niedziela, 26 kwietnia 2015

You, Me and Bed! cz.1


Przypominam! Opowiadanie zawierać będzie treści erotyczne i wulgaryzmy. Czytasz na własną odpowiedzialność ;)



*Oczami Lisy*


   Jest piękny letni dzień. Siedzę na oparciu ławki i patrze się w niego. Zamknęłam oczy i pozwoliłam słonku mnie ogrzewać. Po chwili ktoś składa lekki pocałunek na moich ustach. Otwieram oczy, a przede mną stoi Conor. Nieziemsko piękny w tym słońcu. Jego włosy koloru ciemnego blondu są potargane na wszystkie strony. Oczy błękitne, które głęboko wpatrują się w moje - czekoladowe. No i usta ukazujące rząd białych ząbków. I ten styl! A najwspanialsze jest to, że on znów mnie pocałował. Tym razem był to namiętny pocałunek...
-LISA!!! - już słyszałam jak jest pod drzwiami. Zobaczycie, zaraz wparuje do pokoju bez pukania - Lisa! Wstawaj! 
Podszedł do mnie i potrząsnął mną. A nie mówiłam, że wtargnie bez pukania?
Ale byłam na niego zła! Przerwał tak cudowny sen! Otworzyłam niechętnie oczy. Zobaczyłam jak mój braciszek ma uśmiech od ucha do ucha. 
-Nie wstaje - przewróciłam się na drugi bok. Nie dane mi było jednak pospać. Pociągnął mnie za nogę i zwalił z łóżka. W drzwiach usłyszałam lekki chichot. Spojrzałam, a w nich stał Liam. To najlepszy przyjaciel mojego brata. A no właśnie! Nie wspominałam, ze mój brat to Paul Scott. Słodziak z niego jak się patrzy! 
Wstałam na równe nogi i spojrzałam na niego. Ubrany był w czarne rurki, białą koszulkę, która wychodziła spod czarnej, skórzanej kurtki. No słodziak po prostu...
Spojrzałam na Liama. Opierał się o futrynę ramieniem. Ubrany był dość luźno. Na nogach czerwone rurki i opadająca luźno czarna bluzka. Mrrrr! Prawdę mówiąc to Liam jest dla mnie niczym drugi brat. Często przebywa w naszym domu.
-Chwila! Czemu jesteś ubrany w domu?! - oprzytomniałam. 
Przecież kto normalny łazi w kurtce po domu?!
-Ah, zapomniałaś? - spochmurniał, a mi zrobiło się głupio. 
-O czym? - spytałam lekko przybita. Rzadko o czymś zapominam. Brat spojrzał mi głęboko w oczy. Zdecydowanie za głęboko!
-Dziś wyjeżdżam na ten kurs... - złapał się lewą ręką za kark. Widać było, że jest mu głupio. 
Zmroziło mnie. Faktycznie, miał wyjechać, ale cholera, liczyłam że to blef. Próbowałam ukryć strach wiążący się z jego odejściem, ale chyba zauważył. Złapał mnie za ramiona, a po chwili przytulił, dość mocno. Nie rycz! Tak mówiłam do siebie w myślach.
-Nie martw się. Zostawiam cię w dobrych rękach Liama - lekko się uśmiał - On będzie mnie zastępował dopóki nie wrócę - odsunął mnie od siebie, nadal trzymając za ramiona - uszykuj się i zejdź na dół. Nie wyjadę dopóki się ze mną nie pożegnasz.
Zrobiłam wielkie oczy. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że stoję przed bratem w samych majtkach i prześwitującej bluzce. Cholera!
-Wynosić mi się! - wskazałam palcem na drzwi i szybko narzuciłam na siebie pościel. Chłopacy chichocząc wyszli posłusznie. Zamknęli za sobą drzwi, a ja z ulgą siupłam na łóżku. Postanowiłam: Nie pokaże bratu jak bardzo cierpię z powodu jego wyjazdu. 
Podeszłam do szafy wzięłam czarną bluzkę na ramiączkach z jakimś wydrukiem. Do tego chwyciłam niebieskie dżinsy i poszłam do łazienki odbyć poranna toaletę. Umalował się lekko, uczesałam i zeszłam na dół z uśmiechem na ustach. Czułam zapach mocnej kawy. Pewnie jak zwykle mama z tatą piją ją w kuchni. Weszłam więc i przywitałam się. Tata siedział z nosem w gazecie, a mama zmywała naczynia choć miała zmywarkę. Nigdzie jednak nie widziałam Paula.
-Gdzie jest Paul? - spytałam z nadzieją, że któreś z nich odpowie. Tata wyrwał się na chwile z gazety i odpowiedział.
-Zobacz w salonie - i z powrotem do niej wrócił. Ah, nie ogarniam jego systemu rodzicielskiego. Ale mniejsza z nim. Ruszyłam pewnym krokiem do salonu. Gdy tylko przekroczyłam próg momentalnie rzucili mi się w oczy. Śmiali się od ucha do ucha. Po chwili brat mnie zauważył i podszedł do mnie. 
-No hej - powiedział z oczami, które były zmieszane. 
-No hej - odpowiedziałam i przytuliłam się do niego. On tylko wziął głęboki wydech. Pogłaskał mnie po głowie.
-Dasz sobie rade? - spytał z troską w głosie. Jedna część mojego ciała krzyczy, "NIE DAM!" ale druga mówi, żebym siedziała cicho i pozwalała mu na spełnianie marzeń. Odkleiłam się od niego ze sztucznym uśmiechem. Spojrzałam mu w oczy, które teraz były pogrążone w smutku. 
-Dam! Jestem dużą dziewczynką. Będę dzwoniła i pisała esy więc nie bój nic! - sama się oszukiwałam. W środku bałam się jak cholera...
Dotknął mojego policzka swoją prawą ręką.
-Gdyby co znasz numer. Dzwoń o każdej porze dnia i nocy. Przyjadę - wiecie co jest najlepsze? On mówił to śmiertelnie poważnie. Liam zza jego pleców krzyknął:
-Przecież ja się nią zajmę. A komu ufasz bardziej niż mi? - spytał sarkastycznie. Mój brat momentalnie się uśmiał. Objął mnie ramieniem i ruszyliśmy w stronę drzwi frontowych. Przy nich stała jego torba podróżna.
-Tak mało bierzesz ze sobą? - zdziwiłam się. Normalnie on jest jak baba. Jego pokój to sterta ciuchów i butów. Pokrótce, ma w czym wybierać. 
-No, a na co mi więcej? Tam się obkupię - zaśmiał się łobuzersko. Poczochrałam go po tych ślicznych czarnych włosach. Oddał mi tym samym, skubaniec! 
-Dobra dzieci! - rozdzielił na Liam - Czas zbierać się na samolot - chwycił torbę przyjaciela i wyszedł. Zgaduję, że odwozi go na lotnisko. Spojrzałam ukradkiem do kuchni. Co z nich za rodzice, że własnego syna na lotnisko nie odwiozą? Czasami ich głupota mnie przerażała. No bo co innego ja. Przecież ja jestem adoptowana więc mogą mieć mnie gdzieś, ale rodzonego syna? Zastanawiam się po co mnie tak w ogóle adoptowali. Z rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk zapalanego silnika. Mimowolnie z mojego prawego oka poleciała kropla wody. Szybko wytarłam ją ręką by brat sobie czegoś nie pomyślał. Udało się! Jadą i macha mi ze samochodu. Odmachałam i gdy byli już na zakręcie... Teraz dopiero się rozryczałam na środku podjazdu. Bałam się tak potwornie. Niby jest Liam, ale to nie to samo co Paul. Co teraz?! Te wściekłe laski wydłubią mi oczy, a faceci będą mnie.... Nie chcę o tym myśleć! Nagle zrobiło mi się potwornie niedobrze. Pobiegłam do swojego pokoju, trzaskając przy tym drzwiami frontowymi i tymi od własnego pokoju. Rzuciłam się na łóżku i twarz ukryłam w poduszkach. Płakałam z dobrą godzinę. Jutro jest pierwszy dzień szkoły. Muszę myśleć pozytywnie, myśl pozytywnie. 



*Oczami Conora*

-Stary, wstawaj! Mam zajebiste wieści, że z łóżka spadniesz! - ten głos... błagam powiedzcie, ze to nie Josh. Nogi mu kurwa wyrwę! 
Z niechęcią przewróciłem się na lewy bok i otworzyłem oczy. Tak, to był on. Ten sukinkot stał nade mną i szczerzył się jak głupi do sera. Nie miałem ochoty wstawać, gdy za jego plecami zobaczyłem, która godzina. Zamknąłem oczy i znów chciałem odpłynąć - No nie ignoruj mnie cwelu! - krzyczał i potrząsnął mną.
Widząc, że nie reaguję zaczął ściągać ze mnie ciepłą kołderkę. Instynktownie szukałem mego źródła ciepła, ale nic z tego. Ten kutas je trzymał. Usiadłem na łóżku i patrzyłem się na niego wściekle. Pewnie mi się to nie udało bo oczy wołały SPAĆ.
-Czego chłopie chcesz ode mnie o 8:30?! Normalnie leczysz kaca - przetarłem sobie ręką twarz. 
-No ale mam info! - ale był podekscytowany!
-Jakie info? Człowieku do rzeczy! - z powrotem opadłem na mieciusią poduszkę. O tak, sen, tego potrzebuje....
-NO NIE ZASYPIAJ CWELU! - kopnął mnie w samo krocze. Zwinąłem się i przebudziłem momentalnie.
-Co ty odpierdalasz?! - byłem wściekły! Wpada jak do siebie, budzi mnie a na koniec kopie w jaja!
-Sorry, ale tylko to działa. No więc kojarzysz Larisse?! - w jego głosie szło odczuć ekscytację. Kto wie, może nawet się teraz ślinił?
-No i? - wycedziłem nadal zwijając się na tym łóżku.
-No i jej braciszek wyjeżdża...
-No i? - powtórzyłem zaciskając szczękę.
-Jesu, aleś ty nie kumaty! Pamiętasz nasz zakład sprzed roku?
-No ten, kto pierwszy ją przeleci, i co? - próbowałem przyspieszyć rozmowę by móc szybciej iść spać.
-Tak, właśnie ten! Wznawiamy go!
-Yhy - byłem przyćmiony, ale po chwili dotarły do mnie jego słowa - Czekaj, co?
-Haha, no to, że jej braciszek wyjeżdża a my mamy wolną drogę! - teraz rozumiem czym się tak jarał. No fakt, dupcia z niej niezła, ale niech dowie się mój brat to będzie wojna. 
No i o wilku mowa. Do rozmowy dołącza nie kto inny.
-Nic nie planujcie - wszedł pewnie z rękoma w kieszeniach. Mina jak zwykle bez jakichkolwiek uczuć.
Mój braciszek to najlepszy przyjaciel tego całego Paula. Więc na kilometr już czułem kłopoty. 
-Bo? - odpyskował Josh. Tak, ten lubił drzeć koty z Liamem.
-Bo tak mówię. To, że jej brat wyjechał, wcale nie oznacza, że możecie się bawić - stał bardzo blisko Josha. Jak któryś nie dostanie w pysk to się zdziwię. Ja tam sobie spokojnie leżałem i patrzyłem na cyrk. 
-Nie będziesz mi mówił z kim mam się bawić - odparł Josh. Oj gotowało się w nim.
Mój brat uśmiechnął się podejrzanie i rzekł:
-Teraz ja jestem jej nowym bratem, więc nie radzę - z uśmiechem na ustach opuścił mój pokój.
-Słyszałeś go?! - oburzył się.
-No.
-Pfff. I tak będzie moja! - humor szybko mu wrócił. Zresztą mi też. Gdy sobie wyobrażę ją w  moim łóżku... eh, na samą myśl, sam staje. 
-Dobra - wstałem i się przeciągnąłem - Gdzie dziś imprezujemy?
-Heh, dziś niedziela stary. Jutro buda - no i zjebał cały nastrój. Chryste dlaczego zesłałeś na moją drogę takiego debila?

Po tym jak mój kumpel opuścił moją posesję zacząłem się ogarniać. Ubrałem się w podarte, czarne rurki, do nich przyczepione łańcuchy, sięgające do połowy ud. Do tego bluzkę na krótki rękaw koloru białego z jakimś nadrukiem. Narzuciłem na to szarą bluzę i założyłem kaptur. Podszedłem do szafki w biurku i wyciągnąłem z niej białe słuchawki. Podłączyłem je sprawnie do telefonu i wylądowały w moich uszach. Na sam dźwięk muzyki moje nogi same rwały się do biegu. Tak "biegu". Uwielbiam biegać samotnie godzinkę lub dwie. Myślicie, że ta klata sama się zrobiła? Wyszedłem z pokoju i poszedłem na dół. Gdy zobaczyłem, że do salonu wpadają promienie słońca uznałem, że musi być ciepło. Ale wiecie triki na podryw laski. Zdejmujesz bluzę i dajesz jej. Heh. Faktycznie... A gdzie Sylvia? Daje sobie rękę uciąć, że nocowała u mnie i... wiadomo. Z kuchni wyszedł Liam. Oj jak ja nie miałem chęci się z nim od samego rana spinać. Wyszedłem z domu biorąc z wieszaka dwie pary kluczyków. Czułem wzrok braszki śledzący mnie. Zamknąłem drzwi i poszedłem do garażu. Mym oczom ukazał się piękny czarny samochód. Moje porsche! Wsiadłem do niego i odpaliłem silnik. O tak! To dźwięk dla mych uszu. Dodałem gazu stojąc... Awww Maleńka od jutra zaczynamy podryw! Wyciągnąłem ze schowka okulary przeciwsłoneczne i je założyłem. Włożyłem jeszcze gumę do ust. Mój garaż był całkiem spory. Mieścił aż sześć samochodów. Moje z tego były dwa. Drugim cackiem było BMV, również koloru czarnego. Jego biorę tylko wtedy, kiedy zapowiada się na ostry melanż z laskami. 
Wyjechałem wreszcie z garażu. Dobrze, że mam okulary bo ni chuj bym nic nie widział. Skręciłem ostro w prawo. Mrr ten dźwięk silnika. Jutro ma zacząć się ciekawy dzień. Josh myśli, że Larissa jest jego. Jak bardzo się mylisz. Conor Wood nigdy nie przegrywa, ćwoku. Zaśmiałem się.




Poniedziałek.
*Oczami Lisy*

Obudziłam się o siódmej. Byłam tak zdołowana, że najchętniej w ogóle bym z łózka nie wyszła. Jednak po piętnastu minutach wyczołgałam się. Zapowiadali na dziś 26 stopni. Nie chciałam przeginać z ubiorem. Wzięłam z szafy Bluzkę w paski. Ubrałam ją i tak się składało, ze odkrywała prawe ramię. Na nogi obrałam te same jasne dżinsy co wczoraj. Uczesałam się w koński ogon i powędrowałam na dół. Ojciec prawdopodobnie pojechał już do pracy, a matka jest na plotach. Podeszłam do lodówki i wyciągnęłam jogurt truskawkowy. Zjadłam siadając przy stole, który jak zwykle był pusty. Gdy był Paul zawsze siedział ze mną. Potrząsnęłam głową by przestać myśleć o nim. Wyrzuciłam pusty kubek, a łyżeczkę umyłam. Poszłam na korytarz, gdzie znajdowały się buty. Ubrałam swoje jakże cudne czerwone trampki. Oczywiście to sarkazm. Były już nieco zniszczone i czas kupić nowe, ale skąd kasę? Ojciec niby pracuje, ale tylko po to by starczało od pierwszego do pierwszego. Wzięłam kurtkę pod pachę i miałam już łapać za klamkę gdy mnie olśniło... A torba? Pobiegłam szybko na górę i założyłam na ramię. Usłyszałam jak ktoś dzwoni do drzwi. Mama zapomniała kluczy? Pomyślałam. Zbiegłam na dół bo czas mnie gonił. Otwierając drzwi ujrzałam go. Moje ciacho. Tego, w którym podkochuje się od pierwszej klasy technikum. Nieświadomie otworzyłam buzię. Uśmiał się po czym złapał mnie za podbródek i ją zamknął. Sam fakt, że mnie dotknął przyprawił mnie o dreszcz. 
-Gotowa? - spytał ze szatańskim uśmieszkiem, taki mi się podobał. Potrząsnęłam głową by dotarły do mnie jego słowa. Czy on właśnie spytał mnie czy jestem Gotowa? Na co? O CZYM JA MYŚLĘ! -halo? - pomachał mi przed twarzą. 
-G-go-towa? - jąkałam się co go totalnie rozbawiło. 
-Nom. Mamy 15 minut, skarbie - chwileczkę. Czy to nie jego uśmieszek na podryw? Bez jaj! Zrobiło mi się gorąco na samą myśl, że może jednak się mu podobam. 
-Gotowa - spuściłam głowę i wyszłam. Wyciągnęłam kluczę z torby i zamknęłam drzwi. Odwróciłam się przodem do ulicy, a moim oczom ukazało się czarne porsche! Nie wierze, że zabierze mnie tym autem do szkoły!
Uszczypnęłam się w rękę co mnie lekko zabolało i podskoczyłam. Zauważył to i będąc z tyłu tak podszedł blisko, że znów zrobiło mi się gorąco. Dotknął miejsca zranienia i przejechał po nim kciukiem lewej ręki. 
-Ja na prawdę tu jestem - szepnął mi do ucha przygryzając płatek. Daje sobie rękę uciąć, że na twarzy jestem czerwona jak burak! Uśmiał się po czym mnie wyprzedził. Otworzył mi drzwi od strony pasażera. Spuściłam głowę i szybko wsiadłam. Nie wiem kiedy, ale pojawił się na siedzeniu kierowcy. Odpalił auto, uśmiechnął się znacząco i ruszył przed siebie.
GŁUPIA! Jak możesz wsiadać do auta tego seksoholika! - to właśnie mówił do mnie rozsądek. Ale zauroczenie wzięło górę. No bo sami pomyślcie. Podoba wam się chłopak mega popularny, a ty jesteś szarą myszą. Nagle do ciebie się odzywa dostajesz propozycję na przykład spaceru. Nie skorzystasz? Ja wiem, on lubi panienki na jedną noc, ale wiecie... W romansidłach są zawsze happy endy. 
Nerwowo bawiłam się rękoma nadal ze spuszczoną głową. Słyszałam tylko jak chichocze. Nie spostrzegłam się kiedy dotarliśmy pod szkołę. Już chciałam wysiadać kiedy zatrzymała mnie jego ręka. Jak mi się gorąco zrobiło, ludzie! Spojrzałam na niego pytająco. On tylko złapał moją rękę i powiedział:
-Odwożę cię też ja. Nie zapominaj, skarbie - uśmiechnął się i pokazał rząd białych ząbków. Tak samo jak w moim śnie. Zara dostane czkawki z radości. Wyszłam szybko z auta i nie zważając na wzrok ludzi, szybkim krokiem poszłam do szkoły. W drzwiach zderzyłam się z kimś. Upadłam przez to, ale ktoś wyciągnął dłoń by mi pomóc. To był Josh. Przełknęłam głośno ślinę. Co jest? Przecież ten też nie zwracał na mnie uwagi! Czy to dlatego, że brat wyjechał? Nie skorzystałam z pomocy i wstałam o własnych siłach. Strzepnęłam niewidzialny kurz. Już miałam wchodzić do szkoły kiedy mnie zatrzymał.
-Musisz częściej na mnie wpadać - zadrwił, ale ze słodkim uśmiechem. Czy to Jego sposób na podryw? Zmrużyła tylko oczy by po chwili zniknąć w szkole. 
Dobra, głupia nie jestem Czuje że to jakiś zakład. Na bank! Przechodząc obok męskiego kibla ktoś uderzył mnie drzwiami. Odbiłam się jak piłeczka. Rany jak mnie bolało czoło. Zamknęłam oczy bo miałam wrażenie jakby świat wirował. Usłyszałam męski głos z troską. Otworzyłam jedno oko i spojrzałam. No trzymajcie mnie bo nie wytrzymam! To trzeci z nich - Christian.
-Wszystko, ok? Rany nie chciałem! Pokaż - chwycił moją rękę bardzo delikatnie. To pierwszy raz kiedy dotyka mnie jakiś facet, wiecie w ten sposób. Byłam zmieszana bo przyglądał się mi - rozcięłaś sobie. Chodźmy do pielęgniarki. 
Wstał i pomógł mi samej wstać. Zakręcił mi się trochę w głowie przez co wpadłam w jego ramiona. To było dziwne bo on w ogóle mnie nie odpychał. Wręcz przeciwnie! Szedł tak ze mną do gabinetu. 
W gabinecie uśmiałam się. Pielęgniarka poszła po coś, a ja zostałam sam na sam z nim. 
-Co cie tak bawi? - spytał. Ale nie był zły. Raczej sam chciał się pośmiać.
-Ja to mam dziś pecha - stwierdziłam pogodnie.
-Jak to? - zdziwił się. Jego mina znów zrobiła się pełna troski.
-No bo najpierw Conor, potem Josh a teraz ty. Co to zmowa? - spytałam nadal rozbawiona. Liczyłam na prawdę.
-Nie wydaje mi się. Ja serio nie chciałem. Po prostu ktoś nadepnął mi dziś na odcisk i dlatego tak nerwowo wyszedłem - westchnął - Potwornie żałuje.
-Raaany, nie zamartwiaj się tak - machnęła ręką i posłałam mu serdeczny uśmiech. Jak się okazało odwdzięczył się tym samym.

Po wyjściu z gabinetu, dziwnie się czułam. No bo źle oceniłam Christiana. Nie miał złych zamiarów. Ah, głupia ja! Skarciłam się w myślach. Od razu przypomniałam sobie dotyk Conora. Różnił się od tego Christiana. Czym? Sama nie wiem. Jakoś Conora dotyku pragnęłam, a tego drugiego... Chwila! Co ja plotę! Jakie pragnąć?! 
Pomaszerowałam z plastrem na czole, do klasy. Cześć się śmiała nawet duża część. Podbiegła do mnie Emma i spytała przerażona co się stało?! Uspokoiłam ją, że to tylko zadrapanie. Myślicie, że uwierzyła? Oczywiście! Ona jest tak głupiutka, że uwierzy nawet w świętego mikołaja! No ale to jedyna osoba chcąca ze mną gadać.




*Oczami Conora*

Budzik zaczął dzwonić. Miałem chęć go wyłączyć i spać dalej gdy przypomniałem sobie coś. Wczoraj wieczorem specjalnie ustawiłem budzik godzinę przed czasem, żeby się ogarnąć i podjechać po Larisse. 
-Ja jebie! - krzyknąłem na cały dom i zacząłem biegać po pokoju ubierając spodnie i naciągając pierwszą z brzega koszulkę. Przewiązałem bluzę przez pas zbiegłem z plecakiem na dół i nerwowo ubierałem buty. Z kuchni wyłoniła się matka. Spytała się gdzie mi tak spieszno.
-Do dziewczyny - zatkało ją. Sam się po chwili zdziwiłem, że coś takiego powiedziałem - Zresztą co cie to?! 
Wpadłem do kuchni wziąłem gryza kanapki i na to łyka kawy. Mimo, że nienawidziłem starych z całego serca oni z niewiadomych mi przyczyn w ogóle tego nie zauważali. Chwyciłem kluczyki z wieszaka i ruszyłem do garażu. Wziąłem oczywiście porsche. Rzuciłem plecak gdzieś do tyłu i odpaliłem silnik i ruszyłem z piskiem opon. Ciekawe czy Liam słyszał? 
Po 10 minutach byłem na miejscu. Dziwicie się skąd znam jej adres? Ja miałbym adresu lasek nie znać? Litości. 
Wysiadłem z samochodu i pewny siebie podszedłem do drzwi. Zadzwoniłem dzwonkiem po pewnym czasie ujrzałem ją. O tak! Mała ta obcisła bluzeczka sprawia, że moje spodnie też robią się obcisłe. Po chwili patrzenia na jej cycki i całokształt wróciłem do oczu. Czekoladowe paczałki wypalały mi dziurę. Uśmiałem się gdy zobaczyłem otwartą buzie. Ciekawe czy potrafi szerzej? Chwyciłem jej podbródek i zamknął buźkę. Rany, jak mnie korciło by przejechać palcem po tych różowych ustach. 
-Gotowa? - spytałem żeby w końcu oprzytomniała. Ale chyba pogorszyłem sprawę.
-G-go-towa? - jąkała się. Czyżbym się jej podobał? Skarbie czemu ty masz takiego brata?!
-Nom. Mamy 15 minut, skarbie - ostatnie słowo powiedziałem tylko po to by ujrzeć rumieńce. 
-Gotowa - spuściła głowę i wyszła. Haha, wiedziałem, że to zrobi! Czemu BMV nie wziąłem?! Tylne siedzenie się rozkłada.  
Gdy odwróciła się i zobaczyła moje auto, zamarła. Uszczypnęła się w rękę przez co słodko podskoczyła. Zauważyłem to i będąc z tyłu podszedł blisko jej zajebistego tyłka. Dotknąłem miejsca zranienia i przejechałem po nim kciukiem lewej ręki. 
-Ja na prawdę tu jestem - szepnąłem jej do ucha przygryzając płatek. Czemu tylko ucho... CZEMU NIE WZIĄŁEM BMV!
Na bank spaliła cegłę. Uśmiałem się po czym ją wyprzedziłem i otworzyłem jej drzwi od strony pasażera. Znów spuściła głowę i szybko wsiadła. Rany jak ta dziewczyna mnie rozbawia. W sumie to czemu tak się śmieje?!
Przez całą drogę bawiła się rękoma i miała spuszczoną głowę. No jak nic cały czas ma buraka na twarzy. Mimowolnie znów się uśmiałem. Będąc pod szkołą chciała tak po prostu wysiąść. O nie doczekanie twoje! Zatrzymałem ją ręką po czym chwyciłem za jej rękę.
-Odwożę cię też ja. Nie zapominaj, skarbie - uśmiechnąłem się szeroko. Jej czekoladowe oczka były śliczne. 
Wysiadła nim zdążyłem się spostrzec. Gdy zobaczyłam jak rusza tyłkiem... Ranyyyy! Skarbie, obyś szybko mi uległa. Przełknąłem ślinę i poszedłem na fajkę za szkołę. 
Gdy tylko nikotyna dostała się do płuc... O yes baby ^^
To dziwne, że nie dołączył do mnie Josh. Zazwyczaj z samego rana palimy razem. Może zaspał bo obracał jakąś czikę? Zacząłem się śmiać. Z tej Larissy na serio niezła sztuka. Oby mi mój braciszek nie zawadzał. Muszę ją gdzieś dziś zabrać, ale gdzie? Wiadomo na czym się skończy, ale czymś trzeba zacząć. No cóż mam na to pół dnia. 
Rzuciłem niedopałek i ugasiłem go nogą. Wróciłem do auta i wziąłem plecak. Nie wiem kiedy, ale w moje objęcia trafiła Alex. Zaczęła mnie całować jak napalona jakaś. Odsunąłem ją od siebie chyba na metr (przenośnia). W jej oczach widać było iskierki napalenia. W sumie, czemu nie?

Ciąg dalszy nastąpi...




****************************************************

Dzięki, że dotarliście do końca ;D Mam nadzieję, że się podoba ^^ Niedługo zacznie być więcej akcji póki co trzeba to jakość zacząć xD
Zostawcie koma bo on motywuje ;) Za błędy z góry przepraszam, ale ktoś mi powiedział, ze ich tu nie wyłapał, ekhem xD



~LilaSam~


2 komentarze: