środa, 29 kwietnia 2015

You, Me and Bed! cz.4




*Oczami Lisy*

       Obudziłam się rano z małym bólem głowy. To dziwne bo wypić potrafię... Zobaczyłam, że śpię w ten kiecce ze wczoraj. Masakra! Poszłam do łazienki i przebrałam się w pierwsze z brzega ciuchy. Zeszłam na dół i wzięłam jakieś tabletki na ból głowy. Wiedziałam, że to jeszcze nic, za godzinę ból byłby nie do zniesienia! Popiłam chyba litrem wody. Otworzyłam lodówkę i jak zwykle wzięłam jogurt. W domu panowała zabójcza cisza. Zgaduje, że matka jest u sąsiadki, a ojciec w pracy. Spojrzałam na zegarek. JESU! Już jest 7:10?! 
Poderwałam się z krzesła i poleciałam wziąć baaardzo szybki prysznic. Ubrałam się w granatowe dżinsy na to luźna bluzka koloru białego, torba na ramię i biegnę na dół. Niestety. Dziś książę nie przyjechał na swym rumaku. Westchnęłam tylko i biegiem puściłam się do szkoły. Gdy już tam dotarłam było za pięć ósma! Wparowałam do klasy, a tam połowa była nieobecna. Pewnie mieli kaca. Usiadłam na swoim miejscu, ale Em też nie było. Zapowiadał się super dzień. Nagle dostałam esa. Odczytałam.

Nicola ;*:
No hej! Co tak milczysz?! Zapomniało się o przyjaciołach ;P
Ja:
Zwariowałaś? XD
Nicola ;*:
O! A jednak żyjesz! Opowiadaj co u ciebie ;D Poznałaś już jakiegoś sex-boya? A co z Conorkiem? ;*
Matt:
O czym wy mówicie XD
Ja:
PRZESTAŃ! Po za tym, co TY robisz w naszej konfie O.o
Nicola ;*:
Przeszkadza... -,-
Matt:
Dobra, spadam! Narka laski :*

Matt opuszcza pokój czatu...

Nicola ;*:
No NARESZCIE! A ty opowiadaj, co z Conorem ;P
Ja:
Powiem ci, że z Conorem... zajebiście XD
Nicola ;*:
SERIO?! Układa wam się w łóżku?!
Ja:
Czemu tobie tylko jedno we łbie?!
Nicola ;*:
Wybacz ;* Więc jak z nim?
Ja:
Odkąd wyjechał Paul, poświęca mi sporo czasu :)
Nicola ;*:
No, no. W takim razie wybaczam porzucenie przyjaciółki XD
Ja:
Nie porzuciłam cię! Kocham cię ;*
Nicola ;*:
Wiesz, że ja ciebie też ;* Po za tym szykuj się na małą niespodziankę! 
Ja:
Jaką?
Nicola ;*:
Jak ci powiem, to nie będzie niespodzianki -,-
Ja:
Wiesz, że ich nie znoszę...
Musze spadać, franca przyszła!
Nicola ;*:
Haha! Czyli chemia?! XD No leć, kocie ;*

Schowałam szybko telefon do torby. Nicola zawsze taka była. Jest moją przyjaciółką z czasów gimbazy. Kocham ją jak siostrę, ale czasem przegina. Wie, że bujam się w Conorze. Swoją drogą, ciekawe co teraz robi? Pytanie: Co w naszej konfie robił Matt?! Może dodała go przez przypadek...

Lekcję w ogóle się nie odbyły. Szkoła była tak opustoszała, że miało się wrażenie jak w horrorach. Nagle ktoś złapał mnie za ramie, przeszył mnie taki lodowaty dreszcz...
-Spoko to ja - ochrypnięty głos Chrisa. Odwróciłam się i zobaczyłam u niego wory pod oczami. Zalał się w trupa, jak nic!
-Wybacz, że cię nie odwiozłem - wyglądał na przejętego.
-Spoko.
-Nie, nie spoko -złość? - Obiecałem i kurwa nie dotrzymałem słowa! Jebany Dave! Eh, powiedz jak dotarłaś do domu? - był wkurzony sam na siebie.
-Odwiózł mnie Conor - spochmurniał. Czemu?
-Serio? - nie wierzył mi? To przecież jego kumpel... - ale dotykał cię czy coś? - a, to o to mu chodziło!
-Niee! Po prostu odwiózł - zaczęłam się śmiać. 
-Boże, choć raz - westchnął.
Zaczęło się robić dość dziwnie. Atmosfera robiła się coraz to bardziej napięta. Nagle zobaczyłam Conora na parkingu. Rzuciłam tylko Chrisowi tekst na pożegnanie i ruszyłam biegiem do chłopaka. Udało mi się?! Dyszałam jakbym maraton przebiegła. Widzę go! Idzie w stronę swojego auta. Podbiegłam do niego i  wyczułam... Fajki? To on pali? Zdziwił się na mój widok, a ja złapałam go za nadgarstek. Nawet nie zauważyłam kiedy.
-Czego chcesz? - jego głos był taki oziębły.
-Podziękować. Odwiozłeś mnie za co jestem ci wdzięczna - uśmiechałam się do niego, kiedy on patrzył na mnie obojętnie. Czułam, że to wzrok obojętności, na laskę którą już zaliczył. Zabolało, nie powiem. 
-To wszystko?
-Nie - chyba się lekko speszył, a mnie przypomniał się wczorajszy taniec... - Chciałam też przeprosić.
-Za? - chyba odetchnął z ulgą. Czy on coś przede mną ukrywał?
-Za moją matkę.
-Martwiła się. Nie ma za co przepraszać - ziewnął. Teraz dopiero zobaczyłam na jego twarzy zmęczenie. 
-Taaa. 
-Łamiesz dane jej słowo - zamurowało mnie. O czym on mówi? Chyba zauważył, że nie zaczaiłam bo po chwili dodał - No, miałaś się już więcej ze mną nie spotykać. Tak samo z "innymi" chłopakami - jego głos był coraz bardziej lodowaty.
-Ty chyba nie myślałeś, że ja serio to mówiłam?! - uśmiałam się - Chciałam by dała ci spokój i mi przy okazji.
Spojrzałam na niego by sprawdzić reakcje... żadnej. Jego wyraz twarzy nie wyrażał dosłownie nic. Puściłam jego rękę, a on od razu poszedł do auta. Chciałam go zatrzymać, ale niezbyt wiedziałam co mam powiedzieć. Po chwili zobaczyłam, że wyjeżdża z parkingu na ulicę. Coś mnie ścisnęło w żołądku... Nie, to nie był ból rozpaczy. Zachciało mi się rzygać. Najwidoczniej, zjedzenie jogurtu rano, było złym pomysłem. Poleciałam do toalety z prędkością światła. No i wyleciał ze mnie strumień. 

Gdy wyszłam ze szkoły, nie miałam ochoty wracać do domu. Skierowałam się więc w moje miejsce. Znajdowało się ono w lasku. Kocham te klimaty. W szkole, dyrekcja z nauczycielami szykowała karę dla połowy uczniów. Dobrze, że byłam to mi nic nie zrobią! A to, że rzygałam to szczegół. 
Po 15 minutach, wolnego spacerku, doszłam na miejsce. Usiadłam na przewróconym pniu drzewa. Powiał przyjemny wietrzyk. Odłożyłam torbę na ziemię i zaczęłam rozmyślać. Moje zachowanie na prawdę zmieniło się. Może to od uderzenia w te drzwi od kibla? Mam małego strupa, ale nie muszę nosić plastra. Swoją drogą, dziwne że matka nie pytała o niego. 
Dotknęłam rany - faktycznie. Zakryty jest moją grzywką. Zapomniałam, heh. Nagle zadzwonił telefon. Wiem, jestem w lasku i jest zasięg. Pojęcia nie mam dlaczego. Odebrałam.
-Tak? - odezwałam się pierwsza.
-Czemu to ja muszę do ciebie wydzwaniać?! Miałaś pisać esy i dzwonić codziennie! - to był głos wściekłego Paula. No fakt, obiecałam mu to, ale to było za nim tak dobrze zaczęłam się bawić!
-Wybacz... - czemu nie mam humoru? On zaraz to wyczuje.
-... - ta minuta ciszy w słuchawce, nie zwiastowała niczego dobrego - Co jest? - nagle jego głos zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni.
-Nic, a co ma być? - cholera! Lisa, zmień ton!
-Jak nic?! Słysze przecież?! Zaraz zadzwonię do Liama i się dowiem! - i znów uderzyła w niego fala furii.
-Nie musisz - teraz już wiem skąd ten ton. Po prostu byłam tak samo zachrypnięta i zmęczona jak Chris czy Conor. Może dlatego ten drugi nie miał humoru?
-Nie? - spytał.
-Co "nie"? - powtórzyłam zła.
-Słuchaj, miałaś mi mówić o każdym swoim problemie... - i znów troska. On jest gorszy niż baba w ciąży. Jego nastroje zmieniają się co sekundę!
-No wiem. I co?
-Ty chcesz mnie z równowagi wyprowadzić?!
-Oj, no bo siedzę sobie i odpoczywam po imprezie, a ty mi dupę trujesz! - przypomniało mi się, że on wie gdzie byłam wczoraj.
-Aaaa no fakt! Kaca leczysz?! - śmiał się. A nie mówiłam, ze gorzej od ciężarnej?!
-Powiedzmy, że tak. Dasz sapnąć? - miałam dość rozmowy z nim. Nie wiem czemu, traktowałam go tak źle.
-Ok... Trzymaj się!
No i się rozłączyłam. Bogu dzięki! 




*Oczami Conora*

Wstałem cholernie ciężko. Nie piłem za wiele, bo jedno piwko po powrocie od Lisy. To czemu czuje się tak chujowo?! Pewnie to sprawka tych jej ust. Naćpałem się oparami alkoholu. Cholerny Josh, zawsze robi drinki mocne, za mocne! Wstałem i się przeciągnąłem. Poszedłem do łazienki i wziąłem szybki prysznic. O tak! Przyjemna, zimna fala uderzyła o moje rozgrzane ciało. Przez to, że odwiozłem tą smarkule, nie zabawiłem się! Jebany Chris! To jego wina... Normalnie teraz bym się budził i wywalał ją z wyra. Ale trzeba przyznać, że matkę to ona ma jebniętą w kosmos. W jej oczach było tyle wściekłości co u Liama w ciągu miesiąca. Wyszedłem spod tego przyjemnego prysznica i zacząłem się ubierać. Przejrzałem się w lustrze. Przeczesałem włosy ręką. Nigdy więcej im nie trzeba. Wszyscy mi ich zazdroszczą. Skręciłem głową na prawo i chrupnęło mi coś w karku. Źle spałem... No bo jak można spać po imprezie bez laski?! Ale mam chujowy humor! Niech no trafie na tych dwóch cweli to ich rozniosę, słowo daje! Zabrałem co trzeba i ruszyłem do garażu. Wziąłem porschaka i ruszyłem do szkoły. Błąkałem się po korytarzach z nadzieją na spotkanie kumpli. Z tych nerwów, moje płuca zapragnęły nikotyny. Wyszedłem więc z zabytku i poszedłem za niego. Odpaliłem fajkę i... Ukojenie. 
Gdy skończyłem ruszyłem w stronę auta. Tak jak myślałem, lekcji dziś żadnych nie ma. Josh schlał wszystkich i to porządnie. Po drodze ktoś złapał mnie za nadgarstek. Odwróciłem się i ujrzałem piękność. Przełknąłem ślinę i postanowiłem grać nieodstępnego - zawsze działa.
-Czego chcesz? - wypaliłem prosto z mostu. Gdzieś w głębi zabolało mnie to w jaki sposób do niej mówię.
-Podziękować. Odwiozłeś mnie za co jestem ci wdzięczna - uśmiechała się do mnie, a ja postanowiłem być nieugięty. Coraz silniejszy ból...
-To wszystko? - spytałem.
-Nie - o kurwa! A jak ona pamięta taniec i pocałunki?! - Chciałam też przeprosić.
-Za? - o matko! Dziewczyno, nie strasz mnie tak!
-Za moją matkę - zdziwiłem się w głębi.
-Martwiła się. Nie ma za co przepraszać - ziewnąłem. Chyba jestem zmęczony... 
-Taaa. 
-Łamiesz dane jej słowo - niegrzeczna dziewczynka! Łamie słowo, by się ze mną zobaczyć. Już chciałem się złamać i ją przytulić, szepnąć jakieś sprośne słówko i sprawić, że spali cegłę. Widzę, że niezbyt zaczaiła - No, miałaś się już więcej ze mną nie spotykać. Tak samo z "innymi" chłopakami - nie wiem czemu, ale zamiast zacząć się łamać, zaczynałem być bardziej oschły. Jak można jej odpuszczać?!
-Ty chyba nie myślałeś, że ja serio to mówiłam?! - uśmiała się - Chciałam by dała ci spokój i mi przy okazji.
Spojrzała na mnie... Ale ja... Nie dałem żadnej reakcji. Puściła moją rękę, coś we mnie krzyczało "NO ZŁAP JĄ!", ale zamiast tego poszedłem do auta. Wyjeżdżając, patrzyłem jak pojeb w lusterko. Nie wiem na co liczyłem? Ale im częściej ją widziałem tym bardziej miałem ochotę mieć ją dla siebie. Gotowało się we mnie na myśl, że Chris... O czym ja myślę?! 
Pojechałem do domu i zaparkowałem samochód na podjeździe. Poszedłem prosto do pokoju. Zdjąłem kurtkę i buty, rzuciłem się od razu na wyro. Spać, spać... Odpłynąłem bardzo szybko. Obudziłem się około 18. Usłyszałem jak burczy mi w brzuchu. Uśmiałem się i poszedłem do kuchni coś zjeść. Chwyciłem talerz z kanapkami. Matka zawsze coś robi, by nas udobruchać. Starzy całe swoje życie przesiadują w biurze. Ojciec dość sławny przedsiębiorca, a matka jest menadżerem jakiś gwiazd. Jedną gwiazdę znam. To mój drugi przyjaciel z dzieciństwa - Kevin. Gdy przypomnę sobie jak się nienawidzą z Joshem, to śmiać mi się chcę.
Klapnąłem na sofę przed tv i zacząłem zajadać. Po chwili, Liam przeszedł przez moje nogi, które to spoczywały na stoliku i usiadł obok. Zabrał mi jedną kanapkę. Ja spojrzałem na niego wściekle i pytająco.
-No co? - spytał zajadając.
-Po chuj tu usiadłeś? - byłem zły, bardzo zły. 
Nie odpowiedział tylko patrzył na tv. Postanowiłem się nie odzywać. Nie wiem kiedy, ale minęła godzina a my się razem śmialiśmy. To było dziwne. Ostatni raz śmialiśmy się tak z Natanielem. To on był spoiwem naszym i naszych rodziców. Po jego śmierci wszyscy się rozpadliśmy. Przełknąłem ślinę na wspomnienia o moim bracie. Teraz przed moimi oczami stanęła brunetka. Przypomniałem sobie, że to ona widziała jak leci mi ta jebana łza. To ona rozumiała mnie, gdy ja sam siebie nie rozumiem. Zrobiło mi się dziwnie w środku... Jakbym właśnie tracił coś cennego... Czemu? Położyłem talerz na tym stoliku i ruszyłem ubierać buty. Brat spojrzał się na mnie pytająco, oczywiście się nie odezwałem. Na koszulę w kratę narzuciłem bluzę i wziąłem kluczyki z wieszaka. Ruszyłem szybko do garażu... Chwila moment! Gdy tak szedłem, olśniło mnie. Jestem pewien na sto procent, że na podjeździe stało MOJE porsche! Gdzie ono kurwa jest?! Za mną wybiegł Liam. Już wiedziałem, że maczał w tym swoje paluchy.
-Gdzie mój samochód?! - krzyknąłem na niego pokazując wolne miejsce.
Podrapał się nerwowo po karku.
-Wiesz... W warsztacie... - krążył wzrokiem na wszystkie strony.
-Coś ty powiedział?! - nie wierzyłem własnym uszom! Moje auto w warsztacie?! 
-No bo pożyczyłem je - włożył ręce do tylnych kieszeni spodni. 
We mnie gotowało się ze złości.
-Jakoś nie raczyłeś mnie o tym poinformować!
-No bo spałeś?! - zaczął się bronić, chuj jeden!
-CO ZROBIŁEŚ MOJEMU AUTU?!
-O jesu, no przyjebałem w jeden znak. Wielkie halo! - co on właśnie powiedział?!
Zamrugałem kilka razy. Po chwili dotarły do mnie jego słowa. ON SKASOWAŁ MI AUTO!
-Hehehehehehe...
-Wszystko ok? - spytał jak debil.
-Wziąłeś bez pytania... rozbiłeś... KURWA, SWOICH NIE MASZ?! - byłem na maksa wściekły. To wyjaśnia czemu tak milusio sobie usiadł obok mnie. Aż mnie zemdliło. 
-No przecież i tak zapłacę za to! Wyluzuj to tylko auto!
-"Wyluzuj to tylko auto" - próbowałem naśladować jego głos - Wyluzuj to tylko siostra twojego kumpla - spojrzał się na mnie dość poważnie.
-Co chcesz przez to powiedzieć?
-Czy ją przelecę czy nie... To tylko DZIEWCZYNA - skoro on nie miał skrupułów to czemu ja miałbym je mieć?
Ruszył w moją stronę. Stał za blisko mnie. Już szykowałem się na szarpaninę.
-Tknij ją tym swoim palcem to ci go utnę i w dupę wsadzę. Rozumiemy się? - czy on próbował mi grozić? Żałosne. Popchnąłem go lekko. Mam nadzieje, że wiecie o jakim "palcu" mówił.
-A co jak już tknąłem? Hy? - widziałem rosnącą furię w jego oczach. Cudowny widok.
-Zabije cię gnoju...
-Chujowy z ciebie ochroniarz! - uśmiałem się wrednie - możesz ją spytać co robiliśmy na imprezie u Josha i potem w moim samochodzie.
No i nie wytrzymał. Wiedziałem, że do tego dojdzie. O to mi właśnie chodziło. Przyłożył mi z pięści. Przyznaje, odrzuciło mnie. Po chwili sam go pizgnąłem tak, że upadł. Szarpaliśmy się chwilę, dosłownie krótką chwilę, bo rozdzielał nas Chris i Josh.
-Spokój! - mnie trzymał Josh, a braciszka Chris. W ogóle mnie to nie zdziwiło. Josh sam mógłby zajebać mu gonga. 
-Jak zwykle przychodzimy na niezłe show! - uśmiał się Josh.
Liam pogroził mi palcem.
-Ostrzegam cię, palancie. Tknij Lisę to będziesz miał poważne problemy! - i teraz do mnie dotarło, że trzyma go CHRIS ten sam chłopak, który zabujał się w Larissie, o którą była ta cała szarpanina. 
Spojrzał na mnie. Brat wszedł do domu, a ja poszedł do garażu po BMV. Zatrzymał mnie Chris.
-O czym on mówił? - wiedziałem. Bałem się tego pytania. Stałem do przyjaciela plecami, czułem że Josh też stoi obok niego. Odwróciłem się powoli.
-Wiesz jaki jestem. On po prostu boi się, że skoro wyjechał jej brat mógłbym coś kombinować - stary, 10 punktów za wymówkę! W życiu lepszej nie miałem! Widziałem, że Josh odetchnął z ulgą.
-A nie kombinujesz? Słyszałem, że ją odwiozłeś i była wstawiona... Ona może nie pamiętać... - kurwa mać! Spodziewałem się tego pytania. 
-Nic jej nie zrobiłem. Możesz spytać jej matki. Grzecznie oddałem ją w jej ręce - choć w ogóle tego nie chciałem. 
Widziałem, że obaj mi uwierzyli. W sumie to ich nie skłamałem. To był tylko pocałunek bez odwzajemnienia. Czemu tak źle się poczułem, gdy o tym pomyślałem? Wsiadłem do auta a oni poszli. Zapaliłem silnik, ale... gdzie ja w ogóle chcę jechać? Do niej? Tak. Chyba właśnie to chciałem zrobić, ale teraz... 

Przestałem chyba myśleć... Bo stoję pod jej domem. Zastanawiam się jak to się stało, że jednak tu jestem? Potrząsnąłem głową i wsiadłem z powrotem do auta. Pojechałem do domu. Nie chciałem jednak natknąć się na braciszka więc po cichu sięgnąłem drugie klucze z wieszaka. Były one od mojej szafki na mieście. Pojechałem i przebrałem się w strój do biegania. Długie spodnie i czarny podkoszulek. Włożyłem do uszu słuchawki i ruszyłem nową trasą. Jest ciemno jak w dupie, bo to już po 20 a ja biegnę nową trasą. Debil ze mnie jakich mało. Uśmiałem się na myśl, że w lesie mogą być jakieś sikoreczki, oczywiście przypadkowo. Wbiegłem więc na jedną z drużek. 
Dobiegłem do małego strumyk i kucnąłem przy nim. Zrobiłem sobie małe pięć minut przerwy. Zatrzymałem muzykę by zrelaksować się przy szumiącej wodzie. Zamknąłem oczy i... CHRUP! Otworzyłem je gwałtownie i spojrzałem za siebie. Ktoś nadepnął na gałąź. Jest tak ciemno, że nic nie widzę! Jest! Coś ucieka! Instynktownie ruszyłem za Tym czymś. Pojęcia nie mam dlaczego to zrobiłem! Nie biegło drużką tylko jak na złość lasem. Potknąłem się o korzeń drzewa. Podniosłem się dość szybko i ruszyłem dalej. Jakie to ma tempo?!
-STÓJ! - krzyczałem z nadzieją, że stanie. Oj jakie to byłoby prostsze. 
Po raz kolejny się potknąłem i..
-KURWA MAĆ! STÓJ RZESZ! - już nie wytrzymałem ze wściekłości. Ale co ja widzę?! Chyba zabrakło jemu oddechu. Pobiegłem najszybciej jak mogłem i złapałem tego kogoś, gdy już próbował uciekać dalej. Po drobnej sylwetce stwierdzam, iż to kobieta. Wiedziałem, że napotkam sikoreczkę!
-Puszczaj! - ten głos... 
-Larissa?! - zdziwiłem się jak cholera. W ogóle nie reagowała. Przycisnąłem ją do drzewa zmuszając tym samym by była do mnie przodem. To musi być ona... Bo była tego samego wzrostu i bioderka te same (XD). Zaśmiałem się mimowolnie.
-Z czego się śmiejesz debilu? - uu języczek się jej wyostrzył! Nie ogarniam tej laski. Znów się zaśmiałem.
-To kolejna strona ciebie! Liczysz ile ich masz? - zadrwiłem. Chyba do tej pory nie wiedziała z kim gada.
-Conor? - brawo dziewczyno, masz ode mnie solidną dychę!
-No brawo!
-Ah, już myślałam, że to jakiś gwałciciel mnie goni - ja? Gwałcicielem? Panienki zawsze się zgadzają, nie muszę zmuszać.
-Nie obrażaj mnie.
-Sorry
Staliśmy tak przez parę minut. Mimo, że nie widziałem jej za dobrze... Miałem ochotę ją pocałować. Nie wiem kiedy, ale moja ręką zaczęła wędrować po jej ciele coraz niżej. Poczułem jak się wzdrygnęła. Po dotyku stwierdzam, że ma na sobie jakąś marną bluzeczkę. Musiało być jej zimno. Rozwiązałem bluzę z pasa i narzuciłem na nią. Odsunęliśmy się od drzewa przez to.
-Nie musisz - powiedziała, gdy już miała na sobie bluzę. 
-Ale chce. Wiem, że jutro będę żałował, ale tym będę martwił się jutro - schyliłem się i zacząłem ją pieścić nosem po kości policzkowej. Sam przy okazji zacząłem odpływać. Zaczynałem czuć, że jej oddech nie jest równy. Dotknęła ręką mojego torsu, co sprawiło, że przeszedł mnie ciepły dreszcz. Dreszcz pożądania jej dotyku. Znów przycisnąłem ją do drzewa. Dziś nie jest pijana... Jak ja to potem odkręcę? Nasze usta dzieliły centymetry, a oddechy zaczęły się mieszać. Cholera! Dziewczyno, co ty ze mną robisz?! Dotknąłem jej twarzy obiema dłońmi. Kciukiem prawej zacząłem jeździć po jej słodkich ustach, które prosiły się o polizanie.
-Co-nor... - tak słodko to wypowiedziała, że znów zalała mnie fala podniecenia. Już chciałem ją pocałować, gdy... Telefon! Nosz kurwa! Odskoczyliśmy od siebie jak poparzeni, a ja sięgnąłem do kieszeni.
-Czego, kurwa?! - byłem zły, że przeszkodzili w takim momencie!
-Musimy pogadać... - brzmiało poważnie. Głos Josha nigdy taki nie był. 
-Dobra. Gdzie?
-W naszym pubie. Za ile będziesz? - ten ton mi się w ogóle nie podobał.
-Za... pół godziny. Muszę jeszcze coś zrobić - zauważyłem, że dziewczyna wzdrygnęła się. Chyba miała brzydkie myśli, co się jej dziwić, sam je mam. 
Rozłączyłem się i... zrobiło się niezręcznie.
-Odwiozę cię.
-Nie trzeba - zaczęła zdejmować z siebie moją bluzę. Podszedłem do niej szybko i zarzuciłem ją z powrotem - co robisz? - spytała patrząc mi w oczy.
-Nic - chwyciłem ją za rękę i zacząłem ciągnąć w stronę wyjścia. Szczerze? Nie miałem pojęcia gdzie ono jest!
Po 15 minutach doszliśmy do dobrze znanej mi ścieżki. Biegłem nią dziś. Dziewczyna nie protestowała i szła posłusznie za mną. Mógłbym zaciągnąć ją do BMV i przelecieć i zgaduje, że też by nie protestowała! Ścisnąłem za mocną jej rękę bo usłyszałem syk. Zatrzymałem się i puściłem ją.
-Przepraszam...
-Spoko - w światłach lamp widziałem, że jest smutna, zła i... samotna. Przytuliłem ją, nie mam pojęcia dlaczego! - Conor...
Odkleiłem się od niej i ruszyłem w stronę parkingu. Otworzyłem jej drzwi. Ona popatrzyła się tylko na mnie i weszła do środka. Sam też wsiadłem.




*Oczami Lisy*

Podczas mojego "relaksu" wydzwaniała moja matka. Odebrałam w końcu i nasłuchałam się wyzwisk i w ogóle. Szkoda gadać. Poczułam się jak śmieć wyrzucony do śmietnika. Nikomu nie potrzebny... Niby się o mnie martwi i nie chcę by sytuacja sprzed dwóch lat się powtórzyła, ale... No właśnie, "ale"...
Nie zauważyłam kiedy zrobiło się tak potwornie ciemno! Spojrzałam na zegarek w telefonie i było po 20! Ruszyłam szybko ścieżką, którą przyszłam. Tylko problem w tym, że... się zgubiłam! Poszłam za słuchem i doszłam do jakiegoś strumyka. Przy nim ktoś był. O Boże! Zaczęłam uciekać, ale nadepnęłam na jakąś pierdoloną gałąź! Najwidoczniej usłyszał to bo zaczął za mną biec. Uciekałam, uciekałam, uciekałam. Usłyszałam, jak mnie woła. Mowy nie ma bym się zatrzymała. Łzy zaczęły przysłaniać mi drogę i po chwili znów usłyszałam łomot. Przystanęłam by zaczerpnąć powietrza. Cholernik, dogonił mnie. Próbowałam mu się wyrwać, ale mocno mnie trzymał. 
-Puszczaj! - krzyknęłam szarpiąc się. Potwornie się bałam, ale musiałam grać zimną sukę. Łzy przestały napływać.
-Larissa?! - ten głos... nagle odwrócił mnie i przycisnął do drzewa. Zaczął się głupkowato śmiać. Możliwe, że mam jakieś omylne wrażenie więc dalej grałam.
-Z czego się śmiejesz, debilu? - znów się zaśmiał.
-To kolejna strona ciebie! Liczysz ile ich masz? - zadrwił. Teraz jestem pewna na sto procent, że to on!
-Conor? - mój głos był strasznie ochrypnięty. Tak się cieszyłam, że to on.
-No brawo!
-Ah, już myślałam, że to jakiś gwałciciel mnie goni - nie skłamałam. Na prawdę tak myślałam.
-Nie obrażaj mnie - stwierdził.
-Sorry
Staliśmy tak przez parę minut. Zaczynałam się denerwować. Nagle zaczął wędrować swoją ręką po moim ciele. Wzdrygnęłam się mimowolnie. Zauważyłam, że coś robi przy pasie. Czy on zdejmuje spodnie?! Odsunęliśmy się od drzewa i zobaczyłam, że narzuca na mnie swoją bluzę. 
-Nie musisz - powiedziałam, gdy już miałam ją na sobie. 
-Ale chce. Wiem, że jutro będę żałował, ale tym będę martwił się jutro - schylił się i zaczął mnie pieścić nosem. Powoli mój oddech stawał się nie równy. Zaczęłam czuć pożądanie... Zamknęłam oczy i dotknęłam ręką jego umięśnionej klaty. Znów przycisnął mnie do drzewa. Nasze usta dzieliły centymetry, a oddechy zaczęły się mieszać. Dotknął mojej twarzy obiema dłońmi. Kciukiem prawej, zaczął jeździć po moich wargach. Miałam chęć ugryźć te palce, tak we mnie pulsowało.
-Co-nor... - Wyszeptałam z podniecenia. Jestem pewna, że już chciał mnie pocałować, gdy przeszkodził mu w tym telefon! Odskoczyliśmy od siebie jak poparzeni. On sięgał po telefon bo dzwonek było słychać coraz głośniej.
-Czego, kurwa?! - był zły. Odczuwałam to w jego głosie - Dobra. Gdzie? - czekał na odpowiedź - Za... pół godziny. Muszę jeszcze coś zrobić - wzdrygnęłam się. Czy on chce...  
Rozłączył się i... zrobiło się niezręcznie.
-Odwiozę cię - powiedział nagle.
-Nie trzeba - zaczęłam zdejmować z siebie jego bluzę. Podszedł do mnie szybko i zarzucił ją z powrotem - co robisz? - spytałam patrząc mu w oczy. A przynajmniej się starałam, bo jest strasznie ciemno.
-Nic - chwycił mnie za rękę i zaczął ciągnąć. Mam nadzieję, że on wie gdzie idzie.
Po 15 minutach doszliśmy do jakiejś ścieżki. Nie protestowałam i szłam posłusznie za nim. Ufałam mu, sama nie wiem dlaczego. Ścisnął mocno moją rękę przez co syknęłam z bólu. Zatrzymał się i puścił mnie.
-Przepraszam... - teraz w tych światłach ulicy widziałam wyraźnie jego twarz. Był taki seksowny! Chyba nadal buzowało we mnie, bo miałam chęć rzucić mu się na szyję!
-Spoko - powiedziałam chyba zbyt smutnym tonem bo mnie przytulił - Conor...? - byłam zdziwiona.
Odsunął się ode mnie i ruszył w stronę parkingu. Otworzył mi drzwi. Popatrzyła się tylko na niego i weszłam do środka. Raczej mi nic nie zrobi... W końcu jest umówiony. Ciekawe z kim?

Podczas jazdy było cicho.
-Wiesz, że nawet chciałem się z tobą sp... - spojrzałam się na niego, ale urwał w połowie.
-Co takiego? - dociekałam. On patrzył się w jezdnie i ani razu nie zerknął na mnie - Nie rozumiem cię.
Wreszcie się na mnie spojrzał, gdy już zaparkował pod moim domem.
-Nikt nie rozumie - oparł się wygodnie. Widziałam, że coś ciąży mu na sercu.
-Nie w takim sensie - zerknął na mnie pytająco - Bo wiem jaki jesteś w środku, ale cholernie ciężko jest się do tego dokopać. Gdy już się dokopie i przychodzi czas rozstania, wszystko co osiągnąłeś ulatnia się.
-Co?
-Mówię, że wczoraj przy kawie widziałam druga stronę ciebie. Dziś rano pokazał się ten zły, a w lesie znów ten dobry. Trochę nie rozumiem jak to działa - spojrzałam w jego błękitne oczy.
-Myślisz, że mnie rozumiesz? - przestraszyłam się. Nigdy nie kończy się dobrze po takim pytaniu - Przez tą kawę porządnie namieszałaś mi w bani!
-Co? - zaśmiałam się.
-Ahh! Nie ważne. Zmykaj i kolorowych - zdziwiłam się i chyba on też. 
Wyszłam z auta i bałam się spotkania z matką. Zapowiadało się ostro. Już wchodziłam po schodkach, gdy z domu wyłonił się Liam. Spojrzał na odjeżdżający samochód. A no tak. To są bracia. Pewnie przeraził się. W końcu Conor to typ imprezowicza i złego kolesia. To mnie chyba do niego przyciągało. Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Co ty z nim robiłaś?! - szarpnął mnie za ramiona.

Ciąg dalszy nastąpi...



<---Poprzedni


~LilaSam~


1 komentarz:

  1. W tak fajnym momencie przerwałaś :) jestem ciekawa co będzie dalej ^^ justa

    OdpowiedzUsuń