środa, 16 czerwca 2021
Nobody's Perfect Cz.18
Na zewnątrz jest chyba już ciemno. Chyba... Nie wiem. Siedzę w jakimś klubie. Jestem zmęczona, ale boje się że w pokoju będą jeszcze chłopacy.Telefon chyba gdzieś zgubiłam więc zajebiście. Ale nowy iPhone leży w szafce. Dobre i to. Piję kolejną kolejkę kiedy czuje na sobie palący wzrok, a po chwili i dotyk.
-Angel, dość - odwracam się.
-Spieprzaj, Luke... Next - powiedziałam do barmana.
-Odprowadzę cię do pokoju. Masz już dość.
-Nie tobie decydować, Hemmings. Idź do tej wywłoki i wyruchaj, a mi daj święty spokój.
-Nie zostawię cię nigdy, więc możesz pomarzyć.
-Kurwa, stalkerze pierdolony, spadaj! - warknęłam i spadłabym z krzesła gdyby nie uścisk Luka.
-Widzisz? Masz dość. Wracamy - chwycił mnie tak mocno, że miałam gówno do gadania.
Wsadził mnie do swojego samochodu.
-Luke wypuść mnie... - ledwo już mówiłam bo w samochodzie był i zapach Luka i ciepło... Spać.
-Nie. Nawet cie do niego nie zawiozę. Jedziemy do domku letniskowego, którego wykupiłem na kilka dni.
-Spiepr... - zmęczenie bierze górę.
***
Budzę się w ciepłym łóżku. Słyszę jak deszcz puka o szyby. Te pomieszczenie jest mi obce. Kurna! Jak boli mnie łeb.
-Masz - nagle Luke podaje mi szklankę z wodą i tabletkę.
-Nie chce. Wracam do domu.
-Z przyjemnością odwiozę cię do ojca.
-Nie takiego. Do Seby.
-Nie ma mowy. Angel możemy pogadać na spokojnie? - cholera no! Spojrzałam na niego siedząc pod kołdrą. Sam też usiadł na łóżku i badał mnie wzrokiem.
-Nie mamy o czym, Luke. Ja nigdy bym cię nie zdradziła. Nawet nikogo nie pocałowała, a co dopiero się z kimś przespała - zaśmiałam się teatralnie - A ty to zrobiłeś jak gdyby nigdy nic. Jakoś nie chciałeś gadać gdy miałeś problem. Wolałeś wskoczyć do łóżka jakieś lasce. Spałam z Sebą pod jednym dachem i nawet się dotknąć nie dałam. Nawet objąć. Dzień w dzień myślałam tylko o tym kiedy znów się zobaczymy, bo tak tęskniłam... - łzy zalały moje oczy - Pewnego dnia widzę Alice, która mnie nienawidzi, Jennifer tak samo, i przyjaciół którzy o tym wiedzieli, ale mi nie powiedzieli.
-Nie! Calum i Michael o niczym nie wiedzieli. To Ashton przez przypadek się o tym dowiedział. Powiedział mi, że to moja sprawa i on się w to nie wtrąca. Posłuchaj mnie... Żałuje tego jak cholera. Masz racje, powinienem z tobą był porozmawiać, ale wolałem... uciec.
-Bo mi nie ufasz. Powiedz to na głos, Luke.
-Nie! Już ci mówiłem. Tobie ufam, ale innym facetom nie. Szlag mnie trafiał, że zamieszkałaś na kilka dni z obcym facetem, a jak się dowiedziałem, że wprowadza się do niego na stałe to już w ogóle mi żyłka pękła. Angel, daj mi ostatnią szansę, proszę - złapał moje ręce i patrzył się na mnie z żalem. Wyjęłam ręce z jego.
-Nie Luke. Na pewno nie teraz w ogóle nie wiem czy kiedykolwiek. Jestem zmęczona tym związkiem - wyszłam z łóżka - Odwieź mnie do akademika.
-Jasne...
Już mi nie truł. Przez całą drogę milczał. Nawet nie wiem co to za domek bo nie kojarzę okolicy. W końcu stanął pod znanym mi budynkiem. Wysiadłam i ruszyłam szybko do środka. Nagle na stołówce widzę Calum'a. Siedzi i trzyma się za bok. Boli go? Po chwili widzę jak zwija się z bólu, ale próbuje to maskować. Podchodzę szybko do niego.
-Cal?! Co ci jest? - pytam przerażona pochylając się nad nim.
-Jest ok. Nie jadłem długo. Zapomniało mi się o tym przez te wrażenia. Powiedz lepiej czy wybaczyliście sobie? - popatrzył mi w oczy i ból chyba ustąpił.
-Nie i wątpię w to. Mam dość.
-Angel... Postąpił jak debil i doskonale to wszyscy wiemy, ale cholera! On cie kocha!
-Jakby kochał to by nie zdradził. I nie całował tej wywłoki na moich oczach - widzę, że tym ostatnim go zdziwiłam. Ashton im nie powiedział?
-O czym... - znów złapał się za bok i zwinął.
-Boże Cal! Dzwonie po karetkę!
-Nic mi nie jest. To przejdzie.
-Nie kpij ze mnie! - szybko wybrałam numer i zadzwoniłam.
Po kilku minutach Calum czuł się gorzej i pobladł. Na szczęście sanitariusze to zauważyli i zabrali go do szpitala. Pojechałam z nimi tłumacząc, że jestem jego przyjaciółką. Pewnie by się nie zgodzili, gdyby sam nie powiedział, że mam jechać.
Czekam na poczekalni już bite pół godziny. Pije kawę i strasznie się martwię. Skoro nic mu nie było to dlaczego go jeszcze trzymają? Denerwuje się z minuty na minutę coraz bardziej. Nawet nie mam jak zadzwonić bo A: nie znam numeru chłopaków na pamięć, B: bo nie mam telefonu. Jak się wali to się wali. Proszę, oby nic nie było Calum'owi. Po chwili zaczepiam lekarza.
-Przepraszam. Co z Calum'em? - zmierzył mnie wzrokiem.
-Kim pani jest?
-Jego najbliższą przyjaciółką. Chciał bym tu z nim przyjechała. Proszę udzielić mi informacji bo jego rodzina jest strasznie daleko stąd - ściema. Jego rodzina jest w Sydney czyli kilka kilometrów od nas. Popatrzył na mnie jakby zastanawiał się nad "za" i "przeciw".
-Dobrze. Zrobię wyjątek. Proszę za mną do gabinetu.
Poszłam za nim. On usiadł za biurkiem, a ja na fotelu. Boże, powiedz że mu nic nie jest i to tylko zatrucie czy coś.
-Nie mam dobrych wiadomości. Na dodatek pacjent twierdzi, że robił już badania i wie o swojej chorobie.
-Jakiej chorobie? - spojrzał na mnie pytająco.
-Czyli nikomu nie mówił?
-Nie! Nic nie wiem. Nikt nie wie o żadnej chorobie! Co mu jest?! - ręce mi się trzęsą i zbiera na płacz.
-Proszę się uspokoić. Pan Hood powiedział mi, że nie chciał walczyć z chorobą. Musicie go państwo... Przyjaciele i rodzina przekonać.
-Do walki z czym do jasnej cholery!
-Z rakiem.
Zamarłam. R-rakiem?! Ale... O czym on mówi?! Jaki rak?!
-Gdyby zaczął się leczyć szybciej było by prościej się go pozbyć. Oczywiście, nadal można. Musi dać sobie pomóc, bo będzie za późno. Proszę zawołać tu jego przyjaciół i rodzinę. Musicie go państwo przekonać.
-Yhy... - kiwałam głową. Po chwili lekarz podaje mi jakieś tabletki i wodę.
-Proszę to zażyć. Uspokoi się pani.
Zrobiłam jak kazał i wyszłam z gabinetu. Pierdolony telefon!!! Teraz tak bardzo by się przydał. Wybiegłam ze szpitala i ruszyłam biegiem do akademika. Seba ma numer Josh'a, a Josh do chłopaków. Wleciałam jak poparzona do akademika. Mam chyba szczęście bo dosłownie wszyscy są tutaj na stołówce. Luke siedzi skołowany, ale to nie ważne. Podleciałam do nich. O dziwo Seba też tu jest.
-Co się stało? - spytał jako pierwszy gdy widział moją minę. Wszyscy momentalnie się na mnie spojrzeli. Luke wyglądał jakby był przestraszony.
-Musicie ze mną jechać - wydyszałam.
-Ale gdzie?! - zdziwił się Ashton.
-Do szpitala!
-Co ci się stało?! - spytał Josh.
-Nie mi. Calum'owi. Lekarz kazał po was przyjść byście go przekonali. W ogóle wiedzieliście, że on jest chory?! - warknęłam.
-Nie! Jak kurwa choroba?! - oburzył się Luke.
-Rak!
Wszyscy stali się bladzi jak ściana. Czyli też nie wiedzieli. Cal nikomu nie powiedział. Luke szybko wstał i wyjął kluczyki z kieszeni. Cała czwórka - bo Josh też - ruszyli do jego samochodu. Ja i Seba zostaliśmy co podniosło ciśnienie Lukowi.
Seba mnie przytulił i uspokajał. Boje się o Calum'a. Chce by wyzdrowiał.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz