piątek, 5 czerwca 2015

F.O.S.T. Cz.4



    Od chwili wypadku minął rok.

    – Że też muszę nosić drewno. Czy jestem drwalem? Ona jest coraz gorsza – marudzę pod nosem, podnosząc patyki.

    – Znów cię nagnała do lasu? – spytał Shane. Odwróciłem głowę za siebie i ujrzałem go opierającego się o pień drzewa z wielkim uśmiechem.

    – Nie twój interes.

    Uczepił się mnie jak rzep. Ciągle byłem dla niego niemiły, a on ciągle gadał.

    – Ach, ładna dziś pogoda, nie?

    – ...Co? – zdziwiłem się. Rzadko wylatywał z takimi tekstami.

    Zamknął oczy i można by pomyśleć, że wdychał świeże powietrze. Nigdy nie zapomnę dnia, w którym się poznaliśmy.


~~~


    – Dlaczego wysłała mnie po drewno?! Przecież nie ma jeszcze zimy! – zdenerwowany łaziłem po lesie i zbierałem patyki.

    To, że mnie wypuściła, nie było nowością. Robiła to od jakiegoś czasu, bo wiedziała, że wrócę... a raczej, że chciałem wrócić. Jeszcze tyle chciałem się od niej nauczyć.

    Coś mnie wybiło z rozmyśleń. Chwyciłem gruby badyl, który leżał pod moimi nogami i odwróciłem się z prędkością światła. Zablokowałem "atak" przeciwnika. Gdy od siebie odskoczyliśmy, obaj zmierzyliśmy się wzrokiem. On był w moim wzroście i przypuszczałem, że i w tym samym wieku, co ja. W ręce trzymał drewniany miecz... Czy on bawił się w samuraja? Jego włosy były koloru jasnego blond. Od razu skojarzył mi się z moim... przyjacielem. Na to wspomnienie znów rozbolała mnie głowa. Cholera! Nie teraz, gdy przeciwnik czyhał na mnie! Gdy opanowałem ból, mój przeciwnik zniknął. Rozejrzałem się dookoła... nie mógł daleko uciec. Nagle z gałęzi drzew coś spadało... Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, co spada. Odskoczyłam do tyłu, ocierając ręką o ziemię, by zahamować. Tak, jak myślałem, to był on.

    – Dobry jesteś – zaczął się śmiać. – Wyluzuj. Jestem Shane, a ty?

    Wyprostowałem się i nie spuszczałem z niego wzroku.

    – Małomówny... Hm... Jakby cię tu nazywać... – przybrał pozycję myślącego. Idiota, to właśnie o nim pomyślałem.

    Znów zacząłem zbierać gałęzie. Cały czas łaził za mną.

    – Wiem! Albo i nie... – posmutniał.

    – Kaito – powiedziałem po cichu.

    – Miło mi. A tak w ogóle to ile masz lat? Dziesięć? Jedenaście?

    – Dziewięć... jeszcze.

    – Byłem blisko! Ja też mam dziewięć. I w życiu bym nie pomyślał, że jesteśmy w tym samym wieku.


~~~


    Dziwak z niego. Nie zapomnę jego nienawistnej miny podczas naszej walki. Pragnął mnie zabić, wyczytałem to z jego oczu. Nawet jeśli potem buchnął śmiechem, to niczego nie zmieniło. Coś mi w nim nie grało i planowałem dowiedzieć się co to. Ruszyłem już w kierunku domu.

    – Idziesz już? Myślałem, że poćwiczymy. 

    Ćwiczeniami nazywał wspólne tajne treningi. Walczyliśmy ze sobą na patyki... No dobra, grube gałęzie. Byliśmy na równi w umiejętnościach. Żaden nie wygrywał, żaden nie przegrywał.

    – Mhm.

    – Jutro? – spytał z lekką nadzieją. Odwróciłem się i spojrzałem na niego spod, długiej już, grzywki.

    – Nie wiem. Jutro miałem gdzieś jechać.

    – Rozumiem... Przyjdź dziś w nocy do lasu. 

    Znów się zatrzymałem w połowie drogi i odwróciłem. Nigdy mnie o to nie prosił.

    Gdy tak spojrzałem na niego, on już szedł do siebie. Czemu mu tak zależało?

    Po powrocie do domu odłożyłem drewno przy kominku. Poszedłem do salonu. Było po siedemnastej i nadal nie miałem treningu... Prawdę mówiąc ostatnio mało ich miałem. W salonie Emily spała. Wziąłem koc i ją przykryłem. Usiadłem pod sofą i zacząłem rozmyślać... Niczego mi nie brakowało. Jaka ona by nie była, to i tak zawsze dbała o mnie. Kupowała ubrania jakie chciałem, choć musiałem o to długo prosić... Po jakimś czasie zacząłem z nią wygrywać i dlatego dostawałem to, co chciałem. Gotować też umiałem lepiej. Świat postrzegałem lepiej i stworzenia w nim żyjące. Nauczyła mnie nie atakować jak oszalały, tylko rozmyślać... Rozmyślać nad tym, czy ten przeciwnik na pewno jest zły, czy po prostu broni swojego terenu.

    – To tak jak samica broniąca swoich młodych. Ona po prostu chce chronić tych, których kocha, ale czy to oznacza, że jest twoim wrogiem?

    – Nie...

    – Więc myśl nim zaatakujesz.

    Wiele się dzięki niej nauczyłem. Więcej niż z moim mistrzem. Nawet dzięki niej coraz rzadziej miewałem "wspomnienia", a nawet jeśli się zdarzały, to wiedziałem, jak się ich pozbyć.

    – Miau?

    W progu stanął kot. Nie wyrzuciliśmy go. Powiedziała, że mam się nim zajmować i to nauczy mnie odpowiedzialności... A mi się wydaje, że chciała, bym nauczył się szanować życie.


~~~


    Kilka miesięcy temu...

    – Czemu nie ćwiczymy już tak często? – spytałem podczas obiadu.

    – A czego mam cię uczyć? W takim tempie za tydzień skończyłyby się tematy.

    To fakt, szybko się uczyłem. Nauczyła mnie obrony przed przeciwnikiem, atakowania z ukrycia, a nawet... strzelania. No i jako dodatkowe lekcje miałem naukę jazdy na motorze, snowboardzie czy zwykłej deskorolce. Mimo iż nie byłem pełnoletni, to pozwalała mi jeździć do miasta.

    Po jakimś miesiącu się ze sobą zżyliśmy. Opowiedziała mi czym się zajmuje.

    – Jestem wyższej klasy płatnym mordercom. Załatwiam swoje cele cicho i szybko. Musiałam jednak z tego zrezygnować. Karen przejęła bowiem stanowisko dyrektora w sierocińcu i miała na co dzień do czynienia z takimi łobuzami jak ty. – Zaśmiała się. –Musiałam jej pomóc. Bardzo wielu przygarniałam pod swoje skrzydła i uczyłam samokontroli, pewności siebie i innych takich.

    – To czemu mnie uczyłaś strzelania?

    – Bo ty jesteś jakiś dziwny. Bardzo przypominasz mnie w twoim wieku. Już wtedy wiedziałam, że zabijać będę tych złych.

    – Też masz blizny na psychice.

    – Hm, tak. Nie znam twojej przeszłości, ale przebywając z tobą widzę, że jesteśmy bardzo do siebie podobni. – Oparła się łokciami o stół.

    – Też tak myślę – przyznałem jej rację. Sam czułem, że mamy coś wspólnego.


~~~


    Nie wiem kiedy, ale zasnąłem. Obudziłem się w tej samej pozycji tylko przykryty kocem. Zobaczyłem, że pali się światło w kuchni. Emily gotuje? Która godzina? Zerknąłem na zegarek, ale było tak ciemno, że nic nie widziałem. Wstałem więc i zapaliłem światło. Dochodziła dziesiąta wieczór. W sumie to o której ten idiota chciał się spotkać? Gdy z Emily coś zjedliśmy ona od razu poszła spać. Nie ochrzaniła mnie za to, że nie gotowałem. Sama powiedziała, że skoro oboje spaliśmy, to się nic nie stało. Po czterech godzinach chrapała tak, że aż dom się trząsł. Ja w tym czasie ubrałem się ciepło. Na nogi grube i ocieplane rurki a do tego cieplejsze buty.

    Na górę narzuciłem bluzę z kapturem koloru czarnego. Gdyby coś się działo, nikt mnie nie zobaczy. Zarzuciłem kaptur na głowę i zszedłem na dół po cichu. Wyszedłem przez okno w kuchni, gdyż w drzwi skrzypiały. Chciałem je naoliwić, ale za każdym razem mi tego zabraniała. Domyślałem się powodu. Gdybym je lekko uchylił to jutro miałbym piekło. Będąc już na zewnątrz, ruszyłem biegiem do lasu. Pod moimi nogami szeleściły liście, bo to końcówka jesieni. Wiatr wiał mi prosto w twarz. Nie był silny, ale dało się odczuć pierwszą grudniową noc. Zatrzymałem się w miejscu, gdzie dziś go spotkałem. Przycupnąłem przy jednym z drzew, ale nie ze zmęczenia. Westchnąłem i czekałem, aż się pojawi.

    Po paru minutach usłyszałem kroki. Mógł to być on, ale nie musiał. Wychyliłem się i zobaczyłem smukłą posturę. Tak, to on. Nie wstawałem.

    – O, jesteś! Nie wątpiłem. – Usiadł na przeciwko mnie.

    – Po co mnie wyciągałeś w środku nocy? Trening może poczekać parę dni...

    – Nie może... – jego ton był zimny. Smarkacz w stylu "zawsze dostaje to, czego chcę"?

    – Nie mam ochoty ćwiczyć.

    – To po co przyszedłeś? – zdziwił mnie tym pytaniem.

    – Bo myślałem, że chodzi o coś innego. Zresztą, nieważne. Zmywam się, zanim Emily zauważy moją ucieczkę. – Wstałem, a on chwycił mnie za ramię.

    – Nie żartuj...

    – Co?

    – Mały trening, proszę...

    – Nie rozumiem...

    – Proszę! – krzyknął na cały las, ale nadal na mnie nie patrzył.

    – Mały... – zgodziłem się.

    Po piętnastu minutach ledwo żyłem. Zapomniałem, że dziś robiłem sześćdziesiąt dwa kółka wokół domu. Tyle to chyba mój limit. Znów usiadłem pod drzewem i dyszałem, on zresztą też.

    – Dziękuję... – Uśmiechnął się. W tych ciemnościach widziałem ten uśmiech przez jego jasne barwy. Bluza koloru białego, włosy koloru blond... No nie dało się nie widzieć.

    – Jasne...

    Nagle wstał i zdjął sobie coś z szyi i założył na moją.

    – To tak na przyszłość. 

    Czyżby on gdzieś wyjeżdżał? O co chodzi?

    – Czemu mi to dajesz?

    – Ale jestem zmęczony! Chyb... – nagle zamilkł, a ziemia się zatrzęsła.

    – Co jest?

    – Niemożliwe... Za szybko. Miało być dopiero jutrzejszej nocy!

    – Że co? O czym ty pierdolisz? – warknąłem na niego.

    – Kaito, musisz się schować, inaczej cię zabiorą, bo masz mniej niż trzynaście lat!

    – C... 

    Pociągnął mnie za rękę i ruszył w stronę "bunkra", stworzonego przez korzeń drzewa. Nie zaszedł daleko, bo ziemia się tak zatrzęsła, że obaj upadliśmy. Szybko wstał i pociągnął mnie.

    – Cholera... Już są! – szepnął sam do siebie, ale i tak zdołałem go usłyszeć. Kto jest? – Właź!

    Cisnął mną tak, że wpadłem do tego bunkra.

    – Shan... – zacząłem.

    – Nie wyłaź pod żadnym pozorem! Nieważne, co usłyszysz, masz nie wychodzić, łapiesz?! – Milczałem, a on tylko złapał moją rękę i ścisnął. – Żegnaj Kaito...

    – TU JEST JAKIŚ! – usłyszałem krzyk mężczyzny.

    Stąd widziałem tylko nogi. Do Shana podeszli mężczyźni w płaszczach. Nie wiedziałem, co on zrobił, ale został za to ukarany. Uderzyli go bardzo mocno, przez co upadł i... Był skierowany do mnie twarzą, leżąc na brzuchy. Zakryłem sobie usta ręką. Oni... oni... skręcili mu kark!

    – Zabierz te zwłoki. Lane się nim zajmie.

    Znów przebłyski... Krew... Wszędzie krew, a mój przyjaciel leżał w niej! Dość... Proszę... Nie te...

    Odpłynąłem. Obudziłem się rano. Byłem cały zdrętwiały, ale wyszedłem z ukrycia. Przeciągnąłem się i po ułożeniu słońca stwierdziłem, iż jest około godziny jedenastej. Co się stało poprzedniej nocy... Shane! Odwróciłem się na pięcie i sprawdziłem miejsce gdzie upadł. Nie było krwi... Może jednak żył. Od kiedy przy skręconym karku jest krew? Upadłem na kolana i zacząłem się obwiniać, że nic nie zrobiłem...

    – Nie wyłaź pod żadnym pozorem! Nieważne, co usłyszysz, masz nie wychodzić, łapiesz?!

    No tak... Kazał mi...

    – Ya–to... u–cie...uciekaj!

    Znów to zrobiłem. Posłuchałem głupka i pozwoliłem umrzeć. Po raz kolejny ktoś umarł za mnie. Nie zniosę tego!

    Nie wiem kiedy, ale z moich oczu zaczęły napływać łzy. Emily... EMILY! Wstałem i omal się nie potknąłem. Biegłem jak szalony do domu z nadzieją, że nic jej nie jest. Wpadłem do domu przez drzwi... Drzwi, które były otwarte na oścież... Nie... Ona nie mogła...

    – Emily! – wydarłem się na cały dom.

    Przeszukałem go centymetr po centymetrze, ale nigdzie jej nie było. Usiadłem na skodach i rozryczałem się na dobre.

    – Dla... dlaczego znowu tracę ludzi, których kocham... Dlaczego? Byłoby prościej, gdybym znów nie pokochał.

    Nagle zamilknąłem, bo usłyszałem kogoś.

    – W domu ktoś jest.

    Moje oczy same zrobiły się duże, gdy tylko uświadomiłem sobie, że ten głos jest mi znany.

    – Zabierz te zwłoki. Lane się nim zajmie.

    Krew zaczęła we mnie się gotować. Pobiegłem do kuchni i chwyciłem pierwszy z brzega ostry nóż. W lusterku zobaczyłem, że ktoś za mną stoi. To człowiek z czerwonymi tęczówkami.

    – Więc to ty?

    – Kolejny. Lane nie mówiła, że jest was kilku.

    Odwróciłem się szybko i zamachnąłem nożem, ale... był szybszy i zrobił unik. Złapałem nóż pewniej i znów się na niego zamachnąłem. Teraz to on chciał mnie zaatakować ze swojej ręki, ale odskoczyłem do tyłu. Znajdowałem się teraz w holu.

    – Cóż za zacięta walka! Ach! 

    Spojrzałem na drzwi frontowe i zobaczyłem w nich mężczyznę z długimi włosami upiętymi w koński ogon i innym ubiorze, niż tego, z którym walczyłem. Przypominał mi szlachcica. Za długo myślałem, bo mój przeciwnik się na mnie rzucił. Szybko kucnąłem i wreszcie trafiłem go nożem.

    – Ho ho! Dobry jest. Ale dość tej zabawy. 

    Spojrzałem ukradkiem na szlachcica, ale on mierzył do mnie z broni... zapanowała ciemność.



Ciąg dalszy nastąpi...









~awenaqueen~


1 komentarz:

  1. Superowe :3 Ekstra nie mogę się doczekać następnych rozdziałów ^^
    Powodzenia na egzaminach ^^ justa

    OdpowiedzUsuń