Jak zawsze wstawała przed budzikiem, tak teraz ledwo wywlokła się z łóżka gdy on zadzwonił. Czym ja jestem tak zmęczona?
Poszła do łazienki opłukać twarz zimną wodą, by szybciej się przebudzić. Ubrała się i uczesała w koński ogon. Zeszła na dół i zobaczyła jak ciotka jest już uszykowana do wyjścia.
-Ooo dobrze że wstałaś! - ucieszyła się.
-Nooo, ja tez się cieszę - ziewnęła.
-Dobrze. Saro bądź grzeczna my niedługo wrócimy - pocałowała ją w czoło po czym wyszła.
Rose podrapała się po głowie.
-Co robimy młoda? - spytała.
-Nie wiem. A co byś ty chciała porobić?
-Pospać - znów ziewnęła.
-To idź. Ja sobie poradzę. Nie mam 5 lat - spojrzała spod byka.
-No niby tak, ale ciotka mi głowę urwie... WIEM! Chodźmy do miasta.
Dziewczynka zdziwiła się tak nagłą propozycją. Rose czekała na małą na dole. Przyszła po 10 minutach ubrana i gotowa do wyjścia.
Były w mieście po około godzinie. Szły wolnym spacerkiem, tak jak myślała Rose, czas szybko zaczął płynąć. Kazała Sarze nie odchodzić od siebie bez informowania o tym. Pospacerowały po sklepach i porobiły zdjęcia. Dziewczyna kupiła lody i usiadła z dziewczynką przy stoliku na zewnątrz. Po krótkiej chwili zobaczyła w oddali Zack'a i... "Mich". Zdziwiła się w pierwszej chwili. Sara widząc minę kuzynki odwróciła się.
-Spodobał ci się nasz sąsiad?
-Co? Nie! Zastanawiam się kto jest koło niego.
-Lol. To jego brat - przewróciła oczami.
-Serio?! - zdziwiła się.
-Nom. Jest o rok młodszy. I ma na imię Michael - wyjaśniła jedząc loda.
-To wyjaśnia skrót Mich.
-Słyszałam pogłoski że jest... - zaczęła.
-A to dziecko?! - spytała zaskoczona. Dziewczynka znów zerknęła za siebie.
-A nie wiem, nie znam typa.
-Hm. No nie ważne.
Gdy już zjadły i chciały iść dalej, natrafiły na chłopaków. Zack syknął pod nosem. A jego brat zdziwił się na widok Rose. Do dziewczyny dotarło że raczej obaj są małomówni. Wzdychnęła i chciała ich wyminąć, ale zatrzymał ją starszy. Na to Mich zareagował jeszcze większym zaskoczeniem. Zaczął pisać coś w notatniku i pokazał to dziewczynie.
-"Pomożesz nam z tym smro..." - spojrzała się na niego bo resztę przeczytała w milczeniu.
On pokazał jej oczami że obok niej stoi dziecko w podobnym wieku do chłopaka za nimi.
-Niby w czym mam pomóc? - spytała obrażona.
Znów zaczął pisać.
"Nie wiemy czego on w sumie chce. Odnosimy wrażenie że się nami bawi".
-Hahaha, serio? To chyba jesteście spokrewnieni.
Złapał ją za podbródek, tak samo jak dwa dni temu. Michael się odwrócił plecami. Myślał że brat chce ją pocałować. Dziewczyna strzepnęła jego rękę i powiedziała:
-Dobra! Chodźcie na początek do tej kawiarenki - pokazała palcem.
Kolejny raz napisał na karce: "Po co?"
-Chcesz pomocy?
"Ok."
Po chwili byli już na miejscu. By chłopak nie domyślił się że to pułapka, chłopacy poszli grać w lotki. Dziewczyna siedziała w tym czasie przy stoliku razem z Sarą i chłopczykiem.
Ten siorbał picie słomką.
-Długo znasz tych dziwaków? - zaczęła.
Spojrzał się na nią po czym na nich.
-Nie lubisz ich? - spytał.
-Ah, są strasznie milczący. Więc jak mam ich lubić?
-Też ich nie lubię. Wkurwia mnie że muszę spędzić z nimi pół dnia - oparł się o oparcie.
-No tak... Kto by wytrzymał w milczeniu tyle czasu.
-Na pewno nie ja.
-No to skoro jestem może chciałbyś coś porobić? - zapytała.
-Niby co?
-A co byś chciał?
-Hm - uśmiechnął się wrednie, co nie spodobało się małej Sarze.
-Ja ci mówię uciekajmy póki czas - szepnęła kuzynce do ucha.
-Chcem sem ja pojeździć na Jego - wskazał na Zack'a - motorze.
-Niestety, ale nie masz prawka - wymyśliła na doczekaniu.
-No to nie ma nic do roboty - oparł się o stolik przez co odkrył nadgarstek.
-Hej! Czy to "niby tatuaż"?
-Wcale nie... - speszył się i schował ręce pod stolik.
-No to mamy co robić. Jak długo zostajesz?
-W sumie to chciałem z nimi pół dnia łazić po mieście, a tak ogólnie to zostaje u nich na 3 dni. Bo co?
-To zrobimy ci tatuaże które zmyją się dopiero rozpuszczalnikiem, chcesz? - spytała uśmiechnięta.
-Serio?! Ale jak?! - podekscytował się.
-Mam w domu specjalne długopisy. Lubię rysować więc często ich używam. Raz jak się popisałam to nie chciało za Chiny zejść.
-SUPER! Zrób mi!
-No oke, to idziemy. Chodź Sara.
-A ja ci mówię że będą kłopoty - powiedziała wstając.
Chłopaki zauważyli że coś się dzieje. Podeszli więc do nich.
"Co jest?"
-Idziemy do mnie! Chłopak chcę porysować.
-No właśnie. Znudziłem się wami - wytknął język.
Młodszy brat chciał go strzelić w głowę, ale zatrzymał go Zack. Zrobił minę złego, ale dziewczyna jakoś się tym nie przejęła.
W domu poszła z nim do swojego pokoju. Kazała mu usiąść na podłodze i sama to również zrobiła. Usiadła na przeciwko lewego ramienia chłopca.
-Jak masz na imię? - spytała.
-Loki...
-Ładnie. Co chcesz mieć narysowane?
-A co umiesz? - spytał.
-Wszystko.
-Aha. No to może... - wyciągnął telefon i wyszukał zdjęcie pierścienia który był opleciony pnączami - może być?
-Yhym... - już zaczęła rysować.
Po koło dwóch godzinach skończyła. Poszła z Loki'm do łazienki by udowodnić mu że to nie zejdzie. Był bardzo szczęśliwy. Podziękował jej i wrócił do domu swoich kuzynów.
Rose spojrzała na zegarek i było już południe. W salonie Sara oglądała bajki, więc dziewczyna nie chciała jej przeszkadzać. Nawet nie zdążyła wejść na górę, gdy do domu wróciła ciotka z wujkiem. Cofnęła się zatem. Mała nie odchodziła od TV.
-Jak wam minął poranek? - spytała zadowolona ciotka odkładając siatki z zakupami na blat.
-A dobrze, mieliśmy gościa.
-Oo no to się nie nudziłyście panienki - jak zwykle uśmiechnięty wujek.
-Nom. I jak poszły zakupy?
-A dobrze. Wiesz ta lisa to jest na prawdę w porządku - puściła oczko siostrzenicy.
-Wiem.
Ciotka zawołała swoją córkę, bo kot zaczął wiercić się w pudle. Gdy kazała jej spojrzeć co jest w środku dziewczynka zwątpiła. Otwierała pudło bardzo powoli, ale gdy usłyszała słodkie miauczenie, mało brakowało a by je rozszarpała. Wzięła na rączki małego czarnego kociaka.
-Ale słodziak! - kucnęła Rose.
-Mamo, ale co on tu robi?!
-Jest twój. Twoja siostra leczy się więc możesz mieć kota - uśmiechnęła się pogodnie.
-Super! Dziękuję mamuś!
Rose ziewnęła. Chyba zmęczenie nadal dawało się jej we znaki.
-Nie obrazicie się jak pójdę się kimnąć? - spytała.
-Nie. Pewnie idź.
Poszła na górę i weszła do pokoju. Otworzyła drzwi balkonowe by wpuścić trochę świeżego powietrza. Od razu po zrobieniu tego położyła się na łóżku. Niestety nie udało się jej nawet zasnąć. Chwilę po tym jak się położyła rozbrzmiał dzwonek telefonu. Odebrała z niechęcią.
-TAK?!
-Hej... - to była Lisa. Miała bardzo łamliwy głos.
-Coś się stało? - usiadła.
-Pokłóciłam się z Dylan'em...
-Co?! Jak to, przecież jeszcze wczoraj wszystko było ok!
-No tak, ale wiesz on chciał jechać z chłopakami na męski wypad do Szkocji. On stamtąd pochodzi... - chyba zaczęła płakać, bo pociągała nosem.
-...gdzie mieszkasz? - spytała Rose - Wpadłabym do ciebie i byśmy pogadały.
Dziewczyna podała adres, jednak Rose nie znała ulic więc postanowiła poszukać w sieci. Na szczęście orientowała się gdzie to jest po spojrzeniu na mapkę.
Po około 20 minutach dotarła na miejsce. Zadzwoniła do przyjaciółki, by ta po nią wyszła. Gdy zobaczyła w jakim stanie jest Lisa była w szoku. Przytuliła ją i poszły razem do domu. Wchodząc do środka było bardzo... jasno i przytulnie! Oczywiście poszły od razu do pokoju Lisy. Nie był to dom piętrowy. Przechodząc korytarzem zobaczyła jak w salonie siedzi jej matka i szydełkuje.
W pokoju dziewczyny również było jasno i przytulnie. Usiadły na fioletowej sofie przy której od razu stał stolik do kawy.
-No to mów o co poszło?
-Tak jak mówiłam chcieli jechać na ten wypad no a ja niezbyt lubię związki na odległość. Prawdę mówiąc to ja się boje ich - przyciągnęła nogi do siebie i się skuliła.
-Czemu? - zdziwiła się Rose.
-Kiedyś mnie rzucono...
-Niech zgadnę. Przez sms'a?
-Nie... Kiedyś ten chłopak wrócił do miasta i widziałam go z inną, a gdy go o to spytałam udawał że mnie nie pamięta!
-Nie ufasz Dylan'owi? - spytała zmieniając ton.
-To nie tak... Ja po prostu się boję, że mnie zostawi dla ładniejszej, mądrzejszej i w ogóle!
-Haha, na pewno nie. Przestań się tym martwić. Zawsze mogę pogadać z Ethan'em by go przypilnował - próbowała rozluźnić atmosferę.
-To męska solidarność...
-Haha, ja ufam Ethan'owi. Mnie broni przed Jak'iem więc Dylan'a będzie przed babami. Choć jakby się tak nad tym zastanowić to w sumie do Jaka trzeba by było się zgłosić.
-Jak to?
-No wiesz, on żadnej nie przepuści... - na te słowa Lisa się uśmiała.
-Masz rację...
Po chwili obie się śmiały i widać było że dziewczynie już przechodzi. Ale skoro już Rose przyszła do niej to chciała się czegoś dowiedzieć o chłopakach.
-Jak długo ich znasz?
-Poznałam ich rok temu. Jak razem zaczynaliśmy szkołę. W tedy przydzielono mnie do klasy z Ethan'em, Jak'iem i Zack'iem. A pozostała trójka była w dwóch innych klasach.
-Heh, rozumiem.
-Mogę ci opowiedzieć jak to było że założyli zespół! Chcesz? - spytała podjarana.
-Nom.
-Więc akurat trójka z którą to chodziłam do klasy, była założycielami. Najważniejszy był oczywiście Ethan. Na początku byli zwykłymi kumplami. Poznali się ponoć przez sieć, ale nie wiem czy to prawda bo to tylko pogłoska, nigdy nie gadałam o tym z nimi. Potem gdy jeden słyszał o talencie drugim postanowili stworzyć mały zespolik trzyosobowy [...]
Przejeżdżali przez Szkocję gdzie poznali Dylan'a. To były wakacje więc podróżowali. Występował na zbiórce pieniędzy dla schorowanych zwierząt, którą sam zorganizował. Jego talent się im spodobał, a tekściarz poczuł że do ich muzyki można dołączyć skrzypce. Dylan nie chciał na początku się zgodzić. Zaproponowali mu że oni mogą też wystąpić na tej zbiórce. Zgodził się i gdy wykonali swój numer był pod wrażeniem. Chyba poczuł coś w stylu powołania. Przyłączył się do nich.
-No, no. Nieźle. A co z Peter'em? - spytała zainteresowana.
-A tu właśnie nie wiem. Ponoć zaimponował swoim tańcem Jak'owi. I on namawiał pozostałych członków by przyjęli Peter'a. No i jak widać, zrobili to. Haha, najzabawniejsze w tym wszystkim jest to że gdy Jake dowiedział się że wstawił się za homoseksualistą to go obrzydziło!
-I co zrobili? Nie było niezręcznie?
-Nie! Wręcz przeciwnie. Peter oświadczył im że nie ma mowy by podrywał osoby hetero. A jak wiesz, cała piątka jest hetero. Często ponoć dokuczał Jak'owi. Że seksownie wygląda itp. Oczywiście wszyscy wiedzieli że tylko się droczy.
-A teraz znają się już dwa lata. Przyjaciele, co.... - zasmuciła się.
-No zwłaszcza Jake i Zack - powiedziała.
-Jak to? - zdziwiła się.
-No oni podobno pochodzą z tej samej dzielnicy. Znają się od małego.
-Serio?!
-Taa. Kiedyś przez przypadek wpadliśmy na ich wspólnego znajomego. Ten widząc ich kłótnię powiedział "Nic się nie zmieniliście. Wciąż te same dziecinne awantury." Wychodzi na to że całe życie się kłócą.
-Wciąż to robią? - coraz bardziej interesowała ją historia. Lisa widząc że dziewczyna interesuje się Zack'iem, zaczęła mówić więcej na jego temat.
-Tak! Jake również umie grać na gitarze. Często kłócą się czyja jest lepsza i kto powinien grać. Albo o jeszcze inne bzdety.
-Jakoś mi do nich nie pasuje - stwierdziła.
-Spokojnie. Przebywaj z nimi tyle co ja, a sama wyrobisz sobie zdanie o nich.
-Wiesz co mnie zastanawia? - spytała przyjaciółkę.
-Nie - sięgnęła ciastko ze stolika.
-Zack nie mówi tylko gra i śpiewa... Na początku może to nie było problemem, ale teraz gdy cała piątka śpiewa... no wiesz... nie irytuje to słuchaczy?
-Dobre pytanie. Sama się nad tym zastanawiałam jakieś pół roku temu - odłożyła talerzyk.
-I do jakich doszłaś wniosków?
-Pogadałam o tym z Dylan'em. Powiedział że nawet jeśli fani będą mieli z tym problem, to Zack'a nie wywalą. Jest dla nich jak brat i spoiwo.
-Co to znaczy?
-Też nie wiedziała. Wytłumaczył mi że każdy z nich miał kiedyś chwilę słabości i chciał odejść z zespołu. Wtedy ponoć Zack z każdym, który miał takie myśli, rozmawiał. Wiesz w cudzysłowie rozmawiał. Dzięki tym pogadankom ostatecznie zostali. Wiem tylko jak to było z Dylan'em.
-No to opowiadaj - pogoniła przyjaciółkę.
-Ok. Dylan miał problem bo jego schronisko wymierało. Ktoś podrzucił jakąś trutkę i zwierzaki zaczęły chorować, a niektóre nawet zdychać. Załamał się tym i muzyka mu w ogóle nie wychodziła. Co próbował coś zagrać to mu się to nie udawało. Wtedy Zack przyszedł do niego i zastał go na schodkach. Dowiedział się że Dylan chce zrezygnować.
Rozmowa Dylan'a z Zack'iem...
-Po co przyszedłeś? - spytał Dylan.
"Chcesz odejść?"
-Tak... To znaczy nie...Ale nie mam wyjścia! Nie umiem już grać, przepraszam - spuścił głowę.
'Co mnie to? Ratuj zwierzaki które żyją. Nie wiem daj je komuś..."
-Skąd o tym wiesz?! - zdziwił się.
"Wiem i kropka"
-To nie takie proste Zack...
"Jak nie? Wystarczy zdezynfekować tą budę, czy coś."
-Haha, czy coś - uśmiał się.
"Więc?"
-Wiesz ile tam jest zwierzaków? Ponad 100 a chorych na chwilę obecną ponad 200. Nawet jeśli wydam zdrowe to zamkną schronisko na dobre...
"Przestań się kurwa użalać nad życiem! Jedziemy..."
-Gdzie?
"Zobaczysz"
Pod budynkiem zebrało się na prawdę sporo ludzi. Każdy chciał przygarnąć zwierzaki.
-Zack... jak ty to... - był zaskoczony.
"Normalnie. A teraz wracam do domu bo masz robotę. Widzimy się jutro w auli."
~~~
-Dylan by podziękować przyjacielowi za pomoc, dał mu czarnego kota ze słodkimi białymi skarpetkami. Oczywiście Zack wcale się nie ucieszył. Ciekawe czy jeszcze go ma... - zamyśliła się.
-Nie wiem, nie widziałam żadnego - oświadczyła.
Od przyjaciółki wyszła po kilku godzinach. Szła wolnymi krokami do domu. Po drodze rozmyślała o Zack'u. Nie sądziłam że jest taki. Nawet przez myśl mi to nie przeszło, że może być dobrym przyjacielem. A w szczególności to że zna się z Jak'iem od dziecka. Ciekawe czy Ethan i Jake wiedzą o jego sekrecie. Muszę sprawdzić czy ma kota. Czy on w ogóle umie się zajmować zwierzętami?
Będąc już w domu spojrzała na zegarek. Była 16:34. Przywitała się z ciocią będącą w kuchni. Poinformowała dziewczynę ze za około godzinę będzie gotowa kolacja.
-Skarbie na balkonie masz kwiatki, podlej je proszę.
-Dopsz.
Poszła więc do swojego pokoju. Nie zapalała światła tylko powędrowała prosto na balkon. Faktycznie, były doniczki. Wzięła butelkę wody którą ciotka zostawiła. Spojrzała odruchowo co słychać u jej sąsiada. To co zobaczyła sprawiło że się uśmiechnęła, ale najpierw zdziwiła. Więc jednak ma kota. Pomyślała.
Widziała jak chłopak leży i bawi się ze zwierzęciem. Był taki jak opisała go Lisa. Po chwili zobaczyła że kot kładzie się na torsie chłopaka i zwija w kłębek. Zack położył jedną rękę za głowę a drugą głaskał główkę kotkowi. Wyglądał uroczo, gdy się uśmiechał. Uśmiech? To on to potrafi? Gdybyś nie był taki oziębły byłby z ciebie fajny facet... Choć w sumie i tak jesteś gdy pozna się ciebie troszkę bliżej.
Nagle przypomniała sobie słowa Lisy:
"Nie lubi jak laski, które nawet go nie znają, wyznają mu swoje uczucia. One kochają jego wygląd a nie charakter".
Gdy skończyła podlewać wróciła do pokoju. Nie zamykała balkonu, zastawiła drzwi uchylone. Po paru minutach usłyszała jak Cleo woła ja na kolacje. Wyjęła słuchawki z uszu i poszła na dół.
Wszyscy mieli dobre humory. Nawet Cleo była rozmowna. Po kolacji dziewczyna poszła zmywać z matką więc Rose poszła do siebie. Będąc w pokoju usłyszała miauczenie. Dochodziło z balkonu. Drzwi od pokoju miała lekko uchylone i dlatego wszedł.
NO NIE! Pomyślała.
Pobiegła od razu w jego stronę. Ten wskoczył na marmurową barierkę.
-Bosz, tylko nie spadaj!
Na jej nieszczęście jedną z doniczek, kotek zwalił na dół. Podbiegła wyjrzeć. Na dole stał Zack, a doniczka kilka centymetrów przed nim się rozbiła. Zdrętwiała, a on powoli spoglądał w górę. Zobaczył ją. Pomachała mu, a kot miauknął. Pokazał jej palcem, że już jest martwa. Poszedł szybkim krokiem w stronę domu. Ona spanikowana chwyciła kota i szybko weszła do pokoju zamykając balkon. Zaniosła kociaka na dół i wróciła do pokoju. Odetchnęła z ulga gdy zobaczyła że nikt nie stoi na balkonie. Zamknęła swoje drzwi od pokoju by kot znów tu nie wszedł.
Około godziny 19 zaczęła się nudzić więc chciała się kimnąć trochę. Nigdy nie lubiła niedziel. Otworzyła znów lekko balkon i chciała wrócić gdy za nią już ktoś stał. Odwracała się powoli. Zesztywniała widząc Zack'a.
-Czy ty czyhałeś na mnie? - spytała przerażona.
-Tak. Schowałem się i czekałem aż otworzysz drzwi.
-Ale to był wypadek w-wiesz nie?! - nagle schylił się lekko by ich twarze były na tej samej wysokości.
-A co jeśli nie? - spytał.
-Ja na serio nie chciałam... - serce zaczęło jej szybciej bić.
Chłopak zauważył też że dziewczyna się lekko rumieni. Od razu przypomniał sobie co działało na nią jak terapia szokowa.
-Może powinienem cie ukarać byś bardziej uważała? - spytał śmiejąc się szatańsko.
-Heheheheh nie trzeba, jest w porządku! - zaczęła denerwować się jeszcze bardziej. Chłopak robił kroki w przód za to ona w tył. W końcu trafiła na barierę jaką było jej łóżko.
-Chyba jednak cię ukarzę... - popchnął ją by wpadła na łóżko.
Dziewczyna zaczęła lekko panikować. On po chwili okroczył ją. Jedną nogę wsunął pomiędzy jej. Rose zrobiła się strasznie czerwona na twarzy.
-C-co r-robisz?! - ledwo co spytała.
-Nie wiesz?
Zaczął całować jej szyję i po woli schodził coraz niżej. Nie wiedziała co ma zrobić. Najbardziej przerażał ją fakt że nie chcę go odrzucić... Czyżby sama się oszukiwała, że się jej nie podoba? Uniósł jej koszulkę do góry i zaczął całować jej brzuch. Dziewczyna wbiła palce w pierzynę, wiedziała że niedługo będzie niżej. Gdy chciał już odpiąć pasek od spodni Rose, coś jakby go olśniło. Spojrzał się na dziewczynę i syknął wkurzony pod nosem. Otworzyła oczy i spojrzała na niego. Ten schodził z niej i powiedział:
-Jesteś beznadziejna - szedł w kierunku drzwi balkonowych.
-C-co?! Jak możesz! Sam się do mnie dobierałeś! - krzyczała.
-A ty w ogóle się nie broniłaś. Żałosne. Jesteś taka sama jak wszystkie... Mógłbym cie przelecieć, a tobie to bez różnicy. Pusta jesteś i tyle... Znajdę inny sposób by być dla ciebie wredny. I bądź przygotowana na gorszę rzeczy.
Po tych słowach wyszedł. Dziewczynie jeszcze serce waliło jak szalone. Co on przed chwilą powiedział?!
Ciąg dalszy nastąpi...
<---Poprzedni
~LilaSam~
Wspaniałe!!! Po prostu cudo. Jak zawsze jestem zachwycona. Pozdrawiam i życzę dużo dużo weny.
OdpowiedzUsuń