sobota, 23 października 2021

Talks with Stranger Epilog

   

    Grudzień – Sylwester...



    Minęło sporo czasu i sporo też się pozmieniało. Mike i reszta przeprowadzili się do NY, ale prawdopodobnie długo tam nie będą, bo dla nich godzina drogi do nas to zbyt długo. Obecnie byliśmy w LA, gdzie już za kilka godzin miał odbyć się pokaz fajerwerków. Na nasze nieszczęście bądź szczęście, Alice była tutaj z nami. Roni ostatnio chodziła zamyślona tak, jakby coś się stało, ale bała się powiedzieć co. Michael codziennie biegał za nią i się wypytywał, szkoda mi go, bo widać było, jak się stara. Ashley za to miała serio ciężko. Ostatnio chciała upić łyk piwa z mojej szklanki, ale Ashton to chyba monitoring, bo pojawił się momentalnie przy nas. No, ale przynajmniej zwracał na nią uwagę, to już coś. Co do mnie, to w szkole szło mi całkiem nieźle. Wreszcie korzystałam z uroków młodości.

    Na miejsce imprezy przyjechaliśmy po dwudziestej. Ashley ubłagała Ash'a, by mogli przyjechać. Czułam, że tego wieczoru, nie odstąpi jej na krok. Celesty i Cal mieli się chyba ku sobie, ale póki co upierali się, że to przyjaźń. To jest ten friendzone? No i pawie bym zapomniała! Roni jednak nie podobał się ten róż i pofarbowała się na ciemny fiolet. Ewidentnie do siebie pasowali z Mike'm.

    Poczułam, jak ktoś obejmuje mnie od tyłu.

    – Ta noc jest wyjątkowa – szepnął na moje ucho.

    – Bo ostatnia w roku?

    – Tak, to też – odwróciłam się do niego. – Po prostu to taki dzień, gdzie coś się kończy, a coś zaczyna – spojrzał w niebo.

    – Filozof – prychnęłam i zarzuciłam ręce na jego kark.

    – Raczej realista – pochylił się i złączył nasze usta w leniwym pocałunku.



*RONI*


    Razem z Mike'm przechadzaliśmy się po pobliskiej plaży. Wyciągnęłam go tutaj, bo myślałam, że na osobności z większą łatwością to z siebie wyduszę, ale prawda była taka, że to wcale nie takie proste. Nie dziwiłam się Ashley, że dla niej powiedzenie Ash'owi o ciąży było trudne. Jeszcze ta suka Alice jej pokomplikowała.

    – Roniacz, wracajmy, zaraz pokaz – wyprzedził mnie i szedł tyłem, wciąż trzymając nasze ręce splecione.

    – Stąd też je widać. – Jeśli teraz tego nie zrobię to już nigdy.

    – Hej, no co jest? – Przystanął.

    – No bo widzisz...



*MADDY*


    Już za kilka chwil fajerwerki pokażą się na bezchmurnym niebie, więc westchnęłam ciężko, wgapiając się w gwiazdy, gdy obok mnie pojawił się Luke.

    – Posłuchaj... – splótł nasze dłonie, patrząc na nie. – Zastanawiałem się...

    – Nad? – Zachęciłam go do dalszego mówienia.

    – Bo pamiętasz, jak ci mówiłem, że moje mieszkanie jest takie puste i ciche...

    – No... – niezbyt wiedziałam, do czego zmierza. – Masz współlokatorkę i boisz się mi o tym powiedzieć? – Zaśmiałam się,

    – Nie... – ściągnął brwi. – Chodzi o to, że gdybyś chciała, to mogłabyś... – przełknął ślinę – zamieszkać ze mną, albo chociaż przebywać w moim domu, zostawać na noc...

    Wytrzeszczyłam oczy zszokowana. On... zaproponował mi wspólne mieszkanie? Teraz to ja miałam gulę w gardle.

    – Luke, ja... nie jestem pewna czy zamieszkanie to dobry pomysł, ale myślę, że nocowanie i przebywanie na początek jest dobrym rozwiązaniem.

    Nocował u mnie praktycznie codziennie, a ja miałam jakieś problemy i nie chciałam z nim zamieszkać. Już widziałam, jak go zraniłam odpowiedzią, ale po prostu nie czułam się gotowa.

    – Rozumiem – uśmiechnął się szeroko. – Może pewnego dnia jak spytam, to wtedy odpowiesz zdecydowanie – przyłożył swoje czoło do mojego, głaszcząc mnie po policzku.

    Usłyszeliśmy odliczanie, co tylko wzmogło moją ciekawość, więc odepchnęłam Luke'a, śmiejąc się.

    – A więc tak? – Uniósł jedną brew, podchodząc pewnie do mnie.

    – Nie bij – zasłoniłam miejsca, gdzie mam łaskotki.

    – Oj zbije... – gdy odliczanie się zakończyło, usłyszałam pierwsze wystrzały i... poczułam ciepłe wargi Luke'a na swoich.



*RONI*


    Michael spojrzał na niebo, gdzie rozbłyskiwały światła, a ja wreszcie zebrałam w sobie dość odwagi. Zacisnęłam dłonie w pięści.

    – Michael... – Nie zwrócił na mnie uwagi, bo zagłuszały mnie fajerwerki. – Idioto, jestem w ciąży!

    Chłopak wrócił wzrokiem na mnie, a jego usta rozchyliły się.

    – C-Co?

    – Przepraszam, wiem, że ty z tymi juniorami Cliffordami żartowałeś, ale... – Sama nie wiem, kiedy zaczęłam płakać – ja nie wiem, jak mogło to się stać.

    Ukryłam twarz w dłoniach, czując się strasznie. On zaraz ucieknie, się przestraszy i co ja zrobię? Nagle poczułam, jak mocno mnie do siebie przytula.

    – Roni... Boże... Ja nie wiem, co powiedzieć...

    – Przepraszam...

    – Za co ty mnie przepraszasz?! – W jego głosie wyczułam szok.
    
    – No bo to ogromny problem, zwłaszcza że to... bliźniaki.

    – C... Ż... – poczułam, jak mnie unosi i zaczyna okręcać.

    Gdy już mnie postawił na ziemię, spojrzałam na niego zszokowana. Jego oczy były zaszklone, a uśmiech był tak szeroki, że chyba większego nie widziałam.

    – Roni, nie przepraszaj, bo jestem w tym momencie tak w chuj szczęśliwy – ujął moją twarz za oba policzki i pocałował namiętnie.

    Czyli... Czyli zareagował zupełnie inaczej, niżeli się tego spodziewałam.



*MADDY*


    Luke odsunął się, gdy brakowało nam już tchu.

    – Przecież mówiłem, że coś się kończy – wyszczerzył się.

    – Głupek – cmoknęłam go i zrobiłam krok w tył.

    Popatrzył na mnie, a po chwili obrócił, niczym byśmy tańczyli. Jednak chwila szczęścia nie trwała długo. Luke pobladł, gdy zobaczył coś za mną.

    – Jak ty... co ty... jakim cudem ty do cholery tu jesteś?! – Warknął pod nosem.

    Poszłam za jego wzrokiem i napotkałam jakiegoś chłopaka. Kto to jest?

    Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że ten chłopak będzie niektórych zbawieniem, a niektórych problemem.









~awenaqueen~



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz