sobota, 23 października 2021

Talks with Lover Cz. 21-30



[Rozdział 21]

    Od rana czułam się strasznie źle. Na początku miałam zły sen, przedtem problem z zaśnięciem przez Jared'a, a potem pojawił się Luke, który widział wczorajsze zajście. Nie dopuścił mnie do głosu, nie słuchał. Wiem, zraniłam go, ale to nie do końca moja wina, prawda? Byłam oszołomiona zachowaniem Jared'a. Nie sądziłam, że kiedykolwiek to powiem, ale dzięki Alice się uspokoiłam. Ostrzegała mnie wczoraj, ale zbyt bardzo byłam zaślepiona. Miała racje, oceniałam ją po przeszłości. Przecież każdy się zmienia, dlaczego więc tak uparcie jej nienawidziłam?

    – Maddy, jak się czujesz? – Poczułam ciepłą dłoń Alice na swoim lewym ramieniu. Leżałam plecami do niej, by nie musieć nikomu patrzeć w twarz.

    – Jak mogę się czuć, Al? – Pociągnęłam nosem. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, z jaką łatwością można znów wywołać u mnie łzy.

    – Luke wróci, porozmawiacie. Wysłałam Ashton'a, by mu przetłumaczył do rozumu – westchnęła, a ja musiałam na nią spojrzeć. – Co?

    – Ashton? A skąd on...? – Ściągnęłam brwi, nie rozumiejąc.

    – Och... – zawahała się. – Bo ja i Ash... My... – zagryzła wargę.

    Naszą rozmowę przerwało pukanie do drzwi. Zdziwiłam się, ale wiedziałam jedno – nie chcę gości.

    – Alice, proszę... – jęknęłam – nie chcę dziś nikogo widzieć.

    – Jasne.

    Posłała mi blady uśmiech i pokierowała się do drzwi. Wróciłam do gapienia się na ścianę, która wydawała się bardzo ciekawa. Usłyszałam, jak otwiera drzwi, a potem je zamyka. Westchnęłam, uspokajając się. To miłe z jej strony, jak bardzo starała się mi pomóc.

    – Maddy – usłyszałam zachrypnięty głos... głos, który znałam tak dobrze.

    Spięłam się cała, ale ani myślałam się odwrócić.

    – Nawaliłem, ja wiem, ale... chcę porozmawiać. Usłyszeć twoją wersję wydarzeń. Jeśli mam wyjść to wyjdę, ale jeśli obiecasz, że jak emocje opadną, to porozmawiamy.

    Miałam mu powiedzieć „wyjdź" tak, jak on zrobił to kilka godzin temu z taką łatwością? To nie wykonalne, za bardzo mi zależało na tym głupku. Skuliłam się, ale po chwili wstałam z łóżka. Stał jednak bliżej, niż mi się wydawało i wpadając na niego, znów opadłam na łóżko. Kucnął przy mnie, patrząc prosto w moje oczy. Widziałam, jak zraniony jest, choć starał się to ukryć. Jak ciężko było mu tutaj przyjść. Wszystko to widziałam.

    – Luke, porozmawiajmy teraz. – Za bardzo bolała mnie myśl, że mógł odejść, by czekać na kolejny dzień.

    – Dobrze... Powiedz mi... co się takiego wydarzyło? – Jego oczy się zaszkliły, a mi pękało serce.

    – B-Bo – wzięłam duży wdech – gdy wysłałam ostatnią wiadomość, to wtedy rozpłakałam się na środku ulicy. Bolało mnie, że mnie oszukałeś i nie przyszedłeś. Tak bardzo starałam się, by wyglądać tego dnia idealnie, byśmy dobrze się bawili... – potrząsnęłam głową. To nie jest to, czego oczekiwał. – Ale nagle znikąd pojawił się Jared i z wszystkiego zdawał sobie sprawę, że ciebie nie będzie. Na balu skutecznie odciągał mnie od Alice, która chciała mnie ostrzec. Zwalam wszystko na niego, przecież ja też źle zrobiłam – spuściłam wzrok na ręce, którymi się bawiłam. Na mojej twarzy pojawił się nerwowy uśmiech. – Wiem, powinnam była go odepchnąć, ale byłam w amoku po słowach, jakie mi powiedział.

    – Co ci powiedział? – Nie wiem, czy przez przypadek, czy celowo, ale przejechał swoją dłonią po mojej łydce.

    – Wspominał coś o jakiejś zemście, że naprawdę mnie polubił i to twoja wina, że muszę cierpieć – spojrzałam w niebieskie tęczówki Luke'a, które w tym momencie wyglądały na bledsze.

    – Zemsta? – Szepnął. – Za co ten skurwysyn chce się mścić?! – Wstał zdenerwowany. – To on zniszczył mi życie i śmie się mścić?! Co za... – syknął.

    Wstałam i przytuliłam się do pleców Luke'a. Zacisnęłam mocno powieki, a łzy, które wstrzymywałam, po prostu popłynęły.

    – T-Tak bardzo m-mi przykro – zaszlochałam. Chłopak dotknął moich dłoni, które miałam zaplecione na jego brzuchu.

    – Nie płacz, proszę.

    Odwrócił się i ujął moją twarz w obie dłonie.

    – Nie lubię patrzeć, jak płaczesz z mojego powodu – zagryzł wargę.

    – T-To nie przez ciebie, t-tylko przez moją g-głupotę – nie potrafiłam się uspokoić. Miałam wrażenie, że się rozpadam, że po prostu nie daję rady.

    – Nie jesteś głupia, Madds – przytulił mnie. – Jesteś osobą, która lubi poznawać ludzi bez względu na ich łatkę. Wolisz sama sobie wyrobić o nich zdanie, niżeli oceniać po czyichś słowach. Za to cię tak cholernie kocham – przycisnął mnie mocniej. – Może mały procent głupoty w tym jest, ale to sprawia, że jesteś wyjątkowa. Gdyby nie ta twoja głupota, już dawno byś ode mnie odeszła po usłyszeniu mojej opowieści. To ja przepraszam, że przeze mnie musisz przez to wszystko przechodzić.

    – Już dwa razy dałam się oszukać – zaśmiałam się ironicznie.

    – Więc od teraz muszę mieć szeroko otwarte oczy i uważać na ciebie. Ty nadal będziesz sobą, a ja będę tym, który musi być nieufny – oboje się zaśmialiśmy. – Tylko powiedz, że mi wybaczysz – szepnął w moje włosy.

    Jak mogłabym nie wybaczyć, skoro to ja zawiniłam, a on uparł się, by mnie przepraszać za MÓJ błąd?

    – Idiota, no idiota – zaśmiałam się przez łzy.

    – Wiem, aż za dobrze – mruknął.

    – Wybaczę pod warunkiem, że ty wybaczysz mnie – spojrzałam w górę. Zdawał się być smutny i jakby wahał się nad odpowiedzią.

    – Nie mam czego ci wybaczać, myszko – pochylił się i delikatnie muskał moje usta swoimi.



[Rozdział 22]

ilovesleepx:
Majkel?

rainbow.unicorn:
Już się odobraziłaś?

ilovesleepx:
No ;/

rainbow.unicorn:
Fajnie i co w związku z tym?

ilovesleepx:
Jeść majkul :(

rainbow.unicorn:
Sama se zrób DINA ;)

ilovesleepx:
COOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOO

rainbow.unicorn:
;)

ilovesleepx:
SKĄD TO WIESZ?!

rainbow.unicorn:
A z Niallem się ost pisało :3

ilovesleepx:
-,-

rainbow.unicorn:
To jak już wstajesz, to zrób mi kanapki, Dino.

ilovesleepx:
Och, przypomnij mi gdzie śpisz?

rainbow.unicorn:
W łóżku?

ilovesleepx:
Czyim?

rainbow.unicorn:
Naszym?

ilovesleepx:
Moim* Gordon :)
Śpisz na kanapie, albo najlepiej w budzie, psie!

rainbow.unicorn:
;________________;
Przepraszam, pysiu?

ilovesleepx:
Pierdol się, Clifford =.=

rainbow.unicorn:
No przecież mnie kochasz <3 Tak jak ja twoje ciałko :3

ilovesleepx:
Yhym dlatego wyjątkowo śpisz na sofie ;)

rainbow.unicorn:
Co chcesz na kolacje, maleńka?

ilovesleepx:
Jedna kanapka z serkiem białym i ogórkiem i szczyptą soli
Druga ze schabem i sałatą
Potem chce sałatkę z kurczakiem i selerem
A na koniec proszę o nuggetsy z pepsi

rainbow.unicorn:
Ja pierdole, pieprzony Niall Jebany Horan kutafon.
Nigdy więcej nie kłócić się z Horanówną, a już w szczególności w ciązy.
Ja pieprze, jaki ze mnie debil wgl.

ilovesleepx:
Albo płatki z mlekiem

rainbow.unicorn:
Kocham cię, kobieto!

ilovesleepx:
Och, no przecie wiem ;*



[Rozdział 23]

    Cały wczorajszy dzień spędziłam z Luke'm, poznając jego przyczynę tych częstych wyjazdów. Jared sprawił, że oboje się od siebie odsuwaliśmy. Prawdę mówiąc, bałam się, że spotkam go gdzieś, ale liczyłam, że do tego nie dojdzie. Co by było, gdyby to Luke go spotkał? Nie, nawet nie chciałam o tym myśleć.

    Z samego rana wstałam i zaczęłam szykować coś do jedzenia, bo wczoraj był ciężki dzień, a jeszcze wcześniej gorszy. Przygotowałam coś dla siebie, a potem wzięłam się za przygotowywanie dla reszty. Postanowiłam zrobić coś ze sobą, więc po śniadaniu planowałam pobiegać, przy okazji zahaczając o znajomych. Ciekawiło mnie, co u Chrisa, jak i Ashley. Ciekawiło mnie również czy Ashton już jej powiedział o swoich uczuciach do Alice. Szczerze? Nie byłam na niego zła, ale z drugiej strony miał dziecko z Ash, miałam nadzieję, że będzie rozsądny.

    Wchodząc do swojego pokoju z tacą, zauważyłam, jak Luke najwidoczniej mnie wyczekiwał. Uśmiechnęłam się, kręcąc głową. Leżał na łóżku z rękami pod głową i perfidnie wpatrywał się w drzwi.

    – Śniadanie? – Zdziwił się.

    Odstawiłam tacę na łóżko, następnie podchodząc do szafy. Nie odpowiedziałam mu, jedynie wyszukałam sportowych ubrań. Szybko poszłam się w nie przebrać, a wracając, zauważyłam, jak Luke nie tknął jedzenia, tylko czekał na mnie przy drzwiach od łazienki z zaplecionymi rękoma.

    – Dokądś idziesz? – Spojrzałam na niego lekko zdziwiona. Czy ona chciał mi zabronić, czy bardziej szpiegować?

    – Pobiegać, a przy okazji zobaczę, co u Ash – westchnęłam, odkładając piżamę na fotel.

    – No tak – prychnął. – Alice uwiodła Ash'a. Jakoś mnie to nie dziwi – usadowił się na łóżku, biorąc kanapkę. – Wiedziałem, że to się stanie. Ona się nigdy nie zmieni.

    – Przestań – nie mogłam tego słuchać.

    – Co? – Zdziwił się. Gdy na niego spojrzałam, siedział znieruchomiały z kanapką przy ustach.

    – Ugh – przeczesałam włosy palcami, przypominając sobie, że warto byłoby je związać. – Gdyby nie Alice, myślę, że wczoraj byś nie przyszedł, a ja skończyłabym o wiele gorzej. – Sięgnęłam szczotkę z półki i zaczęłam rozczesywać włosy, by potem związać je w wysoką kitkę.

    – Serio ją polubiłaś, co? – Zerknęłam na niego. Wydawał się zamyślony.

    Możliwe, że zaczął rozważać moje słowa. Prawda była taka, że Alice dla mnie była inna. Może i miała brudną przeszłość, ale czy nie ma jej każdy z nas? Dlaczego miałam skreślać moją nową siostrę przez to, jaka była? 

    – Tak, Luke. To znaczy – przymknęłam powieki, zastanawiając się, jak to dobrze ubrać w słowa – chcę ją poznać i postarać się polubić. – Spojrzałam na niego wyczekująco.

    – Czemu tak na mnie patrzysz? – Powiedział z pełnymi ustami. – Nie twierdzę, że będzie złą siostrą. Twierdzę, że jest złą dziewczyną.

    – Czyli nie jesteś na mnie zły? – Podeszłam do niego, umieszczając ręce w jego włosach.

    – Dlaczego miałbym?

    – No wiesz, ty jej nie lubisz, więc to mogłoby ci zawadzać, że ja mogłabym ją polubić – szarpnęłam lekko za końcówki, co spowodowało ciche westchnięcie Luke'a i zamknięcie powiek.

    – Dlaczego idziesz biegać? – Otworzył oczy, spoglądając na mnie. Położył swoje dłonie na moich biodrach, jakby nie chciał mnie wypuszczać z domu. – Masz idealną figurę, a nawet zaryzykuje, że jesteś za chuda.

    – Nie idę biegać, bo czuje się grubo. Idę biegać, bo chcę znaleźć jakieś zajęcie – odsunęłam się od niego.

    – Nie rozumiem, was kobiet – pokręcił głową, biorąc kolejną kanapkę. – O której wrócisz z pogaduszek?

    – Na obiad? Nie wiem – wzruszyłam ramionami. – Dam znać.

    Pocałowałam go na odchodne i wybiegłam z domu. Kierowałam się uliczkami, których nikt nie używał, albo robił to bardzo rzadko. Pogoda dziś sprzyjała, co nie napawało mnie radością, bo wolałam deszcz, albo chociaż pochmurne niebo. W bieganiu to bardziej by mnie ucieszyło, naprawdę. W każdym razie umieściłam w uszach słuchawki i odpaliłam moją ulubioną playlistę.



    Po około godzinie dotarłam do domu Ashley. Zapukałam, a w czasie, gdy czekałam na otwarcie drzwi, schowałam swój telefon i słuchawki do kieszeni spodni. Nagle przede mną staje Ashley z nietęgą miną. Czyli wie?

    – Hej, mogę wejść? – spytałam niepewnie.

    Zrobiła mi miejsce, bym mogła przejść, nie odzywając się przy tym ani słowem. Potarłam ramiona, by się jakoś uspokoić i ogarnąć myśli. Jak zacząć ten temat? Blondynka w milczeniu przeszła do kuchni, więc poszłam w jej ślady.

    – Ashley... wszystko ok? – Usiadłam na krzesełku barowym. Nie odpowiedziała mi.

    Postanowiłam szybko wystukać sms'a do dziewczyn z prośbą, by jak najszybciej przyszły. Celesty odpisała wręcz natychmiastowo, a po kilku minutach Roni. Obie się zgodziły, co mnie ucieszyło. Wsparcie całej naszej trójki powinno pomóc Ash.

    Nim jednak przyszły dziewczyny, postanowiłam zająć się Chrisem. Wzięłam go na ręce i aż trudno było mi uwierzyć, że ten malec tak niedawno przyszedł na świat. Lubiłam dzieci, ale one nie zawsze lubiły mnie.

    – Siema. – Do domu weszła Celesty i od razu skarciłam ją wzrokiem za głośne zachowanie. – Sorry...

    – Widać, że ty jesteś z innego świata – mruknęła Roni, mierząc Cel wzrokiem, a po chwili podeszła do mnie. – Słodziaczek – zaczęła łaskotać Chrisa po policzku. – Nic nie mówię, ale pasowałabyś na matkę – poruszyła znacząco brwiami.

    – Nie planuję dzieci – wywróciłam oczami, odkładając dziecko do łóżeczka.

    – Kto powiedział, że my planowałyśmy? – Usłyszałam głos blondynki, więc od razu na nią spojrzałam.

    Stała w progu salonu, opierając się o framugę. Widziałam smutek i rozżalenie w jej oczach. Westchnęłam i podeszłam do niej, przytulając mocno.

    – Przykro mi – powiedziałam.

    – Przeżyje – odsunęła się, ruszając do kuchni.

    Spojrzałam wymownie na dziewczyny, które zrozumiały, o co mi chodzi. Poszłyśmy za nią, a Celesty wyciągnęła papierosa.

    – Serio? Chcesz palić? – Spojrzałam na nią, nie mając już sił.

    – O co ci chodzi? – Odpaliła zapalniczkę, a chwilę później zaciągając się papierosem.

    – Niech pali – odezwała się Ashley, która usiadła obok nas z nosem w telefonie.

    – Co zamierzasz? – zagadnęła Roni.

    – Zamierzam przesłuchać każde smutne piosenki, jakie tylko uda mi się pobrać czy znaleźć – odparła.

    – Przecież wam mówiłam – wtrąciła się Cel. – Zajmę się nią i po problemie. – Czasem zastanawiałam się, gdzie się podziała Celesty, którą poznałam kilka lat temu...

    Dzięki jej słowom obie dziewczyny zaczęły się śmiać, więc uznałam, że dobrym pomysłem było ściągnięcie ich tutaj.

    W miłej atmosferze spędziliśmy kilka kolejnych godzin razem z Chrisem, który postanowił od czasu do czasu przypomnieć nam o swojej obecności. Wszystkie się nim jakoś zajmowałyśmy oprócz Celesty, która wzbraniała się od dzieci.



[Rozdział 24]
    

    Siedząc na łóżku z moją ukochaną książką w ręku, relaksowałam się w niedzielne popołudnie. Kilka dni temu przeniosłam większość swoich rzeczy do mieszkania Luke'a, w którym na próbę postanowiłam zamieszkać. To dziwne, ale teraz czułam się na to gotowa, choć za wiele nie zmieniło się od ostatniej rozmowy na ten temat. Swoją drogą już za miesiąc koniec wakacji, jak i długo oczekiwane przyjście na świat bliźniąt. Michael z dnia na dzień chodził coraz bardziej podenerwowany, przewrażliwiony i spanikowany. Luke się z niego nabijał, choć momentami w jego oczach widać dziwny błysk. Calum razem z Cel podczas obserwowania Michael'a, postanowili – żadnych dzieci. Ashton wyprowadził się od Ashley, co myślę, było dobrym posunięciem. Z tego, co wiem, nadal spotyka się z Alice i to raczej coś poważnego, ale Chris jest dla niego naprawdę ważny i codziennie stara się ingerować w jego życie jak najbardziej. Cóż, co do przyszłej matki dwójki dzieci, ta to też się zmieniła. Stała się bardziej miła, co albo jest winą hormonów, albo naprawdę uznała, że to najwyższy czas na bycie poważnym.

    – Hej, Madds – Luke wszedł do pokoju, skradając mój pocałunek. Byłam mu wdzięczna, że nie mówił słodkich słówek na tyle często, by nasz związek przypominał coś niezdrowego.

    – Hej – przywitałam się. – Czegoś szukasz? – Spytałam, gdy zaczął zaglądać do każdej szuflady.

    – Taa, jednego dokumentu – kiwnęłam głową, wracając do książki. – Mam jeszcze pytanie – znów na niego spojrzałam, a jego mina wskazywała zakłopotanie.

    – Tak?
    
    – Chłopaki chcą dziś wyskoczyć do baru i... – potarł kark. – Miałabyś coś przeciwko, gdybym nie wrócił w najlepszym stanie do domu? – Uśmiechnął się błagalnie.

    – Hm... – starałam się nie roześmiać i udawać poważną. – No nie wiem, Lucas – wzdrygnął się.

    – Słucham? – Wiem, że chodziło mu o to, jak go nazwałam.

    – No, powiedziałam, że nie wiem, czy powinnam wyrażać zgodę – zagryzłam wargę, a on już doskonale wiedział, co robię. Podszedł do mnie bardzo powoli, zabierając książkę i kładąc ją na szafce nocnej. – Luke! – Uderzyłam go w ramię. – Nie zapisałam strony!

    – Jak powinienem cię ukarać za to, jak mnie nazwałaś, hm? – Wodził swoim nosem po moim obojczyku.

    – Ukarałeś mnie, zamykając książkę! – Nie dałam się omotać jego zalotami, choć to było bardzo trudne.

    – Och, serio? – Spojrzał na mnie z uniesioną brwią. – To mogę?

    – Jasne, że możesz – uśmiechnęłam się, przyciągając go bliżej, by złączyć nasze usta. Mruknął coś pod nosem, a gdy się odsunął, duży uśmiech wtargnął na jego usta.

    – Kocham cię, wiesz? – Przeczesał moje włosy.

    – Wiem, ja też cię kocham – podrapałam go po karku.

    – Dobra, idę, bo nie wyjdę z tego łóżka – wywrócił oczami.

    Zauważyłam, jak niechętnie wstawał.

    – Wiesz, skoro wolisz piwo... – udawałam damę. Sięgnęłam na nowo książkę, przeklinając w myślach, że nie zapamiętałam głupiego rozdziału.

    – Kochanie, wolałbym zostać z tobą w tym łóżku, ale obowiązki wzywają – pokłonił się i wyszedł.

    – Obowiązki?

    W tamtej chwili nie rozumiałam, co miał przez to na myśli. Jednak telefon od Celesty wszystko mi wyjaśnił. Chłopacy zostali zaproszeni przez Ashton'a na opicie ich dzieci. Czyli przyszłych Michael'a i obecnego Ash'a. Z jednej strony to urocze, jak bardzo byli ze sobą zżyci, a z drugiej miałam wrażenie, że ostatnimi czasy nie spędzali tak dużo czasu ze sobą, jak dawniej.


***


    Zmęczona długim czytaniem, zasnęłam, a głosy dochodzące z dołu obudziły mnie wręcz natychmiastowo. Luke przyszedł z kimś? Miałam złe myśli, za które się skarciłam. Przecież mu ufałam, więc dlaczego w ogóle przyszło mi to do głowy?

    Nagle drzwi od sypialni się otworzyły, więc postanowiłam udawać, że śpię. Usłyszałam, jak Luke zdejmuje z siebie ubrania, co było normalne, bo sypiał ze mną w samych bokserkach ewentualnie spodniach dresowych. Poczułam, jak materac się obok mnie ugina, a koc, którym byłam przykryta, unosi się. Do moich nozdrzy dotarł nieprzyjemny odór wódki i fajek. Powstrzymywałam się, by go nie zrzucić z łóżka, ale w końcu mu na to pozwoliłam, więc nie powinnam mieć pretensji. Westchnęłam, poprawiając się na poduszce. Niespodziewanie Luke się podniósł i położył swoją głowę na moim brzuchu, co mnie zdziwiło, bo do tej pory tak nie robił.

    – Luke, wszystko ok? – Spytałam, wkładając palce w jego wilgotne włosy. Na zewnątrz musiało padać.

    – Też chcę... – wybełkotał.

    – Chcesz, co? – Uniosłam jedną brew.

    – Też chciałbym mieć dzidzi, z tobą chciałbym – przyległ do mnie bardziej, a ja zdrętwiałam.

    Jego słowa były tak szokujące, że w uszach zaczęło mi dzwonić, a ja zaczęłam się zastanawiać, czy aby na pewno dobrze usłyszałam. My nawet ze sobą nie spaliśmy, a on nagle wyskoczył o dziecku... Znaczy, spaliśmy w tym sensie.

    – Luke? – Szturchnęłam go, ale słysząc lekkie pochrapywanie, odpuściłam.

    Wiedziałam, że następnego ranka, będę musiała z nim o tym porozmawiać.


***


    Wstałam skoro świt i zjadłam coś na szybko. Od przebudzenia po głowie krążyły mi słowa Luke'a. Musiałam mu delikatnie wytłumaczyć, że to nie najlepsza pora na dziecko. Wiem, że Roni i Ashley cieszyły się z ich posiadania, ale ja jednak nie chciałam wpaść. Chciałam pójść na dobre studia, zdobyć dobrą pracę i dopiero wtedy pomyśleć o dziecku. One miały wpadkę, a ja nie chciałam zgadzać się na dziecko świadomie.

    – Hej – do kuchni wszedł uśmiechnięty blondyn.

    Gula w moim gardle zaczęła mi zawadzać. Chciałam z nim porozmawiać, ale teraz nie wiedziałam, jak zacząć ten temat. Stał przede mną w podartych dżinsach i luźnej czarnej koszulce. Nalewał sobie kawy do kubka, a gdy uświadomił sobie, że się na niego perfidnie gapię, spojrzał się.

    – Wszystko gra? – Spytał, widząc moją minę.

    Nie potrafiłam mu odpowiedzieć, więc podszedł do mnie i odstawił kubek na blat. Ujął moją twarz w obie dłonie, głaszcząc policzki kciukami.

    – Co się stało?

    – B-Bo... – zająknęłam się.

    – Ej, zaczynam się martwić – mówił prawdę.

    W jego oczach wykryłam strach i obawę, jakby moje słowa mogły przyprawić go o zawał albo coś gorszego.

    – Posłuchaj – zabrałam jego dłonie, bo tylko w ten sposób mogłam się skupić. – W nocy powiedziałeś coś, co nie daje mi spokoju.

    – Co takiego? – Ściągnął brwi zdziwiony.

    – Em... nie pamiętasz.

    Zaczęłam żałować. Gdybym nie poruszyła tego tematu, moglibyśmy zapomnieć, ale... On nadal mógł mieć to gdzieś z tyłu głowy, mogło go to dręczyć. Wzięłam głęboki wdech.

    – Przytuliłeś się w nocy do mojego brzucha i zacząłeś mówić, że – spojrzałam na nasze dłonie – chciałbyś mieć ze mną dziecko. – Zerknęłam na niego niepewnie.

    Wytrzeszczył oczy, a usta miał rozchylone.

    – Serio? – Przełknął ślinę.

    – Tak i muszę ci coś wyjaśnić, Luke. – Postanowiłam nie spuszczać kontaktu wzrokowego. – Nie chcę teraz dziecka. Roni i Ashley miały wpadki i musiały się pogodzić z tym, że zostaną matkami. Ja nie chcę podejmować decyzji o dziecku świadomie, nie teraz. Chciałabym iść na studia, a potem trochę popracować. Dopiero później mogłabym się nad tym zastanowić. Rozumiesz mnie, Luke? – Jego mimika nie wykazywała na nic, co mogłoby mnie uszczęśliwić albo zasmucić. Po chwili jednak postanowił odpowiedzieć.

    – Pewnie, że to rozumiem – uśmiechnął się. – To był tylko taki kaprys, bo spędziłem z nimi tyle godzin, a oni przez większość czasu nawijali o dzieciach. Może poczułem się zazdrosny, może naprawdę przez chwilę chciałem je mieć teraz, ale... – złączył nasze czoła. – Rozumiem to. Też chcę coś jeszcze zrobić w swoim życiu, nim wpakuje się w rodzicielstwo. Jeśli jednak przez przypadek zaszłabyś ze mną w ciąże – zaśmiał się, bo oboje wiemy, że to na razie niemożliwe – to ucieszyłbym się i nie narzekałbym.

    – Cieszę się, Luke – przytuliłam się do niego, a ten od razu objął mnie mocno.

    – Ja również. Dobrze, że to omówiliśmy, by nie było potem nieporozumień – pogładził moje włosy.

    W tej chwili wiedziałam, że nie kłamie. Był pewien swoich słów, nie starał się mnie zwieść. Naprawdę tak myślał, nie udawał.



[Rozdział 25]

    Siedziałam okryta kocem na kanapie w salonie w domu mojej matki. Byłam smutna, przybita i nie miałam sił na nic. Luke nie bywał w domu podobnie jak Mike czy Calum i wcale im się nie dziwiłam. Bardziej byłam zawiedziona samą sobą. Oni pomagali Ashton'owi jak mogli, podczas gdy ja znałam prawdę i nie miałam zamiaru jej wygłaszać. Nie byłam do końca pewna, czy dziewczyny zdawały sobie ze wszystkiego sprawę, czy Ashley ich poinformowała, ale ja nie miałam ani sił, ani ochoty się tego dowiedzieć.

    – Skarbie – w głosie matki usłyszałam smutek i bezsilność. Spojrzałam na nią i od razu zebrało się we mnie na płacz. – Nie płacz – podeszła szybko i usiadła za moimi plecami, przytulając mnie mocno.

    – Jestem... – Nie potrafiłam dokończyć, nie będąc pewną, czy dobrze bym zrobiła, żaląc się jej.

    – Cii – pogłaskała mnie po głowie i plecach. – Chodzi o Luke'a? Zranił cię? – Wzdrygnęłam się.

    – C-Co? – odsunęłam się. – Nie, to nie o to chodzi.

    – Nie bywa tak często przy tobie ani ty nie przesiadujesz u niego, więc myślałam... – westchnęła. – To o co chodzi?

    – Nie mogę ci powiedzieć – przetarłam policzek, chcąc wstać, ale zakręciło mi się w głowie.

    – Boże, co się dzieje, Maddy? – Matka się przeraziła, trzymając mnie mocno.

    – To nic – zapewniłam ją. – Zwykłe osłabienie.

    Nie skłamałam. Dużo ostatnio rozmyślałam o życiu moim i moich bliskich. Czasem zdarzało się, że nie spałam przez to, a brak Luke'a obok tylko mnie dobijał. To nie tak, że nie było go wcale. Pięć na siedem nocy w tygodniu do mnie przychodził. Na noc. Tylko na noc.

    – Ryj zamknij i wypad do piaskownicy, dzieciaku! – Usłyszałam głośne trzaśnięcie drzwiami wejściowymi i chwilę potem wkurzona siostra przemknęła przez korytarz na schody.

    Spojrzałyśmy się z matką po sobie, ale w rodzicielce szybko się zagotowało. Zachichotałam.

    – Olivio Tomlinson, złaź natychmiast! – Władczy głos matki wskazywał, jak bardzo była wściekła.

    Nastolatka stanęła w progu salonu z miną mówiącą, że raczej niczego nie wyjaśni.

    – Co to były za wulgaryzmy i krzyki? – kobieta skrzyżowała ręce na piersi, przyjmując ostrzegawczą pozę.

    – Nic – wzruszyła ramionami.

    – Olivio... – pokręciła głową.

    – Ja z nią pogadam – wstałam, odrzucając koc i podeszłam do siostry, choć matka czuwała, by w razie potrzeby mnie chwycić. – Nic mi nie jest, mamo – wstrzymała oddech. Rzadko mówiłam do niej „mamo", więc za każdym razem, gdy wypowiadałam to słowo, ona jakby miała się za chwilę rozpłakać.
    
    Popychając siostrę ręką na jej plecach, dałam znak, że nie ucieknie ode mnie. Szła zrezygnowana na górę i gdy już chciała zamknąć się w swoim pokoju, ja sprytnie i zwinnie weszłam za nią.

    – Nie będę się żalić, zapomnij – kopnęła piłkę, co mnie aż zdziwiło.

    Fakt, nie bywałam zbyt często w domu, ale w jej pokoju to chyba jeszcze w ogóle nie byłam. Na ścianach masa plakatów, zdjęć i drobiazgów, które pochodziły z różnych okresów jej dzieciństwa. Piłka, którą kopnęła, wyglądała na zniszczoną, co oznaczało, że grywała w nią dosyć często. Nigdy nie pomyślałabym, że moja siostra interesuje się piłką nożną. Po mojej prawej regały były zawalone różnymi książkami, a większość z nich nie wyglądała na najnowsze. Czytała. MP3 leżała na jej biurku, które stało tuż przy jej łóżku, robiąc po części za szafkę nocną. Świadczyło to o tym, że te plakaty nie są przypadkiem. Słuchała swoich ulubionych zespołów, o których ja nie miałam pojęcia. A raczej o tym, że ma ich jako ulubionych.

    Przełknęłam ślinę, będąc zdziwioną, jak wiele mnie ominęło. Viv rzuciła się na łóżko i chwyciła swoją MP3, by zapewne mnie nie słuchać. Westchnęłam i podeszłam do niej, wyrywając jej słuchawki z uszu.

    – Hej! – Krzyknęła.

    – Pogadamy, to ci oddam, zgoda? – prychnęła. – Masz jakieś problemy? – Usiadłam na brzegu łóżka.

    – Każdy je ma – wzruszyła ramionami, bawiąc się palcami.

    – Ale nie zawsze sobie z nimi sam radzi – dodałam. – Mogę ci pomóc.

    – Jasne – spojrzała na mnie przekpiwczo. – Może najpierw uporaj się ze swoimi, by w ogóle mówić o pomocy mnie? – Zabolało. Nie sądziłam, że przez tak krótki okres czasu zrobiła się taka... że nasze relacje się tak pogorszyły. Jej głos był przesiąknięty jadem, jakby ktoś upodlił mnie w jej oczach.
    
    – Nie mam takich jak ty. Nie wbiegam do domu i nie drę się na innych – odpowiedziałam zdenerwowana.

    – Skąd wiesz, jakie ja mam, by porównywać je do swoich?! – Wstała wściekła.

    – Nie zachowuj się tak – zmrużyłam oczy.

    – Niby jak?

    – Jakbyś pozjadała wszystkie rozumy! – również wstałam. – Rozumiem, przechodzisz okres buntu, ale są pewne granice.

    – Pierdol się – kierowała się do wyjścia, więc ruszyłam za nią.

    – Viv, wracaj! – stanęła na chwilę na schodach. Zrozumiałam dlaczego. – Proszę cię – szepnęłam. – Ja chcę ci tylko pomóc, najlepiej jak będę mogła.

    – Sama sobie z tym poradzę – powiedziała, po czym ruszyła do wyjścia. Nie chciałam iść za nią, bo wyczułam, jak bardzo była pewna swych słów.

    Przeczesałam włosy palcami, usiadłszy na schodach. Z kuchni wyłoniła się matka, patrząc na mnie.

    – Nie poszło, co? – Nie wydawała się zdziwiona tym faktem.

    – Mam rozumieć, że ona tak często? – wskazałam palcem na drzwi wyjściowe.

    – Ech – westchnęła – dosyć często.

    Zwiesiłam głowę nisko, jęcząc z bezsilności. Minęło tak niewiele czasu, a czułam się, jakbym przespała wieki. Świat kręcił się ostatnio wokół mnie i nie zwracałam uwagi na nic innego poza czubkiem własnego nosa.



[Rozdział 26]

ashleynotcliff:
Jak życie?

awenaqueen:
Co?

ashleynotcliff:
No jak życie?

awenaqueen:
Ash przestań, bo się wkurzę.

ashleynotcliff:
?

awenaqueen:
Kazałaś mi ich wszystkich okłamywać! Myślisz, że to takie łatwe?

ashleynotcliff:
Nie kazałam kłamać. Przecież nikt cię nie spyta gdzie jestem, ogarnij.

awenaqueen:
No fakt, nikt. Oprócz Ash'a, Mike'a, och, no i NASZYCH przyjaciółek.

ashleynotcliff:
Przesadzasz.

awenaqueen:
Dlaczego nawet im nie powiedziałaś?

ashleynotcliff:
Jaką miałam pewność czy Cel lub Roni nie wygada tego przy pierwszej lepszej okazji?

awenaqueen:
Gdybyś powiedziała całej naszej trójce, byłoby łatwiej.

ashleynotcliff:
Powiedziałam byś nie przesadzała już. Po za tym, minęły dwa tygodnie! Zapomnieli o mnie.

awenaqueen:
Jakby mogli?! Jak Ash mógłby zapomnieć, że uprowadziłaś jego syna zostawiając tylko karteczkę, że jedziesz z nim na wakacje?!
Albo jak mógł zapomnieć twój rodzony brat, który cie kocha?!

ashleynotcliff:
Ja pierdolę, Maddy! Mike ma teraz na głowie własne dzieci, więc łatwo przyjdzie mu zapomnieć o mnie. Ash ma Alice, więc jak dobrze zarucha to będzie mieć własne dziecko.

awenaqueen:
On już ma własne! Z tobą!

ashleynotcliff:
Możemy skończyć?

awenaqueen:
Jak chcesz.
Gdzie jestes?

ashleynotcliff:
Uważaj bo ci napisze =.=

awenaqueen:
=..........=

ashleynotcliff:
Ale tu gdzie jestem jest mi dobrze. Poznałam dobrych ludzi, a moja współlokatorka nie pruje się o Chrisa, nawet go pokochała, więc mogę się trochę sobą zając.

awenaqueen:
Oj, Ash.

ashleynotcliff:
No co? Jestem młoda. Po za tym... poznałam kogoś. Ma na imię Caleb.

awenaqueen:
Oo. To coś poważnego?

ashleynotcliff:
Ugh nw. Przecież dopiero co go poznałam ;/

awenaqueen:
Ok. Ja muszę kończyć, bo Mike właśnie wbił mi do domu.

ashleynotcliff:
Jasne, pa.



[Rozdział 27]

    Schowałam telefon pod poduszkę, blokując go uprzednio. Siedziałam na sofie jak na szpilkach. Do salonu wtargnął zły Mike, a zaraz za nim cała reszta. Luke patrzył na niego ostrzegawczo.

    – Co jest? – Spytałam, biegając po chłopakach wzrokiem.

    – Gdzie jest Ash? – Spytał opanowany Calum z rękoma w kieszeniach spodni.

    – Skąd ja mam to wiedzieć? – Faktycznie, nikt mnie o to nie spyta, miałaś racje Ash.

    – Niemożliwe, by nikomu nie powiedziała, a drogą dedukcji dochodzimy do ciebie – wytłumaczył Mike. – Powiedz, gdzie jest moja siostra?

    – Może dalibyście jej odpocząć? – słysząc głos Alice, przeszły mnie ciarki. Zerknęłam wraz z gośćmi na próg salonu.

    – Wiesz... – Ashton się zaciął – gdzie ona jest?

    – Nie, ale pokazałeś mi ten list. Jasno z niego wynika, że wróci, ale musi odpocząć – Alice z dnia na dzień zaskakiwała mnie coraz bardziej.

    – Zabrała ze sobą Chrisą, do cholery! – warknął. – Co, jak się uchla do nieprzytomności, zapominając o nim?!

    – Nie przeginaj – wtrącił się Luke.

    – Co ty możesz o tym wiedzieć? – Dopiero dostrzegłam, jak bardzo Irwin kipiał złością.

    – Hej, chłopaki, spokój – rozdzielił ich Mike. – Ja też się martwię, ale wyluzujcie. Luke ma po części racje. Ona zdążyła pokochać Chrisa i wątpię, by zrobiła coś głupiego.

    „Moja współlokatorka nie pruje się o Chrisa, nawet go pokochała, więc mogę się trochę sobą zając". W tej właśnie chwili przypomniała mi się wiadomość od Ash. Nie byłabym taka pewna, że nie zrobi nic głupiego.

    – Ona na pewno się z kimś kontaktowała! – Ashton odsunął się od przyjaciół, mierząc mnie wzrokiem.

    – Skąd masz pewność, że to akurat Maddy? – Luke ściągnął brwi.

    – To oczywiste, że znają się najdłużej – prychnął.

    – Maddy, na pewno nic nie wiesz? – Mike spojrzał na mnie smutno. W jego spojrzeniu dostrzegłam również zmęczenie. Ashley miała rację, że on teraz martwi się nie tylko o nią, ale również o Roni. Podwójny stres go męczy.

    – Jakby wiedziała, to wątpię, czy by powiedziała – Alice wstawiła się za mną, stając obok mnie. – Są przyjaciółkami, a jeśli obiecała Ashley, że nic nikomu nie powie, to tak będzie.

    – Alice, akurat teraz mogłabyś się nie wtrącać – wycedził Ashton.

    – O! – uśmiechnął się Luke. – Obrażasz swoją księżniczkę? – Zakpił, a Ashton szybko się przy nim znalazł. Na szczęście Mike i Cal w porę zareagowali i odciągnęli ich od siebie.

    – Przestań mnie wkurwiać!

    – Mam tego dosyć! – Odrzuciłam koc i chciałam wstać, ale wiedziałam, że sama sobie nie poradzę. – Alice? – Spojrzałam na nią błagalnie.

    – Ona również jest zmęczona, a wasze kłótnie nie pomagają! – fuknęła, pomagając mi wstać.

    – Co się dzieje? – Luke ujął moją twarz w obie dłonie.

    – Źle się ostatnio czuję. Jestem przemęczona, to nic – mruknęłam. – Ashley wyjechała i dziś się ze mną dopiero skontaktowała – zapadła głucha cisza. Miałam wrażenie, że wszyscy przestali oddychać.

    – Pisała, gdzie jest? – Pierwszy oprzytomniał Mike.

    – Kiedy wróci? – Wtrącił się Ash.

    – Podobno zamieszkała z jakąś dziewczyną, która polubiła Chrisa i pomaga jej w opiece nad nim. Oprócz tego poznała też jakiegoś chłopaka, więc wątpię w jej szybki powrót do nas, ale nie twierdzę, że w ogóle nie wróci – odzyskałam siły, mogąc stanąć bez pomocy Alice.

    – Chłopaka? – Ashton wycedził przez zaciśnięte zęby, a w Luke'u się zagotowało.

    – Bo myślisz, że ty możesz się pieprzyć z Alice, a ona ma być do końca życia sama? – odwrócił się do niego, a Irwin znów zaczął się niebezpiecznie trząść.

    – Nie mówię, że ma być sama! – Zacisnął dłonie w pięści. – Ale wyjeżdża Bóg wie gdzie z MOIM synem – wskazał na siebie – poznaje obcego faceta, mieszka z obcą laską. Najprawdopodobniej zostawia pod jej opieką Chrisa, a sama łazi na imprezy! Luke, nie myl tych dwóch rzeczy. – Teraz do mnie dotarło, co kierowało Ash'em. Blondynka lubiła szaleć, a on był jej ogranicznikiem i teraz pozbawiona go, nie zazna umiaru. Przełknęłam ślinę.

    – Nie wiem, gdzie ona jest – odezwałam się cicho. Wszystkie pary oczu skierowane były na mnie. – Wiedziałam, że wyjeżdża. Napisała mi wiadomość, w której kazała nikomu nic nie mówić, że jedzie w bezpieczne miejsce, by przemyśleć wszystko. Napisała również, że to chwilowe, że nie planuje pozbawić Chrisa kontaktu z ojcem – wskazałam leniwie ręką na loczka. – Ashton, ona wróci.



[Rozdział 28]

    Od ostatnich wydarzeń minęły równo dwa tygodnie, a wszystko powoli w tym czasie wracało do normy. Luke znów czatował przy mnie przestraszony moim osłabieniem, które okazało się zwykłym przeziębieniem. Nawet postanowił przeprosić Alice i podziękować jej za opiekę nade mną wtedy, gdy on nie mógł. Byłam w takim szoku, że zmierzyłam sobie gorączkę w obawie przed halucynacjami. Ale to się wydarzyło naprawdę. Ashton odpuścił trochę, choć nadal widywałam go zdenerwowanego. Mike wrócił do swojego codziennego trybu pod tytułem: „opiekować się Roni". Bawiło mnie, jak łatwo wpadał w panikę, a że poród lada dzień, chodził za nią jak cień. Dziwie się, że ona to znosiła, ale widać, jak bardzo ta ciąża dodała jej siły woli. Ashley się nie odzywała, ale ja ją poinformowałam o wszystkim. Odblokowała po tym swojego twittera i resztę kont. Calum chyba najmniej przejmował się nią, bo z łatwością wrócił do codziennych zajęć. Jego praca pochłania go całkowicie, a Celesty zdawała się z tego cieszyć, bo nie spędzali każdej chwili razem. Dzięki temu skupiła się na college'u, do którego idzie od października wraz ze mną i Luke'm rzecz jasna. Calum ciągle się wahał, choć wysłał papiery i go przyjęli. Hemmo uparł się, że siłą go tam zaciągnie, bo nie pozwoli mu gnić w domu.

    Viv też zdawała się uspokoić. Najwidoczniej uporała się ze swoimi problemami sama, co tylko pokazało nam, jak silna jest. Ja ciągle rozmyślałam, kiedy spotkam Louis'a, za którym tak bardzo tęskniłam, a on nie dawał znaków życia.

    – Widziałaś? – Nagle do pokoju wparowała Celesty. Uniosłam zdziwiona brwi. Nigdy ot tak nie przychodziła do mnie, bo moja matka nie przepadała za nią.

    – Co takiego? – Zamknęłam książkę.

    ~Tweet~
@cleo915 Kochasie ;* @ashleynotcliff @dark_king *załącznik*



    Nie mogłam oderwać wzroku od zdjęcia. Po jej twarzy widziałam wyraźnie, że odpoczęła. Ten obok niej to ten Caleb? A ta dziewczyna to pewnie jej współlokatorka.

    – Ashton polubił tweeta! – Celesty wybuchła gromkim śmiechem. Mi nie było do śmiechu. Co, jeśli teraz zacznie się burza? Co, jeśli Ashton zacznie od niej żądać, by wróciła?


***


    Popołudnie chciałam spędzić w salonie, gdyż ojczym pracował, a matka siedziała u sąsiadki, pomagając jej w codziennych czynnościach. To przeurocza staruszka, więc byłam dumna z mamy. Viv również gdzieś wyparowała razem z piłką, którą widziałam w jej pokoju, więc miałam dom tylko dla siebie. A Alice wyszła na zakupy. Przygotowałam sobie kanapki i zasiadłam przed telewizorem.

    Już przeżuwałam pierwszą kanapkę, gdy rozległ się dzwonek do drzwi. Wstałam niechętnie, choć wolałabym zawołać, że jest otwarte. Wiedziałam jednak, że jest inaczej. Odłożyłam na stolik talerz, a w międzyczasie ktoś zadzwonił drugi raz.
    
    – Idę! – Krzyknęłam, kierując się do drzwi. Odkluczyłam je, a widząc, kto za nimi stoi, chciałam jak najszybciej je zamknąć, jednak jego ręka była szybsza.

    – Wynoś się! – Warknęłam, siląc się, by nie zemdleć albo nie puścić pawia.

    – Uspokój się, Maddy! Nie przyszedł cię gwałcić – wywrócił oczami. Czułam, jak zbiera mi się na wymioty, przypominając sobie tamtą noc.

    – Po co przyszedłeś? – Starałam się zagrodzić mu drogę, by nie wtargnął do środka. – Jeśli przyszedłeś przeprosić, to nawet nie próbuj, bo tego...

    – Zamkniesz się? – Ściągnął brwi. – Masz namiar do Louis'a? – Zamrugałam zszokowana.

    – C-Co?

    – Muszę się z nim skontaktować. To pilne, Maddy – pochylił się lekko, chowając ręce do kieszeni spodni. – Więc?

    – Nie mam. Zerwał z nami kontakt wieki temu – wysyczałam przez zaciśnięte zęby. – A teraz się wynoś!

    – Jak chcesz – odwrócił się na pięcie, wychodząc. – A! I pozdrów Jareda – posłał mi wredny uśmiech, znikając za rogiem.

    Zatrzasnęłam drzwi i zakluczyłam je szybko. Pobiegłam do łazienki, zwracając dzisiejsze śniadanie. To niesamowite, że na jego widok tak łatwo zaczęłam się stresować, bać i trząść. Spłukując, wyjęłam telefon z tylnej kieszeni spodni, wybierając numer do Celesty. Podkuliłam nogi, chowając się pod umywalką. Te przeczucie, że on nadal jest w moim domu, że wszedł, że może zrobić mi krzywdę...

    – Halo? – Usłyszałam głośną muzykę. – Chłopacy, przestańcie na chwilę! – Dopiero sobie przypomniałam, że Celesty co czwartki miała próby swojego zespołu.

    – J-Już nic – wydukałam, łkając.

    – Boże, Maddy... – usłyszałam coś dziwnego. – Co jest grane?

    – N-Nic. Wiesz, gdzie jest Luke? – Przetarłam policzki mokre od słonych łez.

    – Z tego, co wiem, to miał dziś pomagać Calum'owi segregować towar w hurtowni. Co się dzieje?

    – Już nieważne. Dziękuję, Cel – rozłączyłam się szybko, okrywając kolana ramionami.

    Ściskając telefon w dłoni, próbowałam się uspokoić i przekonać samą siebie, że w domu go nie ma. Słysząc po kilku minutach głośny trzask, podskoczyłam. Cofałam się na czterech do kąta. To niemożliwe. Zamknęłam drzwi.

    – Maddy?! – Ten głos mnie uspokoił, gdy zdałam sobie sprawę, że to Alice. Wstałam z podłogi i czym prędzej wyszłam z łazienki, spotykając rudowłosą w korytarzu całą podenerwowaną. – Cel zadzwoniła do mnie, że coś się z tobą dzieje, bo ani do Mike'a, ani Luke'a nie mogła się dobić.

    Podbiegła, zamykając mnie w szczelnym uścisku. Nie wytrzymałam i znów zaczęłam głośno szlochać.

    – Co się stało?

    Opowiedziałam jej wszystko, gdy uspokoiłam się, pijąc herbatę w salonie. Alice miała nieodgadniony wyraz twarzy. Pominęłam jedynie tę część, w której Harry wspominał o Jaredzie. Pomyślałam, że nie muszę przy okazji straszyć także jej. Zresztą nie miałam nawet odwagi wspominać o nim przy Ashtonie, który przyszedł dziesięć minut po Alice.

    – Powinnaś się zdrzemnąć – zaproponowała.

    – Nie – odparłam szybciej, niż planowałam. – Tu jest mi dobrze.

    Ostatnie wspomnienie z Harrym miałam właśnie z mojego pokoju w starym domu. Nie chciałam dziś sama zasypiać, więc modliłam się, by Luke zarezerwował tę nockę dla mnie.

    Ashton spojrzał znacząco na Alice, więc ta opuściła salon, zostawiając nas samych. Pod presją jego spojrzenia, musiałam swoje wbić w kubek herbaty opróżniony do połowy.

    – Powiesz mu. – To nie było pytanie.

    – Nie chcę go denerwować – mruknęłam cicho.

    – Zdenerwujesz, nie mówiąc nic – podparł sobie podbródek na pięści.

    – Ale... – Nagle usłyszałam, jak ktoś wchodzi do domu, ku mojemu zaskoczeniu była to mama z ojczymem.

    – Cześć, dzieciaki – Ashton wywrócił oczami, śmiejąc się lekko.

    – Dobry wieczór – odpowiedział mojej matce.

    – Coś się stało? – Zagadnął mężczyzna. – Macie skwaszone miny.

    – Nic. Jestem zmęczona, a Ashton czeka na Alice – wymusiłam uśmiech.

    – Skarbie, może jeszcze nie wyzdrowiałaś? – podeszła zaniepokojona.

    – Nie, to nie to. Nie spałam dzisiejszej nocy, czytając moją ulubioną książkę – tym razem uśmiech był szczery.

    – Rozumiem – skinęła głową. – Mimo wszystko powinnaś odpocząć, bo ostatnie dni wakacji, a potem do college'u. – Mogłabym przysiąść, że pisnęła w duchu.

    – Mamo, college mam dopiero w październiku – zaśmiałam się cicho, a intensywne spojrzenie Ash'a, wywiercało we mnie dziurę.

    – Dobrze, dobrze.


***


    Siedziałam w salonie tak długo, dopóki nie zasnęłam. Poczułam w pewnym momencie, jakbym była unoszona, co wywołało u mnie atak paniki. Szybko wybudziłam się ze snu, szarpiąc. Osoba, która mnie niosła, próbowała mnie jakoś uspokoić i przytrzymać, ale byłam zbyt przerażona widokiem Harrego.

    – Ciii, Maddy to ja! – Głos Luke'a wreszcie do mnie dotarł, przez co zaczęłam się uspokajać. Ciemność wypełniły światła z korytarza na górze. Zerknęłam tam, zauważywszy Alice i Ashton'a zaspanych. Siedziałam na schodach, trzęsąc się ze strachu. Luke kucnął przy mnie, patrząc w oczy z bólem.

    – Mówiłem, że powinnaś była mu powiedzieć – Ashton przetarł twarz ręką, wracając do pokoju. Alice zacisnęła usta w kreskę i również poszła w jego ślady.

    – O czym powiedzieć? – Luke ściągnął brwi.

    – Chcę... do pokoju – przylgnęłam do niego, tuląc się przeraźliwie mocno.

    – Madds... – słyszałam jego ból, spowodowany moim własnym.

    Zwinnie wziął mnie znów na ręce i zaniósł do pokoju. Delikatnie położył mnie na łóżku, zdejmując swoją bluzkę i rzucając ją na krzesło od biurka. Zasiadł na łóżku, podwijając nogę, by móc na mnie patrzeć.

    – Co powinnaś mi powiedzieć?

    Zagryzłam policzki od środka, bojąc się jego reakcji. Zaciskając ręce na prześcieradle i wykrztusiłam z siebie pierwsze słowa.

    – Dziś po południu ktoś mnie odwiedził – zamknęłam oczy, ale Luke nie śmiał dopytywać. Czekał na koniec. – Harry przyszedł i pyt...

    – KTO?! – Poderwał się z łóżka na równe nogi, a złość emanowała od niego.

    – P-Przyszedł po namiar do Louis'a. B-Bałam się, że nie wyjdzie, a ja byłam sama w domu. Nie wiem, jak mnie znalazł, a-ale tak bardzo się przeraziłam. – Z moich oczu zaczęły lecieć łzy. – Jednak nie przyszedł do mnie, tylko po mojego brata.

    – Kurwa, nie wierzę, że akurat dziś musiałem zostawić ten pierdolony telefon w domu. – Usiadł na nowo na łóżku, chowając twarz w dłoniach. – Dzwoniłaś do mnie, prawda?

    – Luke...

    – Dzwoniłaś. – Sam sobie odpowiedział, biorąc głęboki wdech. – Przepraszam, to się już nie powtórzy, obiecuje ci. On się do ciebie nie zbliży – złączył nasze czoła ze sobą.

    – Za często przepraszasz i obiecujesz – zaśmiałam się lekko.

    – Zdecydowanie. – Jemu jednak nie było do śmiechu. Słyszałam w jego głosie smutek i ból.

    – Nie masz za co, Luke – pocałowałam go lekko. – Tym razem, nie masz za co przepraszać.

    – Kocham cię, Maddy – umieścił swoją dłoń na moim karku, pogłębiając pocałunek. Czułam, że próbuje mi powiedzieć tym gestem, jak bardzo go boli, że dla niego jest za co przepraszać. Bałam się, że pewnego dnia będzie już zmęczony przepraszaniem i odejdzie...



[Rozdział 29]

    Siedząc u Luke'a na kanapie i oglądając nasz ulubiony serial, poczułam chwilową ulgę. On uśmiechał się i wydawał się nie myśleć o tym, co zaszło wczoraj. A ja widząc jego szczęście, sama zapomniałam o swoich problemach. Nagle jednak przeniosłam swój wzrok na jego półki i dostrzegłam w jednej ramce zdjęcie, gdzie był on i dwóch chłopaków. Dopiero sobie przypomniałam jedną z naszych pierwszych rozmów, gdzie wspominał o dwóch braciach. Wstałam z jego kolan i podeszłam do fotografii.

    – Co jest? – Zdziwił się.

    – Czy to – wzięłam ramkę do rąk – twoi bracia i ty?

    Zauważyłam, jak przez jego twarz przemknęły różne odczucia. Gdy jednak spojrzał w moje oczy, poczułam skurcz w żołądku. To był dla niego ciężki temat. Jego rodzina była jednym z zakazanych wątków do rozmów.

    – Tak – odparł, rozwalając się wygodnie w rogu kanapy z nogami na stoliku.

    – Nie myślałeś, by ich odwiedzić? – usiadłam obok niego.

    – Po co niby? – uniósł brwi, nie rozumiejąc.

    – No tak dla własnego spokoju? – Powrócił do oglądania TV. – Luke – wyłączyłam telewizor, by porozmawiać z nim poważnie. – Oni na pewno za tobą tęsknią. Wszyscy.

    – Nikt nie tęskni – warknął. – Nigdzie nie jadę.

    – Masz racje – zmierzył mnie wzrokiem – bo pojedziemy oboje – dodałam dumnie.

    – Co?! – Zakrztusił się ślina.

    – Pojedziemy razem, byś ty mógł się czuć spokojniej i ja przy okazji – uśmiechnęłam się szeroko.

    – Zwariowałaś chyba – pokręcił głową, zrzucając nogi na podłogę.

    – Nie. Mi przyda się wyjazd stąd na chwilę, by odreagować – wzięłam wdech. – A tobie spotkanie z rodziną również dobrze zrobi.

    – Nie wiesz, co mówisz.

    – Zrób to dla mnie, jeśli nie chcesz dla siebie – chwyciłam go za rękę, a on spojrzał na nią. – Zobaczysz, że mam racje.

    – To nie takie proste wrócić do piekła, w którym się żyło pod nadzorem i wzrokiem pełnym pogardy – ścisnął moją dłoń. – Nie wiesz, co mówisz, naprawdę – spojrzał w moje oczy smutno.

    – Wiem. Pewnie sobie myślisz, że robię to, by uciec od własnego piekła, staczając cię do własnego, ale to nie prawda.

    – Nie myślę tak – odparł szybko.

    – To zrób to dla mnie i mi zaufaj – usiadłam na jego kolanach, a on oparł się wygodnie na kanapie.

    – Pod warunkiem, że jeśli jednak będę czuł się źle, wynajmujemy hotel i nie wracamy już nigdy do rozmowy o mojej rodzinie. – To była wysoka cena, zważywszy, że nie miałam pewności czy nie wymyśli czegoś.

    – Ok. Liczę, że mnie nie oszukasz i postarasz się wytrzymać – pogroziłam mu palcem.

    – Nigdy bym cię nie oszukał, Maddy – pocałował moją rękę.

    – No to się cieszę z kompromisu – cmoknęłam go w usta, zarzucając ręce na jego szyje. Uśmiechnął się, kręcąc głową.

    – Dlaczego tylko ja muszę iść na widoczne kompromisy? – uniósł jedną brew.

    – Bo lubisz mnie przepraszać, więc to oczywiste, że znów mnie przerosisz, mówiąc, że miałam rację – dmuchnął mi miętowym oddechem w twarz, śmiejąc się.

    – Oj tak, kocham cię przepraszać – przycisnął mnie do siebie.



[Rozdział 30]

    Już tydzień później oboje siedzieliśmy w samolocie do Sydney, by odwiedzić rodzinę Luke'a. Ledwo obudził się tego ranka, a już nie tryskał optymizmem. Gdy koło ósmej w jego domu pojawili się chłopacy, już wiedziałam, po co przyszli. Michael często rzucał mu docinki, by jeszcze bardziej blondyn znienawidził ten dzień. Ashton'a bawił zdenerwowany Luke, który usilnie starał się uśmiechać. Calum podobnie jak Mike dogryzał na każdym kroku, aż Luke nie wytrzymał i rzucał w nich, co wpadło mu w ręce.

    Na szczęście siedzieliśmy już w samolocie i chłopak mógł się zrelaksować, choć chyba nie było to takie proste. Trzymając nasze ręce splecione, czułam, jak od czasu do czasu gwałtownie ściskał mocniej moją dłoń. Mogłam się tylko domyśleć, że to powód na wspominania z jego domu rodzinnego. Oparłam głowę o jego ramię, będąc pewną, że to w jakiś sposób mu pomoże.

    – Nienawidzę ich – szepnął nad moim uchem. Uśmiechnęłam się lekko.

    – Dlaczego?

    – Zniszczyli doszczętnie początek i tak chujoweo dnia – westchnął szybko.
    
    – Ej – podniosłam głowę, by musnąć nosem jego nos. – Będzie dobrze.

    – Chyba tylko dlatego, że będziesz obok i zamiast gapić się na nich, będę gapił się na ciebie – wyszczerzył się głupkowato.

    – Zabawne – wywróciłam oczami.

    – „Dziewczyna zmusiła cię do odwiedzenia mamusi? Ojoj..." – udawał głos Mike'a. – Powiedział ten, co biegał do mamusi, gdy tylko zadzwoniła, a gdy poznał Roni, to wyrzekł się mamusi.

    – Serio? – spytałam rozbawiona.

    – Tak było.

    Rozluźnił się, aż w końcu udało mu się zasnąć. Skoro do tego doszło, oznaczało to tylko jedno. W nocy musiał długo rozmyślać, jak potoczy się ten dzień.

    Gdy dolecieliśmy na miejsce, Luke zamówił dla nas taksówkę, a ja w tym czasie powiadomiłam wszystkich, że dolecieliśmy do celu. Przez przypadek dostrzegłam też nowe zdjęcie Ashley, na którym był również Chris.

    ~Tweet~
@ashleynotcliff Mój synek xx *załącznik*



    Zawołałam Luke'a, by pokazać mu urocze zdjęcie. Uśmiechnął się pod nosem.

    – Wiedziałem, że nie jest taka głupia, za jaką ma ją Ash.

    Zgodziłam się z nim, choć sama w nią powątpiewałam. Ashton tęsknił za synem, więc pomyślałam, że powinnam pogadać z nią i namówić na spotkanie z Ashton'em.

***

    Dopiero po wyjściu z taksówki pod dawnym domem Luke'a, zaczęło to być dla mnie stresujące. Nie znałam tych ludzi, a jedynie jego braci i to ze zdjęcia. Wypuściłam powietrze ze świstem, gdy Luke objął mnie ramieniem i pocałował w skroń.

    – To był twój pomysł, kochanie – zakpił, wyczułam to. – Musisz przez to przejść.

    By mu się odgryźć, chwyciłam swoją torbę na ramię pewniej i ruszyłam jako pierwsza do drzwi. Chłopak stał chwilę jak słup, ale szybko do mnie dołączył ewidentnie zły, że nie zrezygnowałam. O nie! Ja nigdy nie zrezygnuje. Stanęliśmy pod drzwiami, a ja drżącą ręką sięgnęłam do dzwonka. Pociągnęłam Luke'a, by to jego pierwszego zobaczyli. Syknął pod nosem i już chciał mnie skarcić, ale drzwi się otworzyły. Spojrzałam na chłopaka, który przypominał mi jednego ze zdjęcia. To musiał być jego brat. Ściągnął brwi, patrząc raz na mnie, a raz na Luke'a, jakby nie do końca wiedział, kim jesteśmy. Mój chłopak za to wpatrywał się na mnie, bojąc zerknąć na tego, kto otworzył drzwi. Zdjęłam mu kaptur, by szybciej go poznano i odwróciłam przodem do jego brata. Ten rozchylił usta w lekkim szoku.

    – L–Luke? – zmierzył go od stóp po czubek głowy. – Jezu, brat – przylgnął do blondyna, zamykając w uścisku. Potarłam ramiona, napawając się tym widokiem. Szok Luke'a i radość jego brata były czymś naprawdę cudownym. Widać było, że młody Hemmings nie spodziewał się takiego powitania, a starszy cieszył się na widok brata.

    Gdy się od siebie odsunęli, przeniesiono wzrok na mnie.

    – A któż to? – Uśmiechnął się ciepło. Już chciałam się odezwać, gdy Luke mnie przyciągnął do siebie ramieniem, jakby chciał wyznaczyć pewne granice.

    – To moja dziewczyna Maddy – przedstawił mnie. – Maddy, to mój brat Jack.

    – Miło poznać – podał mi dłoń, a ja ją ujęłam. – I wow! Mało tego, że przyjeżdżasz, to jeszcze przedstawiasz nam swoją dziewczynę! Wchodźcie – zrobił przejście, a ja musiałam pociągnąć lekko Luke'a, by wszedł do środka.

    – Nie ma odwrotu, jak już tu wejdziemy – szepnął mi na ucho w momencie, kiedy przekroczyliśmy próg. Syknął pod nosem, ale twardo nie chciał pokazać mi swojej złości, zapewne na mnie.

    Usłyszeliśmy zamknięcie za nami drzwi, a obok nas szybko pojawił się Jack.

    – Wejdźcie do salonu, a ja zawołam matkę – Luke ściągnął brwi, jakby nie rozumiejąc czegoś.

    Weszliśmy do salonu, bo Luke doskonale znał układ pomieszczeń w tym domu, dlatego Jack zostawił nas samych. Usiedliśmy na beżowej kanapie, ale Luke zdecydowanie był pochłonięty głębokim rozmyślaniem. Chciałam go objąć, ale do salonu szybko wkroczyła kobieta średniego wzrostu o lokowanych blond włosach. Jego matka. Chłopak spiął się i odwrócił na nią wzrok.

    – Synu... – kobieta zakryła sobie usta dłonią, a młody Hemmings wstał. Podeszła do niego szybko i przytuliła, a mnie znów uderzyła fala szczęścia. Zupełnie jakbym przeżywała te wszystkie emocje razem z nimi. Jack stał w progu salonu i opierał się o framugę z lekkim uśmiechem.

    – Witaj, matko – wzdrygnęłam się na jego szorstki i oficjalny ton. Przełknęłam ślinę, a kobieta się w tym czasie odsunęła. Jej wzrok szybko powędrował na mnie, a jej brwi się ściągnęły.

    – Mamo, nie uwierzysz! – Do pomieszczenia pewnie wkroczył starszy brat Luke'a. – Luke przyjechał przedstawić nam swoją miłość.

    Luke spojrzał na mnie z miną w stylu: „zabierz mnie stąd". Nie miałam jednak takiego zamiaru, dopóki nie powiedziałby tego na głos. Taka była umowa.

    – Jestem Maddy – przedstawiłam się, uśmiechając ciepło. Kobieta jakby ucieszyła się na ten gest.

    – Witaj, skarbie. Jestem Liz – przytuliła mnie do siebie niepewnie.

    – Miło mi panią poznać – odsunęłyśmy się od siebie, a Luke od razu splótł nasze palce ze sobą. Kobieta spojrzała na nasze dłonie i uśmiechnęła się sama do siebie.

    – Usiądźcie, zrobię coś do picia, a Jack – zwróciła się do syna – dzwoń po brata.

    – Jak przyjedzie – zaśmiał się, wyjmując telefon.

    – W tym domu wszyscy czekaliśmy na ten dzień – wróciła do nas wzrokiem. Usiedliśmy na kanapie, a oddech mojego chłopaka nie był równy.

    – Wszystko ok? – pogładziłam wierzch jego dłoni kciukiem.

    – Mamy tu wytrzymać dwa dni? – spojrzał na mnie błagalnie.

    – Tak, kochany mój – wytknęłam mu język.

    – Nie przeproszę cię – wyczułam, że wcale nie żartował. Nie czuł się tu dobrze, ale obiecałam sobie, że zrobię wszystko, by poprawić mu humor.







~awenaqueen~


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz