środa, 15 grudnia 2021

This Cat Cz.31-42 Koniec

  

[Rozdział 31]

    – Jesteście.

    Gdy oboje z Michaelem wysiedli z auta, przywitał ich Ashton. Jego uśmiech był najszczerszym, jaki Camilla w życiu widziała. Spojrzała na swojego towarzysza, gdy ten akurat spojrzał na nią. Dla lokowatego to było porozumiewawcze spojrzenie pomiędzy tą dwójką, ale postanowił w to nie ingerować.

    – Przyjechałeś z Louise? – spytał Mike, wzdychając.

    Wyjął swoją torbę z tylnego siedzenia auta i zarzucił sobie na ramię.

    – Yup, jest w domku i czeka na Cam – wskazał głową na dziewczynę.

    – Czuje się zestresowana – odpowiedziała szczerze, choć dla obu chłopaków brzmiało to sarkastycznie.

    – Moja kochana narzeczona cieszy się na samą myśl o pobycie kobiety i możliwości poplotkowania – zaśmiał się, kierując się w stronę domku.

    Camilla z Mike'm ruszyli od razu za nim. Dziewczyna przyjrzała się niedużemu domkowi, który i tak robił wrażenie. Spoglądając na prawo, można było dostrzec plażę i morzę. Wzdrygnęła się na samą myśl, że ktoś mógłby ją tam wrzucić. Czuła jednak, że wszyscy są na tyle dojrzali, że to było raczej mało prawdopodobne. Na wszelki wypadek chciała poinformować blondyna o swojej fobii, by ten mógł powstrzymać przyjaciół.

    Wchodząc na ganek, zauważyła huśtawkę dla dwóch osób. Pomyślała, że mogłaby tu spędzić nie jeden wieczór, tak po prostu, gapiąc się w dal.

    – Żyjesz? – Michael zdawał się zainteresowany rozmyślaniem brunetki.

    – Ta, po prostu na chwilę odpłynęłam – uśmiechnęła się lekko i przekroczyła próg domu.

    Wnętrze wydało się przytulne i przeciętne. Chciała rozejrzeć się dłużej, ale w korytarzu pojawiła się postać kobieca.

    – Och, to jest właśnie Louise – Ashton objął ukochaną ramieniem, przedstawiając ją.

    – Cześć, jestem Camilla – nastolatka odezwała się nieśmiało, na co Clifford prychnął. – Szukaj mojego telefonu, psie – warknęła.

    – Jeszcze czego – poszedł do jakiegoś pomieszczenia.

    – Clifford, masz przynieść mój telefon!! – wrzasnęła.

    – Powiedziałem, że nie – odkrzyknął.

    – Buntownik – zachichotała Loiuse. W tym czasie na plecach Clifforda znalazła się Camilla.

    Była to wysoka brunetka, która na pierwszy rzut oka mogła wydawać się wredna. Po krótkiej rozmowie Camilla mogła jednak stwierdzić, że jest miłą osobą.

    – Człowieka chwilę nie ma, a ci już się gwałcą – wszystkich doszedł głos Luke'a.

    Zerkając w stronę wejścia, dostrzec można było dwójkę blondynów, obu z kapturami na głowach. Jeden z nich się uśmiechał, a drugi wyglądał na rozkojarzonego.

    Camilla zerknęła porozumiewawczo na Alana, a ten posłał jej uśmiech z kiwnięciem głowy.

    – Jak macie ochotę romansować, to złaź z moich pleców – warknął Michael.

    – Przynieś mój telefon – rozkazała.

    – Złaź, to pójdę – wywrócił oczami, a nastolatka błyskawicznie zeszła z jego pleców.

    Michael niechętnie udał się do auta po jej telefon, a w tym czasie pomiędzy pozostałymi rozpoczęła się krótka pogawędka.

    – Jak tam? – zagadała Cam, gdy wszyscy o czymś dyskutowali, a ona i Alan stali na uboczu.

    – Dobrze – odpowiedział, odwracając wzrok.

    – Zastanawiam się, dlaczego im nie powiedziałeś – szepnęła, by tylko on mógł ją usłyszeć.

    – Po prostu nie – westchnął. – Jak podróż z Mike'm? – wreszcie obdarzył ją spojrzeniem.

    – Cóż, problematycznie, ale nie aż tak źle – zachichotała.

    – Trochę się z Luke'm baliśmy, że w ogóle nie wsiądzie do auta – zagryzł nerwowo wargę, a Camilla zdała sobie sprawę, że przecież w ich oczach ona nadal jest niepoinformowana.

    – Ale wsiadł – odpowiedziała dumnie.

    – Masz swój telefonik – Michael zjawił się za ich plecami i spuścił telefon przed twarzą dziewczyny. W porę go chwyciła, choć to było prawie graniczące z cudem.

    – Masz szczęście, że to trafiło w moje... – niedane było jej dokończyć.

    – Mam pomysł na wieczór, kochani – Louise podeszła do trójki znajomych. – Wieczorem urządzimy sobie małe ognisko na plaży i na samo zakończenie wyjazdu zrobimy to samo.
    
    – Noc pod gwiazdami – zaśmiał się Luke, ale oberwał od Ashtona.

    – Widział ktoś Cal'a? – spytał Alan.

    – Och, jest na plaży – odpowiedział smutno Irwin. – Zdaje się, że jest trochę...

    – Dziwny – dopowiedział Mike.

    – Mniej więcej.

    – Jak dzielimy się pokojami? – po raz kolejny głos zabrał Alan.

    – Cóż... – Ashton zagryzł wargę, a Louise spojrzała na niego ze śmiechem w oczach. – Tak jak w zeszłym roku, choć teraz mamy Cam, więc fajnie by było, gdyby Alan poszedł do pokoju Luke'a tudzież Luke do pokoju Alana – wyjaśnił, nerwowo przystając z nogi na nogę.

    – Ze mną, ona ze mną! – Luke podniósł ochotniczo rękę. – Ja chcę być z Cam w pokoju! Jestem gejem, więc luz.

    – Wczoraj byłeś Bi – upomniał go Alan ze złością.

    – Jestem gejem – warknął.

    – Cokolwiek, ale ona ma mieć własny pokój – Louise stanęła pomiędzy dwójką kłócących się blondynów.

    – Wcale nie – odezwała się główna zainteresowana. Wszystkie pary oczu skierowane były na nią. – Będę w jednym pokoju z nim – szarpnęła Michaela za bluzę, przez co ten się schylił.

    – Pozwoliłem? – spytał z kpiną.

    – Zabrałeś mnie tu na swoją odpowiedzialność, więc wybacz, ale jeszcze nie skończyłam – odpowiedziała mu z pewnością siebie i wyższością.

    – Ach tak, już żałuje – westchnął.

    – S-Serio? – zająknęła się Louise. – Będziecie dzielić pokój?

    – To trochę – odchrząknął Irwin – dziwne.

    – To normalne – Alan z Luke'm odpowiedzieli w tym samym czasie. – Jeszcze nie wiesz, co to znaczy dziwność w ich wykonaniu – zaśmiał się ten pierwszy.

    – Niemniej jednak chciałbym dzielić z nią pokój – Luke westchnął zdołowany.

    – Będziesz na wypadek, gdyby ten tu mnie wkurzył.

    Blondyn uśmiechnął się i puścił jej perskie oczko. Wyjazd zapowiadał się dobrze, ale nikt nie spodziewał się burzy tej nocy.



[Rozdział 32]

    
    – Czemu? – zaskomlał.

    – Bo muszę cię pilnować, co za głupie pytanie.

    Dziewczyna zaśmiała się, odkładając swój bagaż koło łóżka. Rozejrzała się po pokoju. Dostrzegła kilka zdjęć w ramkach, na ścianach, wiele rzeczy, które na pewno należały do chłopaka. Mogła się tego spodziewać, w końcu to jego pokój od zawsze – zapewne. Zaplotła ręce i zaczęła się przechadzać po pomieszczeniu. W ramkach mieściły się zdjęcia rodzinne Michaela. Na dwóch mogła ostrzec matkę Michaela, a przynajmniej tak się jej zdawało. Spochmurniała, ale postanowiła szybko się otrząsnąć. Na ścianie widniały zdjęcia grupki przyjaciół, najprawdopodobniej właśnie z tego miejsca. Jedno zdjęcie przedstawiało wszystkich i Luke'a ze złamaną nogą w gipsie.

    Camilla zaśmiała się pod nosem, nie zdając sobie sprawy, że jej współlokator jest tuż obok niej.

    – Mówiłem, że tamten wyjazd był utrapieniem – przeczesał swoje włosy.

    – Daj spokój, oni je wspominają całkiem nieźle – zawahała się przez chwilę.

    Prawda była taka, że Alan nie do końca dobrze to wszystko wspominał i Michael zapewne również. Mogło być podobnie z resztą, ale gdyby tak było, to na pewno nie chcieliby tutaj wracać tak jak ta dwójka.

    Chłopak wzruszył tylko ramionami i ruszył w stronę łóżka, by się na nim położyć.

    – Mogę mieć prośbę? – spytał, zerkając na nią. Położył się na swoim lewym boku, by obserwować dziewczynę. Ręce miał splecione na klatce piersiowej, a nogi przyciągnięte bliżej twarzy. W takiej pozycji wyglądał bardziej bezbronnie, niż mogło to się komukolwiek wydawać.

    – Słucham – zachęciła ciekawa.

    – Nie mów im, że wiesz – zagryzł wargę. – Mogą zmienić podejście do sprawy. Do mnie, do ciebie.

    – Nie zamierzałam – westchnęła, siadając przy nogach chłopaka.

    – Super, dzięki.

    – Męczy mnie posiadanie tajemnic, ale skoro nikt nie spyta wprost, to nie muszę kłamać, prawda? – spytała.

    – Cokolwiek – znów wzruszył ramionami. – Nie chcesz, by ten wyjazd był klapą, to chociaż w tym pomóż. Ja cię tu zabrałem, choć miałem dość oglądania twojej twarzy – spojrzał na coś innego.

    – Chciałeś powiedzieć: ryja, gęby, albo tego typu, prawda? – uśmiechnęła się zadziornie.

    – Skąd ty możesz wiedzieć, co ja chcę mówić – zmrużył powieki.

    – Bo trochę już cię znam, Panie Clifford – wytknęła język, ale oberwało jej się w tyłek z nogi chłopaka. – Franca.

    – Rosjanka.

    – Och – przypomniała sobie. – Ja też mam prośbę.

    – O nie. To znaczy kłopoty dla mnie – odwrócił się na drugi bok.

    – Przestań – wywróciła oczami. – Ufam, że twoi znajomi są dojrzali, ale gdybyś jednak mógł ich powstrzymać, gdyby chcieli wrzucić mnie do wody... Byłabym wdzięczna. – Chłopak spojrzał na nią przez ramię.

    – Czemu?

    – Mam... hydrofobię – wlepiła wzrok w swoje dłonie.

    – To jak ty żyjesz bez wody – rozszerzył zdziwiony oczy.

    – Przestań! – fuknęła i uderzyła go. – Codzienne czynności nie są dla mnie jakimś wyzwaniem, ale taka... plaża już tak. Mógłbyś? – zatrzepotała rzęsami.

    – Zobaczę – posłał jej delikatny uśmiech, a serce dziewczyny się zatrzymało.

    Może nie pierwszy raz widziała jego uśmiech, ale ten wydawał się jednym z prawdziwych. Mały i prawdziwy. Przełknęła ślinę i wstała.

    – Idę zapoznać się z Louise – wyjaśniła, po czym wyszła.

~*~

    – Moja córka, jest aniołkiem – powiedziała z uśmiechem i butelką piwa w ręku.

    Obie dziewczyny siedziały na huśtawce i rozmawiały o różnych rzeczach, poznając się lepiej.

    – Bez urazy, nie znoszę dzieci – odpowiedziała Camilla, ale nie spotkała się ze zdziwieniem ze strony koleżanki.

    – Spoko, wielu ludzi ich nie lubi – machnęła ręką. – Ale wiesz co? – uśmiechnęła się lekko. – To łączy was obu.

    – Nas? – zdziwiła się.

    – Michael również ich nie znosi – zachichotała. – Kiedyś, jak przyjechał w odwiedziny, uciekał od nas, gdzie pieprz rośnie. Mała bardzo go polubiła, ale on za nic w świecie nie chciał polubić jej. Dlatego przywykłam, że tacy ludzie jak wy istnieją – wyjaśniła.

    – Więc on też – Camilla szepnęła bardziej do siebie.

    – Powiedz – Louise dotknęła ramienia brunetki – czy ty i Michael to w pewnym sensie... no wiesz... para?

    – C-Co?! – dziewczyna cieszyła się, że w tym momencie nie brała łyka trunku.

    – Wybacz – pośpiesznie przeprosiła. – Po prostu on jest przy tobie inny.

    – Jestem jego wrzodem na dupie, serio – zaśmiała się. – Zatruwam mu każdy dzień, więc przywykł do mnie i toleruje, choć momentami doprowadzam go do białej gorączki.

    – Byłaby z was taka świetna para – rozmarzyła się.

    – Przestań! – skarciła ją. – Lubię go, ale jest irytującym gówniarzem.

    – Jest starszy od ciebie – zauważyła.

    – To nie zmienia faktu, że irytuje mnie jak dzieci i zachowuje się jak one.

    – Wcześniej taki nie był – westchnęła smutno. – Wcześniej był, no wiesz. Normalny. Roześmiany, dowcipny, sprośny – zaczęła opowiadać z uśmiechem na ustach, jakby te wspomnienia były czymś wyjątkowym. – On i reszta byli taką silną paczką... Niczym rodzina – spojrzała na dziewczynę, ale zaraz potem znów gdzieś w dal. – Imprezowali razem, bawili się razem, byli nierozrywalni pomimo mojego związku z Ashem i dziecka. Nadal byli braćmi.

    – Brakuje ci takiego Mike'a – bardziej stwierdziła, niż spytała.

    – A komu nie? – prychnęła. – Pomimo wyobrażeń, jakie pewnie teraz masz – spojrzała na nią oskarżycielsko – Michael może i był szalony, ale w pozytywnym sensie. Nigdy nie zrobił czegoś, co by kogoś zraniło. Rozśmieszał wszystkich, taki trochę brat od pocieszania.

    – A teraz jest swoim zupełnym przeciwieństwem – Camilla snuła pod nosem.

    – Jest mroczny. Trochę nie wiem jak z tą wersją rozmawiać. Nigdy nie sądziłam, że taka wesoła osoba może nagle się totalnie złamać.

    – Louise – głos Ashtona sprowadził obie dziewczyny na ziemię. Chłopak patrzył na narzeczoną z przestrogą w oczach.

    – Och, racja – podniosła się z huśtawki. – Miałam przygotować przekąski. Pogadamy sobie jeszcze przy ognisku – puściła oczko i zniknęła we wnętrzu domu.

    – Wiesz, Alan twierdził, że nie chcesz słuchać o tym, kim był Michael, a nagle słuchasz tego, jak zaklęta – chłopak oparł się o barierkę przed huśtawką.

    – To, co opowiadała twoja dziewczyna, nie jest czymś strasznym. Ja nie chciałam wiedzieć, co go zmieniło, a nie jaki był kiedyś – westchnęła, wstając. – Nie czuje się winna – spojrzała na chłopaka pustym wzrokiem, a ten poczuł dreszcz zaniepokojenia. – Idę do środka – oznajmiła i zniknęła.

    Czuła wewnętrzną frustrację, że każdy chciał ją sprawdzać i pilnować, by nie dowiedziała się zbyt wiele. Do zalepienia dziury niewiele już brakowało. Poznała powód, poznała jego osobowość przed wypadkiem i zna jego osobowość po nim. Wszystko to pomagało jej w rozumieniu sytuacji. Jednak czuła wewnętrzną potrzebę sprania Ashtonowi tyłka za przerwanie rozmowy z Louise.

    Tyle ile ona pomagała Cliffordowi, a ile jego przyjaciele, napawało ją jeszcze większą złością. Czuła nieprzyjemne dreszcze irytacji, gdy prawili jej morały, kiedy ona naprawiała ich przyjaciela, a oni sami nie zrobili nic. Przeczuwała, że takie myślenie jest samolubne i egoistyczne, ale nic nie mogła poradzić na to, że tak właśnie myślała.

    Wchodząc do pokoju Michaela i swojego, rzuciła się na łóżko. Michaela nie było w pomieszczeniu, ale niezbyt zwracała na to teraz uwagę. Musiała rozładować swoją złość, najlepiej grając w grę. Odpaliła więc telefon i włączyła grę, która zawsze ją odprężała. Nic, co mogło ją jeszcze bardziej zirytować.

    Po chwili poczuła powiew wiatru, więc zerknęła na drzwi, w których stał Michael. Patrzył na nastolatkę z zainteresowaniem i ciekawością.

    – No co? – warknęła. Nie zdążyła jeszcze porządnie ochłonąć.

    – Co ci powiedział Ash, że tak się wkurwiłaś? – spytał bez ogródek.

    – Ugh, wkurzył swoimi morałami – wywróciła oczami, powróciwszy do grania.

    – Czyżby Louise się rozgadała o mnie, a on ją skarcił, a potem ciebie? – spytał z lekkim śmiechem.

    Usiadł obok niej na łóżku.

    – Skąd ty to wiesz? – zdziwiła się.

    – Intuicja – uśmiechnął się drwiąco.

    – Jak łatwo mnie zirytować i doprowadzić do granic trzeźwego myślenia – westchnęła.

    Zablokowała swój telefon i zmieniła pozycję na siedzącą. Objęła ramionami nogi, umieszczając podbródek pomiędzy kolanami.

    – Następnym razem mu przywal – polecił całkiem szczerze.

    – Dziękuję za pozwolenie – prychnęła.

    – Gdyby nie fakt, że ty mnie irytujesz, a oni nie wiedzą, że ty wiesz, to sam bym go jebnął.

    W wypowiedzi Michaela dziewczyna nie doszukała się sarkazmu czy kłamstwa. Wręcz przeciwnie. Znów przez moment była zamroczona jego zachowaniem. Co się z nim działo?



[Rozdział 33]

    – Dobrze się czujesz? – spytała Camilla, gdy zauważyła zamyślonego Alana.

    – Dobrze wiesz, jak jest teraz w mojej głowie – wskazał na nią.

    – Nie myślałeś o zobaczeniu się z nią? – spytała, biorąc napój z lodówki.

    – I co bym jej powiedział? – spytał z kpiną. – To nie jest dobry pomysł.

    – Skoro tak twierdzisz – wzruszyła ramionami.

    Nie chciała mieć drugiego chłopaka na głowie i zajmować się jego problemami. Może było to podłe i niemiłe, ale zdecydowanie męczyła się samym Mike'm, a gdyby doszedł ktoś jeszcze, czułaby się jak wrak.

    Po dwóch godzinach Louise poprosiła Luke'a i Camille, by ci zrobili zakupy najpotrzebniejszych rzeczy na wieczór. Michael spojrzał tylko po nich, po czym poszedł na górę. Alan doskonale zdawał sobie sprawę z tej zazdrosnej strony Michaela, ale pozostawił nie wspominać o tym na głos.

    Wyznaczona dwójka ruszyła do pobliskiego sklepu, rozmawiając przy okazji. Były to tematy, które żadnego z nich nie obciążały, a sprawiały, że poczuli się swobodniej w swoim towarzystwie.

    – Jesteś w końcu Bi czy Homo? – spytała bez skrupułów.

    – Cóż... – spojrzał na nią z uśmiechem. – Zależy.

    – Od czego? – spytała ze śmiechem.

    – No bo... niby jestem homo, ale gdy widzę czasem na ulicy meega laskę, to nic nie poradzę na to, co dzieje się w moich gaciach – oboje zaczęli się śmiać.

    – To, jaki jesteś bezpośredni, mnie po prostu rozwala – stwierdziła.

    – Cóż, najważniejsze to czuć się w swoim towarzystwie dobrze, nie? Mam nadzieje, że tak jest, bo będę musiał się hamować – westchnął.

    – Oczywiście, że jest – uderzyła go lekko w ramię. – Cieszę się, że nie udajesz takiego dzieciaka z dobrego domu, czy coś.

    – Ja też się cieszę, że istniejesz – objął dziewczynę ramieniem.

    Chichocząc, szli w takiej pozycji do sklepu i tak samo wracali. Stanęli jednak oboje przed gankiem, gdy dostrzegli na nim młodą dziewczynę. Spojrzeli się po sobie, ale to Camilla postanowiła się odezwać.

    – W czymś pomóc? – niska brunetka odwróciła się gwałtownie.

    – J-Ja... przepraszam – chciała uciec, ale Camilla szybko przecięła jej drogę, co zszokowało blondyna.

    – Hej, co jest? – spytała. – Ja nie gryzę, on też.

    – Nie powinnam była przychodzić, przepraszam.

    W jej oczach Camilla dostrzegał przerażenie i zdezorientowanie. Była przekonana, że powinna ją zaprosić do środka.

    – Po co przyszłaś? – spytała prosto z mostu.

    – Ja... – nie odpowiedziała.

    – Zajmowałaś się tym domkiem czy coś? – do tej nikłej konwersacji dołączył Hemmings.

    – Nie... Jestem Sus... ana...

    – To Sus czy Ana? – Luke ściągnął brwi, a Elson przybiła sobie piątkę w czoło.

    – Idioto, ona powiedziała Susana – do Luke'a dotarło dopiero po oświeceniu przez dziewczynę.

    – To ja spadam, bo może ja ją peszę – mrugnął figlarnie i zniknął w domu.

    – No więc, co cię sprowadza? – zagadnęłam bardziej wyluzowana.

    Susan, jakby wahała się nad odpowiedzią, a ucieczką. Camilla wywróciła oczami, ale postanowiła być nieugiętą.

    – Przyszłam... kogoś odwiedzić, to znaczy nie – zacisnęła mocno powieki. – Ja myślałam, że znów nikogo nie będzie. Od wieków nie było – mówiła bardzo szybko. – Przychodzę tu, sama nie wiem po co, przepraszam, zapomnij.

    – Hej... Czy ty... – Camilla przez chwilę zaczęła się zastanawiać nad słowami jej przyjaciela. – Przyszłaś do Alana?

    Susan rozszerzyła zdziwiona oczy, jakby kompletnie nie spodziewała się, że dziewczyna stojąca przed nią może ją znać. Po chwili jednak pomyślała, że to przecież może być jego dziewczyna, więc to zrozumiałe, że zna opowieść o jego byłej.

    – Przepraszam, zakłócam wasz spokój.

    – Laska, co ty pierdolisz? – Camilla przybrała zdezorientowany i zły wyraz twarzy. – Jeśli chcesz pogadać z Alanem, to zapraszam do środka, bo on cholernie się przejmował, że przyjazd tutaj cię zrani.

    – Zrani? – zdziwiła się. – Czemu?

    – Podobno obiecał ci, że już go nigdy więcej nie zobaczysz. Nie chciał łamać słowa, bo bał się, że znów się na niego wściekniesz, czy coś – wzruszyła ramionami.

    – Ależ nie!! – Sus chwyciła Camille za ramiona. – Ja przez ten cały czas plułam sobie w brodę, to ja go skrzywdziłam, tylko i wyłącznie była to moja wina! Byłam taka głupia, bałam się, że będzie na mnie patrzył z obrzydzeniem, byłam zagubiona – nagle po jej policzkach zaczęły spływać łzy.

    – H-Hej...

    – Byłam samolubna, głupia i taka... Jak on mógł ciągle się mną przejmować?! To ja się bałam, że gdy go znów zobaczę, to napluje mi w twarz!

    – Chyba Alana nie znasz – Camilla zamrugała zdziwiona. – Ten chłopak nie należy do tej grupy osób, zdecydowanie.

    – Ale... zraniłam go. Byłam pewna, że tak właśnie będzie.

    Elson poczuła kolejną falę frustracji oblewającą jej ciało. Trzecia osoba z jakimiś problemami, psychicznymi prawdopodobnie niczym Mike, a ona miała już serdecznie dosyć pomagania na okrągło.

    Tym razem to ona chwyciła Susan za ramiona.

    – Wejdź do środka, powiedz mu to, on powie swoje i zakończy się ten bajzel – westchnęła wkurzona.

    – A-Ale...

    – Pieprznę cię zaraz – wysyczała.

    – Sus...? – Głos Alana rozproszył je obie.

    Stał na schodkach, jakby nie wierząc, że widzi swoją byłą dziewczynę tuż przed domkiem.

    – To wy se pogadajcie, a ja biorę urlop jako psycholog, terapeuta, czy ktokolwiek – wyrzuciła ręce w powietrze i weszła do środka.

    Ten dzień zaczynał ją coraz bardziej męczyć, a przecież najgorsze dopiero miało nadejść.



[Rozdział 34]

    – Cam? – usłyszała Alana mówiącego jej imię. Zaprzestała przeżuwania chrupek w swoich ustach. Spojrzała na blondyna z całą irytacją, która drzemała w niej od rana.

    Siedziała obecnie w kuchni, jedząc paczkę chrupek, które zakupiła z Luke'm. Wszyscy znajdowali się w swoich miejscach. Calum nadal na plaży, Ashton z Louise spacerowali, a Michael u siebie w pokoju. Jedynie Luke przesiadywał przed telewizorem.

    – Ten wzrok mówi „podejdź, a zabije" – zatrzymał się w połowie drogi.

    – Bo fapije – wysepleniła.

    – Chciałem ci podziękować – podszedł do niej. – Zatrzymałaś ją i dzięki temu mogliśmy pogadać – spojrzał na swoje ręce.

    – I fo? – dociekała.

    – Nie wiem – podrapał się po karku.

    Nastolatka postanowiła przełknąć zawartość ust, by móc spytać o coś bardzo ważnego.

    – I co z Emmy?

    – Nie wiem... – powtórzył.

    – Słuchaj, lubię cię, ale ją też – zaczęła podniesionym tonem. – Jestem zirytowana tym dniem, może mi się okres zbliża, ale wkurwia mnie każda jednostka ludzka w tym domu! Jeśli i ty postanowisz mnie wkurwić teraz, to nie wytrzymam i wyładuje swoją złość na tobie! Wreszcie będziesz miał podstawę, by trzymać się ode mnie z daleka.

    – Przerażasz – stwierdził, odsuwając się kawałek.

    – Bo jestem agresywna, ok? – przyznała. – Ciężko mnie wytrącić z równowagi, ale zrobił to już dziś Ash, Mike potem ty, potem Sus, i znowu ty. Zgadnij, jak bardzo niewiele brakuj, bym obiła komuś twarz? – uśmiechnęła się wrednie.

    – Minimum – odpowiedział, przełykając ślinę.

    – Więc jeśli masz zamiar zranić Emmy, by być na boku z Sus nagle, to ci przywalę.

    – Jasne, że nie – jęknął przeciągle i opadł na krzesło naprzeciwko jej. – Jestem zagubiony, bo pomimo wyjaśnienia sobie spraw z Sus, moje uczucia to jedna wielka niewiadoma.

    – Taka rada, najpierw weźcie sobie przerwę z Emmy, a potem wybieraj. Bo to cholernie nie fair, że jej nic nie mówisz – stwierdziła.

    – Wiem – zerknął za okno. – Ale nie masz pojęcia, jak trudno jest o tym powiedzieć i jak bardzo boisz się reakcji.

    – Domyślam się – wepchnęła sobie kolejną garść chrupek do buzi.

    – Rozumiem, że pochłaniasz to z nerwów? – zaśmiał się.

    – A folisz...

    – Absolutnie nie – pokręcił głową. – Przepraszam i dzięki.

    – Spofo – podniosła kciuk do góry. – Nie polefam sfie na pfyfość.

    – Zapamiętam – znów się zaśmiał i zostawił nastolatkę samą.

    Co za zwariowany dzień, pomyślała.

~*~

    Po dwudziestej wszyscy zaczęli przygotowywać się do rozpalenia ogniska. Każdy miał dobry humor, każdy oprócz Caluma, choć i ten czasem obdarował wszystkich swoim uśmiechem. Najbardziej jednak zadziwiający był uśmiech na twarzy Mike'a. Czasem szczere zaśmianie się, a czasem niewinny uśmiech. Każdy był szczery. Nikt jakby nie zwracał uwagi na ten nowy gest, możliwe, że po prostu zapomnieli o tym strasznym Michaelu. Tylko Camilla była w stanie dostrzec różnicę, w końcu poznała go ponurego, a więc uśmiech był czymś w rodzaju nowości.

    Wszyscy siedzieli przy ognisku i rozmawiali na różne tematy. Camilla usiadła pomiędzy Michaelem, a Louise, obok której znajdował się Ashton, potem Calum i Alan z Luke'm. Dziewczyny były pogrążone w swoich własnych tematach, gdy chłopcy w swoich. Gdy Camilli udało się dostrzec uśmiech na twarzy Michaela, sama zaczynała się uśmiechać. Czuła wewnętrznie, że to dzieje się za szybko. Zrzucała jednak wszystko na poznanie prawdy i prawdopodobieństwo, że to dzięki temu chłopak mógł się wyluzować i zacząć żyć.

    W pewnym momencie wszyscy zaczęli się śmiać, więc dziewczyny zrobiły się zagubione. Brunetka spojrzała na Michaela, który też podśmiewał się pod nosem, gdy nagle jego oczy pociemniały, a uśmiech zniknął w ułamku sekundy. Wiedziała już, że coś się rozjaśniło w jego umyśle i to nie zwiastowało niczego dobrego.

    – M-Mike? – dotknęła jego ramienia, a wszyscy dookoła ucichli.

    – Jak mogłem? – chwycił się na głowę, jakby nagle dostał ataku paniki.

    – Stary, co jest? – spytał przerażony Alan.

    – To wszystko wasza wina! – wrzasnął, podnosząc głowę. – Mówiłem, że lepiej będzie, jeśli się wszyscy odpierdolicie – wstał pospiesznie i szybko ruszył w kierunku domku.

    – Co się, kurwa, właśnie stało?! – Camilla podniosła głos zdezorientowana i zdenerwowana.

    Odpowiedziała jej jednak głucha cisza. Wszyscy spuścili swój wzrok, a ona poczuła niesamowitą falę agresji. Cała złość trzymana od popołudnia wrzała w niej. Miała ochotę kogoś pobić albo nawet i zabić.

    – Super, beznadzieja – fuknęła i poszła za Mike'm.

    Nikt jej nie zatrzymał ani nikt nie wsparł. Czuła, że od początku tej wędrówki była sama, a osoba Luke'a czy Alana była tylko nic nieznaczącym dodatkiem.

    Weszła do środka domu i rozejrzała się pospiesznie. Domyślała się, gdzie znajdzie Michaela, ale jednak wolała się upewnić, czy nie ma go na dole. Wbiegła po schodach na górę i weszła do pokoju, który z nią dzielił.

    Stanęła na środku pokoju, dostrzegając Michaela w samym jego rogu. Skulony i płaczący. W takiej wersji jeszcze go nie widziała, dlatego podeszła do niego niepewnie. Kucnęła przed nim i dotknęła delikatnie jego rąk. Wzdrygnął się, ale nie zrobił nic więcej.

    – Co się stało? Myślałam, że dobrze się bawisz, a tu nagle wybuch – zaczęła cicho. Chłopak zaprzestał się trząść i podniósł lekko głowę, ledwo zauważalnie.

    – Nie... nie mogę.

    – Ale co?

    – Całe życie będę pokutował, rozumiesz?! – wrzasnął.

    – Co ty bredzisz? – spytała spokojnie, choć była przecież nabuzowana ze złości.

    – Uśmiech, dobra zabawa – prychnął – nigdy więcej tego nie mogę doświadczyć! Nigdy... Nie wolno mi!

    – Kto ci tego, do jasnej cholery, zabronił?! – Zirytowała się.

    – Ja.

    – C-Co? – zamrugała, a złość gdzieś z niej uleciała. – Michael, zaufaj mi – potarła kciukiem wierzch jego dłoni. Spojrzał na jej rękę i zastanawiał się chwilę.
    
    – Moja mama, zginęła w wypadku samochodowym...



[Rozdział 35]

    – Byłem wtedy na imprezie urodzinowej u mało znanego kolesia, choć imprezę miał huczną – przełknął ślinę. – Byłem taki głupi... sięgnąłem wtedy po coś silniejszego niż sam alkohol, wiesz? – spytał retorycznie ze zamkniętymi oczami. – Zapaliłem trawkę, inni proponowali mi kreski, ale wolałem zwykłą trawkę. Nie paliłem dużo, może dwa większe zaciągnięcia. Bawiłem się przednio jak zawsze. Znany byłem z rozśmieszania tłumu w tym pozytywnym sensie. Nikt nie mógł się ze mną nudzić, tak mawiano – uśmiechnął się lekko, ale szybko się otrząsnął. – Wtedy nie prosiłem nikogo o zgodę na to wyjście. Byłem tam sam, bez Alana czy któregokolwiek z chłopaków. To była spontaniczna impreza, więc i decyzja.

    – Słucham – odezwała się, gdy ten zamilkł na dłuższą chwilę.

    – Zadzwoniła do mnie. Moja matka – spojrzał przelotnie w oczy nastolatki. – Odebrałem ten przeklęty telefon – wysyczał przez zaciśnięte zęby. – Gdybym go wtedy nie miał albo po prostu nie odebrał – znów chwycił się za głowę i nerwowo nią pokręcał.

    – Hej, przestań. Dokończ, proszę – przybliżyła się do niego.

    – Krzyczała, wiedziała, że paliłem. Skarciła mnie, myślała, że się staczam. Nie wiem, czym sobie zasłużyłem, by zaczęła we mnie wątpić tego wieczora. Była wściekła. Kazała mi wracać, ale z racji na mój mały odlot, po prostu ją wyśmiałem. Nagle spytała o adres, więc jej podałem i zaprosiłem ją. Nie pytaj dlaczego, byłem idiotą – pojedyncza łza spłynęła po policzku chłopaka. – Przyjechała... a przynajmniej zamierzała to zrobić.

    – O boże – szepnęła Camilla, uświadamiając sobie ciąg dalszy.

    – Tej przeklętej nocy, gdy ja się świetnie bawiłem, ona umierała! Umarła, bo się bawiłem! Bo nie potrafiłem odmówić, gdy wcisnęli mi te przeklęte zielsko! Bo nie powiedziałem jej o imprezie! Bo nikogo na nią nie zabrałem! To pierdolona kara za bycie samolubnym! Gdybym komukolwiek o niej powiedział... komukolwiek – zaszlochał.

    – Mike, to nie twoja wina – dziewczyna przytuliła go do siebie najmocniej, jak potrafiła, a ten jeszcze bardziej się rozpłakał.

    – Nie pierdol, jak każdy! – wrzasnął.

    – Spójrz racjonalnie, coś musiało ją wściec, zanim jeszcze do ciebie zadzwoniła, jestem pewna, że w ciebie nie wątpiła. Na pewno by cię przeprosiła, a ty ją. Jestem tego pewna, Mikey.

    – Tak bardzo przepraszam... Tak bardzo żałuje tamtej nocy...

    Dziewczyna nie potrafiła już nic więcej powiedzieć. Cóż mogła? Nie znała jego matki, a wciskanie mu tych samych tekstów co każdy, na pewno podziałałoby, ale w drugą stronę. Jedyne co zrobiła, to pozwalała mu płakać, nadal go przytulając i pocierając jego plecy. Wiedziała jedno – bez terapeuty sobie on nie poradzi.

    Siedziała zamyślona w kuchni z miską płatków śniadaniowych. Nie tknęła ich, choć zrobiła je już dobre pół godziny wcześniej. Cały czas przed oczami miała scenę z poprzedniego wieczora i rozmyślała o możliwym skonsultowaniu Michaela z psychologiem. Wiedziała, że ten za nic w świecie się nie zgodzi, ale tylko to mogło mu pomóc.

    – Proszę, aferzystka – zakpił Calum, który wszedł do kuchni.

    – Słucham? – zmrużyła powieki.

    – A mylę się? – zadrwił. – To przez ciebie jest z nim coraz gorzej. Każdemu możesz wciskać te bajki, że niby pomagasz, ale tak naprawdę tylko go niszczysz.

    – Co ty masz do mnie, Hood? – wstała z krzesła.

    – Daj mu spokój, co? On musi sam dojść do pewnych wniosków, to duży chłopiec, a ty pchasz go tylko w nicość.

    – Posłuchaj, ty...

    – To ty posłuchaj – odstawił szklankę na blat i podszedł bliżej nastolatki. – Wmawiasz im bajeczki, o tym, jak bardzo chcesz mu pomóc, ale wiesz, jaka jest prawda? Wkleiłaś się w nasze relacje, udajesz pomocną, by wszyscy cię lubili. Chcesz być lubiana i uważana za osobę z wielkim sercem. Znam twoją historię. Dziewczynka, która ćpała i chlała bez opamiętania. Ta, która potrafiła wszczynać bójki i ta, która nie posiada znajomych. Więc przestań udawać, że mu pomagasz, bo wcale tego nie robisz. To tylko gra.

    Słowa chłopaka uderzyły w dziewczynę w samo serce. Wiedziała, że to bujda, ale nie potrafiła zaprzeczyć, ani nawet go uderzyć. Stała w bezruchu, opętana kompletnym amokiem. Nie rozumiała tego, ale nie potrafiła nic z tym zrobić. Czuła się jak mały bezdomny kot, który został przygarnięty, ale potem nagle ktoś odkrył, że to przecież kot z ulicy, więc się go pozbył. Kot, który nikogo nie obchodził.

    Zacisnęła mocno powieki i pobiegła do pokoju. Czuła gromadzące się łzy pod powiekami, a ostatnie czego chciała, to by ten chłopak je zobaczył. Zobaczył swoje zwycięstwo, które nim nie było. Przecież to bujda... prawda?



[Rozdział 36]

    Dziewczyna cicho szlochała w poduszkę, nawet nie zwracając uwagi na Michaela, który przyglądał się wszystkiemu z salonu, a potem poszedł za nią do pokoju. Patrzył na jej płacz i cierpienie. Wzrastała w nim złość na przyjaciela. Znał dziewczynę lepiej niż on i te jego przeszpiegi. O wiele dłużej się nią interesował, śledził jej każdy post na społecznościach, w szkole czy czasem przypadkiem poza nią.

    Zacisnął dłonie w pięści i zbiegł na parter. Podbiegł do Caluma i bez ostrzeżenia uderzył go pięścią w twarz. Chłopak upadł na podłogę zaskoczony. Dotknął się za policzek, ale Clifford wcale nie zamierzał poprzestać na jednym ciosie. Gdyby nie Ashton i Luke, pewnie dalej by okładał go pięściami. Próbował się wyszarpać z uchwytu Irwina, ale ten nie ustępował.

    – Poskarżyła się – Calum skorzystał z pomocnej dłoni Luke'a i wstał.

    – Nie musiała – wysyczał. – Słyszałem każde słowo!

    – I co? Wierzysz w nią? – prychnął, niedowierzając.

    – Wystarczająco, by wierzyć, że to, co mówiłeś, to czysta bujda! – warknął i znów chciał się na niego rzucić.

    – Pierdolenie. Jesteś zaślepiony.

    – Co wy pierdolicie? – spytał zdezorientowany Alan.

    – Przejrzyj na oczy – szepnął Calum, a Mike zdołał się uwolnić od Ashtona. Znów uderzył przyjaciela, ale tym razem rozdzielił ich głos Camilli.

    – Mike, co ty wyprawiasz?! – krzyknęła przerażona i stanęła przed nim.

    – Czemu go kurwa bronisz?! – wrzasnął.

    – A czemu ty go bijesz?!

    – Dobra, rób se, co chcesz – oznajmił twardo Hood, po czym wyszedł z domu, trzaskając drzwiami.

    – Taki miałem zamiar – odpowiedział i poszedł do swojego pokoju.

    – Co tu się stało? – spytał Ashton. – To dotyczyło ciebie, prawda? – spojrzał na Camille.

    – Domyślam się, że tak, ale... – potrząsnęła głową i pobiegła za Cliffordem na górę.

    Wchodząc do pokoju, mogła dostrzec, jak ten szybko pakuje rzeczy do torby.

    – Co ty wyprawiasz? – zdziwiła się.

    – Odwieziesz mnie do domu – oznajmił sucho. – Nie mam zamiaru tu być.

    – Co ci zrobił Calum? – dociekała, choć mogła się domyślać.

    – Pytasz serio czy idiotkę strugasz? – zatrzymał się w swoich działaniach, by popatrzeć na nią.

    – Nigdy nie sądziłam, że możesz się na kogoś rzucić tylko dlatego, że powiedział do mnie coś niemiłego.

    – No popatrz, mogłem – wywrócił oczami i powrócił do przerwanej czynności.

    – Mike, nie zachowuj się tak. Wiem, że Calum to tylko pretekst – zaplotła ręce na piersi. – Prawdziwym powodem jest ucieczka od zabawy, prawda?

    – Psycholog się znalazł – prychnął.

    – Michael! – krzyknęła oburzona. – Nie zachowuj się jak dziecko! Twoja matka nie żyje, owszem, ale to nie oznacza, że ty też masz przestać! Życie idzie dalej, a strata kogoś bliskiego boli, wiem.

    – Gówno wiesz – wtrącił.

    – Ach tak? Gówniarz, który nie umie pogodzić się z jej śmiercią i woli uciekać od życia. To ja jestem przylepą? – wskazała na siebie przekpiwczo. – Calumowi chyba chodziło o ciebie. Boisz się zostania samemu tak naprawdę. Gdy jesteś taki wielce poszkodowany, to nikt nie może cię zostawić, prawda? Biedny Mike, trzeba mu pomóc... Ale mylisz się, takim zachowaniem sprawisz, że wszyscy cię opuszczą, nie tylko matka, ale też przyjaciele! Zamiast przejmować się tak śmiercią matki, zacznij się cieszyć życiem tych, których masz przy sobie, bo nie wiesz, kiedy to ich stracisz.

    Michael spojrzał na nią smutnym i nieobecnym wzrokiem. Po chwili przełknął ślinę i zarzucił sobie torbę podróżną na ramię, Podszedł do niej, po czym spytał beznamiętnie:

    – Odwieziesz mnie, czy mam łapać autobus?



[Rozdział 37]

    – Dokąd wy idziecie? – spytał Alan.

    Pierwszy z góry zbiegł Michael i czym prędzej się ulotnił, a zaraz za nim Camilla, która została zaczepiona.

    – Na co wam te torby? – dopytał Luke.

    – Nie jestem w humorze na opisanie wam tego teraz – odpowiedziała zdenerwowana, po czym wyszła.

    Doszła do samochodu, rzucając swój bagaż na tylne siedzenie. Chłopak już siedział w aucie, a jego torba leżała na siedzeniu. Pokręciła tylko głową i zajęła miejsce kierowcy. Odpaliła silnik, ruszając.

    Po godzinnej trasie dziewczyna nie mogła już znieść ciszy. Postanowiła wreszcie powiedzieć mu, co ją męczy.

    – Jesteś totalnym dupkiem, Mike – oznajmiła, gapiąc się w jezdnie.
    
    – Skończysz? – spytał, wzdychając.

    – Jestem maksymalnie wkurwiona, dzięki tobie – puściła pytanie Michaela kątem ucha. – Jeszcze nikt mnie tak z równowagi nie wytrącił, jak ty dzisiaj!

    – Po co się w ogóle mną przejmujesz?! – wybuchnął. – Może Calum miał rację. Może naprawdę chodzi ci o znajomości.

    – Serio, kurwa?! Po co go biłeś, skoro masz teraz wątpliwości?! – spojrzała na niego ze wściekłością. W tym samym momencie zadzwonił jej telefon. Nie miała ochoty go odbierać, tylko zerknęła na urządzenie. Stali na czerwonym świetle, więc mogła sobie na to pozwolić.

    Potem wszystko podziało się zbyt szybko, by mogła to zarejestrować. Krzyk chłopaka, by ta uważała, przez co wcisnęła gwałtownie hamulec. Oboje polecili do przodu, ale nie było to na tyle silne, by uderzyli w cokolwiek. Rozpuszczone włosy nastolatki znalazły się na jej twarzy, przez co poczuła jeszcze bardziej przerażenie sytuacją. Spojrzała na Michaela, zdając sobie sprawę, co właśnie zrobiła, ale nie mając pojęcia, czemu ten wrzasnął.

    Odwracając głowę, dostrzegła przerażenie, ogromne przerażenie i strach w oczach Clifforda, tych, które uparcie wgapiały się w nią. Jego usta były rozchylone, a oddech przyspieszony.

    Atak paniki.

    – Mike, spokojnie – starała się załagodzić sytuację. – Nic się nie stało. Ani nam, ani... – zerknęła na skrzyżowanie – nikomu. Czemu wrzasnąłeś? – spytała najdelikatniej, jak umiała.

    Nie dopowiedział przez długą chwilę.

    – Sam... mo... mochód... – szeptał z przerwami. – Je... cha... Miał cz... wone, a-ale... to jeg... wina.

    – Mike, proszę, uspokój się – dotknęła jego ramienia.

    Była zdezorientowana... Nie wiedziała, co zrobić z taką wersją chłopaka. Przerażoną i spanikowaną. Jego oczy pełne były bólu. Przez chwilę zdawało jej się, że właśnie wszystkie maski, jakie nosił, spadły na ziemię. Ukazała się jego prawdziwa twarz. Ta, która nie pogodziła się ze śmiercią matki, ta przerażona i zagubiona. Otrząsnęła się jednak szybko. Czy on naprawdę był aż tak dobrym aktorem, by chować taki strach pod maską zobojętniałego?

    – Staniemy na poboczu, poczekamy, aż ochłoniesz – odpaliła znów silnik i powoli zaczęła kierować się w miejsce jakiegoś postoju.

    Czuła na sobie palące spojrzenie blondyna, ale musiała skupić się na drodze, by znów nie doprowadzić do takiej sytuacji. Zaparkowała, po czym odpięła pas. Nim się zorientowała, chłopak oplótł ją ramionami i przycisnął mocno do siebie.

    – M-Michael?

    – Przepraszam... – zaszlochał. – To moja wina, znowu moja wina...

    – Michael, nic ci nie jest i nic by ci się nie stało.

    – Naprawdę myślisz, że mi chodziło o siebie?! – spytał zrozpaczony. – Nie zniósłbym myśli, że przeze mnie zginęła najpierw matka, a potem ty. W tych samych okolicznościach. Obie was zdenerwowałem, obie prowadziłyście z mojego powodu. Tak bardzo cię przepraszam.

    Dziewczyna przełknęła ślinę i odwzajemniła uścisk, choć było to dość trudne w tych warunkach. Stan chłopaka był znacznie gorszy od tego, który pokazał przy opowiadaniu o przyczynie śmierci jego matki.

    – Jest w porządku, naprawdę. Przepraszam, pewnie pomyślałeś, że chciałam odebrać ten telefon, ale ja tylko zerknęłam, przysięgam – odezwała się z wielką gulą w gardle.

    – Nie... – pokręcił zdecydowanie głową, nadal płacząc. – To tylko moja wina. Zdenerwowałem cię, ja nie chciałem. Ja naprawdę się cieszę, że jesteś. Nie wierzyłem Hoodowi ani przez chwilę. Nie wiem, czemu to powiedziałem. Nie wątpiłem w ciebie, przysięgam!

    – Michael... Przecież to nie ma znaczenia.

    – Ma!

    Co ja mam teraz zrobić? 



[Rozdział 38]

    – Muszę cię o coś poprosić – Camilla westchnęła ciężko.

    Wraz z Michaelem siedzieli na masce auta i pili kawę na wynos. Wzrok Michaela był pusty, spoglądał gdzieś przed siebie. Jeszcze godzinę temu nastolatka nie wiedziała, jak mu pomóc, ale wystarczyło świeże powietrze i możliwość trzymania jej za rękę. Nawet do sklepu chłopak poszedł wraz z nią, bojąc się, że może zniknąć. Że tak naprawdę umarła a on ma tę słyną chorobę – schizofrenię.

    Od kilkudziesięciu minut siedzieli w ciszy na masce auta, pijąc kawę.

    Chłopak obdarzył ją czułym spojrzeniem, za którym nadal kryły się iskierki smutku i żalu.

    – Nie dam rady... już dalej ci pomagać – odwróciła wzrok. Zwilżyła wargi, czując, jak zaczyna być gęstsza atmosfera.

    – Wiem – odpowiedział z chrypką. Spojrzała na niego ze ściągniętymi brwiami.

    – Wiesz? – zdziwiona powtórzyła.

    – Zdawałem sobie sprawę, że mi nie pomożesz, nie całkowicie – spojrzał na kubek kawy, który trzymał w ręku.

    – Och...

    – Ale to nie znaczy, że nie pomogłaś – pospiesznie wyjaśnił. – Racjonalnie trzeba na to spojrzeć. Gdybyś nie ingerowała, to pewnie nie poszedłbym... no wiesz – uniósł lewy kącik ust.

    – To wcale nie jest straszne – pocieszyła. – Nie biją ani nie dają ci zastrzyków.

    – Polemizowałbym z tym ostatnim – spojrzał na nią kątem oka z uśmiechem.

    Serce nastolatki zatrzymało się gwałtownie. To spojrzenie i uśmiech były prawdziwe, niewymuszone. Pomimo bólu, który był widoczny na jego twarzy, te dwa gesty były prawdziwe... Może właśnie dlatego, że ból również?

    – Więc obiecujesz, że pójdziesz? – pochyliła się, by spojrzeć na jego twarz.

    Ten tylko skinął głową i znów spojrzał w dal.

    – Ja po prostu się boję, wiesz? – zagadał. – Jeśli będę zbyt szczęśliwy, to wydarzy się coś, co zabierze mi to szczęście. Tak jak teraz ten prawie wypadek – wzdrygnął się.

    – Nie przestawaj się uśmiechać – rozkazała. – Ból zawsze przyjdzie, a jeśli zawsze będziesz się smucił, to będziesz tylko bardziej cierpiał. Dzięki chwilowej radości możesz złagodzić ból.

    – Kocham te twoje psychologiczne gadki – prychnął, spuszczając głowę.

    – Wow, Michael powiedział kocham, nie wierzę! – pisnęła.

    – Ta, śmiej się – odwrócił wzrok na prawo, gdyż na lewo siedziała ona.

    Nie chciał, by zauważyła te zaczerwienione policzki. Gdy zdał sobie sprawę, co powiedział, od razu się zawstydził. Kompletnie nie przemyślał słów, a potem zaczął żałować.

    – Pogadaj też z ojcem, co? Fajnie by było, gdyby jednak ktoś cię wspierał na tej terapii – doradziła.

    – Nienawidzę go – oznajmił bez ogródek.

    – Znowu to samo – westchnęła, kręcąc głową.

    – Nie – zacisnął powieki. – Chodzi o to, że ojciec od wieków zdradzał matkę. Ona wciąż mu wybaczała, wierząc, że w końcu się opamięta i zostawi Olivię. Jak widać, nie zostawił, jest z nią – zagryzł wargę. – Na drugi dzień po pogrzebie, wprowadziła się do naszego domu. Wcześniej już nie mogłem patrzeć na ojca, ale gdy ledwo po śmierci matki, sprowadził tę... nie mogłem go znieść. Nie mogłem znieść ich szczęścia – wysyczał.

    – Chyba bardziej rozumiem już twój gniew na niego – zmrużyła powieki. – Mimo wszystko, ojca masz jednego, Mike. Mój się wyprowadził i od czasu do czasu dzwoni. Naprawdę sporadycznie – zaśmiała się. – Powinieneś się cieszyć, że chociaż jego masz, ale to ci pewnie wpoją na terapii.

    – Nie muszą – odwrócił się w jej stronę. – Rozumiem już. Wiem, że masz rację... To, co mówiłaś wcześniej. O tym, że powinienem się cieszyć z posiadania was, bo nie wiem, kiedy to wszystko stracę – spojrzał na ich splecione dłonie. – Zrozumiałem to dziś całkiem dobitnie. Mogłem dziś stracić ciebie, przez to, że nie doceniałem. Dlatego przepraszam i... porozmawiam z nim – powrócił wzrokiem do jej oczu.

    – Wow... Mam nadzieję, że po powrocie będziesz wreszcie mógł ruszyć dalej – przytuliła go do siebie. Odwzajemnił ten gest bez chwili zawahania.

    – Wiesz... Wiara, że kochanie kogoś daje szczęście, jest zwykłym kłamstwem. Tak myślałem jeszcze kilka godzin temu – odsunęli się od siebie. – Teraz chyba jednak jestem w stanie wierzyć w te słowa trochę bardziej.
    
    – Dobry start – zaśmiali się oboje. – Wracamy? – spytała z lekkim niepokojem.

    – Tak, zaraz będzie się ściemniać, a wolałbym jednak dojechać za dnia. Do tego muszę porozmawiać z ojcem, szczerze – zeskoczył z maski i pomógł zejść Camilli.

~*~

    Michael podziękował dziewczynie i uspokoił się, gdy ta obiecała nocować u babci, zamiast iść taki kawał drogi do domu. W ostateczności był gotowy poprosić ojca, by ten ją odwiózł.

    Odebrał od niej kluczyki i ruszył do domu. Zamykając drzwi, usłyszał, jak w salonie jego macocha się z czegoś śmieje. Znów poczuł przypływ złości, ale odepchnął te myśli. Robił się zły machinalnie, znów chciał wrócić do trybu życia z rana, ale nie mógł. Obiecał Camilli i sobie leczenie.

    Odłożył torbę w korytarzu i wszedł do salonu z rękami w kieszeniach bluzy. Zatrzymał się w progu, gdy dostrzegł, jak ojciec obejmuje Olivię. Spojrzeli na niego i odsunęli się od siebie.

    – Nie musicie – powiedział.

    Spojrzeli po sobie, ale nie odezwali się.

    – Ja... Chciałbym z tobą o czymś porozmawiać, tato. Myślę, że potrzebuje pomocy...

    Mężczyzna rozszerzył zdziwiony oczy, ale zrozumiał, o co mogło chodzić jego synowi.

    – Zostawię was samych – oznajmiła, po czym opuściła salon.

    – Tato – zaczął, siadając na podłokietniku fotela – potrzebuje twojej pomocy.



[Rozdział 39]

    Minął pierwszy miesiąc, od kiedy Michael wyjechał wraz z ojcem. Nikt nie znał miejsca, do którego pojechali, nawet pani Olivia. Michael podjął się terapii, a jedyne co udało się wszystkim dowiedzieć to to, że do tego potrzebował spokoju i ojca. Zamieszkali we dwójkę z dala od miejsca, w którym działo się zbyt wiele ponurych rzeczy.

    Przez kilka pierwszych dni, Alan i Camilla spotykali się, by zaklepać dziurę wchodzenia w życie Michaela. Potem ich życie się pozmieniało. Alan wyjaśnił sobie wszystko z Emmy, a potem zaczął regularnie kontaktować się z Susan. Camilla przesiadywała większość wolnego czasu w domu. Zdarzało jej się wyskoczyć gdzieś z Chrisem albo porozmawiać z ojcem. Mogła też skontaktować się z Luke'm, ale nie chciała ingerować w życie przyjaciół Michaela. Wtedy mogłaby się potwierdzić teoria Caluma, która przecież nie była prawdą.

    Gdy nastolatka siedziała znudzona na kanapie w salonie, do domu wróciła jej rodzicielka.

    – Skarbie, mam niespodziankę – krzyknęła.

    – Mam się bać? – spytała, wzdychając.

    – Nie wiem, to od twojego braciszka – pomachała kopertą w progu salonu.

    – No way – pisnęła i podbiegła do rodzicielki. Odebrała list, który był adresowany do niej.

    – Też dostałam, więc domyślam się, cóż to takiego – mrugnęła do córki porozumiewawczo, po czym poszła do kuchni.

    Nastolatka otworzyła kopertę, w której znajdowało się zaproszenie na ślub jej brata – Josha. Przymknęła powieki, by po chwili zacząć czytać treść zaproszenia.


Tak siostro, żenię się! Mam nadzieję, że pojawisz się obowiązkowo z partnerem u boku. Nie bierz Chrisa, bo matka pewnie będzie mieć zwalony wieczór na pilnowaniu cię. Ale słyszałem ploty, że masz sporo przyjaciół, więc chyba masz w kim wybierać, co siostrzyczko?

Tak czy owak, mam nadzieję, że się pojawisz – w towarzystwie lub nie.

Kocham,
Josh.


    Nie mogła uwierzyć, że zamiast jakieś wyklepanej formułki, były słowa jej brata. Rzadko z nim rozmawiała, nie mieli ze sobą też jakiejś wyjątkowo silnej relacji. Poczuła jednak przyjemne ciepło na sercu, gdy zobaczyła ładne pismo swojego brata i jego własne słowa.

    Posmutniała, gdy wspomniał o licznych przyjaciołach. Miała pewne wątpliwości co do tego.

    – W co się ubierzesz? – spytała Teres znienacka.

    – Nie wiem, nie mam absolutnie kasy. Ani na podróż, ani na nic – wypuściła głośno powietrze.

    – Och, u mnie też krucho, skarbie. Może zadzwoń do ojca, hm?

    – Tak chyba zrobię – uśmiechnęła się blado.

    Pocieszała się faktem, że rozmawiała z ojcem ostatnimi czasy całkiem sporo, więc nie będzie to wyglądało, jakby nagle sobie przypomniała o jego istnieniu, gdy potrzeba jej gotówki.

    Jej rozmyślanie przerwał dzwoniący telefon. Odebrała, widząc na ekranie: Alan.

    – Co jest? – spytała, przykładając słuchawkę do ucha.

    – Zgadnij, kto wraca do miasta? – W głosie chłopaka rozbrzmiewała nutka fascynacji i ogromna radość.

    – Nie mów, że...

    – Dokładnie ten pajac – zaśmiał się. – Wraz z ojcem, na stałe. Dziwne, że tylko miesiąc wystarczył, ale w sumie... Dowiemy się, gdy wejdzie do domu, a tam impreza!

    – Planujesz imprezę w domu Cliffordów? Nie wiem, czy się ucieszy, czy cię zabije – uśmiechnęła się, siadając na kanapie.

    – Pieprzyć to! Olivia mówiła, że Michael zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni! Więc prawdopodobnie to przeżyję.

    – Dobrze dla ciebie – zagryzła wargę. – Kiedy wraca?

    – Dziś. Widzę cię u niego za jakiś kwadrans, Elson – powiedział surowo. – Ciao.

    – Ej, cze...!

    Już chciała protestować, ale usłyszała pikanie. Spojrzała na ekran, na którym była tylko tapeta blokady jej telefonu. Szybko pobiegła do swojego pokoju, by przebrać się w jakieś czyste ciuchy i czym prędzej ruszyć do domu Michaela. Tęskniła za nim, nie mogła tego ukryć. Ucieszyła się, gdy ten wracał do miasta. W końcu mogła Go zobaczyć.



[Rozdział 40]

    Koniec końców nie udało jej się wyrobić w kwadrans. Dotarła na miejsce dopiero po prawie godzinie, a jej humor przypominał ten sprzed dostania telefonu od Alana.

    Stojąc przed domem Michaela, wzięła głęboki wdech. Nie zwróciła nawet uwagi na samochód, którym przecież chłopak wyjechał wraz z ojcem. Weszła po schodkach, a potem przez otwarte drzwi do wnętrza domu. Nie zdziwiły ją otwarte drzwi na oścież, bardziej fakt, że w domu było więcej ludzi, niż grupka przyjaciół.

    Przechodząc w stronę tarasu, zatrzymała się. Rozejrzała się po gościach, którzy rozmawiali ze sobą na trawniku. Gdy się odwróciła, zamarła. Przed nią stał Michael z rękoma w kieszeniach. Jego włosy nadal były blond, ale zdecydowanie zmieniła się cała reszta. Nie potrafiła dokładnie powiedzieć co, ale czuła te zmiany.

    Niespodziewanie chłopak podszedł do niej zdecydowanie i przytulił. Odwzajemniła uścisk po chwilowym zawahaniu. Zaciągnęła się zapachem wody kolońskiej chłopaka i znów poczuła, jakby wszystko było na właściwym miejscu.

    – Tęskniłem – wyszeptał.

    – Miałeś czas na takie rzeczy? – spytała z uśmiechem, gdy odsunęli się od siebie.

    – Miałem czas na wiele rzeczy – wyjaśnił z równie szczerym uśmiechem, co jej. – Zastanawiam się... nie chcesz może czmychnąć z tego domu? Ten tłum mnie przeraża – wzdrygnął się teatralnie.

    – Alan się natrudził – oznajmiła.

    – Wystarczyłoby, gdyby był on, Luke i ty – wywrócił oczami. – To jak? Tobie raczej też nie chciało się zostać, po zobaczeniu tych ludzi.

    – Dobra, chodźmy – wyminęła chłopaka i wyszła z domu.

    Po krótkim spacerze postanowili, że pójdą do domu jej babci i posiedzą na ganku. Dotarłszy na miejsce, usiedli na schodkach z uśmiechami.

    – Czemu miesiąc? – spytała ciekawa.

    – To nie tak, że to koniec – zaczął. – Ojciec wstawił się za mną, że wolałby, bym ukończył ostatni rok. Poza tym, gdy babka zaczaiła, jak bardzo mi brakuje moich przyjaciół, sama kazała mi wracać – prychnął. – Teraz będę jeździł na rozmowy kilka razy w miesiącu. To jest też pewnego rodzaju sprawdzian – zerknął na dziewczynę. – Czy jednak mogę przebywać w tym mieście i wśród was.

    – I możesz? – dociekała.

    – Nie wiem, ci ludzie w moim domu mnie przerazili – zaśmiał się, po czym zagryzł wargę i spojrzał na swoje dłonie splecione. – Ale zdecydowanie dobrze mi robi rozmowa z Tobą – zerknął na dziewczynę.

    – A jak sama... terapia?

    – Cóż... Powiedziała, że byłem jednym z nielicznych pacjentów, którzy się nie cięli – przejechał językiem po górnych zębach w zamyśleniu. – Ale z drugiej strony bardziej zablokowałem się przez to. Wiesz, ci co się tną, w jakiś tam sposób pokazują swoje emocje. Ja totalnie zdusiłem to w sobie i jedyne co robiłem, to odtrącałem ludzi. Pozytywne, ale też złe. To skomplikowanie – potrząsnął głową, gdy nie mógł sam tego zrozumieć.

    – No racja, nie ciąłeś się – zrozumiała.

    – Sukces, nie? – uśmiechnął się szeroko. – Tak czy owak, zdziwiła się. Mówiła, że blokowałem się na ludzi, a skoro się u niej znalazłem, to musiał ktoś do mnie dotrzeć. Miała racje. Tak zacząłem opowiadać jej o tobie – podparł sobie głowę na wnętrzu dłoni tak, że zakrył swoje usta.

    – Opowiadałeś jej o mnie?

    – Trochę. Mówiła, bym przekazał ci, o możliwym studiowaniu psychologii.

    – Zabawne – powiedziała sarkastycznie. – Zmęczyło mnie pomaganie tobie, a co dopiero tuzinom osób.

    – To samo jej powiedziałem – oboje zaczęli się głośno śmiać. – Kazała mi też... Podziękować ci – spojrzeli sobie w oczy. – Skarbem jest posiadanie kogoś takiego, tak mówiła.

    – Cóż, co ja tam – machnęła ręką – najwyżej stara moneta.

    – Raczej nieoszlifowany diament – powiedział całkiem poważnie.

    – Głupek – popchnęła go lekko, uderzając w ramię. – Ale skoro masz mi dziękować, to musisz coś dla mnie zrobić.

    Dziewczyna wpadła na pomysł, który rozwiązałby problem i pozwolił spędzić czas z Michaelem.

    – Słucham – zachęcił.

    – Pójdziesz ze mną na ślub mojego brata.



[Rozdział 41]

    Michael przechadzał się po swoim pokoju, szeroko przy tym ziewając. Jego kot bawił się zabawkową myszką na jego łóżku. Chłopak spojrzał na niego z uśmiechem.

    – Co ja bym bez ciebie zrobił? – spytał retorycznie.

    Podszedł do niego i wziął na ręce. Po kilku minutach leżał wraz z nim na brzuchu, a do jego pokoju wszedł ojciec.

    – Czy ty nie miałeś jechać z Camillą na ten ślub? – spytał zdziwiony.

    – Yup, razem z jej matką – odpowiedział.

    – O której?

    – Zaraz mają po mnie podjechać – wzruszył ramionami.

    – Żartujesz? Dlaczego ty nadal jesteś w tych... ciuchach? – wszedł do pokoju i zabrał zwierzaka na swoje ręce. – Na dodatek będziesz w sierści.
    
    – Hej! – zaprotestował, wstając. – Po pierwsze, jeśli myślałeś, że pojadę w garniaku, to chyba wcale mnie nie znasz. Po drugie, Daniel jej nie gubi jeszcze – odebrał zwierzaka od ojca.

    – Ty chcesz pojechać w tej dziwne... czarnej bluzie i czarnych spodniach? – zmierzył syna wzrokiem. (załącznik 1)

    – Ciesz się, że nie są podarte – wywrócił oczami. – Camilla wie o moim ubiorze i nie ma nic przeciwko. Jej matka tak samo. Przesadzasz.

    – Wstyd – pokręcił głową.

    Chłopak wiedział, że jego ojciec chciał tylko go sprowokować do zmiany decyzji, ale właśnie dlatego, że o tym wiedział, nie było takiej możliwości.

    – Mike! – krzyknęła macocha z dołu. – Camilla już jest!

    – No, także żegnam – oddał Daniela ojcu, po czym zszedł na parter.

    W korytarzu dostrzegł brunetkę, ładniejszą, niż sobie wyobrażał. Jej idealna koronkowa bluzka bez rękawów koloru czerwonego idealnie wpasowywała się w czarne spodnie i botki na korku, również czarne. Włosy ładnie upięte, a makijaż mocniejszy niż zazwyczaj. Dla Michaela dziewczyna wyglądała idealnie. On? Jak jej tło.

    – Uf, bałam się, że jednak włożysz garnitur – zaśmiała się i przytuliła do niego.

    – Ja za to nie sądziłem, że będziesz wyglądać tak świetnie w „zwykłych" ciuchach – zrobił cudzysłów z palców.

    – Jedziemy? – spytała z uśmiechem.

    – Jedziemy.

~*~

    Po kilku godzinach lotu udało im się dotrzeć na miejsce. Michael ciągle szeroko ziewał, czym tylko irytował nastolatkę. Cały czas marudził jej, jak bardzo nie lubi takich imprez zwłaszcza u obcych dla niego osób. Mimo tego zrzędzenia i tak się zgodził jej towarzyszyć, co ją niezmiernie cieszyło.
    
    Po odpoczęciu w hotelu cała trójka pojechała na miejsce uroczystości. Michaela dziwiła późna godzina zaślubin, ale nie chciał o to nikogo pytać.

    – Nie wierzę, że mój brat się ożenił – wyznała nastolatka, gdy wchodzili po schodkach do sali, gdzie miała odbyć się impreza.

    – Ja nawet go nie znam – westchnął.

    – A ty ciągle o tym samym – jęknęła zirytowana.

    – Taka prawda – wzruszył ramionami.

    – Camilla! – usłyszeli melodyjny głos przed sobą.

    W drzwiach witała wszystkich Panna Młoda, która obecnie przebrana była w sukienkę przed kolana koloru turkusowego.

    – Szybka zmiana – zauważył cicho.

    – Hej – przywitała się Elson. Kobieta przytuliła ją do siebie, a zaraz za nią pojawił się Josh.

    – No, wiedziałem, że jednak przyjedzie w towarzystwie – zaśmiał się.

    – Zamknij się – zmrużyła groźnie powieki. – To jest Michael.

    – Miło cię poznać. – Josh podał chłopakowi rękę, a ten ją uścisnął.

    Gdy Michael i Camilla weszli do środka, chłopak nie mógł się powstrzymać i szepnął jej na ucho:

    – A podobno musiałaś przyjść w towarzystwie.

    – Cicho – uderzyła go w ramię.

    – Twojego brata ani jego żony nie zdziwił fakt, jak wyglądamy – prychnął.

    – Wiedział, że nie ubiorę sukienki nawet na taką okazję – wyjaśniła.

    Po dwugodzinnej zabawie, oboje byli w zupełnie innych miejscach. Michael złapał kontakt z kilkoma osobami, co ucieszyło Elson, a ona sama gawędziła z ojcem i innymi członkami rodziny, których dawno nie widziała.

    Po chwili jednak odnalazł ją Michael i objął ramieniem.

    – Humor dopisuje – stwierdziła z uśmiechem.

    – Nie sądziłem, że spotkam tu starych znajomych – wyszczerzył się.

    – Więc to twoi znajomi?

    – Bardzo starzy – zaśmiał się.

    – O nie, więc to wampiry – zażartowała.

    Oboje śmiali się, gdy nagle doszedł ich czyjś głos za ich plecami.

    – Michael? – Odwrócili się, ale to właśnie chłopak wydawał się bardziej zszokowany. – Nie widzieliśmy się od kilku lat! Jak się...

    – To żart – fuknął i czym prędzej wyszedł z sali.

    Camilla po chwilowym szoku pobiegła za nim. Nie rozumiała, co znowu mogło się stać, że on tak się zachował. Chłopak daleko nie odszedł, siedział na marmurowych schodkach przed budynkiem.

    Usiadła obok niego i czekała, aż sam się odezwie.

    – Jest ok – powiedział, bawiąc się źdźbłem trawy.

    – Kim ona jest? – spytała.

    – Ona – westchnął – jest siostrą mojej mamy.

    – Och... Ale, co ona tu robi?

    – Pracuje jako pomoc w kuchni zapewne.

    – Przywołała bolesne wspomnienia? – bardziej stwierdziła, niż spytała.

    – Jest... Bardzo podobna do mamy – spojrzał na dziewczynę. – Za dzieciaka wyglądały jak dwie krople wody, z tym że moja mama jest o rok starsza. To znaczy była – ściągnął brwi.

    – Nie czujesz się gotowy, by rozmawiać z ciotką. To zrozumiałe – dotknęła jego ramienia.

    – Muszę to... przetrawić. Zaraz tam wrócimy i będzie okey – uśmiechnął się lekko, ale gdy odwrócił głowę, by spojrzeć na Camille, ta znajdowała się zbyt blisko jego twarzy.

    Chłopak odruchowo spojrzał na jej usta, a ich twarze zaczęły się do siebie zbliżać. Oboje nie myśleli o tym, co właśnie się wydarzyło. Ich usta złączyły się w delikatnym i powolnym pocałunku, który nie trwał zbyt długo. Gdy się od siebie odsunęli, ich serca biły znacznie szybciej, niż powinny. Nie planowali tego, ona chciała umieścić podbródek na jego ramieniu.

    – Kiedyś nie marzyłem, że w ogóle będziesz ze mną rozmawiać, a co dopiero się mną zainteresujesz. A teraz tak po prostu się... – uśmiechnął się lekko zażenowany.

    – O czym mówisz? – ściągnęła brwi.

    – Nie, o niczym istotnym – uśmiechnął się sam do siebie.

    Przecież nie powiem jej, że podoba mi się od dawna.

    – Mike? – odwrócił się do niej, a ona złączyła ich usta w bardziej zdecydowanym pocałunku.

    Chłopak zdziwił się lekko, ale oddał się chwili, która nie trwała długo. Dziewczyna wstała z uśmiechem i ruszyła w kierunku sali.

    – Chodź, Clifford – krzyknęła.

    Chłopak wstał, zagryzając wargę. Szybko dorównał kroku z dziewczyną i będąc pewnym siebie, splótł ich palce u rąk razem. Żadne z nich nie odezwało się, a jedynie uśmiechnęło i z takim nastrojem wrócili do gości i pary młodej.




[Epilog]


~ Alan POV ~

    – To chyba nie twój interes, co? – syknąłem, gdy Calum zaczął prawić mi morały.

    Gadanie z nim przez telefon było dosyć trudne po jego podbojach na wakacjach. Wszyscy byliśmy na niego źli. Tym razem to on wszystko zjebał i wcale się z tym nie krył. Ashton najszybciej mu to wybaczył. Calum zapewne przeczuwał, że przelał czarę goryczy tym występkiem i na pewno zauważył, jak każdy zaczął trzymać go na dystans.

    – Weź, przestań – westchnął. – Przepraszałem przecież. Co mam jeszcze zrobić według ciebie? Umrzeć?

    – Nie przeginaj – warknąłem. – Jedyne czego nam brakuje to twojego pogrzebu, a wcześniej nekrologu. Serio myślisz, że Michael ucieszyłby się z twojego zniknięcia ze świata żywych? – No to mi kurwa powiedz, co ja mam zrobić? – zirytował się.

    – Poczekaj? – zaproponowałem ironicznie. – Czas to jedyne co ci pozostało, stary.

    – A jakbym ją przeprosił? – spytał.

    – Michael ci prędzej jaja ujebie – prychnąłem.

    – Przecież się zmienił. Znów jest starym dobrym Gordonem – zaśmiał się pogodnie. – Przyjadę. Ja muszę coś zrobić i czas to nie jest mój towarzysz broni, Alan. Albo mi wybaczy, albo serio skoczę z mostu.

    – Pamiętaj, ode mnie dostaniesz co najwyżej liścia zamiast wiązanki.

    – Dzięki. – Wiedziałem, że w tym właśnie momencie wywrócił oczami.

    – Dobra, muszę kończyć – oznajmiłem, gdy na horyzoncie ujrzałem Sus.

    – Aha, no fajnie. Laska ważniejsza. Ty też musisz się wytłu...

    Nie wysłuchałem go, gdyż szybko zakończyłem rozmowę. Schowałem telefon do kieszeni spodni i podszedłem do mojej byłej dziewczyny i obecnej przyjaciółki. Przytuliłem ją, co nieśmiało odwzajemniła.

    – Jak tam? – spytałem.

    – Trochę mama bała się mnie puszczać tutaj samą, ale ostatecznie się zgodziła – westchnęła. – To na pewno w porządku?

    – Jasne! – uśmiechnąłem się. – Przecież dawno się nie widzieliśmy, trzeba wykorzystać ostatnie dni wolnego.

    – W sumie – spojrzała na mnie z delikatnym uśmiechem.

    Spacerowaliśmy bez konkretnego celu, zwiedzając przy tym różne miejsca. Nigdy nie sądziłem, że uda mi się trafić na Michaela z Luke'm i Camilą. Z zawahaniem postanowiłem przedstawić im Susan, w końcu kiedyś powinienem to zrobić.

    Podeszliśmy do nich, a pierwszą osobą, która nas zauważyła, była Camilla. Zeskoczyła z oparcia ławki, na której siedziała i podbiegła do nas. Przytuliła moją przyjaciółkę, a ja się porządnie zdziwiłem.

    – Co pominąłem? – spytałem ze ściągniętymi brwiami.

    – Mam dobry humor – Elson wzruszyła ramionami.

    – Ohoho! – krzyknął Hemmings. – Aluś ma dziewczynę!

    – Tylko ty jesteś singlem, stary.

    Clifford popchnął blondyna, przez co ten upadł na trawę.

    – Ty kutasie... – syknął niby zły.

    – Możecie się zamknąć? – przekrzyczałem panujący harmider.

    Jaki? A no taki, że Camilla nagle znalazła się na plecach Michaela, ten śmiał się i kazał jej złazić, ta coś głośno nuciła i niby zlewała na niego. A Luke? A Luke próbował wytłumaczyć przyjacielowi, dlaczego jest jeszcze singlem.

    Po moim wrzasku od razu zapanowała idealna cisza. Wszyscy skupili się na naszej dwójce.

    – Chciałem wam przedstawić Susan, a wy robicie dzicz i siarę – westchnąłem. – Widzisz? – zwróciłem się do dziewczyny. – Dlatego nigdy ci ich nie przedstawiłem.

    Susan zaczęła się śmiać, a Luke znalazł się w ekspresowym tempie przy nas.

    – Jestem Luke, jestem tym najchudszym, najwyższym, najseksowniejszym, ale sorrki złotko – mrugnął – wolę facetów.

    – Och.

    – Nie tolerujesz? – spytał Clifford z nadzieją.

    – Nie, skądże znowu – zaprzeczyła szybko. – Mam znajomą biseksualną, więc to nie jest dla mnie nowe – uśmiechnęła się lekko. – Ponadto uważam, że jestem całkiem, całkiem tolerancyjna.

    – No i lipa – westchnął.

    – A zamknij się – skarciłem kolorowowłosego.
    
    Nigdy nie zrozumiem jego powodów farbowania włosów, serio.

    – Zazdrościsz mi, że jestem taki ach, ech i och?

    – Nie, współczuje ci, że jesteś taki meh – Michael nie wytrzymał i parsknął śmiechem na swój własny żart.

    Niespodziewanie Hemmings ruszył za naszym przyjacielem, a tamten zaczął uciekać, śmiejąc się przy tym. Zdecydowanie brakowało mi takiej wersji chłopaka.

    – Wiesz, że Michael ostatnio zachowywał się jak zazdrośnik? – zaśmiała się Camilla.

    – Co? Czemu? – zdziwiłem się, siadając na ławce wraz z dziewczynami.

    – Spotkałam się przypadkiem z Chrisem, wiesz, tym moim znajomym – szturchnęła mnie. – Michael był wtedy ze mną i gdy tylko dowiedział się, jak on ma na imię, od razu złapał mnie za rękę, a spojrzeniem zabijał mojego biednego Chrisa – pociągnęła nosem niby zasmucona.

    – Martwi się, że go opuścisz. Słodka jest taka zazdrość – oznajmiła Sus. – Oczywiście w granicach rozsądku.

    – Tak czy siak – Camilla wróciła do tematu – przez cały wieczór wyłam z tego wraz z Chrisem.

    – Spotykasz się z nim wieczorami? – spytałem zdziwiony.

    – To mój przyjaciel, oke? – trzepnęła mnie. – Poza tym, Michael nie musi się martwić.

    – Co do zmartwień – potarłem dłonie. – Calum chcę cię odwiedzić – spojrzałem na nią kątem oka, by sprawdzić reakcję.

    – Po co?

    – No... Zrozumiał, że wtedy nawalił i chce to wszystko naprawić. Nagle został sam – wyjaśniłem. – Wszyscy zaczęliśmy trzymać go na dystans. Chcieliśmy, by zrozumiał błąd, sam, bez niczyjej pomocy. Najwidoczniej dotarło to do niego.

    – Hm... Spoko. – Zwilżyła wargi i spojrzała na Michaela i Luke'a, którzy zmierzali w naszym kierunku.

    – Wiem, że wcześniej cię przed nim ostrzegałem i nadal podtrzymuje ostrzeżenie, ale... To mój przyjaciel, więc chcę być też po jego stronie. Ma ciężki okres w życiu i musi poukładać ten bałagan wokół siebie. On nie jest złym człowiekiem. Kiedyś był równie zabawnym gościem co Luke czy Mike, serio.

    – Co my? – zagadnął Luke.

    – Nic – odparła Cam.

    Zrozumiałem, że nie chciała, bym informował przyjaciół o przyjeździe Hooda. Z jednej przyznałem jej rację, ale z drugiej czułem, że mogą być z tego powodu kłopoty.

    – Chodźmy na pizze – zaproponowała Elson. – Oczywiście Su idzie z nami.

    – Mogę? Nie chcę przesz...

    – Możesz, możesz – pośpieszył Luke. – Chodźcie, bo jestem głodny!

    Cała trójka wyprysła do przodu jak strzały, a ja wraz z Susan siedzieliśmy zdziwieni.

    – Zdecydowanie oni nie są normalni – zaśmiała się.

    – Meh, lepszy pozytywni idioci, niż wieczni pesymiści – wstałem, a zaraz za mną Su.

    Dogoniliśmy szybko moich przyjaciół, a moja ręka nie wiedząc, kiedy znalazła się na ramionach Susan. Cóż, najwidoczniej jeszcze wiele niespodzianek przed nami.









~awenaqueen~


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz