*Oczami Lisy*
-Co ty z nim robiłaś?! - szarpnął mną za ramiona. Od razu się przebudziłam z rozmyśleń.
-Co miałam robić? Odwiózł mnie - wyszarpnęłam się.
-Tylko? Całowałaś się z nim? Dotykał cię? - matko, jest jak drugi Paul. W sumie to dotykał... ale on nie musiał o tym wiedzieć.
-Nie! Myślisz, że jestem taka łatwa? Litości! - prychnęłam i wyminęłam go. Weszłam do środka a tam mama śpiąca na kanapie. Oczywiście, Liam wszedł za mną.
-Musimy pogadać! - ciągnął mnie do mojego pokoju.
-Czego ty kurwa jeszcze chcesz?! - ups! Nie powinnam była tego mówić na głos.
-"Kurwa"? Nauczył cię tego! Nogi mu powyrywam! - łaził po pokoju jakby kipiał złością. Chyba serio tak było...
-Uspokój się, Conor nie ma z tym nic wspólnego! - spojrzał się na mnie wściekle.
-Nie? Co z nim robiłaś? Gdzie byłaś?!
-Odwiózł mnie...
-To już wiem! Gdzie z nim byłaś?! - ja pierdole! Ale on jest uparty!
-Wpadliśmy na siebie na parkingu. Chyba biegał... - no właśnie. Był lekko ubrany, na pewno biegał! Dlatego był taki rozgrzany!
-Mówisz prawdę? - spytał już opanowany.
-Taak!
-A gdzie byłaś wczoraj wieczorem, hm? - czyli matka z nim gadała. Okłamałam ją, że idę z Liamem, a z nim nie byłam. To musiało się wydać...
-Na imprezie... - bałam się.
-Gdzie? - chodziło mu o miejsce.
-U...Jo... - resztę imienia powiedziałam tak cicho, że na bank nie usłyszał.
-U kogo?! - dociekał.
-U Josha! Co w tym złego?
-No może to, że się schlałaś i odwiózł cię CONOR!
-No to c... - nie zdążyłam odpyskować bo mi przeszkodził.
-No, a może cię przeleciał, a ty o tym zielonego pojęcia nie masz! Trzeba było mnie ze sobą wziąć, idiotko! Conorowi zależy tylko na dupie i cyckach, więc to bardzo prawdopodobne!
-Przes... - oczy zaczynały mnie piec. Dlaczego mówi tak o własnym bracie?
-Dziś się z nim tłukłem, nie widzisz?! - pokazał na rozwaloną wargę. U Conora nic nie widziałam, pewnie dlatego, że było w cholerę ciemno.
-Biłeś? Czemu? - musiałam zadać to pytanie.
-No o ciebie! - odpowiedział, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie!
-HA?! - zdziwił mnie tym.
-Pogroził mi, że za to że rozwaliłem mu porschaka to on cię przeleci. "I skąd masz pewność, że już tego nie zrobiłem". Teraz rozumiem o co mu chodziło! Byłaś z nim na imprezie i jak nic to z tobą zrobił! Paul mi łeb urwie, zdajesz sobie sprawę w ogóle z tego, że cię przeleciał?!
-On mi nic nie zrobił! - wydarłam się na niego.
-Skąd jesteś tego taka pewna?! - oboje darliśmy się na siebie. Strasznie mi Paula przypominał.
-No bo wiem! Ufam mu i tyle! - szybko pożałowałam tych słów.
-Jesteś, aż taką idiotką, czy tylko udajesz?! Wiesz czym interesuje się Conor i ty mu "ufasz"! No trzymajcie mnie bo mnie krew zaleje!
-Przestań zachowywać się jak Paul! Bo nim w ogóle nie jesteś! - wyszłam z pokoju trzaskając drzwiami. Nic nie rozumiał. NIC! Nie ma pojęcia jak czuje się jego brat, nic o nim nie wiedział! Nienawidzę go!
Puściłam się biegiem w stronę miasta. Usiadłam na jakiś schodkach i zaczęłam płakać. Nikt nie rozumie moich uczuć... Nikt... Dlaczego moje życie musi być tak popierdolone?! Chce moje stare... gimnazjalne życie. Luźne życie. Chce do Mika! Chce do Nicoli... Oni mnie tylko rozumieją... Tak bardzo mi ich brakuje...
Po około godzinie się opanowałam. Zdziwiłam się, że nie jest mi zimno. Spojrzałam na siebie. Przecież nie oddałam mu bluzy. Powąchałam ją i poczułam znajomy mi zapach. Była taka ciepła... Nie boje się Conora. Gdyby chciał mi coś zrobić, już dawno by to zrobił. W tedy na imprezie czy dziś w lesie. Jestem pewna, że mnie nie tknął.
-Mój boże! Larissa?! - ten głos... czy to Chris? Uniosłam niechętnie głowę - Co ci się stało?! Ktoś cię skrzywdził?! Możesz wstać?! - był taki kochany.
-Zabierz mnie gdzieś. Musze się napić - spojrzał na mnie dziwnie, ale posłuchał. Zaprowadził do auta i pojechaliśmy do baru.
Postawił mi drinka. Nie czułam potrzeby zwierzenia się mu, ale on cały czas naciskał.
-Chris... Nie chcę o tym gadać. Po prostu przejebane życie - czułam, że mierzy mnie wzrokiem.
-Co to za bluza? - no tak. Cały czas miałam ją na sobie - Conora, prawda? To on doprowadził cię do takiego stanu?!
Nim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć sięgnął po telefon i odebrał.
-Dobrze, że dzwonisz. Wpadnij do baru Kwiacik. Tak, TERAZ! - ciekawe z kim gadał - Jak to?! Cholera, powiedz że nie dzwoniłeś po Josha?! Wiesz, że on rozkurwi twojego brata! - przeraziłam się. Co jak Liam doskoczył znów z pięściami do Conora - Dobra słuchaj. Macie tu być obaj! Zabierz go tu.
Schował telefon do kieszeni.
-Więcej nie pijesz - odparł. Wyśmiałam go.
-Zapomnij - zamknęłam oczy i chyba byłam zmęczona bo zaczynałam odpływać.
Nagle usłyszałam znajome mi głosy. Moje oczy momentalnie się otworzyły i spojrzałam za siebie. Conor, Josh, Liam... o nie...
Podeszli do mnie.
-Co ty tu kurwa robisz?! - znów wydarł się na mnie "braciszek" Liam.
-A nie widać?! - o tak, po alkoholu robię się drażliwa.
Złapał mnie za ramie i chciał wyciągnąć z baru ja jednak się wyszarpnęła.
-Idziemy - mówił przez zaciśnięte zęby.
-Ona nic złego nie robi. Znalazłem ją jak siedziała na ulicy - wtrącił się Chris. Pozostała dwójka patrzyła tylko zdezorientowana.
-Nigdzie z tobą nie idę - olałam go.
-Idziesz!
-Uważaj bo cię posłucham! - uniósł lekko głowę do góry i miałam wrażenie, że prosi boga o cierpliwość.
Spojrzałam na Conora. Był zmieszany.
-Paul już wie o tym co się działo... Jutro będzie w domu - wyplułam zawartość drinka. Liam nie mógł mówić poważnie!
-Co?!
-Właśnie to! Sam cię nie utrzymam skoro zaczynasz zachowywać się jak gówniara z gimnazjum - czy on wiedział? Nienawidzę cię Paul!
Już chciałam wychodzić, gdy odezwał się Josh.
-Stary...?
-Czego? - odezwał się Conor. Był zły.
-Skąd ona ma twoją bluzę?! - o kurwa... zauważył! Co teraz, co teraz?!
-Co? - oprzytomniał, gdy zmierzył mnie wzrokiem. Widziałam w jego oczach przerażenie i zakłopotanie.
-Czy to ty... - zaczął Chris.
-Co ja?! Ja nic nie mam z tym wspólnego! To nie moja bluza! - kiepska wymówka. Ale uwierzyli mu w to przyjaciele, za to Liam ni chuj.
Do domu odwiózł mnie Chris, jemu chyba najbardziej ufał Liam. W aucie milczałam. Gdy już zaparkował, musiałam spytać...
-Co z nimi?
-Pojadę do tych stukniętych braci i będę przepędzał. Conor to mój przyjaciel, a jego brat jest straszliwie o niego zazdrosny - zdziwiłam się i spojrzałam na kierowcę - no tak. Zazdrości mu sławy, wyglądu, pewności siebie... W głębi, kocha Conora, ale... Nie umie tego okazywać od kiedy umarł Nataniel.
-Natanie... ich brat? - spytałam ciekawa. Nie za wiele wiem na ten temat.
-Taa, najstarszy z nich - westchnął ciężko.
-Dzięki za podwózkę. Oddam ci kasę za drinki - zaśmiał się - No co?
-Ja stawiałem, a i tak mi się nie wyżaliłaś, więc nie trzeba... - był smutny. Coraz częściej myślałam, że koleś do mnie zarywa. Przykro mi, ale nie mogę odwzajemnić jego uczucia...
Wysiadłam z auta i ruszyłam do domu. Nie czekając długo, przebrałam się w piżamę i zeszłam coś zjeść na szybko. Na szczęście mama mnie nie zaczepiła. W końcu było po 23, pewnie śpi. Poszłam do pokoju i walnęłam się do łóżka.
Obudziłam się dość późno. Wyłączyłam budzik i się przeciągnęłam. Wczoraj miałam ciężki dzień. Liczę, że dziś będzie lepszy (oj będzie xD).
Spojrzałam na telefon. Wow. Trzy wiadomości!
Nicola ;*:
Hejo! - 02:30
Śpisz? - 02:39
KOCIE! - 03:01
Ja:
Spałam xD - 06:46
Nie liczyłam, że odpisze. Ale po chwili telefon wydał dobrze znany mi dźwięk.
Nicola ;*:
Spoko :D
Ja:
Czego chciałaś?
Nicola ;*:
Weź! XD
Ja:
No?
Nicola ;*:
Widzimy się niedługo! Paaa ;*
Niedługo?! O co chodzi? No nie ważne, pewnie nachlała się i gada od rzeczy. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej białą bluzkę na ramiączkach i czerwoną koszulę w kratę. Z krzesła wzięłam niebieskie dżinsy i poszłam do łazienki. Umalowałam się i zeszłam na dół. Mamy nie było... to dobrze. Zawibrował mi telefon. No nie!
Cholernik:
W domu?
Ja:
Może... *wytyka język*
Cholernik:
-,-
Ja:
Spierdalaj!
Cholernik:
Sama spierdalaj! Ale jak będzie cię ruchał to nie proś mnie o pomoc! I Paulowi też nie mów!
Ja:
Czyli dajesz mi wolną rękę?! :D:D:D:D
Cholernik:
-,- tak...
Ja:
KOCHAM CIĘ!
Cholernik:
Wczoraj nienawidziłaś -,-
Ja:
Kobieta zmienną jest ^^ :*
Już nie odpisał. Nie wierzę, że dał mi wolną rękę! To na pewno pisał Liam, którego znam?! A może Conor się bawił? W każdym bądź razie czas coś zjeść! Chwyciłam chleb i zerknęłam do lodówki. Wyciągnęłam z niej ogórka i szynkę. Może być. Zrobiłam sobie kanapki, bo po wymiocinach jakoś nie specjalnie chciało mi się jeść jogurt. Położyłam talerz z kanapkami na stole i zaczęłam wcinać. Nawet dobre. Wytarłam talerz suchą ścierką. Nie było na nim nic prócz okruchów. Schowałam z powrotem do szafki i ruszyłam w kierunku moich sexy butów. Sarkazm, ludzie! Ubrałam je i narzuciłam na siebie kurtkę. Przejrzałam się w lustrze. Ta koszula nie była zapięta na guziki tylko związana za końcówki. Do tego upięty niechlujnie kok. O czymś zapomniałam? TORBA! Znów pobiegłam na górę i chwyciłam ją. Wybiegłam z domu i zamknęłam na klucz. Spojrzałam na telefon - 7:32 - Kurwa! Puściłam się biegiem do szkoły. Czy już zawsze tak będzie?!
Nie było tak źle. Dotarłam i było za piętnaście. Na korytarzu każdy z kimś gadał. Do mnie podbiegła zdenerwowana Em.
-Co się dzieje? - spytałam. Była cała zdyszana.
-No dyrektorka kazała iść wszystkim na sale gimnastyczną! - podpierała się o mnie i łapała oddech.
-Czemu? A pewnie to kara do nieobecnych! - uśmiałam się.
-To nie jest śmieszne! Sama byłam nieobecna! - boże, ona zaraz się rozryczy! Szybko zaczęłam ją pocieszać.
Poszłyśmy razem na salę. No tłumy jakich mało. Sala była zapchana tak, że oddychać nie szło. Punkt ósma, dyrektorka przemówiła.
-Witajcie! Cieszę się, że dziś jest was tak wielu! - te jej słabe dowcipy - Mam dla was niespodziankę! Otóż, każdy będzie wykonywał w parach projekt. No może, nie każdy, ale ci którzy byli nieobecni wczoraj, na pewno! Przyjmowałam zwolnienia lekarskie dziś, więc tym osobą nic nie grozi. Teraz wyczytam nazwiska - parami.
No i zaczęło się. Gęba nie chciała mi się zamknąć tak się szczerzyłam. W tłumie wyhaczyłam Conora. Stał obojętnie z rękoma w kieszeniach spodni. Po chwili nasze oczy się spotkały. Uśmiechnęłam się do niego. Muszę oddać mu bluzę tak by nikt nie widział.
-... Wood-Scott - no i Woodzik... Chwila, co?! Czemu ja?! Przecież byłam w szkole!
Ale w sumie... z nim mogę. Uśmiechnęłam się znacząco i spojrzałam na niego. Miał mieszane uczucia, ale szczęścia nie wyłapałam. W głębi krzyczałam "TAK!" a na wierzchu "No, ale ja byłam!"
Em przydzielono do Josha. No ta to już w ogóle w siódmym niebie jest. Wyszłam na korytarz i chciałam dogonić mojego partnera, ale coś innego przykuło moją uwagę.
-Ale czad nie?! - jej słowa w ogóle do mnie nie docierały. W oddali zobaczyłam ciacho. No odwróć się cukiereczku, odwróć. O jest! Odwraca się... TO ON! Leciałam jak pojebana przez cały korytarz i skoczyłam chudemu chłopakowi na barana. Minęłam Conora, Chrisa i Josha. Czułam na sobie wzrok wszystkich.
-Kto to na mnie hasa od samego rana? Kocico, chcesz żebym zgiął się w pół pod twoim ciężkim dupskiem?! - ten jego dowcip... Kocham go za to!
-To ja, myszo! - pocałowałam go w policzek nadal będąc na plecach chłopaka.
-Złaź! - strzepnął mnie, a ja powoli zeszłam.
Po chwili objął mnie. Było mi tak cholernie dobrze! Ostatecznie pocałował mnie w głowę.
-Co tu robisz, Mike? - oderwałam się od niego, ale zarzucił na mnie swoje ramie.
-Stoję. A konkretniej rozmawiam z ziomkami, bo co? - ah, ten głupek! Dałam mu kuksańca w bok. U Mika liczył się tylko uśmiech, o smutku mowy przy nim nie było!
Podeszła do nas Em.
-Hej! Lisa, kto to? - spytała zaciekawiona.
-To Mike, mój przyjaciel z gimnazjum. Mike, to moja przyjaciółka Emma - przedstawiłam ich sobie. Podał jej rękę na przywitanie i lekko potrząsnął gdy podała swoją.
-Miło mi cię poznać! - uśmiechnął się szeroko, a ona już mdlała, czułam to w kościach.
Fakt, faktem, Mike jest cholernie przystojny. Do nas podeszli tym razem chłopacy. Josh nie byłby sobą, gdyby nie poznał rywala.
-Joł! Coś za jeden? I skąd znasz się z naszą lalą? - ta jego gadka...
-Jestem Mike! Przyjaźnie się z tą "lalą" od dawien dawna. Ale tyje cały czas - pizgnełam go mocniej w tors. Uśmiał się, debil jeden.
-Za to ty w ogóle nie tyjesz, MYSZO!
-Szczurze!
-Pchło!
-Kleszczu!
-Dlaczego kleszcz? - spytałam zdziwiona.
-Bo się mnie uczepiłaś, ledwo zobaczyłaś! - znów się zaśmiał. ZABIJE!
-Wyglądacie jak zakochani - stwierdził Chris pogodnie. Nie wiem dlaczego, ale Conor i Josh spojrzeli się dziwnie na niego.
-Ahh, no tak... Jak byliśmy razem to też tak było - nagle mina Chrisowi zrzedła, czego Mike w ogóle nie zauważył.
-Co u Paula? - wypalił nagle.
-Wyjechał na kurs.
-Jest! Czyli nie będzie mnie przeganiał z domu! - oboje zachichotaliśmy.
Usłyszałam dzwonek.
-Dobra, ja lecę na lekcję. Odezwij się potem! - krzyknęłam biegnąc do klasy z Em.
-Ale z niego ciacho! - szepnęła mi.
-Wiem...
Po lekcji chciałam oddać tą bluzę. Conora znalazłam za szkoła. Palił.
-Hej! - krzyknęłam, a on o mało papierosa nie połknął.
-Co tu robisz?! - chyba był zły.
-No, domyśliłam się, że tu cię znajdę - patrzył się na mnie dziwnie.
-Po co przyszłaś? - a no tak! Rozejrzałam się dookoła. Wyciągnęłam bluzę z torby i podałam chłopakowi.
-Dzięki. Trochę nabroiłam z nią. Przepraszam - patrzył się na mnie zdziwiony - No co?
-Nic. Nie miałem problemów. Chłopacy uwierzyli od razu - zaciągnął się.
-Aha, no to bierz.
Zabrał ode mnie bluzę.
-To co z tym projektem? - spytałam zaciekawiona kiedy się z nim spotkam sam na sam.
-Zrobisz i podpiszesz, że robiliśmy razem - czy on próbował mnie wykiwać?
-Mowy nie ma! Pracujesz na swoją ocenę! Ja nie nabroiłam i do szkoły przyszłam! - udawałam złą.
-Tak?
-Tak!
-Też byłem jakbyś nie zauważyła, głupia! - a no fakt. Wtedy był odpychający, teraz też jest.
-Pracujemy razem! Bo...
-Dobra! Przyjdę do ciebie. U mnie brat nie dałby żyć - zaciągnął się ostatni raz i wyrzucił niedopałek gasząc go nogą - przyjadę o 17, może być? Zadowolona?
-Tak! - odwróciłam się na pięcie, wiecie, niby obrażona. Poszłam do szkoły z wielkim bananem na twarzy.
W szkole pogadałam jeszcze trochę z Mikiem na stołówce. Brakowało mi tego... Jak diabli! Mimo, że jest moim byłym, to jest też przyjacielem i to prawdziwym. Przy nim zawsze się uśmiecham.
*Oczami Conora*
Z ogromnym bólem dupy wyczołgałem się z łóżka. Wczoraj była niezła zadyma, a wszystko wina jebanej BLUZY! Że też musiała ją mieć cały czas na sobie!
Ubrany zszedłem na dół. Zobaczyłem, że Liam wisi na telefonie. Pewnie pisze ze swoim Paulem. Jakoś nie jestem głodny. Wziąłem tylko kluczyki od auta i ruszyłem do garażu. Moje porsche naprawią dopiero na jutro. Chuj by to. Odpaliłem silnik i ruszyłem do zabytku zwanego też szkołą. Zaparkowałem i już czekał na mnie Chris z Joshem przy jego samochodzie.
-Siema - krzyknąłem gdy kliknąłem na pilcie od auta.
-Yo! - krzyknął Josh tym samym klepiąc mnie po plecach.
-Co tak stoicie? Nie idziemy? - kurwa, to w moich ustach źle brzmi. Ja i chęć uczenia się? Bitch please!
-Zaraz idziemy. Gdzie twoja bluza? - no musiał spytać, nie? Cwel!
-W aucie. Jest ciepło - gówno prawda, ale nie muszą o tym wiedzieć.
-Ponoć nowe twarze są w szkole w 3 klasach - wtrącił się Chris.
-Czyli w naszej? - odezwałem się. No cóż, nie przeszkadza mi to dopóki to panienki.
Pogadaliśmy jeszcze chwilę i poszliśmy do tej sali. No niezłe tłumy. Stanąłem gdzieś, a chłopacy zniknęli. Bywa i tak - pomyślałem. Nagle poczułem na sobie palący wzrok. Rozejrzałem się po sali i zobaczyłem ją. Wpatrywała się we mnie z uśmiechem. Westchnąłem i odwróciłem wzrok z powrotem na scenę. Dyrektorka zaczynała przemawiać. Gdy wymówiła moje nazwisko...
-...Wood-Scott - wiedziałem, ale skąd ja to wiedziałem? Bo to normalne. Z całego serca chcesz kogoś unikać to on usilnie pcha się do ciebie. Spojrzałem na piękność. Teraz jeszcze bardziej się uśmiechała. Ja znów westchnąłem - nieco ciężej.
Nie chciałem by mnie zaczepiła dlatego szybko odszukałem chłopaków na korytarzu.
-Słyszeliście?! Przydzieliła mnie do tej idiotki Emmy! - oburzył się Josh. No w sumie to się mu nie dziwię. Laska go prześladowała. Przeleciałby ją i miałby spokój... W sumie... Czemu tego jeszcze nie zrobił? Nagle poczułem powiew. Ktoś z prędkością światła przebiegł obok nas. Cała nasz trójka spojrzała przed siebie. To brunetka?! Wskoczyła na plecy jakiemuś kolesiowi!
-O kurwa! No to mamy problem! Co on kurwa modelem jest?! - Josh się wściekł. No cóż, konkurencją to ten koleś był niezłą.
Chwila... Czy ona go pocałowała?! Ale się we mnie zagotowało! Czemu?! Ona nic do mnie nie znaczy!
-Idziemy do nich! - oznajmił kiedy zobaczył, że Emma też się do typa, klei. Przewróciłem oczami i poszedłem za nimi.
-Joł! Coś za jeden? I skąd znasz się z naszą lalą? - ta jego gadka... czułem wściekłość Josha i zacząłem chichotać pod nosem.
-Jestem Mike! Przyjaźnie się z tą "lalą" od dawien dawna. Ale tyje cały czas - przywaliła mu z łokcia w tors. Uśmiał się na to.
-Za to ty w ogóle nie tyjesz, MYSZO! - oznajmiła obrażona brunetka.
-Szczurze!
-Pchło!
-Kleszczu!
-Dlaczego kleszcz? - spytała zdziwiona.
-Bo się mnie uczepiłaś, ledwo zobaczyłaś! - znów się zaśmiał.
-Wyglądacie jak zakochani - stwierdził Chris pogodnie. Co on kurwa właśnie powiedział?! Razem Joshem spojrzeliśmy na niego jak na debila.
-Ahh, no tak... Jak byliśmy razem to też tak było - nagle mina Chrisowi zrzedła. Oni... chodzili ze sobą? Czemu tak zacząłem typa nie lubić?
-Co u Paula? - wypalił nagle. Olał nas po całej linii.
-Wyjechał na kurs - oznajmiła piękność.
-Jest! Czyli nie będzie mnie przeganiał z domu! - oboje zachichotali. Co on chciał z nią robić w domu?!
Usłyszałem dzwonek na lekcje.
-Dobra, ja lecę na lekcję. Odezwij się potem! - krzyknęła biegnąc do klasy z Emmą.
-Jakbym jeszcze miał twój numer... - powiedział to tak cicho, że ja ledwo usłyszałem.
Po lekcji poszedłem za szkołę zajarać. Ale mnie koleś wkurwiał! Taki mądry na tych lekcjach! Czułem, że będą z nim same problemy!
-Hej! - krzyknęła do mnie, a ja udusiłbym się dymem.
-Co tu robisz?! - spytałem nadal kaszląc.
-No, domyśliłam się, że tu cię znajdę - patrzyłem się na nią badawczo. Zmierzyłem ją od góry do dołu. Wyglądała tak... pociągająco! Opanuj się, idioto! Nie śmiej się!
-Po co przyszłaś? - rozejrzała się dookoła. Po chwili zaczęła grzebać w torbie i moim oczom ukazała się MOJA bluza.
-Dzięki. Trochę nabroiłam z nią. Przepraszam - patrzyłem się na nią zdziwiony - No co?
-Nic. Nie miałem problemów. Chłopacy uwierzyli od razu - zaciągnąłem się. Nie skłamałem. Liam też mi dupy nie truł.
-Aha, no to bierz.
Zabrałem od niej bluzę.
-To co z tym projektem? - spytała. Musiałem coś wymyślić bo nie miałem zamiaru być z nią sam na sam! I to nie dlatego, że mi się nie podobała. Po prostu przyjaźń, nade wszystko.
-Zrobisz i podpiszesz, że robiliśmy razem - zajebisty pomysł! Gdyby jeszcze tylko wewnętrzny głos się zamknął! "Nie zostawiaj jej z tym samej, buraku!"
-Mowy nie ma! Pracujesz na swoją ocenę! Ja nie nabroiłam i do szkoły przyszłam! - czy ona udaje złą? Tak seksownie się złości...
-Tak? - spytałem niby to podirytowany.
-Tak!
-Też byłem jakbyś nie zauważyła, głupia! - czy ona nie pamięta co działo się wczoraj?! Przeraża mnie jej brak rozumu.
-Pracujemy razem! Bo... - przerwałem jej.
-Dobra! Przyjdę do ciebie. U mnie brat nie dałby żyć - zaciągnąłem się ostatni raz i wyrzuciłem niedopałek gasząc go nogą - przyjadę o 17, może być? Zadowolona? - sam też byłem.
-Tak! - nie odwracaj się bo zobaczysz jak się śmieje widząc twój tyłek!
Na stołówce widziałem jak rozmawia ze swoim byłym. Z tych nerwów wybiłbym dziurę w talerzu. Długo zastanawiałem się czy nie odwieźć jej do domu. Ostatecznie zrezygnowałem z pomysłu.
W domu uszykowałem się... CO ja pierdole? Nic nie zmieniłem prócz tego, że ubrałem bluzę i na to kurtkę! Padało jak z cebra! Do tego grzmi. Porsche przejechałbym bez problemu, ale BMV mogę mieć lekkie problemy. No trudno się mówi i żyje się dalej. "Uszykowany" zszedłem na dół i ubrałem cieplejsze buty. Brat spojrzał się na mnie pytająco. Nic się nie odezwałem. Wyszedłem i BUM! Dało mi po oczach. Przewróciłem oczami wyszedłem do garażu. Odpaliłem samochód i ruszyłem dobrze znaną mi droga. Nie było tak źle. Deszcz nie przestawał padać, ale dało się jechać.
-Raz, dwa... TRZY! - wybiegłem z samochodu szybko klikając pilot i podbiegłem pod drzwi jej domu. I tak czuje się mokry jak ścierka, ale no... Zadzwoniłem dzwonkiem i po chwili otworzyła drzwi z lizakiem w ustach... Speszyłem się.
-Wchodź! - wpuściła mnie.
W korytarzu zdjąłem kurtkę i buty. Mimo wszystko mam w sobie troszku kultury. Rozejrzałem się po domu. No ładny, skromny ale ładny.
-Gdzie matka? - spytałem. Ciekawiło mnie czy wie, że będę w JEJ domu.
-U ciotki. Wyjechała do piątku. Przerosło ją to - powiedziała wyrzucając lizaka i idąc na górę. W połowie drogi zatrzymała się i spojrzała na mnie - No chodź!
Dziewczyno, nie mów że idziemy do twojego pokoju! Poczułem jak przeszedł mnie ciepły dreszcz zwany też podnieceniem. Ruszyłem za nią. Pod drzwiami do pokoju spytałem:
-Chcesz mi powiedzieć, że jesteśmy sami? - wolałem się upewnić.
-Nom - otworzyła drzwi.
Moim oczom ukazały się kremowe ściany, a na nich zdjęcia. Zwłaszcza nad biurkiem. Podszedłem do nich. Zauważyłem, że na wielu jest z tym całym Mikiem. Znów się we mnie zagotowało. Skoro to jej były to na cholerę zdjęcia trzyma?! Nie wiem kiedy, ale podeszła do mnie.
-Rozpoznałeś Mika, co nie? - skąd wiedziała?
-No. Powiesz mi czemu, skoro jest twoim byłym, wiszą tu jego zdjęcia? - najlepiej być szczerym, może dzięki temu jej nie tknę.
-Mike jest moim najlepszym przyjacielem. Zerwaliśmy bo... z mojego powodu. Postanowił i obiecał mi, że zawsze mogę na niego liczyć i na przyjaźń na wieki - usiadła przy stoliku znajdującym się na środku pokoju. Oczywiście na podłodze usiadła.
-Czujesz coś jeszcze do niego? - zabrzmiało poważnie. Nie tak miało być.
-Nie... Tylko przyjaźń. Jest dla mnie niczym prawdziwy brat! Przy nim zawsze się śmieję. Gdy wyjechał do Niemczech, kontakt się urwał. Pewnie, dlatego że numer zmienił - widziałem jak robi się smutna. Usiadłem na przeciwko niej.
-Co robimy? - chciałem jak najszybciej stąd wyjść!
Gdy wycięła jakieś tam kawałki papieru musiałem je przykleić. No dobra. Wszystko byłoby OK gdyby nie to, że się na mnie gapi. Dziewczyno, przestań!
*Lisa*
Pracował bardzo starannie. Widziałam jak przykleja każdy kawałek z wielką precyzją. Nie potrafiłam się na niczym innym skupić. Obserwowałam go, jego palce, jego całego... Chyba to wyczuł...
-Mogłabyś przestać? To dekoncentruje - otrząsnęłam się i... niezbyt miałam co robić.
-Nie mam co robić - oznajmiłam.
-To się rozbierz i ciuchów pilnuj - w jego ustach to zabrzmiało, źle - udaj że tego nie powiedziałem.
Gdybym mogła...! I znów powróciłam do skrytego oglądania jak skleja kawałki. Jego długie palce były takie zwinne, staranne... Przygryzłam dolną wargę. Zrobiło mi się gorąco na całym ciele. Teraz albo nigdy dziewczyno! - tak pomyślałam. Podniecenie zaczęło szybciej pompować krew w moich żyłach. Przybliżyłam się do niego, a on nawet na mnie nie spojrzał. Matko, jaki on jest skupiony! Nagle znajdowałam się na tyle blisko, że... Zobaczyłam ranę na wardze. Nie zdawał sobie sprawy, jak blisko niego jestem. Nasze usta się złączyły. Chwyciłam jego twarz w obie dłonie. Degustowałam się chwilą... Kiedy dotarło do mnie co zrobiłam... Odsunęłam się. Chwyciłam plakat i zaczęłam robić napis...
*Conor*
Byłem pochłonięty, na maksa tym przyklejaniem. Nie wiedziałem nawet kiedy tak się zbliżyła, że mnie pocałowała. Puściłem plakat i nie ruszałem się przez chwilę. Gdy się ode mnie odkleiła, wzięła ten cholerny plakat i zaczęła coś robić. Tak długo czekałem na jej usta... Były dla mnie zakazanym owocem, a teraz ten owoc sam wepchnął mi się do gardła. A właściwie jeszcze nie! Chwyciłem ją w talii i pociągnąłem na siebie w taki sposób, że na pozycji siedzącej, ona leżała na moim torsie. Teraz to ja wpiłem się w je usta, znacznie namiętniej niż ona w moje. Fala gorąca i podniecenia uderzyła o mnie. Straciłem panowanie nad ciałem. W tym momencie pożądałem jej... I to jak cholera! Chyba się jej podobało bo zaczynała odwzajemniać pocałunek. Przejechałem językiem po jej dolnej wardze, prosząc o dostęp do środka... Szybko się zgodziła. Boże! Jej usta... Zacząłem kłócić się z nią o dominację.
*Lisa*
Wpuściłam go. Nasze języki zaczęły tańczyć ze sobą jak szalone. Pragnęłam go, pożądałam go... Chciałam by ta chwila trwała wieczność! Wiedziałam, że jak się od siebie oderwiemy to on może mnie zostawić. Postanowiłam wykorzystać jego chcice i wplotłam swoje palce w jego włosy. Pociągnęła je przez co jęknął w moje usta. Podnieciło mnie to! Po chwili on rozwalił mi koka, tak że włosy były rozpuszczone. Teraz to on mnie pociągnął i to ja jęknęłam. Spodobało mu się bo przewrócił mnie plecami na podłogę, znajdowałam się pod nim.
*Conor*
Już nie wytrzymałem i sprawiłem, żeby leżała pode mną. Nie odrywałem się od jej ust... Tak długo na nie czekałem! Wiem, że robię coś potwornie złego, że będę miał potworne wyrzuty sumienia względem Christiana... Ale teraz liczyła się ona...
Swoją ręką powędrowałem pod jej bluzkę. Wzdrygnęła się na mój dotyk. Jej ciało było rozpalone, zresztą moje też! Oderwałem się na chwilę od jej ust, ale tylko po to by zdjąć swoją bluzkę. Szybko do nich wróciłem, a bluzkę rzuciłem gdzieś na bok. Po chwili przyciągnąłem ją do pozycji siedzącej i zdjąłem tym razem jej bluzkę. Jej oddech był przyspieszony... Z każdą sekundą wiedziałem, że już na pewno nie dam rady się powstrzymać! Jebać to...
-Conor - szepnęła podnieconym tonem do mojego ucha, gdy ja zacząłem składać pocałunki na jej szyi. Wciąż miała rękę w moich włosach i kiedy znów za nie pociągnęła, jęknąłem. Chryste!
Czułem jej napalenie... Czułem...
-Nie mogę... - powiedziałem cicho będąc ustami przy jej brzuchu. Leży pode mną na pół naga, a ja rezygnuję...
-Co...? - była ochrypnięta. Nie chciałem spojrzeć w jej oczy... Gdybym tylko to zrobił, wróciłbym do całowania.
-Po prostu nie mogę... - wstałem i chwyciłem bluzkę z podłogi. Założyłem ją sprawnie.
Ona najwidoczniej była w szoku bo podpierała się łokciami o podłogę, leżąc.
-Con... - nie wypowiadaj, błagam!
-Jesteś taka sama jak inne, a myślałem że masz więcej oleju w głowie - musiałem, po prostu musiałem ją zranić.
-O czym ty...
-Znudziłaś mi się. Zrób projekt i podpisz mnie. Nie odzywaj się do mnie, ani nie patrz na mnie - mnie samego bolały te słowa.
-Co w ciebie wstąpiło?! - była zła, a nawet wściekła. Co się dziwić? Właśnie powiedziałem coś, przed czym cały czas ostrzegał ją Liam.
-Wybacz, ale chciałem skorzystać z okazji i cię zaliczyć. Myślałaś, że taka gówniara jak ty mnie zainteresuje? - zaśmiałem się, żeby podkreślić jak jest mi obojętna. Choć to nie była prawda. Gdyby nie Chris już dawno byłaby moja. Pulsuje we mnie na sam widok jej odsłoniętego ciała. Wziąłem z łóżka moją bluzę i ruszyłem do wyjścia. Nie poszła za mną. Byłem w tym momencie taki wściekły... Stanąłem na tym jebanym deszczu, by po dwóch minutach wsiąść do auta. Chuj, że byłem mokry. To moje auto i mogę robić co chce! Odjechałem szybko... Drugi najgorszy dzień w moim życiu... Jeszce jeden, a się zabije!
Ciąg dalszy nastąpi...
<---Poprzedni
~LilaSam~
*Oczami Lisy*
Obudziłam się rano z małym bólem głowy. To dziwne bo wypić potrafię... Zobaczyłam, że śpię w ten kiecce ze wczoraj. Masakra! Poszłam do łazienki i przebrałam się w pierwsze z brzega ciuchy. Zeszłam na dół i wzięłam jakieś tabletki na ból głowy. Wiedziałam, że to jeszcze nic, za godzinę ból byłby nie do zniesienia! Popiłam chyba litrem wody. Otworzyłam lodówkę i jak zwykle wzięłam jogurt. W domu panowała zabójcza cisza. Zgaduje, że matka jest u sąsiadki, a ojciec w pracy. Spojrzałam na zegarek. JESU! Już jest 7:10?!
Poderwałam się z krzesła i poleciałam wziąć baaardzo szybki prysznic. Ubrałam się w granatowe dżinsy na to luźna bluzka koloru białego, torba na ramię i biegnę na dół. Niestety. Dziś książę nie przyjechał na swym rumaku. Westchnęłam tylko i biegiem puściłam się do szkoły. Gdy już tam dotarłam było za pięć ósma! Wparowałam do klasy, a tam połowa była nieobecna. Pewnie mieli kaca. Usiadłam na swoim miejscu, ale Em też nie było. Zapowiadał się super dzień. Nagle dostałam esa. Odczytałam.
Nicola ;*:
No hej! Co tak milczysz?! Zapomniało się o przyjaciołach ;P
Ja:
Zwariowałaś? XD
Nicola ;*:
O! A jednak żyjesz! Opowiadaj co u ciebie ;D Poznałaś już jakiegoś sex-boya? A co z Conorkiem? ;*
Matt:
O czym wy mówicie XD
Ja:
PRZESTAŃ! Po za tym, co TY robisz w naszej konfie O.o
Nicola ;*:
Przeszkadza... -,-
Matt:
Dobra, spadam! Narka laski :*
Matt opuszcza pokój czatu...
Nicola ;*:
No NARESZCIE! A ty opowiadaj, co z Conorem ;P
Ja:
Powiem ci, że z Conorem... zajebiście XD
Nicola ;*:
SERIO?! Układa wam się w łóżku?!
Ja:
Czemu tobie tylko jedno we łbie?!
Nicola ;*:
Wybacz ;* Więc jak z nim?
Ja:
Odkąd wyjechał Paul, poświęca mi sporo czasu :)
Nicola ;*:
No, no. W takim razie wybaczam porzucenie przyjaciółki XD
Ja:
Nie porzuciłam cię! Kocham cię ;*
Nicola ;*:
Wiesz, że ja ciebie też ;* Po za tym szykuj się na małą niespodziankę!
Ja:
Jaką?
Nicola ;*:
Jak ci powiem, to nie będzie niespodzianki -,-
Ja:
Wiesz, że ich nie znoszę...
Musze spadać, franca przyszła!
Nicola ;*:
Haha! Czyli chemia?! XD No leć, kocie ;*
Schowałam szybko telefon do torby. Nicola zawsze taka była. Jest moją przyjaciółką z czasów gimbazy. Kocham ją jak siostrę, ale czasem przegina. Wie, że bujam się w Conorze. Swoją drogą, ciekawe co teraz robi? Pytanie: Co w naszej konfie robił Matt?! Może dodała go przez przypadek...
Lekcję w ogóle się nie odbyły. Szkoła była tak opustoszała, że miało się wrażenie jak w horrorach. Nagle ktoś złapał mnie za ramie, przeszył mnie taki lodowaty dreszcz...
-Spoko to ja - ochrypnięty głos Chrisa. Odwróciłam się i zobaczyłam u niego wory pod oczami. Zalał się w trupa, jak nic!
-Wybacz, że cię nie odwiozłem - wyglądał na przejętego.
-Spoko.
-Nie, nie spoko -złość? - Obiecałem i kurwa nie dotrzymałem słowa! Jebany Dave! Eh, powiedz jak dotarłaś do domu? - był wkurzony sam na siebie.
-Odwiózł mnie Conor - spochmurniał. Czemu?
-Serio? - nie wierzył mi? To przecież jego kumpel... - ale dotykał cię czy coś? - a, to o to mu chodziło!
-Niee! Po prostu odwiózł - zaczęłam się śmiać.
-Boże, choć raz - westchnął.
Zaczęło się robić dość dziwnie. Atmosfera robiła się coraz to bardziej napięta. Nagle zobaczyłam Conora na parkingu. Rzuciłam tylko Chrisowi tekst na pożegnanie i ruszyłam biegiem do chłopaka. Udało mi się?! Dyszałam jakbym maraton przebiegła. Widzę go! Idzie w stronę swojego auta. Podbiegłam do niego i wyczułam... Fajki? To on pali? Zdziwił się na mój widok, a ja złapałam go za nadgarstek. Nawet nie zauważyłam kiedy.
-Czego chcesz? - jego głos był taki oziębły.
-Podziękować. Odwiozłeś mnie za co jestem ci wdzięczna - uśmiechałam się do niego, kiedy on patrzył na mnie obojętnie. Czułam, że to wzrok obojętności, na laskę którą już zaliczył. Zabolało, nie powiem.
-To wszystko?
-Nie - chyba się lekko speszył, a mnie przypomniał się wczorajszy taniec... - Chciałam też przeprosić.
-Za? - chyba odetchnął z ulgą. Czy on coś przede mną ukrywał?
-Za moją matkę.
-Martwiła się. Nie ma za co przepraszać - ziewnął. Teraz dopiero zobaczyłam na jego twarzy zmęczenie.
-Taaa.
-Łamiesz dane jej słowo - zamurowało mnie. O czym on mówi? Chyba zauważył, że nie zaczaiłam bo po chwili dodał - No, miałaś się już więcej ze mną nie spotykać. Tak samo z "innymi" chłopakami - jego głos był coraz bardziej lodowaty.
-Ty chyba nie myślałeś, że ja serio to mówiłam?! - uśmiałam się - Chciałam by dała ci spokój i mi przy okazji.
Spojrzałam na niego by sprawdzić reakcje... żadnej. Jego wyraz twarzy nie wyrażał dosłownie nic. Puściłam jego rękę, a on od razu poszedł do auta. Chciałam go zatrzymać, ale niezbyt wiedziałam co mam powiedzieć. Po chwili zobaczyłam, że wyjeżdża z parkingu na ulicę. Coś mnie ścisnęło w żołądku... Nie, to nie był ból rozpaczy. Zachciało mi się rzygać. Najwidoczniej, zjedzenie jogurtu rano, było złym pomysłem. Poleciałam do toalety z prędkością światła. No i wyleciał ze mnie strumień.
Gdy wyszłam ze szkoły, nie miałam ochoty wracać do domu. Skierowałam się więc w moje miejsce. Znajdowało się ono w lasku. Kocham te klimaty. W szkole, dyrekcja z nauczycielami szykowała karę dla połowy uczniów. Dobrze, że byłam to mi nic nie zrobią! A to, że rzygałam to szczegół.
Po 15 minutach, wolnego spacerku, doszłam na miejsce. Usiadłam na przewróconym pniu drzewa. Powiał przyjemny wietrzyk. Odłożyłam torbę na ziemię i zaczęłam rozmyślać. Moje zachowanie na prawdę zmieniło się. Może to od uderzenia w te drzwi od kibla? Mam małego strupa, ale nie muszę nosić plastra. Swoją drogą, dziwne że matka nie pytała o niego.
Dotknęłam rany - faktycznie. Zakryty jest moją grzywką. Zapomniałam, heh. Nagle zadzwonił telefon. Wiem, jestem w lasku i jest zasięg. Pojęcia nie mam dlaczego. Odebrałam.
-Tak? - odezwałam się pierwsza.
-Czemu to ja muszę do ciebie wydzwaniać?! Miałaś pisać esy i dzwonić codziennie! - to był głos wściekłego Paula. No fakt, obiecałam mu to, ale to było za nim tak dobrze zaczęłam się bawić!
-Wybacz... - czemu nie mam humoru? On zaraz to wyczuje.
-... - ta minuta ciszy w słuchawce, nie zwiastowała niczego dobrego - Co jest? - nagle jego głos zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni.
-Nic, a co ma być? - cholera! Lisa, zmień ton!
-Jak nic?! Słysze przecież?! Zaraz zadzwonię do Liama i się dowiem! - i znów uderzyła w niego fala furii.
-Nie musisz - teraz już wiem skąd ten ton. Po prostu byłam tak samo zachrypnięta i zmęczona jak Chris czy Conor. Może dlatego ten drugi nie miał humoru?
-Nie? - spytał.
-Co "nie"? - powtórzyłam zła.
-Słuchaj, miałaś mi mówić o każdym swoim problemie... - i znów troska. On jest gorszy niż baba w ciąży. Jego nastroje zmieniają się co sekundę!
-No wiem. I co?
-Ty chcesz mnie z równowagi wyprowadzić?!
-Oj, no bo siedzę sobie i odpoczywam po imprezie, a ty mi dupę trujesz! - przypomniało mi się, że on wie gdzie byłam wczoraj.
-Aaaa no fakt! Kaca leczysz?! - śmiał się. A nie mówiłam, ze gorzej od ciężarnej?!
-Powiedzmy, że tak. Dasz sapnąć? - miałam dość rozmowy z nim. Nie wiem czemu, traktowałam go tak źle.
-Ok... Trzymaj się!
No i się rozłączyłam. Bogu dzięki!
*Oczami Conora*
Wstałem cholernie ciężko. Nie piłem za wiele, bo jedno piwko po powrocie od Lisy. To czemu czuje się tak chujowo?! Pewnie to sprawka tych jej ust. Naćpałem się oparami alkoholu. Cholerny Josh, zawsze robi drinki mocne, za mocne! Wstałem i się przeciągnąłem. Poszedłem do łazienki i wziąłem szybki prysznic. O tak! Przyjemna, zimna fala uderzyła o moje rozgrzane ciało. Przez to, że odwiozłem tą smarkule, nie zabawiłem się! Jebany Chris! To jego wina... Normalnie teraz bym się budził i wywalał ją z wyra. Ale trzeba przyznać, że matkę to ona ma jebniętą w kosmos. W jej oczach było tyle wściekłości co u Liama w ciągu miesiąca. Wyszedłem spod tego przyjemnego prysznica i zacząłem się ubierać. Przejrzałem się w lustrze. Przeczesałem włosy ręką. Nigdy więcej im nie trzeba. Wszyscy mi ich zazdroszczą. Skręciłem głową na prawo i chrupnęło mi coś w karku. Źle spałem... No bo jak można spać po imprezie bez laski?! Ale mam chujowy humor! Niech no trafie na tych dwóch cweli to ich rozniosę, słowo daje! Zabrałem co trzeba i ruszyłem do garażu. Wziąłem porschaka i ruszyłem do szkoły. Błąkałem się po korytarzach z nadzieją na spotkanie kumpli. Z tych nerwów, moje płuca zapragnęły nikotyny. Wyszedłem więc z zabytku i poszedłem za niego. Odpaliłem fajkę i... Ukojenie.
Gdy skończyłem ruszyłem w stronę auta. Tak jak myślałem, lekcji dziś żadnych nie ma. Josh schlał wszystkich i to porządnie. Po drodze ktoś złapał mnie za nadgarstek. Odwróciłem się i ujrzałem piękność. Przełknąłem ślinę i postanowiłem grać nieodstępnego - zawsze działa.
-Czego chcesz? - wypaliłem prosto z mostu. Gdzieś w głębi zabolało mnie to w jaki sposób do niej mówię.
-Podziękować. Odwiozłeś mnie za co jestem ci wdzięczna - uśmiechała się do mnie, a ja postanowiłem być nieugięty. Coraz silniejszy ból...
-To wszystko? - spytałem.
-Nie - o kurwa! A jak ona pamięta taniec i pocałunki?! - Chciałam też przeprosić.
-Za? - o matko! Dziewczyno, nie strasz mnie tak!
-Za moją matkę - zdziwiłem się w głębi.
-Martwiła się. Nie ma za co przepraszać - ziewnąłem. Chyba jestem zmęczony...
-Taaa.
-Łamiesz dane jej słowo - niegrzeczna dziewczynka! Łamie słowo, by się ze mną zobaczyć. Już chciałem się złamać i ją przytulić, szepnąć jakieś sprośne słówko i sprawić, że spali cegłę. Widzę, że niezbyt zaczaiła - No, miałaś się już więcej ze mną nie spotykać. Tak samo z "innymi" chłopakami - nie wiem czemu, ale zamiast zacząć się łamać, zaczynałem być bardziej oschły. Jak można jej odpuszczać?!
-Ty chyba nie myślałeś, że ja serio to mówiłam?! - uśmiała się - Chciałam by dała ci spokój i mi przy okazji.
Spojrzała na mnie... Ale ja... Nie dałem żadnej reakcji. Puściła moją rękę, coś we mnie krzyczało "NO ZŁAP JĄ!", ale zamiast tego poszedłem do auta. Wyjeżdżając, patrzyłem jak pojeb w lusterko. Nie wiem na co liczyłem? Ale im częściej ją widziałem tym bardziej miałem ochotę mieć ją dla siebie. Gotowało się we mnie na myśl, że Chris... O czym ja myślę?!
Pojechałem do domu i zaparkowałem samochód na podjeździe. Poszedłem prosto do pokoju. Zdjąłem kurtkę i buty, rzuciłem się od razu na wyro. Spać, spać... Odpłynąłem bardzo szybko. Obudziłem się około 18. Usłyszałem jak burczy mi w brzuchu. Uśmiałem się i poszedłem do kuchni coś zjeść. Chwyciłem talerz z kanapkami. Matka zawsze coś robi, by nas udobruchać. Starzy całe swoje życie przesiadują w biurze. Ojciec dość sławny przedsiębiorca, a matka jest menadżerem jakiś gwiazd. Jedną gwiazdę znam. To mój drugi przyjaciel z dzieciństwa - Kevin. Gdy przypomnę sobie jak się nienawidzą z Joshem, to śmiać mi się chcę.
Klapnąłem na sofę przed tv i zacząłem zajadać. Po chwili, Liam przeszedł przez moje nogi, które to spoczywały na stoliku i usiadł obok. Zabrał mi jedną kanapkę. Ja spojrzałem na niego wściekle i pytająco.
-No co? - spytał zajadając.
-Po chuj tu usiadłeś? - byłem zły, bardzo zły.
Nie odpowiedział tylko patrzył na tv. Postanowiłem się nie odzywać. Nie wiem kiedy, ale minęła godzina a my się razem śmialiśmy. To było dziwne. Ostatni raz śmialiśmy się tak z Natanielem. To on był spoiwem naszym i naszych rodziców. Po jego śmierci wszyscy się rozpadliśmy. Przełknąłem ślinę na wspomnienia o moim bracie. Teraz przed moimi oczami stanęła brunetka. Przypomniałem sobie, że to ona widziała jak leci mi ta jebana łza. To ona rozumiała mnie, gdy ja sam siebie nie rozumiem. Zrobiło mi się dziwnie w środku... Jakbym właśnie tracił coś cennego... Czemu? Położyłem talerz na tym stoliku i ruszyłem ubierać buty. Brat spojrzał się na mnie pytająco, oczywiście się nie odezwałem. Na koszulę w kratę narzuciłem bluzę i wziąłem kluczyki z wieszaka. Ruszyłem szybko do garażu... Chwila moment! Gdy tak szedłem, olśniło mnie. Jestem pewien na sto procent, że na podjeździe stało MOJE porsche! Gdzie ono kurwa jest?! Za mną wybiegł Liam. Już wiedziałem, że maczał w tym swoje paluchy.
-Gdzie mój samochód?! - krzyknąłem na niego pokazując wolne miejsce.
Podrapał się nerwowo po karku.
-Wiesz... W warsztacie... - krążył wzrokiem na wszystkie strony.
-Coś ty powiedział?! - nie wierzyłem własnym uszom! Moje auto w warsztacie?!
-No bo pożyczyłem je - włożył ręce do tylnych kieszeni spodni.
We mnie gotowało się ze złości.
-Jakoś nie raczyłeś mnie o tym poinformować!
-No bo spałeś?! - zaczął się bronić, chuj jeden!
-CO ZROBIŁEŚ MOJEMU AUTU?!
-O jesu, no przyjebałem w jeden znak. Wielkie halo! - co on właśnie powiedział?!
Zamrugałem kilka razy. Po chwili dotarły do mnie jego słowa. ON SKASOWAŁ MI AUTO!
-Hehehehehehe...
-Wszystko ok? - spytał jak debil.
-Wziąłeś bez pytania... rozbiłeś... KURWA, SWOICH NIE MASZ?! - byłem na maksa wściekły. To wyjaśnia czemu tak milusio sobie usiadł obok mnie. Aż mnie zemdliło.
-No przecież i tak zapłacę za to! Wyluzuj to tylko auto!
-"Wyluzuj to tylko auto" - próbowałem naśladować jego głos - Wyluzuj to tylko siostra twojego kumpla - spojrzał się na mnie dość poważnie.
-Co chcesz przez to powiedzieć?
-Czy ją przelecę czy nie... To tylko DZIEWCZYNA - skoro on nie miał skrupułów to czemu ja miałbym je mieć?
Ruszył w moją stronę. Stał za blisko mnie. Już szykowałem się na szarpaninę.
-Tknij ją tym swoim palcem to ci go utnę i w dupę wsadzę. Rozumiemy się? - czy on próbował mi grozić? Żałosne. Popchnąłem go lekko. Mam nadzieje, że wiecie o jakim "palcu" mówił.
-A co jak już tknąłem? Hy? - widziałem rosnącą furię w jego oczach. Cudowny widok.
-Zabije cię gnoju...
-Chujowy z ciebie ochroniarz! - uśmiałem się wrednie - możesz ją spytać co robiliśmy na imprezie u Josha i potem w moim samochodzie.
No i nie wytrzymał. Wiedziałem, że do tego dojdzie. O to mi właśnie chodziło. Przyłożył mi z pięści. Przyznaje, odrzuciło mnie. Po chwili sam go pizgnąłem tak, że upadł. Szarpaliśmy się chwilę, dosłownie krótką chwilę, bo rozdzielał nas Chris i Josh.
-Spokój! - mnie trzymał Josh, a braciszka Chris. W ogóle mnie to nie zdziwiło. Josh sam mógłby zajebać mu gonga.
-Jak zwykle przychodzimy na niezłe show! - uśmiał się Josh.
Liam pogroził mi palcem.
-Ostrzegam cię, palancie. Tknij Lisę to będziesz miał poważne problemy! - i teraz do mnie dotarło, że trzyma go CHRIS ten sam chłopak, który zabujał się w Larissie, o którą była ta cała szarpanina.
Spojrzał na mnie. Brat wszedł do domu, a ja poszedł do garażu po BMV. Zatrzymał mnie Chris.
-O czym on mówił? - wiedziałem. Bałem się tego pytania. Stałem do przyjaciela plecami, czułem że Josh też stoi obok niego. Odwróciłem się powoli.
-Wiesz jaki jestem. On po prostu boi się, że skoro wyjechał jej brat mógłbym coś kombinować - stary, 10 punktów za wymówkę! W życiu lepszej nie miałem! Widziałem, że Josh odetchnął z ulgą.
-A nie kombinujesz? Słyszałem, że ją odwiozłeś i była wstawiona... Ona może nie pamiętać... - kurwa mać! Spodziewałem się tego pytania.
-Nic jej nie zrobiłem. Możesz spytać jej matki. Grzecznie oddałem ją w jej ręce - choć w ogóle tego nie chciałem.
Widziałem, że obaj mi uwierzyli. W sumie to ich nie skłamałem. To był tylko pocałunek bez odwzajemnienia. Czemu tak źle się poczułem, gdy o tym pomyślałem? Wsiadłem do auta a oni poszli. Zapaliłem silnik, ale... gdzie ja w ogóle chcę jechać? Do niej? Tak. Chyba właśnie to chciałem zrobić, ale teraz...
Przestałem chyba myśleć... Bo stoję pod jej domem. Zastanawiam się jak to się stało, że jednak tu jestem? Potrząsnąłem głową i wsiadłem z powrotem do auta. Pojechałem do domu. Nie chciałem jednak natknąć się na braciszka więc po cichu sięgnąłem drugie klucze z wieszaka. Były one od mojej szafki na mieście. Pojechałem i przebrałem się w strój do biegania. Długie spodnie i czarny podkoszulek. Włożyłem do uszu słuchawki i ruszyłem nową trasą. Jest ciemno jak w dupie, bo to już po 20 a ja biegnę nową trasą. Debil ze mnie jakich mało. Uśmiałem się na myśl, że w lesie mogą być jakieś sikoreczki, oczywiście przypadkowo. Wbiegłem więc na jedną z drużek.
Dobiegłem do małego strumyk i kucnąłem przy nim. Zrobiłem sobie małe pięć minut przerwy. Zatrzymałem muzykę by zrelaksować się przy szumiącej wodzie. Zamknąłem oczy i... CHRUP! Otworzyłem je gwałtownie i spojrzałem za siebie. Ktoś nadepnął na gałąź. Jest tak ciemno, że nic nie widzę! Jest! Coś ucieka! Instynktownie ruszyłem za Tym czymś. Pojęcia nie mam dlaczego to zrobiłem! Nie biegło drużką tylko jak na złość lasem. Potknąłem się o korzeń drzewa. Podniosłem się dość szybko i ruszyłem dalej. Jakie to ma tempo?!
-STÓJ! - krzyczałem z nadzieją, że stanie. Oj jakie to byłoby prostsze.
Po raz kolejny się potknąłem i..
-KURWA MAĆ! STÓJ RZESZ! - już nie wytrzymałem ze wściekłości. Ale co ja widzę?! Chyba zabrakło jemu oddechu. Pobiegłem najszybciej jak mogłem i złapałem tego kogoś, gdy już próbował uciekać dalej. Po drobnej sylwetce stwierdzam, iż to kobieta. Wiedziałem, że napotkam sikoreczkę!
-Puszczaj! - ten głos...
-Larissa?! - zdziwiłem się jak cholera. W ogóle nie reagowała. Przycisnąłem ją do drzewa zmuszając tym samym by była do mnie przodem. To musi być ona... Bo była tego samego wzrostu i bioderka te same (XD). Zaśmiałem się mimowolnie.
-Z czego się śmiejesz debilu? - uu języczek się jej wyostrzył! Nie ogarniam tej laski. Znów się zaśmiałem.
-To kolejna strona ciebie! Liczysz ile ich masz? - zadrwiłem. Chyba do tej pory nie wiedziała z kim gada.
-Conor? - brawo dziewczyno, masz ode mnie solidną dychę!
-No brawo!
-Ah, już myślałam, że to jakiś gwałciciel mnie goni - ja? Gwałcicielem? Panienki zawsze się zgadzają, nie muszę zmuszać.
-Nie obrażaj mnie.
-Sorry
Staliśmy tak przez parę minut. Mimo, że nie widziałem jej za dobrze... Miałem ochotę ją pocałować. Nie wiem kiedy, ale moja ręką zaczęła wędrować po jej ciele coraz niżej. Poczułem jak się wzdrygnęła. Po dotyku stwierdzam, że ma na sobie jakąś marną bluzeczkę. Musiało być jej zimno. Rozwiązałem bluzę z pasa i narzuciłem na nią. Odsunęliśmy się od drzewa przez to.
-Nie musisz - powiedziała, gdy już miała na sobie bluzę.
-Ale chce. Wiem, że jutro będę żałował, ale tym będę martwił się jutro - schyliłem się i zacząłem ją pieścić nosem po kości policzkowej. Sam przy okazji zacząłem odpływać. Zaczynałem czuć, że jej oddech nie jest równy. Dotknęła ręką mojego torsu, co sprawiło, że przeszedł mnie ciepły dreszcz. Dreszcz pożądania jej dotyku. Znów przycisnąłem ją do drzewa. Dziś nie jest pijana... Jak ja to potem odkręcę? Nasze usta dzieliły centymetry, a oddechy zaczęły się mieszać. Cholera! Dziewczyno, co ty ze mną robisz?! Dotknąłem jej twarzy obiema dłońmi. Kciukiem prawej zacząłem jeździć po jej słodkich ustach, które prosiły się o polizanie.
-Co-nor... - tak słodko to wypowiedziała, że znów zalała mnie fala podniecenia. Już chciałem ją pocałować, gdy... Telefon! Nosz kurwa! Odskoczyliśmy od siebie jak poparzeni, a ja sięgnąłem do kieszeni.
-Czego, kurwa?! - byłem zły, że przeszkodzili w takim momencie!
-Musimy pogadać... - brzmiało poważnie. Głos Josha nigdy taki nie był.
-Dobra. Gdzie?
-W naszym pubie. Za ile będziesz? - ten ton mi się w ogóle nie podobał.
-Za... pół godziny. Muszę jeszcze coś zrobić - zauważyłem, że dziewczyna wzdrygnęła się. Chyba miała brzydkie myśli, co się jej dziwić, sam je mam.
Rozłączyłem się i... zrobiło się niezręcznie.
-Odwiozę cię.
-Nie trzeba - zaczęła zdejmować z siebie moją bluzę. Podszedłem do niej szybko i zarzuciłem ją z powrotem - co robisz? - spytała patrząc mi w oczy.
-Nic - chwyciłem ją za rękę i zacząłem ciągnąć w stronę wyjścia. Szczerze? Nie miałem pojęcia gdzie ono jest!
Po 15 minutach doszliśmy do dobrze znanej mi ścieżki. Biegłem nią dziś. Dziewczyna nie protestowała i szła posłusznie za mną. Mógłbym zaciągnąć ją do BMV i przelecieć i zgaduje, że też by nie protestowała! Ścisnąłem za mocną jej rękę bo usłyszałem syk. Zatrzymałem się i puściłem ją.
-Przepraszam...
-Spoko - w światłach lamp widziałem, że jest smutna, zła i... samotna. Przytuliłem ją, nie mam pojęcia dlaczego! - Conor...
Odkleiłem się od niej i ruszyłem w stronę parkingu. Otworzyłem jej drzwi. Ona popatrzyła się tylko na mnie i weszła do środka. Sam też wsiadłem.
*Oczami Lisy*
Podczas mojego "relaksu" wydzwaniała moja matka. Odebrałam w końcu i nasłuchałam się wyzwisk i w ogóle. Szkoda gadać. Poczułam się jak śmieć wyrzucony do śmietnika. Nikomu nie potrzebny... Niby się o mnie martwi i nie chcę by sytuacja sprzed dwóch lat się powtórzyła, ale... No właśnie, "ale"...
Nie zauważyłam kiedy zrobiło się tak potwornie ciemno! Spojrzałam na zegarek w telefonie i było po 20! Ruszyłam szybko ścieżką, którą przyszłam. Tylko problem w tym, że... się zgubiłam! Poszłam za słuchem i doszłam do jakiegoś strumyka. Przy nim ktoś był. O Boże! Zaczęłam uciekać, ale nadepnęłam na jakąś pierdoloną gałąź! Najwidoczniej usłyszał to bo zaczął za mną biec. Uciekałam, uciekałam, uciekałam. Usłyszałam, jak mnie woła. Mowy nie ma bym się zatrzymała. Łzy zaczęły przysłaniać mi drogę i po chwili znów usłyszałam łomot. Przystanęłam by zaczerpnąć powietrza. Cholernik, dogonił mnie. Próbowałam mu się wyrwać, ale mocno mnie trzymał.
-Puszczaj! - krzyknęłam szarpiąc się. Potwornie się bałam, ale musiałam grać zimną sukę. Łzy przestały napływać.
-Larissa?! - ten głos... nagle odwrócił mnie i przycisnął do drzewa. Zaczął się głupkowato śmiać. Możliwe, że mam jakieś omylne wrażenie więc dalej grałam.
-Z czego się śmiejesz, debilu? - znów się zaśmiał.
-To kolejna strona ciebie! Liczysz ile ich masz? - zadrwił. Teraz jestem pewna na sto procent, że to on!
-Conor? - mój głos był strasznie ochrypnięty. Tak się cieszyłam, że to on.
-No brawo!
-Ah, już myślałam, że to jakiś gwałciciel mnie goni - nie skłamałam. Na prawdę tak myślałam.
-Nie obrażaj mnie - stwierdził.
-Sorry
Staliśmy tak przez parę minut. Zaczynałam się denerwować. Nagle zaczął wędrować swoją ręką po moim ciele. Wzdrygnęłam się mimowolnie. Zauważyłam, że coś robi przy pasie. Czy on zdejmuje spodnie?! Odsunęliśmy się od drzewa i zobaczyłam, że narzuca na mnie swoją bluzę.
-Nie musisz - powiedziałam, gdy już miałam ją na sobie.
-Ale chce. Wiem, że jutro będę żałował, ale tym będę martwił się jutro - schylił się i zaczął mnie pieścić nosem. Powoli mój oddech stawał się nie równy. Zaczęłam czuć pożądanie... Zamknęłam oczy i dotknęłam ręką jego umięśnionej klaty. Znów przycisnął mnie do drzewa. Nasze usta dzieliły centymetry, a oddechy zaczęły się mieszać. Dotknął mojej twarzy obiema dłońmi. Kciukiem prawej, zaczął jeździć po moich wargach. Miałam chęć ugryźć te palce, tak we mnie pulsowało.
-Co-nor... - Wyszeptałam z podniecenia. Jestem pewna, że już chciał mnie pocałować, gdy przeszkodził mu w tym telefon! Odskoczyliśmy od siebie jak poparzeni. On sięgał po telefon bo dzwonek było słychać coraz głośniej.
-Czego, kurwa?! - był zły. Odczuwałam to w jego głosie - Dobra. Gdzie? - czekał na odpowiedź - Za... pół godziny. Muszę jeszcze coś zrobić - wzdrygnęłam się. Czy on chce...
Rozłączył się i... zrobiło się niezręcznie.
-Odwiozę cię - powiedział nagle.
-Nie trzeba - zaczęłam zdejmować z siebie jego bluzę. Podszedł do mnie szybko i zarzucił ją z powrotem - co robisz? - spytałam patrząc mu w oczy. A przynajmniej się starałam, bo jest strasznie ciemno.
-Nic - chwycił mnie za rękę i zaczął ciągnąć. Mam nadzieję, że on wie gdzie idzie.
Po 15 minutach doszliśmy do jakiejś ścieżki. Nie protestowałam i szłam posłusznie za nim. Ufałam mu, sama nie wiem dlaczego. Ścisnął mocno moją rękę przez co syknęłam z bólu. Zatrzymał się i puścił mnie.
-Przepraszam... - teraz w tych światłach ulicy widziałam wyraźnie jego twarz. Był taki seksowny! Chyba nadal buzowało we mnie, bo miałam chęć rzucić mu się na szyję!
-Spoko - powiedziałam chyba zbyt smutnym tonem bo mnie przytulił - Conor...? - byłam zdziwiona.
Odsunął się ode mnie i ruszył w stronę parkingu. Otworzył mi drzwi. Popatrzyła się tylko na niego i weszłam do środka. Raczej mi nic nie zrobi... W końcu jest umówiony. Ciekawe z kim?
Podczas jazdy było cicho.
-Wiesz, że nawet chciałem się z tobą sp... - spojrzałam się na niego, ale urwał w połowie.
-Co takiego? - dociekałam. On patrzył się w jezdnie i ani razu nie zerknął na mnie - Nie rozumiem cię.
Wreszcie się na mnie spojrzał, gdy już zaparkował pod moim domem.
-Nikt nie rozumie - oparł się wygodnie. Widziałam, że coś ciąży mu na sercu.
-Nie w takim sensie - zerknął na mnie pytająco - Bo wiem jaki jesteś w środku, ale cholernie ciężko jest się do tego dokopać. Gdy już się dokopie i przychodzi czas rozstania, wszystko co osiągnąłeś ulatnia się.
-Co?
-Mówię, że wczoraj przy kawie widziałam druga stronę ciebie. Dziś rano pokazał się ten zły, a w lesie znów ten dobry. Trochę nie rozumiem jak to działa - spojrzałam w jego błękitne oczy.
-Myślisz, że mnie rozumiesz? - przestraszyłam się. Nigdy nie kończy się dobrze po takim pytaniu - Przez tą kawę porządnie namieszałaś mi w bani!
-Co? - zaśmiałam się.
-Ahh! Nie ważne. Zmykaj i kolorowych - zdziwiłam się i chyba on też.
Wyszłam z auta i bałam się spotkania z matką. Zapowiadało się ostro. Już wchodziłam po schodkach, gdy z domu wyłonił się Liam. Spojrzał na odjeżdżający samochód. A no tak. To są bracia. Pewnie przeraził się. W końcu Conor to typ imprezowicza i złego kolesia. To mnie chyba do niego przyciągało. Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Co ty z nim robiłaś?! - szarpnął mnie za ramiona.
Ciąg dalszy nastąpi...
<---Poprzedni
~LilaSam~
*Oczami Lisy*
Ruszyłam do kuchni i zrobiłam sobie szybki obiad. Co mogło być lepsze niż zupka chińska? Okej, nie lubię tego badziewia, ale tylko na to mam czas. Wstawiłam wodę i włączyłam radio, które stało na lodówce. Akurat leciał kawałek, który mi się podobał. Nagle usłyszałam otwierane drzwi. Spojrzałam, a w przedpokoju pojawiła się mama z zakupami. Pomogłam jej.
-Dziękuję skarbie - wow. Rzadko ze mną rozmawia, a usłyszeć z jej ust słowo "skarbie" to już prawdziwa rzadkość.
Woda zaczęła się gotować. Wyłączyłam szybko i zalałam kluski. Matka spojrzała się na mnie jak na idiotkę.
-Obiad zaraz będzie - powiedziała zdejmując apaszkę.
-Jestem umówiona, więc nie mam czasu.
-A z kim? Twój brat ledwo wyjechał, a ty imprezujesz? - wyczułam, że jej ton jest podniesiony.
-To nie tak - odwróciłam się do niej przodem - Po prostu idę z Liamem - kłamstwo.
-Liam? Na prawdę? - zdziwiła się i zdawała się wierzyć w tą bujdę. Chciałam parsknąć śmiechem, ale uziemiłaby mnie na wieki!
Po chwili wzięłam miskę i położyłam na stole. Usiadłam i zaczęłam wcinać. Gówno. Pomyślałam. No, ale nie mogę paść z głodu. Gdy zjadłam wstawiłam miskę do zlewu, zalałam wodą i ruszyłam do swojego pokoju. Teraz to zaczęłam się zastanawiać w co się ubrać. Przy szafie stałam z dobre 15 minut. Ostatecznie wzięłam czerwoną sukienkę do połowy ud i do tego czarne sandały na dość wysokim obcasie. Skoro to impreza wieczorna, może być chłodno. Zdecydowałam się też na jakiś sweterek. Z drugiej szafy z torbami, wyciągnęłam torbę na ramię. Nie była jakoś super duża, ale tam miałam zamiar skitrać sweterek.
Po schowaniu go, podeszłam do lustra i zaczęłam zastanawiać się nad fryzurą. Ostatecznie wybrałam rozpuszczone włosy. W lustrze zobaczyłam, że moja sukienka jest śliczna. Dość spory dekolt, cekiny koloru srebrnego, no nie pogardzę. Skąd ja ją w ogóle mam? Z przeglądania się wybił mnie dzwoniący telefon leżący na łóżku. Podeszłam i odebrałam nie patrząc kto to.
-Tak? - odezwałam się pierwsza.
-No hej, sis. Co tam? Bardzo tęsknisz? - o mój bosz! To Paul! Co ja teraz mu powiem?! Panikuje, panikuje, PANIKUJE!
-Baaaardzo! - odpowiedziałam tylko na jedno pytanie.
-Haha! A co porabiasz? - cholera, liczyłam że nie spyta!
-A nic. Siedzę sobie i pisze z Em - niezły bajer.
-Yhym. A Liam? Pilnował cię dziś? Włos ci z głowy nie spadł? - on serio jest jak pies ogrodnika. Zrobiłam znudzoną minę by po chwili odpowiedzieć.
-Nawet go dziś nie widziałam. Ale spoko, nie było źle.
-Czyli coś było?! Siostra, coś się stało?! - rany boskie! On się przeraził.
-Nie! Dobra, słuchaj. Okłamałam cię - zaczęłam się denerwować.
-Co?
-No bo... Ja idę na imprezę - zamknęłam oczy i zmarszczyłam nos. Szykowałam się na wyzwiska.
-Serio? - ten głos... Czy on się właśnie cieszy? - z Em?
-Taaa... - musiałam przytaknąć. No całej prawdy mu nie wyjawię.
-A więc, ledwo wyjechałem, a ty balujesz? Nie ładnie, sis - skarcił mnie śmiejąc się do słuchawki.
-Ha ha! Musze kończyć bo się szykuję.
-Liam będzie na niej? - zabrzmiało poważnie. Nawet śmiać się przestał.
-Chyba. A co? - niańki nie potrzebowałam.
-No wiesz... Imprezy, alkohol, seks...
-PRZESTAŃ!
Usłyszałam jak się śmieje. Rozłączyłam się. Powróciłam do ubierania butów i zerkania na zegarek. Dochodzi 18:30. Ciekawe o której przyjedzie? Nie musiałam długo czekać na odpowiedź. Telefon znów zadzwonił, tym razem był to sms.
Chris:
Czekam na dole. Mam wejść?
Ja:
A po co?
Chris:
No może twoja mama chce wiedzieć z kim wychodzisz :D
Ja:
Nie trzeba. Zaraz wyjdę.
Chris:
Ok ;(
Rany, co on z tą minką ostatnią? Chyba mi nie powiecie, że on traktuje to jak randkę?! Jeszcze tego brakowało. Zebrałam szybko swoje rzeczy i ruszyłam na dół. Mama widząc mój strój, upuściła szklankę.
-Tak idziesz z Liamem?! - była wściekła.
-No, a czemu nie? - odpyskowałam. Czułam, że zaraz eksploduje.
-Ubrałaś się jak tania dziwka! Natychmiast się przebierz! - wskazała mi palcem bym wróciła do pokoju.
-Mowy nie ma! Paul o wszystkim wie! - w sumie nie skłamałam.
-Tak?!
-Tak!
-A wie jak wyglądasz?! - no i trafiła w sedno!
-Nie mam czasu! - szybkim krokiem podeszłam do drzwi frontowych.
Matka chciała mi zagrodzić, ale nie udało się jej to. Wyszłam, a ona tylko patrzyła w drzwiach. Szybko sięgnęłam po fona i napisałam sms.
Ja:
Jak wyjdziesz z auta, to cie zabije!
Chris:
Ok...?
Wsiadłam szybko. Szczęście, że matka nie widziała kto siedzi za kółkiem. Głośno wzdychnęłam. Spojrzałam się na chłopaka i go zatkało.
-No co? - spytałam podirytowana.
-Wyglądasz ślicznie - uśmiechnął się a mnie przeszedł dreszcz. Odpalił silnik i ruszył - Czemu nie kazałaś mi wychodzić?
-Ahh, z matką się popsztykałam. Jak wrócę to szlaban na całe życie.
-Haha, mogłem przecież, wejść. Na pewno byłoby lepiej - on chyba nie wie co mówi.
Po około 10 minutach byliśmy na miejscu. Wysiadłam z jego, jakże pięknego srebrnego autka. Nie znam się zbytnio na markach więc nie powiem co to za auto. Ruszyliśmy w kierunku drzwi. Rany, dom był ogromny! Moje zafascynowanie zauważył Chris.
-No! Josh jest cholernie bogaty - sam patrzył na dom.
-Pozazdrościć.
I poszliśmy dalej. Nawet nie trzeba było pukać bo i tak muzyka by je zagłuszyła. Ludzi było całkiem sporo. Zaczęłam się zastanawiać czy spotkam Conora. Chris szepnął mi na ucho, że idzie przynieść coś do picia. Mam nadzieję, że pamięta o swojej obietnicy, bo w tych korach nie pójdę na pieszo! Zaczęłam rozglądać się po domu. Trafiłam przypadkiem na gospodarza.
-O hej! Jak impreza? Podoba się? - wiedział, że to mój "pierwszy raz".
-Powiedzmy! - krzyczałam bo muzyka była cholernie głośno. Uśmiał się na mój krzyk by po chwili zniknąć gdzieś w tłumie.
Ja nadal rozglądałam się za moim księciem. Po paru minutach krążenia po domu, znalazłam go w salonie. Siedział na sofie i obejmował Alex. No tak... Przecież ze sobą chodzą. Ale wiecie? Gówno mnie to obchodzi. Jakoś nie przejmuje się tym plastikiem! Wiem jaki jest Conor, i wiem że lubi panienki na jedną noc, ale totalnie to olewam. W końcu w tych romansidłach zawsze, chłopak z tego rezygnuje dla miłości. Patrzyłam chwile na niego, kiedy ktoś mnie szarpnął za ramię. Poleciałam do tyłu.
-Co tu robisz?! - ucieszyła się Emma.
-Bawię się! - odkrzyknęłam. W sumie to cieszę się, że ją widzę.
-Nie mówiłaś, że przyjdziesz! - żebym to jeszcze planowała.
Pogadałam z nią chwilę. Poszłam dalej błąkać się po domu. Nigdzie nie widziałam Chrisa. Sama więc wzięłam sobie coś do picia. Nie skończyło się na jednym... Po trzech drinkach miałam mały odlot. Nie wiem kiedy, ale zaczęłam tańczyć. Emma tańczyła ze mną ale po chwili widziałam jak ląduje w objęciach jakiegoś blondyna. A nie mówiłam, że imprezy tak właśnie się kończą?
Do mnie, nadal tańczącej, podszedł ktoś. Złapał mnie w biodrach od tyłu. Rany boskie, jaki przeszedł mnie ciepły dreszcz. Jakoś nie przeszkadzało mi że tańczę z nieznajomym. A może to był Chris? Nie miałam ochoty się odwracać. Po minucie poczułam wilgotne usta na swojej szyi. Coś mnie zakuło, a może to było podniecenie? Nie wiem, zgubiłam rachubę. No i potem... amnezja! Obudziłam się na sofie, a obok mnie siedział Conor. Zamrugałam oczami by się upewnić czy to on. Uśmiał się gdy zobaczył mnie przyćpaną. Po chwili opadłam na oparcie i chciałam dalej spać.
*Oczami Conora*
Przyjechałem godzinę przed czasem. Jak zwykle wparowałem do środka bez pukania.
-Nie wiesz czym się puka?! - oburzył się Josh.
-Jajami?! - co za pojebane pytanie mi zadał? Czy on już się wstawił?
Po chwili podszedł do mnie i przywitał się ze mną. Ludzi było dość mało, ale co się dziwić, jest 18 i na dodatek początek tygodnia. Usiadłem więc na sofie w salonie i zacząłem przeglądać playlistę, którą uszykował Josh. Zobaczyłem całkiem sporo tytułów, przy których będzie szło się powyginać! Liczę, że na parkiecie wyrwę jakąś laskę. Wiecie, ciałkiem dobrze rusza się na parkiecie to w łóżku nie gorzej.
-CONOR, WEŹ ZAPUŚĆ NUTĘ! - darł się do mnie z kuchni.
Nie oszukujmy się, zawsze na imprezach u niego to ja jestem DJ. Ja wybieram muzę i ja pilnuje sprzętu.
Po 15 minutach doskoczyła do mnie Alex. Nie mogło jej tu zabraknąć. Objąłem ją, niech się cieszy. Im było coraz później, tym więcej ludzi się zbierało. Przy poniedziałku i takie tłumy? Po pewnym czasie znudziło mi się to ciągłe siedzenie. Poszedł wyrwać jakąś laskę na parkiecie. No i moim oczom ukazała się brunetka. Kurwa mać jak ona się rusza?! Dlaczego ten cwel musiał się zadurzyć?! Podniecenie wzięło górę i ruszyłem w jej kierunku. Podszedłem od tyłu i chwyciłem ją w biodrach, nie zaprotestowała. Byłoby łatwiej, gdyby to zrobiła. Po chwili straciłem panowanie nad sobą totalnie. Nie wiem kiedy, ale pocałowałem ją w szyję. Wyglądała tak nieziemsko. Ta krótka sukienka i ten dekolt. Z tej perspektywy, baaardzo dużo widzę. Jestem wyższy od niej o półtora głowy. Zaczęła schodzić na dół co kompletnie mnie rozstroiło. Obróciłem ją do siebie przodem i zobaczyłem... Jest pijana. Ona dziwnie się do mnie przytuliła, po spojrzeniu w moje oczy. Rozejrzałem się nerwowo czy Chris nas nie widzi. Zaprowadziłem ją do salonu i posadziłem na sofie. Usiadłem obok niej. Mało to zboków jest na tej imprezie? Pilnowałem ją przez bitą godzinę. Po chwili zauważyłem, że się ocknęła. Zaśmiałem się z jej miny - bezcenna. Jednak już po chwili znów odpłynęła. Westchnąłem ciężko i postanowiłem poszukać Chrisa. Dla niej chyba już dość. Nie odbierał telefonów, a ja nie mogłem jej zostawić. Cholera! - pomyślałem. Nagle moim oczom ukazał się Josh. Swoją drogą był już nieźle wstawiony.
-JOSH! - krzyknąłem co w ogóle jej nie obudziło. Znów się zaśmiałem.
Chłopak wszedł do pomieszczania i zmierzył nas badawczo. Już chciał coś mówić, ale mu przerwałem.
-Gdzie jest Christian?! - wstałem do niego by nie krzyczeć.
-Widziałem go jakieś pół godziny temu z Davem. Chlali. A co? - jeszcze się pyta, osioł.
Spojrzałem się na nią. Wyglądała tak słodko. Podszedłem do niej i wziąłem na ręce jak księżniczkę.
-Ło, ło, ło! Stary, co ty robisz?! - nagle cały alkohol z niego uleciał. To dziwne...
-Musze ją odwieźć. Skoro on się schlał to ktoś musi. Nie widzisz, że sama jest wstawiona? - zmierzył ją wzrokiem. Nie ufał mi cwel jeden.
-Dobra masz rację. ALE! Tknij ją to cie wykastruje! - pogroził. Co on, za debila mnie ma?
Wyminąłem go i wszedłem drzwiami do garażu. Jego garaż był w podziemiu. Kliknąłem pilotem by drzwi od mojego BMV się otworzyły. Tak, BMV bo planowałem bzykanko na tylnym siedzeniu. No cóż, nici z planów. Postawiłem ją na nogach, ale nie miała siły ustać. Coś mamrotała pod nosem co mnie rozbawiło. Otworzyłem drzwi od strony pasażera z przodu i posadziłem ją. Delikatnie zapiąłem pas i ruszyłem na fotel kierowcy. Po chwili zobaczyłem jak dziewczynę przeszył dreszcz z zimna. Syknąłem pod nosem i przewróciłem oczami. Sięgnąłem z tylnego siedzenia, moją skórzaną kurtkę. Odpiąłem ją i narzuciłem na nią tą kurtkę. Potem znów zapiąłem i odpaliłem silnik. Wyjechałem z garażu i ruszyłem w stronę domu dziewczyny. Po 10 minutach byliśmy na miejscu. I tak jechałem cholernie wolno, z nadzieją że się ocknie. Nic z tego. Patrzyłem jak słodko śpi. Jej oddech był taki spokojny, że aż mnie hipnotyzował. Nie wiem co wie mnie wstąpiło, ale pochyliłem się i ją pocałowałem. Lewą ręką dotknąłem jej policzka, był lodowaty. Przeszyło mnie pożądanie. Pogłębiłem pocałunek i już chciałem się wedrzeć przez jej wargi, kiedy oprzytomniałem. Osunąłem się od niej powoli. Wysiadłem z auta i wziąłem ją na ręce. Cholera, ona nawet nie wie, że ją pocałowałem. Zaśmiałem się dość głośno. Obudziła się. Otworzyła pomału oczy i spojrzała na mnie.
*Oczami Lisy*
To dziwne, ale poczułam jak coś mokrego dotyka moich ust i coś ciepłego, policzka. Po chwili poczułam jak ktoś mnie niesie. Zaśmiał się przez co się obudziłam. Spojrzałam na twarz tego rycerza. Pewnie to Chris. Jak bardzo się myliłam. Moim oczom ukazał się Conor. Patrzyłam na niego przez dłuższą chwilę, a on zaczynał się płoszyć. Podszedł pod same drzwi MOJEGO domu i już chciał dzwonić kiedy się wyszarpnęłam. O mały włos a spadłabym na twarz. Zdążył jednak złapać mnie w tali. Zrobiło mi się gorąco, ale szybko chciałam stanąć prosto. Kurwa! Zachwiałam się i znów mnie przytrzymał. Przyciągnął do siebie, przez co byłam w jego objęciach. Znów zrobiło mi się gorąco, tym razem bardziej. Pochylił się i szepnął mi do ucha:
-Skarbie, za dużo wypiłaś. Nie staniesz o własnych siłach - po czym uśmiał się i dmuchnął mi ciepłym powietrzem w prost do ucha. Z moich ust wydobył się cichy jęk. On to usłyszał i się wyprostował. Sama zakryłam sobie usta ręką i przeraziłam się. Co on sobie o mnie pomyśli?! Odsunął mnie od siebie, ale nadal trzymał bym nie upadła. Spojrzał mi w oczy i wybuchnął śmiechem. Doskoczyłam do jego ust i zakryłam je ręką. Zdziwił się i patrzył na mnie jak na zbira.
-Zamknij się! Jak moja matka zobaczy mnie z... - nagle drzwi frontowe się otwierają, a w nich kto? Moja matka! Wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia. Musiało to wyglądać strasznie. Ja trzymająca go za usta, a on trzymający mnie bym nie upadła. Puściłam go i znów chciałam iść o własnych siłach, nie udało się. Podparłam się futryny i weszłam do środka. Matka złapała mnie i krzyknęła oburzona do Conora.
-Co jej gówniarzu zrobiłeś?! - spojrzałam w oczy chłopaka. Nie wykazywały żadnych uczuć.
-Odwiozłem, prze pani - chwila... Czy on zadrwił?!
-A ty?! Miałaś być cały czas z Liamem! Co to za chłopak?! Ojj czekaj, zadzwonię po Paula jeszcze dziś! - wkurwiła się. Tak jak myślałam. Zresztą sama też już wybuchłam. Wyszarpnęła się z jej uścisku.
-A spróbuj! - pogroziłam.
-Coś ty smarkulo powiedziała?!
-Daj mu spokój! Niech spełnia swoje marzenia! To czy on tu jest czy nie... Niczego nie zmienia. Conor też nic nie zrobił - wskazałam ręką na stojącego, nadal, chłopaka.
Matka zmierzyła nas oboje wzrokiem. Po chwili chwyciła za telefon i wybierała numer, domyślałam się czyj. Chciałam wyszarpnąć jej komórkę, ale plątałam się o własne nogi. Zmieniłam zdanie i zaczęłam ją prosić.
-Mamuś... Przepraszam! Nie dzwoń do niego, błagam! - matka spojrzała na mnie niepewnie - obiecuje, że już nie zobaczę się z Conorem.
-Ej! - odezwał się ale ja kontynuowałam.
-... Ani z żadnym innym chłopakiem. Możesz nastawić na mnie Liama, żeby mnie 24 na dobę pilnował, ale nie dzwoń do Paula!
Zmiękła. Odłożyła telefon, pożegnała się z Conorem i zaprowadziła mnie do pokoju. Czułam bijącą od niej wściekłość. Ja jednak od razu po położeniu się do łóżka, odpłynęłam.
Ciąg dalszy nastąpi...
<---Poprzedni
********************************************************
Za błędy przepraszam, jeśli takowe wystąpiły ;)
Dziękuję za czytanie ^^ Zapraszam do komentowania!
~LilaSam~