wtorek, 9 czerwca 2015

F.O.S.T. Cz.6



    Otwarłem oczy i poczułem się jak dziecko. Przetarłem je, bo nie dowierzałem, gdzie się budzę. Podparłem się jedną ręką na łóżku.

    Mój pokój? To sobie pomyślałem, gdy rozejrzałem się dookoła. Mój ogromny pokój za czasów, kiedy żyłem z rodzicami i bratem. Niemożliwe... Poderwałem się z łóżka i gdy z niego wyszedłem, uświadomiłem sobie, jaki jestem niski. Spojrzałem na swoje ręce, które były mniejsze, niż je zapamiętałem.

    – Śniadanie! – krzyknęła mama.

    Zbiegłem na dół i wleciałem do kuchni jak poparzony. Moja mama nakładała na talerze, a ojciec czytał gazetę. Nagle ktoś mnie popchnął.

    – Młody, nie stój jak widły w gnoju! – kpił brat Enzo.

    To musiał być jakiś sen.

    – No siadaj, synku – powiedziała matka.

    Zrobiłem, jak kazała. Nadal poczułem się dziwnie.

    Po zjedzonym posiłku brat chciał pograć ze mną na konsoli.

    Czekałem tylko, kiedy ojciec rozkaże mi iść z nim... Jednak to się nie wydarzyło. Dziwne. Zapamiętałem ten czas inaczej. Następnego dnia wszyscy stanęli przy moim łóżku. Zdziwiony podniosłem się i widziałem, że mama trzyma...

    – Tort? – powiedziałem.

    – Tak! Zapomniałeś o własnych urodzinach? – zdziwiła się.

    – Dziś kończysz osiem lat – odezwał się ojciec.

    To... dziwne. Czułem się, jakbym o czymś zapomniał.

    Zdmuchnąłem świeczki. Wstałem z łóżka i czułem się inaczej niż wczoraj... jakby wyższy?

    Rodzice oświadczyli mi, że zapisali mnie do szkoły. Nigdy tam nie chodziłem, bo miałem prywatne lekcji, które dawał mi ojciec. Druga podstawówka. Ciekawiło mnie to nowe doświadczenie.

    Następnego dnia po pobudce brat wybrał mi ciuchy do szkoły. Ubierał się fajnie, więc chciałem, by mi doradził. Uszykowany wyszedłem z domu z plecakiem i ruszyłem do szkoły. Rodzice i brat powiedzieli, że pierwszy dzień jest ważny. Musiałem znaleźć przyjaciół! Nigdy nie miałem.

    Poznałem kilka fajnych osób, a po tygodniu miałem już własną paczkę. Jeden dzieciak cały czas mnie zastanawiał. Siedział zawsze sam w ławce i nigdy z nikim nie zamienił nawet słówka. Był blondynem. Ciekawiło mnie, jak ma na imię.

    – Em... Lil? – zagadnąłem przyjaciółkę.

    – Nom?

    – Jak on ma na imię?

    – On? A czemu cię to interesuje?

    – A tak jakoś...

    – Chodźmy się bawić. 

    agle druga moja przyjaciółka pociągnęła mnie za rękę w stronę wyjścia. Zerknąłem na tego chłopca, ale... już go nie było.

    Tak czas mi płynął, aż do dnia moich czternastych urodzin. Wtedy zacząłem odczuwać coś dziwnego. Jakby pustkę. Czegoś mi brakowało do idealnego życia... Ale czego?

    Dziś zaczynam pierwszy dzień w gimnazjum. Enzo mówił, że pierwszy dzień jest najważniejszy, bo to w nim mają cię albo za śmiecia, albo za kumpla. Musiałem się postarać.

    Wszedłem do klasy i widziałem, że jest ona spora. Usiadłem na wolnym miejscu. Rząd przy oknie ławka trzecia od końca.

    Nagle uświadomiłem sobie, że osoba siedząca w środkowym rzędzie i ławce pierwszej wygląda znajomo. Ten sam jasny blond, co w podstawówce.

    Wstałem i do niego podszedłem. Zawahałem się jednak w połowie drogi. Dlaczego? Czemu bałem się do niego zagadać? Czemu mi w ogóle zależało na zagadaniu do niego? Zawsze był sam i jak z nim się spiknę, to też będę sam. Już miałem się cofać, kiedy... coś we mnie strzeliło. Zrobiłem krok w przód i jakbym przeszedł przez jakąś barierę. Wszystko wokół zamarło, ale nie zwróciłem na to uwagi. Stanąłem naprzeciw jego ławki.

    – Em... cześć – powiedziałem.

    On nagle zaczynał unosić swoją głowę do góry, dzięki czemu zaczynałem widzieć jego oczy... Wow. Śliczny błękit.

    – Hm?

    – Już się chyba gdzieś widzieliśmy, nie? – spytałem.

    – Żyjesz w kłamstwie... w świecie, który nie istnieje. Jak sobie mnie przypomnisz, to będzie za późno na ratunek.

    Co on powiedział? Zacząłem czuć wilgoć w rękach. Spojrzałem na nie, a one... ociekały krwią! Zacząłem wycierać je o spodnie, ale to nic nie dawało. Chwyciłem plecak i ruszyłem biegiem do domu.

    Jakie kłamstwa? Jaki nieistniejący świat? O czym on mówił? Biegłem do domu i w ogóle nie odczuwałem zmęczenia, zastanawiam się czemu? Nigdy nie ćwiczyłem na wf ani nic w tym stylu. Skąd we mnie taka kondycja?

    Wpadłem do domu i potknąłem się o próg.

    – Kurw...! – zakląłem pod nosem.

    Gdy się wyprostowałem, zobaczyłem małego mnie stojącego w progu kuchni.

    – Co jest? – powiedziałem sam do siebie.

    Nagle mały "ja" wszedł do kuchni. Poszedłem za nim i zobaczyłem, że matka zmywa naczynia, a on sięga ze szuflady nóż. Po chwili wbija go w plecy matki. Cofnąłem się kilka kroków, nie wierząc w to, co widzę. To jakiś koszmar?

    Matka krzyknęła i padła na kolana. Odwróciła się przerażona i zobaczyła, że chłopak planuje dźgnąć ją jeszcze raz. Popchnęła go na szafki, przez co upadł, a sama zaczęła uciekać. Nie dała rady... Chłopak szybko dopadł do niej i poderżnął jej gardło tuż przy wyjściu z domu. Rzucił nóż pod ścianę i zaczął ciągnąć matkę za nogi z powrotem do kuchni. On... ja? W ogóle się nie wahał.

    Przywiązał sznur do szyi matki i... upozorował samobójstwo? Ale to bez sensu z podciętym gardłem. Tyle że ono już nie było podcięte. Zaczynałem się gubić w tym, co widziałem, a co dopowiadałem.

    Gdy kobieta już wisiała, wziął nóż i umaczał rączkę w krwi, po czym włożył go w jej rękę. Gdy puścił jej rękę, nóż wypadł i upadł na ziemie. Następnie skierował się do pokoju Enzo.

    – O nie – powiedziałem do siebie.

    Otworzył drzwi na oścież i podszedł do brata, który miał słuchawki w uszach. Szybko chwycił kabel słuchawek i zaczął go dusić. Enzo się szarpał i próbował złapać mnie, ale mu się nie udało... Po chwili stracił siły i... umarł.

    Padłem na kolana z nie do wierzenia. Młody zaczął gnieść kulki papieru i wkładać mu do ust. 

    Rozumiem... Przypadkowa śmierć. Ale... dlaczego? Nagle zaczęła mnie boleć głowa. Wiele obrazów przelatywało mi przed oczami, a między innymi ten, co wydarzyło się dalej...


~~~


    Zszedłem na dół z już krwawiącym sercem... Zabiłem wszystkich... Ale nie mistrza. Nagle drzwi się otwarły, a w nich stanął mój mistrz. Szybko zszedłem z ostatnich schodów i schyliłem się lekko.

    – WYKONAŁEM, MISTRZU! – krzyknąłem.

    Rozejrzał się i zobaczył, że w kuchni wisi jego żona. Podszedł do niej.

    – Nie jestem z ciebie dumny.

    – Dlaczego? Zrobiłem, jak kazałeś. Zamazałem ślady! Wszystkie! Matka się powiesiła, a Enzo zakrztusił. Nikt nie rozpozna, że to morderstwa – byłem spanikowany. Wiedziałem bowiem, jaka czeka mnie kara za jego niezadowolenie.

    Odwrócił się do mnie.

    – Poderżnęła sobie sama gardło?

    – Nie! Wybrałem ostry sznur, który mógł je rozciąć! Zrobiłem małe nacięcie... Mistrzu, wszystko przemyślałem! – Znów się skłoniłem.

    Podszedł do mnie i pogłaskał mnie po tyle głowy. Wyprostowałem się.

    – A ptak?

    – Ptak? Riko? – Mój gołąb. Zwierzak, któremu się zwierzałem i który zawsze do mnie wracał. Przełknąłem gule.

    – Zabiłeś? – drążył.

    – N-Nie... Jeszcze nie. – Spuściłem głowę. Nie chciałem go zabijać. Nie jego.

    – To zrób to teraz. Chcę zobaczyć. – Nie mogłem mu się przeciwstawić.

    Z trudem hamowałem łzy cisnące się same do moich oczu. Zwróciłem się w kierunku schodów. Mistrz poszedł za mną. Otworzyłem drzwi od swojego pokoju i zobaczyłem, że Riko jak zwykle do mnie wrócił.

    Proszę, mały. Uciekaj! Proszę!

    To mówiłem w myślach z nadzieją, że usłyszy. Nie usłyszał. Mistrz stanął w progu i patrzył się na to, co robię. Wziąłem gołębia na rękę i poruszyłem ustami: przepraszam. Ptak zaczął się płoszyć, ale nie mogłem już mu pozwolić uciec. Zacisnąłem zęby i ukręciłem mu łepek. To chrypnięcie odbijało się echem w mojej głowie. Puściłem ptaka i padł na dywan. Stałem tak chwilę i się nie odzywałem.

    – Jestem z ciebie dumny. Teraz wyjdź i wróć dopiero jutro o dziewiątej.

    Zrobiłem, jak kazał i wybiegłem z domu, płacząc jak bóbr.

    – Mika! Pomóż! – krzyczałem na cały głos.


~~~


    Znów stanąłem z boku i patrzyłem na małego siebie. Odzyskałem wspomnienia aż do tej chwili. Zobaczyłem, jak chłopak, którego widziałem w podstawówce, rzuca skakankę i biegnie w stronę małego mnie.

    – Yato? Co się stało?! – Stanął w połowie drogi, a mały ja padł na niego i się przytulił. Po chwilowym szoku Mika objął go. – Ojciec?

    – Ja... ja ich zabiłem! Riko też musiałem! Mika, musisz uciec! – Nagle się od niego odsunął i spojrzał przez łzy przerażony.

    Mika ujął moją twarz za oba policzki i złączył swoje czoło z moim.

    – Nie bój się, Yato. My zawsze będziemy razem. Obiecuję.

    Razem szli do jakiegoś bunkra jeszcze sprzed wojny. Ja cały czas szedłem za nimi, bo chciałem znać, a właściwie przypomnieć sobie, całą prawdę. Wszedłem za nimi, ale przez resztę dnia nic się nie wydarzyło. Potem jakby czas przyspieszył i z nocy stał się dzień. Młody ja znów przyszedłem do tego bunkra. Skoro czas zatrzymał się właśnie teraz, czy coś miało się zdarzyć?

    Teraz było tu jakoś inaczej. Światło oświetlało całe pomieszczenie, dzięki czemu teraz dopiero ujrzałem korytarz.

    – Mika! – wołałem mały ja. Nagle usłyszałem kaszlnięcie. – Mi–ka?

    Z ciemnego korytarza wyczołgał się blondyn we krwi.

    – M...Mika! – Mały ja, chciał podbiec do przyjaciela, ale ten go zatrzymał gestem ręki.

    Teraz gdy wychylił się jeszcze bardziej w stronę światła, byłem w stanie zobaczyć, że nie ma jednej ręki. Młody ja chyba też dopiero to zobaczył, bo zakrył sobie usta dłonią i zrobił dwa kroki do tyłu.

    – Mika... co... się stało? – Znów chciał podbiec i znów ten sam gest Miki.

    – Ya-to... u-cie...uciekaj! – mówił resztkami sił, z cały czas wystawioną prawą ręką.

    – Nie zostawię cię, Mika! Jesteś jedyną... – nie zdążył dokończyć, bo Mika opadł z sił i prawdopodobnie już się wykrwawił. – Nie! Wstawaj!

    Znów chciał podbiec, ale tym razem zatrzymały go czyjeś kroki. Nad ciałem chłopaka stanął jakiś mężczyzna, bardzo wysoki. Oblizał palce od krwi.

    – Powariowali. To był twój przyjaciel? Oj jaka szkoda, ale nie martw się, był pyszny! 

    Młodego mnie zemdliło.

    – Co mu zrobiłeś?! Dlaczego?! – krzyczał zrozpaczony.

    – Ja? Tylko chciałem się najeść, nie moja wina, że się szarpał. No i koniec końców i tak się nie najadłem. – Zrobił minę zbitego psa.

    – Zabiję cię... zabiję!

    Młody chwycił łom leżący pod ścianą i zamachnął się na długowłosego. Ten tylko się zaśmiał i cholernie szybko uchwycił ciało nieżyjącego, Miki... Przez co młody oderwał mu głowę. Siła, z jaką się zamachnął na zabójcę swojego przyjaciela, była ogromna... Na tyle ogromna, że odcięła głowę Miki.

    Stał chwilę w bezruchu. Mężczyzna rzucił zwłoki chłopaka z powrotem na ziemię. Młody puścił łom i upadł na ziemię, zakrywając sobie usta ręką. A najgorsze było to, że sobie już wszystko przypominałem... Straciłem przyjaciela i jeszcze sam urwałem mu łeb.

    – Bądź grzecznym dzieciakiem, a nie tak jak twój kolega. Jestem głodny! – Chciał się na niego rzucić, ale szybko podniósł łom i przebił go na wylot.

    Szybko wziął nogi za pas i zaczął uciekać. Stojąc chwilę, usłyszałem, co mówi ten tajemniczy dziwak, gdy spluwał krwią.

    – Podłość! I TAK CIĘ ZNAJDĘ CUKIERECZKU!

    Krzyknął na cały regulator, a ja... cukiereczku? Brzmiało znajomo. Wybiegłem z podziemi i zobaczyłem, że świat uległ zmianie. Rozejrzałem się dookoła, ale... żadnej żywej duszy. Świat był teraz...

    – Twoim koszmarem – usłyszałem głos za mną. Odwróciłem się i ujrzałem siebie samego z czerwonymi oczami, świecącymi na dodatek.

    – Kim... jesteś? – spytałem.

    – Ja? Twoją mroczną stroną, która cię tu więzi.

    – Jesteś... mną?

    – Tak. Wyjdziesz stąd, kiedy ci pozwolę. – I nagle rozmył się w powietrzu.

    – Czek...! – Nagle do mnie dotarło. – To moje piekło. Mój czyściec. Kara za morderstwa i zbezczeszczenie zwłok... Nie wierzę... – mówiłem na głos.

    Wszystkie wspomnienia powróciły ze zdwojoną siłą. Wiedziałem już, jaką więź czuł mały ja do Miki. Pamiętałem, co się wydarzyło. Zostałem tu zamknięty po tym, jak uciekłem z więzienia wampirów. Żyłem w kłamstwie przez tyle lat... Żyłem w świecie, w którym chciałem żyć, a nie w którym naprawdę żyłem! To miał na myśli Mika w szkole... Nie...

    Tkwiłem i tkwię w tym piekle już dwa lata. Byłem cholernie zmęczony. Tu nie było nocy i nie było dnia. Niebo koloru czerwonego. Ulice puste tak, jak i wnętrza budynków. Bardzo długo szukałem żywej duszy na marne. Jedyne, co znalazłem, to motor mojej trenerki. To nim jeździłem po świecie, którym były wszystkie moje wspomnienia. Nie było tu innych miejsc, niż te, które odwiedziłem. To błędne koło...

    – Co mam zrobić byś mnie wypuścił? – spytałem na głos, licząc, że drugi ja się odezwie. Miałem już szesnaście lat... Ciekawe, czy tyle samo miałem w świecie, który opuściłem.

    Siedziałem oparty o płot i patrzyłem na zagubione miasto. Tak nazywałem miasteczko, w którym się urodziłem i wychowałem.

    Czasem drugi ja tworzył coś na wzór wampira z tamtego dnia... I teraz mnie olśniło. Nie robi tego przypadkiem.

    "I TAK CIĘ ZNAJDĘ CUKIERECZKU!!!"

    – Cukiereczku? Skąd to znam... Skąd to... 

    Moje oczy zrobiły się duże. Był jeden wampir, który mówił do mnie identycznie. Ta szumowina... zabiła Mikę, a potem Emily i Hopa? Zabrał mi trzy osoby? I ja mu na to pozwoliłem?

    Wstałem wściekły i zacisnąłem dłonie w pięści.

    – Gdy tylko stąd wyjdę... Możesz być pewien, szlachcicu, że pomszczę mych bliskich.


*Oczami Kaprala*

    – SZEFIE! – krzyczała Triksi.

    – Co się stało? – spytałem znudzony. – Układam, nie widzisz?

    – Ale szefie! Z obiektem dwanaście jest źle!

    Nagle upuściłem puzzel.

    – Obiekt dwanaście? Co z nim?! – Wstałem zza biurka i ruszyłem z nią do laboratorium.

    – Ma oznaki... chyba się przebudza! 

    Ten dzieciak spał już od czterech lat! Był więźniem wampirów. Mógł dać nam wskazówki dotyczące ich słabych punktów.

    Gdy wchodziliśmy do korytarza, na którym znajdowały się drzwi do jego pokoju...

    – Szefie? Czy to nie demon wycieka z jego pokoju?

    – Jakbym nie zauważył! 

    Pobiegliśmy bliżej i zobaczyliśmy coś, czego się nie spodziewaliśmy. Macki wypływające spod jego stóp, zalewające całą podłogę i ściany pokoju.

    – Niemożliwe... Jak on... Zakontraktował demona przez śpiączkę?! – mówiła przerażona Triksi.

    – Ten dzieciak... Kim on jest? – Na moje słowa odwrócił się do nas i odsłonił swoje oko... czerwone, lewe oko. 

    Demon.



    Ciąg dalszy nastąpi...











~awenaqueen~


3 komentarze:

  1. Wspaniałe to opowiadanie. Nie mogę się doczekać następnych rozdziałów .

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniałe,ekstra,bombowe najlepsze <3
    czekam na dalsze rozdziały jestem strasznie ciekawa jak to możliwe z tym demonem i co się z nim teraz będzie działo ^^ justa

    OdpowiedzUsuń
  3. Super, chcę next'a xDD
    Dracoo

    OdpowiedzUsuń