sobota, 23 października 2021

Talks with Lover Cz.1-10



[Rozdział 1]

awenaqueen:
Mike?

rainbow.unicorn:
Co?

awenaqueen:
Coś ty Roni zrobił?

rainbow.unicorn:
Tylko bliźniaki spłodziłem, a co?

awenaqueen:
Ha, ha, kisne -,-
A tak poważnie?

rainbow.unicorn:
A tak poważnie to powiedziała, że organizuje dziś babski wieczór, wywaliła mnie ze swojego domu i teraz uroczyście oświadczam, że ja ci Hemmo zabieram po drodze, zgarnę azjate i może Irwina. Nie lubię was.

awenaqueen:
Ale Mike? Myślę, że powinieneś wrócić.

rainbow.unicorn:
Po co? Znów mnie wygoni, a wiem, że kobiet w 3 miesiącu ciąży nie wolno denerwować.

awenaqueen:
Mike, ja poważnie mówię.
Piszę*

rainbow.unicorn:
No ale zorganizowała babski wieczór, co ja mam z wami babami robić?

awenaqueen:
Nikogo nie ma. Zacznijmy od tego, że zadzwoniła do mnie i była smutna. Kazała kupić niezdrowe żarcie i dziwne dodatki, a teraz te jedzenie połączyła z dodatkami. Mike, wracaj natychmiast!

rainbow.unicorn:
Ale... ;-;
Wygoni mnie, Maddy ;-;
Ja bardzo bym chciał z nią siedzieć, nawet całymi godzinami, dniami, nocami, ale ona mi nie pozwala.
Więc to nie takie proste.

awenaqueen:
*załącznik*

rainbow.unicorn:
Kurwa, już wracam...

rainbow.unicorn is offline...

awenaqueen:
Gorzej niż z dziećmi, a niedługo prawdziwe się pojawią.
Meh.

awenaqueen is offline...



[Rozdział 2]

    /Początkowe rozdziały to skakanie w czasie, co mam nadzieję, zauważycie\

@poniesforever Już niedługo przyjdzie na świat! @ashleynotcliff

    ~Komentarze~
@ashleynotcliff @poniesforever Zaraz dostanę pierdolca, jak ktoś przypadkowy zacznie dotykać mojego brzucha -,-
@poniesforever @ashleynotcliff To nikt obcy tylko mój i chłopaków dobry znajomy z branży. Przewrażliwiona jesteś, Ash ;*
@ashleynotcliff @poniesforever Mogłabym to samo rzec, gdy chowasz każdy alkohol przede mną. Goń się.
@poniesforever @ashleynotcliff A wczoraj mówiłaś co innego ;)



[Rozdział 3]

penguinboy:
Maddy, nie dam rady dziś wrócić na noc.

awenaqueen:
Co? Czemu? Znowu?
Luke, co się dzieje?

penguinboy:
Nic ważnego dla ciebie, spokojnie.
Rano dam znać jak będę w domu.

awenaqueen:
Ok, ale wiedz, że dziś nocuje u ciebie.

penguinboy:
Czekaj, co?
Dlaczego?

awenaqueen:
A masz coś do ukrycia?

penguinboy:
Niby co?

awenaqueen:
Nie wiem, dziwnie zareagowałeś. Jeszcze niedawno cieszyłbyś się, że wole przesiadywać u ciebie w domu. Ciekawe kto mi zaproponował wprowadzenie?

penguinboy:
Maddy, to nie tak.

awenaqueen:
Och, no rajca! To ta sama osoba, która już tydzień po złożonej propozycji zaczęła mieć "ważne sprawy", zaczęła znikać na całe dnie i noce, och, no i o dawaniu jakiegokolwiek znaku życia nie wspomnę!

penguinboy:
Po co mam ci o tym mówić, skoro to nie dotyczy ciebie tylko mnie?

awenaqueen:
W tym problem. Mnie kontrolujesz cały czas, ale gdy ja się zaczynam martwić o ciebie, to jedyne co dostaję, to krzyki i wybuch kłótni.

penguinboy:
Boże, Maddy, źle to odbierasz.

awenaqueen:
Przestane może w ogóle odbierać?
Wiesz co, sam się odezwij, jak ci się przypomni, że masz DZIEWCZYNĘ, o ile w ogóle jeszcze coś to dla ciebie znaczy.

penguinboy:
Przeginasz. Kocham cię i dlaczego w ogóle... Jak możesz twierdzić, że już nic dla mnie to nie znaczy?! Bo nie było mnie kilka razy w domu?

awenaqueen:
Kilka razy?! KILKA RAZY?!
Jebane pięć miesięcy, nazywasz KILKA RAZY?!

penguinboy:
Przestań...

awenaqueen:
Tak, Luke.
Tyle minęło od kiedy słusznie zrobiłam odmawiając wspólnego mieszkania. Siedziałabym sama w domu. Rób co chcesz, nie interesuje mnie to zresztą.

penguinboy:
Maddy...

awenaqueen is offline...

penguinboy:
Kurwa mać, Maddy wracaj!



[Rozdział 4]

rainbow.unicorn:
Wyjebał ktoś ci kiedyś krzesłem w ryj?

penguinboy:
Nie mam czasu na twoje gierki, Clifford.
Mów, czego chcesz.

rainbow.unicorn:
Słyszałem od Roni. Co ty do kurwy odwalasz?! To, że znikasz na kilka dni zdążyłem samemu zauważyć, ale żeby tak traktować Madds?

penguinboy:
To ukryta kamera? Uwzięliście się na mnie?

rainbow.unicorn:
Ty nawet problemu nie widzisz... Co się stało ze starym Hemmo, który za zbliżenie się do Maddy wjebałby na poczekaniu?!

penguinboy:
Nie wiem, może ufa swojej dziewczynie?

rainbow.unicorn:
Stary, jeśli dziś nie wrócisz i tego nie naprawisz, to ja nie wiem, czy dalej możesz ją nazywać SWOJĄ.
Nie żartuję.

penguinboy:
Dzięki, Mike.

rainbow.unicorn:
No problemo, amigos.
Tylko pogodzić mi się, bo cholera, nie mam ochoty patrzeć jak ona cierpi przez ciebie baranie jeden ty!

penguinboy:
Już, przecież wsiadam do auta. Dasz mi prowadzić?

rainbow.unicorn:
Of kors, lejdis.

penguinboy:
Odjebało ci na tle ojcostwa.

rainbow.unicorn:
To będą soł słit maj bej bis, bycz!



[Rozdział 5]

    Położyłam się do łóżka Luke'a, którego bardzo mi brakowało. Wyjeżdżał, nawet się nie odzywał, już nie. Gdyby nie Roni i Mike, to pewnie skazana byłabym na samotność. Olivia zrobiła się strasznie skryta, a matka stała się pracoholiczką. Czasem się zastanawiałam, czy nie dzieje się z nią to samo co z ojcem. Ojciec... Muszę w końcu pojechać na cmentarz i z nim porozmawiać. Brakowało mi go... Mieszkanie z matką nie było złe, wręcz przeciwnie. Nawet niedługo wybieraliśmy się na piknik, zastanawiałam się, czy Luke znalazłby czas? Pewnie nie. Od sylwestra był taki... strasznie tajemniczy, a czasem nawet zły na wszystko.

    Gdy powoli moje powieki się zamykały, usłyszałam skrzypnięcie drzwi od pokoju. Przestraszyłam się. Nikt nie miał klucza do domu, więc jak? Tajemnicza osoba zaczęła się rozbierać, a już chwilę potem poczułam, jak zajmuje miejsce obok mnie. Nakrył mnie szczelniej kołdrą, ale sam się nie położył. Czyżby...

    – Luke? – spytałam niepewnie.

    – Nie śpisz? – Zdziwił się, a może bardziej przestraszył?

    – Jak widać. – Odwróciłam się do niego przodem. – Co ty tutaj robisz?

    – Mieszkam, zdaje się – zaśmiał się, ale widząc moją minę, spoważniał. – Maddy, wiem, nawaliłem. Miałem sporo spraw na głowie, ale obiecuję, że od dziś będę częściej przy tobie.

    – Luke, to nie o to chodzi. – Usiadłam. – Nagle wyjechałeś, nie odzywałeś się, a gdy próbowałam ci to uświadomić, nie starałeś się nawet zrozumieć. To nie mój Luke. – Pokręciłam głową i oplotłam nogi ramionami.

    – Przepraszam... – Schował głowę w zagłębieniu mojej szyi. – Powiedz, że nie spieprzyłem tak bardzo i jest szansa, że mi wybaczysz...

    Popatrzyłam na niego, rozmyślając. Nie wiem czemu, ale coś mi nie pasowało, może to tylko moje wymysły, ale jego słowa miały dla mnie drugie dno.

    – Wiele dla mnie znaczysz, nie chcę cię stracić, ale jeśli to ja coś robię nie tak, to...

    – Co ty bredzisz? – oburzył się. – To jest w pewnym sensie praca i nie ma z tobą nic wspólnego.

    – Ja myślę.

    Przytuliłam się do niego i poczułam to, czego było mi brak ostatnio... to ciepło. Trwaliśmy w tym uścisku, dopóki nie zadzwonił mój telefon. Zdziwiony podał mi go z szafki nocnej.

    – Jest po północy. Kto i czego chce? – spytał.

    – Ashton? – powiedziałam, spoglądając na ekran. – Coś się stało? – Przyłożyłam słuchawkę do ucha.

    – Nawet nie wiesz jak wiele. Zaraz dostane zawału, nie sądziłem, że aż tak będę panikował – mówił cały zdyszany i zdenerwowany.

    – Ale co się dzieje, Ash?

    – Wiem, jest późno, ale Mike ma wyłączony telefon, a Calum uprzedzał, że idzie z Cel do klubu. Byłaś ostatnią osobą dostępną na liście. – Przewróciłam oczami.

    – Ignorujesz mnie całkowicie – mruknęłam.

    Luke odebrał mi telefon zdenerwowany.

    – Ashton, przeszkadzasz. – Zmienił się albo po raz kolejny miałam urojenia. – Co?

    Złagodniał. Czyżby jemu zdradził powód dzwonienia do mnie?

    – Co mówi?

    – O–Ok.

    Rozłączył się.

    – LUKE! – krzyknęłam, by go wybudzić. – Co się stało?

    – Ashley... zdaje się, że...

    – Boże... – zaczynałam panikować.

    – Że jest na porodówce. – Uśmiechnął się, a ja dostałam palpitacji serca.

    – O boże! Nie strasz mnie tak. – Uderzyłam go, co tylko go rozbawiło. – Myślisz, że możemy teraz jechać?

    – Raczej nie. Pojedziemy rano, wyluzuj. – Wywrócił oczami. – Chodźmy spać, miałem długą podróż.

    – Och, racja, przepraszam. – Zrobiło mi się głupio.

    – Nie masz za co. – Pocałował mnie w czoło, zmuszając do położenia się.



[Rozdział 6]

    ~Tweet~
@rainbow.unicorn aaaaa jestem wujaszkiem! @ashleynotcliff *załącznik*

    ~Komentarze~
@poniesforever @rainbow.unicorn Jeszcze chwila, a będziesz ojcem ;)
@rainbow.unicorn @poniesforever No wiem!! AAAAAAAA!

~*~

    Czytałam tweeta i uśmiechałam się pod nosem. Byliśmy właśnie w drodze do szpitala, by sprawdzić, jak się mają. Ashley urodził się chłopiec. Ciekawiło mnie, jakie imię mu wybrali. Ashley twierdziła, że ma już wybrane od samego trzeciego miesiąca ciąży, ale nie kazała o tym wspominać Ashton'owi. Możliwe, że chciała postawić na swoim, jak zawsze zresztą.

    Wysiedliśmy z auta i w milczeniu przebyliśmy drogę do sali, w której leżała dziewczyna. Zastanawiałam się, o czym myśli Luke, bo myślami na pewno nie był ze mną. Weszłam do pomieszczenia, które było znacznie przytulniejsze niż inne, co jak co, ale byłam już w szpitalu. Ashley trzymała dziecko na rękach i wgapia się w nie jak w obrazek z szerokim uśmiechem. Jeszcze nigdy nie widziałam jej w takich stanie. Włosy miała spięte w koka, ale kilka kosmyków odmówiło posłuszeństwa i błąkało się przy jej twarzy.

    – Wiedziałam, że tak będzie – szepnęłam, by nie obudzić dziecka.

    Podeszłam do łóżka, a Ash spojrzała na mnie ze ściągniętymi brwiami.

    – Co?
    
    – Mówiłam, że je pokochasz* – pochyliłam się lekko nad nią.

    – Pf, idź stąd – wywróciła oczami, ale uśmiech nawet na chwile nie schodził z jej twarzy.

    – Jest śliczny – usiadłam na skrawku łóżka, a Luke cały czas czaił się z tyłu.

    – No, ma to po mnie – zaśmiała się.

    – Wybraliście jakieś imię? – Spytałam ciekawa, a chłopiec chyba zaczynał się wybudzać.
    
    – To chyba oczywiste – prychnęła. – Wybrałam Christopher i Ash nie ma nic do gadania.

    – Aniołek? – Zauważyłam.

    – Mam przeczucie, że nie będzie grzecznym dzieckiem po moich genach i ojca. – No w sumie...

    Spojrzałam na Luke'a, który zdawał się wrócić na ziemię. Wgapiał się w dziecko z nieodgadnioną miną. Ciekawe, co mu chodziło po tej głowie dzisiaj.

    Posiedzieliśmy u Ash jeszcze chwilę. Dowiedziałam się, że ze szpitala wychodzi za dwa dni, w sumie dobrze. Mam nadzieję, że pomiędzy nimi wszystko się ułoży, byleby tylko Alice się nie wpieprzała więcej w życie żadnego z nas.



[Rozdział 7]

rainbow.unicorn:
Wracam już do domu <333

ilovesleepx:
To się zawróć, bo zjadłabym ciastka z czekoladą.

rainbow.unicorn:
Kupiłem *v*

ilovesleepx:
A mleko czekoladowe masz?

rainbow.unicorn:
Yup.

ilovesleepx:
Skąd wiedziałeś? O.o

rainbow.unicorn:
O nic innego nie prosisz od ostatniego czasu. Czasem przeplata to się z innymi rzeczami, a ja po prostu kupiłem wszystko, czego byś sobie nie zażyczyła ;*

ilovesleepx:
Awww

rainbow.unicorn:
Wystarczy: „Kocham cię najwspanialszy Michael'u" <3

ilovesleepx:
Upadłeś na głowę chyba ;*

rainbow.unicorn:
Ał :(

ilovesleepx:
Psie! Ja wiem!

rainbow.unicorn:
Co takiego?

ilovesleepx:
Niedługo bal maturalny!

rainbow.unicorn:
Idziemy? :O

ilovesleepx:
Jak już to ja bym poszła, nikt ciebie nie zaprosił ;)
Ale gdzie ja się z tym brzuchem pokaże, oszalałes?!

rainbow.unicorn:
Ja tam kocham tych co są w brzusiu <3 I tą która nosi pod sercem te dwie istotki.

ilovesleepx:
Och, Mike, to było...
WOW.
Czasem potrafisz powiedzieć coś, co mnie rozczula ;-;
Głupia ciąża...

rainbow.unicorn:
Nie zwalaj na hormony, wiem, że to nie ich sprawka ^_^

ilovesleepx:
Cokolwiek -,-
O! Kup mi herbatę w granulkach.

rainbow.unicorn:
... żartujesz?

ilovesleepx:
Nope :D
Ałsz ;(

rainbow.unicorn:
Przecież nic nie napisałem.

ilovesleepx:
Kopnęło mnie *^*

rainbow.unicorn:
TO SYN, TO MÓJ SYN, NA PEWNO TO SYN, WIEM BO TO TYLKO MÓGŁ BYĆ MÓJ SYN OKEY?!

ilovesleepx:
=.........=

rainbow.unicorn:
Dobra, wrócę po tę herbatę, ale o co cho z tym balem?

ilovesleepx:
A! Bo postanowiłam, że Maddy na pewno pójdzie, więc w sumie czemu by nie zrobić z niej bóstwa? :3

rainbow.unicorn:
Chcesz, by mi siostrę w szkolnym kiblu zgwałcili? Ubierzemy ją w worek na ziemniaki ew wgl nie pójdzie :D

ilovesleepx:
Gordon, kwestionujesz zdanie matki, która nosi pod sercem jedno kochane dziecko i drugie twoje?

rainbow.unicorn:
Ranisz ;/

ilovesleepx:
Bo to niemożliwe, by jedno było normalne spłodzone przez ciebie, no proszę cię ;/

rainbow.unicorn:
Bo drugie to twoje.

ilovesleepx:
Gordon, jutro wychodzę

rainbow.unicorn:
COOOOOOO
GDZIE?!

ilovesleepx:
Na zakupy z Maddy downie.

rainbow.unicorn:
Jadę z wami.

ilovesleepx:
:))))))))))))))))

rainbow.unicorn:
Ale

ilovesleepx:
:))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))

rainbow.unicorn:
Ok, niech ci będzie, ale przestań już ;;-;;

ilovesleepx:
Kochany mój, kotuś <3



[Rozdział 8]

    Od rana krzątałam się po kuchni Luke'a, słuchając radia. Nuciłam pod nosem piosenkę, która miała już swoje lata, ale nadal była świetna. Mieszanie w garnuszku przerwało mi urządzenie leżące na blacie obok mnie. Wzięłam je do ręki i sprawdziłam, któż to się do mnie dobija od rana.


Od: Roniacz
Ty + Celesty + Ja = wychodzimy na shopping!

Do: Roniacz
O której?

Od: Roniacz
Proponujemy dziesiątą w centrum. Pasuje?

Do: Roniacz
No ok.



    Odłożyłam telefon na miejsce i powróciłam do przerwanej czynności. Nagle poczułam, jak Luke oplata swoje ręce przez mój brzuch. Uśmiechnęłam się na ten gest, a gdy przyciągnął mnie bliżej siebie, parsknęłam śmiechem.

    – Luke, co ci jest? – Spytałam.

    – Kocham cię, wiesz? – Położył podbródek na moim ramieniu.

    – Nie wiem, wolę się upewniać, że tak jest – zaśmiałam się, wyłączając palnik.

    – No wiesz? – Udał urażonego.

    – Siadaj do stołu, śpiochu – przewróciłam oczami. – Za godzinę muszę wyjść.

    – Dokąd? – Spytał, ściągając brwi.

    – Nie wiem – wzruszyłam ramionami. – W każdym razie możliwe, że nie wrócę do wieczora. Masz jakieś plany? – Nagarnęłam na łyżkę swoje płatki.

    – Coś się znajdzie. Poza tym... – zagryzł kolczyk – będę musiał niedługo pojechać do klienta, któremu naprawiłem laptopa, ale zabrałem ze sobą w pospiechu tutaj.

    – Och... – kiwnęłam, że rozumiem. – Kiedy jedziesz?

    – Jutro chyba. Im szybciej, tym lepiej, tak myślę – widziałam, że denerwuje się, czy nie naskoczę na niego.

    – Nie mam nic przeciwko pod warunkiem, że się odezwiesz do mnie – spojrzał na mnie zadowolony.

    – Przecież obiecałem poprawę – pocałował mnie w policzek. – Poza tym, tęskniłem za twoim gotowaniem.

    – Bo jakbym była mistrzem – zaśmiałam się.

    Po skończonym posiłku pozmywałam, a Luke poszedł do pokoju. Wytarłam dłonie w ściereczkę i postanowiłam iść się przygotować do wyjścia. Ciekawiło mnie, co dziewczyny wymyśliły, aż dziw, że Mike puścił Roni, ale z drugiej strony ona była zbyt stanowcza podczas tej ciąży. Uśmiechnęłam się na myśl, ile się u nas wszystkich pozmieniało. Maj, prawie rok temu wszystko się zaczęło. Ja poznałam Luke'a, Ashley i jej problemy. Potem Roni poznała Mike'a, a na koniec przypadkowe spotkanie Celesty. Wszystko zapowiadało się na normalne życie nastolatków, a tymczasem Ashley urodziła Chrisa, Roni jest w ciąży bliźniaczej, a ja i Celesty zdajemy się żyć tak, jak się powinno w naszym wieku.

    – Wychodzę do Mike'a – Luke pocałował mnie na odchodne w policzek i zniknął szybko. Czemu wyczułam coś dziwnego?

    Ostatnio nic tylko te „dziwne" przeczucia, że coś jest z nim nie tak. Wrócił, ale to nie jest ten sam Luke, którego pokochałam, co nie oznacza, że do tego nic nie czuł. To dziwne, ale... on wydawał się mi kimś obcym. Mimo że śpimy w jednym łóżku, to to nie było to samo, co kiedyś. Nie czułam jego bliskości w nocy, jakbyśmy byli czterdzieści lat po ślubie, a ten ogień zgasł.

    Wyszłam z domu i zakluczyłam go. Przeczuwałam, że matka znów mnie ochrzani, że w domu bywam od święta, ale miałam dziewiętnaście lat, powinna mieć na uwadze moje dorastanie... zawsze mogło być gorzej. Zawsze mogłam być w ciąży, nie? Niebywanie w domu to jest jeszcze małe piwo. Słońce zaczęło razić mnie w oczy, więc zaczęłam przeszukiwać torebkę w celu znalezienia okularów przeciwsłonecznych. Niechcący na kogoś wpadłam przez moją nieuwagę jak zawsze.

    – Przepraszam! – Odezwałam się pierwsza, podnosząc głowę do góry.

    Chłopak znacznie wyższy ode mnie i ubrany raczej luźno. Szara koszulka na krótki rękaw i ciemne dżinsy. No i na nosie to, czego tak usilnie potrzebowałam, że aż na niego wpadłam. Zsunął lekko okulary z nosa, przyglądając mi się badawczo.

    – Nie ma za co – uśmiechnął się, a po moim ciele przeszły przyjemne dreszcze. Dlaczego tak zareagowałam...? – Ale w ramach rekompensaty może kawa?

    – Am... Ja się właściwie teraz śpieszę – pokazałam ręką kierunek.

    – Nie musi być teraz – zaśmiał się. – Daj swoją komórkę, to zapisze ci mój numer. Daj znać, kiedy będzie ci pasować.

    Nie wiem, dlaczego spełniłam jego prośbę. Wpisał mi swój numer, a następnie oddał moją własność. Przełknęłam ślinę, nie wiedząc, co mam zrobić.

    – Tak w ogóle jestem Jared – wyciągnął w moją stronę rękę, a ja byłam przekonana, że to imię jest mi skądś znane.

    Uścisnęłam mimo wszystko jego dłoń.

    – Maddy – posłałam lekki uśmiech.

    – No to do zobaczenia – minął mnie, a ja chwilę stałam, zastanawiając się, skąd znam to imię.

    Po kilku minutach drogi dotarłam na umówione miejsce. Zauważyłam, jak Roni sączy shake'a, rozmawiając z Celesty, której najwidoczniej słońce niegroźne. Ta czerń mówiła, że nie lubi się z wielką gwiazdą dającą popalić. Doszłam do dziewczyn.

    – Hej wam – machnęłam ręką. – Co panie chciały?

    – No hej – przywitały się.

    – Mamy teoretycznie połowę maja i wpadłam na pomysł, by zaopatrzyć waszą dwójkę w super kiecki na bal maturalny! – Pisnęła uradowana z tego pomysłu.

    – Że co ty do mnie mówisz? – Celesty prawie spadła z krzesła.

    – Oj no – przewróciła oczami – nie mówcie mi tylko, że nie idziecie, bo was zabije – groziła palcem, a ja zastanawiałam się, co odpowiedzieć. – To, że ja nie mogę iść, to wina Mike'a, ale was tam siłą doprowadzę!



[Rozdział 9]

ashleynotcliff:
Jestem na was obrażona do śmierci.

awenaqueen:
O co ;/

moonlush:
O to, że nikt jej nie odwiedza.

ashleynotcliff:
Zabawne, ale nie.

awenaqueen:
;-;

ilovesleepx:
Wyżal się przyszłej matce, matko obecna <3

moonlush:
Liże dupę.

ashleynotcliff:
To liż dalej.
Jestem zła, bo nie zabrałyście mnie na zakupy, a mogłyście chociaż poczekać z nimi ;-;

awenaqueen:
To Roni!

ilovesleepx:
Och...

moonlush:
A ty idziesz?

ashleynotcliff:
Pfff jasne, że tak =..=

ilovesleepx:
DA SIĘ NAPRAWIĆ!

awenaqueen:
Idziemy za kilka dni po sukienkę dla ciebie :3

moonlush:
Przecież ona się nie uczy w naszej szkole, by mogła pójść. Ani jej chłopak. Ludzie, co wy pierdolicie?

ilovesleepx:
Ej no właśnie!

awenaqueen:
Myślicie, że Alice idzie?

moonlush:
Chyba zrzygam się na jej widok.

ashleynotcliff:
Znajdę sobie partnera, nie bójcie nic.
To idziecie ze mną po kieckę?

awenaqueen:
Yup :3

moonlush:
Niech stracę, ale wiedz, że zakupy z nimi to jakiś koszmar.

ilovesleepx:
Udam, że tego nie napisałaś. Dobrze, że chrzestną będzie Maddy :")

moonlush:
Idź sprawdź czy nie ma cię za drzwiami.

ashleynotcliff:
Czy one się nie lubią? Chyba gubię się w relacjach przyjaciół >.<

awenaqueen:
Celesty jest zła, bo Calum podarł jej bluzkę. Nieważne xD
A Roni ma hormony, cały czas.

ilovesleepx:
Dzięki :')))))

moonlush:
Ty też idź sprawdź czy nie ma pod drzwiami Alice.

ilovesleepx:
Ej a kto trzyma Chrisa?

ashleynotcliff:
Że jak?

awenaqueen:
Nikt, ona nie chcę kościoła.

ashleynotcliff:
Że chrzest? Na co to mi ---,---

moonlush:
Mądrze gadasz, siostro ;)

ilovesleepx:
Ugh, wychodzę i idę coś zjeść. Narka, szparka ^^



[Rozdział 10]

awenaqueen:
Luke, nie wracasz już drugi dzień, nawet się nie odzywasz.
Znowu.

penguinboy:
Wybacz, mam urwanie głowy.

awenaqueen:
Co ty właściwie robisz?

penguinboy:
Maddy, to nie istotne. Wrócę, to ci to wynagrodzę, obiecuje.

awenaqueen:
Ja nie chcę wynagrodzenia. Ja chcę chłopaka!

penguinboy:
Boże, Maddy, nie możesz na chwile pomyśleć, że np. mieszkam daleko i spotykamy się raz na miesiąc?! To ułatwiłoby ci spanie.

awenaqueen:
Nie wierzę, że to napisałeś.
Zresztą, mam to gdzieś.
Nie czekam na ciebie, jak wrócić to będziesz.

penguinboy:
Maddy, no! Jestem w pracy a nie na wakacjach! Ty masz szkołę i jakoś nie jęczę tobie.

awenaqueen:
Pf.

penguinboy:
Denerwujesz mnie.

awenaqueen:
Vice verca.

penguinboy:
Zadzwonię potem, porozmawiamy.

awenaqueen:
Potem. Jutro. Już to widzę.






~awenaqueen~


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz