czwartek, 17 czerwca 2021

Lied Cz.7

   


    – Jak... Jak on mógł cię tak potraktować?! To nawet nie jest jeszcze potwierdzone! – krzyczał wściekły Dan i chodził po pokoju. Ja jakoś nie byłam wściekła na Luke'a. Sama pewnie zachowałabym się tak samo, jak on. Dokładnie tak samo albo i gorzej. – Lily? – Jakby cała wściekłość z niego uleciała. Usiadł naprzeciwko mnie, na sofie i patrzył na mnie. Na skuloną Lily przykrytą kocem. Ok, posiadałam uczucia i zabolały mnie słowa Luke'a mimo wszystko.

    – Jest ok – odpowiedziałam, wzdychając. Byłam znów senna przez tę ciążę, ale nie chciałam jej usuwać. Nikt poza Dan'em nie wiedział o dziecku, nawet Luke. Ciekawiło mnie, jak wtedy by się zachował. Pewnie jeszcze bardziej by go to przytłoczyło. Teraz jedyne, o co się modlę do boga, w którego nie wierzę, to to, by Luke nie był moim bratem. – Pójdę już spać – wstałam i poszłam do pokoju w milczeniu.


***


    Nie mogłam spać. No może z dwie godziny się zdrzemnęłam, ale nad ranem obudził mnie głośno dzwoniący telefon. Niechętnie sięgnęłam urządzenie z szafki nocnej i odebrałam, nie patrząc, kto to do mnie wydzwania tak wcześnie.

    – Halo? – odzywam się pierwsza.

    – Um... – To Pan Hemmings. Od razu usiadłam. - Przyszły te wyniki. Nie mówiłem jeszcze żonie... ani nikomu z mojej rodziny. Zresztą synowie wyjechali w nocy i w sumie tylko ona... no nieważne. Przyjdziesz dzisiaj? Otworze te wyniki przy tobie byś nie pomyślała, że podrobiłem czy coś... O której mogę się ciebie spodziewać? – plątał się w słowach niemiłosiernie. Wyłapałam tylko, że ma wyniki i chce je otworzyć przy mnie.

    – Bo ja wiem? Koło dziewiątej może być? – Nawet nie wiedziałam, która była wtedy godzina.

    – Tak, nie ma problemu. Przepraszam, że dzwoniłem o piątej, ale uznałem, że tak będzie lepiej. –Moje usta rozchyliły się ze zdziwienia. Jaka piąta?!

    – Nic się nie stało – zrobiłam sztuczny uśmiech.

    Po skończonej konwersacji poszłam do kuchni, by coś zjeść, a potem się ogarnąć. W kuchni zastałam Dan'a, co chyba nie było dziwne, że w ogóle nie śpi. Przecież to był robot, który robi przepyszne naleśniki.

    – A dokąd idziesz? – spytał zdziwiony, gdy ubrałam buty.

    – No do Hemmings'ów – odpowiedziałam, bo przecież to tak oczywiste, że aż wcale.

    – Po co?

    – Po wyniki. Boże, Dan, nie denerwuj mnie. – Bardzo łatwo było wytrącić mnie z równowagi, a to przecież pierwszy miesiąc leciał dopiero.

    – Dobrze, dobrze. Wiem, że kobiet w ciąży denerwować nie wolno – uśmiechnął się słodko. Czasami miałam wrażenie, że on się we mnie buja. Nie, na pewno mi się zdawało.


***


    Po dziewiątej już stałam przed drzwiami mojego "rzekomego" tatusia. Zapukałam, a po sekundzie drzwi się otworzyły. Oczywiście to musiała być matka Luke'a. Przywitałam się z nią i poszłyśmy razem do salonu. Tam siedział pan Hemmings z okularami na nosie i przed laptopem. Gdy mnie zobaczył, zamknął klapę i zdjął okulary.

    – Proszę, siadaj – wskazał ręką na fotel. Zrobiłam to, ponieważ dziwnie się czułam. Pewnie znów się denerwowałam, a mi nie wolno. 

    – Zaraz się dowiemy – skrzyżowała ręce śliczna blondynka. Mężczyzna podał mi kopertę i kazał otworzyć. Ręce mi się trzęsły, ale nie czułam się dziwnie. Miałam przeczucie, że on nie jest moim biologicznym tatą. I faktycznie nim nie był. Uśmiechnęłam się mimowolnie szeroko. Czyli moje dziecko nie będzie miało tatusia, który jednocześnie będzie wujkiem. Podałam mężczyźnie dokument i sam przeczytał. Widziałam, że odetchnął z ulgą, ale i tak chyba wiedział, jaki będzie wynik.

    – Czyli co? – dopytywała Liz.

    – Tak jak mówiłem. Lily nie jest moją córką – przekazał małżonce dobre wieści, by po chwili spojrzeć na mnie. – Przykro mi. Spróbuj porozmawiać z matką. Wiem, że jest... Nie skora do takich rozmów, ale przyciśnij ją – uśmiechnął się. – A może zrób test rodzinny?

    – Jaki? – dopytałam.

    – Rodzinny. Przebadaj i matkę i ojca. Wychodzi taniej*. Poza tym mogli się pomylić i tak naprawdę twój dotychczasowy ojciec jest twoim biologicznym ojcem.

    – Nie. To akurat niemożliwe. Mój brat też nie jest jego synem – uśmiechnęłam się blado i spojrzałam w ziemie.

    – Och... – chyba nie spodziewał się tego. – Nie wierzę, by twoja matka zdradzała partnera. Co jak co, ale się szanowała.

    – Może zrobię ten test rodzinny i przy okazji przebadam moją siostrę. Jest najmłodsza i razem z bratem martwimy się o nią – wstałam i szykowałam się do wyjścia. – Przepraszam, że przysporzyłam kłopotów.

    – Nic się nie stało. To normalne, że byłem na liście "podejrzanych" – zrobił cudzysłów w powietrzu, śmiejąc się szeroko. – W końcu byłem najlepszym przyjacielem twojej matki.

    – Jeszcze raz przepraszam – już szłam do drzwi, kiedy przypomniało mi się coś jeszcze. Chyba mogłam znów być suką dla Luke'a, co nie? – A! I proszę przekazać Luke'owi, jakie są wyniki.

    Małżeństwo spojrzało się po sobie, ale ja już wyszłam. Ciekawił mnie, jaki będzie odzew Lukey'a na prawdę. Wsiadłam do auta Dan'a i przekazałam, że wracamy do Stanów. Chyba niezbyt się ucieszył, za to ja bardzo.


***


    Dwa dni później...


    Dotarliśmy szczęśliwie do domu, ale ja jakoś i tak źle się czułam. Dan dał mi swój numer, gdybym potrzebowała pomocy. Dziś zadzwoniłam po tatę, by do mnie przyjechał. Razem mieliśmy większe szanse, by wyciągnąć od mamy próbkę do badań DNA. Usłyszawszy dzwonek do drzwi, zbiegłam na dół i otworzyłam. To oczywiście mój kochany tatuś. Przytuliłam go.

    – Tęskniłem za tobą córuś – dusił mnie.

    – Ja za tobą też. Idziemy do mamy? – Chciałam mieć to z głowy, a kłótnia z nią... To ostanie, na co czekałam. Ojciec nie wyglądał na zadowolonego.

    – Słuchaj... To na pewno dobry pomysł? – bawił się kluczykami w ręce.

    – Jedynym, tato – specjalnie podkreśliłam ostatnie słowo. Uśmiechnął się do mnie i objął ramieniem. Wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do jego auta.

    Po parunastu minutach dojechaliśmy pod nasz stary dom. Trochę miałam wyrzuty sumienia, że zostawiłam siostrę na pastwę tej starej rury, ale... byłam samolubem.

    – Jesteś gotowa? – pyta, gdy jeszcze siedzieliśmy w aucie.

    – Taa – odparłam bez przekonania. Może znów zaliczę liścia? Kto wie.

    Wyszliśmy z auta i spokojnym krokiem doszliśmy pod białe drzwi. Zapukałam. To w końcu już nie był mój dom. Po dwóch minutach widzę mamę, kora się uśmiecha... Czyli nawet nie było jej smutno, że dwójka dzieci plus mąż się wyprowadzili.

    – Co wy... tutaj robicie? – spytała jakby przestraszona. Czego się bała? A może w domu miała kochanka?



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

*Wymyśliłam, więc nie doszukiwać się takich rzeczy w realnym świecie XD










~awenaqueen~



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz