Zaraz po koncercie była impreza coś w stylu bankietu aczkolwiek tak bym tego nie nazwała. Josh i Luke na jednej imprezie... Nie wiem czy się bać, czy Josh weźmie wreszcie sprawy w swoje ręce. Akurat szukam Luka by z nim pogadać o tym co powiedział przed publicznością. Trafiam na Ashton'a.
-Sześć! - powiedział uśmiechnięty od ucha do ucha.
Skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej i czekałam.
-No cio? -wydął dolną wargę. Przewróciłam oczami -To był pomysł Luka, który nam się bardzo spodobał. Nie było czasu na wykminienie nowej piosenki więc musisz się zadowolić tym co masz - uderzyłam go w ramie.
-Bo jakbym się nie cieszyła! Za piosenkę to bym was wszystkich zabiła! Spróbujcie ją kiedyś zrobić to mnie popamiętacie! Po za tym, widziałeś blondasa?
-Niet. Odkąd tu weszliśmy gdzieś się zmył. Kto wie, może tłucze się z Josh'em.
-Na pewno nie!
Znalazłam go, ale Ash miał racje. No może nie w stu procentach, ale Luke rozmawia z Josh'em.
*Josh*
Angel miała racje. Muszę z nim pogadać. Nie liczę na ponowną przyjaźń bo jej nie chce, ale może pomoże mi to zakopać topór wojenny. Znalazłem go jak rozmawiał z jakimś gościem.
-Możemy pogadać, Luke? - podszedłem do niego. Spojrzał się na mnie jakby nie wierzył, że to do niego mówię.
-Taaa... - gościu w garniaku poszedł dzięki czemu można zaczynać.
-Postanowiłem ci odpuścić.
-Hah, a to czemu? - zadrwił.
-Powiedzmy, że przyczyniła się do tego Angel. Przed koncertem powiedziała, że powinienem z tobą pogadać - zrobił zdziwioną minę, ale po chwili zmarszczył brwi.
-Czyli wyjaśnisz mi skąd się znamy? - wkurwił mnie znowu, ale nie mogę tego pokazać.
-Nie tyle wyjaśnię co przypomnę. Pamiętasz czasy liceum? No w sumie to pierwszą klasę bo potem się wypisałeś.
-No... - przerwałem mu.
-No i jak się wypisałeś i zniknąłeś bez słowa to mnie tym strasznie wkurwiłeś. Nagle twoim super najlepszym kumplem stał się Calum. Może tego też nie pamiętasz, ale Calum był twoim wrogiem. Dlatego zdziwiłem się gdy zobaczyłem cie z nim pod szkolną bramą śmiejącego się. Potem na drugi dzień zniknąłeś. Myślałem, że nie masz czasu bo przeprowadzasz się, ale się myliłem. Minął tydzień, miesiąc potem rok... I nic. Zniknąłeś. Potem dowiaduje się z wiadomości, że założyłeś zespół z CALUM'EM - podniosłem głos - Nie szukałem zemsty za porzucenie, dawniej zwanego "brata", dopóki nie zobaczyłem tego pierdolonego artykułu w sieci! Luke i Calum w jednym zespole. Wiesz, że raz dosłownie RAZ, myślałem, że może coś zrobiłem, ale przecież ty byś nie zachował się jak gówniarz i nie skreślił mnie tak O! Tak... Myślę, że cie nienawidzę bo nie wyjaśniłeś mi dlaczego koniec z naszą przyjaźnią - jego mina jest nieokreślona. Badał każde moje słowo. Teraz przyszedł czas na jego wypowiedź. No dajesz!
-Chwila... Ty się nazywałeś Robert, a nie Josh... Josh miałeś na drugie! - brawo! A jednak coś kojarzysz! - Jak miałem cie kurwa pamiętać jak imię zmieniłeś?!
-NO PEWNIE! Bo przecież dwa pierdolone lata sprawiły, że miałem operacje plastyczną przez co nie można mnie spamiętać! - krzyknąłem na całą sale, że wszyscy umilkli. Chciał zacząć, ale mu przerwałem - Czekam, Hemmings. Czekam, aż powiesz mi dlaczego porzuciłeś przyjaciela?
Przełknął ślinę i chyba układał wypowiedź w głowie. W tym samym czasie wiedziałem, że po naszej lewej stoją już Ash, Cal i Michael zaalarmowani krzykiem.
-Nie porzuciłem... - no i wybuchłem. Uderzyłem blondyna z pięści w twarz. Upadł.
-Nie porzuciłeś?! A może nie pamiętasz?! A może kłamie?! Nie poznaje cię, Lucas. Ale mam to w dupie. Straciłeś swoją szanse bym po prostu dał ci żyć - zawróciłem się na pięcie i wyszedłem z "imprezy". Za sobą słyszałem krzyk Angel, ale nie interesuje mnie jej zdanie. Jednak nienawiść w moim sercu jest większa od chęci przebaczenia. Wybacz, mała.
*Angel*
Nagle Josh uderzył Luka i ten upadł. Ashton przytrzymał mnie gdy chciałam do nich podbiec. Pokiwał głową, że mam tego nie robić. Co się stało?! Josh miał się z nim pogodzić, a nie bić! Po chwili brunet idzie w stronę wyjścia.
-JOSH! - olał mnie i wyszedł.
Podeszłam do Luka, ale on też chciał chyba pobyć sam. Wstał i poszedł gdzieś.
Po około pół godzinie nie mogłam znieść tej ciszy. Cała trójka milczała jak grób i tylko siedzieli i czekali na blondyna. Postanowiłam się ruszyć i iść w tym samym kierunku co on. Nikt mnie nie zatrzymywał. Szłam długim korytarzem, aż natrafiłam na wyjście na taras. Wyszłam na zewnątrz i zobaczyłam jak Luke siedzi po turecku na huśtawce lekko się kołysząc. Podeszłam bliżej.
-Luke? - powiedziałam cicho. Spojrzał się na mnie smutny. Jeszcze go takiego nie widziałam.
-Przepraszam.
-Za co? To chyba nie mnie powinieneś przepraszać - po co dolewam oliwy do ognia? Zamknął oczy i ciężko westchnął.
-Za to, że dzień twoich urodzin jest tak samo chujowy jak wczorajsza noc. Miało być lepiej, tak sobie obiecałem rano. Że po koncercie zrobimy coś czego nie zapomnisz i będziesz cały czas uśmiechnięta, ale przepraszam... Nie potrafię się śmiać - tym się teraz przejmuje?
-Luke, miałam o wiele gorsze dni. Te w których nie było ciebie, chociażby. Albo dzień kiedy się z tobą pokłóciłam. Ten jest pestką bo to nie ja jestem poszkodowana.
-Jesteś. Może mniej, ale jesteś.
-Luke... - podeszłam do niego i ujęłam jego twarz w obie dłonie. Patrzył mi w oczy - Przestań się mną przejmować. Kocham cie.
Pocałowałam go lekko, ale ona pogłębił pocałunek. W brzuchu poczułam stado rozszalałych motyli. Gdy się od siebie odsunęliśmy na parę centymetrów, poczułam się szczęśliwa, choć wiem że teraz to nie najlepszy moment.
-Luke, musisz z nim pogadać i mu to wyjaśnić.
-Opowiadał ci o tym?
-Nie wiem co się wtedy wydarzyło, ale to ja mu poleciłam porozmawiać z tobą. Mówił mi że czuje się zagubiony bo nie potrafi się zemścić. Dopóki nie zaczął pisać wspólnie z nami na czacie, dopóki nie połączył swoich sił z twoimi by mnie szukać, wszystko było ok. Ale po tych zdarzeniach po prostu nie potrafił. Wiedział też, że nie chce się z tobą przyjaźnić. Był strasznie zagubiony. Chciałam by z tobą pogadał bo może wtedy by zrozumiał twoje zachowanie i to pomogłoby mu zdecydować co dalej.
-A ja spierdoliłem, co? - powiedział cicho. Jest mi ich obu strasznie szkoda. Dlaczego nie mogą tego załatwić i się pogodzić? Nagle zacisnął swoje ręce w pięści - To wszystko wina tego, że kiedyś nazywał się Robert, a nie Josh. Wiedziałem, że jego gęba mi kogoś przypomina, ale nie kojarzyłem faktów bo imię się nie zgadzało! - odchylił głowę do tyłu kładąc ją na oparciu. Wpadłam na pewien pomysł.
Ja: Gdzie jesteś?
Josh: W domu, a gdzie mam być -.-
-To twoja ostatnia szansa, Luke - popatrzył się na mnie pytająco. Pokazałam mu wiadomość i zaczaił o co chodzi. Wstał i już miał iść... - Tylko błagam! Nie bić mi się!
Pokazał ok i poszedł. Trzymam za niego kciuki. Wróciłam do głównego pomieszczenia i chłopacy od razu zaczęli się mnie wypytywać gdzie on poszedł.
Razem z nimi poszłam do ich domu. Chce spędzić z nimi jak najwięcej czasu bo 27 grudnia wyjeżdżają. Mają gdzieś już zabukowany występ na sylwka. Trochę szkoda, ale mówi się trudno i żyje się dalej.
Po dwudziestej drugiej położyłam się spać w pokoju Luka. On nie wraca już od dwóch godzin co mnie martwi. Mam nadzieje, że się nie pozabijali. W sumie... Calum. Ciekawe czemu się tak dziwnie zachowuje. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Obudziłam się kiedy poczułam, że ktoś mnie niesie. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Luka z rozciętą wargą i zadrapaniami na policzku. Jesu, oni się tłukli!!! Chyba wyczuł, że się obudziłam bo spojrzał na mnie kiedy odkładał do łóżka.
-Nie chciałem cie obudzić. Chłopcy mi napisali, że zostajesz u nas na noc - pochyla się nade mną. Dotknęłam jego zranionej wargi. Zranienie jest po drugiej stronie od kolczyka. Syknął lekko z bólu.
-Przecież mówiłam byście się nie bili - uśmiechnął się pokazując dołeczki.
-Nie dało rady bez tego, skarbie - pocałował mnie w czoło - A teraz idź spać. Pogadamy rano.
Odszedł od łóżka i zdjął bluzę rzucając ją na fotel. Poszedł do łazienki, a ja odpłynęłam.
Obudziłam się dnia następnego wtulona w blondyna. Nie chcąc go budzić po cichu wyszłam spod kołdry. Opatuliłam go szczelnie i zeszłam na dół. Wzięłam szklankę z szafki i nalałam sobie wody. Do kuchni wchodzi zaspany Mycz.
-Hej - powiedziałam.
-Cześć... - czy on z rana zawsze jest taki rozgadany?
Wziął coś z szafki ze słodyczami i poszedł z powrotem do siebie. Co on taki dziś? Ja postanowiłam, że napiszę do Ryan'a. W tym celu poszłam do salonu i usiadłam na miękkiej kanapie.
Angelix18: Hej! Ojciec bardzo zły?
Ryanxx: Dobry! Trochę xD Aż tak nienawidzi Luka?
Angelix18: Bo mogłeś mu powiedzieć, że jestem u Josh'a -,-
Ryanxx: Sorrka =/
Nagle poczułam wilgotne usta na swoim policzku i uścisk od tyłu.
-Hej - powiedział zaspany Luke.
-Hej.
-Czemu mnie nie obudziłaś? - chrypiał.
-Za słodko spałeś. Po za tym miałeś wczoraj ciężki dzień więc należał ci się wypoczynek - odchyliłam głowę do tyłu patrząc na sufit.
-Mrrrr - zamruczał - Mając taką kobietę co pozwala gnić swojemu facetowi... Nie jeden mi ciebie zazdrościć powinien - po skończonym zdaniu pocałował mnie w usta - A tak w ogóle to jak na kogoś kto nigdy się nie całował nieźle całujesz - posłał mi swój wredny uśmieszek. Życie mu chyba niemiłe!
-Musisz o mnie dbać by nikt mnie tobie nie ukradł - pomiziałam go po włosach.
-Będę bronił jak lew!
-Ooooo! Gołąbeczki! - oboje z Lukiem spojrzeliśmy się w stronę głosu.
-Ashton'ie coś ty taki radosny? - spytał Luke.
-No ba miałem fajny sen. I muszę sobie kupić dziś nowe słuchawki bo Alice mi te popsuła!
-Yyyy? Alice? - zdziwił się Luke.
-Surprise madafaka! - nagle znikąd pojawiła się Alice.
-O jezu... I cały nastrój prysł jak bańka mydlana - spochmurniał.
-Przesadzasz! - uderzyłam go i wstałam do dziewczyny - Hejo, Alice! - przytuliła się do mnie i coś czuje, że wytknęła język Lukowi.
Gdy wyszliśmy z Lukiem do sklepu spożywczego, chciałam się dowiedzieć jak poszło z Josh'em.
-Nie wiem.
-Jak to nie wiesz?! A te bicie to chociaż wam coś dało prócz ślicznych blizn? - zaśmiałam się.
-Haha, no chyba tak. Nie martw się. Przyjaciółmi nie zostaniemy, ale sobie wyjaśniliśmy to i owo - uśmiech nie schodził mu z twarzy. Czyli jest dobrze.
***
Angelix18: Ojciec dał mi karę zamiast prezentu :)
AshhBitch: Masz super ojca *^*
JoshHatesLuke: Ale dostałaś ode mnie, nie marudź :)
Angelix18: No tak, tak, śliczny <3
JoshHatesLuke: Się wie
PenguinLofAngel: Kurwa mać -_-
xCalxMex: No i tyle było XD
JoshHatesLuke: Gumka ci pękła?
PenguinLofAngel: Spierdalaj!
PenguinLofAngel: Kto odbierał dzisiejszą pocztę?
MyczLyncz: Na mnie nie patrz
xCalxMex: Na mnie też nie
AshhBitch: To chyba ja, a co?
PenguinLofAngel: GÓWNO!
PenguinLofAngel: Gdzie są te listy?!
AshhBitch: Yyyy no na stoliku, chyba...
PenguinLofAngel: No tam ich nie ma -_-
xCalxMex: Ci jak zwykle się do siebie super odnoszą *kciuk w górę*
AshhBitch: Oni są jak stare dobre małżeństwo, zawsze się kłócą ale seks załatwia sprawę :^
JoshHatesLuke: Ty uważaj bym do ciebie nie wpadł bo jak wpadnę to rozkoszy to ty do końca życia już nie doznasz :)
AshhBitch: STRASZNY!
PenguinLofAngel: O znalazłem je gdzie indziej
MyczLyncz: Gdzie?
PenguinLofAngel: List miłosny do Calum'a
xCalxMex: Dobrze, że oznajmiasz to wszem i wobec :3
PenguinLofAngel: List od matki Michael'a
MyczLyncz: WOT :O
PenguinLofAngel: iii chyba najważniejszy
MyczLyncz: Dzięki stary :')
PenguinLofAngel: Nasze bilety na samolot do Hiszpanii :)
AshhBitch: Oooo przyszły już?
PenguinLofAngel: No i tak szybko jak przyszły tak szybko i poszły
xCalxMex: Co masz na myśli?
PenguinLofAngel: Ashton zostawił wszystkie listy w umywalce :)))
JoshHatesLuke: O.o
xCalxMex: :OOOO
AshhBitch: 0.0
MyczLyncz: NIE!
PenguinLofAngel: Tak
MyczLyncz: NIE!
PenguinLofAngel: Ależ tak :)))
MyczLyncz: Zajebie chuja!
AshhBitch: Nie wracam dziś na noc...
AshhBitch: Angel, przenocuj mnie *^*
Ah, chyba między nimi nie jest jeszcze dobrze, ale przynajmniej nie jest gorzej niż było. Coś czuję, że to nie koniec moich przygód z tymi świrami.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Koniec! Jeeeej <3
Boże! Ten sezon ma aż 40 rozdziałów!
Ale i tak was kocham za wszystkie komentarze ^^
I teraz żegnać się z wami czy się nie żegnać?
~LilaSam~