sobota, 23 października 2021

Talks with Lover Epilog




    – Nienawidzę wesel – mruknęła Celesty, wypuszczając dym papierosowy przez nos.

    – Według mnie one są całkiem fajne – odparła Roni, kiwając głową i przeglądając się w małym lusterku.

    Stałyśmy we trzy przed kościołem, gdzie zgromadził się już całkiem spory tłum. Nie sądziłam, że Ashley zrobi aż tak huczny ślub. Chłopacy mieli przyjechać osobno, w sumie to nie wiedziałam dlaczego. Tak czy owak, poznali tego Caleba i powiedzieli, że jest z niego całkiem spoko gość. Wierzyłam im na słowo.

    – No właśnie, według ciebie – zgasiła papierosa pod butem. – Dla mnie to przesłodzona ceremonia, która ma cię uwięzić papierem. Bez sensu.

    – Za co ja cię lubię? – Spytała retorycznie.

    – No cóż – wzruszyła ramionami.

    – Witamy piękne damy – usłyszałam głos Caluma, więc odwróciłam się, a zaraz za mną dziewczyny.

    – Zobaczyć Mike'a w garniaku to naprawdę coś nowego – skomentowała Roni, przytulając się do blondyna. Widziałam po jego minie, że coś go trapi.

    – Hej – Luke objął mnie w pasie, uśmiechając się. – Wyglądasz pięknie.

    – Mówiłeś mi to jakieś sto razy – wywróciłam oczami. – Wciąż nie mogę w to wszystko uwierzyć – pokręciłam głową. – To takie dziwne.

    – Ashton łatwiej to przyjął od ciebie, a osobiście poznał Caleba – zaśmiał się, a ja wytrzeszczyłam oczy. – Nie mówiłem ci? Ashton był z nami. Co więcej, polubili się.

    – Niemożliwe – nadal nie mogłam wyjść z podziwu.

    – Wychodzi na to, że to tylko ty jakoś źle to przechodzisz.

    – Ja chyba też nienawidzę wesel – przytuliłam się do jego klatki piersiowej.

    – Wierz lub nie, ale ja również za nimi nie przepadam. Czuje się nie na swoim miejscu.

    – Bo powinieneś być na miejscu pana młodego, a Maddy na miejscu panny młodej – zażartował Calum, któremu oberwało się od Celesty.

    – Stul dziób, Hood. Drugi raz nie idę na zakupy.

    – Dobra, wejdźmy może do środka – zaproponowała Roni.


***


    – Nad czym rozmyślasz? – Spytał Luke podczas wolnego kawałka, przy którym tańczyliśmy.

    – Przecież wiesz – wymusiłam uśmiech.

    – Niedługo wyjedziemy i odetchniesz nowym powietrzem. Poznasz nowe osoby – pocałował mnie w czoło. – Gorzej, jak to mnie masz dość.

    – Jesteś idiotą – zaśmiałam się.

    – Słyszałem dziś od Ashtona, że chce wyjechać z Alice – spojrzałam na niego ze ściągniętymi brwiami.

    – Dokąd?

    – Myślę, że on również chcę być w innym otoczeniu. Nie dziwie mu się – wzruszył ramionami.

    – A co z Chrisem?

    – Na pewno go nie porzuci, ale nie chce też mieszkać w jednym mieście z Ashley, bo to nie jest życie.

    – W sumie racja – przymknęłam powieki. – Wszyscy przez ostatni rok przeszliśmy całkiem sporo i zasługujemy na odpoczynek.

    – Zgadzam się z tym.

    – Wiesz... – zagryzłam wargę, dostrzegając Mike'a i jego dziwną minę. – Co się dzieje z Mike'm?

    – Przed nim ważna decyzja – uśmiechnął się szeroko, pokazując szereg zębów.

    – Nie zdradzisz mi więcej, prawda? – Pokręcił przecząco głową, przyglądając się, jak moja warga wysuwa się spod zębów.

    – Jesteś złą kobietą.

    Nagle wzrok Luke'a poszybował w górę na kogoś za mną. Znów się uśmiechnął, tym razem jednak w tym uśmiechu było coś dziwnego. Spojrzał w moje oczy, jakby ostrzegał, że za chwile ktoś do nas podejdzie i mam się przygotować. Nie myliłam się, bo już chwilę potem poczułam lekkie szturchanie w ramię, a Luke zaprzestał tańca, odsuwając się.

    – Czy zgodzisz się ze mną zatańczyć, siostrzyczko? – Moje oczy rozszerzyły się do granic możliwości, a gdy tylko się odwróciłam, zobaczyłam kogoś, za kim tak bardzo tęskniłam. Oczy zaszły mi łzami, nie wierząc w to, co się działo. – Hej, nie waż się rozpłakać – przyciągnął mnie do siebie, zamykając w uścisku. Przyczepiłam się do jego marynarki pięściami, bojąc się, że zniknie równie szybko, co się pojawił.

    – Co... Jak... Louis? – Uniosłam swój wzrok, a mój brat zdawał się szczęśliwy z tej chwili tak samo, jak ja.

    – Porozmawiajmy gdzieś na zewnątrz, ok?

    Wyszliśmy razem na zewnątrz, gdzieś na tyły sali, którą wynajęła Ash. Louis po drodze wziął z wieszaka moje nakrycie, jakby wiedział, jak przyszłam ubrana. Narzuciłam kurtkę na ramiona, czekając, aż się odezwie.

    – Nie mogłem się wcześniej odezwać, przepraszam – spojrzał w moje oczy z widocznym żalem. – Przepraszam też za moje zachowanie. Pewnie myślałaś, że wyjechałem, bo uraziłaś mnie nazywaniem Mike'a bratem, a mnie samego nie poznawałaś... To nie tak – schował ręce do kieszeni spodni od garnituru. – Miałem wtedy pewne problemy, o których nie chciałem nikomu mówić, a już zwłaszcza tobie z amnezją. Tak czy siak, wszystko już wyjaśniłem, ale... Powiedz mi, jak to się stało, że zamieszkałaś z matką? – Spojrzał na mnie zdziwiony.

    – No cóż, długo by opowiadać – zaśmiałam się, spuszczając wzrok na moje szpilki. – W skrócie, potrzebowałam wtedy pomocy, a wydawało mi się, że ona się zmieniła. I miałam racje. Jest inna, lepsza. Mamy też siostrę przyrodnią – zaśmiałam się, a on po raz kolejny się zdziwił.

    – Serio?

    – Ma na imię Alice i... to też zagmatwane, ale to była dziewczyna Luke'a... nieważne – zagryzłam wargę, zbliżając się do Louisa. – Teraz będziesz się odzywał?

    – Będę – objął mnie ramieniem, patrząc w niebo. – Kontaktował się ze mną Luke... całkiem niedawno – wyjaśnił. – Zaprosił mnie na ślub Ashley, co mnie zdziwiło, że zrobił to on, a nie ona, ale drobiazg. Skoro mogłem cię spotkać, to nie miało dla mnie wielkiej różnicy – uśmiechnął się do mnie.

    – Musisz też spotkać się z Viv – skinął głową. – Jak dobrze cię znów widzieć.

    – Ty i Luke to chyba coś poważnego... – mruknął pod nosem.

    – Myślę, że tak.

    – Sorry, że przeszkadzam, ale muszę zaprosić państwa na widowisko – odsunęłam się od brata, patrząc na wejście, w którym stał Luke z głupkowatą miną.

    Poszliśmy za nim, docierając na salę, w której miało miejsce dziwne zgromadzenie w kole. Ashley była obejmowana przez Caleba, który się uśmiechał, a ona sama zdawała się nie wiedzieć, o co chodzi. Stając koło Celesty razem z dwójką moich towarzyszy, zaczęliśmy patrzeć na Mike'a i Roni, którzy byli obiektem zainteresowania wszystkich.

    – Roni... – zaciął się. – Od dnia, w którym pozwoliłaś mi się lepiej poznać, wiedziałem, że jesteś tą jedyną...

    – Nie mów, że on... – Celesty rozchyliła lekko usta.

    – Urodziłaś mi dwójkę wspaniałych dzieci, które kocham nad życie i, mimo że jestem młody, to wcale nie żałuje bycia ojcem w tym wieku.

    – Nie wierzę – szepnęłam, zakrywając usta ręką, gdy Mike klęknął na jedno kolano.

    – Veroniko Dino Horan, czy zechciałabyś zostać żoną takiego gówniarza jak ja? – W sali dało się usłyszeć „ooo".

    – Psie... – rozszerzyłam oczy, bojąc się jej reakcji. – Jesteś szalonym gówniarzem, ale za to cię kocham. Zgadzam się, Mike.

    Gdyby nie fakt, że miałam na nogach obcasy, to zaczęłabym skakać i piszczeć. Mike wstał i okręcił Roni, a ja się wzruszyłam.

    – Luke – usłyszałam głos Louisa, więc spojrzałam na niego. Zarzucił ramię na mojego chłopaka. – Jeśli postanowisz się jej oświadczyć na dniach, to wiedz, że masz u mnie przejebane. – Luke prychnął rozbawiony, i poklepał mojego brata po ramieniu.

    – Spokojnie, wszystko w swoim czasie.

    – Ja to słyszę – zdzieliłam obu.

    – Kto by pomyślał, że na moim ślubie mój własny brat oświadczy się dziewczynie? – Ashley pokręciła rozbawiona głową, stając obok nas.

    – Rodzeństwo – przytuliłam ją do siebie.

    – Niestety... – westchnęła, odsuwając się. – Szykuje nam się weselicho... Cel, zabieram cię na zakupy – zaśmiała się do blondynki, a ta zgromiła ją spojrzeniem.

    – Po moim, kurwa, jebanym trupie – odwróciła się i zniknęła w tłumie, a my wybuchliśmy śmiechem.








~awenaqueen~


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz