środa, 15 grudnia 2021

This Cat Cz.11-20

  

[Rozdział 11]

    – Twoja mama nie miała problemu, z tym że przyjdę? – spytał, siedząc na kanapie w salonie.

    Nogę miał zarzuconą na drugą, gdzie to kostka spoczywała na kolanie. Łokciem natomiast podpierał sobie głowę, na podłokietniku. Był bowiem znudzony i nie uśmiechało mu się siedzeniu u Camilli więcej niżeli było to konieczne.

    – Gdy dowiedziała się, że jesteś tylko rok starszy, to odetchnęła z ulgą – zaśmiała się, biorąc kota na ręce.

    – Spoko – westchnął.

    Odwrócił wzrok na coś innego. Starał się nie patrzeć na dziewczynę, gdyż czuł się nieco nieswojo w jej towarzystwie, co oczywiście irytowało go niezmiernie. Oglądał pomieszczenie i był pewien, że wychodząc, będzie znał położenie najmniejszej rzeczy na pamięć.

    – Wiesz co? – usiadła na fotelu obok niego.

    Co go zdziwiło, to fakt, że była bez kota. Przyciągnęła nogi i objęła ramionami. Skusił się i spojrzał na jej twarz, czego pożałował, jak się spodziewał. Dziewczyna zagryzała uwodzicielsko wargę, nie zdając sobie z tego nawet sprawy.

    – Nie – odpowiedział, szukając wzrokiem kota.

    – Pomyślałam, że bawienie się w podchody jest dla dzieci – chłopak ściągnął brwi, nie rozumiejąc. Spojrzał znów na nią, ale tym razem był po prostu ciekaw, o co jej chodzi.

    – W sensie, że co? – potrząsnął głową.

    – Planowałam od rana, jak wyciągnąć cię na spotkanie i się do ciebie zbliżyć, ale stwierdzam, że te podchody są bez sensu – wzruszyła ramionami, jakby to, co mu właśnie powiedziała, było błahostką.

    – Żartujesz? – prychnął.

    – Ja wiem, Emmi wspominała, że niezbyt lubisz poznawać ludzi, ale mnie to cholernie zaintrygowało, ok? – pochyliła się.

    Michael przełknął nerwowo ślinę. Od dnia, w którym otworzyła mu drzwi, był pewien kłopotów z nią. Nie mylił się.

    – Nie jestem aż tak interesującą osobą – odpowiedział zmieszany.

    – Owszem, jesteś. Cholera – wstała – jesteś moim przeciwieństwem!

    – Zgodzę się.

    – A przeciwieństwa się przyciągają, więc nie dziw się mi, że mnie zaintrygowałeś – zaśmiała się, siadając obok niego. – Dlatego też chcę cię zrozumieć.

    – Nie da się – pokręcił głową z uśmiechem. – Jakby się dało, to miałbym teraz święty spokój.

    – Ja dam radę – ich spojrzenia się skrzyżowały.

    Widział w jej oczach swą przegraną. Nie miał żadnych szans przy obecnym uporze nastolatki. Znał ją lepiej niż ona jego, dlatego nie musiał nawet udawać, że jest inaczej.

    – Nie będę ci niczego ułatwiał – oznajmił z pustym wzrokiem wlepionym w podłogę.

    – Nie proszę o to. Bądź sobą, a ja gwarantuje, że naprawię twoją wiarę w ludzi.

    – Że co? – znów się zdziwił. – Ja jej nie straciłem – parsknął śmiechem. – Ja po prostu nie potrzebuje nikogo, chcę być sam i tego nikt nie rozumie.

    – Ja również – odparła natychmiastowo.

    – No więc nawet nie próbujesz. Już przegrałaś. – westchnął, odchylając głowę.

    Pogubił się już w jej słowach. Sam nie wiedział, czego ona chce, a z drugiej strony z nikim jeszcze tak nie rozmawiał. Czuł, że mur, który odbudował, znów zaczyna się walić. Cegła po cegle.

    – Już pora na m... – wstawał, gdy ręką dziewczyny była szybsza.

    Stanęła naprzeciwko niego z wystawioną dłonią.

    – Powiedziałam, że chcę cię zrozumieć, a nie że rozumiem. Poznam cię i wtedy albo zaakceptuje twój punkt widzenia, albo go obalę. Tak czy owak, obiecuję ci to.

    Usta Michaela się rozchyliły z nadmiaru wrażeń. Jeśli myślał, że wtedy się zagubił w jej słowach, to teraz był po prostu łysy. Nie rozumiał, co nią kierowało, czego chciała? A może się tylko bawiła i znała jego sekret?

    – Jesteś dobitnie szczera, wiesz? – westchnął, przeczesując włosy palcami. – To, co mi teraz powiedziałaś, sprawi, że będziesz mieć pod górkę.

    – Wiem, ale jestem uparta i...

    – Cholernie irytująca – dopowiedział.

    – Cokolwiek – zaśmiała się. – Nie poddam się, dopóki cię nie zrozumiem.

    – Dlaczego w ogóle tego pragniesz – wreszcie wstał z kanapy.

    – Bo wkurzasz mnie, Michaelu Cliffordzie – zmrużyła powieki. Po plecach czerwonowłosego chłopaka przeszedł dreszcz.

    – To nie zwracaj na mnie uwagi – wyminął ją i chwycił kota, który mył się w korytarzu.

    – W tym sęk, że twój brak zainteresowania przyjaźnią mnie tak irytuje, że mam ochotę walnąć się w łeb – fuknęła.

    Ich rozmowa ze spokojnej szybko przerodziła się w kłótnie. Żadne z nich nawet nie zwróciło na ten fakt uwagi, więc nawet nie wiedzieli, dlaczego tak się stało.

    – Zajmij się sobą, co? – warknął.

    – Zajmę się tobą – stanęła blisko niego.

    – Powodzenia, dziewczynko – prychnął.

    – Dziękuję – uśmiechnęła się wrednie. – Pokaże ci, jak ważne jest posiadanie drugiej osoby – szepnęła, jakby do siebie.

    – Co ty możesz wiedzieć o potrzebie drugiej osoby?

    W tamtym momencie oboje przebudzili się z amoku. Dotarło do nich, co stało się ze spokojną rozmową i gdzie ona wylądowała. Dziewczyna rozchyliła oczy zdziwiona słowami Michaela, zupełnie jak on sam. Wiedział, że powiedział o jedno zdanie za dużo, a ona otworzyła rany, które były ledwo co zagojone.

    – Prze-Przepraszam – odezwała się pierwsza ze skruchą. – Nie chciałam – złapała się za łokieć.

    Czuła jak coś rozrywa ja od środka. W jej głowie zaczęły pojawiać się pytania, które ją niszczyły. Czy to dlatego nikt nie chce się ze mną przyjaźnić? Dlatego każdy się boi? Jestem zbyt nieprzewidywalna? Jestem chamska dla każdego, kto przebywa ze mną dłużej? To wina mojego charakteru? Co ja tak naprawdę o nim wiem?

    – Cześć – wyszedł pośpiesznie.

    Krótko po tym, po policzkach dziewczyny zaczęły spływać łzy, a ona sama osunęła się na podłogę. Nie zwróciła uwagi, kiedy gość opuścił jej dom, była zbyt pochłonięta myślami.



[Rozdział 12]
    
    Przez kilka kolejnych dni, Michael unikał jakiegokolwiek kontaktu z Camillą, gdy ona robiła wszystko by zwrócić na siebie jego uwagę. Czuła, że nawaliła i poruszyła delikatny temat, ale nie do końca wiedziała jaki. O czym nie powinna była przy nim mówić?

    Jak na złość, Alan nie pojawiał się w szkole. Emmi wyjaśniła przyjaciółce, iż jej chłopak jest chory. Rudowłosa dziewczyna była podekscytowana zbliżającymi się urodzinami Alana, że nawet nie zwróciła uwagi na stan Camilli. Albo po prostu była przyzwyczajona do widoku smutnej przyjaciółki. Często skarżyła się na ludzi, którzy od niej uciekają, więc Emmi tym razem nie zauważyła różnicy.

    – Alan cię polubił, więc musisz iść ze mną na jego imprezę – objęła Cam ramieniem.

    Liczyła, że dziewczyna uśmiechnie się na ten fakt, ale ona wyglądała jak wyrwana z rzeczywistości. Wtedy właśnie rudowłosa zrozumiała.

    – Coś się stało? – spytała, zatrzymując się na środku korytarza.

    – Co? A, nie... – Poprawiła swoją torbę na ramieniu.

    – Przecież widzę. Liczyłam, że będziesz cieszyć się z zaproszenia na imprezę przez mojego chłopaka. Alana. Kogoś z kim się nie przyjaźnisz – wymachiwała ręką przed jej oczami. – Co z tobą?

    – Przepraszam – potrząsnęła głową. – Moje myśli są zajęte przez coś zupełnie innego. Cieszę się, jasne, że tak, ale... To jakiś kiepski moment – westchnęła. – Przepraszam?

    – Nie jestem zła, jestem po prostu zdziwiona – spojrzała na nią podejrzliwie. – Nie powiesz mi, w czym leży problem, mam rację?

    – Jeszcze nie – zagryzła wargę.

    Z jednej strony, Emmi wiedziała o prośbie Alana do Camilli, ale z drugiej brunetka wcale nie miała ochoty opowiadać o swojej porażce.

    Porażce? Nie mogę się poddać, nie teraz.

    Skarciła się za myślenie o przegranej i jeszcze bardziej zezłościła. Odwróciła się na pięcie i ruszyła do klasy. Postanowiła walczyć do upadłego. W końcu musiało znudzić się Michaelowi ignorowanie jej... Prawda?

~*~

    – Tak, wpadaj. Narka.

    Alan z uśmiechem wyszedł z klasy i ze sprawdzianem w ręce, szedł do domu. Sprawdzał, jak mu poszło, przez co wpadł na swoją dziewczynę.

    – Hej, kochanie – złożył szybkiego całusa na jej ustach. – Co ty taka zamyślona? Prezentem dla mnie? – poruszył brwiami.

    – Nie – westchnęła ciężko.

    – Co się dzieje? – zmartwił się.

    – Martwię się o Cam. Nie wiem, czy mnie unika, czy ma coś innego na głowie, ale to niepokojące – spojrzała na Alana ze smutkiem. – Liczyłam, że ucieszy się z zaproszenia na twoje urodziny, ale zero reakcji.

    – Zaprosiłaś ją na moje urodziny? – blondyn poczuł, jak krew odpływa z jego twarzy.

    – Hej, myślałam, że już się jej nie boisz – przestraszyła się. – Przepraszam.

    – Nie boję się jej, to po pierwsze – prychnął. – Po drugie, może przyjść, ale szkoda, że najpierw nie spytałaś o to mnie, skarbie – przytulił ją do siebie.

    Wziął głębszy wdech, uspokajając się. Zdał sobie sprawę, że Emmi miała racje. Rozmawiał z Camillą, prosił ją o coś absurdalnego i... Alan odsunął się gwałtownie od dziewczyny.

    – A tobie co? – zakpiła.

    – Mówiłaś, że z Elson coś się dzieje?

    – No tak... jest nieobecna, totalnie zlała, że ktoś ją na swoje urodziny zaprosił – zaplotła ręce na piersiach. – A co?

    – To ma sens – szepnął.

    Zrozumiał już, co mogło się stać. Michael również się zmienił. Chodził rozdrażniony i obrażony na cały świat, a przecież do tej pory chodził po prostu wypruty z emocji. To musiała być jej sprawka... Ale skoro i z nią nie było dobrze, to oznaczać mogło tylko jedno. Chłopak ją odtrącił, bo ta za bardzo wnikała w jego życie.

    Blondyn przymknął powieki zawiedziony. Gdzieś w głębi liczył na powodzenie planu z Camillą.


[Rozdział 13]

    Camilla szła wolnym krokiem po parku, by odpocząć od swoich uporczywych myśli o Michaelu. Każdy jej pomysł i plan kończyły się tak samo – niepowodzeniem.

    Kopnęła kamyk i wypuściła sfrustrowana powietrze. Gorące słońce dawało się jej dziś we znaki, co tylko pogarszało jej humor. Wolała deszcz i burze niżeli takie upały. Przez swoje rozmyślanie o chłopaku, zaszła na skraj parku, gdzie zdecydowanie normalni ludzie nie raczyli chodzić. Stał tam zniszczony budynek, z którego korzystała młodzież podczas wagarów, czy też był ich speluną. Nastolatka zmrużyła powieki, przypominając sobie, że przecież kiedyś już tu była.

    – Chuj z tym – przeklęła i kucnęła przy murze, opierając się o niego plecami.

    Nie wytrzymała jednak w tej pozycji zbyt długo, więc usiadła na ziemi, obejmując nogi ramionami. Oddychała miarowo i zdawała się wyłączyć na cały świat. Nie myślała o niczym, po prostu odpoczywała.

    – Zapalisz, laska? – podniosła swój wzrok, zostając oślepioną przez słońce. Syknęła pod nosem, bo nawet nie była w stanie zauważyć, kto się do niej odezwał.

    – Nie biorę świństw od obcych – westchnęła.

    – Obrażasz mnie, wiesz? – westchnął i stanął obok niej, opierając się o mur.

    Dziewczyna usłyszała pstryknięcie zapalniczki. Podniosła wzrok na swojego towarzysza, zasłaniając ręką słońce.

    – Christopher? – Nie wierzyła własnym oczom. 

    – A kogo spodziewałaś się w tej dziurze? – prychnął, zaciągając się papierosem.

    – Myślałam, że skończyłeś... –  nie dał jej dokończyć.

    – To samo mógłbym rzec o tobie – uśmiechnął się delikatnie.

    Ten jeden niewinny gest znów zawrócił w głowie Camilli. Christopher był niegdyś jej obiektem westchnień. To dla niego zeszła na złą drogę, zaczęła palić i pić. Wszystko z umiarem, ale jednak. Pewnego dnia powiedziała sobie „dość" i przeprosiła rodzicielkę. Wyznała też szatynowi, co do niego czuje. Różnica czterech lat była dla nich jednak zbyt duża, w momencie, w którym się poznali. Jednak w tym momencie, zdawało się to odejść na odległy plan.

    – Nie przyszłam tutaj palić, Chris – wywróciła oczami.

    – Wyglądasz, jakbyś tego potrzebowała.

    Zacisnęła usta w wąską linię. Rozgryzł ją. Miała problem, którego nie potrafiła rozwiązać, a odreagowanie z pewnością dobrze by jej zrobiło.

    – No dobrze – wypuścił dym przez usta – to po co tutaj właściwie przyszłaś?

    – Posiedzieć? – zaśmiała się.

    – Są lepsze miejsca do tego – zawtórował jej.

    – Nie wiem – przeczesała włosy palcami. – Może chciałam pobyć w miejscu, gdzie nikt mnie nie znajdzie?

    – Udało ci się to? – spytał retorycznie.

    – Nie mam ochoty na gierki – wypaliła z nerwami.

    – Przepraszam, ale takiej to ja cię jeszcze nie widziałem – wyznał, gasząc ponad połowę papierosa. – Dlatego nie wiem za bardzo, jak się zachować. Zazwyczaj tryskałaś optymizmem... ale jak tak o tym pomyślę, to chyba wiem dlaczego.

    – Nie schlebiaj sobie – wstała na równe nogi.

    – Coś ty taka zgryźliwa? – dziewczyna spojrzała na chłopaka i zmierzyła wzrokiem.

    Nie zmienił się. Wciąż te hipnotyzujące oczy, tatuaże i kolczyki.

    – Wyżal się staremu przyjacielowi – chłopak rozłożył ramiona chcąc by Cam się do niego przytuliła.

    – Jest pewien chłopak...

    – Och... – uśmiechnął się dziarsko. – I co z nim?

    – Jest uparty jak osioł. Skrzywdziłam go niechcący i przez to totalnie się ode mnie odciął. Obiecałam sobie i jego przyjacielowi, że pomogę, ale tamten kompletnie mnie olewa – zaplotła ręce na piersi. – Dawaj poradę.

    – Podoba ci się? – zapytał.

    – Jest fajny, ale to nie o to w tym chodzi, ok? – westchnęła. – Chcę mu pomóc.

    – W czym?

    – Ucieka od ludzi. Twierdzi, że nie potrzeba mu przyjaciół. Jak może tak mówić, kiedy ma ich na pęczki, a... – ugryzła się w język, odwracając wzrok.

    – A ja nie mam? – dopowiedział. – Żartujesz, prawda?

    – Tak, kurwa, żartuje – fuknęła, zbierając się do odejścia. – Dzięki za wysłuchanie, ale spadam.

    – Poczekaj – złapał ją za rękę, odwracając do siebie twarzą.

    – Nie wiem i chyba nigdy się nie dowiem, czemu kiedyś robiłaś te wszystkie rzeczy, byle tylko wpaść mi w oko, naprawdę – dziewczyna ściągnęła brwi. – Ale miałaś zapał. Niszczyłaś sobie zdrowie, uciekałaś z domu. Gdzie ta waleczna dziewczyna, która robiła wszystko, byle tylko chłopak ją zauważył?

    – Byłam głupia, jak sam zauważyłeś, niszczyłam sobie życie, byle się komuś przypodobać. Teraz tak nie robie i jestem sama. – Spojrzał w jej oczy, doszukując się w nich radości, ale nic z tego. – Nie zrozum mnie źle...

    – Wiem, spoko. Gdybym wcześniej wiedział, dlaczego jesteś taka jak ja, to nigdy bym ci na to nie pozwolił, a nasza przyjaźń i tak by istniała.

    – C-Co? – zamrugała skołowana.

    – Właśnie to, idiotko – uśmiechnął się. – Uciekłaś i odcięłaś się ode mnie tuż po wyznaniu prawdy, a ja nie rozumiałem, czemu masz mnie za takiego dupka. Ale – odezwał się głośniej, gdy ta chciała już coś powiedzieć – wiem, że dla mnie ciągle jesteś przyjaciółką, więc nie pierdol o samotności, co?

    – Chris... – zaniemówiła.

    Dziewczyna nie wiedziała jak odpowiedzieć na takie wyznanie dawnego przyjaciela. Zawsze myślała, że w jego oczach jest tylko małolatą, która próbuje się wkupić do paczki. On jednak zawsze traktował ją poważnie.



[Rozdział 14]

    Camilla spędziła kilka godzin z Chrisem, dobrze się bawiąc. Wspominali, śmiali się, docinali sobie. Chłopak odciągnął ją na chwile od myślenia o Michaelu.

    Gdy brunetka wracała do domu, trafiła na Alana. Chłopak szedł wolnym krokiem, w jednej ręce trzymając smycz.

    Więc ma psa.

    Podeszła do niego niepewnie witając się. Ten rozszerzył zdziwiony oczy. W tym samym czasie podbiegł do nich pies biały niczym śnieg.

    – Gryzie? – spytała, kucając.

    – Tobie można zadać to pytanie – szepnął pod nosem.

    – Co? – nastolatka niedosłyszała.

    – Yy... – schował ręce do kieszeni bluzy. – Nie, nie gryzie. Wabi się Tommy.

    – Tommy? – prychnęła. – Super imię, jak dla psa – zaczęła głaskać zwierzaka za uchem.

    – Każdy mi to mówi, skończcie – wywrócił oczami. – Co ty tutaj robisz po siedemnastej?

    – Wracałam ze spotkania ze znajomym – wyznała. – A właśnie – spojrzała na Alana.

    – Hm? – chłopak jakby rozluźnił się.

    – Serio mogę iść na tę imprezę urodzinową? Bo jeśli Emmi rzuciła to bez twojej zgody, to serio zrozumiem – wyprostowała się, gdy zwierzak pobiegł przed siebie.

    – Nie, spoko – zaśmiał się. – Mi to tam wszystko jedno skoro najważniejszej osoby nie będzie – westchnął.

    – Emmi? – nastolatka przechyliła głowę na bok.

    – Michaela.

    – Och... Więc nie planuje przyjść na urodziny kumpla? – zdziwiła się.

    – On jest moim, ale ja dawno przestałem być jego. Odciął się od ludzi, zresztą wiesz – spojrzał na nią ze smutkiem.

    – Ta, ode mnie też się odciął. Cholera, chciałabym mu wbić do tego łba morale życiowe, ale on zaczął mnie unikać – wypuściła głośno powietrze przez usta. – Nie mam sił na niego.

    – Poddajesz się? – W jego głosie nie można było doszukać się złości, raczej świadomości, że tak to się właśnie zakończy.

    – Poddać... – szepnęła.

    „Miałaś zapał. Niszczyłaś sobie zdrowie, uciekałaś z domu. Gdzie ta waleczna dziewczyna, która robiła wszystko, byle tylko chłopak ją zauważył?„

    – Nie dziwie ci się – głos Alana sprowadził dziewczynę na ziemię. – Chłopacy też już powoli tracą nadzieję, ale mimo to nie mogą go opuścić, ja również – posłał jej blady uśmiech. – My znamy go od małego, a ty dopiero od kilku dni, więc to zrozumiałe i nikt nie będzie cię winił za porażkę. Fajnie, że chciałaś mu pomóc, serio.

    – Nie ma szans – odezwała się stanowczo.

    – Co? – zamrugał zdziwiony.

    Dziewczyna wyciągnęła z kieszeni jednego papierosa, którego to wręczył jej Chris na odchodne. Wiedział, że może to się jej jeszcze dziś przydać. Od jednego nie umrze, tak twierdziła.

    – Palisz?!

    Zaciągnęła się i powoli wypuszczała dym przez usta. Spojrzała przelotnie na Alana.

    – Nie poddam się, ponieważ spotkałam dziś moją starą motywację i ta motywacja po raz kolejny dała mi kopa w tyłek. – Blondyn nic nie rozumiał ze słów swojej towarzyszki.

    – Ale... Serio? To znaczy, wow.

    – Nawrócę Michaela na dobrą drogę, choćbym sama miała się stoczyć. – Ostatni raz się zaciągnęła i zgasiła papierosa.

    – Żartujesz? – Zaśmiał się, ale po jej minie stwierdził, że ona wcale nie żartuje. – Nie kpij!

    – Ha? – zdziwiła się.

    – Co z tego, że jednego nawrócimy, jak drugi zajmie jego miejsce! To nie o to w tym chodzi, do kurwy! – warknął.

    Dziewczyna pierwszy raz widziała, jak ktoś podnosi na nią głos. Ta sytuacja była dla niej nowa, przez co poczuła się lekko zagubiona i zmieszana. Odzyskała jednak uśmiech. Przytuliła niespodziewanie chłopaka swojej przyjaciółki, co spotkało się z szokiem.

    – Dla takich przełomowych momentów warto starać się nade wszystko. Dziękuję, Alan – odsunęła się z wielkim uśmiechem. – Obiecuję, że sprowadzę go z powrotem.

    – Ja... Nie wiem, co powiedzieć – biegał wzrokiem.

    – Wystarczy mi twoja pomoc od czasu do czasu – zachichotała.

    – Jasne... Ale... powiesz mi, co właściwie się stało, że on tak nagle cię olał? – postanowił wyjść z tej niezręcznej sytuacji.

    – Cóż – westchnęła. – Przyszedł do mnie, było dobrze, ale ja chyba poruszyłam delikatny temat, on mnie zbluzgał i tak to się skończyło – wzruszyła ramionami.

    – Czekaj... On przyszedł do CIEBIE? – nie mógł uwierzyć w to, co właśnie usłyszał. – I co dokładnie mu powiedziałaś?

    – To tylko wymiana zdań, nieistotne – pomachała ręką.

    – Może jednak powinienem ci powiedzieć o delikatnym temacie – zagryzł wargę.

    – O nie! – zaprzeczyła szybko. – Jeśli poznam jego sekret, to będę się z nim obchodzić, jak z dzieciakiem, a chyba tego ma dość. Wole nie wiedzieć.

    – Na pewno?

    – Na pewno. Muszę spadać, do jutra – odsalutowała i ruszyła w kierunku bramy do parku.

    Chłopak długo wpatrywał się w nią, aż w końcu uśmiechnął się lekko.

    Więc trzeba jej pomóc za wszelką cenę. Jeśli zboczy ze ścieżki to na pewno nie sama.



[Rozdział 15]

    Michael, gdy tylko usłyszał dźwięk zamknięcia drzwi, od razu zszedł na dół. O tej porze wszyscy domownicy rozchodzili się w swoje strony, a on mógł korzystać z całego parteru. Usiadł przed konsolą w salonie włączając Final Fantasy XV. Na graniu spędził kilka godzin, a potem zamówił pizze i zaczął oglądać jakiś film w telewizji. Seans nie był na tyle ciekawy, by Michael mógł siedzieć w spokoju przez trzydzieści minut. Wyłączył telewizor, wzdychając. Zwiesił głowę, zaczynając żałować, że nie ma tego dnia do szkoły. Będąc w niej, nie myślał zbytnio o problemach.

    Po chwili usłyszał dzwonek do drzwi. Spodziewał się listonosza, ale to zdecydowanie nie był on.

    – Co ty tutaj robisz? – spytał zirytowany.

    Alan wyminął przyjaciela, wchodząc do jego domu.

    – Czemu ty taki jesteś? – westchnął, odwracając się do Mike przodem.

    – Jaki? – czerwonowłosy zamknął drzwi.

    – Wredny. Camilla nic nie wie o twoich problemach, a robisz wszystko, by się dowiedziała – pokiwał głową. – Powinieneś dać jej szansę.

    – I przyszedłeś mi o tym powiedzieć? – zaplótł ramiona na klatce piersiowej. – Zmarnowałeś swój czas.

    – Ok, ale pamiętaj, że ona się nie podda – zaśmiał się.

    – Myślę, że już to zrobiła – oznajmił bez ogródek.

    – Zakład? W przeciągu trzech dni będziesz miał koszmar – wystawił rękę pewien swego.

    – Zrobiłeś coś? – Michael zmrużył oczy podejrzliwie.

    – Ja? – prychnął. – Skądże znowu.

    – Nie mam ochoty na twoje biadolenie od rana – wyminął przyjaciela.

    – Jest popołudnie, ziom – po raz kolejny się zaśmiał.

    – Dla mnie rano, spierdalaj już.

    – Czymże byłoby me życie bez utrudniania twojego? – Alan poszedł za Michaelem do kuchni.

    Czerwonowłosy zatrzymał się nagle, przez co blondyn odbił się od niego, jak piłeczka.
    
    – Gorączki dostałeś? Gorzej ci? Wezwać psychiatrę? – Clifford zasypywał przyjaciela pytaniami.

    – Martwisz się? – Alan chwycił się teatralnie za serce.

    – Pogięło cię. Z tobą serio coraz gorzej, Chryste – złapał się za skronie.

    – Wystarczy Alan – wystawił rząd zębów.

    – Wiesz, gdzie są drzwi, więc z nich skorzystaj, błagam człowieku.

    – Do twojego pokoju?

    – Zabrzmiałeś jak Luke, ohyda, rzygam, idę się utopić.

    Michael strzepywał z siebie coś niewidzialnego i szybko ulotnił się do swojego pokoju. Nie rozumiał zachowania Alana, tego samego, który zachowywał przy nim szczególną ostrożność.

    Czyżby Camilla miała w tym swoje trzy grosze?



[Rozdział 16]

    – Mamo! – Nastolatka krzyknęła ze swojego pokoju.

    Podczas porządków w swoim pokoju odkryła, że brakuje jednej ważnej części jej garderoby. Domyślała się czyja to sprawka, mimo iż jej rodzicielka wchodziła do pokoju córki naprawdę sporadycznie.

    – Gotuje, jak się przypali, masz po głowie – do pomieszczenia wkroczyła Teres z drewnianą łyżką.

    – Miło – uśmiechnęła się sztucznie. – Gdzie moja czarna bluza?

    – Ta z napisem „fuck my life"?

    – Dokładnie ta.

    – Wyrzuciłam. Przypaliłam ją. W piecu. Jakieś dwa lata temu. Kto by liczył – kobieta wzruszyła ramionami.

    – ŻARTUJESZ CHYBA?! – Camilla wrzasnęła.

    – Oczywiście – Teres pokręciła bezradna głową. – Nie widziałam jej od wieków, dlaczego nagle sobie o niej przypominasz?

    – Cóż... – Elson zagryzła wargę.

    Ta bluza była jej ulubioną z czasów, kiedy to uganiała się za Chrisem. Wtedy jej styl przypominał buntowniczy, a skoro miała na jakiś czas powrócić na tę ścieżkę, może nie tą samą, ale w jakimś stopniu podobną, to musiała ją znaleźć. Dzięki zmianie stylu i charakteru czuła się silniejsza. Potrzebowała ogromu energii, by walczyć z Michaelem.

    – Nie mów, że znowu chodzi o tego Chrisa – kobieta zaczęła się denerwować.

    – Już ci mówiłam, że nie powrócę do tego. Po prostu... jej potrzebuje, ok? – Camilla wydała się w tym momencie zmęczona.

    – Nie chcę...

    – Obiecuje, mamo – weszła jej w słowo. – To widziałaś?

    – Nie, przykro mi – wyszła z pokoju.

    Siedemnastolatka usiadła sfrustrowana na fotelu. Faktem było, że nie miała tej bluzy na sobie od wieków, dlatego nie wiedziała, gdzie ona może się znajdować. Ostatecznie wzięła głębszy wdech i ubrała, co miała pod ręką. Zbiegła na dół ubrać buty.

    – A dokąd idziesz? – spytała ciekawa Teres.

    – Do Mi... Właściciela kota – wyjaśniła.

    – Czemu zmieniłaś odpowiedź w połowie?

    Córka spojrzała na matkę, będąc zawiedzioną. Czuła się źle, że własna matka jej nie ufa. Nigdy jej nie okłamywała, nawet jeśli robiła coś niedozwolonego, była z nią szczera.

    – Wrócę późno – rzuciła na odchodne.

    Dzielnie pokonywała trasę, którą miała do przebycia, by dostać się do domu Michaela. Od tego dnia miał zacząć się jego koszmar, a jej zmagania z tym ciężkim przypadkiem. To on był starszy, a czuła się, jakby miała tłumaczyć zasady życia dziecku.

    Stojąc przed drzwiami domu swojego pacjenta, uśmiechnęła się pewnie. Zadzwoniła dzwonkiem i czekała na jakiś odzew. Była szansa, że sam chłopak jej nie otworzy, ale liczyła, że trafi na kogoś z reszty rodziny.

    Po chwili drewniana powłoka się otwiera, a za nią stoi ojciec osiemnastolatka. Zdziwiony widokiem młodej dziewczyny, rozchyla usta.

    – W czym mogę pomóc? – pyta.

    – Ja do Michaela. Jest może? – Pluła sobie w brodę, że nie przywitała się z gospodarzem.

    – Tak u... siebie – mężczyzna był widocznie zdziwiony. – Jesteś jego...

    – Znajomą ze szkoły – weszła do wnętrza domu. – Mogę wiedzieć, gdzie jest jego pokój?

    – Pierwszy na lewo... całe piętro jest jego teoretycznie – wyjaśnił zmieszany.

    – Dziękuję.

    Pobiegła schodami na górę i bez zastanowienia weszła do pokoju nastolatka. Zaskoczona stanęła w miejscu, gdy zobaczyła Clifforda z kotem na brzuchu i słuchawkami na uszach. Leżał na swoim wielkim łóżku, które było w rogu pokoju, a resztę zajmowały biurko, szafa, kanapa, telewizor... Camilla potrząsnęła głową.

    Telewizor w pokoju? Cholera, to nawet ja tak nie mam. To wygląda, jakby parter nie miał dla niego znaczenia.

    Powróciła jednak wzrokiem na swój cel. Przez słuchawki odcięty był od dźwięków zewnętrznych, a zamknięte oczy nie pozwalały dostrzec gościa w jego pokoju. Głaskał jedną ręką czarną kulkę na swoim brzuchu, kiedy to Camilla postanowiła przejść do rzeczy. Podeszła bliżej i położyła się obok niego, najdelikatniej jak umiała. Uśmiechnęła się, gdy ten nawet tego nie odczuł. Istniała szansa, że po prostu zasnął.

    Daniel podniósł swoją główkę na Camille, co sprawiło, że oczy Michaela się otworzyły. Podskoczył, gdy zobaczył kto koło niego leży. Kot, który spał na jego brzuchu, momentalnie uciekł.

    – Co ty tu kurwa robisz?! – warknął, ściągając słuchawki. – Kto cię wpuścił?! – Twarz chłopaka jakby pobladła.

    Zdał sobie sprawę, że musiała poznać kogoś z dorosłych. Przeraził się na samą myśl, że ona może już znać prawdę.

    – Twój ojciec, tak sądzę – odpowiedziała spokojnie.

    – Mówił coś? – spytał już spokojniej. Na nowo ułożył się na poduszce, kładąc jedną rękę pod głowę.

    – Pan Clifford boi się, że poznam jego sekret? – podparła sobie głowę na wnętrzu dłoni, wytykając język.

    – Zabawne – przymknął powieki.

    – Nie wyrzucasz mnie? – zdziwiła się.

    – Coś czuję, że to nic by nie dało, to po pierwsze. Po drugie, Alanowi też odwaliło, więc muszę tylko poczekać, aż wam się znudzi. – Jego słowa zdenerwowały brunetkę.

    – Ok. – Przybliżyła się i objęła go ramieniem.

    – Rozumiem, że to będzie ciężki czas – westchnął.

    – Nie chcę poznać twojego sekretu, ale i tak nie mam zamiaru się poddawać. Sprawię, że zaczniesz doceniać tych przyjaciół – powiedziała.

    – Jak sobie chcesz, tylko potem miej pretensje do samej siebie, bo ja nie mam zamiaru ci w niczym pomagać – wyznał szczerze.

    Camilla zaśmiała się, słysząc te słowa.

    – Jakbyś tak tylko ociupinkę pomagał, na przykład zgadzając się na niektóre moje pomysły – uśmiechnęła się słodko, spoglądając w jego oczy.

    – Zapomnij. Chcesz, to się męcz.

    – Jeszcze mnie popamiętasz – obiecała.
    
    Żadne z nich nie spodziewało się tak spokojnego popołudnia. Oboje po prostu leżeli, a w pewnym momencie po prostu zasnęli. Daniel położył się na poduszce obok Michaela i spał wraz z nimi.



[Rozdział 17]

    – Już wychodzisz? – ojciec Michaela zaczepił nastolatkę, gdy ta schodziła na parter.

    – Tak, zasiedziałam się, przepraszam – odpowiedziała zaspana.

    Wyszła z pokoju, nie budząc Michaela. Dostrzegając dwudziestą drugą na zegarku, dziewczyna szybko postanowiła wrócić do domu.

    – Może cię odwieźć? Jest późno. Albo zostań na noc – Elson zamrugała zdziwiona.

    Nie spodziewała się takiej podejrzanej życzliwości ze strony ojca Mike'a. Wcześniej był zmieszany i zdziwiony, a teraz ewidentnie tryskał energią.

    – Nie trzeba. Moja mama będzie się martwić, jak nie wrócę na noc – uśmiechnęła się.

    – Dziękuję za opiekę nad moim synem – dotknął jej ramienia.

    – Am... Nie ma za co, tak sądzę – przełknęła ślinę. – Dobranoc.

    Pożegnała się i opuściła dom. Mężczyzna westchnął ciężko.

    – Od dawna nie widziałem, by ktoś w jego pokoju siedział tak długo... – szepnął.

    Nastolatka szła ulicami, które oświetlały lampy. Nigdy nie bała się tego, co kryje za sobą mrok ulicy. Od kiedy to jej zaczęto się bać, ona nie odczuwała zagrożenia. W pewnym momencie wpadła na pomysł, by poinformować matkę o swoim powrocie do domu. Wysłała jej krótką wiadomość i schowała ręce do kieszeń bluzy. Mimo słońca za dnia chłód dawał się we znaki pod zaporą nocy. Camilla podskoczyła, gdy jej telefon zaczął dzwonić na cichej ulicy.

    – Nie śpisz? – spytała speszona.

    – Wyobraź sobie, że czekam na taką jedną gówniarę, bo się o nią martwię! – fuknęła.

    – Znam ją? – zaśmiała się.

    – To nie jest zabawne! Mogłaś mi wcześniej napisać, że żyjesz! Od wieków nie wychodziłaś na tak długo!

    Kobieta nie była zła tylko przestraszona. Zamartwiała się brakiem odzewu ze strony córki. Wiedziała, jak trudna była jej sytuacja z przyjaciółmi i w głębi cieszyła się, że wreszcie kogoś poznała, ale również i obawy się zjawiły.

    – Jasne, zamknę się w domu i zostanę no lifem – prychnęła zła.

    – Wiesz, że nie o to mi chodzi – westchnęła. – Ostatnio coś się zmieniło. Wcześniej mówiłaś mi o swoich wyjściach ze znajomymi, choć wiedziałaś, jak bardzo ich nie lubiłam – obie zaśmiały się na tę wspomnienie.

    – Tak, to fakt. W skrócie, zasnęłam u kumpla i teraz się obudziłam, więc nie mogłam wcześniej napisać – wyjaśniła.

    – Chłopak? Czyli akurat o chłopaku nie chcesz mi powiedzieć?! – kobieta udała urażoną.

    – On nie jest moim chłopakiem – wywróciła oczami. – Chcę mu pomóc, bo ma problemy, ale spokojnie, to nie wiąże się z łamaniem prawa.

    – Po raz kolejny nie jesteś zabawna, kochana – nastolatka wiedziała, że w tym momencie jej matka pokręciła głową. – Jak wrócisz, to mi wszystko opowiesz, zgoda?

    – Jak zamówisz pizze, to się zastanowię.

    – Widzę podobieństwo do Josha, naprawdę.



[Rozdział 18]

Do: Michael
Kto ma ładne oczy i jest groźny?

Od: Michael
Daniel?

Do: Michael
Miałam na myśli siebie, ale ok.

Od: Michael
Czemu do mnie piszesz? Chcesz w ten sposób mnie naprawiać? Zaraz cię zablokuje ;)

Do: Michael
Nie zrobisz tego, Clifford.

Od: Michael
Zakładzik?

Do: Michael
Oke, nie.
Więc, co ma metr siedemdziesiąt i przychodzi dziś do ciebie?

Od: Michael
Na pewno nie ty, bo poliżesz klamkę.

Do: Michael
Co? Majkel gdzieś wychodzi?!
Kim jest ten szczęśliwiec?

Od: Michael
Hm, nikt?
Po prostu cię nie wpuszczę. Jesteś tak ciemna, jak mogłem to pominąć.

Do: Michael
Jak pominąć?

Od: Michael
Nic, nic.

Do: Michael
Przyjdę i coś porobimy.

Od: Michael
Nie baw się w tych debilów, czwórka i mam dość. Nie potrzeba mi piątego :"D

Do: Michael
Nazwij mnie jeszcze raz debilem, a ci ryj obije

Od: Michael
Debil.

Do: Michael
Oke, spodziewaj się mnie zaraz.

Od: Michael
Nikt cię nie wpuści, debilu

Do: Michael
Jak nie? Alan zaraz mi pomoże.
I nie nazywaj mnie tak.

Od: Michael
No chyba kurwa nie

Do: Michael
:d

Od: Michael
Nienawidzę was wszystkich.
Na chuj jemu ktoś dał dodatkowy klucz od domu?! Zabiorę mu go.

Do: Michael
DOROBIE!

Od: Michael
NO CHYBA KURWA NIE X2

Do: Michael
I won't give up, nah-nah-nah
Let me love you

Od: Michael
Nie zapędzasz się czasem?

Do: Michael
Alan odpisał, zaraz wbijamy :D

    Chłopak zablokował urządzenie i rzucił na poduszkę obok siebie. Zakrył sobie oczy ramieniem, wzdychając przy tym. Mimowolnie uśmiechnął się na treść wiadomości od Camilli. 



[Rozdział 19]

    – Cholera, nie zdążyłem – westchnął, gdy zobaczył w drzwiach Camille. – A ten tu czego? – zmrużył powieki na Alana.

    – Wpadliśmy na siebie po drodze – uśmiechnął się szeroko.

    – Właśnie, oddawaj klucz – Michael wysunął dłoń do przyjaciela.

    – Nie mam.

    – Jak to?

    – Ja mam – dziewczyna pomachała małym kluczykiem.

    – To chyba żart – prychnął. Nagle nastolatka zaczęła się przybliżać do chłopaka i podciągać rękawy. – A tobie co znowu?

    – Debil – zaczęła wbijać palce w jego żebra.

    – Chryste Panie, Cam, przestań! – Próbował chwycić jej dłonie, ale była zbyt zwinna. – Okey, przepraszam, już nie będę.

    Alan rozchylił zdziwiony usta. Uśmiech na twarzy Michaela wydawał się szczery. Blondyn już dawno nie widział przyjaciela w takim wydaniu. Gdy para się przekomarzała, do domu wszedł Luke.

    – El... – Alan zakrył mu usta ręką.

    Obaj przypatrywali się scenie odbywającej się tuż przed nimi.

    – Co was tu tyle? – spytał Clifford, gdy Camilla zaprzestała swoich tortur.

    – Przyszedłem, bo tęskniłem, ale widzę, że dobrze zrobiłem – zaśmiał się.

    – Wynocha.

    – Camilla, poznaj Luke'a – Alan udał, że nie słyszy słów czerwonowłosego i przedstawił sobie dwójkę ludzi.

    – A, to ty jesteś tą... – Luke po raz kolejny nie dokończył, ponieważ tym razem został kopnięty w piszczel przez Clifforda.
    
    – Nie chcę na was patrzeć, idę coś zjeść – westchnął i poszedł do kuchni.

    – Zjedzmy pizze – zaproponowała dziewczyna.

    – Nikt nie prosił cię o przyjście – skomentował.

    – Zamówmy pizze, Mike – jęknęła, idąc za nim.

    – Se zamów – wzruszył ramionami, stojąc przy lodówce.
    
    – Ty płacisz, ja jem – uśmiechnęła się, a chłopak zastygł z kartonikiem mleka przy ustach. Zmrużył powieki, wiedząc, że nie ma z nią szans. Żebra nadal go bolały i nie miał ochoty na powtórkę.

~*~

    – Patrz, jaki gnojek spokojny – szepnął Alan do Luke'a.

    Hemmings zmierzył wzrokiem Michaela i Camille, którzy to siedzieli na kanapie w salonie i grali na konsoli w absolutnej ciszy. Dziewczyna siedziała skulona w rogu kanapy, natomiast chłopak zsuwał się powoli na podłogę, a przynajmniej takie miało się wrażenie. Clifford zawsze wydzierał się na osobę, z którą grał, tymczasem siedział cicho, jakby komunikowali się niemo.

    – Zakochani – odszepnął.

    – Jebnąć cię poduszką, chory homojebie? – warknął. Michael nie odwracał wzroku od ekranu, ale jego przyjaciele tym zdaniem zostali stłumieni. Zdenerwowali go nie na żarty.

    – Nie spinaj się tak, bo ci gumka od gaci pójdzie – westchnęła.

    Camilla chciała pokazać reszcie, że go nie można się bać, jego trzeba zdominować. Blondyni spojrzeli po sobie.

    – Patrz, jej to nic nie powie – zakpił Hemmings. – Czemu jej to pozwalasz, a my to zło?

    – Bo wy ulegacie, a ona za chuja się nie ugnie – odpowiedział ze spokojem. – Jak ja powiem „nie" to ona robi na przekór, więc poczekam, aż się jej znudzi.

    – Nigdy – wytknęła język.

    – Zobaczymy – uśmiechnął się do niej sztucznie. 

    Pozostała dwójka była zdziwiona. Nawet jeśli Alan spodziewał się uporu Camilli, to na pewno nie uległości ze strony Michaela.

    Miłą atmosferę przerwało otwarcie drzwi frontowych. Michael ściągnął brwi zaskoczony. Dorośli powinni wrócić dopiero za dwie godziny. Pomyślał, że to może reszta znajomych. Niestety w progu salonu zjawił się pan Clifford.

    – Dzień dobry – nastolatka postanowiła się przywitać. W końcu ostatnio żałowała, że tego nie zrobiła.

    – Dzień dobry, Camillo – odpowiedział.

    W młodym Cliffordzie zagotowało się ze złości, przez co zrobił coś, czego nie robił już od dawna.

    – Skąd znasz jej imię? – syknął.

    – Och, odezwałeś się do mnie – zdziwił się.

    Michael przełknął ślinę zły na samego siebie, na ojca i na dziewczynę. Wstał nagle chwytając za nadgarstek Elson.

    – Idziemy – oznajmił twardo i pociągnął ją do swojego pokoju.

    Luke i Alan wiedzieli, że tak to się potoczy, gdy tylko ujrzeli jego ojca. Dobry humor wszystkich prysnął jak bańka mydlana.



[Rozdział 20]

    – Idziesz na imprezę do Alana? – spytała Camilla, leżąc na łóżku Michaela. Ten natomiast siedział przy biurku nad lekcjami.

    – Nie – odpowiedział krótko.

    – To twój znajomy. – Dziewczyna celowo użyła takiego sformułowania.

    – To niczego nie zmienia, nie idę na żadną imprezę – warknął.

    – A jakbym cię zmusiła? – uśmiechnęła się przebiegle, gdy ten zerknął na nią.

    – Nie ma takiej siły, by mnie zmusisz – stwierdził bez większych problemów.

    – Jesteś pewien?

    – Mogłabyś przestać przychodzić? – zamknął książkę. – Mam dość myślenia, że mój ojciec może zacząć z tobą rozmawiać.

    – Ok – usiadła.

    – „Ok"? – zdziwił się. – Coś za łatwo poszło.

    – Nie będę tu przychodzić bez uprzedzenia, jeśli pójdziesz ze mną na imprezę urodzinową Alana – uniosła lewy kącik ust do góry.

    – Wiedziałem – westchnął, odchylając głowę do tyłu.

    – Pomyśl nad plusami tej umowy – zachęciła.

    – Musi to być impreza? Nie może zwykłe wyjście? – dziewczyna zamrugała, zdziwiona.

    – Michael Clifford chce wyjść z domu w moim towarzystwie? – zadrwiła. Ten tylko spojrzał na nią z politowaniem. – Urodziny, Mikey – pokręciła palcem.

    – Niech cię szlag, dziewczyno – wstał i chwycił swojego pupila w ręce. – Zgoda.

    – Ha! A mówił, że nie mam takiej siły! – zaczęła tańczyć ze szczęścia.

    – Dzwonić po psychiatrów czy sama dotrzesz? – spytał poważnie.

    – Zabawne – podbiegła do niego i ucałowała w policzek.

    Michael rozszerzył zdziwiony oczy. Nie spodziewał się po niej takiego gestu, a już na pewno w tamtym momencie.

    – Co... – chciał spytać, lecz przerwał im dzwoniący telefon Camilli.

    – Sorry, to Chris – odebrała i przyłożyła słuchawkę do ucha.

    „Kim, do kurwy, jest Chris?"

    – Jasne, mogę wpaść, o ile mama nie będzie snuła podejrzeń, że sprowadzisz mnie na złą ścieżkę – zaśmiała się melodyjnie.

    Clifford przyglądał się jej z zaciekawieniem. Ta odsłona była dla niego czymś nowym. Znał ją lepiej, niż sama myślała, ale jeszcze nie w takim wydaniu. Uśmiechnięta szczerze, rozmawiała z innym, obcym dla Clifforda mężczyzną. Ojciec? Brat? A może zwykły chłopak? Był zaciekawiony jak nigdy dotąd. Teraz to on chciał odkryć, kto wywołuje u niej taką szczerą naturę. Gdy przyłapał się na rozmyślaniu, dziewczyna zdążyła już to zauważyć.

    – Zazdrosny? – spytała, wbijając mu palec w żebra. Zgiął się.

    – Przestań wreszcie – uszczypnął ją w przedramię.

    – Ała, co za szmaciarz – syknęła i mu oddała.

    Tak po raz kolejny zaczęła się mała walka pomiędzy tą dwójką. Kot, którego trzymał na rękach, od razu uciekł, a chłopak nie zwrócił uwagi, kiedy na jego usta wpełznął uśmiech wywołany zabawą z Camillą.

    Od nieprzyjemnego incydentu z ojcem Michaela minął prawie tydzień. Przez pierwsze dwa dni chodził zły i obrażony na cały świat, ale gdy dziewczyna zaczęła zatruwać mu życie swoim istnieniem, zapomniał o swoim ojcu i powrócił do stanu przed kłótnią.

    – No to ja lecę, ciesz się Michaelu – cmoknęła zdyszana.

    – Oj, raduje się wolnością – rozłożył ręce. – Wreszcie odpocznę od twojej gęby.

    – Jeszcze się odezwę wieczorem – posłała mu całusa i wyszła.

    – Skąd wiesz, że w ogóle odpisze? – oparł się o kant biurka, zaplatając ręce na klatce piersiowej.

    Poczuł, jakby ona była brakującym puzzlem w jego każdym dniu. Gdy pojawiała się znienacka w progu jego pokoju, gdy zaczepiała go w szkole, gdy pisała wiadomości. Wszystko to wydawało się dla niego czymś w rodzaju normy i odskoczni. Karcił się za takie myślenie, ale nie potrafił się też oszukiwać. Zaczęła porządnie burzyć mur, którym odgradzał się od reszty ludzi, za którym siedział skulony i samotny. Nie chciał być znów powodem czyjegoś szczęścia, czy też smutku. Nie potrafił. Każdego dnia obiecywał sobie, że odepchnie od siebie dziewczynę na tyle mocno, by już nie chciała wracać, ale nie potrafił tego zrobić. Już raz widział ją w tej gorszej odsłonie, smutną i zranioną właśnie przez niego. W końcu obiecał sobie, że nie będzie już niczyim powodem radości ani smutku, więc nie potrafił jej odtrącić.

    – Błędne koło – zsunął się na podłogę. Objął swoje nogi ramionami, chowając pomiędzy nimi głowę.

    Poczuł się naprawdę zagubiony. Nie chciał jej przyjaźni ani litości, ale nie chciał też, by odchodziła. Co powinien więc zrobić dalej? Doskonale zdawał sobie sprawę z jednego;

    „Z dnia na dzień będzie tylko gorzej".








~awenaqueen~


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz