wtorek, 28 kwietnia 2015

You, Me and Bed! cz.2


*Oczami Lisy*


   Na stołówce panował gwar. Miejsc było spokojnie drugi raz tyle co uczniów. Siedziałam przy jednym stoliku i grzebałam w sałatce, gdy Em opowiadała jak to było super na wakacjach. Wyjechała gdzieś ze starszymi. Oni ciągle pracowali, a ona mogła szaleć na imprezach. Szczerze? Mało mnie interesuje życie imprezowiczów. Impreza=alkohol, papierosy, krzyki i... no wiecie. Wolałam unikać ich jak ognia. Emma wiedziała, że nie jestem typem imprezowiczki. 
Od czasu do czasu mówiłam coś w stylu: Yhy albo No to super. By się biedaczka nie zasmuciła. Gdyby mnie za chwile spytała o streszczenie tego co mówiła, na pewno nie dałabym rady. 
Nagle do naszego stolika ni stąd ni zowąd dosiadł się Josh. Widziałam jak moja przyjaciółka jest cała w skowronkach z tego powodu. Ja tylko przewróciłam oczami. 
-Siemaneczko! - ten to raczej też w nich był. Zdecydowanie nie lubię typa! Jest ładny i w ogóle, ale wiecie... Wole Conora. Na samą myśl, że będzie mnie odwoził przeszył mnie ciepły dreszcz. 
Nagle zrobiłam wielkie oczy i nie mogłam się poruszyć. On położył swoją łapę na mojej nodze!! Szybko wstałam, wzięłam tackę i ruszyłam w stronę śmietnika. Nawet nie pożegnałam się z Em. Wyrzuciłam tackę i poszłam do klasy. Co za palant?! Wiedziałam, ze tak będzie jak mój braciszek wyjedzie. NO WIEDZIAŁAM! Byłam tak wściekła i przerażona, że wpadłam na kogoś na zakręcie. Tym razem nie upadłam bo mnie przytrzymał. Spojrzałam kto to znowu. Zmrużyłam oczy ze znudzenia. 
-Wszystko okey? - uśmiał się. Taaa, to był Christian. 
Wzdychnęłam głośno i wyrwałam się z jego objęć. Był trochę zdezorientowany, ale po chwili zdał sobie sprawę jak to musiało wyglądać.
-Sorry! Po prostu chciałem cię złapać. Znów byś upadła i sobie coś przeze mnie zrobiła - zasmucił się. Cholera, ale on słodko wygląda! Te granatowe rurki do tego ta długa bluzka w czarno-białe paski... Na to narzucona ciemno-szara bluza. AW! Potrząsnęłam głową by wybić się z tych rozmyśleń. Zdałam sobie sprawę, że nie potrzebnie znów tak zareagowałam. 
-To ja przepraszam. Jestem dziś nie w sosie - grymas zagościł na mojej twarzy. Zachichotał lekko po czym spojrzał na mnie tymi swoimi czekoladowymi oczkami - Ja muszę już iść - powiedziałam to gdy usłyszałam dzwonek. 
Chciał chyba coś jeszcze powiedzieć, ale nie ma mowy bym na lekcje się spóźniła! 

Lekcje się dłużyły bo to organizacyjne. Pewnie kimnęłabym się gdyby nie paplanina Em. Wiecie, podjarała się na widok Josha. Eh, w sumie to się jej nie dziwie. Sama dziś tak reagowałam na Conora. Raaany! On mnie ma dziś odwieźć! Ale skąd będzie wiedział, o której kończę? Może tylko żartował? Nie potrzebnie się tak tym podnieciłam. 
Wychodząc z klasy zostałam otoczona przez wściekłe fanki Christiana, Conora i Josha. Zapowiada się ciężka przeprawa. Zaczęły mi wytykać to kim jestem i jakim prawem rozmawiam z chłopakami. Prawdę mówiąc to zaczęłam się tych lasek bać. 
Nagle ktoś do mnie podszedł i chwycił za nadgarstek. Pociągnął mnie za sobą a ja spojrzałam kto jest moim wybawcą. Moim oczom ukazał się... Christian?! Gdy skręciliśmy na klatkę schodową, zatrzymał się.
-Wszystko ok? - biła z jego głosu troska. Co on się mnie dziś tak uczepił? Spojrzałam na rękę, a ten momentalnie mnie puścił. 
-Taa, dzięki za ratunek. Ale w sumie to wasza wina - skrzyżowałam ręce na piersi i zrobiłam minę obrażonej.
-"Nasza"? - zdziwił się. Chyba nie wiedział, że jego kumple dziś mnie zaczepiali. 
-No wasza! Bo najpierw Conor, potem Josh, a na końcu dostałam z drzwi! Zazdrosne są zołzy jedne - mruknęłam to ostatnie zdanie pod nosem i spojrzałam się na te laski. Usłyszałam śmiech od strony mojego wybawcy. Szybko wróciłam wzrokiem na niego. Co go tak rozbawiło? - No co? - spytałam podirytowana.
-Nie, nic. Zabawna jesteś - zrobiło mi się dziwnie ciepło - Wiesz, dziś jest impreza u Josha i chciałbym z tobą na nią pójść - oooo nie! Hola, hola zwolnij motora! Nie ma mowy, że pójdę na imprezę z kolejnym seksoholikiem! Co ja się taka pyskata ostatnio zrobiłam? No i ze śmiałością z facetami gadam... Coś jest nie tak...
-To jak? - dociekał. Ja zmrużyłam oczy i spojrzałam niby wkurzona - czyli jednak nie? - znów się zasmucił. Cholernik, tą miną osiągnie swój cel!
-N... Ok - odpowiedziałam po długim wahaniu. Czemu ja się zgodziłam, na litość boską! Przeraziłam się, co zauważył.
-Ale spoko, nie będę pił więc cię odwiozę - co on, czyta mi w myślach? Zrobiłam minę zdziwienia i przerażenia jego zdolnościami. Znów się zaśmiał - No skoro cię zapraszam muszę wziąć za ciebie odpowiedzialność.
Gdyby mój brat się dowiedział to już byś kolego wisiał. No trudno. Zgodziłam się więc nie ma odwrotu. 
-A mogę prosić o twój numer? - To było pewne. Jeszcze uśmiechnął się wrednie. No i co ja mam mu odpowiedzieć?! Jak dam mu numer to będzie wydzwaniał jak pojebany. Skąd u mnie wziął się taki język?! Zdecydowanie ze mną nie jest za dobrze! 
Otrząsnęłam się z tego i ostatecznie wyciągnęła dłoń w jego stronę. Chyba nie zaczaił, bo patrzył się na mnie pytająco.
-No daj swój telefon, to zapisze numer. Mowy nie ma, że na kartce. Jeszcze zgubisz i cała szkoła będzie go miała - znów się zaśmiał jak z kabaretu. 
Po chwili wyciągnął z kieszeni spodni telefon i podał mi go. Wow. Niezłe cacko. Ale nie z takimi cudami dawałam sobie radę. Odblokowałam sprawnie co go zdziwiło i weszłam w kontakty by utworzyć nowy. Po chwili oddaje mu telefon.
-Nie myślałem, że go odblokujesz. Moja siostra z matką, to problem mają - na prawdę wyglądał na zaskoczonego, ale czym? To tylko ja tak umiem? Nie chciałam już z nim gadać więc wyminęłam go i ruszyłam schodami na dół. 
-No to cześć! - krzyknął zza moich pleców. Ja tylko kiwnęłam mu ręką nawet nie spoglądając za siebie. 
Ale się ze mnie wredna sucz zrobiła... Wyszłam ze szkoły i odruchowo spojrzałam na miejsce, gdzie to rano zaparkował Conor. No samochód stał... nie sam. Oparty był o niego sam Conor. Przełknęłam ślinę, ale co jak podejdę i on zapomniał, że ma mnie odwieźć? Wyjdę na idiotkę. W dodatku nachalną. O nie. Ruszyłam na piszo do domu. 
Będąc na ulicy szłam chodnikiem i nuciłam sobie nutę. Siedziała mi w głowie przez cały dzień. Wrócę do domu to ją sobie przesłucham. Nie wiem kiedy, ale obok mnie zatrzymał się samochód. No nie powiem, spanikowałam. Usłyszałam jak zamykają się drzwi i ktoś idzie w moją stronę. Kto chciałby mnie ukraść w środku dnia? Głupia ja! Odwróciłam się powoli i moim oczom ukazał się Conor. Znów zrobiłam duże oczy na co on zareagował śmiechem.
-Mówiłem chyba, że cię odwiozę - upomniał się. Uśmiechał się tak łobuzersko... Nagle przypomniałam sobie, że mam język.
-No, ale myślałam że żartowałeś. Ty? Mnie odwieźć? Proszę cię - machnęłam ręką. Chyba zaskoczyłam go tym bo po paru sekundach potrząsnął głową i spojrzał na mnie.
-To nie był żart. Wskakuj, a tak apropos to chciałem cię zaprosić na kawę - wbił mnie tym w ziemie. "Kawę?" - no co? - zdziwił się i już otworzył drzwi od strony pasażera. 
-Kawę? Ty i kawa? - zadrwiłam co go rozbawiło.
-Myślisz, że nie pije nic prócz wódki? - uniknęłam jego wzroku i wsiadłam. Zamknął za mną drzwi.
W aucie o dziwo była całkiem luźna atmosfera. Nie wiem czym się tak spinałam rano? Mam wrażenie, że w ciągu tych paru godzin coś się we mnie zmieniło.
-Coś się stało? - spytał nagle. Wybiło mnie to z rozmyśleń.
-A co miało się stać? - spojrzałam na niego pytająco. No bo w końcu, o co chodzi?
-No bo rano zachowywałaś się inaczej. Nie żebyś teraz była gorsza - posłał mi ten swój zniewalający uśmieszek. 
-Sama nie wiem. Właśnie nad tym rozmyślałam - patrzyłam się ślepo w jezdnie. To dziwne uczucie... Jakbym znała się z Conorem od dziecka. Dlaczego? Skąd się wzięło?
-I co wymyśliłaś? - chyba był ciekaw. Zresztą sama jestem.
-Nic. Spytaj mnie za jakiś czas - poklepałam go po ramieniu. Dziwnie się poczułam dotykając go w tej sposób. Szybko cofnęłam rękę.
-Jednak nie do końca się zmieniłaś - zaczął się śmiać. Po chwili sama do niego dołączyłam. 
Podjechaliśmy pod małą knajpkę. Jako, że grał dżentelmena, otworzył mi drzwi. Weszłam do środka i usiadłam przy wolnym stoliku znajdującym się od razu przy oknie. A niech mnie dotknie jak Josh, to jaja ukręcę. Właśnie o tym teraz myślałam. Przysiadł się na przeciwko mnie. Zamówił dla nas dwie kawy i jakieś ciacho. Kochany, ciacho to ja mam przed sobą. Potrząsnęłam głową - ostatnio często to robię. Dziwne myśli chodziły mi pogłowie przez niego. 




*Oczami Conora*

(Cofamy się do akcji na boisku)
Stoję oparty o ten jebany samochód już 20 minut! Jestem pewien na sto pro, że ona kończyła pół godziny temu. Tak cholernie chciałem zapalić z tych nerwów. Nagle zobaczyłem jak brunetka idzie na pieszo do domu. Zara mnie krew zaleje! Mówiłem jej, że ją odwiozę! Wsiadłem szybko do auta i odpaliłem silnik. Wyjechałem z parkingu i podjechałem obok niej. Ustałem na poboczu i zgasiłem silnik. Wyszedł z auta i ruszyłem w jej kierunku. Stała jak widły w gnoju. Chryste! Dobrze, że jesteś ładna bo rozumem nie grzeszysz. Nagle odwróciła się do mnie i zrobiła wielkie oczy. Te czekoladowe tęczówki przyprawiły mnie o zawrót głowy. Zacząłem się śmiać z jej miny. 
-Mówiłem chyba, że cię odwiozę - upomniałem się. Udusiłbym ją, ale najpierw zaliczę. 
-No, ale myślałam że żartowałeś. Ty? Mnie odwieźć? Proszę cię - machnęła mi ręką przed nosem. Zaskoczyła mnie, nie powiem. Rano ledwo co spoglądał na mnie, a teraz odezwała się jakbyśmy się znali. Potrząsnąłem głową. Ta laska jest nieprzewidywalna. Spojrzałem w te jej śliczne oczka. 
-To nie był żart. Wskakuj, a tak apropos to chciałem cię zaprosić na kawę - ruszyłem w stronę auta by po chwili się odwrócić i zobaczyć, że chyba jest w szoku - no co? - spytałem i otworzyłem drzwi od strony pasażera.
-Kawę? Ty i kawa? - zadrwiła. O co jej kurwa chodzi?
-Myślisz, że nie pije nic prócz wódki? - chyba do niej coś dotarło bo do auta wsiadła nie patrząc na mnie.
Gdy jechaliśmy odczuwałem inną atmosferę niż rano. Teraz było jakoś... swobodniej? Spojrzałem na nią ukradkiem, ale ona w ogóle się nie denerwowała.
-Coś się stało? - spytałem. To dziwne. Rano była jak zmora bojąca się mnie, a teraz jest tak luźna, że aż mnie spina.
-A co miało się stać? - spojrzała się na mnie pytająco.
-No bo rano zachowywałaś się inaczej. Nie żebyś teraz była gorsza - posłałem jej zniewalający uśmieszek. No bo fakt, faktem nie była gorsza. Nawet lepsza! No powiem szczerze, że te jej humorki i zmiany nastawienia mogą sprawiać kłopoty. Podczas seksu raz byłaby niebezpieczna, a raz wstydliwa... Ahh, stary nie myśl o tym podczas jazdy bo stracisz panowanie nad sobą.
-Sama nie wiem. Właśnie nad tym rozmyślałam - patrzyła się ślepo w jezdnie. Szczera do bólu. Ale w sumie, podoba mi się. 
-I co wymyśliłaś? - serio zaciekawiłem się tą zmianą, stąd moje pytanie.
-Nic. Spytaj mnie za jakiś czas - poklepała mnie po ramieniu. Chyba się dziwnie poczuła bo cofnęła rękę. Sam też się dziwnie poczułem. Jej dotyk sprawił, że przeszedł mi dreszcz do samego krocza. CHRYSTE! 
-Jednak nie do końca się zmieniłaś - zacząłem się śmiać. Po chwili sama do mnie dołączyła. Słodko się śmieje. Miałem chęć ją przytulić... Co ja pierdole?!
Chciałem być grzeczny i otworzyłem jej drzwi by wysiadła. Potem zrobiłem tak samo by weszła do knajpki. Powędrowała do stolika przy oknie. No dobra. Usiadłem na przeciwko niej by lepiej widzieć jej reakcje. Zamówiłem dwie kawy i ciastko. 
No to co? Czas zacząć rande vu. Dobra stary nie spiesz się, bo spierdolisz...
-Czemu się ze mną umówiłeś? Przyjechałeś po mnie... - zaczęła. Spojrzałem w jej paczałki, a one nie wykazywały żadnych uczuć. 
-A czemu nie? - zacząłem się droczyć. Zadziałało bo jej brew uniosła się do góry tak samo jak kącik ust. 
-Wcześniej jakoś mnie nie zauważałeś - oparła się łokciami o stolik.
-No bo... Miałaś ochroniarza - również tak się podparłem. Nasze twarze zaczynały być blisko siebie.
-Nadal mam - przypomniała mi o moim bracie. Zjebałaś atmosferę, dziecinko. 
-Wiem, wiem.
-Jak to? - zdziwiła się. Czy ona serio nie wie, że Liam to mój brat?! Mimowolnie skrzywiłem głowę jak piesek, na prawo. Ona uśmiała się na ten widok. Sam sobie uświadomiłem, że głupio wyglądam. 
-No twoim nowym ochroniarzem jest Liam - na jej twarzy zagościła powaga i zaskoczenie.
-Skąd wiesz?
-Serio, to cię tak dziwi? A to, że twój adres znam, nie? - zacząłem śmiać się jak głupi do sera. Ona jest nienormalna.
-No tak, to też mnie zastanawia. Więc? - drążyła z tą samą powagą. Pstryknąłem ją w czoło - Ał!
Widząc, ze zamknęła jedno oko nachyliłem się nad stolikiem i pocałowałem w czoło. Znieruchomiała. Ja uśmiałem się na ten widok. 
-Liam to mój brat. Myślisz, że nie wiem gdzie łaził? - zadrwiłem i uniosłem obie brwi. 
-Serio? - czy ona w ogóle nie przejęła się pocałunkiem? Co z nią?
-Nom - brak sensownej odpowiedzi DING DONG stary, bo ona zara cie oleje! To właśnie mówił mi rozum! 
Po chwili podano nam kawę i ciastko. Ocukrowałem dwie łyżeczki jak zawsze i spojrzałem się na nią. Ona miała pytajniki w oczkach. -No co? - spytałem.
-Jedno? - co to za mina?! Uniosła brew i kącik ust tak, że miałem chęć ją pocałować. Kocie, nie drocz się ze mną, ba zaraz będziesz pode mną!
-No wybacz, ale muszę dbać o siebie. Wiesz ile musiałbym biegać by spalić to ciastko? Proszę cię! - uśmiałem się i oblizałem łyżeczkę z kawy. Gdy na nią spojrzałem wpatrywała się we mnie jak w obrazek. Czyżby podnieciła się na widok mojego wywijającego się języka? Niegrzeczna dziewczynka. Udałem, że nie widziałem tego. Odłożyłem łyżeczkę i upiłem łyk kawy. 
-No a tak serio, czemu mnie zaprosiłeś? Wszyscy się dziwnie zachowujecie - oznajmiła. Zdziwiłem się. "Wszyscy?" Przecież zakład obejmował tylko mnie i Josha. O kim ona jeszcze mówi? A tak przy okazji wnioskuje z tego, że Josh już wkroczył do akcji. Kutas... - odpowiesz? 
Wyrwała mnie od tego rozmyślania.
-Wszyscy? Kto cię męczy, skarbie? - chciałem by to zabrzmiało jak podryw, a zabrzmiało jakbym się o nią martwił. Kurwa mać, coś jest nie tak...
-Josh, Christian.... No i ty - zmrużyła oczy.
-Christian? Niemożliwe - już chwile po wypowiedzeniu tych słów, żałowałem jak cholera. Uderzyłem się w czoło plaskaczem. Zdziwiło mnie to, że się zaśmiała a nie wyszła.
-Zazdrosny? - chwila moment. Czy ona się ze mną droczy? Uhuhu! Czemu wcześniej nie brałem jej w obroty?!
-Może - na te słowo przestała się śmiać i patrzyła mi śmiertelnie głęboko w oczy. Przełknąłem głośno ślinę, a ta znów prychnęła. 
-Opowiedz mi coś o sobie. To że wyrywasz laski, imprezujesz i jeździsz szybkimi autami, już wiem - podparła się i wyglądała jakby serio ją to ciekawiło.
-Eh... To o czym mam gadać? Wiesz o mnie wszytko - oparłem się i udawałem znudzonego.
-No chociażby, o tym co robisz po za imprezowaniem i zaliczaniem panienek. Coś mi się obiło o uszy dziś, że biegasz? - rany. Ona była śmiertelnie poważna. Chciała się dowiedzieć czegoś o mnie. Czemu poczułem się dziwnie w środku?
-A no biegam. Czasem dla relaksu, czasem dla zdrowia, a czasem dla... oderwania się od rzeczywistości - upiłem łyk kawy i zacząłem bawić się filiżanką. Czemu nie patrze w jej oczy?
-Mamy podobnie - nagle mój wzrok wrócił na piękność.
-To znaczy? - drążyłem temat. 
-Może nie biegam, ale też lubię odrywać się od rzeczywistości - zrobiła smutny uśmiech. Czyżby w jej wspomnieniach było coś strasznego? Zacząłem się interesować tym.
-To co robisz?
-Chodzę. Spaceruje po lasach, parkach. Miejscach, gdzie jest mało ludzi albo nie ma ich wcale. Tam gdzie jest przyroda... i ja - zamknęła oczy i chyba zaczęła marzyć. Wpatrywałem się w nią do póki nie dodała - Taki własny kąt. Masz coś takiego? - spojrzała się na mnie, a ja dopiero po minucie oderwałem się od niej. 
-Eee - podrapałem się po karku - mam.
-Heh, wiedziałam, że nie mogę oceniać książki po okładce - zdziwiłem się. I to jak cholera! O czym ona mówi?
-Nie rozumiem?
-No bo na wierzchu jesteś playboyem i bad boyem a w środku jesteś wrażliwy jak owieczka - ona się nie śmiała... Ona rozumiała. Zaczynam coraz dziwniej się czuć. Musiałem zadać jakiekolwiek pytanie by się otrząsnąć.
-Co lubisz robić w wolnym czasie? Ty o mnie wiesz wszystko, a ja o tobie tyle co nic - zaśmiałem się znów bawiąc się filiżanką. 
-Nie wiem o tobie wszystkiego - spojrzałem się na nią, a ona uśmiechała się podpierając głowę na pięści - czuję, że jest jeszcze cała góra rzeczy, których o tobie nie wiem. 
Nagle sięgnęła ręką i nastroszyła moje włosy. Znowu ten dziwny dreszcz pożądania.... Chwila... To nie pożądanie... To... Po prostu przyjemne uczucie bliskości i ciepła drugiej osoby. Ostatni raz czułem się tak jak Nataniel żył. Nie wiem kiedy, ale po moim policzku spłynęła przeźroczysta ciecz. Zatrzepotałem rzęsami by to się nie powtórzyło. Ona oczywiście zauważyła i wytarła mi ręką tą łzę. Patrzyłem się na jej poczynania. Była smutna.
-Sorry... Nie chciałam by ktoś widział jak płaczesz - uśmiechnęła się blado. O czym ona mówi?
-Co...? - spytałem cicho - Ja nie płacze!
-Po prostu nie chce by ktoś myślał, że wcale nie jesteś taki silny. Bo to siła daje ci pewności siebie. Nie mogłabym żyć z myślą, że przeze mnie już jej nie masz - ona mówiła cholernie poważnie i totalnie formalnie. 
-A po ludzku? - uśmiałem się lekko. Zachichotała.
-Po ludzku... Hm... Pokazałeś mi tą stronę siebie, której nie pokazujesz na co dzień - teraz zrozumiałem o co jej chodziło. Zrozumiała coś o czym nie miałem zielonego pojęcia. Na wspomnienia o Natanielu robię się zły, smutny i wściekły zarazem. A ona to zauważyła. Co ona takiego w sobie ma?
-A ty? - spytałem.
-Co ja? - zdziwiła się pijąc kawę.
-No powiedz coś o sobie. Jak wygadasz mój sekret... Po prostu muszę znać twój - zrobiłem minę wrednego. Zaśmiała się i powiedziała:
-Mam masę sekretów o których sama nic nie wiem. Pomóż mi się do nich dobrać, a będziesz miał - co ona pierdoli? Albo ja zrobiłem się tak zmęczony, że laski nie ogarniam, albo ona zrobiła się strasznie formalna. 
-Nie ogarniam cię - uśmiałem się i znów napiłem się kawy.
-Dobra. Moim tajemniczym miejscem, do którego zawsze chodzę gdy chce być sama, jest... Pokazałabym ci, ale na tyle to ja ci panie nie ufam - zadrwiła. Wkurzyła mnie tym, ale nie dałem tego po sobie poznać.
-Heh. Wredna jesteś. Cholera to już twoja trzecia strona. Ile ich jeszcze masz? - no przecież mówię prawdę. Ona zdziwiła się na te słowa i było widać jak zaczyna myśleć.
-Sama nie wiem. Mówiłam, że nie rozumiem tego.
-Może to wina twojego brata? - spytałem dość poważnie.
-Mojego brata? - zdziwiła się. No, ale takie są fakty. Koleś wyjechał, a laska zmienia się o 180 stopni. 
-Ledwo wyjechał, a ty jakbyś... odżyła. Był jak klosz, a ty pod nim. W sumie to dopiero dziś zauważyłem, że żyjesz - czemu to powiedziałem? Uśmiechnęła się do mnie.
-Może coś w tym jest - spojrzała za okno - Mam wrażenie, że całe życie pod tym kloszem przesiedziałam. Traciłam to co jest najważniejsze.
-Takie ciacho jak ja? - pokazałem na swoją klatę. Uśmiała się.
-Możliwe. A tak serio to całe młodzieńcze życie. Odkąd pamiętam brat pilnował mnie. Ciesze się, bo nikt mnie nie skrzywdził, ale nigdy nie stałam się odpowiedzialna i nie nauczyłam się walczyć z cierpieniem - słuchałem jej z zaciekawieniem - Teraz czuje, że żyje. I świat wokół też - spojrzała w moje oczy.
-To lepiej żeby nie wracał - stwierdziłem. Ona zachichotała po czym już chciałem o coś spytać, a tu telefon - sorry na chwile.
Pokazała tylko, że nie ma problemu. Odebrałem. To ten debil Josh.
-Kurwa mać, stary! Pisałem esy już od godziny! - był wściekły. To rzadkość.
-Już się za mną stęskniłeś, cwelu? - usłyszałem jak Larissa znów się śmieje. Sam uniosłem kąciki ust - mów czego chcesz bo przeszkadzasz!
-Jesteś z Nią?! - o paczcie go. Jest zły, że mi idzie lepiej.
-No i co? 
-Weź... Nasz zakład jest nieważny - w jego głosie było załamanie i... coś niezidentyfikowanego. Wkurwiłem się, nie powiem.
-Co?! Czemu?! - miałem wrażenie, że cała sala na mnie patrzy.
-Chłopak nam się zakochał.
-Sorry, ale gustuje w paniach - znów usłyszałem śmiech.
-NO CO TY NIE POWIESZ! 
-Nie drzyj ryja do telefonu! - często się na siebie darliśmy. 
-Chłopak, miałem na myśli Christiana!
-No i co z nim? - zmieniłem ton. Usłyszałem w słuchawce ciężkie wzdychnięcie. 
-No bo on się zabujał w... - urwał w połowie. No co za chuj! Zawsze muszę dociekać, bo minąłby rok.
-NO MÓW!
-W LARISSIE! 
Zatkało mnie. Zrobiłem dość duże oczy co nie umknęło uwadze dziewczyny.
-Żart? Chcesz być lepszy? Stary to nie uczciwe - mówiłem spokojnym tonem.
-Nie, mówię poważnie. Zadzwoń do niego jak mi nie wierzysz. Zwierzył mi się no i zabiera ją dziś do mnie na imprezę... - nagle się rozłączył. 
Powoli odkładałem telefon do kieszeni.
-Coś się stało? - w jej oczach zobaczyłem przerażenie i zdezorientowanie.
-Powiedz... Idziesz dziś na imprezę do Josha? - musiałem spytać, musiałem wiedzieć.
-Tak. Christian mnie zaprosił, a ja nie wiem czemu się zgodziłam. Nie znoszę imprez - spochmurniała. 
Czemu tak bardzo zawiodłem się na myśl, że mój przyjaciel się w niej zadurzył? Przecież nie mogło mi zależeć... Nie mogło, nie?
-Dobra, zbieramy się - wstałem i zobaczyłem, że laska ma pytajniki w oczach. Podrapałem się po nosie i sięgnąłem z tylnej kieszeni spodni, portfel. Szykowałem kasę. Wiem ile tu kosztuje kawa i to ciastko. Nie oszukujmy się, byłem tu częstym bywalcem. 
Zostawiłem pieniądze na stoliku i wyszliśmy. Wsiedliśmy do auta i w drodze do jej domu, gadaliśmy. To dziwne, ale nagle przez moje myśli spłynęły tysiące pytań. Czemu? Trasa szybko dobiegła końca. Stanąłem na podjeździe i nie za bardzo wiedziałem jak się z nią pożegnać. Zazwyczaj to wychodzę razem z laską i idziemy do pokoju. Teraz tak nie mogłem zrobić. Nowa sytuacja. Oparłem się wygodnie oparcie i czekałem na jej ruch. Patrzyłem na nią. Po chwili spojrzała się na mnie i uśmiechnęła serdecznie. Zmieszałem się.
-Nie przyjedziesz jutro po mnie, prawda? - zamrugałem kilka razy by dotarło do mnie pytanie.
-Nie wiem. To zależy czy wstanę - zaczęła się śmiać. 
-No racja. Rozmawiam z największym imprezowiczem w tym mieście! - ocierała się z łezki.
-Trzeba umieć pić, żeby wstać bez kaca - spiorunowała mnie wzrokiem. Już po chwili wyszła. Czemu jej nie zatrzymałem? Czemu nie spytałem o numer telefonu? Pierdyliard takich pytań zaczęło mi przychodzić na myśl. Uderzyłem w kierownicę. Ona jest pierwszą dziewczyną, która tyle o mnie wie. Po chwilowym zamyśleniu odpaliłem silnik i pojechałem do domu. 




*Oczami Lisy*

Szybko weszłam do domu i podbiegłam do okna. Patrzyłam jak długo będzie jeszcze stał. Rany jakie ja miałam motyle w brzuchu! Zaczęłam piszczeć i skakać w miejscu. Przegadałam z nim przeszło godzinę! I wiem o nim coś czego nikt inny nie wie! To chyba dobrze? Dzięki ci Boże za zesłanie anioła! 
A najlepsze w tym wszystkim jest to, że w ogóle nie odczuwałam, że chce mnie zaciągnąć do łóżka. Będzie tak jak w tych romansidłach z bad boyami i cichymi dziewczynkami? OBY! Nagle mój telefon zawibrował w kieszeni spodni. Szybko zobaczyłam na wyświetlać. To był sms od Christiana. 

Nieznany:
Przyjadę po ciebie około 19. Mam nadzieję, że nie za późno? Christian.

Odpisałam mu szybko.

Ja:
Jest ok. A to ta impreza, o której jest?
Nieznany:
O 19 ;D
Ja:
Chcesz zrobić wielkie wejście? :P
Nieznany:
Nie żartuj! Dobra muszę kończyć. Matka mi łeb urwie, że nie zbieram naczyń XD

Już nie odpisałam. Pomaga matce, jak słodko. Przez chwilę zaczęłam się zastanawiać czy Chris nie zaczyna gościć w moim sercu obok Conora. Zapisałam jego numer po czym spojrzałam na godzinę w telefonie. Nie tak źle, dopiero 17. Myślę, że zdążę się ogarnąć.

Ciąg dalszy nastąpi...



<---Poprzedni


~LilaSam~


2 komentarze:

  1. Ja chce więcej! Super to masz ^^ masz talent do pisania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję *O*
      W takim razie pojawi się dziś następny rozdzialik ;D

      Usuń