środa, 15 grudnia 2021

This Cat Cz.21-30

  

[Rozdział 21]

    – Nie podoba mi się, że wychodzisz z Chrisem – Teres oparła się o futrynę, gdy jej córką poprawiała makijaż przed lustrem. – Mówiłaś, że to nie dla niego robisz te wszystkie rzeczy.

    – Bo nie dla niego – nastolatka westchnęła, będąc zmęczoną przesłuchaniem. – Spotkałam go niedawno i oboje już wyrośliśmy z tych dziecinnych zabaw.

    – Palenie nazywasz dziecinną zabawą? – kobieta prychnęła.

    – Łapiesz mnie za słówka. Obiecuję wrócić koło dwudziestej drugiej, a jakby coś uległo zmianie to dam znać, okey? – stanęła na wprost matki z lekkim uśmiechem.

    – Wolałabym jednak, byś wróciła.

    – Postaram się – wywróciła oczami i przytuliła rodzicielkę. – Pa.

    Wyszła z domu ubrana w same czarne rzeczy. Czarne rurki, trampki, za dużą koszulkę i rozpinaną bluzę. Narzuciła sobie kaptur na głowę z powodu zimnego wiatru. Do umówionego czasu powrotu miała cztery godziny, więc liczyła, że jednak nie będzie musiała nocować poza domem. Chłopak obiecał zabrać ją jedynie na domówkę do jego dobrego znajomego. Podał jej adres sms'em, gdyż nie zgodziła się, by przyjeżdżał po nią. Wnioskując po nastroju matki, nie byłaby zadowolona z jego widoku pod domem.
    
    Po kilkuminutowej trasie stanęła przy drzwiach od domu podanego w adresie. Zapukała i czekała, aż ktoś jej otworzy.

    – Cama? – spytał brunet, który wpuścił ją do środka.

    – Yup – przytaknęła. – Gdzie dziad Chris? – zaciekawiona rozejrzała się po wnętrzu.

    – W ogrodzie, chodź – machnął na nią ręką. – Jest kilka znajomych, płci pięknej również, więc na pewno się nie zanudzisz – zaśmiał się.

    Pierwsze wrażenie jest najważniejsze dla dziewczyny, a ten chłopak wydał się bardzo sympatyczny, lecz postanowiła na razie nie oceniać książki po okładce. Wychodząc tylnymi drzwiami, zauważyła grupkę ludzi. Podeszła do Chrisa i rzuciła się na jego plecy. Chłopak chwycił ją w udach, by ta nie spadła.

    – Ciężka jesteś – zaśmiał się.

    – Daj spokój, to waga kości, a nie mego ciałka – udała urażoną.

    – Camilla? – dziewczyna usłyszała zdziwiony głos. Podniosła wzrok na osobę, która do niej przemówiła i ona sama również się zdziwiła.

    – Luke?

    – Znacie się? – spytał gospodarz, który to wpuścił ją do środka.

    – Wspólny znajomy – wyjaśniła.

    Blondyn uważnie ją obserwował, co przeszkadzało Elson.

    – Myśli, że jakbym przeprosił twoją matkę, to wpuściłaby mnie na swój teren? – spytał rozbawiony szatyn.

    – Moja mama ledwo się zgodziła, gdy okazało się, że to z tobą mam gdzieś wychodzić – wyjaśniła, schodząc z jego pleców.

    – Jestem dobrym człowiekiem – zrobił minę zbitego psa.

    – Oj, no wiem przecież – poczochrała jego bujną czuprynę.

    Zabawa się rozkręciła, a nastolatka złapała wspólny język z innymi dziewczynami. Jedna wydawała się dla niej młoda, na oko czternaście lat, ale domyślała się, że to może być siostra gospodarza, którego imienia nawet nie znała.

    Po kilkudziesięciu minutach siedziała na ławce obok Paulin, która była dziewczyną jednego z gości. Rozmawiały i śmiały się, gdy usłyszały odgłosy kłótni.

    – Nie przejmuj się – poleciła. – Lucy często przychodzi z obstawą i na złość robi.

    – Chyba nie rozumiem – Camilla potrząsnęła głową. Trzymała w rękach butelkę piwa, którą opróżniła już do połowy.

    – Lucy ma czternaście lat, za jakieś dwa tygodnie piętnaście, a jej brat to jej przyzwoitka – zachichotała. – Przystojny, ale niestety homoseksualny – zrobiła krzywą minę.

    – Czy ty nie masz przypadkiem chłopaka? – uśmiechnęła się Cam.

    – Oj tam, przecież tylko stwierdzam fakt. Nie mówię, że chcę go bzyknąć – rozłożyła ręce.

    – Jesteś dziwna – brunetka wybuchła śmiechem.

    – O, nasza parka – kiwnęła głową, więc Elson poszybowała wzrokiem w kierunku, który wskazała.

    Dostrzegła znajomą jej osobę, którą był Luke. Obok niego stała blondynka znacznie niższa od niego. Wyglądała na nieźle zirytowaną zresztą jej brat również.

    – Więc Luke – szepnęła.

    – Znacie się? – zagadnęła.

    – Tak, wspólny znajomy – powtórzyła.

    – Uważaj, jego siostra umie uprzykrzać mu życie – ostrzegła. – W końcu on zawsze z nią chodzi na takie imprezy, więc ona musi się mścić, sama rozumiesz.
    
    – Taa, sama mam starszego brata, który swego czasu też był namolny – zaśmiała się na to wspomnienie.



[Rozdział 22]

    Dwa tygodnie później, Camilla szła do szkoły z nosem w zeszycie od biologii. Zapomniała o sprawdzianie, więc nie była na niego specjalnie przygotowana. Nie uczyła się, po prostu postanowiła, chociaż przeczytać temat. Nie miała ochoty przychodzić do szkoły tego dnia, ale ten sprawdzian pokrzyżował jej plany, dlatego też weszła na teren szkoły dopiero po dziesiątej rano. Koniec roku szkolnego za pasem, a nauczycielom przypomniało się o ocenach.

    Westchnęła sfrustrowana. Od kilku dni jej humor był tą słynną huśtawką nastrojów. Bez powodu chodziła naburmuszona, miała ochotę coś rozwalić, a najchętniej komuś nos. Czuła dziwną potrzebę wyżycia swoich negatywnych emocji. Może spowodował to Michael, który po raz kolejny ją olewał? Alan wyjaśnił dziewczynie, że chyba przypadkowo go zdenerwował.

    Tego dnia Clifford postanowił zmienić swój kolor włosów. To było niespodziewane, nie zmieniał czerwonego od ponad pół roku. Miał przypominać mu o bólu i cierpieniu. Nie chciał zapomnieć, ale tego dnia zdawało się, że zapomniał. Zmienił kolor włosów w domu, gdy nikogo z domowników nie było. Po skończonym farbowaniu usiadł zmęczony w salonie. Musiał posprzątać, ponieważ zrobił całkiem spory bałagan w łazience, jak i swoim pokoju.

    – Elo – usłyszał rozpromieniony głos Alana. Michael westchnął zirytowany. Blondyn stanął zdziwiony w progu salonu. – Michael Clifford siedzi, nic nie robi, wygląda, jakby wrócił z pracy i... cholera, zmienił kolor włosów!

    – Zamknij się – warknął.

    – Cóż kolorek oznacza? – spytał, siadając na fotelu obok. Sięgnął gazetkę ze stolika, choć nie był nią w ogóle zainteresowany.

    – Co ma niby oznaczać kolor włosów? To tylko kolor – przetarł twarz ręką.

    Skłamał. Sam do końca nie rozumiał, co skłoniło go do takiej nagłej zmiany, ale nie miał ochoty opowiadać o tym Alanowi.

    – Czyżby oznaczał zmiany, które wprowadza Cam w twoim życiu? – blondyn zerknął tajemniczo znad gazetki z uniesionym lewym kącikiem ust.

    Tej właśnie miny Clifford nienawidził w przyjacielu najbardziej. Mówiła ona: „znam prawdę, nie ukryjesz jej przede mną".

    – Co ty... – W tym właśnie momencie dotarło do Michaela, co powiedział Alan.

    Camilla zmieniająca jego życie? Rozchylił usta, zaczynając się wewnętrznie denerwować. Mało brakowało, a dziewczyna zburzyłaby dostatecznie mocno mur budowany przez chłopaka tygodniami. Nie zauważył, kiedy tak blisko siebie ją wpuścił. Jak bardzo zaczęła ingerować w jego codzienne życie. Jak wiele zmieniała.

    Chłopak pociągnął się za końcówki włosów i pochylił.

    – Wszystko gra? – spytał Alan.

    Zmusiła go nawet do zapomnienia o bólu i cierpieniu, a przecież obiecał sobie, że nigdy nie zapomni. Wprowadziła do jego życia nowe kolory, inne niż czarny i czerwony, które miały towarzyszyć mu do końca życia.

    – Michael, co jest grane? – Alan odłożył gazetkę i spojrzał na przyjaciela z przejęciem.

    – To zaszło za daleko – wyszeptał w dłonie, w których schowaną miał twarz.

    – Ale co?

    Chłopak wstał i poszedł do swojego pokoju. Emanował niesamowitą złością, którą to zobaczył w jego oczach Alan. Postanowił się wycofać, czując problemy. Zastanawiał się, czy to któreś z jego słów tak wzburzyło Michaela.

    Szła korytarzem, gdy zwróciła uwagę na sporą grupkę uczniów, którzy czemuś, a raczej komuś, kibicowali. Przepchnęła się pomiędzy nimi, aż jej oczom ukazał się Michael i Jey.

    Oczywiście, któżby inny?


    – Cześć, śliczna – westchnęła.

    – Czego znowu chcesz, Jey? – spytała, poprawiając torbę na ramieniu.

    – Umówić się – puścił jej oczko, a ona uniosła brwi. Tłum zaczął szeptać, co tylko zirytowało nastolatkę.

    – Możesz z rudą dziunią, którą obracałeś nie tak dawno temu – uniosła kącik ust. Dało usłyszeć się ciche prychnięcia.

    – Wole ciebie – starał się objąć ją ramieniem, ale podeszła do Mike'a. – A ty jego – zakpił.

    – Tu nie kwestia kogo wole, a kogo nie, bo już chyba wole tkwić w samotności niż w pseudo związku z taką parszywą osobą jak ty, Jey – oznajmiła twardo.

    Uczniowie zaczęli się oddalać, widząc, do czego zmierza konwersacja.

    – Ty mała... – Podszedł bliżej z pewnością siebie, ale niebieskowłosy zatorował mu drogę.

    – Zjeżdżaj – warknął.

    – O, czyżbyśmy odnaleźli kolejny słaby punkt Mikusia? – zaśmiał się. – No, no.

    – Dawno po ryju nie dostałeś – dziewczyna odłożyła swoją torbę pod szafki.

    – Chcesz mnie uderzyć? – zdziwił się przez śmiech. – Proszę cię kochanie, nie żartuj.

    Nim Camilla zdążyła wyładować swoją złość na chłopaku, Michael ją wyprzedził i uderzył Jey'a. Chłopak złapał się za szczękę, a z jego nosa wyleciała strużka krwi. Jego oczy stały się czarne niczym atrament, co tylko wywołało przerażenie w tłumie uczniów. Odsunęli się jeszcze dalej. Prawdziwa bójka dopiero się rozpętała, gdy pięść Jey'a wylądowała w brzuchu Clifforda. Ten zgiął się w pół, a Camilla bardziej się rozjuszyła na ten widok. Zabrała rękę przeciwnika z przyjaciela i kopnęła z całych sił w lewy bok Jey'a ze swojej lewej nogi. Ten zachwiał się lekko, ale szybko otrząsnął się z szoku. Ta w tym czasie zdążyła już wykręcić mu rękę i przycisnąć do posadzki.

    – Nie ma to, jak ludzki manekin – syknęła przy jego uchu.

    – Suka – wycedził przez zęby.

    – Camilla natychmiast go puść – dyrektor oznajmił ze stoickim spokojem.

    Nastolatka spojrzała na niego i posłusznie wykonała jego polecenie. Chłopak wstał z ziemi, ale nie miał zamiaru się podporządkowywać. Elson zepsuła mu reputacje. Powaliła go na ziemie w mniej niż minutę. Zamachnął się, ale po raz kolejny Michael go powstrzymał, a Jey wylądował na ziemi.

    – Cała trójka do mojego gabinetu albo zadzwonię po policje! Jesteście dorośli, więc zacznę was karać jak dorosłych! – Wykrzyczał oburzony dyrektor. Michael nie mógł się bardziej ucieszyć tego dnia niż po usłyszeniu tych słów.

    – Jeszcze mi za to zapłacisz, Elson – oznajmił, wstając z posadzki i idąc za dyrektorem.



[Rozdział 23]

    – Możecie mi wyjaśnić, o co tym razem poszło? – westchnął Dyrektor James.

    Starszy mężczyzna czuł się bezradny. Był przekonany, że od tych wszystkich bójek, zacznie siwieć, o ile już nie zaczął.

    – Camilla się wjebała – odpowiedział Jey, trzymając chusteczkę przy nosie.

    – Mogę ci przyjebać, jak chcesz – warknęła, nie spoglądając na niego.

    – Nie kozacz, bo i tak masz mnie za wroga już.

    – Ale się kurwa boje – prychnęła wściekła.

    – Spokój! – wrzasnął, uderzając otwartą dłonią w biurko. Kilka kartek podniosło się pod wpływem uderzenia i wiatru. – Camillo, mogę wiedzieć, co się wydarzyło?

    – Jey jak zwykle zamierzał pokazać szkole, jaki to on zajebisty – zaśmiała się, kręcąc głową. Spoglądając w oczy dyrektora, dostrzegła złość. – Po prostu...

    – Po prostu go sprowokowałem – wtrącił się Michael. Siedział na fotelu niczym jak w barze.

    – Weź na siebie całą winę, Clifford. Tobie włos z głowy nie spadnie – Jey odwrócił się do niego na krześle.

    – Chętnie. Zawsze mogę cię zatłuc na śmierć i wtedy...

    – Jey idź do pokoju pielęgniarki – rozkazał srogo James. – Camillo ty...

    – Niech Mike wyjdzie, chcę z panem porozmawiać – poprosiła. Patrzyła w oczy mężczyźnie, by ten szybciej zrozumiał jej intencje.

    – A to kurwa nowość – prychnął Jey przy drzwiach.

    – Słownictwo! – upomniał go. – Michael, wyjdź. Zawołam cię.

    Niebieskowłosy obserwował podejrzanie pozostałą dwójkę, ale posłusznie wyszedł. Usiadł na ławce przed gabinetem dyrektora i czekał cierpliwie na swoją kolej.

    – Więc o co chodzi? – zaczął dyrektor.

    – Zamierza pan po raz kolejny mu odpuścić, prawda? – westchnęła rozsiadając się. Mężczyzna spojrzał na nią zdziwiony. – Proszę mi wierzyć, że Mike chce zapomnieć.

    – S-Słucham?

    – Jedyne, czego potrzebuje, to wsparcia, ale nie traktowania jak dziecko – dopowiedziała, drapiąc się we włosach.

    – Czyli, że...

    – Proszę go traktować jak każdego, a zobaczy pan w nim zmiany. Ja traktuje go normalnie, jego przyjaciele starają się to robić, więc niech i pan nam pomoże, proszę – pochyliła się z błagalnym wzrokiem.

    James zacisnął usta w wąską linię, rozważając słowa swojej uczennicy.

    – Michael, wejdź – krzyknął.

    Po chwili chłopak pojawia się w gabinecie, a zaraz po nim Jey. Usiedli na swoich starych miejscach, a uważne spojrzenie Clifforda wierciło w Camilli dziurę.

    – Jey, zostajesz zawieszony w prawach ucznia do końca roku. Ponadto nie zostajesz dopuszczony do następnej klasy – powiedział dyrektor. Każdemu w pomieszczeniu rozchyliły się usta ze zdziwienia.

    – Pan raczy żartować! – Jey wstał zdenerwowany.

    – Nie. Już wiele tolerowałem z twojej strony, ale licznik dobroci przekroczył miarę – uśmiechnął się sztucznie. – Przyjdź jutro do mnie z rodzicami, a teraz usiądź.

    – A pierdol się – warknął i wyszedł z pomieszczenia, trzaskając drzwiami.

    – Tak czy inaczej – James pokręcił głową i spojrzał na pozostałą dwójkę. – Camillo, to twój pierwszy wybryk w tym roku, więc znaj mą łaskę – zaśmiał się. – Odsiedzisz kare w sobotę w towarzystwie Pana Clifforda.

    – Co? – zdziwił się chłopak.

    – U ciebie też limit się skończył, dlatego posiedzisz w szkole dwie najbliższe soboty, z racji końca roku tylko na taką karę mnie stać – wytłumaczył.

    – Ale... Serio? – Clifford nadal nie mógł uwierzyć, że mężczyzna wreszcie daje mu karę.

    – Tak. Ponadto chcę widzieć waszych rodziców dzisiaj. Zadzwonię po nich – uśmiechnął się i zajrzał do papierów. – To wszystko, wracajcie na zajęcia.

    Oboje wstali z uśmiechami na ustach. Ten sam powód, ale zupełnie inne myśli.

    – Camillo, gdzie byłaś rano? – spytał, gdy ta już otwierała drzwi. Oboje z Michaelem spojrzeli na Jamesa siedzącego za biurkiem.

    – W domciu? – strugała niewinną.

    – A gdzie powinnaś być?

    – W szkółce?

    – I co teraz? – mężczyzna starał się nie roześmiać.

    – Przymknie pan oko? – zamrugała słodko.

    – Ech, znaj dziś moją dobrą stronę. Idźcie – pokręcił rozbawiony głową.

    Tuż za drzwiami dziewczyna została zaczepiona przez Michaela. Chwycił ją za przedramię i odwrócił do siebie przodem.

    – Hm? – mruknęła.

    – Co mu powiedziałaś? – spytał.

    – Nic, co by mogło być ci...

    – Dzięki – wszedł jej w słowo. – I nie myśl, że powtórze czy będę mówił to częściej. Jeden pieprzony raz, jasne? – warknął na odchodne.

    Camilla zamrugała zdziwiona. Przez chwilę jakby jego serce zmiękło, a potem momentalnie zamarzło. Wiedziała, że dzięki temu małemu gestowi może bardziej zbliżyć się do Clifforda. Podskoczyła na środku korytarza i pisnęła uradowana.

    Chłopak będąc na końcu korytarza, odwrócił się z uniesionymi brwiami. Widok tańczącej Camilli niemiłosiernie go rozbawił. Zagryzał policzki od środka, by nie pokazać jak ten dzień jest dla niego szczęśliwym.

    – Michael, widzimy się za dwa dni – krzyknęła Camilla i pobiegła do sali od biologii.

    Nastolatek schował dłonie do kieszeni spodni i westchnął.

    Kogo próbuje oszukać? Ta dziewczyna znowu zawraca mi w głowie i wcale mi się to nie podoba.

    Zszedł na parter i opuścił teren szkoły, mając gdzieś kilka następnych lekcji.



[Rozdział 24]

    – Czego ty chcesz ode mnie o dziesiątej rano? – westchnął, stojąc przed lustrem ze szczoteczką w ustach.

    Jego spodnie dresowe i biała koszulka były wymięte od spania, a włosy żyły własnym życiem.

    – Camilla mi mówiła, że macie dziś karę, a ja miałem się dziś z wami spotkać i czuje smutek. Mikey zrób coś – jęknął.

    – Hemmings, nie dzwoń do mnie, jak ktoś robi ci loda – niebieskowłosy podrapał się po głowie.

    – Zabawne, wiesz? – blondyn prychnął. – O której koniec kary?

    – Cokolwiek chcesz, odpowiedź brzmi: nie.

    – Aha. A Cam powiedziała to samo tylko odwrotnie – zaśmiał się do telefonu.

    – Bo ona zawsze jest na tak.

    – A ty zawsze na nie – zauważył.

    – Dobra, daj mi się ogarnąć – wypłukał sobie usta wodą.

    – No to do zobaczenia! – krzyknął uradowany, aż Clifford musiał odsunąć telefon od ucha.

    Zablokował urządzenie i rzucił na szafkę. Podpierając się o umywalkę, spojrzał w lustro i swoje odbicie w nim. Trochę czuł się skołowany i zdezorientowany. W ostatnim czasie Camilla sporo namieszała w jego poukładanym harmonogramie życia, przez co chłopak nie do końca wiedział, co ma do roboty następnego dnia. Wiedział o imprezie urodzinowej Alana, wiedział o karze w szkole, wiedział, że Luke coś szykuje, a dziewczyna na pewno zacznie kombinować i zmusi go do zaakceptowania pomysłu.

    – Zastanawiam się, czy zawsze taka była – szepnął.

    Schodząc na dół, dostrzegł go ojciec. Wyszedł ze swojego gabinetu z okularami na nosie.

    – Nigdy nie wychodziłeś w soboty – zdziwił się.

    Syn zignorował jednak jego obecność i po prostu wyszedł na zewnątrz. Mężczyzna uśmiechnął się smutno. Nic się w tej kwestii nie zmieniło, co?

    Camilla w tym czasie walczyła ze swoimi włosami, które wyjątkowo dziś nie były proste, a zawiłe w każdą możliwą stronę.

    – Skarbie, czy ty aby nie przesadzasz? – zaśmiała się Teres.

    – Mamo, nie wyjdę z tym – wskazała na swoją głowę – na miasto.

    – Wyglądasz uroczo. – Kobieta ciągle powstrzymywała wybuch śmiechu.

    – Nienawidzę moich kudłów! Jak Mike będzie pierwszy, to skoczę z okna.

    – Traktujesz to, jak randkę, a myślałam, że to kara – kobieta uniosła brew i uśmiechnęła się figlarnie.

    – Ten wzrok jest okropny – nastolatka wytknęła język, jakby było jej niedobrze. – I to nie randka, ale skoro chcę mu pomóc, to muszę zawsze być o krok przed nim.

    – To tylko szkolna kara, skarbie. To ni jak ma się do twojej pomocy mu – kobieta pokręciła głową.

    – Nie zrozumiesz tego – oznajmiła. – Dobra, kucyk i wychodzę.

    – Mogłaś zrobić go godzinę temu – po raz kolejny się zaśmiała.

    – UGH, WYCHODZĘ.

~*~

    – Jestem z ciebie dumna – oznajmiła, wskakując chłopakowi na plecy.

    Szli chodnikiem do swoich domów, a raczej nastolatka do domu swojej babci. Mieli spotkać się jeszcze z Luke'm, więc postanowili poczekać na niego na zewnątrz, a gdy się ściemni, to nastolatka zostanie na noc u babci.

    – Yhymn – mruknął, idąc dalej.

    – Hej, co ty taki wypruty? – oplotła ramionami jego szyję, a głowę umieściła po prawej stronie jego głowy.

    – Jesteś za blisko – westchnął.

    – Nie mów, że jesteś zmęczony – zakpiła.

    – Oczywiście, że jestem – fuknął. – Ostatni raz tak się nudziłem w zeszłym lecie, gdy Luke złamał nogę i wakacje spędziliśmy, skacząc wokół niego.

    – O! Taki troskliwy z ciebie kumpel, mówisz? – zaczęła bawić się jego włosami. – Sądzę, że pasuje ci niebieski, ale w blondzie byłoby ci jeszcze lepiej.

    – Uważaj, bo posłucham rady (nie)fryzjera – wywrócił oczami.

    – Byłeś kiedyś zakochany? – Tym pytaniem sprawiła, że chłopak stanął jak wryty. – Co jest?

    – Czemu nagle o to pytasz?! – Dziwił się swoim podenerwowaniem, ale przecież nie chciał się przyznawać.

    – A bo ja wiem – wzruszyła ramionami. – Jesteś niczego sobie, a Emmi twierdzi, że w naszej szkole nikogo nie miałeś, podobnie zresztą powiedział Alan. Ciekawa jestem po prostu.

    – Ciekawość to pierwszy stopień do piekła – odpowiedział wymijająco.

    – Więc w kim się bujałeś? – Camilla postanowiła być nieugięta.

    – W nikim!

    – Przecież widzę, jak reagujesz, a to oznacza tylko jedno: nieszczęśliwa miłość. Kraszowałeś kogoś? – drążyła.

    – Zaraz cię zrzucę i jebniesz na chodnik swoim grubym dupskiem – syczał przez zaciśnięte zęby.

    – Oj, po co te nerwy? Może powinniśmy znaleźć ci dziewczynę w te wakacje – zaczęła rozmyślać głośno.

    – Jeszcze czego – prychnął. – Jest mi dobrze, tak jak jest teraz.

    – Ze mną u boku? – Chłopak zesztywniał, a Camilla spadła z jego pleców. – Ałsz.

    – O-Ostrzegałem cię! – Nie odwrócił się do niej, czując narastającą w nim chęć ucieczki. – Zakończmy ten temat, bo cię wrzucę do śmietnika.

    – Kochankowie się kłócą? – Obok nich zjawił się Luke w okularach przeciwsłonecznych.

    – Następny, kurwa – syknął pod nosem.

    – Nic mi nie jest, dzięki Lukey.

    Gdy Michael się odwrócił, zobaczył przyjaciela pomagającego wstać brunetce.

    – Jest bucem – ocenił.

    – Słyszałem.

    – Chodźcie, musimy to przegadać w innym miejscu – machnął na nich ręką, a ci po spojrzeniu na siebie, ruszyli za nim.

    Po kilkuminutowej drodze dotarli do małego lokalu, w którym Clifford zobaczył całą pozostałą trójkę jego przyjaciół. Weszli do środka i dosiedli się do nich.

    – No więc nie wszyscy się jeszcze znają, przedstawię – Luke odchrząknął. – Camilla, poznaj to Ashton Irwin – wskazał ręką na chłopaka siedzącego obok Michaela. – No i Calum Hood. – Brunet z podpierającą sobie głową na dłoni i miną znudzonego. – Chłopacy, poznajcie Camille Elson.

    – Chwila, czy to nie jest... – odezwał się Ash, ale szybka reakcja Michaela uniemożliwiła mu dokończenie zdania. Clifford kopnął z całych sił loczka pod stołem.

    – Obije ci mordę – warknął.

    – Czyli jest – Irwin uśmiechnął się szeroko.

    Michael żałował w tym momencie, że to Ashton był kiedyś jego osobą od zwierzeń i jako jedyny wiedział, że Clifford podkochiwał się w Camilli.

    – Powinnam drążyć? – spytała z uśmiechem.

    – Nieważne. Miło cię poznać wreszcie – Michael po raz kolejny posłał przyjacielowi ostrzegawcze spojrzenie, ale loczek nie skończył swojej wypowiedzi. – Tyle słyszałem od Luke'a, że miałem ochotę cię poznać.

    – A to ja najwięcej wiem – stwierdził Alan.

    – Ty się jej bałeś, zio – zaśmiał się Luke.

    – N-Nie prawda! Po prostu... Co tam chciałeś Hem, Hem? – Nagła zmiana tematu rozbawiła wszystkich.

    – Wpadłem na pomysł... Wyjedźmy razem na wakacje, całą paczką, razem z Cam oczywiście – uśmiechnął się do dziewczyny, podczas gdy reszta rozchyliła usta.

    Przecież Michael się nie zgodzi, to właśnie wszyscy jednogłośnie stwierdzili w myślach.



[Rozdział 25]

    – Słońce ci przygrzało? – spytał sarkastycznie Michael.

    – Ale to może być super powrót do początku – spojrzał na niego wymownie.

    – Raczej końca – wtrącił Calum.
    
    – Mógłbyś się zamknąć, proszę – warknął Alan.

    – Hej, uspokójcie się, bo zamiast miłej rozmowy wybuchnie tutaj awantura. – Ashton starał się wszystkich przywrócić do porządku. – Jeśli chodzi o mnie, to mi się ten pomysł podoba. Jestem pew...

    – Masz dziecko, Ash – Hood wszedł mu w słowo.

    – Calum, co cię jebło dziś? – Po raz kolejny Alan się uniósł.

    – Nic, po prostu wyrażam swoją opinię.

    – Czyli się nie piszesz? – Chłopak jednak nie odpowiedział, tylko wgapiał się tępo w stolik. – Świetnie – prychnął.

    – Mike, to dobry pomysł – odezwał się Irwin. – Serio bym chciał, Louise nie miałaby nic przeciwko, jestem pewien.
    
    – No super, więc większość jest na tak! – uradował się Luke. – Jak z tobą, Cam?

    – A ja to co? – wtrącił się Michael.

    – Mi jak najbardziej się podoba – odparła radośnie, kompletnie ignorując towarzysza.

    – Aha – fuknął.

    – I on też się zgodzi, prawda? – spojrzała na niego, a on już wiedział, że ona zrobi absolutnie wszystko, by tak się stało.

    – Cokolwiek – odwrócił wzrok, zaplatając ręce na klatce piersiowej.

    – A nie mówiłam. – Dziewczyna była dumna z dopięcia swego.

    – A to suprajs – Ashton nawet nie starał się ukryć zaskoczenia. – Jest naprawdę tak, jak opowiadali chłopacy – zaśmiał się.

    – Nie jestem pod jej rządami, jasne? – Michael od razu rzucił przyjacielowi gniewne spojrzenie, co go tylko bardziej rozbawiło. – I co ja takiego zabawnego powiedziałem? – westchnął.

    – Raaaany – Alan podparł sobie głowę na dłoniach, a łokciami podparł się stolika. – To mogłyby być najlepsze wakacje od wieków.

    – Wszystkie są lepsze od tych, w których Luke złamał nogę – Clifford przymknął powieki.

    – Hej! Wcale mi wtedy nie pomagałeś – zauważył.

    – Nie było w pakiecie wycieczki: „opieka nad Hemmingsem". No więc sorry – posłał mu sztuczny uśmiech.

    – Wredny od zawsze – odwdzięczył się tym samym.

    – Ok, skoro każdy chce, to ja też się pisze – Calum wypuścił głośno powietrze przez usta. Jego wzrok jakby zelżał i wreszcie wszyscy zgromadzeni mogli cieszyć się z powrotu ich starego przyjaciela, którego dobrze znali.

    – No to idealnie.

~*~

    Wszyscy pożegnali się pod lokalem i ruszyli w swoje strony. Michael wraz z Luke'm, Alanem i Camillą szli razem. Rozmawiali, śmiali się i przekomarzali, co tylko utwierdziło dziewczynę w przekonaniu, że Michael jest do odratowania. Wiedziała też, że jeśli robią dwa kroki do przodu, to on za chwilę robi krok wstecz. Ale to tylko jeden krok, więc wierzyła w możliwość naprawy go.

    – Hej, myślicie, że zaproszenie dziewczyn byłoby spoko? – Hemmings spytał znienacka.

    – Odezwał się ten, co jej nie ma – Alan wbił palec w żebro przyjaciela.

    – Geeeiii – niebieskowłosy krzyknął na pół ulicy. Chłopcy spojrzeli na niego jak na skończonego idiotę, ale postanowili nie komentować.

    – No to jak? Cam jedzie, więc fajnie by było, jakby miała kogoś tej samej płci, co nie?

    – Jesu Hem, ale ty masz dziś rozkminy – prychnął.

    – Kurwiu, unikasz odpowiedzi!! – zdzielił go w tył głowy. – Odpowiadaj, jak pytam!

    Dziewczyna nie wytrzymała i w końcu zaczęła się śmiać, a wraz z tym pojawiły się łzy w kącikach jej oczu. Pozostała trójka zdziwiła się na ten widok i zmieszała.

    – C-Co jest? – Luke starał się jej jakoś pomóc, ale przecież nawet nie wiedział, o co chodzi.

    – Jesteście tacy... - otarła łzy – idealni.

    – Co?

    – Da fak?

    – Mówiłem, że geje – Michael westchnął lekko z rękami w kieszeniach spodni.

    – To nie to – szybko zaprzeczyła. – Chodzi mi o to, że jesteście tacy, jak w moich wyobrażeniach.

    – Wyobrażałaś se nas? – Alan przechylił głowę na bok.

    – Jakby to ująć – przybrała minę myśliciela. – Myślę, że jesteście przykładem idealnych przyjaciół, o których w tych czasach ciężko – uśmiechnęła się lekko, a wiatr rozwiał jej włosy, co tylko podkreśliło jej urok.

    Serce Michaela przyspieszyło, podobnie jak Alana i Luke'a. Ten ostatni postanowił przytulić Elson do siebie, czym ją zaskoczył.

    – A ja myślę, że daleko nam do nich, ale... Miło, że tak nas postrzegasz – szepnął jej na ucho.

    – Zgnieciesz ją, homosiu – Clifford odciągnął przyjaciela od dziewczyny.

    – Zazdrosna, farbowana małpa – wytknął język.

    – Niby o co? – uniósł brwi.

    – To jak z tymi laskami? Alan? – zignorował Clifforda i znów zwrócił się do Alana, który obecnie był pogrążony w głębokim rozmyślaniu.

    Wiatr rozwiewał też jego włosy, gdyż jako jedyny nie miał kaptura na głowie.

    – Spoko, ale Emmi... Nie pojedzie – odpowiedział krótko.

    Podczas gdy Camilla chciała zadać pytanie, Clifford zakrył jej usta ręką. Pokiwał głową, by tego nie robiła.

    – Wiecie co? Muszę coś jeszcze załatwić, widzimy się – odwrócił się na pięcie i uniósł rękę do góry w geście pożegnania.

    – Czemu nie mogłam się odezwać? – spytała, gdy chłopak był dostatecznie daleko.

    – Bo to ten moment, gdy jako „idealni przyjaciele" wiemy, iż nie powinniśmy tego robić – Michael odpowiedział, patrząc na odchodzącego przyjaciela, podobnie jak Luke.

    – Ma racje. Alan musi rozwiązać to sam, a jak będzie chciał pogadać, to wie, gdzie jesteśmy – zerknął na dziewczynę, posyłając jej mały uśmiech.

    – Raaany, ale się jaram na myśl o tym wyjeździe – uśmiech ani na moment nie znikał z twarzy blondyna.

    – Przestań, bo mam dość. Jestem dostatecznie dziś zmęczony, dlatego się zgodziłem, ale jutro będę znowu so...

    – A jutro znowu cię odwiedzę, lubię twojego tatę. Myślisz, że da się zaprosić na kawę? – Camilla weszła na cienki grunt, według Luke'a.

    – No chyba kpisz – warknął. – Nie szantażuj mnie tym, bo to granie nieczysto, Elson – zatrzymał się ze wściekłością.

    – Ale nie miałam zamiaru takiego. Po prostu stwierdziłam, że...

    – To przestań się wpierdalać – wszedł jej w słowo.

    – Ej, uspokójcie się – wtrącił się Luke, który był spanikowany.

    – Clifford, nie wkurwiaj mnie! Wiedziałam, że to zrobisz, dupku jeden! – Tupnęła nogą niczym mała dziewczynka.

    – Jesteś śmieszna – prychnął ironicznie.

    – A ty niezdecydowany! Jedyną osobą, która rani wszystkich dookoła, jesteś ty, Mike! – warknęła, stanąwszy naprzeciwko chłopaka.

    – Ej, poważnie. Zluzujcie. – Luke za wszelką cenę chciał być pomiędzy nimi.

    – Coś ty powiedziała? – zmrużył powieki, ignorując blondyna.

    – To, co słyszałeś. Odcinasz się od wszystkich, by cię nie zranili, a prawda jest taka, że to ty to robisz – odpowiedziała ze spokojem. – Jesteś zwykłym tchórzem, który chowa się za kotarą i zerka tylko od czasu do czasu na innych. Dorośnij, Mike – westchnęła.

    – Cam, starczy – Hemmings spojrzał na nią ostrzegawczo.

    – A ty, na chuj się wcinasz, do kurwy nędzy?! – Blondyn spojrzał zszokowany na przyjaciela, który teraz to na nim się wyładowywał. – Nie potrzebuje przyzwoitki.

    – To po prostu troska o przyjaciela, ale ty nie masz o tym zielonego pojęcia – zaśmiała się lekko.

    – Camilla – po raz kolejny blondyn się wtrącił. – Na dziś starczy.

    – Kurwa, stul pysk. – Przesunął przyjaciela, który stał mu na drodze. – A ty chodź, spierdolino – chwycił Camille za nadgarstek i pociągnął za sobą.

    – Mike, masz po ryju! – krzyczała, gdy ten nie miał zamiaru jej puszczać.

    – A ty masz niewyparzony pysk – odpowiedział.

    – Kłócisz się jak dzieciak w przedszkolu – prychnęła.

    – To przestań się odzywać, bo to ty zaraz oberwiesz.

    – To po chuja mnie ciągniesz?!

    – Bo jest ciemno i nie powinnaś wracać sama?! – zatrzymali się nagle, a blondyn nadal stał kilkanaście metrów za nimi i przyglądał się wszystkiemu.

    Był zszokowany zachowaniem przyjaciela, nie poznawał go. Spodziewał się rękoczynów albo kompletnego olania dziewczyny, a tymczasem zabrał ją ze sobą. Czyżby jego wtrącanie się w ich „kłótnię" było zbyteczne?

    – Umiem o siebie zadbać, deklu.

    – Ta, a wyglądasz jak niedorozwinięte dziecko.

    – To wina moich włosów z rana, jak śmiesz?!

    Na twarz blondyna wpełznął ogromny uśmiech, gdy widział, jak złowrogie emocje ulatują z dwójki przed nim. Wyprostował się z rękami w kieszeniach spodni i spojrzał w niebo.

    – Czyli serio to było zbędne, co?



[Rozdział 26]

    – Gadałam z dyrektorem – odezwała się Camilla, podczas gdy wyjmowała książki z szafki.

    – O czym? – dopytywała Emmi z lizawką w ustach.

    – Chciałam potowarzyszyć Michaelowi w sobotnią karę, bo jak wiesz, w piątek zakończenie, więc tak smutno – zrobiła grymas niezadowolenia.

    – Kochana ty – nastolatka chwyciła się za policzki.

    – Po prostu chcę mieć go cały czas na oku – wytknęła język i zamknęła szafkę, a za nią stał Clifford z nosem w telefonie. – M-Mike!

    – Nie ma mowy – zmrużył powieki. – Nikt cię tam nie chce, a ja jako duży chłopiec, dam sobie radę sam.

    – Ale ostatnio było całkiem zabawnie – uśmiechnęła się zadziornie.

    – Bawiłaś się gąbką... cała sala była uwalona od kredy. Potem zepsułaś krzesło, a na koniec zamknęłaś klasę na klucz i zapomniałaś, gdzie go posiałaś – wytknął jej. – Nie chcę takiej zabawy.

    – Serio? – Emmi zachichotała.

    – No, a potem się okazało, że klucz w śmieciach – wywrócił oczami. – Nie mam ochoty na powtórkę.

    – Ale w niedzielę mamy wyjazd, więc... – zagryzła wargę.

    – Więc myślisz, że ucieknę do Nowej Zelandii, czy jak? – zdziwił się.

    – Nie wiem – wzruszyła ramionami. – Ale jesteś nieprzewidywalny i możesz się rozmyślić.

    – Już to zrobiłem i chciałbym zostać w domu – uderzył ją lekko w czubek głowy. – Spadam na lekcję.

    – Czy mi się wydaje, czy... staliście się sobie bliżsi? – Nastolatka była zdziwiona na gest, jaki wykonał Michael względem jej przyjaciółki.

    – Powiedzmy, że staram się na tyle mocno, że Mike nie miał wyboru i musiał mnie zaakceptować blisko siebie – wzruszyła nonszalancko ramionami.

    – To i tak słodko – uśmiechnęła się ciepło. – A o jakim wyjeździe mówił?

    Camilla od razu doznała olśnienia. „Emmi nie pojedzie". Czy to możliwe, że to Alan nie chciał, by jechała? Nic jej nie mówił? Mimo że dziewczyna miała setki pytań kłębiących się w jej głowie, nie mogła zadać ani jednego. Alan stał się też jej przyjacielem, więc nie chciała wysuwać pochopnych wniosków, ale postanowiła z nim porozmawiać.

    – To taki wyjazd integracyjny Mike'a z przyjaciółmi – odpowiedziała zgodnie z prawdą.

    – Rozumiem – pokiwała głową. – A ty jedziesz jako jego lekarz? – zachichotała po raz kolejny.

    – Dokładnie.

    Chociaż inne dziewczyny również się pojawią.

    – A gdzie jedziecie? – spytała ciekawa, zatrzymując się tuż pod klasą. Jak to miały w zwyczaju, usiadły na ławeczce przy ścianie.

    – Luke zaplanował domki letniskowe blisko plaży. Nienawidzę wody, ale kocham plażę, więc się cieszę – odpowiedziała, opierając głowę o ścianę.

    – Hm... brzmi super.

    – Ponadto to jedno z ostatnich miejsc, które Mike wspomina dobrze – uśmiechy znikły z ich twarzy. – Calum jak się dowiedział, to był zły na chłopaków, ale w sumie mu się nie dziwie. To, zamiast dobrych wspomnień może wywołać lawinę tych złych... rozumiesz, skoro jest ostatnim pozytywnym.

    – Ale teraz będziesz tam ty, więc będziesz trzymała go w ryzach, prawda? – spytała zatroskana. W głębi duszy ona również martwiła się o przyjaciela jej chłopaka.

    – Oczywiście – odepchnęła się od ściany i pochyliła. – Brutalnie sprowadzę go do teraźniejszości, jeśli będzie za bardzo odpływał. Jestem od tego, by mu pomóc.

    – Mike nawet nie wie, jakim jesteś skarbem i jakie ma szczęście, że na ciebie trafił – Emmi przytuliła przyjaciółkę.

    W tym samym momencie, za rogiem stał Clifford, który słyszał każde słowo z tej krótkiej rozmowy. A raczej od momentu: „Luke zaplanował...". Mimo że nie powiedział tego na głos, odpowiedział na wypowiedź Emmi.

    Dobrze wiem, jakim skarbem jest, ale nie jestem pewien, czy jest dla mnie szczęściem, czy pechem.



[Rozdział 27]

    – Nie powinnam pytać, prawda? – Teres westchnęła ciężko, siadając na krześle z kubkiem kawy.

    Przyglądała się córce, gdy ta siedziała na blacie kuchennym z nogami na nim.

    – Nogi na podłogę – fuknęła.

    Nastolatka posłusznie wykonała polecenie rodzicielki, wywracając przy tym oczami.

    – Wychodzę spotkać się ze znajomym, o ile ten raczy mi odpisać – pokazała sugestywnie na telefon.

    – Coś ważnego?

    – Co ty taka ciekawska? – zaśmiała się. – Raczej ważnego. On i jego dziewczyna są moimi przyjaciółmi i coś się zaczyna walić, a ja jestem pomiędzy młotem a kowadłem.

    – Och... trzymaj stronę dziewczyny. Faceci to szuje – Teres mrugnęła do córki żartobliwie.

    – To ani trochę mnie nie bawi, wiesz? To ja tu jestem w ciężkiej sytuacji – westchnęła i przeczesała włosy palcami, gdy nagle jej telefon wydał z siebie dźwięk zwiastujący nową wiadomość.


Od: Alan
Pewnie masz problem z Mike'm i znów odmawia wyjazdu...
Dobra, za 10 minut w parku?


    Nastolatka uśmiechnęła się do ekranu telefonu i szybko zeskoczyła z blatu.

    – Rozumiem, że się zgodził porozmawiać? – dopytywała.

    – Tak, tak.

    Nastolatka była już we własnym świecie, w którym to wyobrażała sobie przeróżne scenariusze tego, jak potoczy się ich rozmowa. Nigdy nie pomyślała, że będzie w takiej sytuacji, ale czuła się w pewnym stopniu przygotowana, możliwe, że z samych obserwacji problemów innych ludzi. A może po prostu była dobra na psycholożkę?

    Wyskoczyła z domu i szybkim krokiem zmierzała do parku. Chciała potem spotkać się jeszcze z Cliffordem i uzgodnić szczegóły wyjazdu i jutrzejszego wyjścia razem na jego karę. Chłopak nadal protestował, twierdząc, że siedząc samemu, będzie miał tylko spokój.

    Znalazłszy się już na miejscu, postanowiła pospacerować i poczekać na wiadomość od przyjaciela. Uśmiechnęła się pod nosem, powtarzając w myślach „przyjaciel". Nie była przekonana czy tak mogła go nazywać, bo przecież do niedawna chłopak unikał jej jak ognia. Stwierdziła jednak, że on dla niej nim był, a czy ona była nim dla niego, to było zagadką, której nie chciała rozwikłać. Wolała tkwić w niewiedzy niż cierpieć.

    W końcu idąc powolnym spacerkiem, dostrzegła w oddali Alana, który opierał się o barierkę i spoglądał na jeziorko. Dostrzegła jednak, że jego wzrok jest pusty, jakby myślami był zupełnie gdzieś indziej. Podeszła do niego zdecydowanym krokiem i szturchnęła w ramię.

    Pogoda dziś była zdradliwa, więc po parku spacerowała mała ilość ludzi.

    – Och, Cam... Jesteś już? – zdziwiony podrapał się po karku.

    – Jestem – odparła sucho. – Powiesz mi, co się do diabła z tobą dzieje?

    Chłopak znów zaczął spoglądać w dal, jakby spodziewał się, że właśnie w takim celu Elson się z nim spotkała.

    – Posłuchaj, Emmi jest moją jedyną przyjaciółka. Czasem mam jej dość, czasem ona mnie, ale nadal nią jest – zaczęła. – Ty od jakiegoś czasu również nim jesteś – dziewczyna ugryzła się w język. Przecież przed chwilą ustaliła, że nigdy go tak nie nazwie w jego obecności. – Tak czy siak, zanim wydam jakiś osąd, chcę wysłuchać, co masz do powiedzenia.

    – Serio? – uniósł wysoko brwi, niedowierzając.

    – Pytasz, czy serio nazywam cię przyjacielem, czy dziwisz się, że chcę cię wysłuchać – zmrużyła powieki.

    – Oba – posłał jej lekki uśmiech. – Miło, że chcesz mnie wysłuchać, ale i tak mnie znienawidzisz. Sam siebie nienawidzę.

    – Pozwól, że to ja zdecyduje – oparła się rękoma o balustradę mostku.

    Chłopak po chwilowym zawahaniu się zaczerpnął powietrza i wreszcie przemówił.

    – Widzisz... słyszałaś na pewno o tym, że wyjechaliśmy już tam kiedyś i to nasze ostatnie wspólne miłe wspomnienie – uśmiechnął się lekko. – Nie wszystkich.

    – Co masz na myśli? – zdziwiła się.

    – Podczas gdy chłopacy bawili się w najlepsze – nawet Luke ze złamaną nogą – to ja jakoś nie potrafiłem. Ugh, to takie skomplikowane – chwycił swoją głowę w obie dłonie, jakby umierał z bólu.
    
    – Powoli i spokojnie. Nie spieszy mi się – dotknęła jego ramienia w nadziei, że jakoś go to pocieszy. Podziałało.

    – No więc, na początku to było super zabawą, ale działałem na dwa fronty, Cam – przełknął ślinę. – Tu niby pojechałem z nimi się bawić, a w międzyczasie chciałem spędzić czas z moją dziewczyną... – zagryzł wargę. – Oni nigdy się nie dowiedzieli o jej istnieniu. Odpowiadało mi to, nikt nie czuł się zaniedbywany. Pewnego razu stało się coś strasznego... Ona z nieznanych mi przyczyn, targnęła się na swoje życie – prychnął ironicznie. – Gdy chciałem się dowiedzieć, co się stało, powiedziała przez zamknięte drzwi, że to koniec i mam dać sobie spokój. Powiedziała mi to, choć tak bardzo ją kochałem. Dręczyłem się wyrzutami sumienia, że to moja wina. Że może jednak czuła się zaniedbywana, że może była na drugim miejscu, że to moja wina – w oczach chłopaka nagle stanęły łzy. – Nadal myślę, że to moja wina. Obiecałem jej wtedy, że już nigdy więcej nie wrócę, nigdy mnie nie zobaczy, a teraz mam tam pojechać i liczyć, że jednak na nią nie trafię? – znów prychnął. – Nie zostawię Mike'a, to jasne, ale nie chcę też napotkać jej i złamać daną obietnicę. Dwa razy bym złamał. Czuje się taki zagubiony.

    – Nie chcesz tam pojechać z Emmi, bo boisz się, że zobaczy twoje szczęście z nią? – Camilla zagryzła wargę, zaintrygowana.

    – Skąd wiesz? – spojrzał na nią zdziwiony.

    – Cóż, przebywam z trudnym do odgadnięcia Michaelem – mrugnęła do niego. Chłopak uśmiechnął się lekko, ale na krótko.

    – Jeśli pojadę to tylko sam, a pojechać muszę.

    – Rozumiem twoje rozterki, ale powinieneś powiedzieć Emmi prawdę. Nie pomogę ci w kłamstwie, ale też sama w to nie zainterweniuje.

    Chłopak milczał, więc dziewczyna powiedziała na głos coś, czego nie planowała mówić.

    – Kochasz ją nadal – wyszeptała.

    Spojrzał na nią ze strachem, ale też nie potrafił zaprzeczyć jej słowom. Zamiast tego, spuścił zażenowany głowę.

    – Tym bardziej powinieneś jej o tym powiedzieć – westchnęła. – I wyjaśnić to z tą dziewczyną.

    – Kpisz czy żartujesz? – spojrzał na nią jak na wariatkę.

    – Doradzam. Nie oceniam cię, ale też nie chcę, byś tkwił w związku, w którym tylko jedna strona ucierpi i będzie to Emmi.

    – Ale to nie...

    – Przemyśl to, zanim powiesz mi kłamstwo – poleciła. – A teraz spadamy, bo muszę zahaczyć o dom Cliffo.

    Narzuciła sobie kaptur na głowę, gdy poczuła pierwsze kropelki deszczu.

    – Nawet niebo lamentuje nade mną – zaśmiał się bardziej pogodnie, niż powinien.

    – Lepiej niebo niż ty – uderzyła go w ramię.

    Szli razem i dyskutowali o detalach dawnej przyjaźni ich paczki. Alan opowiedział dziewczynie kilka interesujących faktów o każdym z nich, jak i o ich podbojach miłosnych. Camilla wszystko dokładnie notowała w swojej pamięci, by być przygotowanym na wyjazd jak najlepiej.

    – Uważaj też na Caluma – ostrzegł, przystając przed domem Mike'a. – On zmienił się pod wpływem pracy i braku dziewczyny, co jest żałosne, ale to Calum – wzruszył ramionami.

    – Zanotowałam – zaśmiała się melodyjnie.

    – Nie flirtujcie na podjeździe – warknął Michael.

    – Witaj mój ty pacjencie – dziewczyna uwiesiła się na szyi blond-włosego chłopaka. – Nie nadążam za tymi kolorami – poczochrała mu fryzurę.

    – Nie tylko ty – Alan przyglądał się uważnie włosom przyjaciela.

    – Nie jesteście zabawni – wywrócił oczami. – A ty mnie puść.

    Pomimo jego słów, dziewczyna nie ruszyła się o milimetr. Nawet Michael nie wykazywał jakichś szczególnych chęci, by ją od siebie odciągnąć, co nie umknęło uwadze Alana.

    – Cieszymy się na wspólny wyjazd – zaczął. – Luke zaczął robić plan zakupów, Ashton przekonał Louise, by pojechała, a Calum wziął urlop. Wszyscy się szykują – blondyn potarł dumnie dłonie.
    
    – Ja też gadałam z mamą, cieszy się, ale pominęłam fakt, że to pięciu samców – zmrużyła oczy, jakby dopiero to do niej dotarło. – Gdyby Louise nie pojechała, to czułabym się jak w haremie.

    – Ciekawe porównanie, przyjaciółko – Alan specjalnie zaakcentował ostatnie słowo.

    Dziewczyna spojrzała na niego, a ujrzawszy uśmiech, postanowiła się do niego przytulić. Michael niedowierzał w to, co widzi, ale nie mógł jej odciągnąć, byłoby to co najmniej dziwne.

    Skarcił się za takie myśli, bo przecież, dlaczego miałby ją odciągać? Co go to obchodziło, do kogo dziewczyna się przytula?

    – Dziękuję, jesteś super dziewczyną i nie rozumiem, czemu masz taką łatkę – powiedział, gdy się od siebie odsunęli.

    – Cóż, ludzie lubią oceniać – odpowiedziała.

    – No nic, dzięki za dziś i pomyślę nad tym, a ty – wskazał na przyjaciela – pakuj się, pojutrze wyjazd.

    Posłał Michaelowi szeroki uśmiech, a Camilla czuła, że musi o czymś porozmawiać z Cliffordem. Odwróciła się do niego na piecie, a ten bezwstydnie się na nią gapił.

    – Obiecaj mi coś, Mike – poprosiła cicho.

    – Co takiego? – spytał bez zastanowienia.

    – Cokolwiek by się nie wydarzyło, bierzesz swoje torby i wyjeżdżasz z nimi – wskazała ręką na oddalającego się Alana. – Oni wszyscy się cieszą, chcą być z tobą przez ten czas, nie psuj im tego.

    – Skąd pomysł, że coś się spierdoli? – westchnął.

    – Nie unikaj odpowiedzi – patrzyła smutno w jego oczy.

    – Okey, obiecuje, że pojadę z tą bandą oszołomów na te domki – podrapał się z tyłu głowy. – Będziesz rano, prawda?

    – Będę – przytuliła się delikatnie do chłopaka.

    Ten nieśmiało oplótł ją jednym ramieniem, umieszczając podbródek na czubku głowy dziewczyny. Uśmiechnęła się na ten mały gest i przymknęła oczy.



[Rozdział 28]

    Camilla ziewnęła przeciągle i wyszła z domu, zamykając go na klucz. Było wcześnie rano, bo zegarek wskazywał dopiero szóstą, ale umówiła się z Cliffordem, że wpadnie do niego i obudzi. Oczywiście ten nie spodziewał się nawet, że dziewczyna zrobi to tak wcześnie, ale ona lubiła się nad nim czasem znęcać.

    Z uśmiechem szła do domu chłopaka, a dopiero przed jego drzwiami zawahała się. Zapukać czy otworzyć kluczem? Wewnętrzne rozterki nie dawały jej spokoju. Mogła zapukać, ale co jeśli obudziłaby rodziców chłopaka? Mogła też otworzyć kluczem, ale co jeśli zostałaby na tym przyłapana przez jego rodziców? Cokolwiek by nie zrobiła i tak zwiastować mogło podobny rezultat. Na szczęście rozwiązanie problemu przyszło jej samo. Drzwi się otworzyły, a za nimi stanął ojciec chłopaka z uniesionymi brwiami.

    – Camilla? – zamrugał.

    – Przepraszam, że jestem tak wcześnie, ale Mike ma dziś tę karę w szkolę i chciałam zwalić go z łóżka – dziewczyna uśmiechnęła się niewinnie.

    – Rozumiem – mężczyzna odwdzięczył się tym samym. – Mike już nie śpi od godziny. Słychać jak chodzi po pokoju i marudzi. Wejdź – zaprosił nastolatkę do środka. – Michael, zejdź na dół!

    Nie liczył, że syn w ogóle go posłucha, ale zawsze istniała szansa.

    – Och, słyszałem od Ashtona, że jutro się gdzieś wybieracie – przerwał cisze.

    – Cóż, tak. Nie wiem jeszcze, jak dotrzemy na miejsce...

    Dziewczyna nawet przez chwilę się nad tym nie zastanawiała, a przecież to było istotne. Zacisnęła powieki i zaczęła wyzywać w myślach swoją głupotę.

    – Może weźmiecie moje au... – mężczyzna zawahał się.

    – Coś nie tak?

    – Nie, tylko... nie sądzę, by Mike chciał prowadzić auto, choć ma prawo jazdy – uśmiechnął się smutno.

    – Mogę ja, jeśli oczywiście to nie problem – zasugerowała.

    – Naprawdę? – ucieszył się. – Jasne, że możesz! Jak jutro przyjdziesz, to będą wisieć na tym wieszaku – wskazał palcem kluczyki. – Tylko jedźcie ostrożnie.

    – Dawno nie jeździłam, ale spokojnie, umiem to robić. Ojciec twierdzi, że prowadzę lepiej od mojego brata – zaśmiała się na to wspomnienie.

    – Uczył cię? – spytał zainteresowany.

    – Tak, jak go odwiedziłam, to poświęcał każdą wolną chwilę, by przygotować mnie do egzaminu – zagryzłam wargę.

    – Mike'a uczyła jego matka, dokładnie tak samo, jak ciebie ojciec – znów ten smutny uśmiech wkradł się na usta mężczyzny.

    Nastolatka pierwszy raz od dawna zaciekawiła się przeszłością rodzinną Michaela, ale czuła, że nie powinna dowiadywać się o niej od osób trzecich. To powinien być tylko on. Jednak z niewiadomych przyczyn, nie odezwała się.

    – Dlatego właśnie pomyślałem, że nie będzie chciał prowadzić. Wstręt do aut... Czy on w ogóle wsiądzie? – Pan Clifford jakby właśnie został oświecony.

    – Niby dlaczego miałby nie wsiąść? – spytała z ironią.

    – Cóż... Ten wyjazd... Cieszę się, że znów wyjeżdża gdzieś. A mogę wiedzieć, dokąd zmierzacie? – spytał ciekaw.

    – To pan nie wie? – uniosła brwi. – Razem z jego przyjaciółmi i dziewczynami jedziemy na domki letniskowe.

    – Och, wspomnienia – uśmiechnął się. – To dobrze, że on wreszcie ruszył naprzód. Szkoda, że zostawia mnie w tyle, ale jeśli będzie szczęśliwy, to jestem w stanie być tym znienawidzonym.

    – Niech pan tak nie mówi, jestem pewna, że on znów zacznie z panem rozmawiać – starała się zabrzmieć przekonująco.

    – Nie potrafi mi wybaczyć i pewnie nigdy nie będzie w stanie. Ale tak jak już mówiłem, jeśli pogodził się z jej śmiercią i ruszył dalej, to to jest najważniejsze – uśmiechnął się, a Camilla rozszerzyła zszokowana oczy.

    – Ś-Śmiercią? Czyją? – zamrugała.

    – Matki. Nie wiedziałaś? – Teraz to on się zdziwił. – Michael stracił matkę w wypadku samochodowym.

    W tamtej chwili grunt pod nogami dziewczyny jakby przestał istnieć, a ona była w dziwnej pustce. Auto? Matka? Śmierć? Wszystkie puzzle zaczęły układać się w całość, a Camilla zrozumiała wszystko... albo jakąś część. Wstręt do samochodu, nienawiść w stosunku do ojca, bo znalazł sobie nową partnerkę...

    – Dobrze się czujesz? – mężczyzna chwycił nastolatkę za ramię.
    
    W tym czasie z góry zbiegł Michael z kotem w dłoniach. Już miał się odzywać, ale gdy zobaczył, z jakim wyrazem twarzy patrzy na niego Elson, zrozumiał.

    – Powiedziałeś jej – wycedził przez zaciśnięte zęby.

    – Nie miałem pojęcia, że ona... – zaczął, ale syn mu przerwał.
    
    – Znam tę minę. Wszyscy na mnie tak patrzą, nigdy nie myślałem, że ty też zaczniesz. – W oczach Camilli chłopak zaczął kipieć złością. Czuła, że to limit, że właśnie skończyło się wszystko. – Wynoś się stąd – powiedział cicho. – WYNOCHA!!

    Wyprowadził nastolatkę siłą ze swojego mieszkania, podczas gdy jego ojciec stał niczym posąg. Nie potrafił się ruszyć. Jeszcze nie widział syna w takim stanie. Mieszanka bólu, wściekłości i... rozczarowania. Nawet wtedy, gdy jego żona zmarła.

    – Przepraszam – szepnęła ze łzami w oczach.

    – Po prostu się nie lituj i zapomnij – syknął, zatrzaskując dziewczynie drzwi przed nosem.

    Koniec, to był ich koniec.



[Rozdział 29]

    – Uważaj na siebie – nastolatka przeczytała na głos.

    Teres zostawiła to jedno zdanie na karteczce w kuchni, wiedziała, że córka ją znajdzie. Ona sama nie mogła jej pożegnać ze względu na prace, ale Camilli nie było z tego powodu smutno. Smutek był spowodowany całym wczorajszym porankiem. Dziewczyna postanowiła się poddać, twierdząc, że i tak nic już nie jest w stanie zrobić, skoro chłopak jej nienawidzi. Mieli już kilka poważniejszych kłótni, ale zawsze kończyło się to dobrze.

    Zgniotła kawałek papieru i wyrzuciła do śmietnika. Nie miała ochoty na śniadanie, a godzina siódma rano nie napawała ją optymizmem. Martwiła się o wyjazd chłopaków, martwiła się o Michaela. Wprawdzie obiecał jej, że bez względu na wszystko wyjedzie, ale czy ta obietnica mogła obejmować też takie okoliczności?

    Brunetka odepchnęła się biodrami od blatu i czym prędzej pobiegła do swojego pokoju. Zaczęła szukać wygodnych ciuchów, po czym zrobiła lekki makijaż. Zbiegła na dół, w międzyczasie chwytając swoją kurtkę, a potem wyszła z domu. Musiała to jedno chłopakowi przypomnieć, w tej sprawie musiała jeszcze zainterweniować.

    Nie miała pojęcia, że poprzedniego dnia Michael ochłonął szybciej, niż ktokolwiek mógł się tego spodziewać. Po kilku godzinach chłopak chodził struty po całym mieszkaniu, co zauważyła jego macocha. Miał w zwyczaju nie schodzić na parter, gdy ktoś był w domu. W głębi duszy bardzo cierpiał. Wiedział, że to było najrozsądniejsze posuniecie, ale żałował też, że tak szybko się wszystko skończyło. Nie miał już sił udawać, że nie będzie mu brakowało Camilli, która tak intensywnie ingerowała w jego codzienny plan dnia.

    Siedząc na łóżku z Danielem, nadal rozmyślał. W pewnym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi. Chłopak przeklął pod nosem i wstał niechętnie. Wiedział, że w domu nikogo nie było, więc sam musiał zejść na dół.

    Jakież było jego zdziwienie, gdy po otwarciu drzwi, do wnętrza weszła pewnym krokiem Camilla. Zamrugał zdziwiony, po czym zamknął drzwi. Z szybciej bijącym sercem poszedł za nią do salonu.

    – Co ty tutaj robisz? – spytał niby od niechcenia.

    – Pamiętasz, co mi obiecałeś? – odwróciła się, wzdychając.

    Chłopak ściągnął brwi, zdziwiony jej postawą. Wyglądała, jakby wczorajszy poranek nie miał miejsca, jakby o niczym nadal nie wiedziała. Nie było współczucia w jej oczach, nie udawała. Michael z łatwością potrafił wyczytać czy ktoś sili się przy nim na granie normalnego.

    – Mike? – chłopak potrząsnął głową, by się ocknąć.

    – T-Ta – mruknął niewyraźnie, choć nie miał bladego pojęcia, o co go spytano.

    – No to gdzie Luke? – spytała.

    – Co?

    – Ja pierdole – wywróciła oczami. – Obiecałeś mi, że cokolwiek by się nie wydarzyło, ty pojedziesz na ten wyjazd – zaczęła. – Twój ojciec zaproponował, bym to ja prowadziła auto, ale skoro nie jadę, to chyba powinieneś się zabrać z Alanem i Luke'm, co nie?

    Dopiero po wyjaśnieniu sytuacji dotarło do niego, o co jej chodzi. Zwilżył wargi, zastanawiając się, jak długo rozmawiała z jego ojcem, skoro zdążyli ustalić szczegóły transportu.

    Spojrzał na klucze wiszące na wieszaku przy wyjściu, a zaraz potem na swojego gościa. Wahał się nad odpowiedzią, ale był też przestraszony.

    – Postanawiasz... dać mi spokój? – spytał cicho.

    – A co mam zrobić? – westchnęła, siadając. – Ty teraz będziesz mnie nienawidził za to, że przez przypadek poznałam prawdę. Nie zrozum mnie źle, ale... – spojrzała na niego wymownie. – Powinieneś się ogarnąć.

    – Chodzi ci o wyjazd czy o śmierć mojej matki?

    Camilla rozszerzyła zdziwiona oczy. Nie spodziewała się, że chłopak z taką łatwością wspomni o osobie, której śmierć tak przeżył.

    – O to drugie. Powinieneś zacząć wreszcie żyć i ruszyć do przodu, wiesz?

    – Heh, zabawne – uśmiechnął się z kpiną. – Jesteś jak zwykle jedyną osobą, która mi to mówi.

    – Serio? A chłopacy? – szok malował się na jej twarzy, przez co Mike znów odczytał, że ta nie ukrywa przed nim współczucia. Nie patrzyła na niego jak na biedne dziecko. Nadal w jej oczach widział surowość i pewność siebie.

    – Oni obchodzili się ze mną jak z jajkiem, przecież sama widziałaś dyrektora chociażby – prychnął.

    – Racja... to smutne – przyznała.

    Zapadła między nimi długa cisza, którą przerwał dzwoniący telefon Michaela. Odebrał niechętnie, gdy pod swoimi nogami nagle zauważył kota.

    – Hej, słodziaku – Camilla wzięła kotka na ręce, stając na wprost Michaela.

    – Czego chcesz o tej godzinie, Hemmings? – westchnął, przykładając słuchawkę do ucha.

    – Ja tylko się upewniam, że się zjawicie! I dotarło też do mnie, że właściwie to nie wiemy, jak wy dojedziecie. Mamy was zabrać? – zaczął nawijać z prędkością światła.

    – Dam radę – fuknął.

    Prawda byłą taka, że nastolatek nadal wahał się nad podjęciem decyzji i chciał to odwlec w czasie.

    – Poważnie pytam, stary.

    W głosie jego przyjaciela rozbrzmiało zmęczenie i zawód. Clifford po raz kolejny tego dnia doznał szoku. Luke zachowywał się inaczej, nie tryskał energią, jakby jedno zdanie Michaela wyssało ją z niego.

    „Oni naprawdę cieszą się na wspólny wyjazd z tobą."

    Słowa nastolatki, która stała teraz przed nim, odbijały się echem w jego głowie. Dotarło do niego, że miała racje. Jego przyjaciele naprawdę liczyli na ten wyjazd, a on przecież nie chciał nikogo zranić... Nikogo z nich.

    – Pojedziemy autem mojego ojca – odparł w końcu.

    Camilla spojrzała na niego zszokowana, ale natknęła się tylko na zamyślone oczy, które wgapiały się w nią.

    – Serio? Ale... pożyczyłeś od niego? Gadałeś z nim? Stary nie bajeruj, bo zaraz do Cam zadzwonię! – Michael przetarł sobie twarz dłonią, po czym podał nastolatce telefon.

    – Luke? – odezwała się pierwsza.

    – Och, więc on nie żartuje? Serio jedziecie autem jego ojca? Ty pewnie poprosiłaś... ale to dziwne. Co się tam wydarzyło!! – Dziewczyna zachichotała na histerię i zmieszanie blondyna. Opamiętała się jednak i znów spojrzała w oczy Michaela. Chciała odczytać z nich, czy to, co mówił przed chwilą, nie było wymówką. Ten jednak ruszył się z miejsca i zdjął kluczyki z wieszaka, po czym rzucił je na stolik obok dziewczyny. Odebrał z jej ręki kota i poszedł z nim na górę. Wszystko tak ją zaintrygowało, że zupełnie zapomniała o Luke'u po drugiej stronie słuchawki.

    – Żyjesz? Kłamał? Mów!! – jęczał zirytowany.

    – Żyje, nie wiem, czy kłamał. Jego ojciec dał mi wczoraj pozwolenie na prowadzenie jego auta, ale... – Nim zdążyła dokończyć, zobaczyła Clifforda z torbą podróżną. – Na pewno wszystko jest aktualne, zobaczy... muszę kończyć.

    Szybko zakończyła rozmowę, nie wiedząc, czy ona też ma tam być.

    – Chyba musisz mi coś wyjaśnić, bo nie nadążam – oddała chłopakowi telefon.

    – Prowadzisz to przeklęte auto, wiem gdzie mamy jechać, wiec cię poinstruuje. Jedziemy, chcę tam być szybciej.

    Pokierował się do kuchni, gdzie zostawił krótką notkę do kogoś z domowników.

    „W moim pokoju zamknąłem Daniela. Jakbyście byli tak dobrzy i dokarmiali go oraz zabawiali. Jeśli wam ucieknie – zabije".

    – A niech mnie, siła Michaela Clifforda – prychnęła, czytając przez jego ramię.

    – Myślisz, że jesteś zabawna, ta? – posłał jej sztuczny uśmiech. – Ostrzegłem ich. Ostatnim razem to była ich wina, że Daniel wylądował w twoich łapach.

    – Hej! Wypraszam sobie! – wykrzyczała, idąc za nim do wyjścia. – Gdyby nie to, teraz siedziałbyś w kącie i płakał, a tak spędzisz czas z przyjaciółmi i ich uszczęśliwisz – odparła dumnie.

    Chłopak zamknął drzwi, nadal będąc zdziwionym. Jego towarzyszka mówiła do niego z takim stoickim spokojem o wydarzeniu, które nim wstrząsnęło, że ten nie mógł uwierzyć, że naprawdę może na nią liczyć. Ona jedyna okazała się mu nie współczuć, no... przynajmniej nie w takim stopniu, jak reszta.



[Rozdział 30]

    – Musimy zatrzymać się na stacji – oznajmiła po godzinnej jeździe w absolutnej ciszy.

    Spoglądała na swojego towarzysza, który to ze słuchawkami w uszach wgapiał się pustym wzrokiem na drogę. Zastanawiała się, o czym myśli i, czy jest mu ciężko siedzieć w aucie – przyczyną śmierci jego matki. Istniała szansa, że obawiał się wypadku. To pierwszy raz, gdy Camilla pomyślała o profesjonalnej pomocy, takiej, która Michaelowi mogła być niezbędna do dalszego funkcjonowania.
    
    – Mike, mógłbyś się odezwać – odezwała się zirytowana.

    Chłopak niechętnie spojrzał na kierowcę.

    – Czuje się jak blondynka, która nie potrafi rzuć gumy, idąc. Ja nie potrafię rozmawiać, jadąc autem – zacisnął wargi w linie.

    – Wow – pokręciła głową.

    – Co? – zdziwił się.

    – Pierwszy raz powiedziałeś coś... takiego – spojrzała na niego z serdecznym uśmiechem. – Miło.

    – Nabijasz się.

    Michael nie zrozumiał, o co chodziło jego towarzyszce, co tylko ją rozbawiło.

    – Skup się na drodze, a nie pieprzeniu od rzeczy – fuknął i na nowo zapadł w stan uśpienia.

    Dziewczyna postanowiła już więcej go nie męczyć i po prostu spędzić resztę drogi w milczeniu. Dziękowała za możliwość podróży wraz z nim, ale czuła też pewnego rodzaju nowość w zachowaniu Michaela. Stał się mniej spięty, jakby przestał zastanawiać się kilka chwil nad powiedzeniem czegoś. To było dla niej miłą odmianą i wiedziała, że powinna drążyć, pozwolić mu wylać swoją frustrację.

    Po chwilowym zamyśleniu postanowiła wybrać numer do Luke'a w celu poinformowania go o zatrzymaniu się na stacji. Przyłożyła sobie telefon do ucha, drugą ręką trzymając kierownicę.

    – Co się zepsuło, co on zrobił i czemu mówisz, że nie przyjedziecie? – Luke zadał jej tuzin pytań, nim ta w ogóle zdążyła się odezwać.

    – Blondi, nic się nie stało – prychnęła. – Chciałam tylko poinformować o możliwym postoju na stacji – westchnęła, gdy nagle jej telefon został jej zabrany. – Hej!

    – Oszalałaś?!

    Michael zdawała się kipieć złością i rozczarowaniem. Do dziewczyny szybko dotarło, że przez przypadek mogła go przestraszyć. Wciąż bywał podenerwowany jazdą autem, a ona jeszcze dolała oliwy do ognia.

    – Przepraszam – zagryzła wargę i znów skupiła się na drodze. – Umiem prowadzić, Mike.
    
    – Ona też umiała – szepnął ledwo słyszalnie.

    Tysiące małych igieł wbiło się w jej serce z poczucia winy i własnej głupoty. Nie wątpiła w swoje umiejętności na drodze, ale wiedziała, w jakim jest stanie psychicznym jej przyjaciel i cisnęła w siebie najgorszymi obelgami. Szybko jednak się otrząsnęła. Przecież Michael lubił w niej właśnie to. To, że ona się z nim nie obchodziła jak z jajkiem.

    – Przykro mi, że twoja matka zginęła w taki sposób, ale ja nią nie jestem, więc zaufaj mi i mojemu stylu jazdy – powiedziała pewna swego.

    – Oddam ci telefon na stacji – warknął i wrzucił telefon do schowka, na co dziewczyna tylko jęknęła zirytowana.

    Po kilku minutach zatrzymali się na owej stacji. Po zatankowaniu Camilla postanowiła zakupić jakieś picie na resztę podróży, która miała trwać jeszcze około trzech godziny. Przeczesując swoje rozpuszczone włosy, rozejrzała się po okolicy. Michael opierał się o drzwiczki od strony pasażera, wgapiwszy się w swój telefon. Słuchawki nadal były utkwione w jego uszach. Dziewczyna oparła się o auto obok przyjaciela i patrzyła przed siebie.

    – Co jest? – spytał, spoglądając na nią.

    – Tak sobie myślę, że to abstrakcja – odpowiedziała.

    – Co niby?

    – Nic. Jedziemy? – odepchnęła się biodrami i ruszyła na miejsce kierowcy.

    – Ta, odetchnąłem już – westchnął ciężko i wsiadł do auta.

    Reszta drogi minęła im w takiej samej ciszy, jak to było wcześniej. Michael zastanawiał się, o co mogło jej chodzić, a ona, jak może mu pomóc.








~awenaqueen~


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz