, bo z tego, co wiem, w tym domu mieszka tylko jedna dziewczyna – wskazałam na puste pudełko po teście.
Luke przełknął ślinę i chyba zrozumiał, o co mi chodzi. Zapukałam do pokoju dziewczyny, ale nie dostałam żadnej odpowiedzi. Weszłam do środka, a za mną Luke. Zauważyłam, że Ashley siedzi przy biurku z wyciągniętą ręką na nim, a drugą pod. Podeszłam powoli i dotknęłam jej ramienia.
– Ash?
Nie odpowiedziała mi, tylko tępo się wgapiała w coś za oknem.
– Ash, co się stało? – Kątem oka zauważyłam, że Luke stoi przy drzwiach, dając mi wolną rękę.
Nic nie odpowiedziała, tylko wyjęła rękę spod biurka, w której miała test. Wzięłam go od niej i sprawdziłam wynik.
– Boże, Ash – szepnęłam. – Ty jesteś w ciąży.
Skinęła bez życia głową.
– Ashton wie? – Spojrzała na mnie wściekle.
– Nie i się nie dowie – wyrwała mi test z ręki.
– Dlaczego? – Spytałam zdziwiona.
– Bo to tylko pokomplikuje nasze i tak skomplikowane już relacje – wstała.
– On ma prawo wiedzieć – wtrącił się Luke, wchodząc w głąb pokoju.
Ashley zdziwiła się na jego widok tak, jakby zaczęła panikować.
– Nie, nie ma. Zresztą, co to ma za znaczenie, skoro planuje usunąć tę ciążę? – Prychnęła kpiąco.
– Żartujesz?! – Krzyknęłam. – Nie pozwolimy ci na to.
– Decyzja nie należy tylko do ciebie. – Jak Luke mógł być w takiej chwili spokojny?
– Owszem, należy. Nie wtrącajcie się!
– Jeśli mu nie powiesz, to ja to zrobię i nie uda ci się zabić dziecka – postanowiłam się nie odzywać.
Luke wyciągnął ciężkie działa, bo blondynka ucichła tak, jakby nie wiedziała, jak to kontrargumentować. Niespodziewanie zsunęła się na podłogę i schowała twarz w dłoniach.
– Nie mówcie mu – poprosiła, płacząc.
Kucnęłam przy niej i objęłam ramionami.
– Jasne, bo ty to zrobisz – odpowiedziałam.
– Jak sobie to wyobrażacie? On mnie jeszcze bardziej znienawidzi. Od czasu kiedy dowiedział się, że ja do niego coś poczułam, zrobił się bardziej powściągliwy, zresztą ja również. Gdy dowie się o tym bachorze, to już w ogóle mnie znienawidzi i nie będzie chciał ze mną gadać, a ja zostanę z... tym – wskazała na brzuch – sama.
– Nie sądzę, by Ash tak postąpił – Luke non stop miał ręce w kieszeniach spodni i wyglądał, jakby był pewien swoich słów.
– Jasne – prychnęła.
– Dzieci zbliżają dwójkę ludzi, może tak samo podziała u was? – Spojrzała na mnie.
– Nie sądzę.
– W każdym bądź razie... – zaczął, ale mu przerwałam.
– Musisz obiecać, że mu powiesz, ok? – Skinęła niepewnie głową.
– Jakby co możesz przyjść do nas, wesprzemy cię – podszedł i wyciągnął rękę, by pomóc jej wstać.
Nie poznawałam go. Wstałyśmy z podłogi, a blondynka wreszcie otarła łzy i się uspokoiła. Najwidoczniej przeraziła ją rola samotnej matki i od razu stworzyła czarne wizje dotyczące tego. Ale Luke miał rację, Ashton miał prawo wiedzieć. Miałam nadzieję, że Ashley powie mu to jak najszybciej.
– To kiedy mu powiesz? – Luke czytał w moich myślach.
– Nie wiem – wzruszyła ramionami. – Najpierw pójdę do ginekologa, by to potwierdzić, a potem wyznaczę termin.
– Masz to zrobić jak najszybciej – ta jego stanowczość momentami mnie przerażała, ale bez niego nic bym nie zdziałała.
– Jasne, a teraz wypiżdżajcie z pokoju, bo mam zamiar iść się kąpać – wyganiała nas rękoma.
– Daj mi parę minut, tylko upiorę bluzkę – wywróciłam oczami, przypominając sobie początek tego dnia.
Gdy zamknęła za nami drzwi, czułam, że jednak potrzebowała po prostu pomyśleć. Spojrzałam na Luke'a, który wlepiał we mnie swój wzrok.
– Co? – Spytałam.
– Nic – wzruszył ramionami.
Przysunął się i pocałował mnie w czoło. Bez żadnego słowa zszedł po schodach na dół, zostawiając mnie w lekkim zdziwieniu. Za tym spojrzeniem coś się kryło, ale co?
[Rozdział 84]
Dwa dni później wyszliśmy razem z Luke'm się przejść. Długo rozmyślałam, dlaczego był taki dziwny i doszłam do wniosku, że to mogła być wina mojego wyjścia z chłopakami. Dziś chciałam mu to zrekompensować i wyjść tylko z nim. Ucieszył się na to i nawet wstał wcześniej niż ja ostatnim razem, co było dużym zaskoczeniem i potwierdzeniem moich przypuszczeń. Najpierw przechadzaliśmy się po mieście, rozmawiając na luźne tematy, a potem zaproponował, byśmy poszli do pobliskiej lodziarni.
– Jakie wybierasz? – Spytał, patrząc na ofertę.
– Waniliowe i średnie – uniósł swoje brwi, jakby był zdziwiony.
– No co?
– Nic.
Po chwili usiedliśmy przy stoliku w cieniu i zajadaliśmy. On wziął sobie czekoladowe, więc może zdziwił się, że ja też takich nie wybrałam? Ostatnio był ciężki do rozszyfrowania.
Przechodząc obok kina, wpadłam na pewien pomysł. Złapałam go za nadgarstek, by się zatrzymał.
– Pójdźmy dziś wieczorem coś obejrzeć. Gdyby był jakiś horror, byłoby ekstra! – Zaczął się śmiać. – Oj, no co znowu?
– No tak, lubisz te klimaty – pokręcił głową.
– No i co z tego? Wole je niż durne komedie – wywróciłam oczami. – Proszę!
– Zachowujesz się jak pięcioletnie dziecko proszące o zabawkę swojego rodzica.
– Myślałam, że nie masz takich fetyszy – ściągnął brwi, nie rozumiejąc. – Nasza rozmowa. Nazwałam cię tatusiem, a ty stwierdziłeś, że cię to nie nakręca.
Rozszerzył oczy zaskoczony.
– Pamiętasz takie rzeczy?
– Oczywiście. Pamiętam każdą naszą rozmowę. Co w tym dziwnego?
– Nie wiem, chyba nic. Zaskoczyłaś mnie po prostu – podrapał się z tyłu głowy. – To chodźmy sprawdzić, co grają wieczorem. Może te twoje paranormalne.
Złapał moją rękę w swoją i splótł nasze palce. Nie poczułam się dziwnie, nawet mi to pasowało.
Kupiliśmy bilety na dwudziestą pierwszą na Aanabelle. Nie widziałam go jeszcze, więc zgodziłam się od razu na propozycję. Po wizycie w kinie wracaliśmy powoli do domu na piechotę. Nogi mnie już trochę bolały, bo jednak przebyliśmy sporo kilometrów na piechotę. W pewnym momencie potknęłam się o coś i pewnie runęłabym na chodnik, gdyby nie Luke.
– Łamaga – zaśmiał się.
– Śmieszne. Ty masz długie nogi i robisz większe kroki i się tak szybko nie męczysz – fuknęłam, otrzepując się, jakbym jednak spotkała się z chodnikiem.
– Och, bolą nogi, małą Maddy? – Wydął dolną wargę.
– Nie znoszę cię czasem – ruszyłam przodem, ale chłopak szybko mnie dogonił.
– No już się nie obrażaj, tylko wskakuj – kucnął przede mną, bym wskoczyła mu na barana.
– Oszalałeś? Przygniotę cię.
– Maddy, ty ważysz tyle, co nic – powiedział zmartwionym tonem. – Jesz tyle, ile powinnaś?
– Tak, ale czasem jem mniejsze porcje – potarłam sobie ramię, odbiegając wzrokiem gdzieś na bok.
– Wskakuj, marudo – ponaglił mnie, a ja jednak postanowiłam skorzystać z oferty.
– Gdybyś się jednak zmęczył, to mi powiesz, co nie? – Upewniłam się.
– Nie zmęczę. Mógłbym cię nosić całymi dniami – co go w tym bawiło, to ja nie wiem.
– Luke, jak myślisz, skoro Ashley była już u ginekologa i ten potwierdził, że jest w ciąży, to powie wreszcie Irwinowi o tym? – Spytałam, gdy sobie przypomniałam wyniki badań.
– Powinna. Chyba miała zrobić to dzisiaj, bo Mike wyszedł na próbę, a tak naprawdę to chciał pokazać Roni, jak gra – zaśmiał się. – A Calum miał wybrać się na siłkę, więc Ashy mieli wolną chatę.
– Oby wszystko już uzgodnili, bo nie było nas w domu bite sześć godzin – znów się zaśmiał.
– Liczysz czas?
– Nie? Stwierdzam po wysokości słońca... – rzuciłam sarkazmem.
Nasza rozmowa trwała dalej. Oboje się śmialiśmy i docinaliśmy sobie nawzajem. Miałam wrażenie, że pomiędzy nami wytworzyła się znacznie silniejsza więź, niż początkowo myślałam.
Już byliśmy przy domu, gdy ja zaczęłam się wykłócać, by mnie odstawił na ziemię, dalej sama trafię, ale go to tylko bawiło i ani myślał o puszczeniu mnie.
– Luke! Natychmiast mnie odstaw na ziemie! – Mówiłam to z uśmiechem na ustach.
– Uważaj na główkę, marudo.
Nie znoszę tego jego dzisiejszego dobrego humoru. Przeszliśmy przez próg domu i byłam pewna, że zwróciliśmy uwagę sąsiadów swoim głośnym zachowaniem. Luke wreszcie mnie odstawił i pomógł zdjąć kurtkę, choć wcale tej pomocy nie potrzebowałam. Nagle z salonu wyszedł Ashton. Wyglądał na zmartwionego i nieco przestraszonego. Czyli Ash już mu powiedziała?
– Chciałbym... – zaczął, ale Luke mu przerwał.
– Co ona tutaj robi?! – warknął.
Spojrzałam za Ashton'a i zauważyłam rudowłosą dziewczynę, uśmiechniętą szeroko. Podeszła do nas bliżej. Miała dziwną bliznę na policzku, jakby po cięciu nożem.
– Luke, mógłbyś przestać – teraz Ash zaczął się denerwować.
Luke pobiegł na górę.
Czemu tak zareagował na tę dziewczynę? Kim ona jest?
[Rozdział 85]
Spojrzałam niepewnie na Ashton'a i nieznajomą.
– Jestem Alice – wyciągnęła do mnie ręke.
– Maddy – uścisnęłam ją.
– Alice zamieszka u nas do końca wakacji – oznajmił loczek.
– Luke nadal mnie nienawidzi, co? – Spytała, uśmiechając się dziwnie.
– I dziwię się, że tobie minęło – spojrzał na nią smutno.
– Zostawiłam przeszłość za sobą. Byliście moimi najlepszymi przyjaciółmi, chciałam się pogodzić i odzyskać część dawnego życia, bo straciłam wszystko – dopiero teraz zauważyłam, że pod tym mocnym makijażem, kryło się zmęczenie. Rozmawiali ze sobą, jakby mnie tu nie było.
– Wątpię, czy on ci wybaczy tak jak ty jemu. On się zmienił, Al. Stał się innym chłopakiem, niż znałaś.
– Przecież jak wszedł do domu z Maddy – spojrzała na mnie, uśmiechając się – to wyglądał jak stary Luke, którego znam.
– Bo to długa historia – Irwin również na mnie spojrzał.
– Ja idę sprawdzić co z nim – powiedziałam i poszłam w kierunku schodów. Czułam się niezręcznie w ich towarzystwie.
Więc to jest część przeszłości Luke'a, o której nie chciał mówić? To jest to? Ona? Alice? Weszłam do pokoju blondyna, ale nie zastałam go w nim. Może był u mnie? Otworzyłam drzwi i wcale się nie myliłam, siedział na moim łóżku oparty plecami o ścianę z nogami przyciągniętymi do klatki piersiowej. Podeszłam do niego powoli i usiadłam obok niego po turecku.
– Luke? Wszystko w porządku? – Dotknęłam jego dłoni.
– Nie wierzę, że znów się zjawia – szepnął, wgapiając się w coś na podłodze.
– Alice? – Spojrzał na mnie zaskoczony. – Przedstawiła się i dowiedziałam się, że kiedyś była twoją przyjaciółką.
– Przyjaciółką – zaśmiał się ironicznie. – Ona jest moim najgorszym koszmarem, Maddy – zerknął na mnie smutno. – Zniszczyła mnie i moje więzi z Ashem. Odsunęła nas od siebie, zabrała mi uczucia, robiąc ze mnie potwora. Alkohol, seks, bójki... cięcie się.
Zamarłam. Luke... On się ciął?
– O mój boże – zakryłam usta ręką.
– Zniszczyła mnie, a może zwalam winę na nią? – Zmrużył oczy. – Może tak naprawdę to ja zawiniłem, wiążąc się z nią, choć Ash mnie ostrzegał?
– Luke... Proszę, opowiedz mi wszystko, chcę ci pomóc – przysunęłam się bliżej niego.
– Uciekniesz – pokręcił przecząco głowo. – Gdy się dowiesz, to mnie zostawisz. Tylko Ash i Alice wiedzą jak było, nawet Mike i Cal nie.
– Zostanę z tobą, nieważne co zrobiłeś w przeszłości. Obiecuję, Luke* – dotknęłam jego ramienia.
Wziął moją rękę i splótł nasze palce.
– Widziałaś zapewne jej bliznę na policzku – spytał. Skinęłam głową. – Ashton myśli, że to ja... że to ja ją uderzyłem.
– Nie wierzę – odparłam od razu.
– Heh, on uwierzył od razu – oparł głowę o ścianę – a ona nie próbowała nawet tłumaczyć, jak było naprawdę, po prostu potwierdziła, że to ja. Masło maślane... – ściągnął brwi.
– Luke, powoli.
– To zdarzyło się dwa lata temu, prawie trzy...
[Rozdział 86]
/Pochyła czcionka w rozdziale oznacza flashback, czyli powrót do przeszłości\
Wyszedłem z klasy, kierując się do wyjścia z tej zapchlonej budy. Co jak co, ale nienawidziłem szkoły, bo uczyła w niej moja matka. Zapowiadała nawet, że będę miał kibla przez w-f, z którego nałogowo uciekałem. Zazdrościłem Ash'owi, że jest w ostatniej klasie. Jedyny plus z powtarzania klasy był taki, że byłbym z Alice w jednej klasie.
Wyszedłem przed budynek i pokazałem środkowy palec. Weekend, a to znaczyło, że czas na imprezę.
– Gdzie leziesz i nie czekasz na kumpla, co?
Za sobą usłyszałem głos Irwin'a.
– Wybacz, chcę jak najszybciej się stąd ulotnić, zanim matka urżnie mi głowę za zagrożenie – wywróciłem oczami.
– Serio? Nie poprawiłeś tej pały? – Pokręcił głową bezradnie.
Razem szliśmy w kierunku jego domu. Zazdrościłem mu jeszcze tego, że mieszkał sam. Weszliśmy do mieszkania, w którym unosił się zapach odświeżacza powietrza. Ten to miał jakieś dziwne fobie na punkcie zapachu. Rzuciłem plecak w przejściu i poszedłem rozsiąść się na kanapie. Chwyciłem pilot od TV.
– O której kończy Al? – spytał, podciągając rękawy i zajmując miejsce obok mnie.
– Za jakąś godzinę, chyba że znów zwieje.
– Ty chyba nigdy nie dorośniesz – zabrał mi pilota.
– O co ci chodzi?
– Dobraliście się ze sobą jak dwóch idiotów – uśmiechnął się, przeglądając, co leci w telewizji. – Ona jest rok młodsza i mam wrażenie, że sprowadzasz ją na złą drogę.
– Ja? – Oburzyłem się. – To ona nauczyła mnie podrywać dziewczyny w klubie, co w sumie jest trochę przerażające – zacząłem rozmyślać.
– Ja pierdolę, nie znam was.
– Powiedział ten, co zaruchał ostatnio w kiblach szkolnych – zrzucił mnie z kanapy.
– Pysk szczylu – wyszczerzył się.
– Hej, wy się nie bijcie tak o mnie – odchyliłem głowę do tyłu, by zobaczyć stojącą nade mną Alice.
– Ładne majtki – dziewczyna się zaczerwieniła i uderzyła mnie poduszką.
– Zbok pierdolony! – krzyczała, uderzając nią w moją głowę.
– No to na cholerę stanęłaś nade mną?
Ashton, zamiast nas rozdzielić, to otworzył sobie piwo i oglądał widowisko. Świetny kumpel, zazdrościć nam trzeba.
***
Wreszcie przyszła pora imprezy, więc Alice twierdziła, że do klubu dotrze sama i przekupi ochroniarza. Nasza dwójka zabuliliśmy tyle, że przez rok nie odrobilibyśmy strat. Podeszliśmy do baru i zamówiliśmy coś mocnego. Po kilku shotach obaj poszliśmy na parkiet ze ślicznymi laseczkami. Ja nawet jak byłem nawalony, to nie sypiałem z byle kim. Jedyne, co robiłem, to flirtowałem i nic nadto, za to Ashton, miałem wrażenie, że nie hamuje się w ogóle. Po spławieniu nawalonej czarnowłosej wróciłem do baru, kątem oka zauważając Asha idącego do kibli. Pokręciłem rozbawiony głową i zawołałem kolejnego shota.
– A dla mnie mocnego drinka – spojrzałem na swoją prawą i zauważyłem Alice w krótkiej czarnej sukience.
Jeszcze tego brakowało, bym musiał jej pilnować, bo nie tak miał wyglądać ten wieczór.
– Bardziej wyzywającej się nie dało? – spytałem zły.
– Oj przestań – szturchnęła mnie. – Kręci cię to – mrugnęła i zabrała swojego drinka, sącząc go przez słomkę.
– Tsa, kręci – mruknąłem i wypiłem swoje zamówienie.
Potem poszliśmy razem na parkiet i zdecydowanie mogłem się oderwać od problemów w domu. Nie miałem dużych, ale rozwód rodziców wisiał w powietrzu, a ja nie miałem ochoty tego wysłuchiwać... Przez 'tego' mam na myśli 'kłótnie'.
Poczułem chłodną dłoń na policzku.
– Nie myśl o tym teraz, Luke – szepnęła. – Mieliśmy się dobrze bawić i olać smutki.
– Masz racje...
Czułem się dziwnie, tak, jakbym przeholował z alkoholem, bo powoli traciłem racjonalne myślenie.
Nie myliłem się, zdecydowanie przegiąłem z alkoholem, zwłaszcza kiedy usłyszałem głośny krzyk mojego przyjaciela.
– Co ty odpierdalasz, Luke?!
Spojrzałem na niego, nie wiedząc, o co chodzi. Biegał wzrokiem na prawo i lewo. Spojrzałem więc w bok i zobaczyłem Alice, która na nowo złączyła nasze usta. Nie, nie taka była umowa. Ashton mnie zabije, ale... cholera, nie chciałem przerywać tego cudownego pocałunku. Naparłem na nią jeszcze bardziej, a przyjaciel chyba odszedł gdzieś w głąb tłumu. W normalnych okolicznościach poszedłbym za nim, ale nie w tamtym momencie.
[Rozdział 87]
Jakiś czas później...
– Luuuuuuke? – Usłyszałem nawoływania Alice z łazienki.
Uśmiechnąłem się pod nosem i poszedłem sprawdzić, o co chodzi. Dziewczyna leżała w wannie, ale najważniejsze piana zakrywała.
– O co chodzi? – spytałem z chytrym uśmieszkiem.
– Umyjesz mi plecy? – pomachała lekko gąbką w ręku.
– Dwa razy nie musisz prosić – pocałowałem ją lekko i wziąłem się do pracy.
Gdy zeszliśmy na dół, zacząłem przyrządzać coś do jedzenia. Jak dobrze, że matka Alice wyjechała wtedy w sprawach służbowych. Dzięki temu mogliśmy spędzać więcej czasu razem, bo miała zostać na noc.
– Cześć wam – do kuchni wszedł Ashton.
– Co się stało? – Alice podbiegła do niego i ujęła jego twarz w obie dłonie, które szybko odtrącił.
Po wydarzeniach z klubu zmienił się; zaczął być powściągliwy i nieufny. Kilkukrotnie mówił mi, że będą same kłopoty z mojego związku z Alice, ale nie słuchałem go. Zauważyliśmy też, że często jest poobijany i posiniaczony. Miał jakieś kłopoty, o których nie chciał mi powiedzieć. Kiedyś zrobiłby to od razu i razem byśmy je rozwiązali, ale najwidoczniej to były stare czasy.
– Nic, co by mogło was dotyczyć – spojrzał na mnie. – Przyniosłem ci tę grę, o którą prosiłeś – podał mi pudełko.
– Skąd wiedziałeś, gdzie go znajdziesz? – spytała, choć znała odpowiedź.
– On przesiaduje u ciebie całymi dniami, to oczywiste – wyczułem w jego głosie żal.
Spędzaliśmy czas tak jak dawniej, ale nie robił tego już tak chętnie. Widziałem, że z trudem spędzał czas z naszą dwójką, tak jakby wolał się oddalić, ale nie potrafił. W końcu znamliśmy się od dziecka; jedna ulica, trzy domy. Przyjaciele od zawsze.
– Ashton, wyjdźmy dziś na piwo – podszedłem do niego.
Spojrzał mi w oczy i już otwierał usta, ale chyba widział w nich coś, co nie pozwalało mu odmówić.
– Jasne – odbił się od stołu, o który się opierał i wyszedł z domu.
– Beze mnie? – oburzyła się.
– Mam wrażenie, że coś go trapi i chciałbym mu pomóc – położyłem ręce na jej biodrach.
– Hm, no dobrze – swoje zarzuciła na mój kark.
Pocałowała mnie krótko, a potem zniknęła w pokoju.
[Rozdział 88]
Miesiąc później...
Wychodziłem z Ashem regularnie, co chyba poprawiło nasze relacje. Przynajmniej trzy razy w tygodniu spędzaliśmy czas jak za dawnych lat i to zdecydowanie mi odpowiadało. Ashton coraz bardziej się otwierał i mówił o swoich problemach z tutejszymi chuliganami. Miałem jednak przeczucie, że coś jest nie tak. Wychodząc z Ashem, zostawiałem Ali samą. Czasem przesadzałem z alkoholem i wracałem do domu nawalony, co równało się z kolejną awanturą z rodzicami. Dziś wiedziałem, że nie mogę wrócić do domu, dlatego skierowałem się do domu Ali. Jej matkę jak zwykle wywiało i mogłem to zrobić.
Nie wiem, jak dotarłem do jej domu, bo urwał mi się film tuż pod samymi drzwiami, a rano czułem intensywny ból głowy. Dziewczyna uśmiechnęła się pocieszająco i podała mi tabletki przeciwbólowe. Nie była zła, że tak często mnie nie ma, wiedziała, że to dla dobra naszego wspólnego przyjaciela.
Kilka dni później...
Przypomniałem sobie coś z tamtego wieczoru i to wcale nie było dobre. Nie przejmowałem się tym jednak w sklepie z drogą biżuterią. Wybrałem jakiś wisiorek dla Alice i bransoletkę dla mnie. Chciałem pokazać, ile dla mnie znaczy, bo te ciągłe bukiety kwiatów już mnie zmęczyły. Miałem dać go następnego dnia, ale sprawy się nieco pokomplikowały. Poszedłem z Ashem na małe piwo – skończyło się po trzech na głowę. Szedłem lekko podpity do domu Alice. Chciałem dać go jej już dziś. Specjalnie skróciłem dzisiejsze spotkanie z Ashton'em dla niej... Ale nie było warto.
Przed jej domem dostrzegłem coś, co sprawiło, że krew zawrzała w moich żyłach, a oczy pociemniały. Szybkim krokiem podszedłem do dziewczyny, która całowała jakiegoś chłopaka i odepchnąłem go od niej. Upadł na chodnik i stwierdzam, że też się zdenerwował.
– L-Luke? – wyjąkała.
Nie słuchałem jej. Ashton miał racje, tyle razy mi to powtarzał. „Twój związek zniszczy naszą przyjaźń, Luke", „Pokłócicie się o coś, a ja będę między młotem a kowadłem", „Zerwiecie, a ja będę musiał wybierać stronę". A najbardziej pamiętałem słowa z młodych lat, nim zacząłem z nią chodzić... „Obiecaj, że Alice jest tylko naszą przyjaciółką i nikim więcej. Ja obiecuje, a ty Luke?"
Obiecałem, ale nie dotrzymałem słowa.
Wściekły, zraniony i oszukany zacząłem okładać chłopaka pięściami. Nie miał możliwości wstania, choć poczułem, jak raz mnie uderzył i to spowodowało, że na chwilę straciłem gardę. Teraz to on chciał mnie okładać, ale Alice się wtrąciła. Oberwała od niego, nie wiem jak mocno, ale rozciął jej policzek. Pierwsza myśl: współczucie. Druga: „Dobrze ci tak".
Rzuciłem się na niego i dopiero dostrzegłem nóż, który wyleciał z jego reki. Więc drasnął ją nożem. Wściekłem się. Nawet jeśli na to zasługiwała, to ten psychopata zrobił jej krzywdę nożem. Wyłączyłem wszystkie hamulce i po prostu uderzałem raz za razem, a w pewnym momencie uniosłem jego głowę i uderzyłem nią o chodnik. Poczułem, jak ktoś odciąga mnie od tego gnoja, a po chwili ląduje na trawniku. Ashton stał nade mną i ciężko dyszał. 'Biegł', pomyślałem.
Alice klęczała przed nieznajomym mi chłopakiem, który teraz był nieprzytomny, a ja wstałem na równe nogi... Uciekłem stamtąd, co nie było dobrym posunięciem.
Po kilku dniach od tamtego zdarzenia w szkole się mnie bano. Chłopak ponoć zmarł w szpitalu dwa dni po. Nie żałowałem go, żałowałem, że zmarnowałem swoje życie. Alice wykrzyczała mi prosto w twarz, że mnie nienawidzi i jestem psychopatą. Wcisnęła kit Irwinowi, że to niby ja miałem ten nóż i to ja ją skrzywdziłem. To ja rzuciłem się na niewinnego człowieka z nożem, a on się bronił i przy okazji Alice, którą to niby chciałem zabić. Wszystko odwróciła, a ja? A ja trafiłem na leczenie, które nie trwało długo, bo mówiłem to, co psychiatra chciał usłyszeć. Matka nie spuszczała mnie z oka. Ani w szkole, ani w domu. Czułem jej wściekłość, ale plus jest taki, że rodzice się pogodzili i nie było rozwodu.
[Rozdział 89]
Słuchałam, co mówił i nie mogłam w to uwierzyć. Był jakby skorupą bez uczuć, a to wszystko wina dziewczyny, która na nowo pojawiła się w jego życiu.
– Ashton po tym wszystkim przyszedł do mojego domu, zobaczył, co robiłem przy oknie i... – urwał na chwilę – myślę, że wstrząsnęło to nim, bo od tamtej pory po prostu jest – Spojrzał na mnie smutno. – Nie jesteśmy przyjaciółmi, raczej po prostu znajomymi, którzy nie pokładają w sobie żadnych nadziei. Potem przyjechaliśmy tutaj i poznaliśmy Mike'a, Cal'a i Ashley. Czasem mam wrażenie, że specjalnie zajął się Ashley, bym sam tego nie zrobił – zaśmiał się sztucznie.
– Minęły dwa lata, myślę, że wszystkie emocje opadły.
– Nie opadły – pokręcił pewnie głową. – Teraz zacznie się piekło, bo pojawiła się Ona, a wraz z nią cała przeszłością, którą obaj przegoniliśmy. Wszystko, co złe powróciło tutaj – wskazał na skroń. – Wszystko...
– Luke – chwyciłam jego głowę w obie dłonie – nie poddawaj się bądź silny dla mnie, tak jak ja jestem dla ciebie.
– W tym problem – chwycił mnie za nadgarstki i zdjął moje ręce ze swoich policzków. – Nie wiem, czy potrafię. Najgorsze jest to, że znów boje się zakochać, wyznać uczucia, poczuć miłość do kogoś bliskiego... – przymknął powieki.
– Boisz się powtórki... – szepnęłam cicho.
– Cholernie się jej boje. Ale z drugiej strony te uczucia mnie gniotą, a ja nie umiem się ich wyzbyć, rozumiesz? – Jego oczy wyglądały na takie smutne, że miałam wrażenie, że zaraz się rozpłacze.
– Nienawidzę jej za to, co ci zrobiła. Zdradziła, a potem obwiniała, że to twoja wina... Takich suk, jak ona poznałam masę. Moja przeszłość nie jest lepsza, ale przynajmniej nie zwalałam winy na kogoś innego. Sama podjęłam decyzję i...
– Ty nie jesteś taka jak one – przejechał kciukiem po moich wargach. – Jesteś odmienna, co wyczułem po naszej pierwszej rozmowie.
– Pomogę ci, dobrze? – Dotknęłam jego nadgarstka, ale nie zdjęłam jego dłoni. – Pomogę ci się uporać z nią przez te kilka dni, a potem wracamy do Ramsey i już jej nie spotkamy...
Uśmiechnął się, wreszcie szczerze się uśmiechnął.
– I właśnie dlatego takiego głupola jak ty – złączył nasze czoła – nie chcę stracić za żadne skarby świata.
– I vice versa, Lukey.
– Dlatego właśnie muszę ci to powiedzieć – spojrzał w moje oczy.
– Co takiego? – Ściągnęłam brwi.
– Madeline... ja... – przełknął ślinę – zakochałem się w tobie.
[Rozdział 90]
– C-Co? – Nie wierzyłam własnym uszom.
Poczułam się, jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.
– J-Ja wiem, nie powinienem tego teraz mówić, przepraszam – odsunął się trochę, patrząc na swoje dłonie. – Gdy cię poznałem, to zacząłem się dziwnie zachowywać, a właściwie od dnia, kiedy do nas przyleciałaś. Byłem zazdrosny o chłopaków, mieli racje, bojąc się mnie. Ashton zawsze ich ostrzegał, by za bardzo mnie nie denerwowali, bo sama wiesz, jak pobiłem tamtego chłopaka... Bał się, że moja dziwna agresja pojawi się znikąd i miał cholerną racje. Wtedy jak graliśmy w szczerość, a ty wyszłaś, musiałem uderzyć Michaela. Gdyby nie Ashton, który w sumie był zbyt pijany, by nas rozdzielić i równie dobrze, mógłbym go odepchnąć, ale tego nie zrobiłem, bo przypomniałem sobie sprawę z Alice. Nie chciałem powtórki i to jeszcze z moim przyjacielem. Po tym wydarzeniu zrozumiałem wiele... – spojrzał w moje oczy. – Między innymi, że zaczynam coś do ciebie czuć, choć wolałbym nie. Śpiąc z tobą w jednym łóżku, wreszcie mogłem się wyspać. Nie budziłem się w nocy oblany zimnym potem, nie miałem trudności z zaśnięciem, byłaś dla mnie ukojeniem albo czymś na podobieństwo kołysanki – chwycił moje dłonie. – Nie chciałbym cię stracić, bo nigdy sobie nie wybaczę, jeśli moje wyznanie zepsuło naszą przyjaźń.
– Luke, ja... nie wiem co powiedzieć – poczułam się przytłoczona jego słowami.
Najpierw opowiedział o swojej tragicznej przeszłości, a teraz wyznał mi, że się we mnie zakochał. We mnie! Rozumiecie to? Co ja mam takiego, że akurat ja?
– Proszę, nie zostawiaj mnie – nachylił się, kładąc głowę na moje nogi. Przypominam, że siedziałam po turecku.
Włożyłam palce w jego włosy i zaczęłam go delikatnie głaskać.
– Luke, nie mam zamiaru odchodzić, ale... ja muszę... – przełknęłam ślinę, zamykając powieki – to przemyśleć.
– Rozumiem – podniósł się i spojrzał na mnie ze smutkiem.
Wstał z łóżka i wyszedł z mojego pokoju. Szybko przyłożyłam twarz do poduszki całkiem zagubiona. Zdecydowanie znów za dużo się działo wokół mnie. Ashley w ciąży, pojawienie się Alice i na dodatek wyznanie Luke'a. Nie chciałam go zranić, ale sama nie wiedziałam, czy czuje to samo co on. Był dla mnie cholernie ważny i ja również bałam się go stracić. Co powinnam zrobić? Przede mną długie rozmyślanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz