[Rozdział 91]
rainbow.unicorn:
Zastanawiam się, co się odpierdala w moim domu ;-;
ilovesleepx:
Jak mnie zdradzasz to masz po jajach.
rainbow.unicorn:
Nie, nie, to nie to.
Luke z Maddy od kilku godzin siedzą na górze, to nie nowość, ale zazwyczaj schodzili na pięć minut, by coś zjeść, a teraz nic ;-;
Poza tym zamieszkała z nami jakaś Alice, laski nie znam, ale chyba Ash tak. Calum powiedział, że źle jej z ryja patrzy.
ilovesleepx:
hahahaha oryginalnie
rainbow.unicorn:
A moja siostra zamknęła się w pokoju od rana i w ogóle mam idiotów w domu.
ilovesleepx:
A największym jesteś ty, kotuś <3
rainbow.unicorn:
Dzięki, maleńka <3
Pójdę do Maddy po porady, jak cię poderwać :3
ilovesleepx:
A ja do Celesty, jak ci przyjebać XD
Generalnie nie znam jej, ale Maddy zna więc YOLO!
rainbow.unicorn:
Aha, a dlaczego akurat ta Celesty?
ilovesleepx:
Bo ona ponoć groźnie wygląda, więc bić się pewnie umie ;)
rainbow.unicorn:
Będziemy uprawiać dziki seks. Ty będziesz mnie kaleczyć, a ja będę rżnął :D
ilovesleepx:
Ugh, zara wyrzygam chipsy.
rainbow.unicorn:
Kochasz to <3
[Rozdział 92]
Zostały dwa dni do powrotu, a ja cały wczorajszy wieczór rozmyślałam nad własnymi uczuciami. Luke nie przyszedł tej nocy do mojego pokoju, nie spał obok. To zabolało, ale z drugiej strony przecież sama mówiłam, że muszę to przemyśleć. Za to Michael mnie odwiedził z zapytaniem, co Roni lubi dostawać, robić i ogólnie. Zaśmiałam się pierwszy raz tego wieczora, bo bez tego raczej nie było mi do śmiechu. Rozmawiałam z nim przez godzinę, a on uważnie wsłuchiwał się w moje słowa, które składały się w dobre rady. Czyżby mu zależało? Nim wyszedł, spytał jeszcze, czy wiem, co się dzieje z jego siostrą. Korciło mnie, by mu powiedzieć, jak jest, ale to w końcu nie była moja sprawa.
Tak oto, gdy wyszedł, wreszcie się skupiłam i doszłam do wniosku, że muszę porozmawiać z Luke'm. Z samego rana wyczołgałam się z wyra i poszłam po cichu do pokoju chłopaka. Ok, przez 'rano' mam na myśli – czwartą. Otworzyłam po cichu drzwi i zobaczyłam, że chłopak śpi twarzą do ściany, czyli na swoim lewym boku. Łóżko miał w rogu pokoju na wprost od drzwi. Podeszłam po cichu i zauważyłam, że oddycha miarowo, czyli spał. Wyglądał tak... inaczej. Był skulony, a ręce miał splecione. Włosy opadały na jego czoło tak, jakby miał te zimne poty. To moja wina, pomyślałam. Położyłam się obok niego i objęłam ramieniem, choć to nie łatwe, bo był ode mnie większy. Przyłożyłam swój lewy policzek do jego pleców i starałam się zasnąć. Nagle poczułam, jak chłopak bierze moją prawą dłoń i splata nasze palce. Żadne z nas nie miało odwagi odezwać się jako pierwsze, więc postanowiłam się przełamać.
– Przepraszam, Luke – spiął się. – Przeze mnie znów spałeś sam – rozluźnił się.
– Serio za to mnie przepraszasz? – Zaśmiał się cicho.
– Za coś muszę... – uśmiechnęłam się. – Przemyślałam wszystko i Michael mi w tym troszkę pomógł.
– Mike? – Zdziwił się.
– Przyszedł i zaczął wypytywać o Roni, a gdy wyszedł, to zrozumiałam, ile cię kosztowało to wyznanie. Michael najwidoczniej chcę to zrobić poprzez czyny. Ja... – zawahałam się. – Myślę, że... też... – czułam, jak moje policzki płoną – coś dla mnie znaczysz.
Milczał, a ja czułam ogromną gulę w gardle i wiedziałam, że moja kwestia się skończyła. Czekałam na reakcję, którą po chwili dostałam. Odwrócił się do mnie przodem i podniósł na prawym łokciu. Patrzył na mnie, jakby chciał coś wyczytać z mojej twarzy, która była w tamtym momencie pomidorem. Przewróciłam się na plecy i zakryłam twarz ramieniem. Poczułam, jak zimne palce oplatają się wokół mojego nadgarstka i ściągają z mojej twarzy rękę. Przyłożył swoją dłoń do mojego policzka, a mnie przeszły ciepłe dreszcze. Nachylił się wolno i niepewnie dotknął swoimi wargami moich. Na moment leżałam jak kłoda, przyswajając to, co się właśnie wydarzyło ze mną w roli głównej. Oddałam pocałunek, kładąc swoją dłoń na jego lewy bok szyi. Czułam niesamowite ciepło bijące od niego, choć początkowo jego dłonie były lodowate, to myślę, że to zupełnie inne ciepło. W tym delikatnym pocałunku było więcej uczucia, niż się spodziewałam. Nie, nie tylko jego, ale również mojego. Gdy odsunął się, głaskał mnie po policzku. Uśmiechnął się lekko, co sama też zrobiłam. Zepchnęłam go na jego miejsce. Wślizgnęłam się pod kołdrę i położyłam na prawym boku, cały czas się uśmiechając. Luke szybko objął mnie ramieniem i przysunął bliżej siebie, całując w tył głowy.
[Rozdział 93]
Zaraz po przebudzeniu, Luke uświadomił mi, że to nie był sen. Poranek zaczął się dobrze i nawet chłopak przestał myśleć o Alice. Zeszliśmy na dół w dobrych humorach, zastając w kuchni zdziwionego Cal'a.
– A wy co tak gruchacie od rana? – Spytał, poruszając brwiami.
– Nie twój interes, Hood – wyszczerzył się blondyn.
Otworzyłam lodówkę i zaczęłam przygotowywać nam śniadanie.
– Ej chodźmy gdzieś dzisiaj, całą paczką. Niedługo wracacie do Ramsey i was znów nie zobaczymy – wyjęczał.
– Całą, masz też na myśli Alice, mam racje? – spytał.
– Ugh, nie żeby coś, ale laska nocuje w pokoju Ash'a, a przez pół nocy słyszałem ich chichoty – udał odruch wymiotny. – Mam złe przeczucia co do niej. Nie moja wina, że jak na nią patrzę, to widzę chodzące kłopoty.
Trochę się przestraszyłam możliwej reakcji Luke'a, ale zupełnie niepotrzebnie.
– Przyjacielu, gdzieś ty był przez całe moje życie? – Podszedł do Cal'a, obejmując go.
– Boże, coś ty z nim zrobiła?! – Poklepał blondyna po plecach, a ten się odsunął z wielkim bananem na twarzy.
– Z Luke'm? – W kuchni pojawił się Ash, a zaraz za nim Mike z nosem w telefonie.
– On przed chwilą prawie wyznał mi miłość braterską – Calum odsunął się na drugi koniec kuchni.
– Po prostu myślałem, że tylko ja w tym domu wyczuwam zło – oparł się o blat.
– Jakie zło? – Zdziwił się Ash.
– Nieważne. Bracie! – Teraz to Calum wpadł w objęcia Luke'a. Ten się tylko zaśmiał.
– Boże, widzisz i nie grzmisz – Ashton spojrzał w górę.
– To wyjdźmy gdzieś, zdzierżę zło – Cal wywrócił oczami.
– Ale że my wszyscy? – spytał Michael.
– Tak. Wyjdźmy na jakąś pizze, a potem... – proponował Cal, a mi się coś przypomniało.
– Luke, nie byliśmy w kinie! – Blondyn spojrzał na mnie i uśmiechnął się szeroko.
– Dziś pójdziemy. Bilety są jeszcze ważne, a jeśli nie zdążymy, to mówi się trudno, majątek nie kosztowały – wzruszył ramionami, kradnąc kanapkę.
– Co ty dziś taki radosny? – Ashton uśmiechnął się pierwszy raz od dawna.
– A bo muszę mieć powód?
Dyskutowali jeszcze przez kilkanaście minut, a ja w tym czasie zdążyłam zjeść śniadanie i się ogarnąć. Zajrzałam do Ash, która obiecała, że do nas dołączy, gdy tylko się ogarnie. Wyruszyliśmy więc w szóstkę na miasto, nie mając konkretnych planów. Luke trzymał mnie za rękę i cały czas był w dobrym humorze. Miałam nadzieje, że w takim już pozostanie do końca dnia.
***
Siedzieliśmy przy ognisku, bo chłopakom się zachciało uczcić ostatnie dni wakacji. Luke obejmował mnie ramieniem, a ja ciągle zamartwiałam się o Ash. Wysłała durnego sms'a, że nie ma ochoty oglądać Alice i Ash'a razem, więc zostanie w domu.
– Już niedługo wracamy do domu – szepnął na moje ucho. – Jeszcze tylko jutro.
– Wiem, szkoda – spojrzałam na niego, uśmiechając się smutno.
– Zawsze Michael może wpaść – znalazł pozytyw.
Zaczęłam się głośno śmiać, gdy nie dostałam nagle wiadomości.
Od: Roni
Przypierdol temu psu, bo nazwał cię Panią „Hemmings" i powiedział, że masz brzydkie włosy ;-;
Spojrzałam z mordem na Clifford'a, który wgapiał się w ekran telefonu, śmiejąc się pod nosem.
– Wybacz, muszę nakopać bratu.
Wstałam z ziemi i zaczęłam iść w kierunku Michael'a. Ledwo podniósł wzrok na mnie, a zaczął uciekać, piszcząc.
– ONA KŁAMCZYŁA! MASZ ŚLICZNE WŁOSY I WCALE NIE JESTEM ZAZDROSNYM BRATEM!
Goniłam go wokoło drzew.
– Już nie żyjesz, psie!
– SIOSTRA, ALE JA CIĘ KOCHAM, MIŁOŚCI MA! HEMMINGS ZABIERZ TĘ WŚCIEKŁĄ WIEWIÓRĘ ODE MNIE!
Poprosił o pomoc.
– Wybacz, stary, ale najwidoczniej sobie zasłużyłeś! – odkrzyknął mu.
– PRZYJACIEL ZA DYCHĘ! A JA POWIEM JEJ, CO ROBIŁEŚ ZE ZDJĘCIEM, KTÓRE ZNALAZŁ HOOD!
A to mnie zaciekawiło. Przystanęłam i spojrzałam na blondyna, który był przerażony.
– Nie wiem, o czym ty mówisz, prawda Hood? – spojrzał wymownie na przyjaciela.
– Ja też nie. On kłamie, szuja – wybronił.
– Michael, umówię cię na randkę z Roni, jak mi powiesz, co robił ze zdjęciem!
Chłopak szybko znalazł się obok mnie z szerokim uśmiechem.
– Ano... – chciał powiedzieć, ale Luke rzucił się na niego i popchnął do sadzawki.
– Mówiłem, byś go nie słuchała – cmoknął mnie szybko w nos.
– Ty kurwo niedojebana! – Mike wyszedł z wody i teraz on gonił blondyna.
Czasem się zastanawiałam, czy nie jestem w ukrytej kamerze z nimi.
Spędziliśmy miło czas, mimo obecności Alice. Ashton poświęcał jej większość swojej uwagi, ale na nas też czasem ją zwracał. Luke natomiast zdawał się nie przejmować obecnością rudowłosej. On, Cal, jak i Mike byli cali mokrzy, bo wylądowali w sadzawce, co skomentowałam głośnym wybuchem śmiechu. Do tej pory nie wiem, jakim cudem Cal tam trafił, ale nie ważne. Teraz wracaliśmy w dobrych humorach do domu, ale gdy tylko otworzyłam drzwi, to o mało się nie zabiłam o pustą butelkę na podłodze.
Wszyscy zaniemówili na widok bałaganu panującego w domu, smrodem alkoholu oraz papierosów.
– Boże, Ashley!
Krzyknęłam, przypominając sobie, że jest w ciąży. Zaczęłam jej szukać, ale nie musiałam daleko. Leżała w kuchni skulona przy szafce. Podbiegłam do niej szybko. Te wszystkie butelki... ile ona mogła wypić?
– Luke, dzwoń po karetkę! – Rozkazałam, co wykonał, wychodząc z pomieszczenia.
Dziewczyna była na wpół przytomna, ale widziałam, że coś ją boli. Co, jeśli przez swoją głupotę poroni? Nie wybaczyłabym sobie, że zostawiłam ją samą. Wszyscy stali w wejściu do kuchni, nie wiedząc, jak pomóc. Jedynie Michael, gdy się otrząsnął, zjawił się obok mnie, prosząc siostrę, by się do niego odezwała. Dla nich to było typowe uchlanie się, ale dla mnie i Luke'a oznaczało coś znacznie gorszego.
[Rozdział 94]
Czekaliśmy z Mike'm i Ash'em na korytarzu w szpitalu. Trochę się bałam, że Luke został sam w domu z Alice i Cal'em, ale miałam nadzieje, że krew się nie poleje. Tak bardzo też martwiłam się o Ashley i dziecko. Dlaczego to zrobiła? Miała przecież... obiecała, że porozmawia z Ashton'em. Nagle podchodzi do nas lekarz i mierzy wzrokiem.
– Ktoś z rodziny? – spytał.
– Ja! – Mike podszedł bliżej. – Jestem bratem i jedyną rodziną. Co z nią?
– No cóż... – spojrzał na kartę z badaniami. – Nie wygląda to dobrze, dziewczyna przeżyje, ale nie jesteśmy pewni, co do dziecka.
– Dzie-Dzie-Dzie co? – Michael jąkał się.
– Jakiego kurwa dziecka?! – Warknął oszołomiony Ash.
– Nie wiedzieliście? – Zdziwił się lekarz.
– Ja wiedziałam, dlatego kazałam zadzwonić po karetkę. Martwiąc się o dziecko – wstałam z niebieskiego krzesełka.
Czułam na sobie wzrok chłopaków.
– Myślimy, że zdołamy uratować to dziecko, ale... wypiła sporą ilość alkoholu. Po wytrzeźwieniu spotka się z nią psycholog. Próba samobójcza to jedno, ale zabicie dziecka to drugie.
– Rozumiem – pokiwałam głową.
Lekarz pożegnał się z nami i poszedł do innych pacjentów. Teraz to już w ogóle czułam, jak wypalają we mnie dziurą.
– Dlaczego nic nie powiedziałaś? – Warknął Ash.
– To była... – próbowałam się usprawiedliwić, ale on po raz kolejny na mnie naskoczył.
– Ona nie raczyła mi tego oświadczyć, więc powinnaś ty to zrobić! To w ogóle moje dziecko? – Zmarszczył brwi.
Michael się zdenerwował i przyparł Ashtona do ściany.
– Sugerujesz, że moja siostra się puszczała?! – Warknął. – Nie sądziłem, że jesteś aż takim dupkiem! Jeśli to dziecko przeżyje, w co oczywiście wierzę, nie pozwolę ci się więcej zbliżyć do mojej siostry, a łożyć na utrzymanie dziecka będziesz! Nie spodziewałem się, że ją wykorzystasz i jeszcze będziesz miał do niej o to pretensje!
– Mike... – dotknęłam jego ramienia, ale on zdawał się mnie nie słyszeć.
– Bujaj się ze swoją Alice, bo od kiedy się pojawiła, nie interesowałeś się Ash, która siedziała całymi dniami w pokoju, teraz rozumiem dlaczego. Skończony dupek i ja się dziwiłem, że z Luke'm macie na pieńku – prychnął.
Puścił go.
– Gardzę tobą, Irwin... Wyprowadzę się z nią najdalej od ciebie – pogroził palcem przy jego twarzy. – Nawet się do niej nie zbliżaj, bo gorzko pożałujesz, a teraz wypierdalaj stąd!
Wskazał ręką kierunek wyjścia. Spodziewałam się, że Ash zacznie walczyć, ale się pomyliłam. Zabrał kurtkę z krzesełka i po prostu odszedł.
– Jeszcze się będzie na ciebie wydzierał, jakbyś kurwa zawiniła! – Usiadł wściekły.
Nie poznawałam w tym momencie Michael'a zawsze radosnego, dowcipnego... Przestał być idiotą, kiedy ktoś krzywdził bliską mu osobę. Położyłam głowę na jego ramieniu, obejmując go.
– Będzie dobrze, Mike.
– Musi, Maddy...
[Rozdział 95]
@moonlush joined the chat room...
@ilovesleepx joined the chat room...
awenaqueen:
hej laski
ilovesleepx:
Hejo :3
moonlush:
Siema i któż to?
ilovesleepx:
Że ja?
moonlush:
jojojo
awenaqueen:
Aaa bo wy się nie znacie.
Roni, to moja znajoma Celesty.
Cel, to moja przybrana siostra Roni :")
ilovesleepx:
Wreszice cię poznaje!
Wreszcie*
Mam sprawę!
moonlush:
Nono?
ilovesleepx:
Umiesz się bić?
moonlush:
Chcesz mnie obrazić?
Jasne, ze tak!
ilovesleepx:
Omfg, to potem dasz mi poradę jak ujebać jaja facetowi X"D
moonlush:
No spoko, już cię lubię :D Co tam w Sydney, Awciu?
ilovesleepx:
Właśnie!
awenaqueen:
Średnio. Mogę się wygadać?
moonlush:
Wal.
awenaqueen:
Pozytywne strony wyjazdu – Luke jest moim chłopakiem, Ashley jest w ciąży
I chyba to tyle.
Negatywne – jest bliska poronienia, a to wszystko przez Alice byłą Luke'a i znajomą Ashton'a, Michael z Ashem się pokłócili.
Pomóżcie mi jakoś, bo siedzę już w domu, a Mike sam w szpitalu.
moonlush:
Weź tę kurwę za kłaki, wypierdol z domu, bo ja tam zaraz przylecę i jej kurwa z życia piekło zrobię.
Kurwa, ale się wkurwiłam, ja peirdole
ilovesleepx:
Drastyczne środki, Cel.
Proponuje ją olać skoro Ashton'owi nie przeszkadza, że przez nią się jego „związek" rozwala. Chuy z nim :")
awenaqueen:
Niby wracamy już po jutrze, ale cholera, nie chcę jej zostawiać samej.
moonlush:
Szkołę olewać mogę tylko ja, to raz.
A dwa, mówię że masz lasce kulturalnie wyjebać od PRZYJACIÓŁKI Celesty :D
ilovesleepx:
Boże, Cel XD
moonlush:
No źle mówię? Niech pokaże kto rządzi! Ja bym pokazała, że laska na oiomie by już była :P
awenaqueen:
Roni?
ilovesleepx:
Ja!
awenaqueen:
Napisz do niego, bo on serio teraz tego potrzebuje. I błagam, nie obrażaj go, po prostu pokaż, że ma wsparcie.
ilovesleepx:
Czemu ja?
awenaqueen:
Bo on się w tobie buja, więc bardziej doceni. Roooooni <3 Żelki ci kupie <3
ilovesleepx:
Dobra, ale pizza do tego ;-;
awenaqueen:
Tak jest!
~*~*~*~
ilovesleepx:
Mike?
Kotuś?
Kotek?
Ognista pałko?
rainbow.unicorn:
Co?
ilovesleepx:
Nic, chciałam tylko...
Ily ;-;
rainbow.unicorn:
Naćpałaś się helu?
ilovesleepx:
Pf, ja ci tu miłość wyznaje, proszę o pofarbowanie włosów wspólnie, a ty co?!
A idź.
rainbow.unicorn:
Nie no, ja też cię kocham, maleńka <3
Dostane hot zdj :3333333
ilovesleepx:
Ok, ale przefarbujesz ze mną włosy! ;D
rainbow.unicorn:
Kobieta mego życia *^*
ilovesleepx:
Mężczyzna i ojciec moich dzieci ;*
rainbow.unicorn:
Najebałaś się czy co?
ilovesleepx:
*załącznik*
A teraz mów, jak mnie pragniesz 8)
rainbow.unicorn:
Pożądam w chuj mocno, ruchałbym do rana aż prosiłabyś sama,
Dzieci z tobą ja chcieć, choć nigdy ich nie chciałem mieć *O*
ilovesleepx:
Mój poeta <3
[Rozdział 96]
Atmosfera w domu była nie do zniesienia. Ashton patrzył z byka na wszystkich, bez kija nie podchodź; Mike wrócił, to zamknął się w pokoju, a następnego dnia z rana pojechał do szpitala. Z tego, co wiedziałam, Roni udało się go jakoś wesprzeć. Ja z Luke'm siedziałam w pokoju, nie ryzykując kolejnego naskoku ze strony Irwin'a. Alice z nim przesiadywała, a Calum często wbijał do naszego pokoju, bo miał dość samotności. Urocze w pewien sposób.
Przyszedł dzień wyjazdu, z czego się niezbyt cieszyłam. Ash miała dopiero wyjść ze szpitala za kilka dni, czyli dopóki lekarze się nie dowiedzą czy z dzieckiem jest dobrze. Stałam na lotnisku i czekałam z Luke'm na odprawę. Cały czas badał moją twarz, jakby czekając, aż się rozpłaczę czy coś. Nie miałam zamiaru, cieszyłam się, że wracam chociaż z nim. Nagle usłyszałam nawoływanie swojego imienia.
– Siostra, nie wyjeżdża się bez pożegnania – Michael przytulił mnie mocno.
– Nie chciałam zawracać ci głowy – wtuliłam się w niego.
– Gdyby nie Roni to nawet bym nie wiedział, że dziś wylatujecie! – Powiedział z wyrzutem. – A ty, łodygo?
– Co ja? – Udał idiotę.
– Grzecznie mi się zachowywać, bo nie chcę zostać drugim wujkiem w tak młodym wieku – otarł niewidzialną łezkę.
– Hej! Jak będę chciał dzieci, to je sobie zrobię i nie będę się ciebie pytał o zgodę – prychnął, a ja uderzyłam go w ramie.
– Jak już to musisz spytać mnie, a poza tym, nie planuje dzieci, więc – zwróciłam się do Mike'a – nie bój nic.
– Moja krew – znów mnie przytulił.
Pożegnał się jeszcze z Luke'm i sięulotnił. Dopiero co zaczęliśmy ze sobą chodzić, a ci o dzieciach rozmawiają. Ja chcę skończyć szkołę i pójść do dobrego collegu, a potem myśleć o rodzinie.
***
Ledwo przekroczyłam próg domu, to zostałam przygnieciona przez Viv, która wpadając na mnie, przewróciła nas. Z salonu wyszła zaciekawiona mama i Ron. Oboje zaśmiali się na nasz widok. Idąc do swojego pokoju, siostra nawijała, że już niedługo szkoła i się stresuje. Ona? A co dopiero ja, kiedy w poprzedniej miałam niesamowite problemy. W nowej planowałam nikogo nie udawać, zważywszy, że Roni miała być ciągle ze mną i najprawdopodobniej Celesty również. Luke planował iść do collegu razem ze mną, więc ostatni rok miał poleniuchować albo poszukać pracy.
– Roni idzie – powiedziała, spoglądając na telefon.
Numerami się wymieniły? Nagle do pokoju wbiega brunetka, ciężko dysząc.
– Co mi pipo nie piszesz, że jesteś!
Podła na mnie i przytuliła mocno.
– Dusisz – wydyszałam.
– Należy ci się. Opowiadaj jak podróż? No i w międzyczasie zamów mi obiecaną pizze – rozsiadła się na łóżku.
Opowiedziałam jej cały mój pobyt w Sydney ze szczegółami, a najbardziej zaciekawiona była, w jaki sposób ja i Luke staliśmy się parą. W międzyczasie wpieprzała pizzę, którą jej zamówiłam.
– Złożyłaś, mam nadzieję, papiery do tutejszego liceum? – spytała.
Obie leżałyśmy na moim łóżku i wgapiałyśmy się w sufit.
– Mama mi obiecała, że doniesie brakujące papiery – odpowiedziałam.
– I ty wierzysz jej tak na słowo po tym wszystkim? – Spojrzała na mnie.
– Wierzę, że się zmieniła – odparłam.
– Maddy! – Zawołała moja matka z dołu. – Celesty do ciebie!
Spojrzałyśmy się z Roni po sobie, a ja czym prędzej wybiegłam z pokoju. Na dole przy schodach spotkałam blondynkę z jak zwykle mocnym makijażem i skąpym ubraniem. Obdarte dżinsowe szorty, podarta bokserka i na to czarny luźny bezrękawnik. Kiwnęłam na nią ręką, by weszła na górę. Chwilę potem obie leżałyśmy na moim łóżku razem z Roni.
– Boże, ty przerażasz tym wyglądem – zaśmiałam się ze słów brunetki.
– Cicho – wywróciła oczami. – Gotowe? Za cztery dni szkoła!
– Co ty taka szczęśliwa z tego powodu? – Zdziwiłam się.
– No jak to co? – Udała oburzoną. – Można sprać niektórych ludzi, by mieli do mnie respekt, proszę cię.
– No tak...
***
Gdy dziewczyny wyszły, postanowiłam coś przekąsić, więc zeszłam do kuchni. Zrobiłam sobie dwie kanapki z ogórkiem i już wracałam do pokoju, gdy mama zawołała mnie z salonu.
– Hm? – Pytam, stając w progu. Czytała jakąś książkę, a Ron zapatrzony był w ekran laptopa z okularami na nosie.
– Nie miałyśmy okazji zbyt dużo rozmawiać, więc usiądź, proszę – wskazała na fotel.
Trochę się przestraszyłam, co ma mi do zakomunikowania. Może chodziło o moją szkołę i Roni miała rację?
– Niedługo zamieszka z nami córka Rona – rozdziawiłam usta. – Przepraszam, że wcześniej nie wiedziałaś nawet o jej istnieniu, ale tak jak mówiłam, nie było, kiedy ci powiedzieć. Będziecie razem chodzić do szkoły i liczę, że się polubicie.
– Am...
Zdziwiła mnie tymi słowami. Spodziewałam się najgorszego, a tymczasem mogę mieć kolejną siostrę.
– Postaram się – posłałam jej szczery uśmiech.
– Uf, jak dobrze to słyszeć – przyłożyła dłoń do klatki piersiowej. – Dobrze, już cię dłużej nie zatrzymuje, bo chyba Luke znów zakradł się do twojego pokoju – wywróciła oczami.
Czym prędzej poderwałam się z fotela, zmierzając do swojego pokoju. Od jak dawna ona wiedziała? Luke praktycznie zawsze bywał u mnie na noc, więc może... Otworzyłam drzwi gwałtownie i co zastałam? Blondyna leżącego na łóżku. Skąd matka to wiedziała? Odstawiłam talerz z kanapkami na biurku.
– Coś się stało? – spytał.
– Nic, po prostu moja matka i tak wie, że jesteś stałym bywalcem w moim pokoju – usiadłam obok niego.
– Ups... – zrobił grymas. – Wyrzuca mnie?
– Nie – zaśmiałam się lekko. – Zakomunikowała mi, że mam siostrę – zmarszczył brwi. – To córka Rona.
– Och, nie wiedziałem, że ma córkę.
– Ja też, ale w sumie co w tym złego? Fajnie będzie poznać siostrę.
Położyłam się obok niego, olewając moją kolację. Podniósł głowę na chwile, by umieść pod nią swoją rękę. Splotłam swoje palce z jego, a on objął mnie w tym czasie drugą w talii.
– Minęło kilka godzin, a ja już zacząłem tęsknić – szepnął wprost do mojego ucha. – Chyba powinnaś zamieszkać ze mną, moje mieszkanie jest za puste.
– Zaproś do siebie Michael'a i Ashley, przyda się im to. O! Albo Calum'a, który pewnie dostaje pierdolca z nimi. – Może to było kiepskie śmiać się z tej sytuacji, ale wolałam to, niżeli płakać.
– W życiu! Oszalałaś chyba – oburzył się.
Fajnie by było, gdybyśmy wszyscy mieszkali w jednym miejscu, w grupie raźniej.
[Rozdział 97]
sexyboylol:
Ja musze wam coś wyznać.
poniesforever:
Możesz zejść na dół i powiedzieć, siedzę w salonie :")
rainbow.unicorn:
Możesz też przyjść do mnie a nie pisać tu ^^
penguinboy:
Może po prostu niech to powie?
ilovesleepx:
Właśnie, psie -,-
rainbow.unicorn:
;-;
awenaqueen:
Cicho!
sexyboylol:
Dzięki, Awcia :D
A więc przez te wasze problemy z laskami – bez urazy dziewczyny – stwierdzam, że bycie hetero jest przykre ;-;
rainbow.unicorn:
ŻE CO KURWA CHCESZ PRZEZ TO PWOEIDZIEĆ HOOD?!
ilovesleepx:
ZAMKNIJ PASZCZE PSIE!
rainbow.unicorn:
Za co ja cię kocham ;-;
awenaqueen:
Teoretycznie to komplement, bo ona kocha psy, co równa się z tym, że i ciebie :)
rainbow.unicorn:
NO FAKTYCZNIE! MÓWIŁAŚ O TYM!
ilovesleepx:
Co?
rainbow.unicorn:
Nic, nic.
poniesforever:
No kontynuuj swoją myśl, Hood
sexyboylol:
No i 2Ash ma ze sobą problemy i jeszcze dziecko ;_______;
Do tego Luke i Maddy żyli wieki w friendzone
Michael i Roni też się to zapowiada
rainbow.unicorn:
W ryj chcesz?
penguinboy:
Przyjadę i ci zakurwie :"D
awenaqueen:
Dzieci -,-
poniesforever:
Dzięki Cal.
sexyboylol:
NO ALE PODSUMOWANEI!
UWAGA!
ilovesleepx:
Dajesz
rainbow.unicorn:
Dać to mu ja zaraz dam, ale po ryju
sexyboylol:
ZOSTAŁEM GEJEM OKEY?!
A TERAZ WYCHODZĘ, PAA!
@sexyboylol is offline...
rainbow.unicorn:
Co on napisał?
poniesforever:
Zaraz zwymiotuje. Luke przyjeżdżaj i bierz go, bo byłbym spokojniejszy, gdyby już kogoś miał.
penguinboy:
Hehe, zapierdolę cię Irwin :)))))))))))))
awenaqueen:
Roni, wiesz co to oznacza?
ilovesleepx:
Operacja: Znaleźć dziewczynę nim Calum znajdzie chłopaka?
awenaqueen:
Bingo siostro 8|
ilovesleepx:
8|
penguinboy:
Ten jej uśmiech mnie przeraża w tym momencie
awenaqueen:
I tak wiem, że mnie kochasz <3
penguinboy:
Raczej nie inaczej ;*
rainbow.unicorn:
Awww, rzygnąłem
poniesforever:
Aż tu doleciało
rainbow.unicorn:
Uważaj bym ja nie doleciał -,-
penguinboy:
A ci swoje.
[Rozdział 98]
awenaqueen:
Celesty, jest sprawa :3
ilovesleepx:
Właśnie :3
moonlush:
Nie mam kasy.
awenaqueen:
Nie o to
ilovesleepx:
A masz coś do żarcia?
moonlush:
Mam, zamówiłam chińszczyznę.
ilovesleepx:
Ooo, zaraz wpadnę :D
moonlush:
A wpadaj :P
awenaqueen:
RONI NIE O ŻARCIU PRZYSZŁYŚMY NAWIJAĆ!
ilovesleepx:
No racja xd
awenaqueen:
Celesty, musisz pomóc naszemu znajomemu. Mojemu i Roni w sensie.
ilovesleepx:
Właśnie.
moonlush:
Aha, a jak mam niby to zrobić?
awenaqueen:
Bo on... zawiódł się na dziewczynach i...
ilovesleepx:
Zmienił orientacje ;-;
moonlush:
ŻARTUJESZ?!
awenaqueen:
Nie ;-;
Przecież wiem, że nie lubisz gejów, weź pomóż gościa nawrócić *^*
ilovesleepx:
Właśnie.
moonlush:
O ja pierdolę, dawać mi jego Nick, już!
awenaqueen:
TAK!
ilovesleepx:
sexyboylol
moonlush:
Dobra, dzięki.
awenaqueen:
Kocham cię, Cel <3
ilovesleepx:
Właśnie, ja też <3
moonlush:
Ugh, brakuje jeszcze lezbozy
awenaqueen:
Roni? Zacięłaś się z tym „właśnie"?
ilovesleepx:
Właściwie to nie XD
awenaqueen:
Przestaje wierzyć w ludzi.
ilovesleepx:
Ily2 ;*
[Rozdział 99]
Przegładzałam chyba po raz setny moją spódniczkę i poprawiałam kołnierzyk białej koszuli. Nigdy nie cierpiałam rozpoczęcia roku szkolnego, jak i zakończenia. Zawsze tłoczno i nudno. Teraz doszło mi pierwsze wrażenie. Chciałabym coś jednak osiągnąć w ostatniej klasie, a nie znów kogoś udawać, by się przypodobać. Oczywiście plus był taki, że Roni, jak i Celesty miały być ze mną, więc chociaż na przerwach nie miałam być samotna. Westchnęłam, stojąc przed lustrem, gdy nagle zobaczyłam Luke'a za sobą. Objął mnie w talii od tyłu, umiejscawiając swój podbródek na moim prawym ramieniu.
– Wyglądasz świetnie, co ty ciągle tak poprawiasz?
– Ugh, to nie ty się stresujesz rozpoczęciem – strzepnęłam jego ręce, poprawiając strój, bo przez niego znów coś było nie tak.
– Perfekcjonistka – prychnął, wywracając oczami.
– Lekcewarzysta – wytknęłam mu język.
– Nie ma takiego słowa, oszukistko – odpłacił mi się tym samym.
Niespodziewanie do pokoju weszła Viv ubrana na galowo. Matka chyba maczała w tym palce, bo dziewczyna nie była specjalnie zadowolona.
– Ciekawe czemu nasza siostra nie przyjechała na rozpoczęcie – usiadła na fotelu. – Ponoć jest w twoim wieku.
To prawda. Wspominali coś o tym, że jest w moim wieku, ale może po prostu chciała olać rozpoczęcie? Nasze rozmyślanie przerwał Ron, wołając nas. Ostatni wdech. Pocałowałam Luke'a w policzek i zbiegłam z młodą na dół.
– Powodzenia – zszedł za nami z szerokim uśmieszkiem.
– Nie dzięki – mruknęłam i wyszłam, biorąc swoją kurtkę z wieszaka.
Droga się nam strasznie dłużyła. Viv miała swoją szkołę bliżej niżeli ja, więc Ron wysadził dziewczynę i pojechaliśmy pod moje liceum. Zatrzymując się na parkingu, poczułam mdłości. Dlaczego w ogóle chciałam przyjść? Też mogłam olać rozpoczęcie i mniej bym się stresowała!
– Dasz radę – kierowca postanowił przemówić. – Jak przyjadę, to zabiorę ciebie i moją córkę.
Spojrzałam na niego zdziwiona.
– To ona jednak będzie na rozpoczęciu?
– Tak. Swoje rzeczy już dawno u nas zostawiła, ale prosto z lotniska miała udać się do szkoły, no, chyba że nie zdążyła.
– Rozumiem – skinęłam głowa. – Najprawdopodobniej przyjedzie po mnie Luke i zabierze też dziewczyny, więc nie musisz na mnie czekać – wyjaśniłam.
– Och, no dobrze. Ale bądź na kolacji to ją poznasz.
– Jasne, przyjdę – uśmiechnęłam się i wysiadłam z auta.
Wchodząc na aulę, zauważyłam masę nastolatków. Plastiki, popularsy, chuligany, szare myszy, kujony i jeszcze kilka niezidentyfikowanych ras. Świetnie się zaczynęło, nie ma co.
– Jesteś wreszcie! – Poczułam, jak Roni uwiesza się na mojej szyi.
Zmierzyłam jej strój, który był podobny do mojego.
– Gdzie Cel? – Spytałam, rozglądając się za blondynką.
– Poszła zapalić, zaraz ma wrócić.
– Zapalić? – Rok szkolny się rozpoczynał, a ona już zaczęła swoje akcje.
Całe rozpoczęcie nawet nie było takie złe. Wszystkie par oczu, a raczej tych z wyższych sfer, były skierowane w naszym kierunku. Czemu? Odpowiedź była jasna; Celesty nie była ubrana tak, jak powinna. Jeśli coś w jej stroju było „galowego" to obstawiałabym białą koszulkę, aczkolwiek ten nadruk na niej nie był odpowiedni, więc też nie. Czyli jednak nic nie miała galowego. Zrobiła pierwsze wrażenie; dla uczniów rewelacyjne, dla nauczycieli... nieco gorsze. I jeszcze ten smród fajek mnie zabijał.
Po całej ceremonii udaliśmy się we trzy na parking, gdzie Luke czekał przy swoim czarnym aucie. Nie wiem, ile Cel dawała mu za nauki gry na gitarze, że on takie auto sobie zafundował. Przechodząc obok grupki dziewczyn, usłyszałyśmy, co szeptały. Uśmiechnęłam się, słysząc; „ale ciacho", „po kogo przyjechał?", „chodzi do tej szkoły?". Może to, co teraz zrobiłam, nie było do końca dorosłe, ale nie byłam jeszcze dorosła i nie musiałam udawać, że jest inaczej. Podeszłam do blondyna i pocałowałam w usta. Był zaskoczony moim poczynaniem, ale uśmiechnął się przez pocałunek i w pełni go oddał.
– Gołąbeczki nasze – Celesty wykrzyczała na całe boisko, wyraźnie zaznaczając teren.
Odsunęłam się od chłopaka i wsiedliśmy wszyscy do auta. Zapieliśmy pasy i ruszyliśmy coś zjeść na mieście. W międzyczasie miał do nas dołączyć Niall, który z tego, co było mi wiadome, miał wyjechać niedługo do pracy. Zapowiada się ciekawy dzień, a przede mną jeszcze kolacja w rodzinnym gronie.
[Rozdział 100]
Roni upierała się, że chcę poznać moją nową siostrę, ale skutecznie ją od tego odciągnęłam. Luke miał wpaść do mnie koło dwudziestej drugiej, więc miałam nadzieje, że kolacyjka się nie przedłuży. Weszłam do domu i zaczęłam zdejmować buty. Było po osiemnastej, obym nie spóźniła się tylko. W tym domu ostatni posiłek był dosyć późno, bo koło dwudziestej, więc raczej byłam przed czasem. Zajrzałam do kuchni, gdzie ujrzałam tylko zastawiony stół. Wbiegłam na górę, a po chwili leżałam już na swoim łóżku. Skoro w domu jest cisza, to może jestem sama? Nie, przecież drzwi były otwarte.
Zeszłam ponownie na parter, przeszukałam każde pomieszczenie, ale nikogo nie było. Weszłam do kuchni, by nalać sobie soku. Może po prostu zapomnieli zakluczyć dom? Wzruszyłam ramionami i stanęłam jak wryta w progu pomieszczenia. Zamrugałam kilkukrotnie, by się upewnić, czy dobrze widzę.
– Och, już wróciłaś – za sobą usłyszałam głos mamy.
Spojrzałam na nią, nadal będąc w szoku.
– Poznałyście się już? – spytała, zdejmując kurtkę.
– No tylko mi nie mów, że wyżera przed kolacją? – zaśmiał się Ron, wchodząc do kuchni. – Wiedziałem!
Nie wierzę, że ona tutaj jest...
– Co się stało, Maddy? Pobladłaś – mama przyłożyła mi rękę do czoła, sprawdzając, czy nie mam gorączki.
Odsunęłam się kawałek, przełykając ślinę.
– Madeline, wszystko w porządku? – Zainteresował się Ron.
Postanowiłam się otrząsnąć i nie robić scen. To cholernie zły zbieg okoliczności.
– Tak – uśmiechnęłam się lekko.
– To poznałyście się już? – spytał, wchodząc w głąb kuchni.
Matka nadal czujnie się mi przyglądała, jakby badała powagę sytuacji.
– Poznałyśmy się w Sydney – wyjaśniła moja... nowa siostra.
– Och, naprawdę? – Zdziwił się.
– Tak wyszło – spojrzała na mnie przebiegle, wiedziałam, że coś kombinuje.
– Dobrze zatem idźcie pogadać do salonu czy coś, a my tu dokończymy kolację – pocałował córkę w skroń
Obie wyszłyśmy z pomieszczenia, z tym że ja chciałam iść do siebie, ale jej ręka mi to uniemożliwiła. Pociągnęła mnie do salonu.
– Nie mów mu nic o mojej przeszłości i wiesz... o Luke'u też – zmarszczyłam brwi.
– Co masz na myśli, mówiąc „o Luke'u też"?
– Jeśli się dowie, że chłopakiem, który prawie mnie zabił był właśnie on, to uwierz, zabroni mu przychodzenia tu – widziałam, jak w kącikach jej ust szykuje się uśmiech.
Chciała mnie szantażować, wiem to. Po prostu nie wierzyłam w swojego życiowego pecha...
– Chwila – dopiero do mnie dotarło, co ona powiedziała. – Luke wcale cię wtedy nie uderzył! Ty cały czas grasz! – Zakryła mi usta ręką.
– Zamknij się, chyba nie chcesz się wymykać do niego, prawda? – Strzepnęłam jej rękę.
– Nie będę słuchać twojej głupiej paplaniny! Najlepiej w ogóle się do mnie nie zbliżaj i obie z tego skorzystamy – odwróciłam się na pięcie.
– Myślałam, że się polubimy mimo przeszłości, ale widzę, że ty patrzysz na to, jaki ktoś był kiedyś. Żałosne.
Stanęłam przy schodach, słysząc jej słowa. To nie była prawda, ale...
– Posłuchaj mnie – wróciłam się do niej – jakbym miała patrzeć na to, jaka byłaś, to raczej strzeliłabym cię w pysk kilka chwil temu, a nie udawała, że jest ok, rozumiesz? – Zdecydowanie stanęłam zbyt blisko niej.
– Udawanie, to wychodzi ci najlepiej, prawda?
Ona mnie prowokowała. Syknęłam pod nosem i pobiegłam do siebie. Trzasnęłam drzwiami, by wyładować drzemiącą we mnie agresję. Usiadłam na fotelu, chowając twarz w dłoniach. To jakiś mało zabawny żart. Udawanie idzie mi najlepiej? To ci pokaże, jak wygląda moja gra.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz