Wróciłam do siebie, a właściwie do Ryan'a. Muszę wracać do Laury, bo pewnie nie wytrzymuje z tymi debilami. Zaczęłam pakować swoje rzeczy, gdy nagle przeszkadza mi w tym Oli. Wchodzi do pokoju.
– Coś się stało? – pytam, gdy chłopiec nie odzywa się. Widzę, że jest smutny.
– Nic.
– Nie kłam, przecież widzę.
– Bo... Bo ja... Bo ja polubiłem Kubę... I... I... Czy on też wyjeżdża? – Zrobił maślane oczka. Boże, serce mi się kroi, widząc go takiego. Hm. Polubiłam, a wręcz pokochałam Kubę i nie chcę go zostawić.
– Hej, poczekaj chwilę.
Wzięłam telefon i wykręciłam numer do tego gościa, od którego mam Kubę. Po dwóch sygnałach usłyszałam znajomy głos.
– Dzień dobry. Coś się stało? Chce pani, nie daj Boże, zwrócić kotka? – słyszałam, że jest wyraźnie przestraszony.
– Nie! Ale chciałam się spytać, czy pan ma jeszcze z nimi problem?
– Jeżeli pyta pani o to, czy jeszcze je mam, to tak. Ostatnia dwójka. Szary i rudy – ucieszyłam się.
– To ja chyba jeszcze jednego przygarnę dla bratanka...
– Naprawdę? O rany, świetna wiadomość! Już się bałem. A to pewne? – strasznie się podekscytował.
– W sumie mój brat ma mało do gadania, bo już mały chce kotka. Tylko nie wiem, jak go dostarczyć...
– Nie rozumiem? – speszył się.
– Bo mój brat mieszka w Kanadzie...
– A to żaden problem! Moja siostra również mieszka w okolicach, więc mogłaby dostarczyć. A jakiego?
Hmmm. Dobre pytanie. Spojrzałam na Oliego. Zakryłam telefon i zwróciłam się do niego.
– Jakiego chcesz kotka? Rudego jak ja, czy szarego? – Chłopiec się zamyślił.
– Takiego jak ty!
Pokiwałam twierdząco głową i znów zaczęłam nawijać do słuchawki.
Po skończonej konwersacji wróciłam do pakowania, a Oli podskakując, wyszedł z mojego pokoju. Dobrze, że nie muszę zostawiać Kuby. Oczywiście, jakby nikt mi znów nie przerwał, to byłoby święto.
Laura:
Jak tam? Kiedy wracasz?
Ja:
Dobrze ≧∇≦ wracam na dniach, właśnie się pakuje. A co u was?
Laura:
Josh wrócił dziś nad ranem, a Sebe pochłaniają wyścigi >.<
Ja:
Ech, ten to ma życie
Laura:
Powiem ci, że to chyba jakieś turnieje czy coś, bo grzebie w tym swoim motorku praktycznie całymi dniami...
Ja:
No jasne
Dobra idę się pakować
Laura:
Josh właśnie mi oznajmił, że zaraz do cb napise haha
napisze*
Ja:
Ekstra -.-
No i długo nie musiałam czekać na sms od Josha. Ech, oni chyba nie chcą, bym wracała.
Josh:
Część dupo
Ja:
Joshu, kocham cię, ale daj mi się spakować, co?
Josh:
Żałosne =.=
Przewróciłam oczami na jego reakcję. Już nie pisał, więc mogłam powrócić do wcześniej przerwanej czynności.
Po godzinie miałam to już z głowy. Wyszłam więc się przejść na miasto i przy okazji zabrałam listę zakupów. Pogoda mi sprzyja. Słońce jest wysoko na niebie, a ja zmierzam w kierunku lodziarni. Oczywiście, niechcący, bo jakżeby inaczej, trafiłam na sos'ów. Wchodzili do supermarketu. Ciekawe, po co? Jak na złość, muszę zrobić zakupy. Szlag by to...
Weszłam do sklepu i chwyciłam koszyk. Starałam się unikać ich, jak tylko mogłam. Pewnie ktoś pomyślał, że ich obserwuje jak psychopata, a ja po prostu muszę ich unikać. Wchodząc na regał ze słodyczami, nie rozejrzałam się. Błąd. Ktoś mi szepnął na ucho:
– Widzę, że wstydzisz się podejść, więc pomyślałem, że to ja podejdę do ciebie – odwróciłam się na pięcie, ale i tak wiedziałam, kto za mną stoi.
– Lucas... Ja robię zakupy – włożyłam do koszyka delicje.
– Yhym. To czemu ciągle czułem na sobie palący wzrok? – On... Wydaje się taki inny. Wyluzowany. Jakby kompletnie ostatnie miesiące nie miały miejsca. Jakby czas się zatrzymał, a my nadal bylibyśmy przyjaciółmi. Aż tak na poważnie wziął moje słowa?
– Ech... Dobra, mam wszystko. Cześć Luke – chciałam odejść, ale poczułam szarpnięcie za nadgarstek. Odwróciłam się i zobaczyłam smutnego Luka.
– Przecież mieliśmy spróbować na nowo jako przyjaciele. Mam wrażenie, że nas unikasz. Dlaczego?
– To nie tak – dokładnie tak, ale mu tego nie powiem. – Po prostu muszę się spakować, bo jutro wracam do chłopaków i Laury. Muszę ogarnąć dziś wiele rzeczy, a czas leci.
– Już jutro?
– Yep.
– I nie możesz przedłużyć pobytu tutaj? Nam zaczynają się "wakacje" – zrobił cudzysłów w powietrzu – więc moglibyśmy razem je spędzić, by odbudować relacje. Oczywiście, mówię o chłopakach... No wiesz, o co mi chodzi – zaczął się miotać. Przyznam, że mnie to rozbawiło i zaśmiałam się krótko.
– Niestety Luke, ale nie mogę. – W sumie mogę, ale minęło pół roku i nie wiem, czy nie czułabym się jak ryba wyjęta z wody. – Obiecałam Laurze, że wrócę.
– Luke? – wołał, a właściwie szukał go Michael. Wchodzi na nasz regał i zamrugał kilkakrotnie, by po chwili do nas dojść. – Cześć Angel!
– Cześć Mycz. – Taa, trzeba spróbować, co? Za nim przyszła reszta. Oczywiście...
– Angel! Rozwódko... – Calum mnie przytulił, czym mnie zdziwił.
– Ale zbieg okoliczności – zaśmiał się Ashton, na co przewróciłam oczami.
Nagle mój telefon dał o sobie znać. Wyciągam go z kieszeni i wiem, że muszę odebrać.
– Dobra, pogadamy potem, bo to ważny telefon. Trzymajcie się.
Odwracam się od nich i odbieram. Idę w kierunku kas.
– Znalazłeś dla mnie czas? – spytałam sarkastycznie.
– Wiem, wiem, przepraszam. Chcę ci to wynagrodzić i spędzić jutrzejszy dzień i pojutrzejszy razem. To jak? Piszesz się na to?
– Jurto wracam do Londynu... Myślę, że w domu będę na piętnastą, więc jeżeli ci pasuje to oki – wypakowałam wszystko na taśmę. Za mną w kolejce czekali chłopacy. Że też muszą słyszeć.
– Wyjechałaś? – Taa, pamiętacie, jak mówiłam, że przez Luke'a kłócę się z chłopakiem? Ściema.
– Nom. Nudziło mi się.
– To może odbiorę cię z lotniska?
– Okey. W ogóle muszę z tobą – przerwałam i dałam kasjerce pieniądze – porozmawiać.
– U, brzmi groźnie. Muszę się bać?
– Musisz. Dobra ja kończę. Zadzwoń potem.
– Dobrze. Kocham cię.
Wcale nie zrobiło mi się miło.
– Ja ciebie też, paa!
Rozłączyłam się i poszłam do domu. Dobrze, że nie zgodziłam się na przedłużenie pobytu tutaj. Mimo tego, co powiedziałam przez telefon... To tak naprawdę puste słowa. Daniel nie ma dla mnie czasu. On nie jest w stanie pogodzić życia zawodowego z prywatnym, a ja nie jestem w stanie wiecznie na niego czekać. Wole być wieczną singielką niż psem na smyczy. Zdecydowanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz